MOJE DOŚWIADCZENIA

MOJE SNY
(CZĘŚĆ 1)
LINK! DO CZĘŚCI 2

Człowiek - jedna nitka, jeden promyk światła połączony z Boskim Źródłem, ale zatopiony w świata iluzji przypomina brudne lustro. Przychodzi jednak czas, że poczuje galaktyczne tętno uniwersalnej rzeki wiecznego życia, w tym nurcie pojawią się wszystkie jego możliwości, otworzą się nowe drogi do ukrytych tajemnic. Zanim jednak do tego dojdzie musi odkryć samego siebie, domknąć własny wzorzec i rozpoznać wskazówki płynące do niego z kosmosu. Nie jest to łatwy czas; przeszłość stapia się z teraźniejszością, mieszają się różne okresy życia, codzienne sytuacje - świat materialny zderza się mocno z tym co nieskończone ... jakże w tym wszystkim odnaleźć własnego ducha ? I prawdziwe to mistrzostwo odnaleźć w tym wszystkim Boską Mądrość i Prawdę, przeniknąć w nowy świat. Zanim te dwa światy zespolą się ze sobą, zanim odejdą stare przekonania i otworzą przed oczami budzącej się osoby nową formę myśli pojawią się sny i wizje pełne znaczeń i obrazów.

Budząca się dusza jest starym mędrcem, która wnosi do życia mądrość wielu egzystencji. Jej przebudzenie wiedzie do tajemnej gwiezdnej bramy, znajduje tajne przejście do krainy Miłości - do jej prawdziwej Ojczyzny. Odnajduje dom rozkoszy, upojenia i zjednoczenia z wiecznością, miejsce pokoju i szczęścia.

Marzenie senne - skrywa w sobie potężne wyjaśnienie innej rzeczywistości w tym bycie. Wielkie mistyczne symbole zasiewane są w świadomości śniących, budzą do nowej rzeczywistości. W królestwie snów skrywa się prawdziwe Ja człowieka, dzięki prawdziwemu zrozumieniu własnego snu całe życie może ulec przemianie. Pozwoli łatwiej dojść do iluzji i natury ludzkiej wolności. Tym czym jest człowiek i wszystko co w sobie skrywa - poglądy, przekonania, marzenia i nadzieje pojawia się w snach. Bardzo często odczuwamy niechęć do wszystkiego co nowe i nieznane, naładowani wiedzą tego świata nie rozpoznajemy głębokich uniwersalnych prawd, hamujemy sposobność własnego rozwoju.

Sen jest możliwością podglądu własnego wnętrza, które pozwala ocenić samego siebie. Nie można ignorować snów, każda ograniczona samoocena zamyka drogę do sięgnięcia po wrodzoną mądrość, ujawnia oznaki niedowartościowania. Człowiek powinien znać swoją wartość, każda negatywna ocena siebie może zakłócić poważnie proces transformacji. Oceniając siebie należy też robić to w sposób dojrzały, zerknąć do własnego wnętrza i uświadomić sobie - kim naprawdę jestem ? Dopiero kiedy usuniemy przeszkody i blokady blokujące serce odkrywamy własne skarby, rozumiemy sens naszych życiowych lekcji, patrzymy inaczej na własne dotychczasowe życie. Zauważymy, że nasze wielkie problemy skrywają w sobie głębszą prawdę i cenne nauki. Okaż swoją dojrzałość, zrozumienie, przyjrzyj się dokładnie powracającym problemom, to tylko więzy karmiczne dają znać o sobie. Oddziel od siebie wszystko co nakłada na ciebie mrok, lęk, próbuje cię osaczyć i wkręcić ponownie w ten sam kierat życia nie dając możliwości połączenia ze Źródłem. Tylko człowiek wolny od lęków, uzależnień, umiejący właściwie określić samego siebie wejdzie na terytorium świętych miejsc, uzyska całkowitą wolność, już nikt nie będzie zniewalał jego ducha, poczuje Boski wiatr. Przecięcie starych struktur życiowych uświadomi jaką jest naprawdę cząsteczką w potężnej energii życia.

