ROZDZIAŁ 5
Opowiada w dalszym ciągu o innym, różnym od poprzedniego sposobie
zachwycenia,
gdy Bóg podnosi duszę do siebie pewnym lotem ducha. - Jakiej tu
potrzeba odwagi.
- Niejakie objaśnienie tej łaski, jaką Pan w tym zachwyceniu duszę
wzbogaca.
1.
Drugi sposób zachwycenia, który ja nazywam lotem ducha, choć w
gruncie
rzeczy takim samym jest zachwyceniem, w wewnętrznym jednak na duszę
działaniu swoim bardzo się różni od poprzedniego. Takie tu znienacka
powstaje
w duszy poruszenie, z taką nagłością i niepowstrzymaną szybkością
duch czuje
się porwany, że mimo woli, zwłaszcza w początkach, dostępującego tej
łaski wielki
strach ogarnia. Dlatego wam mówiłam, że nieustraszonej odwagi
potrzeba temu,
komu Bóg ma tej łaski użyczyć, i wielkiej wiary, ufności i
bezwarunkowego zdania
się duszy na Boga, aby z nią uczynił, co Mu się spodoba. Czy małe
to, sądzicie,
dla człowieka przerażenie, gdy zupełnie przytomny i zdrowe mając
swoich pięć
zmysłów nagle uczuje, że mu duszę porywają, a za duszą nieraz i
ciało, jak to
nieraz w Żywotach Świętych czytamy, nie wiedząc zgoła, kto go
porywa, dokąd
i jakim sposobem? W pierwszych bowiem chwilach tego niespodzianego
pochwycenia dusza nie ma jeszcze zupełnej pewności, czy to sprawa
Boża.
2. Ale czyż nie ma sposobu,
zapytacie, oparcia się tej sile?- Nie ma żadnego. Owszem, opór
raczej zwiększa jeszcze gwałtowność porwania, jak o tym wiem od
jednej, która przez to przechodziła. Bóg bowiem chce okazać tej
duszy, że gdy tyle razy i z takim szczerym zapałem oddała Mu całą
siebie, powinna wiedzieć, że żadnej już nie ma władzy nad sobą.
Jakoż widząc, że im więcej się opiera, z tym gwałtowniejszą potęgą
siła Boża ją chwyta i porywa, dusza owa postanowiła sobie uczynić z
potrzeby cnotę i tak się względem tej siły zachowywać, jak się
zachowuje źdźbło słomy wobec bursztynu, który ją, jak może kiedy
widziałyście, niepowstrzymanie do siebie przyciąga. Źdźbło, mówię, i
tak jest niezawodnie, bo nie z taką łatwością największy siłacz
podniesie z ziemi ździebełko słomy, z jaką
ten Boski Olbrzym nasz i wszechpotężny Pan porywa, gdy chce, duszę
człowieka.
3. W czwartym mieszkaniu -
jeśli dobrze pamiętam - gdzie była mowa
o smakach duchowych, mówiłam, że dusza tymi smakami się ciesząca,
jest
jak sadzawka, do której cicho i spokojnie, bez wzburzenia ni szumu,
spływa woda
ze źródła; tu jest inaczej. Tu wielki ten Bóg, który w ręku swoim
trzyma źródło wodne
i morzu nakłada wędzidło, aby nie przekroczyło granic swoich,
szeroko otwiera zdroje i upusty, którymi wody spływają do sadzawki;
za czym wody te z pędem wielkim wzbierają potężną falą i wysoko w
górę unoszą łódkę duszy. I jak czasu burzy ani sternik, ani żaden
z tych, co kierują łodzią, nie zdołają zapobiec temu, by fale,
nawałnic się piętrzące, nie poniosły łodzi w kierunku, w jakim same
pędzą, tak, o wiele więcej jeszcze, dusza
nie jest zdolna oprzeć się, choćby chciała, potędze zalewających
wnętrze jej wód
Bożych. Wszystko też, co zewnątrz jest, mianowicie zmysły jej i
władze, przed
tą siłą i wolą wyższego nad nie muszą ustąpić i zamilknąć, jakby nie
istniały.
