ROZDZIAŁ 1

Mówi o wielkich łaskach, jakich Bóg użycza duszy, która dostąpi
szczęścia
wejścia do tego mieszkania siódmego. - Jak między duszą a duchem,
choć to jedna istność, zachodzi pewna różnica. - Są to rzeczy ważne.
1. Po tylu wielkich rzeczach,
które wam dotąd o tej drodze duchowej
powiedziałam, może wam się zdaje, siostry, że nic już nie pozostaje
do
powiedzenia. Wielki byłby to błąd tak sądzić. Wielmożność Boga nie
ma granic,
nie mają granic i dzieła Jego. Kto obliczy wszystkie zmiłowania Jego
i wszystkie
cuda łaski Jego? Takiemu rachunkowi żaden umysł nie sprosta, więc
nie dziwujcie
się temu wszystkiemu, choć to rzeczy niesłychane, co się dotąd tu
powiedziało,
ani tym rzeczom jeszcze większym, które jeszcze powiem. Wszystko to
jedna maleńka cyfra w olbrzymiej sumie nieskończonych spraw Bożych.
Wielkie w tym uznawajmy nad nami miłosierdzie Jego, iż raczył jednej
udzielić
tych Boskich darów swoich, abyśmy przez nią wszystkie mogły o nich
się dowiedzieć.
Im lepiej bowiem poznamy tę łaskawość, z jaką nieskończony Majestat
Pana udziela
siebie stworzeniom, tym większe będziemy Jemu oddawały
dziękczynienia i chwałę,
tym usilniej będziemy się starały nie ważyć sobie lekko tej duszy, w
której On takie maupodobanie. Prawda, że każdy ma duszę, ale nie
wszyscy tak wysoko ją cenimy, jak
tego jest godne stworzenie, na wyobrażenie i podobieństwo Boga
uczynione, i dlatego
mało kto wie o tych przedziwnych tajemnicach, jakie się w niej
zawierają. Niechaj Pan,
jeśli taka będzie Boska wola Jego, raczy sam ręką moją kierować, dać
mi zrozumienie
i natchnąć mi słowa odpowiednie, abym umiała choć w cząstce jakiej
opisać wam te
wielkie rzeczy, które mam do powiedzenia, a które On objawia duszy,
wprowadzonej
do tego mieszkania. Długo i gorąco o to Go prosiłam; boć wiadomo
Jemu, przed którym
nic nie ma ukrytego, że nic innego nie mam tu na celu, jeno to, by
zmiłowania Jego
nie zostały w ukryciu, by głośniej było chwalone i sławione święte
Imię Jego.

2. Ufam, siostry, że nie dla
mnie, ale dla was, nie odmówi mi tej łaski,
byście dobrze zrozumiały, czego wam potrzeba, aby nie było z waszej
strony
przeszkody do tych błogosławionych między Oblubieńcem a duszą waszą
zaślubin,
które takie niewypowiedziane, jak zobaczycie, skarby bogactw
niebieskich na duszę sprowadzają. O Boże wielki! Jakże może nie
drżeć takie nędzne jak ja stworzenie, gdy
ma mówić o takiej rzeczy, tak nieskończenie wyższej nad wszelką jego
zasługę i nad samoż jego pojęcie! Wielki mię, przyznaję, na samo to
wspomnienie wstyd ogarnia, i już myślałam sobie, czy nie byłoby
lepiej w kilku krótkich słowach to ostatnie mieszkanie zakończyć,
zwłaszcza, że mógłby kto sądzić, że mówię o tych rzeczach z własnego
doświadczenia,
co byłoby nieopisanym dla mnie zawstydzeniem, bo znając siebie taką,
jaką jestem, nie zniosłabym takiego o mnie mniemania ludzkiego;
byłaby to rzecz straszna. Po głębszym jednak zastanowieniu się
przyszłam do uznania, że wszystkie te strachy o to, co kto o mnie
pomyśli, są tylko pokusą i małodusznością. Byleby Pan Bóg choć nieco
więcej miał chwały, byleby ludzie choć nieco lepiej Go znali, co mi
to szkodzi, choćby wszystek świat na mnie powstawał? Tym bardziej,
że gdy to pisanie się ukaże, ja może już żyć nie będę.
Niech będzie błogosławiony On, który żyje i żyć będzie na wieki,
amen.