Każdego wieczoru kładziesz się do łóżka, zmęczony trudem dnia nie często myślisz, że wkraczasz w nowy świat innej rzeczywistości, w krainę snów. A te przychodzą do nas różne; w zależności od naszej wiary, kultury, życiowych doświadczeń, własnych namiętności i nastawienia do życia. Sny przychodzą albo spontanicznie i zupełnie nieświadomie albo przebiegają w sposób kontrolowany, kiedy świadomie wprowadzamy naszą świadomość do snu kreując własną akcję, wielokrotnie świadomie zmieniając własne senne przeżywanie według własnego scenariusza. W ten sposób można wejść w inne pola rzeczywistości, ale gubimy po drodze prawdziwe symbole i metafory snu, przeszkadzamy duszy dotrzeć do prawdziwych darów, jakie każdy z nas w sobie skrywa. Człowiek nie zdaje sobie nawet sprawy jak głębokie są spontaniczne sny, które same przenikają z innych pól świadomości. W tym momencie na arenę wkracza przeznaczenie a spontaniczny sen daje możliwość rozpoznać jak wygląda nadchodząca przyszłość; nowe obrazy, kolory, dźwięki, już pukają w nasze drzwi gotowe do urzeczywistnienia niezwykłych wydarzeń.


Sny prorocze

Kiedy wkracza w życie przeznaczenie niosą pełne znaczeń obrazy i symbole, które nie są zbiegiem okoliczności czy własną senną grą tylko otwierają oczy jak człowiek objawi się w nadchodzącej nowej życiowej fazie, objawiają prawdziwą tożsamość. Wiele ludzi całe życie spędza na budowaniu murów, za którymi pragnie się za wszelką cenę ukryć, tworzą swój system zabezpieczeń pasujący do ich życia, musi być dokładnie zgrany do ich materialnej rzeczywistości.

Czy można wszystko przygiąć do swojego życia?

W poszukiwaniu korzeni prawdy należy dopuścić do działania własnego ducha, który nie kieruje się światem materii, swoją wrodzoną boską intuicją podąża znacznie wyżej, wyzwala sygnał alarmowy, w snach daje ci znać:

- bądź gotowy, zaakceptuj wszystko co nadchodzi, przyjmuj wszystko z otwartym sercem. Każde życiowe doświadczenie będzie dla ciebie wielką lekcją i wniesie wielkie przebudzenie, uruchomi proces transformacji służący spełnieniu większego planu. Pozwoli ci bezpiecznie wyjść z iluzji. Zrozum i zaakceptuj tą nową wiadomość idącą do ciebie w marzeniach sennych.

Droga życia każdego człowieka jest jego osobistą drogą jedyną w swoim rodzaju, również sny otwierają u każdego bramy innych rzeczywistości, pozwalają wyczuć niewidzialne siły leżące poza normalnym rozumem człowieka, budzimy się i szukamy odpowiedzi.

Ziemia, życie na niej i cały wszechświat wszystko mówi nam o Bogu. Dla wielu ludzi wszystko jest bardzo tajemnicze, codziennie prześlizgujemy się między różne światy z chęcią zauważenie tego niewidzialnego. Jak możemy zbliżyć się do Boga, jak możemy nawiązać z nim kontakt ? Ciągle zbyt mało ludzi zdaje sobie z tego sprawę, że Bóg objawia się człowiekowi wprzódy jako Byt, którego w ogóle nie możemy pochwycić przez zmysły, nie możemy Go zauważyć jak innych ludzi, przedmiotów,

jak się więc do niego zbliżyć?

Aby poznać Boga należy się dla niego narodzić! Zbliżamy się do Boga przyjmując Go w swoim sercu. Ciężko Go pojąć człowiekowi bo jest niewysłowiony i bardziej tajemniczy niż sądzi człowiek, niezdolny pochwycić Boga swoimi zmysłami. Odłączeni od miłości nie rozpoznajemy Boga, nie szukamy jego miłości. Bóg jest Wielką Miłością, Wieczną Prawdą i sam przychodzi do nas aby nas przemienić.

