Bardzo często podczas budzenia się Energii Kundalini osoby budzące
się postrzegają, że ich ciało zaczyna reagować spontanicznie. Są to
energetyczne reakcje ciała kiedy Energia Kundalini zaczyna wlewać
się do ciała fizycznego; będą to skurcze, szarpania o zmiennej
częstotliwości i sile, tzw. Kriya (działanie, czyn). Kriya to
spontaniczne ruchy wynikające z przebudzenia się Kundalini i
wpływaniu tej energii do meridian i komórek nerwowych. Przychodzą i
odchodzą, nie można się ich obawiać, chociaż nie raz mogą napędzić
strachu kiedy gwałtownie szarpnie całym ciałem, będą skręcać się
mięśnie, bywa, że wygląda to groźnie szczególnie kiedy na to
zjawisko patrzy się z boku.
Najwięcej takich aktywności jest na
początku procesu, kiedy Energia Kundalini przebija się w system
meridian. Jednak ze swojego doświadczenia wiem, że trwa to długie
lata, później subtelnieje i jest ich coraz mniej kiedy Kundalini
poszerzy swoje kanały. To tak jak rzeka, która nagle przybiera,
wtedy płynie wartko, często podskakuje na głazach, konarach, robi
hałas, a kiedy jej koryto się poszerza płynie cicho i bardziej
spokojnie. Jedynie w chwili gwałtowniejszego napływu wody da o sobie
znać.
Częstotliwość i ilość wpływów energii w meridiany zależy od osoby,
od jej siły energii, u każdego człowieka będzie działać
indywidualnie. Ta tajemnicza energia otwiera i zmienia cały nasz
system ciała: kości, mięśnie i nerwy. Po raz pierwszy człowiek
pojmie co potrafi uczynić z jego wnętrzem Wszechświat. Zda sobie
sprawę, że cała władza nad nim jest w Boskich rękach i jak sam mało
może i jak mało wie na ten temat.
Nasze ciało energetyczne jest dla nas wielką tajemnicą, nie
występuje na jednym poziomie, podczas całego procesu nasze ciało
jest coraz mocniej rozrzedzane. Na początku wyczuwa się piorunujące
uderzenia serca, duży puls, ataki paniki. Po wielu miesiącach
wszystko subtelnieje i w sercu pojawia się cisza. Po przebudzeniu
Kundalini człowiek ma problem nie tylko z sercem, szarpaniem całego
ciała, ale również są kłopoty z oddychaniem i właśnie w tym okresie
zauważamy, że nasze ciało zaczyna spontanicznie przyjmować jakieś
postawy, których nawet nie rozumiemy, samo wchodzi w pozycje yogi.
Wszystko to dzieje się dlatego, że organizm nasz sam automatycznie
przyjmuje taką postawę, która mu pomaga w jakimś procesie, np.: w
lżejszym oddychaniu lub w swobodniejszym przepływie energii. Jest to
aktywność fizjologiczna dana nam z góry, podobnie jak u małych
dzieci, kiedy się przeciągają, wyginają, przyjmując dogodną dla
siebie pozycję.
Rozpoczyna się inne życie, człowiek do tej pory przyzwyczajony do
innych własnych reakcji jest mocno zdziwiony sam sobą, nawet go to
śmieszy, próbuje stawiać opór, ale niestety jest to wyższa siła i
popycha cały mechanizm do dziwnych pozycji. Próbuje walczyć, ale ta
walka jest bezskuteczna, nagle sama ręka albo noga wyfrunie do danej
pozycji, przestajemy rozumieć własną anatomie i fizjologię, bywa, że
nawet tego nie zauważamy.

W tym czasie ciało będzie usuwać duże ilości strachu, zaczyna się
kołysać jak palma na wietrze, raz bardziej porywiście, innym razem
delikatniej.