3. Gdy Pan ulituje się już
nad tą duszą, która z tęsknoty do Niego taką mękę
cierpiała i cierpi, a którą już sobie wybrał za oblubienicę, wtedy,
nim dopełni
duchowych z nią zaślubin, wprowadza ją do tego siódmego mieszkania,
które
jest Jego własnym mieszkaniem. Podobnie bowiem jak mieszka w niebie,
tak
snadź ma w duszy drugie mieszkanie, w którym Jego Boska wielmożność
przebywa,
które zatem możemy nazwać jakby drugim niebem. Łatwo stąd
zrozumiecie, siostry, jak wiele na tym zależy, byśmy, dlatego, że nie
widzimy duszy, nie wyobrażały jej sobie jakby jakąś masę ciemną.
Pospolicie ludzie widzą tylko tę światłość dzienną, która ich
zewnątrz oświeca, a nie wiedząc o tym, że jest inna światłość
wewnętrzna, która oświeca duszę, wnoszą, że w duszy muszą panować
pewne ciemności. Że ciemno jest w duszy, nie żyjącej w stanie łaski,
tego nie przeczę. Nie dla braku światła, gdyż Słońce Sprawiedliwości
jest w niej, ale ona uczyniła siebie niezdolną, by mogła ogarnąć
światłość, jak o tym, jeśli dobrze pamiętam, mówiłam w mieszkaniu
pierwszym. Znam osobę, której było dano oglądać
w widzeniu duszę w stanie grzechu śmiertelnego. Widziała tę
nieszczęsne duszę,
pogrążoną jakby w ciemnym lochu, związaną za ręce i nogi, niezdolną
uczynić nic dobrego, co by miało zasługę przed Bogiem, i ślepą i niemą.
Słusznie więc
powinnyśmy się litować nad taką niedolą grzeszników, nie zapominając
przy
tym, że był czas, kiedy i my w podobnym stanie żyłyśmy i, że nad nimi
także
może Pan jeszcze okazać miłosierdzie swoje, jak je okazał nad nami.

4. O to Go, siostry,
ustawicznie błagajmy i niech ten będzie główny cel i przedmiot
modlitw naszych. Modlić się za dusze w grzechu śmiertelnym leżące,
prawdziwie to
wielka jałmużna i uczynek w najwyższym stopniu miłosierny.
Przedstawmy sobie człowieka, okutego w ciężkie kajdany,
przywiązanego za ręce do słupa, umierającego z głodu, nie iżby mu
brakło pożywienia, owszem, ma je tuż pod bokiem i wyborne, ale mając
ręce związane, sięgnąć po nie i do ust go podnieść nie może. I tak
mdlejąc od nieznośnej czczości we wnętrznościach, już kona, już
prawie umiera. Czy nie byłoby to okrucieństwem patrzeć
na niego z założonymi rękami, a nie podać mu strawy, którą by się
posilił? Ale co znaczy wszystka niedola tego człowieka w porównaniu
z tysiąckroć gorszym, okropnym stanem duszy grzesznej, która skuta
kajdanami, spętana więzami grzechu, pozbawiona łaski,
która jest pokarmem i życiem jej, umiera śmiercią nie jak tamten
doczesną, ale śmiercią wieczną! Czy nie widzicie, jakie by to było
szczęście i dla niej, i dla was, gdybyście
modlitwą waszą skruszyły jej kajdany? A więc na miłość Boga was
proszę, nigdy
w modlitwach waszych nie zapominajcie o tych nieszczęsnych duszach.
5. Ale tutaj nie o nich chcę
mówić, lecz o duszach, które przez miłosierdzie
Boże już uczyniły pokutę za grzechy swoje i żyją w stanie łaski.
Dusza nie jest to,
jak może która gotowa ją sobie przedstawić, jakaś drobina, gdzieś
schowana w kącie
i w ciasnych granicach zamknięta. Jest to prawdziwy świat
wewnętrzny, w którym dosyć
jest miejsca na tyle wielkich i pięknych mieszkań, o których wam
mówiłam; i tak słusznie
być powinno, skoro we wnętrzu tej duszy jest mieszkanie Boga samego.
