ROZDZIAŁ 1
Opowiada, jak nigdy, póki żyjemy na tym wygnaniu, nie ma, nawet dla
dusz do
wysokiego już stanu - podniesionych, zupełnego bezpieczeństwa, a
przeto
zawsze potrzeba chodzić w bojaźni świętej. - Kilka ważnych uwag.
1. Cóż teraz powiem tym,
którzy z miłosierdzia Bożego odnieśli zwycięstwo
w tych bojach i przez wytrwałość weszli do mieszkania trzeciego,
jeśli nie to: "Szczęśliwy mąż, który się boi Pana"?
Wielka to łaska, że Pan dał mi zrozumieć, mimo nieudolności mojej,
znaczenie tego
wiersza i jego zastosowanie do obecnego przedmiotu. Słusznie
szczęśliwym zwać
go możemy, bo nie cofnął się wstecz, bezpieczną idzie drogą do
zbawienia. Poznajcie
z tego, siostry, jak wielką, i to ważną, jest rzeczą, przebyć
zwycięsko te walki poprzednie,
bo mam to za rzecz pewną, że tego Pan żadną miarą nie omieszka
utwierdzić
w bezpieczności sumienia, co niemałym zaprawdę jest dobrem. W
bezpieczności, powiedziałam, ale źle się wyraziłam, bo nie masz
bezpieczeństwa w tym życiu; stąd
też dla zrozumienia dodałam to ostrzeżenie: "jeśli nie cofnie się
wstecz z rozpoczętej drogi".
2. Wielka to nędza, żyć na
tej ziemi i być podobnym do tych, którzy,
mając nieprzyjaciela tuż po bramą, ani spać, ani jeść nie mogą, jeno
z bronią w ręku, w ciągłej, we dnie i w nocy, żyją czujności i
trwodze,
by snadź nieprzyjaciel znienacka ich nie podszedł. O, Panie mój i
jedyne
dobro moje! Jakże chcesz, byśmy kochali to życie tak nędzne, bo nie
można
by nie pragnąć i nie prosić Ciebie, byś nas od niego wybawił, gdyby
nie nadzieja,
że możemy je oddać dla Ciebie albo przynajmniej cale w służbie
Twojej strawić,
a przede wszystkim, gdyby nie to, że taka jest wola Twoja? O jakże
chętnie
wołalibyśmy ze św. Tomaszem, by umrzeć razem z Nim, bo czyż to nie
wielokrotne umieranie żyć bez Ciebie, i do tego jeszcze w tej
obawie, że
możemy stracić Ciebie na wieki? Dlatego powiadam, córki, że jedyne
szczęście,
o jakie nam prosić należy, jest to, byśmy już znaleźli się w
bezpieczeństwie
zupełnym z błogosławionymi; bo wśród trwóg i obaw tego wygnania, w
czym
może podobać sobie, kto wszystko upodobanie swoje ma w Bogu? A
wiedzcie,
że byli Święci, którzy w takiej, że jak my i wyższej jeszcze
doskonałości byli,
a przecie popadli w grzechy ciężkie. Żadnej zaś nie mamy pewności,
czy Bóg zechce nas podźwignąć i takiej, jak im, użyczyć pokuty.
3. Upewniam was, córki, że
cała drżę, gdy to piszę i sama nie wiem,
jak piszę i jak żyję, taki mię strach ogarnia na samo wspomnienie
tego, a przychodzi mi ono bardzo często. Proście Go, córki, by zawsze
raczył
żyć we mnie, bo bez Niego jakież bezpieczeństwo może mieć życie tak
źle
użyte, jak moje? Niech was to nie smuci, jak to już nieraz widziałam
smutek
na twarzach waszych, gdym wam czyniła podobne wyznania, bo
chciałybyście
i słusznie, bym była wielką świętą. Chciałabym i ja, ale cóż robić,
kiedy
z własnej winy takiego szczęścia siebie pozbawiłam? Z własnej winy
mojej,
bo na Boga skarżyć się nie mogę, by kiedy przestał użyczać mi łask
dostatecznych
ku temu, aby się spełniło życzenie wasze. Nie mogę o tym mówić bez
serdecznych łez i wstyd mię wielki, że nauczam was, od których raczej sama bym
uczyć się powinna. Ciężkim, zaiste, było mi w tym razie
posłuszeństwo! Niechże Pan, ze względu na to, że jedynie dla Niego
spełniam ten rozkaz, raczy przynajmniej to sprawić, byście wy z tego
jakikolwiek pożytek odniosły i wstawiły się do Pana za tą nędznicą.