Przychodzi także czas na spontaniczną medytację, wtedy dopiero
zaczynamy w pełni rozumieć ten proces. Kiedy w naszym ciele zwiększa
się napięcie, czujemy wielką niewygodę, staramy się usiąść w
wygodnej pozycji i wchodzimy w fazę wielkiej ciszy, która daje nam
głęboki relaks. Po kilku minutach usuwamy napięcia ciała i odczuwamy
wielką ciszę i spokój.
Najczęściej niekontrolowane ruchy energii pojawiają się podczas snu;
oznacza to także proces gojenia starych ran i rozpuszczania wewnętrznych blokad.
Wcześniej nasze ciało było zamrożone, uśpione, teraz ożywa, wszystko
zostaje uwolnione, pojawia się nowa myśl, emocje i inne odczucia
fizyczne dotąd nam nieznane. Na tym etapie czujemy się jeszcze
bardzo chorzy, emocjonalnie niestabilni. Nękają nas napady złości,
wielkiego smutku, a nawet rozpaczy. Właśnie te energie zamknięte w
nas opuszczają ciało i trzeba ten stan przeżyć, nie wolno ich
ponownie w sobie zamykać.
To Sakti opróżnia nas z tych uwięzionych
energii, jeśli zdarza się to na poziomie fizycznym zamanifestują się
na zewnątrz. Niektóre szybko opuszczą ciało, ale będą i te ropiejące
rany, które w końcu trzeba uznać i wyleczyć. Jest to trudne,
szczególnie na początku kiedy wpływają do naszej świadomości
nieświadome treści, nie wiemy skąd się wzięły, byle silniejsza
emocja porusza je mocno i następuje gwałtowny wstrząs. Podobnie jest
z ukrytymi emocjami, które często były w nas chowane, wtedy zachodzi
niebezpieczeństwo uwięzienia tych energii, skumulowane wewnątrz wybudują w
nas mocny mur, dlatego nie możemy blokować w sobie żadnych uczuć.
Nie wolno z nimi walczyć, należy im pozwolić odejść po swojemu.
W
czasie naszego przebudzenia będą obok nas ludzie, którzy próbują nas
ustawić według własnego schematu, na nasze ataki uwolnionej złości,
płaczu, z chęcią dali by nam prochy albo przyłożyli pięścią między
oczy ... niestety nie tędy droga, te osoby powinny zniknąć z naszego
życia, bo wcześniej czy później nam zaszkodzą. Tylko wielka
świadomość i cierpliwość drugiego człowieka, który nam towarzyszy
może nam pomóc. Osobiście przez 11 lat może spotkałam 2 takie osoby,
które naprawdę rozumiały mnie wystarczająco jasno. Toteż budzące się
osoby wolą być samotne, wtedy nikt ich nie niepokoi i nie burzy
dodatkowo ich energii. Osoby przebudzone same normują swój układ
nerwowy, bez względu na sytuację pokonują swoje problemy i przechodzą
do następnego etapu. Często taka „krzywa” pomoc może tylko zatrzymać
na dłużej na tym samym poziomie.

Osobiście na samym początku przeżywałam potężne spazmatyczne ruchy
ciała, zdarzało się, że całe ciało wyskakiwało w górę, uczestniczyły
w tym wszystkie grupy mięśni, fruwały ręce, nogi, skręcały się
mięśnie brzucha, łopatki, pośladki, uda, łydki, przy tym odzywały
się bardzo bolesne skurcze mięśni. Z biegiem czasu doświadczałam
rozluźnienia, ruchy ciała subtelniały, lecz ciągle się zdarzają
podobnie jak skurcze, w moim przypadku łydek i stóp. Zauważyłam, że
w rozprowadzaniu energii w ciele bardzo pomocna jest woda, nawet
zwykła kąpiel z solą morską. Osobiście po długiej przerwie
powróciłam na basen na ćwiczenia aquafit.
