ROZDZIAŁ 7
Opowiada, w jaki sposób dusze, łaskami wyżej opisanymi od Boga
obdarzone,
boleją i żalem się kruszą na wspomnienie swoich grzechów. - Jak
wielki to błąd,
nie ćwiczyć się, choćby kto był już wysoko, w pamięci na
człowieczeństwo Pana
i Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa, na Jego Mękę i życie, i na
Jego chwalebną
Matkę i świętych. - Jakie nieocenione z tej pamięci płyną dla duszy
korzyści.
1. Może wam się będzie
zdawało, siostry (tym mianowicie, które nigdy jeszcze
tych łask nie dostąpiły, tak się zdawać może, bo które już cieszyły
się tymi darami prawdziwymi, te rozumieją, o czym tu chcę mówić), że
te dusze, którym Pan w tak niewypowiedzianie bliski sposób udziela
siebie, bezpieczne są i pewne, iż Go już posiadają na zawsze, za
czym już i nie mają czego się lękać, ani grzechów swoich opłakiwać.
W wielkim byłybyście błędzie tak sądząc, gdyż żal za grzechy tym
wyżej rośnie,
im większe łaski dusza od Boga otrzymuje. Jest to ból, który, sądzę,
że nigdy
nas nie opuści, póki nie znajdziemy się tam, gdzie nic już boleć nie
może.
2. Prawda, że ból ten w
różnych czasach żywiej lub mniej żywo dojmuje, a także
tutaj w inny niż zwykle sposób się objawia. Dusza tu nie myśli o
karach, na które
za grzechy swoje zasłużyła; to tylko ją boli, że tak była
niewdzięczna Temu, któremu
tyle zawdzięcza i, który tak jest godzien tego, by Mu wszystko
stworzenie Jego służyło.
Tym głębiej boleje nad tą niewdzięcznością swoją, im jaśniej w
świetle tych wielkich
rzeczy, których Pan jej użycza, staje jej na oczy Boska wielmożność
Jego. Zdumiewa
się, przerażona, nad niepojętą zuchwałością swoją; płacze nad
zaślepieniem swoim,
że Boga, nieskończonej czci godnego, tak sobie lekceważyła; tak
wielce nierozumną przedstawia jej się głupota jej, że utulić się z
żalu nie może, zwłaszcza gdy wspomni,
dla jakich to nędznych i niskich rzeczy ważyła się wzgardzić takim
wysokim Majestatem. Żywiej stoją jej przed oczyma te grzechy jej,
niż wszystkie łaski, które otrzymuje. Łaski
te i następne, które w dalszym ciągu opiszę, niewypowiedzianie są
wielkie, ale
spływają na nią na kształt bystrej rzeki, w pewnych czasach tylko.
Grzechy
zaś są jakby kałuża błota, którą wciąż ma przed oczyma i ustawicznie
w pamięci jej się odnawiają. Jest to doprawdy krzyż nielekki.
3. Znam jedną osobę, która
tęsknie pragnęła śmierci, nie dla samego
tylko widzenia Boga, ale i dla uwolnienia się od tego nieustannego,
jaki
w sobie nosiła bólu, iż tak była niewdzięczna Temu, któremu tyle
była i będzie
winna. Miała to o sobie przekonanie, że na całym świecie nie
znajdzie się taki
grzesznik, który by jej w niegodziwości dorównał, bo nie ma na całym
świecie
takiego, nad którym by Bóg tak wielką, jak nad nią, cierpliwość i
hojność okazał.
Co do bojaźni piekła, tej tu nie znają. Czasem tylko, ale rzadko,
bardzo je dręczy
obawa postradania Boga. Wszystka ich bojaźń do tego jedynie się
ściąga, by Bóg nie wypuścił ich kiedy z rąk swoich i by Go już nigdy
nie obraziły i nie wróciły do tego stanu nędzy duchowej, w jakim
przedtem żyły. O własną w przyszłym życiu mękę czy chwalę się nie
troszczą. A jeśli pragną dla siebie niedługiego zatrzymania w
czyśćcu, nie tyle im chodzi o skrócenie kar, które tam cierpieć
będą, ile raczej o to, by nie były długo oddalone od Boga.
4. Jakkolwiek by zresztą
dusza opływała we wszelkie najwyższe łaski od Boga,
nie sądzę, by kiedy mogło być dobrze ' dla niej puścić w niepamięć
nędzny stan,
w jakim dawniej zostawała. Przykre to wspomnienie, ale z wielu
względów bardzo pożyteczne. Chociaż może to mnie tylko tak się zdaje
i dlatego, że taka byłam grzeszna, ciągle mam w pamięci grzechy
moje. Inne, cnotliwsze ode mnie, nie mają może za co żałować, choć
dopóki żyjemy w tym śmiertelnym ciele, nikt chyba nie zdoła uchronić
się całkiem od zmazy. Ufność i pamięć na to, że Pan nasz już
odpuścił i w niepamięć podał grzechy nasze, żadnej temu bólowi nie
przynosi ulgi, raczej mu nowej jeszcze dodaje siły
na wspomnienie takiej niewyczerpanej dobroci, łaskami obsypującej
niegodne stworzenie, któremu się tylko piekło należy. Świadomość ta,
tak sobie wyobrażam, dla takiego świętego Piotra, dla takiej świętej
Magdaleny, prawdziwym musiała być męczeństwem. Przy takiej bowiem
żarliwej miłości, jaką oboje ci Święci pałali, przy tylu łaskach
najwyższych, przy takim jasnym poznaniu, jakie mieli o wielkości i
wielmożności Boga, pamięć na dawne grzechy srogim snadź żalem
krajała im serce i najtkliwszą je skruchą przenikała.