Do tego swego mieszkania Pan nasamprzód wprowadza duszę, gdy chce
ją uszczęśliwić łaską tych Boskich zaślubin. Spełniają się one w
inny sposób,
niż kiedy przedtem dawał jej zachwycenia albo ów rodzaj duchowego
złączenia, które się zowie modlitwą odpocznienia. I tam, jestem o tym
przekonana, jednoczył
ją z sobą, ale dusza wtedy miała to uczucie, jakoby cząstką pewną
tylko dano jej było
wejść do tego wnętrza, do którego tu ją w tym mieszkaniu siła
niepowstrzymana całą pociąga. Lecz to w gruncie nie stanowi różnicy,
czy w ten sposób, czy w inny, zawsze ją Pan z sobą jednoczy; tylko
że zarazem czyni ją ślepą i niemą, jak Pawła świętego w chwili jego
nawrócenia, odbierając jej wszelką władzę, że nie może poznać, jaka
to łaska, którą się cieszy, i jakim sposobem nią się cieszy. Wielka
rozkosz, w jaką wtedy opływa, polega na tym, że czuje siebie tak
bliską Boga i złączoną z Bogiem;, ale samaż ta rozkosz i to złączenie
zawiesza wszystkie jej władze, tak iż nic nie jest zdolna poznać i
zrozumieć.

6. Tu dzieje się inaczej. Tu
już Bóg w swojej dobroci zdejmuje duszy łuski
z oczu, aby sposobem nadzwyczajnym ujrzała choć w części i poznała
łaskę,
jaką Pan ją zaszczyca. Wprowadzona do tego mieszkania siódmego,
dostępuje
wysokiego widzenia umysłowego. Cudownym, Bogu samemu wiadomym,
sposobem ukazuje jej się Trójca Przenajświętsza, w płomiennej
jasności, na podobieństwo olśniewającego obłoku, która naprzód
ogarnia duchowy szczyt duszy i w tej jasności, niewypowiedzianym
sposobem poznania, widzi dusza wszystkie razem trzy Osoby
i każdą oddzielnie, i z przewyższającą pewnością prawdy poznaje,
jako wszystkie te trzy Osoby są jedną istnością, jedno
wszechmocnością i mądrością, jednymże Bogiem. I to, co tu poznajemy
przez wiarę, to tam, rzec można, poznaje dusza przez widzenie, choć
oczy ciała zarówno jak i duszy nic nie widzą, bo nie jest to
widzenie przez wyobraźnię. W takim widzeniu trzy Osoby Boskie siebie
duszy udzielają i mówią do niej, i dają jej zrozumienie tego, co Pan
mówi w Ewangelii, że jeżeli Go kto miłuje, będzie zachowywał Jego
naukę, a Ojciec Jego umiłuje go i przyjdą do niego, i będą u niego
przebywać.
7. O Boże wielki! Jakaż to
różnica słyszeć te słowa i z wiarą je przyjmować,
a czuć i rozumieć w taki sposób całą ich prawdę! Dusza, o której
mówię, w ciągłym
żyje zdumieniu, rosnącym z dniem każdym. Ma to uczucie, że te Boskie
trzy Osoby
nigdy nie odeszły od niej; jasno widzi, w sposób wyżej opisany, że
mieszkają we wnętrzu,
w najgłębszym wnętrzu jej, jakby w głębi jakiejś bezdennej. Nie
mając nauki, nie potrafi wytłumaczyć, jaka to głębia, ale czuje to,
że tam mieszka z nią to boskie towarzystwo.
8. Myślicie może, że takiej
dostąpiwszy łączności z Bogiem, dusza powinna
w ciągłym być zachwyceniu, a cała pochłonięta tym wewnętrznym
widzeniem,
niczym się już zająć nie potrafi. - Mylicie się; z większą owszem
niż przedtem
swobodą i zapałem oddaje się ona wszystkiemu, co się odnosi do
służby Bożej,
i tylko w chwilach wolnych od zajęć rada przestaje sam na sam z
słodkim towarzystwem swoim. I nigdy, chybaby pierwsza
sprzeniewierzyła się Bogu, nie odbierze jej Bóg tego jasnego,
oczywistego poznania swojej w niej obecności. Ona też wielką ma
ufność, że Bóg, skoro jej użyczył tej łaski, nie dopuści tego, by ją
miała postradać. Ale choć wie i czuje, że słusznie to sobie
obiecywać może, nie zaniecha jednak z większą jeszcze niż dotąd
pilnością czuwać nad sobą, by snadź nie obraziła czym Pana i
Oblubieńca swego.

