
Życie ludzkie - kruche i łamliwe a tyle sobie po nim obiecujesz...
Planujemy i gonimy za marnymi przyjemnościami, ale najczęściej droga,
po której kroczymy okazuje się nieznana.
Kim ty jesteś?
Skąd pochodzisz?
Tęsknimy za zrozumieniem, szukamy źródeł naszego pochodzenia, jedni
na Ziemi a inni w Niebie.
Był czas, że nie zadawałam sobie zbyt wiele trudności aby
odpowiedzieć na te pytania. Byłam jednym z tych maleńkich ludzików
biegających po ziemi, nie miałam czasu a może ochoty ? ... na
podobne rozważania. Nadszedł dzień, w którym pomimo moich życiowych
pragnień poczułam, że w moim ciele zachodzą dziwne zmiany.
Krocząc przez życie troszczymy się o naszą naukę, wiedzę - nazywamy
ją dobrodziejstwem. Uciekamy od przeciętności, cierpienia i biedy,
budujemy potężne fundamenty własnych pragnień. Mało osób szuka
kontaktu z własnym duchem. Przebudzenie duszy dla każdej osoby jest
olbrzymim przełomem a nawet życiową katastrofą. Światło Niebios
narzuca inne cele, wyzwala wewnętrzną skrywaną piękność. Ważne by
umieć kroczyć za promieniem światła, poczuć i zrozumieć wielki
sygnał, który płynie ze wszechświata.
Obserwują dzisiaj szybki rozwój duchowy wielu grup i prywatnych
ludzi. Zastanawiam się czy oni naprawdę chcą rozwinąć własnego ducha
do wyższych lotów czy tylko bawią się w zabawę duchową. Najczęściej
zapominają, że rozwój duszy postępuje przez Boga a nie przez kursy,
nauczycieli ... etc...
Jest to praca naszego ducha wynikająca z jego świadomości. Nie można
wielu kosmicznych pojęć ujednolicić i oprawić w specjalne punkty
programu. Każda dusza jest taką sama indywidualnością jak każdy
żyjący człowiek. Szybki rozwój wytworzy szybko chaos a uczeń
nieprzygotowany na odbiór wypaczy swój własny charakter. Jakże
brzmią śmiesznie oświadczenia ludzi - "duchowych nauczycieli"?
Pomogę ci na wszystkich polach świadomości...!
Czyżby?
Aż tak daleko już wzrosłeś (-aś)?
Przecież to niesamowity nonsens. Tak może czynić tylko Bóg!
Jakże daleko te osoby zamaszerowały w swojej pysze a ci, którzy za
nimi podążają w swojej głupocie.

Siły kosmiczne działają w dwóch kierunkach; przyciągają się i
odpychają. Te dwie energie muszą być przekształcone w jedną, dopiero
wówczas można połączyć się z Jednością. Wyruszamy w nowa podróż,
wcale nie znaczy, że łatwą. Powrót do duchowego dziedzictwa odbywa
się poprzez uwalnianie od materialnych form i od ciężaru ziemskiego
myślenia. Powoli przesuwamy się ku wspaniałemu uświadamiając sobie
istotę prawdziwego bogactwa. Przychodzi czas i wypełniamy się po
brzegi mądrością nie zaglądając do żadnych książek. Dopiero wówczas
człowiek jest gotowy rozpoznać innych wspinających się na wysoką
duchową górę. Tylko w ciszy własnej twierdzy możemy odnaleźć
własnego ducha - doskonale opisuje ten proces Św. Teresa z Avila.
Zanim doszłam do podobnych przemyśleń wyćwiczył mnie los do granic
wytrzymałości. Wiele lat zmagałam się z bardzo bolesnym
doświadczeniem całego ciała i duszy. Znikąd nie miałam ratunku, a
przecież tylu cudownych "znawców tematu" kręci się po świecie?
Albo bezradnie rozkładali ręce albo bajdurzyli niestworzone rzeczy.