5. Może też która z was
pomyśli sobie, że dusza, ciesząca się posiadaniem
łask tak wysokich, nie będzie już się zajmowała rozmyślaniem o
tajemnicach
najświętszego Człowieczeństwa Pana naszego, ale cała będzie oddana
ćwiczeniu się w miłości.- Jest to przedmiot, o którym szeroko
pisałam na
innym miejscu. Niektórzy wprawdzie mocno mię za to zganili dowodząc,
że nie
rozumiem tych rzeczy, że różne są drogi, którymi Pan dusze prowadzi,
a zatem
dusza, która przebywszy już pierwsze początki i postąpiła wyżej,
powinna zajmować
się wyłącznie tajemnicami Bóstwa samego, a wystrzegać się myśli o
rzeczach cielesnych. Mnie jednak wszystkie te ich dowodzenia nie
zdołały przekonać, by droga przez nich zalecana była dobra. Może
być, że się mylę, może też w słowach tylko się różnimy,
a w gruncie rzeczy i oni i ja mówimy toż samo. Ale doświadczyłam na
sobie, że
czart próbował tą drogą wyprowadzić mię w pole. Własnym więc kosztem
nauczona,
choć o tym już niejednokrotnie mówiłam, chcę tu raz jeszcze to
powtórzyć, abyście
miały ostrzeżenie, jak pilnie powinnyście w tym punkcie mieć się na
baczności, owszem,
nie wierzcie temu, kto by was chciał uczyć inaczej. Postaram się tu
dokładniej, niż to tam uczyniłam, wyrazić myśl moją. Kto zaś
utrzymuje przeciwnie, jeśli w piśmie zechce
szerzej i jaśniej rozwinąć zdanie swoje, może się okaże, że ma
słuszność, ale tak pobieżnie i w krótkich słowach tylko zbywając rzecz tak wzniosłą
i ważną,
łatwo może takim, jak my, mało oświeconym niemałą wyrządzić szkodę.
6. Będzie się więc zdawało
niejednej duszy, że nie powinna rozmyślać
o Męce Pańskiej; tym bardziej zatem nie powinna rozmyślać o życiu
Najświętszej Panny i Świętych, choć pamięć o nich tak wielką nam
przynosi pociechę i zachętę do dobrego. Przyznaję, że nie mogę
pojąć,
jak oni uzasadniają swoje pojęcia. Nic wspólnego nie mieć z ciałem
i z żadną rzeczą cielesną, wiecznie płonąć jednym nieprzerwanym
nigdy zapałem miłości, to rzecz duchów niebieskich. Ale nam, żyjącym
w ciele śmiertelnym, potrzeba obcować ze Świętymi i żyć duchem
w ich społeczności, i rozważać te wielkie bohaterskie czyny, które
oni
dla miłości Boga spełnili. Jakże więc daleko bardziej jeszcze nie
godzi
się nam odwracać rozmyślnie od tego najświętszego Człowieczeństwa
Pana naszego Jezusa Chrystusa, które jest wszystkim dobrem naszym
i niezawodnym na wszelkie nędze nasze lekarstwem. Doprawdy,
niepodobna mi przypuścić, by która dusza pobożna zdolna była tak
się świadomie i rozmyślnie oddalić od wcielonego Boga swego, a
którzy
tak radzą, ci chyba sami nie wiedzą, co mówią i szkodę wielką i
samym
sobie, i drugim wyrządzają. Za to przynajmniej ręczę, że tacy nie
wejdą
do tych ostatnich dwu mieszkań, bo opuściwszy przewodnika, którym
jest
Jezus najsłodszy, jakże mogą iść naprzód? Wielkie to już szczęście,
jeśli
choć w dalszych mieszkaniach zdołają bezpiecznie się utrzymać. Sam
Pan
nam mówi, że On jest drogą, i również mówi, że On jest światłością,
i, że nikt
nie przychodzi do Ojca, jeno przez Niego, i, że "kto ujrzał Jego,
ujrzał i Ojca".
Może mi kto zarzuci, że słowa te mają się rozumieć w innym
znaczeniu.
O innych znaczeniach nic nie wiem; znam tylko to, które zawsze
czułam
w głębi duszy, że jest prawdziwe i zawsze mi bardzo z nim było
dobrze.
7. Są dusze - i niejedna z
nich z tym mi się zwierzała -, że gdy je Pan
podniesie do tego stanu doskonałej kontemplacji, chciałyby już na
zawsze
w nim pozostać. To być nie może. Ale to prawda, że po otrzymaniu tej
łaski
pewna w nich następuje zmiana, że mianowicie nie potrafią już, jak
przedtem,
rozumem rozmyślać o tajemnicach życia i Męki Chrystusowej. Skąd to
pochodzi,
tego dobrze nie wiem, ale najczęściej tak bywa, że po takich łaskach
i widzeniach nadprzyrodzonych rozum staje się mniej sposobny do
rozmyślania. A ponieważ
rozmyślanie całe zasadza się na szukaniu Boga, więc gdy dusza Go
znajdzie
i nawyknie do szukania Go wciąż na nowo samą tylko wolą, już nie
chce i nie
potrzebuje zadawać sobie trudu szukania Go jeszcze rozumem. Może
też, jak
mnie się zdaje, skutkiem rozpłomienienia woli, szlachetna ta władza
chce już
działać sama i obchodzić się, jeśli może, bez pomocy tamtej. Nic by
w tym nie
było złego, ale będzie to rzecz niemożliwa, zwłaszcza dla duszy,
która jeszcze nie
doszła do tych dwu mieszkań ostatnich; najczęściej skończy się na
daremnym traceniu czasu, bo bardzo często, chcąc zagrzać wolę, dusza
potrzebuje wezwać na pomoc rozum.