Wiadomo dobrze Boskiej wielmożności Jego, że jedynie w miłosierdziu
Jego mogę pokładać nadzieję i kiedy już nie mogę być inna niż
jestem, nic mi nie pozostaje innego, jeno uchwycić się mocno tej
jedynej nadziei i uciec się z ufnością do zasług Syna Jego i
Najświętszej Panny, Matki Jego, której habit pospołu z wami,
niegodna noszę. Dzięki czyńcie Panu, córki moje, że jesteście
prawdziwie tej Panny Najświętszej córkami, bo taką Matkę dobrą
mając, już nie potrzebujecie się wstydzić, że ja tak nędzna jestem.
Naśladujcie Ją i pomyślcie, jaka to musi być potęga
tej Pani i jak wielkie to szczęście, mieć Ją za orędowniczkę, kiedy
nawet grzechy moje i ta głęboka nędza moja nie zdołały zaćmić w niczym blasku Jej
świętego Zakonu.
4. Jedno tu wszakże dodaję
dla przestrogi waszej: To, iż żyjecie w takim świętym Zakonie
i taką macie Matkę i Patronkę, jeszcze wam nie daje bezpieczeńswa.
Dawid był mężem bardzo świętym, a syn jego Salomon wiecie, jaki był.
Nie polegajcie więc ani na tym, że w takim tu zamknięciu i
umartwieniu żyjecie, ani na tym, że ustawicznie przestajecie z
Bogiem na modlitwie, ani na tym, że tak tu jesteście odłączone od
świata i takie czujecie w sobie do rzeczy światowych obrzydzenie.
Dobre to wszystko, ale wszystkiego tego nie dość jeszcze na to, by
wam wolno było odłożyć na bok wszelką bojaźń. A przeto ciągle
miejcie w pamięci
i głęboko wyryjcie sobie w sercu te słowa święte: "Szczęśliwy mąż,
który się boi Pana".
5. Sama już nie pamiętam, o
czym mówić zaczęłam i daleko odeszłam od przedmiotu,
ale gdy wspomnę na siebie, skrzydła mi opadają i nic już dobrego
powiedzieć nie zdołam. Wolę już teraz zapomnieć o tym i wracam do
tego, o czym mówiłam, to jest do dusz, które już weszły do
mieszkania trzeciego. Niemałą zaiste, owszem niezmiernie wielką
łaskę Pan im uczynił, dając im szczęśliwie pokonać owe pierwsze
trudności. Takich dusz, sądzę,
z łaski Bożej wiele jest na świecie; pragną one nie obrazić w niczym
Boskiego Majestatu, wystrzegają się nawet grzechów powszednich,
spełniają chętnie uczynki pokutne, mają swoje godziny wyznaczone do
skupienia się w duchu, czasu dobrze i pożytecznie używają; ćwiczą
się w uczynkach miłosiernych względem bliźnich, powściągliwe są w
mowie i w ubraniu; domem też, jeśli go mają, pilnie zarządzają. Jest
to bez wątpienia stan pożądany
i nie widać, co by takim duszom mogło bronić dalszego, aż do
ostatniego mieszkania, postępu. Pan im pewno pomocy swojej nie
odmówi, skoro zechcą, bo piękne takie usposobienie ich wewnętrzne
czyni je zdolnymi do otrzymania wszelkiej łaski.
6. A czy jest taka, o Jezu,
która by nie chciała dostąpić tak wielkiego szczęścia,
zwłaszcza kiedy już przebyła, co było najtrudniejszego? - Nie ma z
pewnością
takiej, lecz wszystkie jednomyślnie wołamy: Chcemy, chcemy! Ponieważ
jednak
na to, aby Pan całkowicie wziął duszę w posiadanie, potrzeba czegoś
więcej, nie
starczą tu same pragnienia, jak nie starczyły młodzieńcowi w
Ewangelii, którego
Pan wezwał do doskonałości. Od pierwszej chwili, jak zaczęłam to
pisanie
o mieszkaniach duszy, młodzieniec ten ustawicznie stoi mi przed
oczyma,
bo i my dosłownie tak samo postępujemy, stąd po większej części
pochodzą
wielkie oschłości, jakie cierpimy na modlitwie, choć mogą być i inne
przyczyny.