Minęło burzliwe lato, przyszła deszczowa jesień a dni przesuwały się
powoli. Z mojej buzi zniknął uśmiech i łzy spływały po mojej twarzy.
Jakże byłam wówczas zrezygnowana ... (listopad
2000). Kładłam się do łóżka i po chwili ponownie wstawałam,
sen nie nadchodził.
W ciemności wokół mnie migały kolory tęczy, przyciągały moje oczy.
Próbowałam zrozumieć to nowe niezwykłe zjawisko, które mi od wielu
miesięcy zaczęło towarzyszyć. Najwięcej widziałam wokół siebie
płynnego złota. Moje pismo na czole ciągle się przesuwało, też było
dla mnie wielką łamigłówkę.

18 listopad - noc. Już po północy położyłam się do łóżka. Po kilku minutach w ciemności
rozpoczęły taniec złote światła, tworzyły manadale, błyskawice,
tęcze... lubiłam je obserwować, fascynowały mnie. Ale tej nocy
zdarzyło się coś więcej. Ujrzałam jakby otworzyło się Niebo i ktoś
zaczął na mnie wylewać całe wiadra kolorowej farby przypominającej
mgłę. Ułożyła się w grubą tęczę i błyskawicznie wpływała w moje
ciało.

Niespodziewanie ujrzałam przed sobą medyczny znak - kadaceusz, dwa
skręcone węże na grubość mojej ręki. Były w środku puste, ale w
jednej sekundzie wypełniły się płynnym złotem. Jeszcze wówczas nie
wiedziałam, że kadaceusz jest symbolem Kundalini. Czułam, że
przeżywam coś wielkiego. Domyślałam się, że otrzymuję kontakt z
Bogiem. Przypływ energii był tak silny, że całym moim ciałem i
łóżkiem trzęsło. Miałam wrażenie, że porwała mnie wzburzona potężna
rzeka i niesie na swojej fali z wielką prędkością. Krzyczałam na
syna, który spał w drugim pokoju -
trzymaj mnie!
Pojawił się w drzwiach, patrzył zdziwiony, wyciągałam do niego ręce
i wołałam - trzymaj mnie, odpływam
na wielkiej fali.
Był bardzo przestraszony, ale chwycił mnie za dłonie. Od wielu
miesięcy nie miał ze mną łatwego życia. Zalała mnie potężna
gorączka, całe ciało płonęło. Po ok. 5 minutach mój syn wyrwał swoje
ręce a ja pobiegłam do łazienki do kranu z wodą. Zimnym strumieniem
przemywałam swoje ciało, moczyłam ręce. Zabieg ten pomagał mi na
kilka minut i znowu go powtarzałam. W całym ciele był wielki pożar.
Szukałam w kuchni cytryn, chciałam nimi ściągnąć tą gorączkę, ale
tego dnia ich nie znalazłam. W lodówce były tylko dwa zielone
banany, chwyciłam je w dłonie, próbowałam pozbyć się tego żaru.
Jakież było moje wielkie zdziwienie jak po kilku minutach
zobaczyłam, że banany zmieniły kolor na czarny. Rozrywałam je na
kawałki, były całkowicie przejrzałe. Do rana nie zmrużyłam oka,
leżałam na łóżku zupełnie przytomna a mój syn pytał:
- coś ty mi zrobiła?
- W życiu nie byłem taki wyspany w środku nocy.