8. Zważcie to dobrze,
siostry, że jest to punkt bardzo ważny, dlatego też bliżej jeszcze
chcę go wam objaśnić. Choćby dusza pragnęła całkiem i wyłącznie
oddać się miłości,
o niczym więcej myśleć nie chcąc, nie potrafi przecież tego okazać.
Dlaczego? Bo choć wola nie zamarła, ale przymiera w niej ogień,
który zwykł ją zapalać, potrzeba więc, by go
kto rozdmuchał, aby znowu buchnął płomieniem. Czy byłoby to dobrze,
gdyby dusza w tej posusze wewnętrznej czekała z założonymi rękoma,
ażeby ogień zstąpił z nieba i pochłonął tę ofiarę, którą z siebie
chce uczynić Bogu, jak to niegdyś uczynił święty nasz Ojciec Eliasz?
Niekoniecznie, bo niedobrze jest czekać cudów od Boga. Pan sam, jak
mówiłam i bliżej jeszcze objaśnię, czyni, gdy zechce, cuda dla tej
duszy. Chce jednak także, byśmy
pamiętali na nędzę naszą i, że nie jesteśmy godni takiej cudownej od
Niego pomocy,
byśmy zatem sami sobie pomagali, jak możemy. I mam to przekonanie,
że jakkolwiek
byśmy wysoki już stopień modlitwy osiągnęli, zawsze to nam będzie
potrzebne.
9. Prawda, że kogo Pan już
dopuści do mieszkania siódmego, ten,
z powodów, które, jeśli mię pamięć nie zawiedzie, w swoim miejscu
objaśnię,
rzadko kiedy jeszcze, albo może i nigdy, nie będzie potrzebował
uciekać się do
tej pracy rozumu. Ale tam dusza, niewypowiedzianym sposobem z
Chrystusem
Panem złączona, nigdy nie odchodzi od boku Jego i Pan, wedle Bóstwa
zarazem
i Człowieczeństwa swego, do nieustającej ją dopuszcza z sobą
społeczności.
Gdy więc ogień on, o którym mówiłam, w woli nie płonie, gdy dusza
nie czuje
w sobie obecności Boga, wtedy potrzeba i Pan sam tego żąda, by za
przykładem oblubienicy w Pieśni nad pieśniami szukała Go dusza i
pytała stworzeń o Tego, który je stworzył - jak tego nas uczy i
święty Augustyn w Rozmyślaniach czyli w Wyznaniach swoich. - Nie
możemy zaś siedzieć z rękoma założonymi, niemądrze czas tracąc na
oczekiwaniu, aż znowu przyjdzie ta łaska doskonałej kontemplacji,
którą raz otrzymaliśmy. Powtórzenia tej łaski, zwłaszcza w
początkach, może Pan przez cały rok, a nawet przez kilka lat
odmówić. On w Boskiej mądrości swojej wie dlaczego, nam pytać o
przyczynę ani potrzeba, ani pożyteczne. Wiemy, jaką drogą nam iść
trzeba, aby spodobać się Bogu;
jest to droga przykazań i rad Jego. Tą drogą idźmy z wszelką, na
jaką nas stać
pilnością, rozpamiętywając przy tym życie i śmierć Zbawiciela i jako
wiele
jesteśmy Mu dłużni, reszta zaś sama przyjdzie, gdy Pan zechce.
10. Tu będzie w swoim miejscu
odpowiedź na zarzut niektórych, utrzymujących, że nie potrafią
zatrzymać umysłu na takich rozmyślaniach; i po tym, co mówiłam
wyżej, być może, że z pewnego względu mają słuszność. Wiecie, że co
innego jest rozmyślać rozumem, a co innego przedstawiać rozumowi
dane prawdy, obecne w pamięci. Ale może mi tu powie która, że nie
rozumie tego, co mówię. Moja to wina, snadź sama dość jasno rzeczy
nie rozumiem, skoro nie umiem jej zrozumiale wyrazić; wszakże
postaram się objaśnić ją jak potrafię. Rozmyślaniem nazywam dłuższe
nad daną prawdą zastanawianie się rozumem, co odbywa się w sposób
następujący. Zaczynamy rozmyślać nad nieogarnioną wielkością łaski,
jaką Bóg nam uczynił dając nam jednorodzonego Syna swego; po czym,
postępując dalej, przechodzimy w myśli wszystkie tajemnice boskiego
życia Jego. Albo też zaczynamy od modlitwy w Ogrójcu, i rozum, z
tego punktu wychodząc, idzie za Panem bolesną drogą, aż do
zawieszenia Jego na krzyżu. Albo jeszcze bierzemy jaki fragment Męki
Pańskiej, na przykład pojmanie Pana Jezusa, i przedstawiając sobie
wszystkie szczegóły tej tajemnicy, zdradę Judasza, ucieczkę
Apostołów i tak dalej, zastanawiamy się nad uwagami,
które one nam nastręczają, nad uczuciami, które w nas wzbudzają.
Jest to
doskonały sposób modlitwy i wielka z niego dla duszy zasługa.