4. W chwili, gdy to piszę,
upewniam was, siostry, cała przerażona jestem od zdumienia na samo
wspomnienie tej ogromnej potęgi, jaką tu wielki on Król i Pan nasz
objawia. Cóż więc dopiero musi się dziać w tych, którzy tego na
samych sobie doznają? Najgorszy nawet z grzeszników, jacy żyją na
świecie, gdyby Boska wielmożność Pana tak mu się ukazała, jak się
ukazuje tym duszom, nie śmiałby Go już obrażać, pewna tego jestem,
bo strach sam, jeśli nie miłość, powstrzymałby go od grzechu. O
jakże wielki zaciągają obowiązek dusze, tak wysokim objawieniem
ostrzeżone, starania się o to z wszystkich sił swoich, by tego
Pana w niczym nie obrażać! Na miłość Jego błagam każdą z was, której
by Boska łaskawość Jego tych czy innych podobnych łask użyczyła, nie
przestawajcie
gnuśnie na samym tylko braniu, ale bądźcie hojne i w oddawaniu.
Pomnijcie, że kto wiele dłużny, wiele też ma do spłacenia.
5. Wielkiej do tego potrzeba
odwagi, bo wszystko tu śmiałość odbiera. I gdyby
Pan sam nie dodawał duszy otuchy, choć obdarzona tak wspaniale, w
nieustającym
żyłaby strapieniu. Patrząc bowiem na te wielkie rzeczy, które On w
boskiej swej wielmożności jej czyni, a potem wglądając w siebie i
widząc, jak mało Jemu w
porównaniu z tym, co Mu jest winna, oddaje, i jak to maluczko, co
czyni, pełne
jest skaz, uchybień i niedostatków, chciałaby zgoła już zupełnie
usunąć z swej
pamięci te swoje tak niedoskonałe uczynki. I stara się raczej nie
myśleć nigdy o
nich, a pomnieć tylko na grzechy swoje, wszystką nadzieję i otuchę
pokładając
w miłosierdziu Boga i ufając, że kiedy sama nie ma czym się
wypłacić.
On niedostatek jej pokryje tą litością i zmiłowaniem, które zawsze
po wszystkie czasy okazywał nad grzesznikami.
6. Może wtedy i ona usłyszy
to samo, co Pan pewnego razu odpowiedział jednej, gdy w podobnym
strapieniu, klęcząc przed krucyfiksem, żaliła się, że nigdy nie
miała nic, co by mogła oddać Bogu, albo opuścić dla Niego: Oto ci
oddaję wszystkie boleści i wszystkie gorzkości, jakie wycierpiałem w
Męce mojej, weź je i ofiaruj je Ojcu mojemu, jako własność twoją.
Słowa te taką tę duszę napełniły radością, i tak po nich uczuła się
wzbogacona, że nigdy odtąd nie straciła ich z pamięci, i ile razy
znowu przyjdzie na nią podobne strapienie
i uczucie swej nędzy, jedno na te słowa wspomnienie nową napełnia ją
otuchą i pociechą.
Mogłabym niejeden jeszcze taki przykład wam przytoczyć, bo dzięki
częstym
moim z tylu duszami świętymi i bogomyślnymi stosunkom, wiele
podobnych
szczegółów się dowiedziałam, lecz wolę je pominąć, abyście nie
myślały, że
mówię o sobie. Tego wszakże jednego przykładu pominąć nie
chciałabym, bo
wielki, jak sądzę, może być z niego dla was pożytek, ten mianowicie,
byście
poznały z niego i pamiętały na to, że Pan tego tylko od nas żąda,
byśmy znały i coraz głębiej i jaśniej starały się poznać ubóstwo i nędzę naszą,
bo nic nie
mamy, czego byśmy darmo od Niego nie otrzymały. Tak więc, siostry
moje,
wielkiej, jak mówiłam, odwagi potrzeba duszy, którą Pan na ten
stopień wyniesie.
Potrzeba jej odwagi wobec jednego i drugiego, owszem, wobec tego
drugiego
większej jeszcze potrzeba jej odwagi, niż do tamtego, które łatwiej
zniesie, jeśli
będzie miała pokorę. Niechaj Pan z nieskończonej dobroci swojej
raczy jej nam użyczyć.
7. Wracam teraz do owego tak
gwałtownie nagłego porwania ducha. Jest to
takie porwanie, że prawdziwie zdawać się może, że duch opuszcza
ciało, choć
z drugiej strony, jasna rzecz i niewątpliwa, że nie jest to śmierć.
Lecz przez kilka
chwil dusza rzeczywiście samej sobie nie zdoła zdać sprawy, czy
jeszcze jest w
ciele, czy też z niego wyszła. Zdaje jej się, że cała była
przeniesiona do innej zupełnie
krainy, różnej od tej, którą tu zamieszkujemy;, że tam jej się
ukazała światłość bez porównania żadnego jaśniejsza niż ta nasza
światłość ziemska, i w tej światłości
tyle rzeczy przedziwnych, że choćby całe życie nad nimi myślała,
nigdy by ich myślą
nie ogarnęła. Nieraz też, tą światłością oświecona, w jednej chwili
nabywa poznania
tylu naraz prawd i tajemnic, których by przy najusilniejszej przez
długie lata pracy
i największym umysłu i wyobraźni natężeniu ni w tysiącznej części
nie doszła.
