ROZDZIAŁ 9

Objaśnia, w jaki sposób Bóg udziela się duszy w widzeniu przez
wyobraźnię i jak nic należy nigdy pragnąć tej drogi. - Przyczyny
tej bardzo ważnej przestrogi. - Korzyści z niej wypływające.
1.
Przystępuję teraz do widzeń przez wyobraźnię, do których, jak
mówią, łatwiej
niż do poprzednich może zakraść się diabeł; i sądzę, że tak jest.
Wszakże, gdy
pochodzą od Pana, widzenia te, zdaniem moim, większy z pewnego
względu pożytek przynoszą, ponieważ lepiej odpowiadają naszej
naturze. Nie przewyższają jednak tych, których Pan użycza w
mieszkaniu ostatnim, a które są tak wysokie, że żadne inne im nie
dorównają. W rozdziale poprzedzającym mówiłam wam, jako w widzeniu
umysłowym
Pan daje poznać duszy swoją obecność przy niej, toż samo dzieje się
i tu, tylko w inny sposób, który postaram się wam objaśnić za pomocą
następującego porównania.
2. Przedstawmy sobie, że mamy
w posiadaniu naszym skrzynkę złotą,
a w niej zamknięty kamień drogi, niezmiernie wielkiej ceny i
cudownej skuteczności.
Kamienia tego nigdy na oczy nie widzieliśmy, ale wiemy z zupełną
pewnością, że mamy
go ukrytego w tej skrzynce i, nosząc ją przy sobie, czujemy po
skutkach, jakie sprawuje, dzielność zamkniętego w niej klejnotu.
Choć go więc nie widzimy, cenimy go sobie wysoko, bo wiemy z
własnego doświadczenia, że ma on moc uzdrawiania pewnych ran, z
jakich
i nas uzdrowił. Patrzeć nań ani skrzynki otwierać nie śmiemy
i, choćbyśmy chcieli, nie moglibyśmy, bo sekret otworzenia jej zna
tylko właściciel klejnotu, i choć go nam dla
pożytku naszego
użyczył, klucz przecież, jako do własności swojej, zatrzymał
przy sobie i nie otworzy,
aż gdy mu się spodoba pokazać nam on skarb ukryty.
I gdy zechce,
znowu
zamknie i skarb ukryje; jakoż w rzeczy samej tak czyni.
3. Przypuśćmy teraz, że w
danej chwili, dla pociechy tego, komu tę skrzynkę powierzył,
nagle ją przed nim otworzy. Rzecz jasna, że cudowny blask kamienia,
tego, kto go tak ujrzy, nieopisaną napełni radością i głęboko się w
pamięci jego wyryje. Otóż podobnie się dzieje w widzeniu przez
wyobraźnię, gdy spodoba się Panu duszę nim uszczęśliwić. Jasno jej
wtedy ukazuje swoje najświętsze Człowieczeństwo, w tej czy w innej
postaci, jak zechce; czy takim, jak się przedstawiało oczom ludzkim,
gdy jeszcze mieszkał śmiertelny na tej ziemi, czy też jakim jaśnieje
w nieśmiertelnej chwale zmartwychwstania. I choć to widzenie tak
szybko przemija, że można by je porównać z szybkością błyskawicy,
wszakże wspaniały
ten obraz tak pozostaje w wyobraźni wyryty, że niepodobna, jak
sądzę, by kiedy mógł się w niej zatrzeć, dopóki dusza nie ujrzy go
tam, kędy jej dano będzie cieszyć się nim bez końca.

4. Obraz, mówię, ale nie
znaczy to, by dusza widziała Człowieczeństwo Pana, jakby malowane.
Widzi je, owszem, prawdziwe i żywe; nieraz nawet do niej przemówi,
nieraz
i głębokie tajemnice jej objawia. Dodać tu jednak należy, że
chociażby to widzenie nie
tak szybko przemijało, jak mówiłam, chociażby dłuższy czas trwało,
tak samo zawsze niepodobna byłoby utkwić w nim oczy, jak niepodobna
utkwić je w słońcu. Przyczyna jednak tu jest inna; na słońce patrzeć
nie możemy, bo blask jego razi cielesne oczy nasze; blask zaś tego
nadziemskiego widoku nie razi wewnętrznego oka duszy, w której się
całe to widzenie odbywa. (Czy może ono kiedy być widome i dla oka
zewnętrznego? O tym nic powiedzieć
nie mogę, bo ta dusza, z którą jestem tak blisko i której sprawy
wewnętrzne
tak dokładnie znam, jak swoje własne, nigdy nic podobnego
nie doznała, a czego się nie
zna z własnego doświadczenia, o tym
trudno powiedzieć coś pewnego). Blask i jasność najświętszego
Człowieczeństwa jest to jakby światłość wlana do duszy, jakby blask
słońca przykryty dziwnie subtelną i przeźroczystą zasłoną z diamentu
utkaną;
szata jego biała i powiewna, jakby z najcieńszej tkaniny
holenderskiej. Dusza,
której Pan użyczy łaski tego widzenia, zawsze
wpada w zachwycenie,
bo niskość jej nie jest zdolna znieść tak
przerażającego widoku.