11. Wszakże od tego sposobu
rozmyślania, słusznie poniekąd - jak
mówiłam - mogą się wymawiać niemożnością dusze, które doszły
już do wyższego stopnia modlitwy, które Bóg podniósł do stanu widzeń
nadprzyrodzonych i kontemplacji doskonałej. Jaka tego przyczyna,
tego,
powtarzam, nie wiem;, ale rzeczywiście tak jest, że tego rodzaju
dusze
rozumem rozmyślać najczęściej nie są zdolne. Lecz żadną miarą taka
dusza nie miałaby słuszności, gdyby utrzymywała, że nie zdoła
zupełnie
zatrzymywać się przy tych tajemnicach, ani mieć je czasem w pamięci,
a przynajmniej w czasach, kiedy Kościół pamiątkę ich obchodzi. Nie
może
być, by dusza, tak hojnie od Boga obdarzona, zdołała w takie
szczególne dni
wypuścić z pamięci te najdroższe dowody miłości, jakie Pan jej daje
w tych
tajemnicach. Są to przecież jakby żywe iskry, coraz mocniej
podniecające
w niej ogień miłości. Tylko, że dusza nie poznaje już tych tajemnic
rozumowaniem;
poznaje je w sposób doskonalszy. Tak ma nimi umysł przeniknięty, tak
je nosi głęboko wyryte w pamięci, że jedno wejrzenie sercem na
przykład na Pana, leżącego twarzą
na ziemi w Ogrójcu, i na ów straszliwy Jego pot dość jej daje
zajęcia i pożywienia nie na
jedną godzinę, ale na cale dni. Jednym prostym wejrzeniem widzi
nieskończoną wielkość
i świętość Pana w tym dobrowolnym dla nas Jego poniżeniu i całą
brzydkość naszej niewdzięczności, jaką Mu za taką miłość Jego i
takie dla nas Jego cierpienie odpłaciliśmy.
Za czym zaraz i wola, choć bez tkliwych uczuć, zapala się
pragnieniem wywdzięczenia
się w czymkolwiek za taką wielką łaskę i żądzą ucierpienia coś
niecoś dla Tego, który
dla niej tak srodze cierpiał; takimi i tym podobnymi rzeczami umysł
swój i pamięć
zajmuje. Dlatego więc dusza taka nie potrafi już rozumem rozmyślać o
Męce
Pańskiej, i wobec tej niemożności zdaje jej się, że i myśleć o niej
nie może.
12. Jeśli zaś istotnie na nią
nie pamięta, dobrze jej będzie postarać się,
aby pamiętała. Żaden najwyższy sposób modlitwy, pewna tego jestem,
nie
stanie jej w tym na przeszkodzie, a niemałą, zdaniem moim, miałaby
szkodę,
gdyby zaniechała jak najczęstszego ćwiczenia się w tym. Co innego,
jeśli spodoba
się Panu zesłać na nią zachwycenie; wtedy już rozmyślać nie zdoła,
choćby chciała.
Ale w takim razie, poddanie się bez oporu porywającej ją sile, żadną
nie będzie dla niej przeszkodą, będzie jej, owszem, pomocą do
wszystkiego dobrego. Przeszkodę raczej sama kładłaby sobie, gdyby w
takim stanie siliła się jeszcze na takie, jak mówiłam wyżej,
rozmyślanie rozumem, do którego, zdaniem moim, dusza na ten stopień
wyniesiona nie
jest zdolna. Może zresztą być, że która potrafi, bo różne i
niezliczone drogi, którymi Bóg dusze prowadzi. Ale nie potępiajmy
przynajmniej tych, które tą drogą iść nie mogą i nie odsądzajmy ich
za to od możności korzystania z tych niewypowiedzianych skarbów,
jakie się zamykają w tajemnicach życia i śmierci najwyższego dobra
naszego. Pana naszego Jezusa Chrystusa. Nikt we mnie nie wmówi,
choćby najbardziej
uduchowiony, by zaniechanie tych skarbów mogło wyjść na dobre.
13. Są dusze, które w
początkach albo w dalszych już postępach duchowego
życia, gdy dojdą albo dochodzić zaczną do modlitwy odpocznienia i
zakosztują
rozkoszy i smaków, jakich Pan im w tym stanie użycza, wyobrażają
sobie, że byłoby
to najwyższym dla nich szczęściem, gdyby mogły w tym stanie pozostać
na zawsze
i bez przerwy używać tych rozkoszy. Takim radzę - jak o tym już
mówiłam - niech
się tak bardzo nie oddają temu upojeniu. Życie jest długie i sporo w
nim różnych utrapień.
I abyśmy je umieli znosić jak należy, potrzeba nam zapatrywać się na
wzór nasz, Chrystusa, jak On je znosił, jak je za przykładem Jego
znosili apostołowie i święci. Dobrze jest być z najsłodszym Jezusem
i z Najświętszą Matką Jego; nie odłączajmyż się od tego towarzystwa
tak dobrego, że nie masz nad nie lepszego. Bardzo nam rad jest Boski
nasz Zbawiciel, gdy przychodzimy do Niego rozważać i sercem
podzielać bóle i cierpienia Jego, chociażby z wyrzeczeniem się
własnych pociech i smaków naszych. Tym bardziej, że wszak wiemy o
tym, córki, iż pociechy nie tak często przychodzą na modlitwie i nie
trwają ustawicznie, więc zawsze będzie czas i na jedno, i na drugie.
Która by zaś dowodziła,
że pociechy u niej są ciągłe, że zatem nigdy nie ma możności
zastanowienia się nad tajemnicami Męki Chrystusowej, takiej stan
uważałabym za podejrzany i radziłabym jej,
aby go sama miała w podejrzeniu i ze wszystkich sił starała się z
niego wytrzeźwieć. Jeśli zaś własne siły jej nie starczą, niech się
uda do przeoryszy i prosi o naznaczenie jej takiego obowiązku, który
by ją zmuszał do ciągłej pilności i uwagi i tym sposobem grożące jej
niebezpieczeństwo zażegnał. Bo rzeczywiście niebezpieczeństwo, gdyby
stan taki się przedłużał, grozi tu wielkie, szczególnie pod względem
czystości serca i porządku w głowie.