Samo pływanie w basenie
jest monotonne, ale aquafit bardzo mi się podoba i świetnie się
czuję. W obecności instruktorów przy muzyce mam nie tylko dobrą
zabawę, ale i cudowny ruch, połączenie aqua-yogi, tai-chi, tańca i
ćwiczenia oddechowe. Dzięki wyporności wody wzmacniają się mięśnie,
stawy, układ krążenia, koncentracja, mogę wyładować nadmiar energii.
Ćwiczenia wodne są fantastyczne dla narządów wewnętrznych i układu
limfatycznego. Woda masuje całe ciało. I nie trzeba być
wyrafinowanym pływakiem, wystarczy nie bać się wody.

Wracając do objawów
w naszym ciele związanych z ruchem Kriya
najbardziej charakterystyczne są spontaniczne wyrzucania kończyn w
górę, wygląda to tak jakbyśmy walczyli z niewidzialnym napastnikiem
za pomocą techniki wschodnich walk, tylko, że leżąc w łóżku. Nie
wykonujemy tych ruchów na swoje polecenie, czujemy się marionetkami,
działa w nas jakiś mechanizm, a w dodatku razi nas prądem
elektrycznym, za którego przyczyną spontanicznie fikamy. Czasami
wprowadzi ciało w taką pozycję, której nigdy sami nie moglibyśmy
wykonać. Potrafi tak skręcić mięśnie jakby nie było w naszym ciele
kości. Dzieje się to nawet z naszymi oczami, które nagle biegają
szybko na wszystkie strony, gałki oczne potrafią kręcić się jak
wskazówki zegara. Nie zdziwcie się jak zobaczycie u siebie zeza ... a
to jest nic innego jak bardzo ceniona technika yogi, zwana shambhavi
mudra, która uważana jest za zaawansowaną technikę do przebudzenia
trzeciego oka.
Oczywiście ruchy gałek ocznych bywają bardzo bolesne, wydaje się, że
za chwilę całkiem wypadną nam z oczodołów, może nawet wystąpić
czasowa ślepota. Właśnie obecnie mam taki problem z jeszcze innymi
złożonymi symptomami, który co 6 tygodni badają okuliści. Z moimi
oczami dzieją się dziwne rzeczy, w ciemności świecą jak dwie
latarki, wypływają z nich błyskawice. Kilka dni temu jakże byłam
zdziwiona kiedy spojrzałam na płyty chodnikowe, a z jednej linii
między nimi zrobiło się nagle kilkanaście, które przeskakiwały jedna
przed drugą kiedy szłam naprzód, wydawało mi się, że wszystko wokół
mnie się rozpływa, a ja widzę tylko te linie, były świetliste i cały
czas w ruchu. Od co najmniej 10 lat potrafię oczami przenosić
obrazy, kiedy zatrzymam na dłużej wzrok na jakimś przedmiocie,
obrazie, a później spojrzę w zupełnie inne miejsce przenoszę wzrokiem
ten obraz w miejsce, gdzie nigdy go nie było ... i tak wisi jeszcze
jakiś czas, a później powoli się dematerializuje.
Bywa, że przedmioty
na które patrzę potrafią się rozlatywać na drobne kawałki, niczym
tłuczone szklane naczynia, a później na powrót jakby odwracając to
zdarzenie scalają się razem i znowu widzę cały przedmiot. Od samego
początku mojego procesu moje oczy robią mi niespodzianki, jednak od
2-ch miesięcy zachowują się tajemniczo i nikt nie potrafi mi tego
wyjaśnić. Ot, tak właśnie wygląda życie z Kundalini, ciągłe
niespodzianki, tajemnice, zagadki, jak nie ślepota to głuchota,
słuch straciłam w roku 2002, wrócił sam po kilku tygodniach, lepszy,
chociaż lekarz nie dawał nadziei (?) ... i był jego powrotem bardziej
zdumiony niż ja sama.

