MOJE DOŚWIADCZENIA

JAWA CZY SEN?
LINK! DO JAWA CZY SEN? - WIERSZ

 

Piękne czyste niebo, gorące słońce i szumiący wiatr wiejący z pustyni. Niezwykłe i rzadkie okazy kaktusów, chociaż nie wysokie to jednak od razu przyciągały oczy, takie inne, bardziej krzaczaste i kolczaste. Niezwykłe miejsce - Region Oknangan w Kanadzie, Osoyoos - miasteczko rozciągnięte na wzgórzach średniej wysokości nad uroczym jeziorem o tej samej nazwie. Pustynna kraina, ale jak przekładaniec jest urozmaicona wspaniałymi i dorodnymi sadami. Wielki czereśniowo - brzoskwiniowy żywy przemysł, który zasila w owoce nie tylko Brytyjską Kolumbię. Właśnie w tej okolicy spędziłam swój ostatni tydzień. Znalazłam swoje zaciszne miejsce zupełnie przypadkowo pod potężnym starym drzewem na brzegu jeziora. Niedaleko stąd była plaża, ale to miejsce pozostawało dziwnie puste jakby na mnie czekało, Było miejscem mojej ucieczki od wielkiej cywilizacji, telewizorów, komputerów i gwarnych ulic.

Któregoś dnia w środku tygodnia stanęłam pod tym wielkim drzewem i wielki smutek wkradł się do mojego serca. Wokół słyszałam plusk wody i wesoły śmiech rozbrykanych w jeziorze dzieciaków, a mnie było smutno... Dziwna nostalgia wtargnęła w moje serce i szukając oczami po niebie zadawałam pytania: Skąd ja się tutaj wzięłam? Co ja robię na tej planecie? Niby rozumiem ten świat i jestem mieszkańcem tego globu..., ale jakże mi ciasno na tej ziemi i trudno znaleźć swoje właściwe miejsce a jeszcze trudniej odgadnąć własne przeznaczenie. Kocham zieleń lasów, zapach pól i moje oczy nie mogą nacieszyć się piękną przyrodą a jednak mi smutno ...a jednak szukam jeszcze czegoś co nie jest możliwe aby dotknąć rękę. - Boże jak długo będę trwać w tym niezrozumieniu Twojego Bytu, kim Ty właściwie jesteś - jak powinnam rozumieć Twoją obecność? Rzucona na tą Ziemię, zaplątana w pajęczynę czasu szukam źródeł jest moje indywidualne JA. Mój fundament, pierwotne zamierzenie, zawsze był moim motywem przewodnim ... aż do tego dnia, w którym ujrzałam pryzmę światła, Prawdę.

Zapomniałam, że w ludzkiej formie skrywa się prawda, fundament mojego istnienia, człowieczeństwa i ta droga, która wiedzie w ściśle określonym kierunku. Teraz nadszedł czas aby wreszcie zamanifestować własne sny, nadać czas nowej formie, przywołać więcej światła i wpuścić go do swojego serca.

Modlitwa, medytacja, kontemplacja ... udaję się w podróż aby zbadać własne ciało, kolory, kształty i piękne obrazy. Staram się aby rozszerzyć pole zmysłów, mądrość i przemienić własne JA w nową wyższą świadomość.

Właśnie mija siedem lat kiedy nagle w środku lata przybyło do mnie prosto z gwiazd przebudzenie. Wtargnęła w moje ciało kosmiczna energia, poczułam na swoim ciele oczyszczający ogień. Wtedy po raz pierwszy ubrana już w pomarańczowo - fiołkową sukienkę mocno wyciągnęłam rękę ... do nieba.

Próbowałam uchwycić tą niewidzialne siłę, tą wielką moc, zabrała mój spokój codziennego dnia, dostępny tylko dla ludzkości. doświadczyłam nowego stanu, spontanicznie i intuicyjnie szukałam Boże ciebie. Nadal uwikłana ziemskimi problemami i żądzami życia skryłam się w moim ciele, w swoim JA. Powoli zaczynałam odkrywać prawdziwe motywy własnego bytu, ciągle zapatrzona w swój fizyczny obraz powoli uwalniałam się od królestwa ziemi.

Próba nowego życia, czas zrzucenia starych piór okazała się bardzo bolesna. Zatańczyłam swój samotny taniec, chociaż w tłumie świata zewnętrznego. A był to taniec śmierci i długie przygotowanie do wiecznej teraźniejszości.. Siedem lat, które wypłukiwały mnie nieustannie z ziemskiej tożsamości i otwierały na nową mistyczna moc, otwierały kryształową furtkę prowadzącą w magiczny niebieski świat. Transformacja nie jest procesem, który odbywa się niczym zamknięcie i otworzenie ręki. Ta nowa faza życia jest długim procesem.

W tym czasie ciało wcześniej obumarłe nabiera nowych sił, otwiera harmonię we wszystkich dziedzinach swojego nowego istnienia i powoli wyfruwa ku górze. I jak jedna chwila mija 7 lat od mojego cudownego snu, w którym Boże usłałeś cały świat złotem i zachęciłeś mnie do powrotu do domu. Promień sekretnego światła oświeca moje stopy i rzuca we mnie smugi tęczowych iskier.

25 lipca minęło siedem lat od mojego pierwszego spotkania z Bogiem. Tak się stało, że tą siódmą rocznicę przyszło mi celebrować na ziemi Okanagan. Siedem lat temu myślałam, że to już jest koniec mojego życia. Utrapiona przez dziwną chorobę nie przypuszczałam, że wyżyję.