14. Sądzę, że dostatecznie
wykazałam, jak wielka i rażąca byłaby to
niewłaściwość, gdyby dusza, choćby najwyżej uduchowiona, tak chciała
stronić od wszelkiej myśli o rzeczach cielesnych, by nawet pamięć o
najświętszym Człowieczeństwie wydawała się jej szkodliwa. Powołują
się tu na słowa, które Pan mówił
do uczniów, że lepiej, aby odszedł. Przyznam się, że takiego
argumentu znieść nie mogę.
Z pewnością nie powiedział Pan tych słów do swojej Najświętszej
Matki. Wiedział bowiem, że mocna jest w wierze, że w Jego osobie
czci Boga i człowieka, i, że choć więcej Go miłuje niż oni, przecież
tak doskonała jest Jej miłość, iż Jego obecność wedle ciała nie
tylko jej nie osłabia, ale owszem, coraz mocniej podnieca. Mówił zaś
te słowa do apostołów dlatego, że oni wówczas nie mieli jeszcze tak
mocnej wiary, jaką mieli później, a jaką i nam dziś mieć przystoi.
Raz jeszcze upewniam was, córki, takie stronienie od świętego
Człowieczeństwa, jakby od jakiej do nabożeństwa przeszkody, jest
drogą bardzo niebezpieczną. Łatwo
nią diabeł może doprowadzić aż do utraty czci i miłości
najświętszego Sakramentu.
15. Zostawałam i ja w tym
błędzie. Nie dochodził on wprawdzie, zdaje mi się,
do tej ostatniej skrajności, zawsze jednak nie tyle, ile należało,
podobałam sobie
w pamięci na Pana naszego Jezusa Chrystusa, a usiłowałam utrzymywać
się w onym upojeniu, czekając ponowienia się tych rozkoszy, z
których ono powstało. Jasno potem poznałam, że byłam na złej drodze.
W niemożności posiadania i używania zawsze tych rozkoszy, myśl moja
rozpraszała się i błąkała się na wszystkie strony. Dusza moja, na
podobieństwo trzepoczącej się ptaszyny, nie mającej kędy by
spoczęła, traciła dużo
czasu na próżno, ani w cnotach nie postępując, ani z modlitwy nie
odnosząc pożytku.
Nie mogłam jednak dojść, jaka by tego była przyczyna, i podobno
nigdy bym nie doszła,
bo zdawało mi się, że dobrze robię. Dopiero pewna osoba świątobliwa,
gdym się przed
nią zwierzyła i opisała jej mój sposób modlitwy, oświeciła mię.
Wtedy dopiero jasno zrozumiałam, na czym mój błąd polegał. I nigdy
nie przestanę żałować tego, że był
w życiu moim czas, w którym nie wiedziałam tego, że trudno
spodziewać się zysku,
gdy się go z taką stratą szuka. Ale choćby i był jaki zysk na tej
drodze, nie chcę
żadnego zysku ani żadnego dobra, które by inną drogą mi przyszło,
jeno przez
Tego, od którego wszystko dobro pochodzi. Jemu chwała na wieki,
amen.
ROZDZIAŁ 8
Opowiada, w jaki sposób Bóg udziela siebie duszy przez widzenie
umysłowe i daje pewne przestrogi. - Jakie skutki sprawuje to
widzenie,
gdy jest prawdziwe. - Jak bardzo należy podobne łaski chować w
milczeniu.
1. Abyście lepiej jeszcze się
przekonały, że tak jest, jak mówię:, że im wyżej
dusza postąpi, tym bliższe ma obcowanie i towarzystwo z najsłodszym
Jezusem,
nie będzie od rzeczy, że wam tu pokażę, jak Pan, gdy zechce,
zniewala duszę do tego
z Nim towarzystwa. Czyni to zaś tak, iż choćby nawet chciała, nie
jest w jej możności ani
na chwilę odłączyć się od Niego. Jasno to widać z cudownych dróg i
sposobów, jakimi On w Boskiej łaskawości swojej nam siebie udziela i
w niewypowiedzianie dziwnych zjawieniach i widzeniach miłość nam
swoją okazuje. O tym chcę tu nieco powiedzieć, raz, abyście wy -
gdyby wam Pan podobnych łask użyczyć raczył - nie dziwiły się im i
nie przeraziły się, a po wtóre, abyśmy wszystkie, jeśli z łaski Pana
zdołam choć w części przynajmniej te rzeczy wyjaśnić, wspólnie z
całego serca Go wysławiały. A chociażby nam samym tych wysokich
darów odmówił, za innych przecież, nimi zaszczyconych, dzięki Mu
winnyśmy czynić,
iż On, taki wielki Pan i Mocarz, tak łaskawie raczy się udzielać
stworzeniu swemu.