Dzieje się to nie sposobem widzenia umysłowego, ale widzenia przez
wyobraźnię,
w którym oczyma duszy widzi się nierównie jaśniej niż tu oczyma
ciała, i rozumie
się wiele rzeczy bez pomocy słów. Na przykład, jeśli dusza w tym
widzeniu
ujrzy którego ze Świętych, poznaje go od razu, jakby dawnego
znajomego.
8. Niekiedy znowu, obok
rzeczy, które widzi okiem wewnętrznym w widzeniu
umysłowym, przedstawiają jej się inne rzeczy nadprzyrodzone, jak
hufce anielskie
ze swoim Boskim Panem. Wszystko to i wiele innych rzeczy, których
wyrazić nie
zdołam, choć oczyma ciała nic nie widzi, przedstawia się jej
przedziwnym jakimś, niewypowiedzianym sposobem wewnętrznego
poznania. Kto inny, zdolniejszy ode
mnie, jeśli przez to przechodził, potrafi może to wytłumaczyć, ale i
najzdolniejszemu nie sądzę, by to poszło łatwo. Czy wszystko to
dzieje się w ciele, czy w rozłączeniu z ciałem, tego nie wiem;, ale
jak nie śmiałabym twierdzić, by ciało w tych chwilach zostawało bez
duszy, tak również nie przysięgłabym na to, że dusza tak zachwycona
pozostaje w ciele.
9. Nieraz przychodzi mi ta
myśl, że jak słońce taką ma siłę, że stojąc
na niebie i nie ruszając się z miejsca, na wszystkie strony
promienie swe
rozsyła, tak również nie ma w tym nic niepodobnego, by dusza i duch,
które
tak samo są jedno jak słońce i jego promienie, ogrzane potęgą tego
zapału,
który zsyła na nie prawdziwe Słońce Sprawiedliwości, nie mogły jakim
wyższym
pierwiastkiem swoim wznieść się wyżej nad siebie. Może być, że sama
nie wiem,
co mówię. Ale cokolwiek bądź, to wiem i tak jest, że nie z taką
szybkością pocisk za przyłożeniem zapału wybucha ze strzelby, z jaką
we wnętrzu duszy zrywa się to, co (w braku odpowiedniejszego wyrazu)
nazywam lotem. Lot ten, choć cichy i bez szmeru, tak przecież jest
wyraźny i tak dotykalnie dusza czuje się nim porwana, że nie może to
żadną miarą być złudzeniem. Dusza tu, o ile zdołam zrozumieć,
całkiem wychodzi z siebie i w tym stanie wspaniałe ogląda rzeczy,
jakie Bóg jej objawia. Gdy zaś wróci do siebie, czuje w sobie
niewypowiedzianie wielkie z owego zachwycenia pożytki. Za nic już ma
wszystkie rzeczy ziemskie, bo w porównaniu z tym, co oglądała,
wydają jej się tylko błotem. Życie na tej ziemi odtąd ciąży jej jak
brzemię nieznośne i w czym. się przedtem kochała, tym teraz się
brzydzi. Snadź dlatego spodobało się Panu ukazać jej nieco ze
wspaniałości tej krainy niebieskiej,
w której ma zamieszkać - podobnie, jak ludowi izraelskiemu przed
wejściem do Ziemi Obiecanej wysłańcy przynieśli bogate okazy
urodzajności owej krainy - aby łatwiej zniosła trudy tej uciążliwej
drogi, mając przed oczyma ów kres błogosławiony, u którego znajdzie
odpocznienie. Jakkolwiek więc mogłoby się komu zdawać, że z takiego
zachwycenia
w jednej chwili przemijającego, niewielka może być korzyść, w rzeczy
samej
jednak pożytki, jakie ono pozostawia w duszy, tak są niezmierne, że
ten tylko zdoła je ocenić, kto ich sam na sobie doświadczył.
