
Człowiek - jedna nitka, jeden promyk światła połączony z Boskim
Źródłem, ale zatopiony
w świata iluzji przypomina brudne lustro. Przychodzi
jednak czas, że
poczuje galaktyczne tętno uniwersalnej rzeki wiecznego życia,
w tym
nurcie pojawią się wszystkie jego możliwości, otworzą się nowe drogi
do ukrytych tajemnic. Zanim jednak do tego dojdzie
musi odkryć samego siebie, domknąć własny wzorzec i rozpoznać
wskazówki płynące
do niego z kosmosu. Nie jest to łatwy czas; przeszłość stapia się z
teraźniejszością, mieszają się różne okresy życia, codzienne
sytuacje - świat materialny zderza się mocno
z tym co nieskończone ... jakże w tym wszystkim odnaleźć własnego
ducha ? I prawdziwe
to mistrzostwo odnaleźć w tym wszystkim Boską Mądrość i Prawdę,
przeniknąć w nowy świat. Zanim te dwa światy
zespolą się ze sobą,
zanim odejdą stare przekonania i otworzą przed oczami budzącej
się
osoby nową formę myśli pojawią się sny i wizje pełne znaczeń
i obrazów.

Budząca się dusza jest starym mędrcem, która wnosi do życia mądrość
wielu egzystencji. Jej przebudzenie wiedzie do tajemnej gwiezdnej
bramy,
znajduje tajne przejście do krainy Miłości - do jej
prawdziwej Ojczyzny. Odnajduje
dom rozkoszy, upojenia i zjednoczenia
z wiecznością, miejsce pokoju i szczęścia.

Marzenie senne
- skrywa w sobie potężne wyjaśnienie innej
rzeczywistości w tym
bycie. Wielkie mistyczne symbole zasiewane
są w świadomości
śniących, budzą do
nowej rzeczywistości. W królestwie
snów skrywa się prawdziwe Ja człowieka, dzięki prawdziwemu zrozumieniu
własnego snu całe życie
może ulec przemianie. Pozwoli łatwiej dojść do iluzji i natury
ludzkiej wolności. Tym czym jest człowiek i wszystko co w sobie
skrywa - poglądy, przekonania, marzenia i nadzieje pojawia się w
snach. Bardzo często odczuwamy niechęć do wszystkiego co nowe i
nieznane, naładowani wiedzą tego świata
nie rozpoznajemy głębokich uniwersalnych prawd, hamujemy sposobność
własnego rozwoju.
Sen
jest możliwością
podglądu własnego wnętrza, które pozwala ocenić
samego siebie.
Nie można ignorować snów, każda ograniczona samoocena zamyka
drogę
do sięgnięcia
po wrodzoną mądrość, ujawnia oznaki niedowartościowania. Człowiek
powinien znać
swoją wartość, każda negatywna ocena siebie może zakłócić poważnie
proces transformacji. Oceniając siebie należy też robić to w sposób
dojrzały, zerknąć do
własnego wnętrza i uświadomić sobie - kim naprawdę jestem ? Dopiero
kiedy usuniemy przeszkody i blokady blokujące serce odkrywamy własne
skarby, rozumiemy sens naszych życiowych lekcji, patrzymy inaczej na
własne dotychczasowe życie. Zauważymy, że nasze wielkie problemy
skrywają w sobie głębszą prawdę i cenne nauki. Okaż swoją
dojrzałość, zrozumienie, przyjrzyj się dokładnie powracającym
problemom, to tylko więzy karmiczne dają znać o sobie. Oddziel od
siebie wszystko co nakłada na ciebie mrok, lęk, próbuje cię osaczyć
i wkręcić ponownie w ten sam kierat życia nie dając możliwości
połączenia ze Źródłem. Tylko człowiek wolny od lęków, uzależnień,
umiejący właściwie określić samego siebie wejdzie na terytorium
świętych miejsc, uzyska całkowitą wolność, już nikt nie będzie
zniewalał jego ducha, poczuje Boski wiatr. Przecięcie starych
struktur życiowych
uświadomi jaką jest naprawdę cząsteczką w potężnej energii życia.