5. Przerażającego, mówię, bo
chociaż to widzenie tak wdzięczne i tak rozkoszne,
jakiego nikt, choćby i tysiąc lat na to się myślą wysilał, nie
zdołałby sobie wyobrazić
(tak dalece ta piękność przewyższa wszelką objętość wyobraźni i
pojęcia ludzkiego),
sama przecież obecność Pana ogromnym majestatem swoim mimo woli
duszę
strachem i przerażeniem przenika. Nie ma tu dusza potrzeby pytać,
kogo ma przed
sobą, wie ona dobrze i czuje, kto On, i On sam jasno jej siebie
oznajmia, Pan
wszechmogący nieba i ziemi. Nie jak królowie tego świata, których
nikt by nie poznał,
gdyby nie blask zewnętrznej okazałości i orszaku królewskiego,
którym się otaczają.
6. O Panie, jakże mało Ciebie
znamy, choć imię chrześcijańskie nosimy! Cóż będzie w on dzień, gdy
przyjdziesz nas sądzić, jeśli tu, gdy z taką łaskawością
przychodzisz do duszy, którą sobie za oblubienicę obrałeś, widok
Twój takie w niej sprawia przerażenie? Cóż będzie, o córki, gdy
strasznym głosem rzeknie: "Idźcie precz, przeklęci", od Ojca mojego?

7. Pamiętajmy na to, póki tu
żyjemy i to niech będzie dla nas owocem tych łask,
tych cudownych widzeń. Najlepszy to będzie owoc. Święty Hieronim,
choć taki święty,
nigdy, póki żył, z pamięci swej nie wypuszczał onego dnia sądu
strasznego. Czyńmy podobnież, a niczym nam się wydadzą wszelkie
cierpienia i surowości zakonne,
w których żyjemy;' choćby one najdłużej trwać miały, zawsze to
będzie chwila tylko
w porównaniu z tą wiecznością, która trwa bez końca. Co do mnie,
szczerze wam
wyznam, że choć taka grzeszna jestem, nigdy wspomnienie na męki
piekielne takiego
we mnie strachu nie wzbudzało, jakiego doznawałam na samą myśl o tym
straszliwym wejrzeniu gniewu i zapalczywości, jakim w on dzień sądu
oczy Pana naszego, te oczy
tak piękne, tak słodkie, tak łaskawe, spoglądać będą na potępionych.
Serce mi się kraje
na to wspomnienie i tak było zawsze przez całe życie moje. Zważcie
teraz, jak daleko bardziej tego lękać się musi owa dusza, której Pan
sam w taki sposób się objawiał!
Widok ten tak głębokim przenika ją uczuciem, że ją aż czucia
pozbawia. I ta jest
przyczyna, dla której Pan w tych widzeniach sprawia w niej
zawieszenie władz
i zmysłów, przychodząc tym sposobem w pomoc jej słabości, aby
wyszedłszy
z siebie mogła się w tym tak wysokim obcowaniu złączyć z boską
wielmożnością Jego.
8. Widzenie, w którym by
dusza zdolna była przez dłuższy czas wpatrywać
się w Pana, nie byłoby, jak sądzę, widzeniem, jeno gwałtownym jakimś
natężeniem myśli, sztucznym w wyobraźni utworzeniem postaci, ale
martwej w porównaniu z tym, co dusza w prawdziwym widzeniu ogląda.
9. Zdarzają się także dusze
(wiem o tym, bo sama miałam do czynienia z takimi,
a było ich nie trzy albo cztery, ale wiele), które mają tak
chorobliwą wyobraźnię czy
też umysł tak niespokojny, że przejmują się tworami swej imaginacji,
że cokolwiek
im stanie na myśli, to zdaje im się, że na oczy widzą. Gdyby takie
dusze ujrzały
widzenie prawdziwe, przekonałyby się bez najmniejszej wątpliwości,
że rzekome
ich widzenia są tylko zmamieniem. Same sobie tworzą w wyobraźni to,
co widzą,
za czym i z tej pracy swojej nie tylko żadnego nie odnoszą pożytku,
ale jeszcze
tak po niej zostaną chłodne i obojętne, że prędzej jeszcze i łatwiej
zagrzałby
je widok jakiegokolwiek obrazka pobożnego. Przy tym, widziadła te od
razu zacierają się w pamięci, prędzej jeszcze niż sen, co samo
już dowodzi, że żadnej do nich wagi przywiązywać nie warto.

10. Zupełnie inaczej się
dzieje w prawdziwych widzeniach, o których tu mówimy.