Nie mówię też tu o pewnych utrapieniach wewnętrznych, rzec by można
nieznośnych, jakich, bez najmniejszej winy ze swej strony, doznaje
niejedna
dobra dusza, a z których Pan zawsze ją wyprowadzi z wielkim dla niej
zyskiem;
nie mówię również o duszach podległych melancholii i innym tego
rodzaju
niemocom; nie mówię wreszcie o skrytych sądach Bożych, w które tu,
jak
w każdym innym zdarzeniu, nie naszą rzeczą jest wchodzić. Ale,
pominąwszy
te wyjątki, zwykłą, powtarzam, oschłości naszych przyczyną jest ta,
o której
tylko co wspomniałam. Dusze, o których tu mówię, mając tę pewną o
sobie
świadomość, że za nic w świecie nie dopuściłyby się grzechu (a są
między
nimi i takie, które gotowe wszystko wycierpieć raczej, niżby miały
popełnić
rozmyślnie jeden grzech powszedni), że nadto życie wiodą cnotliwe, z
czasu
i mienia swego dobry robiąc użytek - z przykrością to znoszą, że
drzwi
do komnaty, w której przebywa Król, jeszcze zostają przed nimi
zamknięte,
choć poczytują siebie za lenników i dworzan Jego, i są nimi w
istocie. Nie
pamiętają jednak, że i królowie tej ziemi, choć wielu mają dworzan i lenników,
nie wszyskim jednak dają wstęp na pokoje królewskie. Wnijdźcie,
wnijdźcie,
córki, do własnego wnętrza waszego; puśćcie mimo siebie maluczkie
wasze
dobre uczynki; uczyniłyście tylko, coście powinne były uczynić, tym
samym,
że nosicie imię chrześcijańskie i dużo więcej jeszcze z tego tytułu
powinne
byście uczynić. Dość wam tego, że jesteście służebnicami Bożymi, nie
domagajcie się rzeczy wyższych, byście snadź nie pozostały z niczym.
Przypatrzcie się dobrze Świętym, którzy zostali dopuszczeni do
komnaty
królewskiej, a zobaczycie, jaka jest między nimi a nami różnica. Nie
żądajcie
tego, na coście nie zasłużyły; aniby nam to w myśli powstać nie
powinno,
byśmy po tylu grzechach, którymi obraziłyśmy Boga, mogły jeszcze,
choćby najgorliwszą służbą naszą, na takie szczęście zasłużyć.
7. Pokory, pokory! Nie mogę
jakoś obronić się tej pokusie, bym tych, którzy
tak wielkie rzeczy robią z oschłości swoich, nie posądzała o brak
tej cnoty.
Mówię tu o zwyczajnych oschłościach, a nie o onych wielkich
udręczeniach
wewnętrznych, które są zupełnie czym innym niż prosty tylko brak
uczuć
pobożnych. Doświadczajmy siebie, siostry moje, i pozwólmy Panu,
niech
nas doświadcza, jak to umie czynić, choć my często na tych próbach
Jego poznać się nie umiemy. Zbliżmy się do owych dusz tak
wyrobionych
i zobaczmy, co one czynią dla Boga, a łatwo przekonamy się, że
żadnego
nie mamy powodu, który by nas upoważniał do utyskiwania na boskie
nad
nami zrządzenia Jego. Bo jeśli my, jak on młodzieniec w Ewangelii,
odwracamy
się do Niego plecami i odchodzimy smutni, gdy nam ukazuje drogę
doskonałości,
cóż chcecie, by Pan uczynił, kiedy nie może inaczej wymierzać nagród
swoich, jeno
wedle miary miłości naszej dla Niego? A miłość ta, córki, nie ma być
czczym wytworem wyobraźninaszej, ale powinna się okazać w
uczynkach. Nie sądźcie jednak, by te
uczynki nasze były Bogu potrzebne. Bóg żąda tylko woli stanowczo
Jemu oddanej.