9. Rozumie się, że ustawiczne
to widzenie Bożej obecności nie jest w dalszym
ciągu tak zupełne, czyli raczej tak jasne, jak gdy pierwszy raz się
objawi, albo gdy
spodoba się Bogu w danej chwili wznowić duszy tę łaskę w pierwszej
jasności jej i sile. Gdyby bowiem ta jasność trwała ciągle,
niepodobna byłoby duszy widzieć nic innego, ani nawet obcować z
ludźmi. Ale choć jasność się zmniejsza, zawsze jednak dusza, ile
razy wejdzie w siebie, znajdzie tam to najświętsze swoje
towarzystwo. Gdyby w chwili, gdy znajdujesz się, dajmy na to, w
jasnym i widnym pokoju w towarzystwie z drugimi, nagle zamknięto
okiennice, już byś nie widziała obecnych, bo zrobiło się ciemno. Ale
choć
ich w tej ciemności nie widzisz i, póki nie będzie światła, widzieć
nie możesz, wiesz przecież i masz pewność, że zawsze są w pokoju.
Tak jest poniekąd i z tym
widzeniem wewnętrznym; z tą tylko różnicą, że gdy okiennice
otworzysz,
towarzystwo twoje znowu zobaczyć możesz, a tutaj dusza nie może
tego.
Nie jest w jej mocy, gdy zechce wznowić w sobie owo widzenie; na to
potrzeba,
by na rozkaz Pański otworzyły się okiennice umysłu i to zrządza Pan,
gdy
zechce, nie wedle upodobania duszy, jeno wedle upodobania swego;
dość tej łaski i tego miłosierdzia Jego, że nigdy jej nie opuszcza
i taką jej daje niewątpliwą pewność obecności swojej.
10. Boska wielmożność Jego
chce snadź duszę przygotować tu do większych rzeczy,
bo jasna rzecz, że taka łaska skuteczną musi jej nieść pomoc do
wszelkiego postępu w doskonałości, jak i do pozbycia się strachów,
jakimi inne łaski nieraz ją przejmowały, o których w swoim miejscu
mówiłam. Tak i było z tą duszą. Widziała w sobie postęp pod każdym
względem i, w najcięższych nawet utrapieniach i w sprawach
najtrudniejszych, rdzeniem duszy nigdy, tak jej się zdawało, nie
wyszła z onego wewnętrznego swego z Bogiem mieszkania. Stało się w
niej, rzekłbyś, jakby rozdwojenie między wyższą a niższą częścią
duszy. W ciężkich, jakie niebawem po użyczeniu jej tej łaski. Bóg na
nią dopuścił krzyżach, ta druga narzekała na pierwszą, jak Marta na
Marię, i nieraz wymawiała jej, że ciągle tylko siedzi sobie,
używając do woli błogiego odpocznienia, a ją pozostawia samą wśród
tylu utrapień i posług i do uczestnictwa w rozkoszach swoich jej nie
dopuszcza.

11. Wyda się wam to dziwne,
córki, ale tak jest prawdziwie. Chociaż dusza, jak wiemy,
jest jedną niepodzielną istnością, to, co mówię o onym w niej
rozdwojeniu, nie jest tylko przywidzeniem, jest to, owszem, stan
zwykły duszy do tej wysokiej łaski podniesionej. Rzeczy wewnętrzne w
taki sposób, powtarzam, jej się przedstawiają, że jakkolwiek dusza
i duch są jedno, bardzo wyraźnie jednak czuje w sobie pewną między
tym dwojgiem różnicę. Rozdzielenie to w wysokim stopniu subtelne,
ale daje się sprawdzić w sposób niewątpliwy,
i zdarza się nieraz, że jedna strona duszy działa tak, a druga
inaczej, wedle smaku, jakiego spodoba się Panu im udzielić. Między
duszą również a władzami jest, zdaniem moim, różnica, i te dwie
rzeczy nie są zupełnie jedno. Ale tyle jest we wnętrzu naszym
subtelnych różności, że zuchwałością byłoby z mojej strony, gdybym
się ważyła je objaśniać. Przyjdzie dzień, że to wszystko jasno
ujrzymy i zrozumiemy, jeśli Pan w miłosierdziu swoim raczy
nas dopuścić tam, kędy wszelkie tajemnice będą wybranym Jego
objawione.
ROZDZIAŁ 2

Mówi dalej o tym samym. - Objaśnia, czym się różni duchowe
zjednoczenie z Bogiem od rzeczywistych duchowych zaślubin.