Tak, Bóg szuka nas, chce być z nami, chociaż nie ma twarzy ani nie można dojrzeć jego sylwetki ofiarowuje nam co dzień siebie. Jednak Bóg nigdy się nie narzuca. Dał nam wolną wolę i szanuje naszą wolność. Bóg nie jest siłą niszczycielską i nie wkracza w progi człowieka burząc jego święty spokój. Jest samą miłością a miłość to całkowity szacunek do drugiej istoty, nie mówi nam nigdy co mamy czynić tylko delikatnie zaprasza do siebie. Nikt nie jest daleko od Boga i chociaż nie przemawia słowami mieszka obok nas w głębokiej ciszy.

My ludzie musimy odzyskać wrażliwość naszego serca aby tuż obok nas odczuć Boga,
aby Go w tej ciszy rozpoznać i usłyszeć. Zaproszenie Boga nie jest dla nas zniewoleniem, przychodzi do nas, puka we drzwi, tylko po to by nas przebudzić z głębokiego snu, aby nas na powrót przyprowadzić do naszego prawdziwego domu.

W roku 2000 przeżyłam własne nawrócenie ... i nie zawdzięczam tego żadnemu kościołowi, żadnej modlitwie, medytacji, studiowaniu Pisma Świętego... w moje życie nagle wszedł Bóg - moja przygoda z Bogiem rozpoczęła się niewypowiedzianie pięknym snem. Bóg stanął przede mną w ludzkiej postaci; chociaż wiemy, że nigdy nie objawia własnej twarzy, to jednak w moim śnie przybrał postać pięknego mężczyzny w wieku około 40 lat. Wiedziałam od razu, że był to Bóg, stał w kąciku mojego pokoju, nic nie mówił, tylko na mnie patrzył. Moje zdziwienie nie miało granic, zapytałam Go dwukrotnie - Boże ty przyszedłeś do mnie na ziemię, do mnie ... do tej, która się bardzo rzadko modli i nie szuka twojej obecności?

Bóg przyszedł do mnie we śnie 25 lipca 2000 roku, przyniósł ze sobą wielkie symbole, potężny przekaz ... czy wówczas je zrozumiałam? Czy wiedziałam co mi Bóg powiedział? NIE! (LINK!)

Co prawda szukałam odpowiedzi na ten piękny sen, ale nie znalazłam nikogo kto umiałby go dobrze zinterpretować. I tak dni płynęły powoli naprzód, zapominałam swój cudny sen, zatopiona w codziennym życiu nie wyciągnęłam żadnych wniosków. Dwa tygodnie później zaczęła mnie mocno trawić nieznana nikomu choroba, był to moment mojego zwrotu ... do Boga. Ciężkie to były dla mnie dni, moje serce było chore i poranione, mocno cierpiałam na ciele i duszy, nawet przez chwilę nie przypuszczałam, że właśnie już naradzam się od nowa. Trzy miesiące później zasłona przykrywająca moje oczy spadła, moje zdziwienie nie miało granic.

W chwili mojego przebudzenia nie ustało moje cierpienie a nawet jeszcze się nasiliło. Przez długie miesiące i lata walczyłam ze swoim obolałym ciałem, niepokojami duszy, atakami ze strony ciemnych mocy, żadna metoda nie przynosiła mi najmniejszej ulgi. W marcu 2001 po bardzo burzliwej nocy byłam u kresu ludzkiej wytrzymałości, cierpienie ciała i duszy przybrało potężne rozmiary, dopiero w południe byłam w stanie podnieść się z łóżka, zdesperowana pierwsze co zrobiłam to - wielką awanturę samemu Bogu. Dzisiaj jest mi straszy wstyd jak przypominam sobie swoje zachowanie w tamtym dniu wobec Boga. Po godzinnej furii zupełnie opadłam z sił a odpowiedzi z nieba nie było... panowała wokół mnie wielka cisza. Jednak moje tupanie nogami i głośne wrzaski nie zostały bez odpowiedzi - nocą przyśnił mi się Bóg; ten sam, który mnie odwiedził w pierwszym śnie. Tym razem był smutny i zagniewany, a ja oczywiście korzystając z tej konfrontacji na powrót wykrzykiwałam Mu w twarz jaki to z Niego "okrutnik", wysłuchał jeszcze raz wszystkie moje zarzuty i ostro do mnie powiedział - czemu tak się drzesz ? Uspokój się, bądź cierpliwa ... i zniknął.