8. Mogłoby się komu zdawać,
że skoro nosimy habit zakonny i z własnej
woli naszej go przywdziałyśmy, skoro dla miłości Pana opuściłyśmy
świat
i wszystko co na nim posiadałyśmy (chociażby to, co opuściłyśmy, nie
było
więcej warte nad owe sieci, które opuścił Piotr, bo w oczach Pana,
wiele
daje, kto daje wszystko co ma) -, że już dopełniłyśmy wszystkiego co
potrzeba. Zapewne, dobre to bardzo usposobienie, jeśli kto w nim
wytrwa
i nie wraca się już choćby pożądaniem do owych płazów, które
porzucił
wychodząc z mieszkania pierwszego; niewątpliwie też, jeśli
statecznie
zachowa siebie w tym ogołoceniu i wyrzeczeniu się wszystkiego,
osiągnie to, do czego dąży. Ale jeden jest do tego konieczny warunek, zważcie
to dobrze, by - według nauki Apostoła czy samego Zbawiciela - zawsze
miał siebie za sługę niepożytecznego i nie wyobrażał sobie, jakoby
Pan, za
służbę jego, miał jaki obowiązek użyczenia mu tej łaski i
dopuszczenia go
do królewskiej komnaty swojej, ale przeciwnie, im więcej za łaską
Pańską
zdoła uczynić dobrego, tym bardziej niech uznaje siebie dłużnym. Cóż
my
możemy uczynić dla tego Boga tak hojnego, który umarł za nas i
stworzył nas,
i daje nam byt i życie? Czy raczej nie powinnyśmy poczytywać to
sobie za
szczęście, jeśli dana nam jest możność wypłacenia się choć w cząstce
jakiej
z tego, co Mu winnyśmy za Jego dla nas usługi (z przykrością używam
tego
wyrazu, ale prawdziwie tak jest, bo całe na tej ziemi życie Jego
niczym innym
nie było, jeno służbą dla nas), a nie prosić znowu o łaski i
pociechy?
9. Pilnie rozważajcie, córki,
te kilka uwag, które tu napomknęłam, choć bez
ładu ni związku, bo jaśniej się tłumaczyć nie umiem. Pan z łaski
swojej da wam
głębsze ich zrozumienie, abyście z oschłości waszych odnosiły
pomnożenie się
w pokorze, a nie trwogę i zamieszanie, jak tego pragnie diabeł. I
bądźcie pewne tego,
że gdzie jest prawdziwa pokora, tam Bóg, chociażby wam nigdy nie
użyczył pociech duchowych, da wam za to taki pokój i zgodzenie się z
wolą Jego, że większe w nim znajdziecie zadowolenie, niż drudzy w
rozkoszach wewnętrznych. Rozkoszy tych -
jak czytałyście - Pan zwykł udzielać słabszym, którzy też, jak
sądzę, nieradzi zgodziliby
się oddać je w zamian za męstwo dusz wyższych, które Bóg prowadzi
drogą oschłości.
I nie dziw, bo natura nasza zawsze woli pociechę niż krzyż. O Panie,
który
znasz wszystką prawdę i nic nie masz przed oczyma Twymi ukrytego,
Ty doświadczaj nas, abyśmy i my poznali prawdę i samych siebie.
ROZDZIAŁ 2
Mówi w dalszym ciągu o oschłościach na modlitwie i jaki może być
ich skutek; jak potrzeba nam doświadczać samych siebie, i jak Pan
doświadcza dusze, w tym trzecim mieszkaniu przebywające.
1. Znałam niektóre dusze, a
nawet mogę powiedzieć, że znałam ich wiele, które
doszedłszy do tego stanu, lata już całe żyły w tej prawości duszy i
ciała, o ile o tym
człowiek sądzić może, a potem jednak, choć powinny by były już mieć
świat pod
nogami swymi albo przynajmniej znać się na nim dokładnie, skoro
spodobało się
Panu wystawić je na próby, w taki wpadły stan niepokoju i udręczenia
wewnętrznego,
że wydziwić się temu nie mogłam i niemałą nawet o dusze te powzięłam
obawę.
Chcieć je oświecić i wspomóc radą, byłoby rzeczą daremną, bo tak
dawno już
chodząc drogą cnoty, mają siebie za dostatecznie oświecone: raczej,
zdaje im
się, mogłyby nauczać drugich i powód ten w ich przekonaniu jest aż
nadto słuszny.