W chwili, gdy dusza ani się spodziewa, ani jej przez myśl nie
przejdzie, by miało
się z nią stać coś nadzwyczajnego, znienacka zjawia się przed nią
Pan i, wznieciwszy
zrazu we wszystkich zmysłach i władzach wielkie poruszenie
przestrachu i trwogi, natychmiast potem ucisza je w błogim onym
pokoju. Podobnie, jak gdy św. Paweł,
nagle zatrzymany w swym zapędzie, legł obalony na drodze do
Damaszku, wielka
nad nim zawrzała z nieba nawałnica, tak i tu, w tym świecie
wewnętrznym, w głębi
duszy, wielkie nagle staje się wzburzenie, aż w chwilę potem - jak
mówiłam - nastaje głębokie uciszenie. Dusza wtedy tak jasnego
dostępuje poznania prawd najwyższych,
że nie potrzeba jej już innego nauczyciela; Ten, który sam jest
Mądrością prawdziwą,
oświeca przyrodzoną jej nieudolność i czyni ją zdolną do poznania
tych rzeczy. Przez
pewien czas niezachwiana trwa w niej pewność, że łaska ta pochodzi
od Boga i żadne,
jakie by jej czyniono zarzuty, nie zdołają zakłócić tej pewności
obawą, że może zły duch
ją oszukuje. Później dopiero, zwłaszcza gdy spowiednik ją nastraszy,
że może Bóg jako
karę za grzechy jej dopuścił na nią takie oszukanie, zachwieje się
nieco w tej pewności,
ale nie tak, by ją zupełnie straciła. Tak samo zupełnie, jak w
pokusach przeciwko wierze, którymi może diabeł dręczyć i niepokoić
duszę, ale nie dokaże tego, by wbrew pokusom
jego nie stała mocno w wierze. Owszem, im natarczywiej wmawiają w
nią te wątpliwości,
tym mocniej ona utwierdza się w przekonaniu, że łaska, której
dostąpiła, nie może być zmamieniem diabelskim, bo zły duch z
pewnością nie sprawiłby w niej tych szczęśliwych skutków, jakie ona
z widzeń swoich odnosi. Nie jest on też w mocy tak głęboko wniknąć
do samego wnętrza duszy ani, wreszcie, choć może wywołać w wyobraźni
pewne widziadła, nigdy jednak nie zdoła nadać im takiej prawdy,
takiego
majestatu i takiej dzielności, jak je mają widzenia od Boga.
11. Co do spowiednika, może
on tu się lękać, i bardzo słusznie; tajników duszy
on nie widzi, może też ta, która podobnych łask dostąpiła od Pana,
nie potrafi mu
jasno wytłumaczyć tego, co w niej się dzieje. Potrzeba tu więc
wszelkiej oględności i powściągliwości, pozostawiając rzecz czasowi,
aż się okaże, jakie z tych widzeń będą owoce. Trzeba spokojnie, nie
spiesząc się, śledzić za tą duszą, jakie postępy robi w pokorze, jak
utwierdza się w cnotach, diabeł, jeśli to jego sprawa, rychło się
zdradzi i łatwo go zdybać na tysiącznych kłamstwach. Jeśli
spowiednik ma doświadczenie i sam tych rzeczy na sobie doznał,
prędko tu dojdzie prawdy i z samego przedstawienia rzeczy
od razu
pozna, czy to,
o czym mu mówią, pochodzi od Boga czy też od złego ducha,
czy wprost
tylko z imaginacji. Jeśli nadto Pan mu użyczył daru rozpoznawania
duchów i jeśli ma gruntowną naukę, choćby nie miał własnego w tych
rzeczach doświadczenia, zrozumie dobrze, o co chodzi.
12. Ale jednej tu rzeczy,
siostry, z waszej strony potrzeba, mianowicie wielkiej
szczerości i rzetelności w waszych przed spowiednikiem wyznaniach;
nie co do
grzechów tylko, bo to się rozumie samo przez się, ale i co do
wewnętrznych przejść
waszych na modlitwie. W braku tego warunku nie ręczyłabym za to, czy
jesteście na
dobrej drodze i czy Bóg sam was prowadzi. Albowiem Bóg chce tego i
bardzo w tym sobie podoba, byście z tym, który wam miejsce Jego
zastępuje, z taką samą, jak z Nim samym, postępowały szczerością i
prostotą i szczerze pragnęły tego, by spowiednik znał wszystkie
myśli, a tym bardziej jeszcze wszystkie postępki wasze, choćby w
rzeczach najmniejszych. Tak postępując na spowiedzi, bądźcie
spokojne i o nic się już nie trwóżcie. Choćby to diabeł mamidła
swoje wam nasuwał, jeśli jeno macie pokorę i dobre sumienie, nic one
wam nie zaszkodzą. Pan wszechmogący umie ze złego wyprowadzić dobre
i sprawi to, że tą właśnie drogą, którą diabeł chciał was pociągnąć
na zgubę, większą jeszcze korzyść odniesiecie. Mając to, choć mylne,
przekonanie, że widzenie, które wam się przedstawia, pochodzi od
Boga i uznając w nim dowód szczególnej dla was łaskawości Jego,
będziecie tym usilniej
się starały czynić wolę Jego we wszystkim i postać Jego, jak wam się
ukazała, zawsze chować w pamięci. W tej myśli pewien bardzo uczony
teolog mówił, że nie gniewałby
się, gdyby diabeł, będąc znakomitym
artystą, odmalował mu jakby żyjące wyobrażenie Zbawiciela. Patrząc
na nie, pobudzałby siebie widokiem Jego do większej pobożności
i tak
zwojowałby diabła własnymi piekielnymi sztukami jego; bo, dodawał,
chociażby
malarz był najgorszym człowiekiem, obraz przecież, ręką
jego malowany,
gdy przedstawia wyobrażenie Tego,
który jest wszystkim dobrem
naszym, zawsze będzie godzien czci i
poszanowania.