10. Z tego też jasno się
okazuje, że zachwycenia te nie są ani przywidzeniem
wyobraźni, ani sprawą złego ducha. Przywidzenie jest tu wprost
niepodobieństwem;
zły duch zaś żadną miarą nie zdoła sprawić w duszy tego rodzaju
widzeń i wrażeń,
takie w niej dobre skutki działających, taki jej przynoszących
pokój, pogodę ducha
i postęp w dobrym, a szczególnie te trzy owoce, których tu dusza w
bardzo wysokim
stopniu dostępuje. Naprzód, wyższe poznanie wielkości Boga, bo w
miarę bliższego i w szerszej mierze oglądania Jego doskonałości, dusza też coraz
jaśniej poznaje
Jego nieogarnioną piękność i wielmożność. Po wtóre, głębsze poznanie
samej siebie
i głębsza pokora, tak iż nie śmie już i oczu podnieść do nieba na
wspomnienie, że ona,
takie nędzne i niskie w porównaniu z takim wielkim Panem stworzenie,
ważyła się kiedy
bądź obrazić Jego, tylu cudownych rzeczy Stworzyciela. Po trzecie na
koniec, stanowcze wszystkimi rzeczami tej ziemi wzgardzenie, o ile
nie służą jej do tego jedynego
celu, by mogła je obrócić na służbę i chwałę tego Boga tak
wielkiego.
11. Te są klejnoty, które
Oblubieniec na pierwsze zrękowiny daje swojej
oblubienicy, a które ona, znając ich nieskończoną cenę, w sercu swym
chowa.
Bo i widzenia one głęboko pozostają w jej pamięci wyryte i sądzę, że
niepodobna,
by ich zapomniała kiedy, aż do dnia, gdy zacznie cieszyć się nimi na
wieki. Chybaby
sama z własnej i wielkiej winy swojej te klejnoty utraciła;, ale
Oblubieniec, jak ją nimi
obdarzył, tak też mocen jest użyczyć jej łaski, aby się ustrzegła
takiej nieszczęsnej utraty.
12. Niemałej więc, powtarzam
raz jeszcze, jak i same już to widzicie,
potrzeba tu odwagi. Niemały to, zaiste, przestrach dla duszy, gdy
czuje
prawdziwie, jakby się rozłączała z ciałem, gdy zmysły ją odchodzą,
sama nie
wie jak i dokąd. Odwagę tu potrzebną Ten tylko dać jej mocen, który
daje i tę łaskę zachwycenia. Powiecie może, że przestrach ten dobrze
się duszy opłaca. Na to i ja się zgadzam. Chwała i dziękczynienie na
wieki niech będzie Jemu, który możny jest tak wielkie rzeczy czynić,
tak wielkie dary dawać stworzeniom swoim. Niechaj w Boskiej
łaskawości swojej i nam to dać raczy, byśmy były godne służyć Jemu,
amen.
ROZDZIAŁ 6
Mówi o skutku opisanej w poprzednim rozdziale modlitwy, po którym
poznaje się, czy ona jest prawdziwa, czy też zmamieniem tylko. - O
innej
jeszcze łasce, jaką Pan czyni tu duszy, aby Go tym więcej
wysławiała.
1. Łaski te, tak wzniosłe,
wzbudzają w duszy takie pragnienie posiadania już zupełnie Tego,
który ją nimi obdarza, że życie zamienia jej się w mękę, choć męka
to słodka. Z tęsknotą nieutuloną pragnie śmierci i ustawicznie błaga
Boga ze łzami, aby ją zabrał z tego wygnania. Wszystko, co widzi i
słyszy wokoło siebie, jest dla niej umęczeniem, jedna tylko
samotność znaczną jej ulgę przynosi. Ale i tu niebawem ból ten
wewnętrzny się wznawia i wszędzie jej towarzyszy. I tak nigdzie nasz
biedny motyl nie może znaleźć sobie trwałego odpocznienia. Owszem,
ten wciąż tlejący w niej ogień tęsknej miłości za lada powiewem,
zdolnym go podniecić, na nowo płomieniem wybucha i duszę znowu
unosi. Stąd też zachwycenia w tym mieszkaniu bywają bardzo częste i
nie ma sposobu zapobieżenia im, chociażby przyszły przy świadkach.
Za czym niebawem wszczynają się prześladowania i szemrania, które
nie dają jej pokoju i wzniecają w niej strachy, którym ona,
jakkolwiek by chciała, obronić się nie zdoła, bo wielu jest tych,
którzy tak ją straszą, a między nimi szczególnie spowiednicy.