- Objaśnienie tej różnicy za pomoc; odpowiednich porównań.
1. Mówmy teraz o owych
duchowych Boskich zaślubinach, chociaż
wielka ta łaska nie
może się dokonać w tym życiu w sposób zupełnie
doskonały. Póki
bowiem żyjemy w ciele, zawsze jeszcze możemy
oddalić się od Boga i
tym samym wysokie to szczęście postradać.
Pan, gdy pierwszy raz użycza duszy tej łaski, ukazuje się jej przez
widzenie
wyobraźni w swoim najświętszym Człowieczeństwie, aby dobrze
wiedziała
i wątpić o tym nie mogła, że dostępuje tak niesłychanego daru. Innym
może
objawia się w innym kształcie; lecz ta, o której tu mówię, w takiej
Go postaci
widziała. Było to w chwilę po przyjęciu Komunii świętej. Pan stanął
przed nią
z wielką jasnością, wdziękiem i majestatem, takim, z jakim
zmartwychwstał i rzekł
do niej, że czas już, aby Jego sprawy wzięła za swoje własne, a On
będzie miał pieczę
o jej. Inne jeszcze potem dodał słowa, które łatwiej sercem odczuć,
niż usty wyrazić.
2. Mogłoby się zdawać, że
widzenie to nie było rzeczą nową, bo już przedtem
nieraz Pan ukazał się jej w takiej samej postaci. Ale taka tu była
ogromna różnica,
że po tym widzeniu pozostała całkiem nieprzytomna i przerażona; raz,
dla samej,
nierównie potężniejszej jego siły; po wtóre, dla głębokiego
znaczenia słów, które Pan
do niej mówił; po trzecie wreszcie dlatego, że Pan jej się ukazał w
najgłębszym wnętrzu duszy, a podobnego widzenia, całkiem
wewnętrznego, z wyjątkiem jedynie tego, o którym była mowa w
poprzedzającym rozdziale, nigdy jeszcze nie miała. Trzeba wam
wiedzieć,
że między wszystkimi widzeniami poprzednich mieszkań, a widzeniami
tego siódmego, różnica jest ogromna, a zrękowiny duchowe, które się
zawierają w tamtych, tak się mają
do duchowych zaślubin, spełniających się w tym ostatnim, jak się ma
zobopólny do
siebie stosunek dwojga narzeczonych do stosunku dwojga małżonków,
którzy
związani węzłem dozgonnym, już się, póki żyją, rozłączyć nie mogą.

3. Używam, jak już mówiłam,
tych porównań, w braku innego, odpowiedniejszego
sposobu objaśnienia rzeczy. Lecz ma się rozumieć, że nie ma tu myśli
o ciele, jak gdyby dusza już w nim nie mieszkała i była czystym
duchem. Tym bardziej jeszcze nie ma tego
w tym małżeństwie duchowym, bo tajemnicze to zjednoczenie spełnia
się w najgłębszym wnętrzu duszy, które snadź jest miejscem, kędy
mieszka sam Bóg, i nie potrzeba Mu drzwi, aby wszedł do niego. O
drzwiach tu mówię, bo wszelkie łaski, o jakich dotąd mówiłam,
przez zmysły i władze, jakby drzwiami wnikały do duszy, a i samo ono
ukazanie się boskiego Człowieczeństwa nie inaczej, jak mniemam, się
stało. Ale przy zawarciu tego duchowego małżeństwa rzecz się ma
zupełnie inaczej. Tutaj Pan zjawia się w onym wnętrzu duszy
nie w widzeniu przez wyobraźnię, jeno w widzeniu umysłowym i to
jeszcze subtelniejszym od poprzednich; wchodzi drzwiami zamkniętymi,
jak wszedł do Apostołów i pozdrowił ich, mówiąc: "Pokój wam". Tak
głęboka to tajemnica, tak wysoka łaska, której Bóg tu w jednej
chwili duszy udziela, tak niewypowiedziana rozkosz, która tu duszę
przenika, że nie wiem,
z czym to wszystko porównać. Bo snadź chce Pan w tej chwili,
sposobem wyższym nad wszelkie widzenia albo smaki duchowe, objawić
duszy chwałę, która ją czeka w niebie. Inaczej tego objaśnić nie
zdołam i to jedno tylko wiem i rozumiem, że dusza, to jest sam duch
tej duszy, staje się jedno z Bogiem, który, będąc najczystszym i
najwyższym duchem, ducha tego z sobą jednoczy, chcąc tym sposobem
okazać miłość, jaką nas Boski Majestat Jego miłuje, i dać poznać
niektórym duszom, do jakiego niepojętego stopnia ta miłość
Jego dochodzi, abyśmy wszyscy znali i wysławiali boską nad nami
łaskawość Jego.