Każdego wieczoru kładziesz się do łóżka, zmęczony trudem dnia nie
często myślisz,
że wkraczasz w nowy świat innej rzeczywistości, w krainę snów. A te
przychodzą do
nas różne; w zależności od naszej wiary, kultury, życiowych
doświadczeń, własnych namiętności i nastawienia do życia. Sny
przychodzą albo spontanicznie i zupełnie nieświadomie albo
przebiegają w sposób kontrolowany, kiedy świadomie wprowadzamy naszą
świadomość do snu kreując własną akcję, wielokrotnie świadomie
zmieniając własne senne przeżywanie według własnego scenariusza. W
ten sposób można wejść w inne pola rzeczywistości, ale gubimy po
drodze prawdziwe symbole i metafory snu, przeszkadzamy duszy dotrzeć
do prawdziwych darów, jakie każdy z nas w sobie skrywa. Człowiek nie
zdaje sobie nawet sprawy jak głębokie są spontaniczne sny, które
same przenikają z innych pól świadomości. W tym momencie na arenę
wkracza przeznaczenie a spontaniczny sen daje możliwość rozpoznać
jak wygląda nadchodząca przyszłość; nowe obrazy, kolory, dźwięki,
już pukają w nasze drzwi gotowe do urzeczywistnienia niezwykłych
wydarzeń.
Sny prorocze

Kiedy wkracza w życie przeznaczenie niosą pełne znaczeń obrazy i
symbole,
które nie są zbiegiem okoliczności czy własną senną grą tylko
otwierają oczy
jak człowiek objawi się w nadchodzącej nowej życiowej fazie,
objawiają prawdziwą tożsamość. Wiele ludzi całe życie spędza na
budowaniu murów, za którymi pragnie
się za wszelką cenę ukryć, tworzą swój system zabezpieczeń pasujący
do
ich życia,
musi być dokładnie zgrany do ich materialnej rzeczywistości.
Czy można wszystko przygiąć do
swojego życia?
W poszukiwaniu korzeni prawdy należy dopuścić do działania własnego
ducha,
który nie kieruje się światem materii, swoją wrodzoną boską intuicją
podąża
znacznie wyżej, wyzwala sygnał alarmowy, w snach daje ci znać:
- bądź gotowy, zaakceptuj wszystko co nadchodzi, przyjmuj wszystko
z otwartym sercem. Każde życiowe doświadczenie będzie dla ciebie
wielką
lekcją i wniesie wielkie przebudzenie, uruchomi proces transformacji
służący
spełnieniu większego planu. Pozwoli ci bezpiecznie wyjść z iluzji.
Zrozum
i zaakceptuj tą nową wiadomość idącą do ciebie w marzeniach sennych.

Droga życia każdego człowieka jest jego osobistą drogą jedyną w
swoim rodzaju, również sny otwierają u każdego bramy innych
rzeczywistości, pozwalają wyczuć niewidzialne
siły leżące poza
normalnym rozumem człowieka, budzimy się i szukamy odpowiedzi.
Ziemia, życie na niej i cały wszechświat wszystko mówi nam o Bogu.
Dla wielu
ludzi wszystko jest bardzo tajemnicze, codziennie prześlizgujemy się
między różne
światy z chęcią zauważenie tego niewidzialnego. Jak możemy zbliżyć
się do Boga,
jak możemy nawiązać z nim kontakt ? Ciągle zbyt mało ludzi zdaje
sobie z tego sprawę,
że Bóg objawia się człowiekowi wprzódy jako Byt, którego w ogóle nie
możemy
pochwycić przez zmysły, nie możemy Go zauważyć jak innych
ludzi, przedmiotów,
jak się więc do niego zbliżyć?