2. I choć z jednej strony, w
najgłębszym wnętrzu swoim, czuje wielką
pewność i otuchę, zwłaszcza gdy sama jest z Bogiem, z drugiej strony
jednak wielki ma smutek, lękając się, czy istotnie diabeł jej nie
zwodzi i
czy zmamiona przez niego nie obraża tego Pana, którego nad wszystko
miłuje. O szemrania i sądy ludzkie mało dba, ale bardzo ją boli, gdy
spowiednik
ją nęka wyrzutami, jak gdyby tu była w czym winna. W tym udręczeniu
nieustannie
prosi wszystkich, aby się za nią modlili i Pana blaga, aby ją
prowadził inną drogą, jeśli ta, jak wciąż jej mówią, jest tak niebezpieczna. Z tym wszystkim
jednak, widząc, że tą drogą wielkie uczyniła w dobrym postępy i z
tego, co czyta, słyszy i co jej oznajmują przykazania Boże mając
pewność, że jest to droga, wiodąca do nieba, nie może, choćby
chciała, wymóc tego na sobie, by nie pragnęła na niej pozostać i na
tyle tylko zdobyć się zdoła, że zdaje się na wolę i zrządzenie Boga.
Lecz i to, że nie potrafi pragnąć tego, co jej każą, dręczy ją,
bo zdaje się jej, że przez to popełnia nieposłuszeństwo względem
spowiednika, a ma to przekonanie, że właśnie tylko posłuszeństwo i
chronienie się obrazy Bożej może ją obronić od niebezpieczeństwa
zdrady i omamień złego ducha. I im mocniejsze widzi w sobie
postanowienie raczej dać się porąbać na sztuki, niż świadomie
popełnić jeden grzech powszedni, tym srożej to ją smuci, że snadź
popełnia ich tyle mimo woli swojej.
3. Bóg daje tej duszy tak
gorące pragnienie podobania Mu się we wszystkim, tak żywą bojaźń
obrażania Go w czymkolwiek, choćby najmniejszą niedoskonałością,
gdyby jej uniknąć zdołała, że dla tego już samego rada by uciekła od
ludzi i szczerze zazdrości tym, którym kiedyś dane było, albo dziś
jeszcze dane jest żyć na pustyni. A przy tym jednak chciałaby rzucić
się w sam wir świata, czyby tam nie znalazła choć jednej duszy,
którą by zdołała skłonić do wierniej szego służenia i gorliwszego
oddawania chwały Bogu. I jeśli jest niewiastą, smuci się, że jako
taka, będąc skrępowana, tej chęci swojej zadośćuczynić nie może i z
zazdrością spogląda na mężów, którym wolno jest publicznie podnosić
głos swój
i swobodnie opowiadać wszystkim wielmożności tego wielkiego Boga i
Pana Zastępów.
4. O biedny motylu, iż tylu
więzami skrępowany, nie możesz ulecieć, kędy byś chciał! Zlituj się nad nim, Boże mój; daj folgę tej biednej duszy, aby już
mogła choć w części jakiej spełnić na cześć i chwałę Twoją swe
pragnienia. Nie zważaj na niegodność jej ani na jej niskość!
Wszechmogący jesteś, Panie, i na rozkaz Twój rozstępują się głębiny
morskie
i Jordan zatrzymuje się w biegu swoim, swobodne otwierając przejście
synom izraelskim. Nie żałuj jej! Twoją mocą wsparta, zdoła ona
wielkie wytrzymać utrapienia. Gotowa jest na nie, pragnie je
wycierpieć, więc wyciągnij, Panie, możne ramię Twoje, nie dopuszczaj
tego, by całe życie jej zejść miało na poziomych drobiazgach. Objaw
w tym biednym niewieścim stworzeniu wielmożność Twoją, aby świat,
widząc, że nie ma w tym żadnej własnej jej siły, Tobie samemu
wszystką chwałę oddawał. A ją niech to kosztuje, ile chce, choćby to
był koszt największy, bo tego tylko pragnie, gotowa tysiąc razy
oddać życie swoje, aby choć jedna dusza za jej sprawą większą Tobie
cześć i chwałę oddała. Za taką cenę wszelką
ofiarę poczytywałaby sobie za zysk niezrównany, dobrze to
rozumiejąc, że nie jest godna
i najmniejszej rzeczy dla Ciebie ucierpieć, a cóż dopiero umrzeć dla
chwały Twojej!
5. Po co i na jaki pożytek
napisałam powyższe słowa? - Snadź sama nie
wiedziałam, co piszę. Ale to wiedzmy, siostry, że takie są, bez
żadnego wątpienia,
skutki, jakie te zawieszenia czy zachwycenia po sobie zostawiają.