Taki ogromny, nieogarniony Majestat tak się raczy łączyć ze
stworzeniem
swoim, że na podobieństwo małżonka, nierozerwalnym węzłem
związanego, nigdy nie opuści tej duszy, którą sobie poślubił.
4. Zrękowiny duchowe nie mają
tej trwałości; zaręczeni mogą sią rozejść
i nieraz się rozchodzą. Tak jest i z duchowym duszy złączeniem z
Bogiem.
Każde złączenie, choć z natury swojej jest skojarzeniem dwu rzeczy
czy istot
w jedno, może przecież się rozłączyć i każde pójdzie znowu w swoją
stronę.
Jakoż i w życiu duchowym tak bywa, że łaska zjednoczenia, której Bóg
użyczy
duszy na modlitwie, prędko przemija i dusza pozostaje znowu bez tej
błogiej
z Bogiem swoim społeczności, to jest, już jej nie czuje. Nie tak w
tych zaślubinach duchowych, tu dusza ciągle zostaje z Bogiem swoim w
owym wnętrzu najgłębszym
i nigdy się z Nim nie rozłącza. Chcąc to o ile możności objaśnić,
powiedziałabym, że zjednoczenie w zrękowinach jest to jakoby tak
ścisłe spojenie dwu świec, iżby obie jedno światło dawały, albo jak
samaż świeca, w której wosk, knot i płomień w jedną całość się
schodzą. Można jednak rozdzielić te świece i będą znowu dwie, albo i
samą świecę
można tak rozłożyć, iż będzie osobno knot a osobno wosk. Po drugie
zaś, w zaślubinach duchowych, zjednoczenie jest to jakby woda z
nieba, deszczem czy rosą padająca do
rzeki albo do zdroju i z wodą tychże się zlewająca. I tu już nikt
tych dwóch wód nie
rozdzieli ani nie rozróżni, która jest z nieba, a która ze zdroju
czy z rzeki. Można je
porównać jeszcze do strumienia wpadającego do morza i nierozdzielnie
w nim wody
swoje zanurzającego, albo jeszcze do światłości dziennej, dwoma
oddzielnie
oknami do pokoju wpadającej, a przecież jedną światłość stanowiącej.

5. Może to miał na myśli
święty Paweł, gdy mówił, że "kto się łączy z Panem,
jest z Nim jednym duchem, wskazując na owo wzniosłe małżeństwo, w
którym
Majestat Boski sprawuje takie między sobą a duszą zjednoczenie. I te
drugie słowa
Apostoła: "Dla mnie bowiem żyć - to Chrystus, a umrzeć - to zysk",
dusza tu
może, jak sądzę, zastosować do siebie. Tu bowiem już duchowy on
motyl,
o którym mówiliśmy, umiera z rozkoszą, bo już życiem jego jest
Chrystus.
6. Że tak jest, to w dalszym
następstwie dusza coraz lepiej poznaje
po skutkach. Czuje bowiem coraz wyraźniej, że Bóg sam jest sprawcą
i dawcą jej życia; świadczą jej o tym tajemne natchnienia i porywy,
częstokroć
tak żywe i głębokie, że żadną miarą nie może wątpić o Boskim ich
źródle, a które,
choć ich wyrazić i opisać nie zdoła, nieraz jednak do takiej
dochodzą potęgi, że mimo
woli jej wybuchają w słowach gorącej miłości i tęsknoty. O życie
życia mego! O podporo, która mię wspierasz! - takie i tym podobne
słowa, w niepowstrzymanym uczuć tych wezbraniu, dusza jakby
poniewolnie z siebie wydaje. Wtedy z piersi Miłości wiekuistej,
którymi Bóg bezprzestannie karmi tę duszę, falami spływa mleko
pociech niebieskich na pokrzepienie wszystkiej czeladzi twierdzy.
Chce Pan, by i im dostała się jaka cząstka tej nieogarnionej
rozkoszy, w jaką opływa dusza, i dlatego, z tej głębokiej rzeki, w
której się pogrążyła maluczka ona kryniczka, chwilami wypuszcza
strumyki wody żywej, aby i ci, którzy w potrzebach domowych służą
tym dwojgu oblubieńcom, mieli z niej ochłodę i pokrzepienie.