2. Toteż nie znalazłam nigdy
i dotąd nie widzę innego sposobu pocieszenia takich
dusz, jeno ten, by okazywać im szczere współczucie w ich strapieniu
(bo i w rzeczy samej godne są litości dla takiej nędzy swojej), nie
sprzeciwiać się ich racjom, bo przekonane najmocniej, że ich
udręczenie pochodzi z miłości Bożej, nie mogą zrozumieć, że jest ono
tylko niedoskonałością. I to jest drugi błąd w duszach, które już
tak wysoko postąpiły. Że podobne próby mogą je w pierwszej chwili
zaboleć, temu się nie dziwię, ale powinny by umieć rychło pokonać w
sobie te pierwsze uczucia. Bóg, chcąc doprowadzić wybranych swoich
do jasnego poznania ich nędzy, usuwa od nich do czasu pociechy
swoje, niczego więcej nad to nie potrzeba: pozbawieni tych pociech,
od razu poznajemy, czym sami z siebie jesteśmy. Od razu okazuje się
skuteczność tej próby, od razu widzimy jasno niedostatki nasze i
nieraz więcej nas boli widok tej nędzy naszej, że mimo woli nawet
tak żywo czujemy przykrości i utrapienia ziemskie, choćby nie bardzo
ciężkie, niż samo to wewnętrzne utrapienie, skutkiem którego ta
nędza nasza się objawia. Wielkie to, zdaniem moim, nad nami
miłosierdzie Boże, bo choć to jest niedoskonałość, wiele na niej
wygrywa pokora.
3. Ale tego zysku dusze - o
których mówię obecnie - nie mają, bo poczytują sobie
te rzeczy za wzniosłe i chcą, by i inni tak sądzili. Objaśnię to
bliżej na kilku przykładach, abyśmy poznawali i doświadczali siebie
pierwej niż Pan nas doświadczy. Z wielkim
to będzie dla nas pożytkiem, gdy przygotujemy się na próbę, nim ona
przyjdzie.
4. Oto, na przykład osoba
bogata, bezdzietna, nie mająca nikogo z bliższych,
komu by przekazała bogactwa swoje, skutkiem niepomyślnych
okoliczności traci
znaczną część majętności swojej; nie taka to jednak strata zupełna,
by jej nie
pozostało jeszcze dosyć i więcej niż potrzeba na utrzymanie siebie i
domu swego.
Jeśli ta osoba tak się niepokoi i trapi stratą swoją, jak gdyby jej
już zabrakło i chleba powszedniego, jakże taką może wzywać Pan, aby
dla miłości Jego opuściła wszystko?
Na to odpowie może ta osoba, że dlatego tak boleje nad utratą
mienia, że chciała go użyć
na wspomożenie ubogich. - Ale Bóg, zdaje mi się, więcej żąda ode
mnie zgodzenia się
na Boże zrządzenia Jego i utrzymania duszy w pokoju, niż jakich bądź
dzieł miłosiernych.
Że więc ta dusza na taki pokój wewnętrzny zdobyć się nie umie, bo
Pan jej jeszcze do
tak wysokiego stopnia łaski nie podniósł, tego nikt jej nie poczyta
za winę;, ale niechże przynajmniej uzna, że brak jej jeszcze
potrzebnej do tego swobody ducha, a to samo przysposobi ją do
otrzymania tej łaski, bo będzie jej pobudką do gorącej o nią
modlitwy.
Druga jakaś posiada majętność dostateczną na obfite i przeobfite
wyżywienie siebie, a oto nastręcza się jej sposobność do
powiększenia jej majątku. Jeśli jej to przychodzi darmo, mniejsza o
to, nie będzie w tym nic złego, że przyjmie, ale żeby sama o to się
starała i wciąż coraz bardziej pragnęła się zbogacić, to jakkolwiek
by dobry w tym zamiar miała (złego tu przypuszczać nie można, gdyż
mówimy tu o osobach cnotliwych i oddanych modlitwie), niech ani
marzy o tym, by zdołała wejść do mieszkań wewnętrznych, kędy Król
przebywa.
5. Podobnie dzieje się z
takimi duszami, gdy je w czymkolwiek spotka jaka wzgarda
lub małe upokorzenie; nieraz może cierpliwie to zniosą, bo Bóg daje
im łaskę ku temu
(rad bowiem bierze w obronę swoją niewinnego, by sława jego nie
ucierpiała przed
ludźmi i również, będąc Panem dobrym i wszystkim Dobrem naszym, chce
w taki
sposób wynagrodzić te dusze za wierną ich służbę), ale wewnątrz
jednak pozostaje
im wzburzenie, którego nie zdołają opanować i które nieprędko
przemija. O, Boże wielki!
A czyż to nie są te same dusze, które od tak dawna już rozmyślają o
Męce Zbawiciela
i od dawna wiedzą o tym, jak dobrą rzeczą jest cierpienie i pragną
nawet cierpienia?