13. Stąd też mocno ganił
pewnych spowiedników, którzy penitentkom swoim
zalecali oznakami lekceważenia i pogardy znieważać takie
wyobrażenie, gdyby
im się w widzeniu ukazało. Gdziekolwiek bowiem, mówił, i w
jakimkolwiek kształcie
ujrzymy obraz Króla naszego, zawsze Mu cześć oddawać powinnyśmy. I
wielką,
zdaniem moim, miał słuszność. Jeśli bowiem już tu, w ziemskich i
ludzkich naszych
z ludźmi stosunkach, nikt by tego spokojnie nie zniósł, gdyby
widział w podobny sposób poniewierany portret przyjaciela swego,
jakże daleko bardziej boleć nas to powinno, gdyby
kto w oczach naszych krucyfiksowi czy jakiemu bądź wyobrażeniu
Boskiego Pana i Wodza naszego, miast należnego Mu poszanowania,
takie zniewagi wyrządzał. Choć na innym miejscu już obszernie o tym
mówiłam, chętnie przecież i tu powtórnie o tym wspominam. Wiem,
jakie było strapienie jednej duszy, dobrze mi znajomej, gdy
spowiednik, jako skuteczny sposób na widzenia jej, zdaniem jego
pochodzące od złego ducha, kazał
jej Panu Jezusowi, gdy jej się
ukaże, figę pokazywać. Dziwny to sposób i nie wiem,
kto go mógł
wymyślić. Dobry chyba tylko na udręczenie duszy, która, przekonana,
że powinna słuchać spowiednika we wszystkim, miałaby siebie za
zgubioną, gdyby
takiego nawet polecenia jego nie spełniła. Ja,
przeciwnie, zaleciłabym wam w podobnym zdarzeniu, z pokorą
przedstawiając racje wasze, wymówić się, a gdyby spowiednik
mimo to
przy rozkazie swoim obstawał, nie słuchać go. Tak przynajmniej
radził mi ten,
którego zdania w tym wypadku zasięgałam i przyznaję,
że racje, jakie mi dawał,
w najwyższym stopniu wydały mi się dobre i
trafiły mu do przekonania.
14. Jedną między innymi
wielką korzyść odnosi dusza z tej łaski od Pana jej dane),
tę mianowicie, że gdy rozmyśla o Nim, o życiu lub o męce Jego, widok
najsłodszego, zachwycająco pięknego oblicza Jego, jak na nie
patrzała w widzeniu, żywo jej się
przedstawia w pamięci i wielką, niewypowiedzianą napełnia ją
pociechą; podobnie
jak łatwiej i milej nam myśleć o kimś, co nam wiele uczynił dobrego,
gdy go znamy
z twarzy, niż gdybyśmy go nigdy nie byli widzieli. Wielką, upewniam
was,
pociechę i wielką korzyść przynosi duszy to słodkie wspomnienie.
Wiele innych, jeszcze szczęśliwszych skutków sprawiają te błogie
widzenia, ale
po tym wszystkim, co tu już powiedziałam i co później jeszcze mam
powiedzieć w
tym przedmiocie, dłuższym ich wyliczaniem teraz was i siebie trudzić
nie będę. Jedną
tylko dodam tu ważną przestrogę. Jakkolwiek wiecie albo słyszycie o
duszach, którym Bóg takich łask użycza, same dla siebie nigdy nie
pragnijcie ani Pana nie proście, by was tą
drogą prowadził. Słusznie ta droga wydaje nam się bardzo dobrą,
słusznie ją bardzo
wysoko cenić i poważać macie, ale, byście się same na nią wpraszały,
to wam
nie przystoi z wielu różnych powodów, z których tu wymienię
główniejsze.