Podobnie jak ten, kto by został nagle polany wodą, uczułby to bez
wątpienia
i nie mógłby nie uczuć, choć się tego nie spodziewał, tak, i z
większą jeszcze pewnością, dusza tu czuje te ukryte w niej działania
i boskie ich źródło. Jak bowiem woda spływająca jawnie świadczy o
tym, że jest źródło, z którego ona wypływa, tak również jasno dusza
czuje i widzi, że jest we wnętrzu jej Wyższy nad nią, który ją wodą
żywą, z Niego płynącą, ochładza i wypuszcza te strzały, które ją
ranią, i życie daje duchowemu jej życiu. Że jest
w niej Słońce, wielką światłością jaśniejące, które z wnętrza jej
promienie tej światłości swojej na wszystkie jej władze rozsyła.
Sama zaś - jak mówiłam - nigdy nie wychodzi
z tego ogniska swego wnętrza i nic tam nie zdoła pokoju jej
zakłócić, bo ma
w pośrodku siebie Tego, który jak apostołom zgromadzonym przyniósł
i oznajmił swój pokój, tak mocen jest i jej go dać i zachować.

7. Przychodzi mi na myśl, że
to pozdrowienie Pana, równie jak te słowa,
które rzekł do świętej Magdaleny, by szła w pokoju, musiały w swoich
skutkach
dużo więcej zdziałać niż to, co oznajmiało samo ich brzmienie. Słowo
Boga do nas
jest w nas czynem; zatem i owe słowa w tych duszach, już należycie
przysposobionych, musiały zdziałać ten skutek, że usunęły z nich
wszystko, cokolwiek w duszy ludzkiej jest cielesnego i uczyniły je
czysto duchowymi, aby duchem mogły zawrzeć te niebieskie zaślubiny z
Duchem nie stworzonym. Bo rzecz pewna, że gdy dusza wypróżni siebie
z wszelkiego przywiązania do rzeczy stworzonych, i oderwie się od
nich dla miłości Boga, Bóg niechybnie napełni ją samym sobą. W tej
myśli Pan Jezus - nie pamiętam, w którym miejscu to napisano -
modląc się za apostołami swymi, prosił Ojca, aby byli jedno z Ojcem
i z Nim, jak Pan nasz Jezus Chrystus jest w Ojcu a Ojciec w Nim.
Powiedzcie, jaka może być większa miłość nad tę, która się w tych
słowach objawia? A do tej miłości przystęp nikomu z nas nie jest
wzbroniony, bo tak jeszcze mówi Pan: "Nie tylko za nimi proszę,
ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie". I
dodaje: "Ja w nich".
8. Wielki Boże, jakże te
słowa prawdziwe! Jak je rozumie dusza, gdy w tych
zaślubinach duchowych widzi je sprawdzone na sobie! I jakże
moglibyśmy wszyscy
je zrozumieć, gdybyśmy z własnej winy naszej nie pozbawiali siebie
tego szczęścia!
Słowo Jezusa Chrystusa, Króla i Pana naszego, nie może zawodzić;, ale
my Jemu i sobie czynimy zawód, nie starając się o należne
przysposobienie siebie, nie uchylając się od tego wszystkiego, co
może nam tę światłość przysłonić i dlatego, nie mając światła, nie
widzimy siebie w tym zwierciadle, na które patrzymy, a którym jest
wyobrażenie nasze.

9. Gdy więc, jak mówiłam, Pan
wprowadzi duszę do tego swego mieszkania,
którym jest jej własne wnętrze, dusza ta staje się podobna do nieba
empirejskiego,
w którym mieszka Bóg. Bo jak ta najwyższa sfera nieba nie obraca
się, zdaniem
uczonych, jak inne, tak i w duszy, gdy wejdzie do tego siódmego
mieszkania,
ustają wszelkie poruszenia, jakim przedtem podlegała w swoich
władzach
i w wyobraźni, które tu już szkodzić jej ani pokoju jej zakłócić nie
mogą.
Czy to ma znaczyć, że dusza, gdy dojdzie do tego stanu i tę łaskę
otrzyma
od Boga, już jest pewna zbawienia swego i zabezpieczenia od upadku?