Rano popadłam w zadumę, ooo ... powiedziałam do siebie - troszkę przeholowałaś, nie tędy droga ..., ale co ja mam robić, bo przecież tak dalej nie da się żyć ? Wtedy usłyszałam wewnętrzny głos - módl się. Ten sen wyciszył mnie, idąc za głosem rozpoczęłam bardziej żarliwe modlitwy, nadal cierpiałam nie mniej, ale miałam skądś na tyle siły aby móc ten ciężar znieść. Bóg stał się moim promieniem słońca i od tej pory zwracałam się tylko do niego. Kto naprawdę poszukuje Boga w końcu Go znajduje a Bóg oddaje się temu kto oddaje się Bogu. Jeszcze wtedy tego nie rozumiałam, w jednej chwili potrafiłam wyrażać wielką radość z mojego spotkania z Bogiem a z drugiej strony przechodziłam obojętnie obok Jego znaków. Posuwałam się naprzód, powrót do Boga nie był dla mnie łatwą rzeczą. Mój umysł ciągle absorbował tysiące zajęć i trosk zupełnie obcych Bogu i bezużytecznych na mojej nowej drodze. Nie umiałam zbyt mocno wejść do mojego serca. Przecież żeby wznieść się ku Bogu trzeba wejść do swojego wnętrza, to jeszcze wtedy była dla mnie zbyt duża filozofia. Powoli traciłam zainteresowanie światem zewnętrznym, uciekałam w samotność, w pustkę, przechodziłam obok życia obojętnie. Moi znajomi widząc moją "życiową zagładę" nie raz jeszcze próbowali mnie z powrotem włożyć na stare ścieżki ... tylko od nich słyszałam: - co się z tobą dzieje, ty taka zaradna a teraz jakby cię ktoś podmienił ? ale ja już ich nie słuchałam, kroczyłam dalej własną drogą.