15. Naprzód, nie zgadza się
to z pokorą żądać dla siebie tego, na co się nigdy
nie zasłużyło. Kto więc takiej rzeczy śmie pragnąć, ten chyba, jak
sądzę, nie
daje dowodu, by wysoko w tej cnocie postąpił. Jak prostemu
wieśniakowi ani na myśl nie przyjdzie, by miał zostać królem, bo między niskością
stanu swego
a wysokością godności królewskiej widzi przedział do przebycia
niepodobny,
tak i dusza prawdziwie pokorna ani zamarzy o tym, by mogła być godną
łask
tak wysokich. Nigdy też, mniemam, niepokorny takich łask nie
otrzyma, bo komu
Pan chce im użyczyć, temu naprzód daje łaskę jasnego poznania siebie
samego.
Dusza zaś, znająca samą siebie, nicość i niegodność swoją, jakżeby
mogła tak
wysoko sięgać myślą i pragnieniem, kiedy już, jak jest istotnie, za
wielką łaskę sobie poczytuje, że Bóg dawno jej nie strącił do
piekła? - Po wtóre, kto się waży podobne
żywić pragnienie, ten już jest oszukany przez diabła, albo co
najmniej bardzo bliskie mu
grozi od niego niebezpieczeństwo. Diabłu bowiem dość upatrzyć jaką,
choćby najciaśniejszą furtkę do duszy uchyloną, a zaraz przez nią
się wciśnie i krocie sideł swoich na niebaczną zastawi. - Po
trzecie, każda żądza, gdy jest silna i niepowściągnięta, roznieca i
porywa za sobą wyobraźnię. Człowiek wyobraża sobie wówczas, że
istotnie widzi i słyszy to, czego pożąda, tak jak kto na jawie z
upodobaniem i długo o czym myśli, temu często to, o czym myślał za
dnia, potem i w nocy się przyśni. - Po czwarte, wielka to śmiałość i
zuchwalstwo,
by kto sam sobie obierał drogę, jaka mu się podoba, nie wiedząc, czy
to droga dla niego odpowiednia i bezpieczna. Każdy z nas ma
obowiązek zdać się na Pana, który lepiej nas
zna niż my sami siebie, aby nas prowadził, kędy wie, że najlepiej, i
aby we wszystkim działa się wola Jego. - Po piąte, czy sądzicie, że
małe mają cierpienia i bóle do znoszenia ci, których Pan takimi
łaskami obdarza? Zaiste, cierpią oni niezmiernie i na wszelki
sposób.
A wy, skądże macie tę pewność, że stanie wam siły na zniesienie
takich cierpień?
- Po szóste, kto wie, czy w tym, w czym upatrujesz zysk i szczęście
dla siebie, nie znalazłabyś właśnie pewnej zguby? Przypomnij
sobie, jak Saul wyszedł na swoim wyniesieniu na królestwo.
16. Podobnych racji wiele
jeszcze mogłabym wam przytoczyć. Wierzajcie, siostry,
jedna jest tylko droga bezpieczna: chcieć tego, czego chce Bóg,
który zna nas lepiej
niż my same siebie. Oddajmy się w ręce Jego, niech czyni z nami i w
nas wedle woli
swojej. W takim postanowieniu trwając wolą niezachwianą, nigdy nie
zbłądzimy i zbłądzić
nie możemy. A zważcie jeszcze i to, że z otrzymania, choćby
najobfitszego podobnych
łask, żadne nie przybywa duszy pomnożenie
chwały w niebie; przybywa tylko ściślejszy obowiązek służenia Panu,
bo komu więcej dano, od tego i więcej żądać będą. Możności przymnożenia sobie zasług Pan nikomu nie odmawia, choć nie każdemu
użycza tych łask nadzwyczajnych; zasługa nasza zawsze od nas samych
zależy. Są święci, którzy nigdy widzeń nie mieli ani nie wiedzieli
nawet, co to jest miewać widzenia, jak i przeciwnie, są
tacy, którym
była dana
ta łaska, a świętymi nie są. Nie sądźcie, by te widzenia ciągle się
powtarzały; na jedną
taką łaskę, której Pan jej użyczy, sto i tysiąc dusza wycierpi
utrapień i krzyżów;
ani też o tym nie myśli, czy i kiedy znowu tę łaskę otrzyma,
jeno o
tym,
by za otrzymaną już wywdzięczyła się Panu, jak zdoła.