Jaką potęgę przed siedmiu laty miał mój sen wiem dopiero teraz. Czas pokazał mi nowe możliwości, zmienił myślenie, otworzył nową rzeczywistość w nowym bycie. Śniłam i będę wspominać mój piękny sen do końca moich dni na tej Ziemi ... bo był to cudowny sen, Bóg dał mi w nim wielkie dary. A czym ja sobie na nie zasłużyłam? Tamtej nocy wyniesiono mnie z ciemności na światło, chociaż przebudzenie było gorsze niż śmierć ... co wyszła z ciemnej nocy. Dopiero teraz zrozumiałam, że to Bóg z bezkształtnej czerni świadomie popchnął moją duszę na drogę mądrości. Dzisiaj wiem, że co ukryte w ciemności skrywa w sobie największe światło. Wówczas moje oczy nie mogły dojrzeć nic ... w tej ciemności oddzieliłam lęki od własnej świadomości. Poprzez wielki most wiary i potężnej nadziei z wyciągniętą ręką ku tobie Boże kroczę nadal małymi kroczkami prosto przed siebie.

-Jakże chciałabym mieć tą niczym nie zmąconą radość małego dziecka, płynącego naturalnie i lekko na materacu niesionym falą wody. W płomieniu zachodzącego słońca w pomarańczowo- czerwonej zorzy, w kolorze owoców tutejszych sadów stałam pod wielkim drzewem i zadawałam po raz setny te same pytania. Czułam się samotnie, odizolowana, schowana w cieniu liściastych gałęzi rozmyślałam nad moją ziemską przygodą. Przy zachodzie słońca próbowałam nawiązać kontakt ze swoim wnętrzem. Otwierałam własnemu duchowi bramy, chciałam wypuścić go na wolność. Niech wzleci i pozna dogłębnie tajemnice wszechświata. Wyrwała się z serca głęboka tęsknota aby zjednoczyć się ze Źródłem. Ale cóż mogłam oczekiwać w tej codzienności mając szeroko otworzone oczy? Bóg ukrył się za niebieskim woalem.

Nadeszła noc, przytuliłam się do poduszki, i już nie wiem czy to była wizja czy sen ...? Szłam samotnie a na mojej drodze pojawiła się znienacka Faustyna Kowalska. Szła w towarzystwie mędrca, był jej przewodnikiem. Zadziwiona obecnością świętej Faustyny zatrzymałam się, nie mogłam zrozumieć dlaczego Faustyna nie idzie razem z Jezusem tylko towarzyszy jej cichy mędrzec. Przesłała mi uśmiech i oboje przystanęli patrząc na mnie. Nagle poczułam coś dziwnego. Za moimi plecami zbierało się przezroczyste światło, jakąś dziwna energia. Miałam wrażenie, że wielka Boska siła stoi za mną i przybiera potężne rozmiary, zarysowuje się w nowej mocy i niespodziewanie dla mnie samej obejmuje mnie, tworzy ze swojej energii coś na wzór rąk, bardzo olbrzymich. Robi z nich koło i chowa mnie całą w swoich ramionach.

Zostałam zatopiona w morzu świetlistej energii. Rozleciały się moje stare formy, stopiłam się w całość, Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Rozpłynęłam się i ciągle byłam, czułam swoją moc i nie utraciłam poczucia otaczającej mnie wielkiej siły. Przez moje zmysły przeszła myśl, że ta wielka moc to sam Chrystus, sam Bóg. Rozchylił szeroko ręce aby mnie przyjąć do swojego Boskiego gwiezdnego kobierca. Stopniowo zaczęłam powracać we własne ciało. Moje silne pragnienie poznania istoty Boga objawiło mi się w tej formie. Stałam się w jednej chwili uniwersalną przemianą, trwającą w czasie teraźniejszym. Bóg zakotwiczył mnie we własnym świecie jako maleńką cząstkę i poprzez tą cząsteczkę ukazał swoją Wielkość. W siódmą rocznicę mojego przebudzenia, dokładnie 25 lipca 2007 dostałam dar najpiękniejszy - poznanie Jedności Bytu, możliwość poruszania się na wszystkich Jego polach i na wszystkich Jego częstotliwościach. Moje ciało wypełniło się po brzegi Wspaniałą Miłością.

Jeszcze nie ochłonęłam po pierwszym doświadczeniu a już rysowała się nowa wizja. Stałam na brzegu wielkiej wody, wielkiego oceanu. Panowała na świecie przerażająca ciemność. Nigdzie nie było nawet iskierki światła. Zobaczyłam nad horyzontem po drugiej stronie globu potężne brylantowo - złote słońce, umajone wokoło brylantowymi promieniami. Stało w jednej pozycji i nadal na świecie panowała ciemność. I odezwał się głos, że obecna cywilizacja musi zginąć aby to światło mogło dać jasność. W tej samej chwili olbrzymie kamienie z dziwnymi płaskorzeźbami zaczęły staczać się do wody. Właśnie ginęła na moich oczach potężna cywilizacja. Słońce świeciło już wyżej i było jeszcze potężniejsze, ale ciemna noc trwała nadal.

Słońce południa
wypełnia twoje najskrytsze marzenia.
Ogrzewa ziemię i puszczają już zielone pędy ...
Z prędkością błyskawicy
podążam w inne wymiary.

Budzę się ze śmierci.
Wibruję z upojeniem
przez wszechświaty.
Potężna fala zabiera mnie
w złociste gwiazdy.


(Widok Osoyoos)


(
Vancouver, sierp. 2007)

Vancouver
30 July 2007

WIESŁAWA