26 czerwca 2001... (z moich notatek) Jest szósta rano, właśnie obudził mnie niesamowity sen. Ogarnął mnie trwogą. Najpierw śniło mi się jakieś wesołe towarzystwo, dobrze się bawili, byłam z nimi, ale jako obserwator bo oni pochłonięci mocno sobą w ogóle mnie nie zauważali. Byłam dla nich zbyt mała, nic znacząca a oni wspaniali, wszystko wiedzący. Zachowywali się bardzo luźno, popisywali swoimi ziemskimi umiejętnościami. Widziałam kobietę rozkapryszoną, szczęśliwą, wszyscy spełniali jej zachcianki, dosiadła konia na biegunach ale był ruchomy i zbudowany ze szczerego złota. Robiła na nim akrobatyczne popisy jakie mało kto potrafi, z podziwem się jej przyglądałam. Nagle obok mnie stanęła Barbara, moja najlepsza przyjaciółka, która od prawie trzech lat już nie żyła i rzekła do mnie: - Wiesia, czemu ty tak nie robisz ? Przecież ty masz lepsze możliwości? Odpowiedziałam jej, jestem za stara na takie fikołki, jeśli byłabym z 10 lat młodsza może bym spróbowała, teraz już nie. Zostawiłam to towarzystwo i Barbarę, poszłam przed siebie na otwartą przestrzeń, doszłam do ogrodu z wielkimi drzewami figowymi. W tym oliwkowym gaju znalazłam stary wóz podobny do wozu Drzymały, miałam w nim zamieszkać. Nie było w nim wody, światła ani TV, zrobiło mi się markotno, jakże ja mam tutaj mieszkać ? W tej samej chwili pojawili się ponownie rozbawieni znajomi, tym razem chętni do pomocy, z narzędziami, chcieli natychmiast wszystko zamontować. Była z nimi i ta wesoła kobieta, ciągle adorowana przez resztę, kusiła by ją naśladować. W pewnej chwili cała grupa zwróciła swoje spojrzenie na prawo od mojego nowego domu, zamilkli ... zwróciłam oczy w tym kierunku aby zobaczyć co ich tam tak bardzo zadziwiło ? I co widzę - otworzyła się potężna brama, ale nie całkiem tylko była w niej mała szczelina, a w niej stał Pan Bóg. Ten sam piękny mężczyzna jakiego już poznałam w dwóch swoich poprzednich snach. Spokojnie patrzył na nas wszystkich. Ktoś z wesołego towarzystwa z wielkim zdziwieniem powiedział; - patrzcie, tam jest niebo. W tej samej chwili P. Bóg odpowiedział - tak, tam jest niebo. A ten sam mężczyzna mówił dalej, chce go zobaczyć, chcę tam wejść. P. Bóg zwrócił się w moim kierunku - wejść może tam tylko ona. Uśmiechnął się dobrotliwie i wskazał mi ręką na bramę: - choć tobie go pokażę.

Ruszyłam w kierunku bramy nawet nie oglądając się za siebie, ale czułam na plecach spojrzenie całej gromady, patrzyli na mnie z podziwem. Przeszłam szybko przez wielką bramę, gładko i sprawie a Bóg zamknął ją za sobą. I co widzę, jestem w wielkiej sali calutkiej ze złota. W głębi widziałam wiele innych postaci, starców, jeden z nich podszedł do nas, ubrany był na wzór starożytnego mędrca, miał długa siwą brodę. Uśmiechał się do mnie, kiwał głową, ale nic nie mówił. Rozglądałam się wokoło, - ładnie tu - myślałam, ale czułam wewnątrz własnego serca jakiś wielki niedosyt - to tak ma wyglądać to niebo?

Wielki pokój w kształcie globusa, cały ze złota, a w nim duże stoły nakryte złotymi obrusami ... nic z tego nie rozumiałam. Czyżby miało tu być jakieś przyjęcie? I to ma być to cudowne niebo ? Moja myśl w mig odczytał P. Bóg i chociaż nie powiedziałam ani jednego słowa dostałam odpowiedź: - tak masz rację, to jeszcze nie jest to, to taki mały przedsionek, wielu tu wejdzie ... chodź pokażę ci więcej. Wskazuje mi drogę i przepuszcza pierwszą, idę naprzód i nagle wszystko się zmienia, znika piękne złote wnętrze, pojawiają się okropne stwory. Ogarnęła mnie trwoga. Widzę przed sobą dwie zjawy, obracają się na palach we wszystkie strony, wymachują rękami, nie pozwalają mi przejść. Widzę też inne postacie, też odcinają mi drogę. Ogladam się za siebie, widzę Boga i niskiego na ciemno ubranego mężczyznę, Pan Bóg woła do zjawy: - przepuść ją jej wolno tam wejść, jej to dozwolono. A niski mężczyzna wybiegł przede mnie i macha rękoma na te postacie, jak policjant na skrzyżowaniu, który chce zatrzymać ruch.. Nie mniej ja torują sobie drogę sama i mówię do niego: - ty mnie nie pomagaj, skoro P. Bóg zezwala dam sobie radę ... i gładko przechodzę na drugą stronę, mijam drugą wielką bramę, już się uśmiecham na myśl co za chwilę tam zobaczę?