Jak wspomniałam w okresie budzenie się Energii Kundalini zaczynają
się spontaniczne mudry, święte ruchy ciała, także dłoni, palców i
ramion jakie często obserwujemy u buddyjskich mistrzów. Był czas, że
nie miałam pojęcia co to jest mudra, a nie wiadomo skąd zaczęłam
przyjmować spontanicznie układy dłoni, palców, inaczej zaczęłam się
witać, żegnać i sama patrzyłam zdziwiona na swoje zachowania. Do tej
pory nigdy nie stosowałam takich gestów i nie było to dla mnie jasne
skąd się pojawiły? Intuicyjnie wyczuwałam, że miały związek z moim
nowym stanem. Już na samym początku pojawiło się u mnie spontaniczne
siadanie w pozycji asany. Lubiłam bawić się swoimi palcami, aż w
końcu trafiłam na mudry, które przyszły do mnie spontanicznie dużo
wcześniej. Przypomniałam sobie, że jeszcze jako dziecko czyniłam
podobne sztuczki z palcami, dłońmi, czym wprowadzałam w zdziwienie
swoją rodzinę i znajomych, którzy próbowali mnie naśladować ale za
nic nie mogli tak swoich palców wygiąć. Wtedy to ja to nazywałam
swoimi „sztuczkami.”

Z tych początkowych „wściekłych” ruchów zaczynają się stabilizować
subtelne, faliste, przypominają już wyrafinowany taniec. Inną rzeczą
jest spontaniczny taniec, nagle porywa nas do tańca nawet kiedy sprzątamy
mieszkanie, według własnej choreografii, to nasz duch tańczy i w
zależności w jakich był wcześniej inkarnacjach pokaże co potrafi.
Ruchy energii przesuwają się w ciele z dolnych partii do górnych,
cały proces trwa dość długo, nawet około 20 lat, aż któregoś dnia
przeżyjemy uderzenie piorunem, który będzie dla nas szokiem.
Ja takie uderzenie poczułam na czubku głowy, nie powiem aby to było
miłe, nawet zadałam sobie pytanie, kto mnie tak mocno ugodził, bo to
nie mogło pochodzić od Boga. Opadłam na poduszkę i nie mogłam się
podnieść ani zebrać myśli. Usłyszałam w powietrzu świst i zostałam
ugodzona elektryczną strzałą, która przeszyła moją głowę na wskroś.

Człowiek, który nie jest przygotowany na takie doświadczenie
przeżyje szok. Taka piorunująca iskra elektryczna wpływa na
wszystkie części ciała i nawet nie zdajemy sobie sprawy, że
zostaliśmy porażeni własnym prądem. Będziemy tak zaszokowani, że nie
pamiętamy własnego imienia, a to tylko odzywa się pozazmysłowa
świadomość, która nas budzi z wielkiego snu. W trakcie przebudzenia
dominuje prawda półkula mózgowa, lewa jest częściowo wyłączona, co
nas wprowadza w pewien stan ubezwłasnowolnienia, aby prawa półkula
mogła ruszyć. Toteż mój strzał był dokładnie na czubku głowy, ale po
prawej stronie. Aby ten proces dokładnie wyjaśnić potrzebny jest
biofizyk znający się na mistyce. Musimy zrozumieć spontaniczną
władzę naszej alchemii.

Osobiście takich piorunów przeżyłam dużo więcej (moje doświadczenie
z dnia 13 paź. 2000r.) kiedy kilka godzin przeżywałam doświadczenie
elektrycznych strzałów, w czubek głowy i wzdłuż całego kręgosłupa, w
prawą skroń, aż w końcu wbiło mi się równocześnie kilkanaście takich
elektrycznych strzał dookoła głowy, nie da się opisać bólu i
rozpaczy jaki wówczas przeżyłam. A to było tylko montowanie mojego
wyższego pola elektromagnetycznego. Ładowały się moje nowe
akumulatory i tutaj przydałby się cały wykład jak działają dodatnio
i ujemnie naładowane jony, co się odpycha, a co przyciąga, jakie w
tym momencie jest elektryczne tarcie, jaka jest szybkość tego
zjawiska, wszystko jest uwarunkowane naszym osobistym środowiskiem,
naszą chemią, a nawet wilgotnością ciała.