2. Otóż bywa tak, że w
chwili, gdy dusza ani się spodziewa, by miała otrzymać
taką łaskę i nigdy jej nawet przez myśl nie przeszło, by mogła na
coś podobnego
zasłużyć, nagle czuje przy sobie Pana naszego Jezusa Chrystusa, choć
Go ani
oczyma ciała, ani wzrokiem wewnętrznym nie widzi. Nazywają to, nie
wiem dlaczego, widzeniem umysłowym. Jedna osoba, której Pan tę łaskę
uczynił, prócz innych, o których niżej będzie mowa, z początku
wielkie miała z tego powodu strapienie, bo nic nie widząc,
nie mogła pojąć, co to jest. Czuła wprawdzie z największą pewnością,
że Ten, który jej się
w taki sposób objawia, jest to sam Pan Jezus. Jawnie też świadczyły
jej o tym przedziwne skutki, jakie w niej to widzenie sprawiało,
mimo to jednak, nie mogła się obronić obawie
i wątpliwości, czy to widzenie, choć takie wyraźne, że o
rzeczywistości jego wątpić nie mogła, istotnie od Boga pochodzi, a
nie raczej od złego ducha. Tym bardziej, że o
widzeniu umysłowym nigdy przedtem nie była słyszała ani nawet nie
przypuszczała,
by mogło być takie widzenie. Jasno też wówczas poznała, że Ten,
który przedtem
już wielokrotnie do niej mówił w sposób wyżej w swoim miejscu
opisany, był to nie
kto inny, jeno tenże Pan, którego czuła przy sobie. Do chwili bowiem
otrzymania tej
ostatniej łaski, choć zawsze słyszała i rozumiała słowa, nie
wiedziała nigdy, kto mówi.
3. Strwożona więc tym
widzeniem (zwłaszcza, że ten rodzaj nie przemija
prędko, jak widzenia przez wyobraźnię, ale trwa dużo dłużej, po
kilka dni, niekiedy
i przeszło rok cały), dusza ta udała się z tym swoim ciężkim
strapieniem do zwykłego spowiednika. Ten ją zapytał, skąd może
wiedzieć, że to Pan, kiedy nic nie widzi i jak ten
Pan wygląda z twarzy? Na to ona odrzekła, że nie wie, że żadnej
twarzy nie widzi i nic nie może powiedzieć nad to, co powiedziała,
ale to tylko wie, że nie kto inny mówi do niej, jeno Pan, i, że nie
jest to żadne złudzenie. Jakoż, choć ciągle ją na różny sposób
straszono i
choć te strachy mocno ją przerażały, najczęściej jednak niepodobna
jej było wątpić o tym,
że w tych zjawieniach istotnie Pan jest przy niej obecny, zwłaszcza
gdy słyszała od Niego te słowa: Nie bój się, to Ja jestem. Słowa te
taką miały potęgę, że wobec nich znikała wszelka wątpliwość. Za
czym, dziwnie pokrzepiona na duchu i ucieszona, że w takim dobrym
znajduje się towarzystwie, czuła wyraźnie, jak wielką cudowna ta
łaska jest jej pomocą
do ciągłej pamięci na obecność Boga i do usilnej w czuwaniu nad sobą
pilności, aby
niczego nie uczynić, co by mogło obrazić oczy Boskiego Majestatu
Jego, patrzące na
nią bezustannie. Ile razy przystępowała do rozmowy z Panem na
modlitwie, zawsze czuła Go tak blisko siebie, iż niepodobna, by
każdego słowa, każdego westchnienia jej nie słyszał. Ona jednak Jego
słowa nie zawsze słyszała, tylko chwilowo i niespodzianie, kiedy Pan
widział, że jej tego potrzeba. Czuła Go stojącego przy sobie, z
prawej strony, ale nie w
taki sposób, w jaki zwykle czujemy czyjąś przy nas obecność. Tu
bowiem jest zupełnie
inny rodzaj uczucia, a tak subtelny, że nikt by go, sądzę, opisać
nie zdołał. Uczucie
to jednak jest równie wyraźne jak tamto i taką
samą pewność daje, owszem, i dużo
większą, wrażenie zmysłowe bowiem
może nas omylić, to uczucie nigdy. A takie
wielkie z niego wypływają
dla duszy korzyści i takie przedziwne skutki wewnętrzne,
że
niepodobna, by uczucie
to mogło się rodzić z melancholii, jak
również niepodobna,
by zły duch mógł być
sprawcą takich
łask, jakich
tu dusza dostępuje: takiego pokoju,
takich nieustających
pragnień
podobania
się
Bogu, takiej wzgardy dla wszystkiego, co nie podnosi
do Niego. Jakoż
później,
w miarę jak Pan coraz wyraźniej się jej objawiał, dusza
ta z wszelką
już
pewnością przekonała się, że widzenia jej nie są sprawą czartowską.
4. Przedtem jednak długo
wielkim chwilami podlegała obawom, czasem znowu
wielkie czuła zawstydzenie, nie mogąc pojąć, skąd i za co taka
niesłychana łaska
jej się dostała w udziale. Byłyśmy z sobą tak jedno, że nic się nie
działo w duszy tamtej,
o czym bym ja nie wiedziała. Możecie więc być pewne, że cokolwiek
wam mówię
o tych przejściach wewnętrznych, wszystko to rzetelną jest prawdą.
Łaska ta, tym samym, że jest od Pana, sprawia w duszy głębokie
zawstydzenie
i pokorę; gdyby pochodziła od złego ducha, skutki jej byłyby wprost
przeciwne.
Widząc jasno, że jest to rzecz dana od Boga, żadna bowiem usilność
ludzka nie
zdołałaby jej sprawić, nie może dusza żadną miarą poczytywać jej
sobie za swoje
dobro, ani nie uznać tego, że otrzymała ją z ręki Boga. I choć z
tych łask, o których
mówiłam poprzednio, niektóre, zdaniem moim, są większe, ta jednak tę
ma wyższość,
że daje duszy szczególnie jasne poznanie Boga, a to nieustające,
które za nią idzie
z Majestatem Boskim towarzystwo, wzbudza w niej miłość ku Niemu
najtkliwszą
i gorętsze jeszcze niż tamte, pragnienia poświęcenia całej siebie na
służbę Jego.