Aby poznać Boga należy się dla niego narodzić!
Zbliżamy się do Boga przyjmując
Go w swoim sercu. Ciężko Go pojąć człowiekowi bo jest niewysłowiony
i bardziej
tajemniczy niż sądzi człowiek, niezdolny pochwycić Boga swoimi
zmysłami.
Odłączeni od miłości nie rozpoznajemy Boga, nie szukamy jego
miłości. Bóg
jest
Wielką Miłością, Wieczną Prawdą i sam przychodzi do nas aby nas
przemienić.
Tak, Bóg szuka nas, chce być z nami, chociaż nie ma twarzy ani nie
można
dojrzeć jego sylwetki ofiarowuje nam co dzień siebie. Jednak Bóg
nigdy się nie
narzuca.
Dał nam wolną wolę i szanuje naszą wolność. Bóg nie jest siłą
niszczycielską
i nie wkracza w progi człowieka burząc jego święty
spokój. Jest samą miłością a miłość
to całkowity szacunek do drugiej
istoty, nie mówi nam nigdy co mamy czynić tylko
delikatnie
zaprasza do siebie. Nikt nie jest daleko od Boga i chociaż nie
przemawia
słowami mieszka obok nas w głębokiej ciszy.
My ludzie musimy odzyskać wrażliwość naszego serca aby tuż obok nas
odczuć Boga,
aby Go w tej ciszy rozpoznać i usłyszeć. Zaproszenie Boga nie jest
dla nas zniewoleniem, przychodzi do nas, puka we drzwi, tylko po to
by nas przebudzić z głębokiego snu,
aby nas na powrót przyprowadzić do naszego prawdziwego domu.
W roku 2000 przeżyłam własne nawrócenie ... i nie zawdzięczam tego
żadnemu kościołowi, żadnej modlitwie, medytacji, studiowaniu Pisma
Świętego...
w moje życie nagle wszedł Bóg - moja przygoda z Bogiem
rozpoczęła się niewypowiedzianie pięknym snem. Bóg stanął przede mną
w ludzkiej postaci;
chociaż wiemy, że nigdy nie objawia własnej
twarzy, to jednak w moim śnie
przybrał postać pięknego mężczyzny w
wieku około 40 lat. Wiedziałam od
razu, że był to Bóg, stał w kąciku
mojego pokoju, nic nie mówił, tylko na
mnie patrzył. Moje zdziwienie
nie miało granic, zapytałam Go dwukrotnie
- Boże ty przyszedłeś do mnie na ziemię, do mnie ...
do tej, która
się bardzo rzadko modli i nie szuka twojej obecności?
Bóg przyszedł do mnie we śnie 25 lipca 2000 roku,
przyniósł
ze sobą wielkie symbole, potężny przekaz ... czy wówczas
je zrozumiałam? Czy wiedziałam co mi Bóg powiedział?
NIE!
(LINK!)