Wyładowanie elektryczne - przepływ prądu elektrycznego następujący
pod wpływem pola elektrycznego. Warunkiem wystąpienia wyładowania
elektrycznego jest obecność czynników jonizujących lub źródeł
swobodnych elektronów. Może ono zachodzić w dielektrykach stałych,
gazowych i ciekłych. W gazach obserwuje się błyski świetlne w
postaci łuku elektrycznego lub piorunu oraz towarzyszące im efekty
akustyczne. (Wikipedia)
Wyładowania elektrostatyczne są zdefiniowane jako przeniesienie
ładunków pomiędzy ciałami o różnych potencjałach elektrycznych.
Najbardziej spektakularną forma podczas tego zjawiska jest iskra,
która występuje wówczas, gdy silne pole elektryczne tworzy
zjawiskowy kanał przewodowy w powietrzu. Ta iskra to piorun, gdy
pole elektromagnetyczne przekracza pewną wartość progową powoduje
szybki wzrost liczby jonów i te wolne jony stają się przewodnikami.
Prąd elektryczny w żywych organizmach płynie jednocześnie w
przeciwnych kierunkach, zarówno jako ładunki dodatnie i ujemne. W
czasie budzenia się Kundalini siły w naszym systemie nie są równe,
podobnie jak prędkość naszych atomów. Inne jest napięcie naszych
komórek, które nagle przechodzą pod działanie wysokiego
bio-elektromagnetyzmu, który powstaje w naszych tkankach. Toteż mamy
już rozwiązaną zagadkę spontanicznych ruchów ciała, nowa fala
energii jest dużo silniejsza i wpadając w meridiany usuwa blokady z
wielką siłą niczym mocno wezbrana rzeka. Od tej pory żyjemy z nową
energią już o bardzo wysokim napięciu.
Nowa bio-elektromagnetyczna fala porusza się z wielką szybkością
niosąc ze sobą falę dźwiękową, słychać w ciele charakterystyczny
śpiew meridian, czakr, przypominający granie z linii wysokiego
napięcia.
Zanim doświadczyłam w swoim ciele wyładowań elektrycznych, kilka
tygodni wcześniej zauważyłam w swojej głowie dziwne zjawisko, które
pojawiało się od tej pory już każdego dnia, mianowicie przepływający
strumień jakby jakiejś ciekłej, ale bardzo subtelnej substancji
złożonej z niezliczonej ilości pękających niczym podczas kąpieli
baniek mydlanych. Strumień płynął z zawrotną prędkością z kręgosłupa
do czubka głowy. Miałam wrażenie, że w mojej głowie zaczęła płynąc
dziwna szeleszcząca rzeka, szczerze mówiąc, przeraziło mnie to
zjawisko, nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałam, lecz kiedy
opowiedziałam o tym swojemu lekarzowi jeszcze mi się oberwało, powiedział
mi wprost: „30 lat pracuję jako lekarz, ale nikt mi takich głupot nie
opowiadał.” Po wizycie wyszłam na ulicę, siadłam na krawężniku
jezdni i tonęłam we łzach rozpaczy, szukałam pomocy, wyszłam z
niczym, a w dodatku jeszcze zdenerwowałam lekarza.

Od tych wydarzeń minęło już 11 lat i niestety nadal całe moje ciało
łącznie z głową jest naładowane silną energią elektryczną, która
kilka razy w tygodniu nasila swoje działanie, powodując takie
właśnie iskrzenie, strzelanie w mózgu, może nie jest to już o tak
wielkiej sile, a może to ja już przyzwyczaiłam się do swojej inności
(?); bywa, że nawet kilka godzin na dobę pracuje we mnie jakaś
wielka siła, wzdłuż kręgosłupa płynie elektryczna rzeka, a swój bieg
kończy w głowie jakby wybuchem ładunku elektrycznego,
przypominającym grzmot, często towarzyszy temu zjawisku światło,
które zapala się w głowie niczym jasna żarówka. Po takich nocnych
akcjach czuję się bardzo zmęczona i potrzebuję więcej wypoczynku, a
przede wszystkim spokoju. I tak od lat obserwuję, że siła prądu
elektrycznego w moim ciele nie tylko nie słabnie lecz ciągle
wzrasta.