I chciałyby, aby wszyscy tak żyli, jak one, a daj Boże, by i tej
przykrości, którą
cierpią, nie kładły na karb złości ludzkiej i w ten sposób miały z
niej zasługę!
6. Powiecie może, siostry, że
powyższe przykłady przywodzę niepotrzebnie
i, że was one się nie tyczą, bo my tu żadnych bogactw nie posiadamy
ani ich
nie pragniemy, ani się o nic nie staramy, ani też zniewagi od nikogo
nie cierpimy?
- Mimo to, chociaż powyższe porównania do nas się nie stosują,
możemy jednak
z nich i dla siebie wyciągnąć wnioski w wielu innych wypadkach,
które i u nas zdarzyć
się mogą, a których tu szczegółowo wymieniać nie ma potrzeby ani
pożytku. Z przykładów owych łatwo możecie wyrozumieć i na tych
maluczkich, choć innego rodzaju, próbach,
jakie wam tu się zdarzają, doświadczyć, czy prawdziwie jesteście
sercem ogołocone
z tego, coście opuściły na świecie i przekonać się, czy istotnie
panujecie nad namiętnościami swymi. Bo nie w tym rzecz, wierzcie mi,
czy kto nosi habit zakonny,
czy nie, ale w tym jedynie, by usilnie ćwiczyć się w cnotach i całą
istnością swoją
oddać się Bogu i wszystek tryb życia swego do tego stosować, co i
jak Pan
zechce, i nie szukać spełnienia woli swojej, tylko spełnienia woli
Bożej. Jeśliśmy
jeszcze do tak wysokiej cnoty nie doszły, więc przynajmniej
upokarzajmy się;
bo pokora to lekarstwo na wszelkie rany nasze; jeśli ją mamy
prawdziwą.
Boski nasz lekarz przyjdzie w końcu niezawodnie i nas uzdrowi.
7. W umartwieniach i pokutach
swoich, dusze, o których mówię, są tak opanowane,
jak i w całym życiu swoim. Bardzo są przywiązane do życia, chcąc nim
służyć Panu,
w czym pewno nie masz nic złego, i skutkiem tego są bardzo ostrożne
w umartwieniach,
by im snadź nie zaszkodziły na zdrowiu. Nie zabiją się one
surowościami, możemy być
o to spokojne, bo rozum mają rozważny i chłodny, a miłości takiej,
która by je wyżej uniosła nad rozum, nie ma w nich. Wolałabym
jednak, żeby ją miały; nie poprzestawałyby wówczas na takim ściśle
obliczonym sposobie służenia Bogu, i przekonałyby się, że, idąc
wciąż takim krokiem akuratnie odmierzonym, nigdy do końca drogi nie
dojdą. Zdaje się im bowiem,
że postępują naprzód, ale w rzeczy samej tylko się męczą (bo jest to
droga uciążliwa), i wielkie to jeszcze będzie szczęście, jeśli nie zabłądzą. Jak
sądzicie, córki, czy
byłoby roztropnym, by ten, kto mogąc całą podróż do innego kraju
odbyć w tydzień,
wolał tułać się cały rok, narażając się na wiatry, śniegi, powodzie,
rozdroża i ukąszenia wężów? Czy nie roztropniej by postąpił, gdyby
zdobył się na odwagę i wszystkie te niebezpieczeństwa i trudy
przebył i zwalczył od razu? O, jakże wiele miałabym do powiedzenia o
tym z własnego doświadczenia! A dałby Bóg, bym choć teraz
wyszła z tego stanu, bo nieraz zdaje mi się, że jeszcze nie wyszłam.
8. Z powodu tego
wyrachowania, jakim kierujemy się w służbie Bożej, wszystko
nam się staje zawadą, bo wszystkiego się boimy. Stąd nie śmiemy
postąpić naprzód,
jak gdyby nas miano zanieść do owych mieszkań, podczas gdy inni
muszą tam mozolnie podróżować. Że jednak tak nie jest, więc dla
miłości Pana, zdobywajmy się, siostry moje,
na odwagę! Roztropność i obawy nasze zostawmy na boku, nie zważajmy
tak bardzo na słabość naszą, bo to jest wielką przeszkodą. Staranie
o ciele naszym i jego potrzebach zostawmy przełożonym, my tylko o to
się troszczmy, abyśmy prędzej doszły do oglądania Pana naszego.