Niezapomniana noc, która zmieniła całkowicie moje życie. Od tamtej
pory moje ciało zaczęło wibrować i drżeć, w środku tańczyły
wszystkie komórki. Po kilku dniach zauważyłam, że czego się nie
dotknę kopie mnie elektryczny prąd. Codziennie towarzyszyła mi
wielka gorączka albo fale lodowatego zimna. Miewałam po kilkanaście
razy na dzień omdlenia a w mojej głowie zagrało tysiące cykad. Od 4
lat słyszę też inny dźwięk jakby ktoś śpiewał OUM. Najczęściej
słyszę ten dźwięk nocami w głębokiej ciszy.
Dzięki moim doświadczeniom zrozumiałam sens własnego istnienia.
Opisuję je po to aby lepiej zrozumieć zawiłe tajemnice wszechświata.
Nagle zderzyłam się z Wielką Górą, przeżyłam dni udręki i rozpaczy.
Nie mogłam zrozumieć; dlaczego mnie Bóg tak boleśnie doświadcza?
Obca była mi wiedza o energii, nie zdawałam sobie sprawy - co to
znaczy przebudzić się duchem i połączyć z Uniwersum.
Następny etap, wplecienie substancji białej w nasze DNA.
Podczas procesu połączenia substancja biała z mózgu spływa do
kręgosłupa tworząc fragment jego serca. Dzięki niej człowiek w
chwili połączenia z Uniwersum odbiera przesłanie Chrystusowe. Wtedy
też pojawia się w niej złota barwa.
Wiem jak bardzo ważna na tej drodze jest samodyscyplina. Należy
wyrzucić ze swojego życia prawie wszystko. Ostrzegam przed czytaniem
małowartościowych książek a jeszcze mocniej przed praktykowaniem
każdej "duchowej recepty". Należy oddalić się od ziemskich rozkoszy
w odniesieniu do wszystkich materialnych potrzeb. Nie można służyć
dwóm panom.
Kto chce kontaktu z Bogiem musi znaleźć w sobie na tyle siły
by osiągnąć czyste duchowe współbrzmienie.
Vancouver
13 March 2008
WIESŁAWA

OGIEŃ
I poddałam się pustce,
choć żyłam bez cienia wielkiej trwogi w oceanie własnego
bytu
zapomniałam o miejscu, które niegdyś należało do mnie...
szukałam tutaj siły i piękna
byłam kapłanką sama dla siebie i wyrocznią zarazem
wyznaczyłam swoje granice i świat własnych pozorów.
Ale... pewnej lipcowej nocy usłanej ciszą i gwiazdami
mój byt został zmącony
Ktoś Wielki przeniknął przez moje wymiary.
Ubrał się w swoją dostojną szatę
objawił się w swoim Wielkim Majestacie
twarz ozdobił w najsubtelniejszą miłość
i obalił królestwo moje.
A moje zdziwienie nie miało końca
bo to nie mogło się zdarzyć
obsypał mnie drogocennym złotem,
dał dostęp do wszystkich swoich darów.
I zaprosił mnie na pielgrzymkę do Królestwa swojego.
Jakiż to był cudowny sen...
i wymarzyć nie mogłam lepiej
jakaż czułam się szczęśliwa...
Bóg mnie odwiedził.
Upływały dni, spokojnie i po cichu a piękny sen pofrunął...
purpurowy grzmot uderzył we mnie,
dosięgnęły mnie języki ognia!
I była noc piękna, która dała wielką radość
i przyszła noc ciemna, która ogniem mnie kąpała,
żaden strumień wody nie ugasił tego żaru.
I łzy moje wyschły i marzenia opuściły
a serce nie znało spokoju
i walczyłam z wielką bestią
która rozrywała moje ciało...
słałam skargi na wszystkie strony
szukałam pomocy u Aniołów...
ale zatrzasnęły się moje wymiary.
O Wielki Boże,
obiecałeś tyle szczęścia?
A tu po tej nawałnicy i ogniu nic się nie ostało
powalona zostałam przez Ciebie.
I odtańczyłam swój samotny taniec
taniec rozpaczy
taniec oczyszczenia
taniec przemiany
taniec poddania.
I żałosnym cichym głosem błagam
ucisz moje ciało, ukój moją duszę
obmyj mnie swoim zimnym strumieniem
ulecz moje rany...
napój mnie słodką ambrozją,
napełnij mój pusty kielich tym Boskim nektarem
uczyń mnie gotową do przyjęcia Twojej prawdy...
trzymaj mocno moją rękę w dłoni swojej.

Wiesława
Vancouver,
June 2005
|