Jak sobie pomóc? Dobra jest
kąpiel z dodatkiem soli morskiej lub Epsom, zażywać magnez, vit, B,
spacerować boso po ziemi, kontakt z roślinami, jeść zieloną sałatę,
pić dużo wody z cytryną. Spać w naturalnej pościeli, ubierać odzież
z naturalnych surowców.

Pierwsze nasze kroki z Energią Kundalini to uczucie potężnego
wyczerpania, zmęczenia, ponieważ bardzo intensywnie pracują
nadnercza. Czujemy potężną ociężałość, senność, śpimy nawet po 16
godzin na dobę i cały czas czujemy się osłabieni. Z biegiem czasu
Kundalini porusza się po ciele swobodnie i stopniowo nas reperuje,
ale zanim do tego dojdzie wprzódy jest olbrzymie oczyszczenie i
niestety nie jest to proces na jedną noc czy nawet jeden miesiąc.
Trwa to miesiącami, a nawet latami. W tym czasie przeżyjecie
uporczywe objawy, np.: ciężkie poty, krwawienia z nosa, siniaki na
ciele, swędzące wysypki, bóle głowy, bezsenność. Już cały czas
będzie nam towarzyszyć eksplozja nieznanych nam zjawisk, poprzez
oczyszczenie, problemy neurologiczne, doświadczenia symptomów
różnych pseudo-chorób, wybuchy niekontrolowanych emocji, mistycznych
doświadczeń, które nigdy nie są łatwe. Zawsze nas zaskakują swoją
różnorodnością, charakterem, zawsze się wzdrygniemy, kiedy zobaczymy
przed sobą Świetlistą Istotę chociaż nie ma w nas strachu. Jedne
doświadczenia będą miłe, inne frustrujące, dla osób niewtajemniczonych niewiarygodne, a nawet będą oznaką szaleństwa. Toteż
uważajcie komu i co mówicie!
W człowieku zachodzą niesamowite przemiany świadomości, wchodzi w
strefę ognia i tak też się czuje, cały czas w swoim wnętrzu czuje
gorączkę, ale nie wycofuje się z tego ognia, tylko wchodzi w sam
jego środek, jest już świadomy i robi to po to, aby w końcu wylądować
w bajecznej krainie z naszych najczystszych marzeń. Wszystko to
dzieje się przy pomocy wznoszącej się Energii Kundalini, która jak
widzicie będzie nam towarzyszyć cały czas. Ilość tej nowej
bio-energii zamanifestuje się na wielu poziomach. Już nie będą dla
nas abstrakcją doświadczenia mistyczne, ekstazy, uczucie świadomości
kosmicznej i pływania w oceanie, wyzwolenie i unia z Bogiem jako
szczytowe doświadczenie.

Te osoby łatwo rozpoznać, po ich słowach, poezji, muzyce,
malarstwie, wewnętrznej mądrości, na każdym kroku widać w nich Boską
Świadomość.
Kundalini budzi odwagę, o człowieku nasączonym tą energią śmiało
można powiedzieć: „zła się nie ulęknie”. Toteż zawsze towarzyszy mu
dużo ludzi, szukają u niego pomocy i opieki. Jednak ludzie z
przebudzonym Kundalini muszą być czujni, aby nie stać się kozłami
ofiarnymi tych, którzy pojawią się w ich życiu tylko po to, aby
korzystać z ich energii. Taki człowiek pomaga, ale również uczy inne
osoby umiejętności radzenia sobie samemu, nagina ich do
samodzielnego działania, a nie tylko do pasożytowania na innych.
cdn...
16 Oct. 2011