Co prawda szukałam odpowiedzi na ten piękny sen, ale nie znalazłam
nikogo
kto umiałby go dobrze zinterpretować. I tak dni płynęły powoli
naprzód, zapominałam
swój cudny sen, zatopiona w codziennym życiu nie wyciągnęłam żadnych
wniosków.
Dwa tygodnie później zaczęła mnie mocno trawić nieznana nikomu
choroba, był to
moment mojego zwrotu ... do Boga. Ciężkie to były dla mnie dni, moje
serce było
chore i poranione, mocno cierpiałam na ciele i duszy, nawet przez
chwilę nie przypuszczałam, że właśnie już naradzam się od nowa. Trzy
miesiące później
zasłona przykrywająca moje oczy spadła, moje zdziwienie nie miało
granic.
W chwili mojego przebudzenia nie ustało moje cierpienie a nawet
jeszcze się nasiliło.
Przez długie miesiące i lata walczyłam ze swoim obolałym ciałem,
niepokojami duszy, atakami ze strony ciemnych mocy, żadna metoda nie
przynosiła mi najmniejszej ulgi.
W marcu 2001 po bardzo burzliwej nocy byłam u kresu ludzkiej
wytrzymałości, cierpienie ciała i duszy przybrało potężne rozmiary,
dopiero w południe byłam w stanie podnieść
się z łóżka, zdesperowana pierwsze co zrobiłam to - wielką awanturę
samemu Bogu.
Dzisiaj jest mi straszy wstyd jak przypominam sobie swoje zachowanie
w tamtym dniu wobec Boga. Po godzinnej furii zupełnie opadłam z sił
a odpowiedzi z nieba nie było... panowała wokół mnie wielka cisza.
Jednak moje tupanie nogami i głośne wrzaski nie
zostały bez odpowiedzi - nocą przyśnił mi się Bóg; ten sam, który
mnie odwiedził w pierwszym śnie. Tym razem był smutny i zagniewany,
a ja oczywiście korzystając
z tej konfrontacji na powrót wykrzykiwałam Mu w twarz jaki to z
Niego "okrutnik",
wysłuchał jeszcze raz wszystkie moje zarzuty i ostro do mnie
powiedział
- czemu tak się drzesz ? Uspokój się, bądź cierpliwa ... i zniknął.
Rano popadłam w zadumę, ooo ... powiedziałam do siebie - troszkę
przeholowałaś, nie
tędy droga ..., ale co ja mam robić, bo przecież
tak dalej nie da się żyć ? Wtedy usłyszałam wewnętrzny głos - módl
się. Ten sen wyciszył mnie, idąc za głosem rozpoczęłam bardziej
żarliwe modlitwy, nadal cierpiałam nie mniej, ale miałam skądś na
tyle siły aby móc ten ciężar znieść. Bóg stał się moim promieniem
słońca i od tej pory zwracałam się tylko do niego. Kto naprawdę
poszukuje Boga w końcu Go znajduje a Bóg oddaje się temu kto oddaje
się Bogu. Jeszcze wtedy tego nie rozumiałam, w jednej chwili
potrafiłam wyrażać wielką radość z mojego spotkania z Bogiem a z
drugiej strony przechodziłam obojętnie obok Jego znaków. Posuwałam
się naprzód, powrót do Boga nie był dla mnie łatwą rzeczą. Mój umysł
ciągle absorbował tysiące zajęć i trosk zupełnie obcych Bogu i
bezużytecznych na mojej nowej drodze. Nie umiałam zbyt mocno wejść
do mojego serca. Przecież żeby wznieść się ku Bogu trzeba wejść do
swojego wnętrza, to jeszcze wtedy była dla mnie zbyt duża filozofia.
Powoli traciłam zainteresowanie światem zewnętrznym, uciekałam w
samotność, w pustkę, przechodziłam obok życia obojętnie. Moi znajomi
widząc moją "życiową zagładę" nie raz jeszcze próbowali mnie z
powrotem włożyć na stare ścieżki ... tylko od nich słyszałam:
- co się z tobą dzieje, ty taka zaradna a teraz jakby cię ktoś
podmienił ?
ale ja już ich nie słuchałam, kroczyłam dalej własną drogą.

26 czerwca 2001... (z
moich notatek)
Jest szósta rano, właśnie obudził mnie niesamowity sen. Ogarnął mnie
trwogą. Najpierw śniło mi się jakieś wesołe towarzystwo, dobrze się
bawili, byłam
z nimi, ale jako obserwator bo oni pochłonięci mocno sobą w ogóle
mnie nie zauważali.
Byłam dla nich zbyt mała, nic znacząca a oni wspaniali, wszystko
wiedzący. Zachowywali
się bardzo luźno, popisywali swoimi ziemskimi umiejętnościami.
Widziałam kobietę rozkapryszoną, szczęśliwą, wszyscy spełniali jej
zachcianki, dosiadła konia na biegunach
ale był ruchomy i zbudowany ze szczerego złota. Robiła na nim
akrobatyczne popisy jakie mało kto potrafi, z podziwem się jej
przyglądałam. Nagle obok mnie stanęła Barbara,
moja najlepsza
przyjaciółka, która od prawie trzech lat już nie żyła i rzekła do
mnie:
- Wiesia, czemu ty tak nie robisz ? Przecież ty masz lepsze
możliwości?
Odpowiedziałam jej, jestem za stara na takie fikołki, jeśli byłabym
z 10 lat młodsza
może bym spróbowała, teraz już nie. Zostawiłam to towarzystwo i
Barbarę, poszłam
przed siebie na otwartą przestrzeń, doszłam do ogrodu z wielkimi
drzewami figowymi.
W tym oliwkowym gaju znalazłam stary wóz podobny do wozu Drzymały,
miałam w nim zamieszkać. Nie było w nim wody, światła ani TV,
zrobiło mi się markotno, jakże ja mam tutaj mieszkać ? W tej samej chwili pojawili się ponownie rozbawieni
znajomi, tym razem chętni do pomocy, z narzędziami, chcieli
natychmiast wszystko zamontować. Była z nimi i ta wesoła kobieta, ciągle adorowana przez resztę, kusiła by ją
naśladować. W pewnej
chwili cała grupa zwróciła swoje spojrzenie na prawo od mojego
nowego domu, zamilkli ... zwróciłam oczy w tym kierunku aby
zobaczyć co ich tam tak bardzo zadziwiło ? I co widzę - otworzyła
się potężna brama, ale nie całkiem tylko była w niej mała szczelina,
a w niej stał Pan Bóg. Ten sam piękny mężczyzna jakiego już poznałam
w dwóch swoich poprzednich snach. Spokojnie patrzył na nas
wszystkich. Ktoś z wesołego towarzystwa
z wielkim zdziwieniem powiedział; - patrzcie, tam jest niebo.
W tej samej chwili P. Bóg odpowiedział - tak, tam jest niebo.
A ten sam mężczyzna mówił dalej, chce go zobaczyć, chcę tam wejść.
P. Bóg zwrócił się w moim kierunku
- wejść może tam tylko ona.
Uśmiechnął się dobrotliwie i wskazał mi ręką na bramę:
- choć tobie go pokażę.