Nie są to pragnienia przelotne; trwają one ustawicznie i przy każdej
sposobności wypełnienia ich czynem okazuje się, że nie ma tu żadnego
złudzenia. Dlaczego mówię, że pragnienia te trwają ustawicznie? - Bo
bywają tu wprawdzie chwile małoduszności, kiedy dusza słania się po
niższym poziomie i takie czuje w sobie wylęknienie, że nie miałaby,
jak sądzi, odwagi do podjęcia najmniejszego trudu. W takich
chwilach, jak sądzę, Pan pozostawia duszę samej sobie i własnemu jej
przyrodzeniu, dla większego jej dobra. Wówczas bowiem widzi ona, że
jeśli kiedy miała do czego odwagę, miała ją nie z samej siebie, ale
jedynie z daru łaskawości Bożej. I w przenikającej poznania tego
jasności sama w sobie się unicestwia i jaśniej jeszcze poznaje moc i
dobroć Boga, który w takim nędznym stworzeniu raczył je
okazać. Ale najczęściej zwykły stan tej duszy taki jest, jak go
wyżej opisałam.
6. Jedno tu, siostry,
zważcie, że wielkie te żądze oglądania Pana taki
nieraz ból gwałtowny sprawują, że nie należy zwiększać ich, ale
raczej,
o ile to rzecz możebna, myśl od nich odrywać. O ile to rzecz możebna,
mówię, bo jest pewien rodzaj tych pragnień, o którym później mówić
będę, którym oprzeć się nie można, jak o tym same się przekonacie. Ale
pragnienia
tego pierwszego rodzaju, o którym mówię obecnie, nieraz dadzą się
stłumić.
Rozum tu bowiem zupełnie jest swobodny, może więc uzgodnić się z
wolą Bożą,
i mówić, co mówił św. Marcin. Może także tę żądzę i tęsknotę swoją,
zwłaszcza gdy
ból z niej powstający bardzo się wzmaga, powściągnąć tą uwagą, że
chociaż takie pragnienia bywają znakiem wysokiego już postępu w
cnocie, kto wie, czy nie zły duch
je wznieca, aby miała siebie za doskonałą i świętą. Uwaga to w
każdym czasie bardzo pożyteczna, bo zawsze nam dobrze chodzić w
bojaźni. Mam wprawdzie to przekonanie,
że takiego pokoju i takiej swobody ducha, jakich dusza przy tym bólu
doznaje, diabeł nie
jest mocen sprawić. Pragnieniom przez niego wzbudzonym zawsze
towarzyszyć będzie większe lub mniejsze wzburzenie namiętności,
jakie zwykło powstawać w duszy w razie jakiego zmartwienia o rzeczy
świeckie. Ale kto sam nie doświadczył jednego i drugiego,
nie potrafi rozpoznać tej różnicy i poczytując sobie za rzecz
wielką, będzie je,
ile zdoła, podniecał, ciężką przez to wyrządzając sobie szkodę na
zdrowiu. Bo ból, z tej tęsknoty powstający, jest nieustanny,
albo przynajmniej bardzo często się wznawia.
7. I na to również zwróćcie
uwagę, że cierpienia te nieraz bywają skutkiem słabej kompleksji, szczególnie u osób łatwo roztkliwiających się i
za lada małym
powodem gotowych do płaczu. Takim diabeł sto razy wmówi, że płaczą z
wielkiej
miłości Boga, choć łzy ich zupełnie z tego źródła nie płyną. Owszem,
jeśli to powtarza
się przez czas dłuższy (że dusza taka za każdym najmniejszym słowem,
jakie usłyszy,
albo wspomnieniem o Bogu zaraz się rzewnymi łzami zalewa i
powstrzymać ich nie umie),
i płacze bez końca, bardzo być może, że raczej humory jakieś,
nagromadzone około serca, tę obfitość łez wywołują, niżby je miała
wyciskać siła miłości Bożej. Ale one, ponieważ słyszały, że dar łez
jest łaską, nie tylko nie usiłują powstrzymać się od płaczu, ale
raczej pobudzają się do łez ile zdołają. A diabeł zawsze tu wygrywa,
bo płaczka taka tym ciągłym płakaniem swoim rychło, jak on tego
pragnie, przywodzi siebie do takiego stanu zniemożenia, że już ani
modlić się nie zdoła, ani Reguły zachować.