A tam wygląda strasznie, nie ma śladu pięknego raju, znowu mnie coś próbuje straszyć, znowu przeszkadza iść dalej. Zatrzymałam się na chwilę, przede mną potężny łan pszenicy, niczym ocean, nie ma początku, nie ma końca. Wiem, że dopiero za tym polem jest prawdziwe niebo. Podejmuję decyzję - idę naprzód. Już nie widzę P. Boga ani mojego pomocnika, który jeszcze przed chwilą torował mi drogę. Wiem, że P. Bóg już czeka na mnie w tym prawdziwym niebie i ja sama muszę tam dotrzeć. Idę przez łan pszenicy, piękne i dorodne są jej kłosy, ale co widzę, czym dalej idę pszenica jest mocno zniszczona i zdeptana. Krążą nad nią okrutne straszydła, już mnie widzą i groźnie pomrukują, zataczają nade mną koła. Ogarnął mnie smutek: - kto śmiał zniszczyć taką piękną pszenicę ? Zapada mrok, idę dalej, straszydła coraz mocniej zbliżają się do mnie ... i co widzę ... na mojej drodze stoi w pszenicy drewniany krzyż, dostojnie góruje nad tym polem. Hm, myślę sobie... - ja ciebie znam, wiem co znaczysz, ja ciebie już nie chcę, już mi wystarczy, moja droga jest prosta, już tylko do nieba. Zwracam się w innym kierunku, próbuję ominąć krzyż - niestety on jest szybszy, błyskawicznie płynie i zagradza mi drogę. Wiem, że przed nim już nie ucieknę ... i słyszę szum pszenicy... - dojdziesz, dojdziesz, jak zbierzesz te kłosy, pracy przed tobą dużo, bierz się do roboty... padam na kolana, przywieram do krzyża ... budzę się, napełnią mnie trwoga, co za dziwny sen. Leżę w łóżku, dygoczę i analizuję: - co to znaczy ? Nowy krzyż, cierpienie... Boże ja tego nie przeżyję... łzy mi się toczą z oczu, szlocham - Jezu broń mnie.

W tej samej chwili słyszę puknięcie jakby w środku pokoju, następnie drugie i trzecie i następuje cisza. Wyskoczyłam z łóżka, postanowiłam ten sen szybko zapisać. Piszę i płaczę, po kilku słowach zapisanych w zeszycie słyszę następne pukanie - bardzo delikatne, wówczas pomyślałam o mojej Barbarze: - wiem, że jesteś przy mnie. Jakby w odpowiedzi następne puknięcie i nastała cisza.

Pan Bóg daje światło i pomoc aby wydobyć z siebie najlepszy własny owoc, który drzemie w każdym człowieku. Nie osiągniemy celu jeśli nie pójdziemy za Bogiem lecz Bóg poddaje nas też wielkiej próbie, trzeba mieć wielką silę i odwagę by sprostać temu doświadczeniu. Po moim śnie w dniu 26 czerwca 2001 dopiero wówczas przyszło mi się mierzyć z prawdziwym cierpieniem duszy i ciała, a ja głupia już myślałam, że stoję u bram niebieskich i gładko mi wszystko pójdzie. Po tym śnie przyszedł czas na wielkie wyrzeczenia, na potężny emocjonalny ból, poznałam prawdziwą udrękę i cierpienie, prosiłam o własną śmierć. Zostałam sama beż żadnego pocieszenia a nawet jak ktoś wszedł w moje życie to tylko po to by zwiększyć moją udrękę. Rzeczy, które miały mnie bardzo cieszyć obracały się w rozpacz, cierpiałam raniona przez najbardziej mi bliskich czasami w okrutny sposób a to była dopiero moja droga niemowlęctwa duchowego. Towarzyszyły mi wizje Jezusa ukrzyżowanego, widziałam jak konał ... i konał na krzyżu a mnie pękało serce bo nie umiałam w żaden sposób mu pomóc. Już nie kłóciłam się z Bogiem chociaż jeszcze zdarzały się chwile cichego żalu, chowałam własne utrapienie głęboko w swoim sercu. Nasiliły się znowu ataki złych mocy, zawsze przejmowały mnie grozą, krzyczałam do Boga o pomoc. W tym czasie przyszedł do mnie z pociechą Ojciec Pio, pocieszyłam się, że żył między nami ktoś, kto cierpiał więcej, jego cierpienie dawało mi siłę, nie zabiegałam już o współczucie u innych ludzi, już wiedziałam, że mnie nigdy nie zrozumieją, zaczęłam zasłaniać własne tajemnice. Czytałam Biblię, znajdowałam w niej dla siebie drogowskazy.