Ruszyłam w kierunku bramy nawet nie oglądając się za siebie, ale
czułam na plecach spojrzenie całej gromady, patrzyli na mnie z
podziwem. Przeszłam szybko przez wielką bramę, gładko i sprawie a
Bóg zamknął ją za sobą. I co widzę, jestem w wielkiej sali calutkiej
ze złota. W głębi widziałam wiele innych postaci, starców, jeden z
nich podszedł do nas, ubrany był na wzór starożytnego mędrca, miał
długa siwą brodę. Uśmiechał się do mnie, kiwał głową, ale nic nie
mówił. Rozglądałam się wokoło, - ładnie tu - myślałam, ale czułam
wewnątrz własnego serca jakiś wielki niedosyt - to tak ma wyglądać
to niebo?
Wielki pokój
w kształcie globusa, cały ze złota, a w nim duże stoły nakryte
złotymi
obrusami ... nic z tego nie rozumiałam. Czyżby miało tu być
jakieś przyjęcie? I to ma
być to cudowne niebo ?
Moja myśl w mig odczytał P. Bóg i chociaż nie powiedziałam
ani
jednego słowa dostałam odpowiedź: - tak masz rację, to jeszcze nie
jest to, to taki
mały przedsionek, wielu tu wejdzie ... chodź pokażę
ci więcej. Wskazuje mi drogę
i przepuszcza pierwszą, idę naprzód i
nagle wszystko się zmienia, znika piękne złote wnętrze, pojawiają
się okropne stwory. Ogarnęła mnie trwoga. Widzę przed sobą dwie
zjawy, obracają się na palach we wszystkie strony, wymachują rękami,
nie pozwalają mi przejść. Widzę też inne postacie, też odcinają mi
drogę. Ogladam się za siebie, widzę
Boga i niskiego na ciemno
ubranego mężczyznę, Pan Bóg woła do zjawy: - przepuść
ją jej wolno
tam wejść, jej to dozwolono. A niski mężczyzna wybiegł przede mnie
i
macha rękoma na te postacie, jak policjant na skrzyżowaniu, który
chce zatrzymać
ruch.. Nie mniej ja torują sobie drogę sama i mówię
do niego: - ty mnie nie pomagaj,
skoro P. Bóg zezwala dam sobie radę
... i gładko przechodzę na drugą stronę, mijam
drugą wielką bramę,
już się uśmiecham na myśl co za chwilę tam zobaczę?