8. Widzę stąd, jak stajecie
zdziwione z takim zapytaniem na ustach: cóż więc
mamy począć, kiedy takie we wszystkim jest niebezpieczeństwo? I
kiedy nawet taką
rzecz dobrą, jaką jest dar łez, uważam za mogącą podlegać zmamieniu,
czy nie jestem sama zmamiona? Być może, iż jestem w błędzie, ale
wierzajcie, że mówię tu z własnego doświadczenia, bo niejedną
widziałam taką. Nie powiadam, bym doświadczała tego na samej sobie,
bo nie jestem bynajmniej tkliwa z natury; przeciwnie, serce tak mam
twarde,
że mi nieraz aż przykro. Niekiedy jednak, gdy wewnątrz ogień wielki
zapłonie, z serca tego, choć tak nieużytego, sączą się łzy jak z
alembiku. Takie łzy łatwo można poznać po skutkach; nie sprawują one
żadnego wzburzenia w duszy, ale raczej przynoszą jej uspokojenie i
pokrzepienie, a zdrowiu rzadko się zdarza, by zaszkodziły. Co do
tamtych
łez, tyle przynajmniej jest w nich dobrego, że ciału tylko szkodzą,
a nie duszy (jeśli ta jest prawdziwie pokorna). Ale bez pokory nie
będzie rzeczą nieużyteczną mieć je w podejrzeniu.
9. Nie sądźmy, by w sprawie
naszego uświęcenia głównie chodziło o łzy, chodzi
o to, byśmy rękę przykładały do dzieła i pracowały usilnie nad
postępem w cnotach.
O to jedno starać się powinniśmy; na ściąganie łez nie wysilajmy
się. Przyjdą same,
gdy spodoba się Bogu je zesłać; wtedy też zroszą one suchą rolę dusz
naszych i
wielki sprawią urodzaj, tym większy, im mniej będzie naszego o nie
starania. Ta jest
woda z nieba na nas płynąca. Ta druga zaś, którą sami z utrudzeniem,
jakby kopiąc
w ziemi, wydobyć usiłujemy, nic z tamtą nie ma wspólnego, i nieraz,
nakopawszy
się aż do umęczenia, miasto spodziewanego zdroju, ani strumyczka
nawet wody
nie znajdziemy. Lepiej nam więc, siostry, zdaniem moim, trzymać się
w obecności
Pana i stawiać sobie przed oczy miłosierdzie i wielmożność Jego, a
naszą niskość.
On zaś niech daje nam, co Jemu się spodoba, wodę czy posuchę, jak
zechce. Wie
On lepiej niż my, czego nam potrzeba. Zdając się tak na wolę Jego,
będziemy miały
spokój i diabeł już nie tak łatwo znajdzie sposobność do zastawiania
na nas swych sideł.
10. Niekiedy wśród owych
wrażeń bolesnych zarazem i słodkich.
Pan użycza duszy nadzwyczajnej modlitwy i pewnego, niepojętego
dla niej rozradowania. Opiszę je tu dokładniej, abyście, gdyby Pan
raczył
wam udzielić tej łaski, czyniły Mu za nią dzięki należne i wiedziały
zawczasu,
co w tym stanie dzieje się w duszy. Rozradowanie to, o ile rzecz
rozumiem,
zasadza się na dziwnie bliskim zjednoczeniu władz duszy z Bogiem,
tylko
że tu pozostawia im, jak również i zmysłom, swobodę, aby mogły się
cieszyć
szczęściem swoim, choć same nie pojmują, co to jest, czym się cieszą
i w jaki
sposób tym szczęściem się cieszą. Może to się wydawać jakąś baśnią
arabską,
a przecież tak jest prawdziwie. Tak wielką tu i nieobjętą dusza się
cieszy rozkoszą,
że chciałaby cieszyć się nią nie tylko sama, ale opowiadać ją
wszystkim, aby wszyscy pomagali jej chwalić Pana, jak do tego
jedynie dąży wszystko pragnienie. O, jakie by gody wyprawiała, gdyby
to było w jej możności, jakie by na wszystek świat zawodziła okrzyki
radości, aby wszystkim była wiadoma ta rozkosz, w którą opływa! Jak
on syn marnotrawny, gdy wreszcie do domu ojca powrócił, i ona ma to
uczucie, jakby została odszukana, jakby sama siebie znalazła. I jak
on ojciec odzyskanego marnotrawcy, rada by zwołała wszystkich i
wielką ucztę im zastawiła, aby się z nią cieszyli, iż w takim
bezpiecznym znalazła się schronieniu. Bo pewna tego jest i
najmniejszej o tym nie może mieć wątpliwości, że
zupełnie jest w tej chwili przynajmniej zabezpieczona od złego. I,
zdaniem moim,
ma słuszność, taka bowiem wielka radość i rozkosz, jaką czuje w
najgłębszym
wnętrzu jestestwa swego, taki przy tym pokój i takie pragnienie
wysławiania
Boga, niepodobna, by mogło pochodzić od ducha złego.