17. Zapewne, że te dary
niebieskie dzielną powinny być dźwignią i pomocą do cnoty
i wyższej doskonałości;, ale kto je osiągnie własnym kosztem i
nakładem swoim, w nagrodę cierpienia i pracy, ten nierównie większą
ma zasługę. Znałam jedną osobę - czyli raczej znałam ich dwie, jedną
z nich był mężczyzna - którym Pan podobnych łask użyczał,
a one tak gorąco pragnęły służyć Jemu na koszt własny bez tych
nadprzyrodzonych
rozkoszy i taką miały nieugaszoną żądzę cierpienia, że żaliły się i
jakby wymawiały
Panu, na co im daje te pociechy. Chętnie uchyliłyby się od tych
pociech i słodkości,
jakimi Pan zwykł darzyć na modlitwie dusze bogomyślne, jednak nie od
widzeń
samych, które same z siebie, jak każdy to widzi i jak ci także, o
których tu mówię, dobrze to zrozumieli, i pożytek niezmierny w duszy
sprawują i najwyższego poszanowania są godne.

18. Prawdę mówiąc, wzniosłe
takie pragnienia same już są, jak sądzę, darem nadprzyrodzonym; są
one udziałem dusz, czystą, wielką miłością płonących, które
zatem rade by dowiodły Panu, że nie służą Jemu jak najemnice dla
żołdu. Stąd też
- jak mówiłam - nigdy dla pobudzenia siebie do służenia Panu nie
dopuszczą do siebie myśli o chwale, jaka je za to czeka; myślą tylko
o tym, aby zadośćuczyniły swej miłości. Miłość bowiem z natury
swojej ma to do siebie, że bezustannie pracuje i działa jedynie
dlatego, że miłuje. Rada by taka dusza, gdyby to było w jej
możności, wynalazła sposób spłonięcia do szczętu w tym Bogu, który
taki w niej ogień miłości swojej zapala, i gdyby
tego była potrzeba, ochotnym sercem wydałaby siebie na zupełne na
wieki unicestwienie dla większej chwały Jego. Chwała Jemu i dziękczynienie na wieki,
amen, iż tak
się raczy poniżać i tak udzielać siebie nędznym stworzeniom swoim, i
tak
im objawiać nieskończone bogactwa wielmożności i miłości swojej.
ROZDZIAŁ 10

Mówi o innych jeszcze łaskach, jakie Bóg, w sposób odmienny od
poprzednich,
na duszę wylewa, i jakie z nich wielkie wypływają dla niej korzyści.
1. Na różny sposób Bóg
udziela w tych widzeniach siebie duszy: dla pocieszenia jej
w smutku; dla przygotowania jej do wielkiego, które na nią ma
przyjść, strapienia; bądź wreszcie dlatego, że chce się cieszyć nią,
aby ona nawzajem cieszyła się posiadaniem
Jego. Nie mam potrzeby wchodzić tu w bliższe szczegóły. Chciałam
tylko wskazać wam, siostry, o ile ja sama rozumiem, różne odmiany
zjawisk na tej drodze, abyście poznać
mogły ich właściwości i
skutki. Poznanie to, jak z jednej strony uchroni was od złudzeń,
bo
będziecie pamiętały, że nie każde urojenie wyobraźni jest widzeniem,
tak z drugiej
strony, dając wam tę pewność, że prawdziwe widzenia są
rzeczą możliwą, oszczędzi
wam próżnej obawy, jakiej mogłybyście
ulec, diabłu tylko na uciechę. Piekielny ten złośnik bowiem ma w tym
swój interes, gdy może wsiać do duszy niepokój i strapienie, wiedząc
dobrze o
tym, że w takim zamieszaniu wewnętrznym nie będzie już zdolna
oddać
się całkiem Bogu i bez podziału miłować Go i chwalić.
Inne jeszcze Pan ma drogi i sposoby udzielania siebie, nierównie
wyższe,
a nie mniej, jak sądzę, niebezpieczne od poprzednio opisanych, bo
tych chyba diabeł naśladować nie zdoła, tak głęboko są one we
wnętrzu duszy ukryte. Dlatego też daleko trudniej o nich mówić, niż
o tamtych wyobrażeniowych, które łatwiej dają się opisać.
2. Bywa tak, że w chwili gdy
dusza jest na modlitwie zupełnie przytomna
i zmysłami swymi władająca, nagle Pan zsyła na nią zawieszenie i
objawia
jej wzniosłe tajemnice, które tak jej się przedstawiają, jakby je w
Bogu samym
oglądała. Widzi tu już nie Człowieczeństwo najświętsze Zbawiciela,
lecz co
innego; chociaż źle się wyrażam mówiąc, że widzi, bo w istocie, nic
tu nie widzi. Jest to bowiem widzenie nie przez wyobraźnię, ale umysłowe, w
którym
poznaje, jak wszystkie rzeczy widome są w Bogu i jak Bóg je
wszystkie w sobie
obejmuje. Niezmierną dusza z tego widzenia korzyść odnosi; bo
chociaż przemija
ono w jednej chwili, głęboko jednak pozostaje w umyśle wyryte i
niewypowiedzianym
duszę przenika zawstydzeniem, ukazując jej jasno, jak wielką jest
niegodziwość
grzechów naszych, kiedy nie tylko w oczach Boga, ale w Bogu samym -
w pośrodku
Boga, mówię - takie złości są popełniane. Spróbuję to bliżej
objaśnić, za pomocą
porówna nią, jeśli zdołam. Chociaż bowiem wszyscy od dzieciństwa
słyszymy, że
grzech jest złością okropną, snadź przecież nad tym się nie
zastanawiamy albo
i zrozumieć tego nie chcemy; bo gdybyśmy rozumieli i pamiętali, co
to jest
grzech, chybabyśmy się nie ważyli na taką straszną zuchwałość.