A tam wygląda strasznie, nie ma śladu pięknego raju, znowu mnie
coś
próbuje
straszyć, znowu przeszkadza iść dalej. Zatrzymałam się
na chwilę,
przede mną
potężny łan pszenicy, niczym ocean, nie ma początku,
nie ma końca.
Wiem, że
dopiero za tym polem jest prawdziwe niebo. Podejmuję
decyzję - idę
naprzód. Już nie
widzę P. Boga ani mojego pomocnika, który jeszcze
przed chwilą
torował mi drogę.
Wiem, że P. Bóg już czeka na mnie w tym prawdziwym niebie i ja sama
muszę tam
dotrzeć. Idę przez łan pszenicy, piękne i dorodne są jej kłosy, ale
co widzę, czym
dalej idę pszenica jest mocno zniszczona i zdeptana. Krążą nad nią
okrutne straszydła,
już mnie widzą i groźnie pomrukują, zataczają nade mną koła. Ogarnął
mnie smutek:
- kto śmiał zniszczyć taką piękną pszenicę ? Zapada mrok, idę dalej,
straszydła coraz mocniej zbliżają się do mnie ... i co widzę ... na
mojej drodze
stoi w pszenicy drewniany krzyż, dostojnie góruje nad
tym polem. Hm, myślę sobie...
- ja ciebie znam, wiem co znaczysz,
ja ciebie już nie chcę, już mi wystarczy, moja
droga jest prosta,
już tylko do
nieba. Zwracam się w innym kierunku, próbuję ominąć
krzyż - niestety
on jest szybszy, błyskawicznie płynie i zagradza mi drogę. Wiem, że
przed nim już nie ucieknę ... i słyszę szum pszenicy... - dojdziesz,
dojdziesz, jak
zbierzesz te kłosy, pracy przed tobą dużo,
bierz się do roboty... padam na kolana, przywieram do krzyża ...
budzę się, napełnią mnie trwoga, co za dziwny sen.
Leżę w łóżku,
dygoczę i analizuję: - co to znaczy ? Nowy krzyż, cierpienie...
Boże ja tego nie przeżyję... łzy mi się toczą z oczu, szlocham -
Jezu broń mnie.
W tej samej chwili słyszę puknięcie jakby w środku pokoju, następnie
drugie i trzecie i następuje cisza. Wyskoczyłam z łóżka,
postanowiłam ten
sen szybko zapisać. Piszę i płaczę, po kilku słowach zapisanych w
zeszycie
słyszę następne pukanie - bardzo delikatne, wówczas pomyślałam o
mojej Barbarze:
- wiem, że jesteś przy mnie. Jakby w odpowiedzi następne puknięcie i
nastała cisza.

Pan Bóg daje światło i pomoc aby wydobyć z siebie najlepszy własny
owoc, który
drzemie w każdym człowieku. Nie osiągniemy celu jeśli nie pójdziemy
za Bogiem lecz
Bóg poddaje nas też wielkiej próbie, trzeba mieć wielką silę i
odwagę by sprostać temu doświadczeniu. Po moim śnie w dniu 26
czerwca 2001 dopiero wówczas przyszło mi
się mierzyć z prawdziwym cierpieniem duszy i ciała, a ja głupia już
myślałam, że stoję
u bram niebieskich i gładko mi wszystko pójdzie. Po tym śnie
przyszedł czas na wielkie wyrzeczenia, na potężny emocjonalny ból,
poznałam prawdziwą udrękę i cierpienie,
prosiłam o własną śmierć. Zostałam sama beż żadnego pocieszenia a
nawet jak ktoś wszedł w moje życie to tylko po to by zwiększyć moją
udrękę. Rzeczy, które miały mnie bardzo cieszyć obracały się w
rozpacz, cierpiałam raniona przez najbardziej mi bliskich czasami w
okrutny sposób a to była dopiero moja droga niemowlęctwa duchowego.
Towarzyszyły mi wizje Jezusa ukrzyżowanego, widziałam jak konał ...
i konał na
krzyżu a mnie pękało serce bo nie umiałam w żaden sposób mu pomóc.
Już nie
kłóciłam się z Bogiem chociaż jeszcze zdarzały się chwile cichego
żalu, chowałam
własne utrapienie głęboko w swoim sercu. Nasiliły się znowu ataki
złych mocy,
zawsze przejmowały mnie grozą, krzyczałam do Boga o pomoc. W tym
czasie
przyszedł do mnie z pociechą Ojciec Pio, pocieszyłam się, że żył
między nami ktoś,
kto cierpiał więcej, jego cierpienie dawało mi siłę, nie zabiegałam
już o współczucie
u innych ludzi, już wiedziałam, że mnie nigdy nie zrozumieją,
zaczęłam zasłaniać
własne tajemnice. Czytałam Biblię, znajdowałam w niej dla siebie
drogowskazy.