Wielką przy tym daje czystość i jasność sumienia, bo towarzysząca
jej wszędzie
Boża obecność zniewala ją do ciągłej uwagi na siebie. Wiemy
wprawdzie, że
Bóg jest wszędzie obecny i, że patrzy na wszystkie sprawy nasze, ale
taka jest
nieudolność naszej natury, że łatwo się o tej prawdzie zapomina.
Tutaj zaś
zapomnieć o niej niepodobna, bo Pan przy bokuduszy stojący, wciąż
jej
obecność swoją przypomina. Wreszcie i tamte łaski, poprzednio
opisane,
skutkiem nieustającego zapału miłości, jakim tu dusza płonie ku
Temu,
którego widzi przy sobie, częściej jeszcze niż przedtem przychodzą.
Słowem, po tych korzyściach, jakie stąd odnosi, dusza poznaje i
czuje,
jak niesłychanie wielkiej ceny jest ta łaska, której dostąpiła,
dziękuje więc
za nią Panu i nie oddałaby jej za żadne skarby i rozkosze tej ziemi.
Stąd też,
gdy spodoba się Panu odjąć od niej tę łaskę, bolesne czuje
osamotnienie i tęsknotę.
I choćby wówczas z wszelką możliwą usilnością starała się o
odzyskanie tego boskiego towarzystwa, nic jej to nie pomoże, łaskę
tę bowiem daje Pan, kiedy i komu chce, własną zaś wolą i staraniem
nikt jej nie nabędzie. Nieraz też w tym widzeniu odczuwa
się obecność którego ze Świętych, co także wielki jej przynosi
pożytek.
6. Zapytacie, jakim sposobem,
nic nie widząc, może dusza wiedzieć, że jest
przy niej Pan Jezus albo Najświętsza Matka Jego, albo jakiś święty?
- Tego wam
dusza nie wytłumaczy, bo i sama nie zdoła rozpoznać, jakim sposobem
to poznaje;
to tylko wie z zupełną pewnością, że poznaje. Że poznaje Pana, kiedy
mówi do niej, to,
zdaje się, łatwiej jeszcze zrozumieć, ale, że poznaje świętego, który
nic nie mówi, którego Pan snadź tylko dla wspomożenia lub dla
towarzystwa jej daje, to rzecz dziwna. Bywają tu inne jeszcze rzeczy
duchowe, których niepodobna opisać. Z tego samego okazuje się jasno,
jaka jest niskość i nieudolność natury naszej ku zrozumieniu
nieogarnionych wielmożności Boga, kiedy i tych nawet, które nam tu
wyraźnie objawia, pojąć i wypowiedzieć nie zdołamy. Przeto i ten,
komu Pan tej łaski użyczyć raczy, to jedno tylko uczynić może, że ją
przyjmie
z podziwieniem i z uwielbieniem Boskiego Majestatu Jego. Niechaj za
nią szczególne
Panu dzięki składa, bo jest to łaska, której nie
udziela się każdemu. Niechaj ją ma w jak najwyższej cenie i tym
silniej się stara doskonałą Bogu służbę oddawać, kiedy Boska
łaskawość Jego tak hojnej mu ku temu pomocy użycza. Stąd także nie
ma obawy,
aby taka dusza miała siebie za lepszą od drugich;
przeciwnie, ma ona o sobie to przekonanie, że nikt na
całym świecie
gorzej Bogu nie służy niż ona, bo czuje to,
że na całym świecie
nie
ma nikogo,
kto by Mu do większej niż ona obowiązany
był wdzięczności,
w czym
zupełną
ma słuszność. Dlatego też najmniejsze
uchybienie
żalem serdecznym,
jakby ostrym grotem, przeszywa jej wnętrzności.
7. Po tych znakach i
skutkach, które ta łaska pozostawia w duszy,
każda z was, którą by Pan zechciał tą drogą prowadzić, może się
przekonać,
że nie jest to ani oszukanie diabelskie, ani złudzenie wyobraźni.
Niepodobna bowiem - powtarzam - by proste urojenie fantazji tak
długo trwało, a jeszcze bardziej, zdaniem moim, niepodobna, by
widzenia, z których takie na duszę spływają korzyści i tak wielki
spokój wewnętrzny, mogły być sprawą złego ducha. Nie diabelski to
obyczaj wzbogacać dusze w cnoty, ani też nie zdoła on, choćby
chciał, sprawić takiej rzeczy dobrej. Toteż, gdyby w tym była ręka
jego, zaraz by, pod wpływem takich widzeń, w duszy, zdradą jego
oszukanej, powstawały mgły i wyziewy wysokiego rozumienia o sobie i
poczytywania siebie za coś lepszego od drugich. Lecz ustawiczne
złączenie duszy z Bogiem i zanurzenie się
w Nim myślą, tak jest wstrętne diabłu i do takiej doprowadza go
wściekłości, że choćby istotnie spróbował kiedy tą drogą kusić
dusze' i oszukać, z pewnością drugi raz tej próby
nie powtórzy. Bóg też wierny jest i nie dopuści nieprzyjacielowi
opanować duszy, która
tego jedynie pragnie, by była Jemu przyjemna i gotowa jest życie
swoje oddać dla czci
i chwały Jego. Nie opuści jej Pan w pokusie i rychło jej odkryje
zdrady kusiciela.