11. Niemałej i niełatwego
przezwyciężenia siebie wymagającej rzeczy
dusza dokaże, jeśli pod takim niepowstrzymanym nawałem wewnętrznego
rozradowania zdoła milczeć i ukryć w sobie to, co w niej się dzieje.
Takie snadź rozradowanie czuł w sobie św. Franciszek, gdy chodził po
błoniach i polach wielkim
głosem wołając, a napadnięty przez zbójców oznajmił im, iż jest
heroldem wielkiego
Króla. Czuło je tylu innych świętych, którzy chronili się na
puszczę, aby życiem swoim umartwionym takimiż być, jak św.
Franciszek, heroldami Pańskimi i głośno oznajmiać,
już nie ludziom, ale skałom, zwierzętom i niemym stworzeniom chwałę
Boga swego.
Tak czynił i on święty - świętym go zowie, bo znając życie jego,
przekonana jestem, że
nim był - Piotr z Alkantary. A ludzie, słysząc go tak w miejscach
bezludnych wołającego, naśmiewali się z niego i brali go za
szalonego. O, jakież to, siostry, szczęśliwe i pożądane szaleństwo!
Oby Bóg wszystkim nam użyczyć go raczył! A dla was ileż to łask
zawiera
się w tej jednej łasce, jaką Pan wam uczynił, że ukrył was w tym
świętym schronieniu!
Tu, jeśliby się spodobało Panu uszczęśliwić was darem tego
rozradowania, bezpiecznie możecie je objawiać. Tu w takich chwilach
czeka was życzliwe uznanie i poparcie,
nie pośmiewiska i obmowy, jakie by was spotkały na świecie, tak mało
przywykłym do podobnego sposobu ogłaszania chwały Bożej,
iż nie dziw, że na nim ostrzy złośliwy swój język.
12. O, nędzne to życie, o,
nieszczęsne to czasy, w których nam żyć przypadło!
Szczęśliwa zaiste ta dusza, której się dostała w udziale ta cząstka
najlepsza,
że mogła uchylić się od tego świata i żyć daleko od niego! Nieraz,
gdy jesteśmy
razem zebrane, niewypowiedzianą mam pociechę patrząc na was,
siostry,
i widząc tę wielką waszą radość wewnętrzną, z jaką każda wedle
możności
dzięki czyni Panu, iż ją przywiódł do tego klasztoru. Widzę tę
radość waszą,
bo rzecz widoczna, że wszystkie te dziękczynienia wynikają z
wnętrza, z głębi
dusz waszych. Rada bym jak najczęściej widziała w was te oznaki
radości, dość,
by jedna zaczęła, a tym samym pobudzi i drugie. Jakiż może być
lepszy z języka
waszego użytek, jaki odpowiedniejszy przedmiot rozmów waszych, gdy
jesteście razem, nad ten, byście wspólnie chwaliły Pana, kiedy tyle
mamy do chwalenia Go powodów?
13. Niechaj On w Boskiej
łaskawości swojej często nas darzy tym rodzajem modlitwy
tak bezpiecznym, a tak dla duszy korzystnym. Niech nas nim darzy, bo
to jest łaska w wysokim stopniu nadprzyrodzona, o własnych siłach
nabyć jej nie zdołamy. Stan taki trwa nieraz dzień cały. Dusza
wówczas chodzi jakby na wpół pijana, na podobieństwo człowieka,
który obficie trunków zażył, ale nie do tego stopnia, by przytomność
i zmysły utracił; albo
jak melancholik, który nie całkiem odszedł od zmysłów, ale zostaje
pod wrażeniem
jednej myśli, która mu utkwiła w wyobraźni i nikt mu jej z głowy
wybić nie może.
Niezręczne to porównanie na objaśnienie łaski tak wzniosłej, ale i
umysł mój tępy i nic lepszego wynaleźć nie umie. Ale tak jest, jak
mówię, że pod wpływem tego rozradowania dusza tak zapomina o
wszystkim i o samej sobie, że nic innego nie widzi i nic innego
mówić nie potrafi, jeno to, co samo z tego jej rozradowania
wytryska, to jest uwielbienie Boga.
Łączmy się, córki moje, łączmy się wszystkie z tą duszą i wspólnie
pomagajmy
jej chwalić Pana. Na co nam chcieć być od niej mędrszymi? Jaka może
być
dla nas większa pociecha? Owszem, i wszystkie stworzenia wzywajmy
do wspólnego z nami dziękczynienia, niech wszystkie z nami i przez
nas
wielbią i sławią Stworzyciela swego na wieki wieczne, amen, amen,
amen.
cdn...
|