6 wrzesień 2001 ... (moje
notatki)
Już rano złapałam ponownie drzemkę i miałam sen. Byłam gdzieś na
Ziemi,
nie bardzo wiem co to było za miejsce ? Zwracałam się do Boga.
Mówiłam głośno
by wszyscy wokół słyszeli. Opowiadałam o Jego Wielkości, o Jego
Dobroci. Poprzez
jasną, świetlistą chmurę niczym mgłę usłyszałam jak P. Bóg mówił do
mnie. Rozmawiał
ze mną, była to długa i szczera rozmowa. We śnie wszystko co Bóg
powiedział do mnie pamiętałam, ale kiedy otworzyłam oczy nie
potrafiłam przypomnieć sobie ani jednego
słówka. Później znowu miałam małą drzemkę. Śniła mi się podróż
astralna, byłam
w Atenach. Frunęłam w górę, chciałam dotrzeć do nieba - do Boga.
Przeszkadzały mi
jakieś gęsto utkane przewody elektryczne, powiedziałam do siebie: -
przecież to dla
ciebie nic, przejdź przez to... Tak też zrobiłam. Frunęłam coraz
bardziej w górę,
widziałam coraz bliżej jaśniejące światło ... kiedy już byłam tak
blisko, przebudziłam się...
Lata 2001, 2002, 2003 były dla mnie niezwykle ciężkie, trudno to
nawet dzisiaj
wszystko opisać, nie było dnia a nawet minuty, w którym coś by mi
nie dolegało.
Nie rozumiałam dlaczego w moim życiu tyle razy pojawił się Bóg ?
Wszystko było
nadal osnute wielką tajemnicą. Krążyła wokół mnie cudowna siła,
zdumiewała mnie różnorodnością form. Doznawałam głębokiego
przebudzenia, wspaniałej Miłości
płynącej z kosmosu, chociaż to były tylko maleńkie minutki
wystarczały mi na długie
tygodnie, pozwalały przetrwać. Nadszedł czas na nowe początki w moim
życiu. Ten
czas był dla mnie wielką lekcją pokory, czułam w sobie wielki proces
oczyszczania.
Nadal upadałam i podnosiłam się, powoli usuwałam ze swojego serca
emocjonalny
ból, przychodziło coraz większe zrozumienie. Czułam na sobie palec
Boży. Moje serce
mimo wielkiego wewnętrznego bólu dziwnie się uciszyło, nie było w
nim trwogi, lęku, przestałam bać się śmierci, samotności, nędzy. Pan
Bóg zabrał z mojego serca
ziemskie troski, ale w to miejsce wlał uczucie, które nie pozwoliło
mi więcej przechodzić obojętnie obok krzywdy innych i właśnie w tym
czasie ponownie mi się przyśnił.

7 list. 2002 ... (moje
notatki)
Dzisiaj w nocy znowu śnił mi się P. Bóg. Szedł polną drogą z dwoma
innymi osobami.
Był odziany w bardzo skromne zgrzebne ubranie, miał na plecach worek
a w ręku kij. Znacznie różnił się od tego Boga, który pojawił się
wcześniej w moich snach. Nie
był tym Dostojnym Panem, przypominał nędzarza. Znalazłam się nagle
obok niego,
mówił do mnie, nie pamiętam dobrze co ? Przedstawił mi swoich
towarzyszy, również skromnie ubranych podobnie jak sam Bóg; jednym z
nich był Jezus a drugą Maryja -
Matka Jezusa. Pan Bóg zatrzymał się ze mną na skrzyżowaniu dróg,
pouczał mnie, pokazywał nową drogę życia a troszkę dalej cierpliwie
czekali Jezus i Maryja. Sen jakby
się powtórzył dwa razy, jakbym miała coś ważnego do zapamiętania,
wiedziałam co ..., ale kiedy się przebudziłam w głowie była pustka. Po nauce P. Bóg dał
mi do ręki worek
i kij, rzekł - idź z nimi. Wtedy zauważyłam, że Jezus i Maryja
trzymają w jednej ręce
worek
a w drugiej kij, zupełnie takie same jakie i mnie wręczył Bóg.
Wiedziałam,
że mam
z nimi iść. Po przebudzeniu nie mogłam zrozumieć tego snu.