8. Powtarzam więc i wciąż to
powtarzać będę, że jeśli jeno dusza czuje
i widzi w sobie te skutki, które, jak mówiłam, widzenia owe
sprawują, bezpieczna
jest i może być spokojna. Bo chociażby kiedy z dopuszczenia Bożego
diabeł ważył
się ją napastować. Pan ją zwycięsko i z większą dla niej korzyścią
wyprowadzi z pokusy,
a czart odejdzie, sromotnie pobity na głowę. Przeto, córki, która z
was idzie tą drogą, niechaj się nie trwoży. Co innego bojaźń Boża;
ta zawsze jest dobra i zawsze ją mieć powinnyśmy, abyśmy zawsze
czuwały, jak Pan przykazał i w niczym nie ufały samym sobie. Bez
takiej świętej bojaźni łatwo mogłybyście, widząc siebie tak
wzbogaconymi, opuścić się w pracy wewnętrznej, a to byłoby znakiem,
że widzenia wasze nie są z Boga, skoro nie sprawują
w was owych skutków, o których mówiłam. W pierwszych początkach tych
widzeń dobrze będzie pod sekretem spowiedzi zasięgnąć zdania jakiego
prawdziwie uczonego teologa, bo takim z urzędu przystoi oświecać
nas, lub też jakiego męża wysoko duchowego, jeśli wam się taki
nadarzy. Jeśli nie ma takiego, pożyteczniej jest znieść się z mężem
gruntownie uczonym, a najlepiej jest udać się do takiego, który by
to dwoje w sobie łączył. Jeśliby wam powiedział, że widzenia wasze
są tylko urojeniem, nie frasujcie się o to. Urojenie takie, zapewne,
że pożytku wielkiego duszy nie przyniesie, ale i szkody wielkiej
wyrządzić jej
nie może. Polecajcie tylko siebie miłosierdziu Pana, aby wam nie
dopuścił ulec oszukaniu. Gorsze byłoby strapienie, gdyby wam
powiedziano, że jest to sprawa złego ducha. Teolog prawdziwie
uczony, sądzę, że takiego wyroku o tych widzeniach nie wyda, jeśli
jeno takie
z nich skutki wynikają, jak je opisałam. Ale chociażby on tak rzecz
osądził, Pan sam, przy boku waszym stojący, pocieszy was, pewna tego
jestem, i otuchy wam doda, a jemu przymnoży oświecenia wewnętrznego,
aby i was wedle prawdy oświecił.
9. Jeślibyście, szukając
rady, trafiły na spowiednika, którego Pan, choćby
i nie zaniedbywał rozmyślania, tą wyższą drogą nie prowadzi, taki od
pierwszego
słowa przerazi się wyznaniem waszym i od razu wszystko zgani i
odrzuci. Dlatego,
jak mówiłam, radzę wam udać się raczej do uczonego teologa,
chociażby nie był mężem modlitwy. Najlepiej zaś będzie trzymać się
takiego, jeśli się nadarzy, który by z głęboką nauką łączył nabytą z
własnego doświadczenia znajomość rzeczy duchowych. Przełożona zaś
pozwolenia na zniesienie się z takim doradcą niechaj nie odmawia, bo
jakkolwiek
by o duszę takiej siostry, patrząc na cnotliwe życie jej, była
spokojna, zawsze jednak, dla zobopólnego bezpieczeństwa, ścisły ma obowiązek nie tylko nie
stawiać siostrze
żadnych przeszkód, ale i zrobić jej wszelkie ułatwienia, jakie od
niej zależą. A gdy
już tak przed upatrzonym powiernikiem się otworzy i stosowne od
niego otrzyma
wskazówki, niech już ta dusza się uspokoi i nikomu więcej o tym nie
mówi. Chociaż
zdarza się niekiedy, że diabeł, tam gdzie nie ma żadnego powodu do
obawy, takie
przecież wznieci w niej niepomierne strachy, że zmuszona będzie, nie
poprzestając
na onym jednym zwierzeniu się, dalej jeszcze szukać rady i światła u
drugich. Zwłaszcza wtedy, jeśli ma spowiednika niedoświadczonego i
bojaźliwego, będzie do tego zmuszona,
bo on sam będzie ją odsyłał do drugiego i trzeciego po radę. Tym
sposobem rzecz, która słusznie miała być trzymana w głębokiej
tajemnicy, rozgłasza się i dusza, która pragnęłaby, by nikt o niej
nie wiedział, nagle staje się przedmiotem głośnych rozmów i sądów
ludzkich,
z czego wynikają dla niej ciężkie utrapienia, a i samże Zakon w
takich czasach,
jak te obecne, może na tym ucierpieć. Wielkiej więc potrzeba tu
roztropności
i baczności, co zwłaszcza przeoryszom bardzo usilnie zalecam.
10. I to także każda powinna
mieć na uwadze, by w postępowaniu swoim nie
robiła różnicy między siostrami i tej, która miewa podobne widzenia,
nie poczytywać
zaraz za lepszą od drugich. Pan każdą duszę prowadzi taką drogą,
jaką widzi być dla
niej potrzebną. Zapewne, że podobne łaski są dla duszy nimi
obdarzonej przysposobieniem do wysokiego postępu w świętości, jeśli
czyni z nich należny pożytek;, ale nieraz też Bóg tą drogą prowadzi
dusze bardzo słabe w cnocie. Samo więc posiadanie tych łask nie
stanowi jeszcze osobliwej dla duszy zalety, tak samo jak
nieposiadanie ich żadnej jeszcze nie
czyni ujmy. Miarą świętości są cnoty; która wierniej i żarliwiej
służy Panu w umartwieniu,
w pokorze, w czystości sumienia, ta będzie świętsza nad drugie. Ale
o tym my tu
na ziemi pewności mieć nie możemy, będziemy ją mieli dopiero w on
dzień, kiedy
Sędzia sprawiedliwy odda każdemu wedle zasług jego. Tam ze
zdumieniem ujrzymy,
jak dalece sądy Jego różne są od sądów naszych, jak wysoko
przewyższają
wszelką myśl i pojęcie nasze. Chwała Jemu i dziękczynienie na wieki,
amen.
cdn...
|