3. Przedstawmy sobie Pana
Boga na kształt ogromnej, nieskończonych
rozmiarów komnaty czy pałacu wspaniałego; a w tym pałacu zawiera się
wszystek świat, a tym pałacem jest sam Bóg. Powiedzcież teraz, czy
może
grzesznik, gdy chce popełnić grzech swój, uchylić się, wyjść poza
obręb tego
pałacu bez granic? Nie może żadną miarą; a więc w pośrodku, w
samymże pałacu,
to jest w Bogu samym, dzieją się wszystkie te brzydkości i
niegodziwości, które my grzesznicy popełniamy. O, jakże by nas ta
myśl przerażać powinna! Jakżeby nam
potrzeba zastanawiać się nad nią we dnie i w nocy! Jakież to światło
z niej płynie na oświecenie nas ciemnych i nędznych, którzy nie
możemy się zdobyć na zrozumienie takiej jasnej prawdy. Gdybyśmy ją
bowiem zrozumieli, nie mielibyśmy odwagi zdobyć się na taką szaloną
zuchwałość! Zważmy, siostry, jak wielkie jest miłosierdzie, jaka
niewyczerpana cierpliwość Boga, że nas wówczas nie strąca do
przepaści. Najgłębsze Mu za to czyńmy dzięki, ale i wstydźmy się
samych siebie, gdybyśmy jeszcze obrażać się mieli, jeśli nam kto
uczyni albo powie co złego. Bo jakiż może być większy na świecie
wstyd i większa nad to nieprawość, gdybyśmy, wiedząc i widząc, jak
Bóg i Stwórca nasz tak cierpliwie znosi
tyle zniewag przez stworzenia Jego, nie już w oczach, ale na samymże
łonie
Jego Mu wyrządzanych, sami znieść nie chcieli jednego słowa, które
ktoś
w nieobecności naszej, może bez złego zamiaru, na nas powie?
4. O nędzo ludzka! Kiedyż
wreszcie zaczniemy, córki, choć z daleka naśladować
przykład Pana i Boga naszego? Niechże nam już się nie zdaje, byśmy
czynili co wielkiego, gdy cierpliwie znosimy krzywdy i zelżywości.
Przyjmijmy je raczej ochotnie i miłujmy tych, którzy nam je
wyrządzają, kiedy ten wielki Bóg, choć Go tak ciężko obrażaliśmy,
nie
przestał przecież nas miłować. Słuszne zaiste ma prawo żądać
od nas,
byśmy i my odpuszczali wszystkim, choćby nas najciężej pokrzywdzili.
Wielką więc otrzymuje łaskę, komu Pan raczy użyczyć podobnego
widzenia; choć ono prędko przemija, wielki pozostawia pożytek w
duszy,
która zechce z niego skorzystać i w wiernej je zachowuje pamięci.

5. Zdarza się również, że Bóg
nagle i w sposób trudny do opisania objawi
duszy w samym sobie jaką prawdę, takim blaskiem jaśniejącą, że wobec
niego
gaśnie niejako wszystko, cokolwiek jest prawdy w stworzeniach. I w
świetle tego objawienia dusza poznaje jakby dotykalnie, że On sam
jest Prawdą i kłamać nie może. Nigdy jeszcze, choć może po tysiąc
razy przedtem je słyszała, nie rozumiała tak jasno tych słów psalmu
Dawidowego, że "każdy człowiek kłamie", bo jeden tylko jest
prawdziwy i nieomylny - Bóg. Przychodzi mi tu na myśl Piłat, który z
takim lekceważeniem traktował rzecz tak wielką,
gdy Panu w czasie Męki Jego tak mimochodem i z pogardą zadał
pytanie: cóż
to jest prawda? Ale jak ten ślepy poganin, tak podobno i my wszyscy,
póki
żyjemy na tej ziemi, mało co wiemy o tej Prawdzie Najwyższej.