Każdy człowiek rejestruje własne sny, stara się je zrozumieć. Ale
jak tu
rozpoznać podobne sny idące z Najwyższej Świadomości ? Jak je
umieścić
w ziemskiej rzeczywistości ? Do dziś pamiętam swoje wielkie
zdziwienie po
pierwszym swoim śnie z P. Bogiem. Bóg przekazał mi wówczas wielki
przekaz...
bierz to złoto i wkładaj tam, gdzie boli ciebie i innych... i już
trzy miesiące później
otworzył mi się kanał z potężną energią uzdrawiającą, beż żadnych
szkół, kursów, wystarczyło, że kładłam swoją rękę w miejsce bólu,
choroby. Nie umiałam jeszcze
z tego daru korzystać, nie dowierzałam, zanim tą nową świadomość
ugruntowałam
w sobie minęło sporo czasu. Bóg zaprowadził mnie w nowe miejsca
życia, otworzył
na inną mądrość, objawiły się we mnie cudowne duchowe doznania
odbiegające od wszystkich znanych mi dotąd uczuć. Otworzyłam się na
mistyczną wiedzę, dotknęłam stopami innej ziemi. Niestety ta droga
jest bardzo długa i bardzo ciężka. Czym dalej
tym wynikają nowe doświadczenia ... im dalej w las tym więcej drzew
... Nie jest łatwo zgłębić prawdę o sobie, nie jest też łatwo od
siebie uciec, skryć się za jakimś tam
ziemskim filarem. Duchowy rozwój to nie tylko radości i szczęście
ale oznacza
również dźwiganie wielkich ciężarów. Zanim przejdziemy na bezpieczne
drogi
przyjdzie nie raz mierzyć się z określonymi sytuacjami, nie lekkimi
lecz
jakże bardzo potrzebnymi w prawdziwym rozwoju duchowym.

"Miłosierdzie Boże umiłowało twoją duszę,
nie trudź się oddalaniem od niej tych cierni,
w których głęboko zanurzona będzie musiała chodzić,
ale pozwól im pozostać, zdaj się na Wolę Boga
i pozwól swobodnie działać dobremu Bogu w tobie,
niech działa jak mu się podoba."
(Ojciec Pio)
Wiele razy w życiu miewałam sny, w nocy przychodziły nie raz do mnie
obrazy,
które wypełniały się na jawie. Moja jawa i sen potrafiły się
wzajemnie przenikać lecz
w chwili wejścia na nową moją drogę wymiary moich snów poszerzyły
się niewiarygodnie. Już dużo wcześniej zadawałam sobie pytanie:
- kto mi śle
takie informacje ? Nadszedł
też czas, że w końcu zrozumiałam i ten rozdział życia. Sny ustawione
na naszej drodze skrywają w sobie głębokie prawdy i cenne nauki.
Wyżej opisane moje sny zaliczam
to tych najmocniejszych jakie w swoim życiu wyśniłam. Były też inne,
nie mniej
ważne i może całkiem banalne ? ... które dały mi dużo do myślenia.
Mało ważny sen ... bo często słyszymy - jak się śpi to są i sny,
przychodzą
i odchodzą, nie ma co przywiązywać do nich uwagi. Czy naprawdę tak
jest?

(Vancouver październik 2008)

(Vancouver październik 2008)
cdn...
Vancouver
8 Nov. 2008
WIESŁAWA
|