Bynajmniej; oświadczam, owszem, i ostrzegam, że gdziekolwiek, pisząc
o tych rzeczach, mówię
o bezpieczeństwie duszy, zawsze to ma się rozumieć z tym warunkiem,
że jeśli Boska łaskawość Pana nie przestanie trzymać jej w swym ręku
i jeśli ona Jego w niczym nie obrazi. To przynajmniej wiem z
pewnością, że dusza ta, na którą wciąż tu się powołuję,
choć podniesiona do tego stanu i już lata całe w nim zostaje, nie ma
siebie za bezpieczną, ale raczej z większą niż przedtem bojaźnią
Bożą postępuje, strzeże się wszelkiej najmniejszej obrazy Bożej i
najgorętszą, jak się w dalszym ciągu powie, pała żądzą
służenia Bogu. Ciągły przy tym czuje żal i wstyd, że tak mało dla
Niego uczynić jest
zdolna, kiedy tak wiele Mu jest winna. Jest to dla niej niemały
krzyż i prawdziwa, bardzo ciężka pokuta. Co do umartwień bowiem i
surowości, im ostrzejszą czyni pokutę, tym większej doznaje z niej
rozkoszy. Prawdziwa dla niej pokuta jest wtedy, gdy Bóg jej
odbiera zdrowie i siły do czynienia pokuty. Choć w poprzednich już
mieszkaniach
mówiłam, jak wielkie to dla duszy utrapienie, to przecież jest ono
bez porównania
większe. Wszystko to pochodzi z gruntu, z którego teraz życie jej
wyrasta, bo wszak
drzewo zasadzone nad ściekaniem wód i większą ma świeżość, i
obfitszy owoc
wydaje. Cóż zatem dziwnego, że takie w tej duszy pragnienia mnożą
się i rosną,
kiedy istotny duch jej jedno się stal z ową wodą z nieba, o której
mówiliśmy.
10. Wracając wszakże do tego,
co mówiłam wyżej o pokoju, jakiego dusza w tym mieszkaniu używa, nie
sądźmy, by i władze, i zmysły, i namiętności zostawały zawsze
w takimże pokoju; dusza sama tylko nigdy go nie traci. I w tym
mieszkaniu nie brak takich chwil, kiedy srożą się walki, dolegają
utrapienia i trudy; bywa to nawet stan zwyczajny.
Ale utrapienia te dusza tutaj nie tak odczuwa, by mogły zamącić jej
pokój.
Co się zaś tyczy tego wnętrza duszy, tego ducha, o którym tu mówię,
jest to rzecz tak
trudna do wytłumaczenia, a także i do uwierzenia, że obawiam się,
siostry, byście wobec mojej nieudolności nie miały pokusy odmówienia
wiary moim słowom. Może to w rzeczy samej wydawać się niepodobną do
pogodzenia sprzecznością, że dusza, jak mówię,
cierpi utrapienia i smutki, a przy tym jednak w doskonałym zostaje
pokoju. Spróbuję wam
to wytłumaczyć za pomocą jednego lub drugiego porównania; daj Boże,
by one miały jaki sens;, ale choćby go nie miały, tego zawsze pewna
jestem, że tak jest, jak wam mówię.

11. Król, na przykład, choć
może w rządach swoich ciężkie ma zawikłania i kłopoty, choć może wojny srożą się w jego królestwie, sam przecież
spokojnie
mieszka w swoim pałacu. Tak i tu, choć w innych mieszkaniach
zdarzają się różne rozruchy, pełzają gady jadowite, słychać krzyki i
zgiełk, wszystko to nie dosięga duszy
w tym siódmym mieszkaniu będącej, ani jej nie zdoła stamtąd
wyprowadzić. Wrzawa
i zgiełk, dochodzące do jej uszu, sprawują jej niejaką przykrość,
ale zmieszać jej
i pokoju jej odebrać nie zdołają, bo tu namiętności już są pokonane
i boją się
bliżej przystąpić, wiedząc, że będą tylko z tym większym wstydem
odparte.
Albo drugie porównanie. Boli kogo ciało, ale głowa zdrowa, więc choć cierpią wszystkie członki, głowa nie cierpi.
Sama się śmieję z tych moich porównań i widzę ich niedoskonałość,
ale nie mam lepszych. Wszakże, jakkolwiek one wam się wydadzą, to,
co powiedziałam, jest prawdą.

cdn...
|