6 wrzesień 2001 ... (moje notatki) Już rano złapałam ponownie drzemkę i miałam sen. Byłam gdzieś na Ziemi, nie bardzo wiem co to było za miejsce ? Zwracałam się do Boga. Mówiłam głośno by wszyscy wokół słyszeli. Opowiadałam o Jego Wielkości, o Jego Dobroci. Poprzez jasną, świetlistą chmurę niczym mgłę usłyszałam jak P. Bóg mówił do mnie. Rozmawiał ze mną, była to długa i szczera rozmowa. We śnie wszystko co Bóg powiedział do mnie pamiętałam, ale kiedy otworzyłam oczy nie potrafiłam przypomnieć sobie ani jednego słówka. Później znowu miałam małą drzemkę. Śniła mi się podróż astralna, byłam w Atenach. Frunęłam w górę, chciałam dotrzeć do nieba - do Boga. Przeszkadzały mi jakieś gęsto utkane przewody elektryczne, powiedziałam do siebie: - przecież to dla ciebie nic, przejdź przez to... Tak też zrobiłam. Frunęłam coraz bardziej w górę, widziałam coraz bliżej jaśniejące światło ... kiedy już byłam tak blisko, przebudziłam się...

Lata 2001, 2002, 2003 były dla mnie niezwykle ciężkie, trudno to nawet dzisiaj wszystko opisać, nie było dnia a nawet minuty, w którym coś by mi nie dolegało. Nie rozumiałam dlaczego w moim życiu tyle razy pojawił się Bóg ? Wszystko było nadal osnute wielką tajemnicą. Krążyła wokół mnie cudowna siła, zdumiewała mnie różnorodnością form. Doznawałam głębokiego przebudzenia, wspaniałej Miłości płynącej z kosmosu, chociaż to były tylko maleńkie minutki wystarczały mi na długie tygodnie, pozwalały przetrwać. Nadszedł czas na nowe początki w moim życiu. Ten czas był dla mnie wielką lekcją pokory, czułam w sobie wielki proces oczyszczania. Nadal upadałam i podnosiłam się, powoli usuwałam ze swojego serca emocjonalny ból, przychodziło coraz większe zrozumienie. Czułam na sobie palec Boży. Moje serce mimo wielkiego wewnętrznego bólu dziwnie się uciszyło, nie było w nim trwogi, lęku, przestałam bać się śmierci, samotności, nędzy. Pan Bóg zabrał z mojego serca ziemskie troski, ale w to miejsce wlał uczucie, które nie pozwoliło mi więcej przechodzić obojętnie obok krzywdy innych i właśnie w tym czasie ponownie mi się przyśnił.

7 list. 2002 ... (moje notatki) Dzisiaj w nocy znowu śnił mi się P. Bóg. Szedł polną drogą z dwoma innymi osobami. Był odziany w bardzo skromne zgrzebne ubranie, miał na plecach worek a w ręku kij. Znacznie różnił się od tego Boga, który pojawił się wcześniej w moich snach. Nie był tym Dostojnym Panem, przypominał nędzarza. Znalazłam się nagle obok niego, mówił do mnie, nie pamiętam dobrze co ? Przedstawił mi swoich towarzyszy, również skromnie ubranych podobnie jak sam Bóg; jednym z nich był Jezus a drugą Maryja - Matka Jezusa. Pan Bóg zatrzymał się ze mną na skrzyżowaniu dróg, pouczał mnie, pokazywał nową drogę życia a troszkę dalej cierpliwie czekali Jezus i Maryja. Sen jakby się powtórzył dwa razy, jakbym miała coś ważnego do zapamiętania, wiedziałam co ..., ale kiedy się przebudziłam w głowie była pustka. Po nauce P. Bóg dał mi do ręki worek i kij, rzekł - idź z nimi. Wtedy zauważyłam, że Jezus i Maryja trzymają w jednej ręce worek a w drugiej kij, zupełnie takie same jakie i mnie wręczył Bóg. Wiedziałam, że mam z nimi iść. Po przebudzeniu nie mogłam zrozumieć tego snu.