6. Chciałabym to jaśniej
wytłumaczyć, ale wyrazić nie umiem. Lecz z tego, co
powiedzieć zdołałam, tę, siostry, weźmy dla siebie naukę, że chcąc w
czymkolwiek
stać się podobnymi Bogu i Oblubieńcowi naszemu, o to przede
wszystkim z wielką usilnością się starajmy, byśmy zawsze chodziły w
prawdzie. Nie w tym tylko znaczeniu
to mówię, byśmy nigdy nie powiedziały kłamstwa. Tego, dzięki Bogu,
widzę, wszystkie
w tych domach naszych jak najpilniej się wystrzegacie i żadna z was
za nic w świecie
nie chciałaby skłamać. Lecz o to mi chodzi, byśmy we wszystkim i na
wszelki sposób,
i przed Bogiem, i przed ludźmi, czyniły prawdę. Byśmy nie chciały,
aby nas kto miał za lepsze niż jesteśmy; byśmy w uczynkach naszych
oddawały Bogu, co jest Bożego, a
sobie przypisywały to, co jest naszego, to jest nędzę i grzech;
byśmy się starały każdą
rzecz poznawać taką, jaką jest prawdziwie, z czego wyniknie, że mało
sobie będziemy ważyły świat, który jest wszystek kłamstwem i
fałszem, a zatem i trwać nie może.
7. Zastanawiałam się któregoś
dnia nad pytaniem, dlaczego Pan tak bardzo kocha
cnotę pokory, i nagle - bez własnego, jak mnie się zdaje, namysłu
mego - stanęła
mi przed oczyma ta racja, że Bóg jest Prawdą najwyższą, a pokora
niczym innym nie
jest, jeno chodzeniem w prawdzie. Nie ma zaś prawdy większej nad tę,
że sami z siebie
nic nie mamy dobrego, że nasza jest tylko nędza i nicość. Kto tego
nie rozumie, ten
chodzi w kłamstwie. Im zaś kto szczerzej uznaje tę prawdę, tym
przyjemniejszy staje
się Prawdzie najwyższej, bo sam chodzi w prawdzie. Daj nam Boże,
siostry, byśmy
z łaski Jego nigdy nie traciły z oczu tego prawdziwego poznania
samych siebie, amen.

8. Takich to łask Pan użycza
duszy, gdy jako prawdziwej oblubienicy swojej,
mocno już utwierdzonej w postanowieniu czynienia we wszystkim woli
Jego, chce
dać niejakie poznanie tej woli swej i Boskich wielmożności swoich.
Więcej podobnych
łask wymieniać nie mam tu potrzeby. I te dwie, o których była mowa w
niniejszym rozdziale, dlatego tylko szerzej wam opisałam, że wielki
w tym widzę dla was pożytek, byście o nich wiedziały. Tym bardziej,
że żadnego tu zgoła nie ma powodu do obawy, i spokojnie
może dusza brać te dary, i dziękować za nie Temu, od którego one
pochodzą.
Ani diabeł bowiem, ani imaginacja żadnego, zdaniem moim, nie mają
do nich przystępu, bezpiecznie więc dusza nimi cieszyć się może.
ROZDZIAŁ 11

Mówi o tęsknotach za Bogiem, które Pan wznieca w duszy, a które są
tak
gwałtowne, ze mogą odebrać życie; jak wspaniały dusza z tej łaski
odnosi owoc.
1. Po tylu i tak wielkich
łaskach, jakich Oblubieniec użyczył duszy Mu
poślubionej, czy sądzicie, że gołębica czy motyl nasz już na tym
poprzestaje
(nie myślcie, że zapomniałam o nim), i, że wreszcie znalazł sobie
miejsce odpocznienia,
aby na nim życie swoje zakończył? - Bynajmniej, siostry, owszem,
gorzej mu teraz niż przedtem. Chociaż od wielu lat już wciąż
otrzymuje te łaski, wciąż jednak dusza jęczy i płacze; bo każda z
tych łask nowej i coraz większej dodaje jej boleści. Pochodzi to
stąd,
że w miarę jak coraz lepiej poznaje wielmożności Boga swego, w miarę
jak coraz jaśniej widzi, jakiej nieskończonej miłości godzien jest
ten wielki Pan i Bóg, tym więcej też i goręcej Go miłuje. A iż widzi
siebie rozłączoną jeszcze z Nim i daleką od szczęścia posiadania Go,
wraz z miłością rodzi się w niej i rośnie coraz większa za Nim
tęsknota. Tęsknota ta, trwając całe lata, tak się wciąż wzmaga i
potęguje, że w końcu doprowadza duszę do tego stanu męki
wewnętrznej, o którym tu mówić zamierzam. Całe lata, powiedziałam,
bo tak było
z tą duszą, której przejścia tu opisuję, ale nie znaczy to, bym
przepisywała Bogu czasy
i granice. Bóg może w jednej chwili podnieść duszę do wszelkich,
jakie tu opisuję, wysokich stanów i do najwyższego ich szczytu.
Wszechmogący jest bowiem i mocen uczynić,
cokolwiek zechce, i zawsze się skłania do czynienia nam wielkich
rzeczy.
2. Wśród tęsknot tych, łez i
wzdychań, i gwałtownych porywów,
o których wyżej wspominałam (bez wątpienia, że rodzą się one z
miłości).

cdn...
|