Każdy człowiek rejestruje własne sny, stara się je zrozumieć. Ale jak tu rozpoznać podobne sny idące z Najwyższej Świadomości ? Jak je umieścić w ziemskiej rzeczywistości ? Do dziś pamiętam swoje wielkie zdziwienie po pierwszym swoim śnie z P. Bogiem. Bóg przekazał mi wówczas wielki przekaz... bierz to złoto i wkładaj tam, gdzie boli ciebie i innych... i już trzy miesiące później otworzył mi się kanał z potężną energią uzdrawiającą, beż żadnych szkół, kursów, wystarczyło, że kładłam swoją rękę w miejsce bólu, choroby. Nie umiałam jeszcze z tego daru korzystać, nie dowierzałam, zanim tą nową świadomość ugruntowałam w sobie minęło sporo czasu. Bóg zaprowadził mnie w nowe miejsca życia, otworzył na inną mądrość, objawiły się we mnie cudowne duchowe doznania odbiegające od wszystkich znanych mi dotąd uczuć. Otworzyłam się na mistyczną wiedzę, dotknęłam stopami innej ziemi. Niestety ta droga jest bardzo długa i bardzo ciężka. Czym dalej tym wynikają nowe doświadczenia ... im dalej w las tym więcej drzew ... Nie jest łatwo zgłębić prawdę o sobie, nie jest też łatwo od siebie uciec, skryć się za jakimś tam ziemskim filarem. Duchowy rozwój to nie tylko radości i szczęście ale oznacza również dźwiganie wielkich ciężarów. Zanim przejdziemy na bezpieczne drogi przyjdzie nie raz mierzyć się z określonymi sytuacjami, nie lekkimi lecz jakże bardzo potrzebnymi w prawdziwym rozwoju duchowym.

"Miłosierdzie Boże umiłowało twoją duszę,
nie trudź się oddalaniem od niej tych cierni,
w których głęboko zanurzona będzie musiała chodzić,
ale pozwól im pozostać, zdaj się na Wolę Boga
i pozwól swobodnie działać dobremu Bogu w tobie,
niech działa jak mu się podoba."

(Ojciec Pio)

Wiele razy w życiu miewałam sny, w nocy przychodziły nie raz do mnie obrazy, które wypełniały się na jawie. Moja jawa i sen potrafiły się wzajemnie przenikać lecz w chwili wejścia na nową moją drogę wymiary moich snów poszerzyły się niewiarygodnie. Już dużo wcześniej zadawałam sobie pytanie: - kto mi śle takie informacje ? Nadszedł też czas, że w końcu zrozumiałam i ten rozdział życia. Sny ustawione na naszej drodze skrywają w sobie głębokie prawdy i cenne nauki. Wyżej opisane moje sny zaliczam to tych najmocniejszych jakie w swoim życiu wyśniłam. Były też inne, nie mniej ważne i może całkiem banalne ? ... które dały mi dużo do myślenia.

Mało ważny sen ... bo często słyszymy - jak się śpi to są i sny, przychodzą i odchodzą, nie ma co przywiązywać do nich uwagi. Czy naprawdę tak jest?


(Vancouver październik 2008)


(Vancouver październik 2008)


cdn...

Vancouver
8 Nov. 2008

WIESŁAWA