Jakkolwiek bowiem wygody, których byśmy tu użyć mogły są prawie
żadne, przecież i tak jeszcze mogłyby nas zaprowadzić na błędne
drogi. Zarzućmy je stanowczo
i mężnie, tym bardziej, że pieszczenie się zdrowia nie przymnaża, jak
o tym wiem sama.
Te zresztą umartwienia, to rzecz podrzędna. Tu trzeba wielkiej
pokory. Jeśliście to pojęły, zrozumiecie, gdzie się ukrywa źródło
niedomagania onych dusz, które nie postępują naprzód. C o do nas,
miejmy zawsze to o sobie przekonanie, żeśmy jeszcze mało drogi
uszły, a o siostrach przeciwnie, że bardzo szybkie i wielkie robią
postępy i nie tylko pragnijmy tego, ale i starajmy się o to, by nas
każdą uważano za najgorszą ze wszystkich.
9. Przy takiej pokorze, stan
duszy w tym trzecim mieszkaniu zostającej jest doskonały,
bez niej pozostanie ta dusza całe życie na tymże miejscu,
niezliczone przy tym cierpiąc udręczenia i nędze. Tym samym, że nie
umiemy się wyrzec siebie, sami sobie czynimy drogę uciążliwą i
trudną, wszędzie nosząc z sobą ciężkie brzemię własnej nędzy swojej;
gdy przeciwie ci, co mężnie zwyciężyli samych siebie, swobodnie i
lekko wstępują ku mieszkaniom wyższym. Takim duszom wynagradza Bóg
nie tylko sprawiedliwie, ale
z obfitością miłosierdzia, dając nam dużo więcej niż zasłużyliśmy,
użyczając "pociech" przewyższających wszelkie przyjemności, jakie
człowiek może znaleźć w uciechach
tego życia. "Smaków" tych jednak duchowych, jak sądzę, nie daje im
tu jeszcze
w wielkiej obfitości, niekiedy tylko i z rzadka, aby ich widokiem
tego, co je
czeka w mieszkaniach dalszych, zachęcić, by się do nich sposobiły.
10. Zapytacie może, dlaczego
tu używam dwóch różnych wyrazów
na oznaczenie jednej rzeczy, kiedy pociechy duchowe a smaki duchowe
to zdawałoby się jedno i to samo. - Mnie jednak zdaje się, że są to
dwie rzeczy bardzo różne, i chyba się nie mylę. Wytłumaczę to, o ile
rozumiem, gdy przejdziemy do czwartego mieszkania, tam bowiem Pan
obficie tymi smakami duszę obdarza, więc będzie to miejsce właściwe
do ich objaśnienia. Może się to komu wydać zbyteczne, nie będzie
przecież
bez pożytku, bo nabrawszy dokładnego o każdej rzeczy pojęcia,
łatwiej będziecie mogły skierować usilność naszą ku osiągnięciu
tego, co jest lepsze. Jaśniejsze poznanie tych smaków duchowych
wielką będzie również pociechą dla tych dusz, które Bóg już do tego
stanu podniósł; dla tych zaś, które wyobrażają sobie, że niczego już
im nie dostaje, będzie ono zbawiennym zawstydzeniem; zaś duszom
prawdziwie pokornym będzie ono pobudką do gorętszego dziękczynienia.
Dusze, którym te smaki skąpiej się udzielają, doznają może
wewnętrznej przykrości, ale niesłusznie, bo doskonałość nie zasadza
się na używaniu smaków, tylko na szczerej miłości Boga, nagroda zaś
wyższa temu się sprawiedliwie należy, kto lepszymi, w duchu
sprawiedliwości i prawdy, na nie zasłuży uczynkami.
11. Lecz jeśli tak jest, a
tak jest rzeczywiście, po cóż więc pisać jeszcze
o tych łaskach i szeroko je tłumaczyć? - Tego ja nie wiem;
zapytajcie o to tych, którzy mi pisać kazali; moim obowiązkiem jest nie spierać się z
przełożonymi, co
byłoby nieładnie, jeno słuchać. To jedno mogę wam powiedzieć z całą
szczerością
i prawdą, że w czasie, kiedy jeszcze nie otrzymywałam tych łask ani
nawet nadziei nie miałam, bym je kiedy w życiu moim poznała (bo i
jakże tego spodziewać się mogłam, kiedy znając niegodność moją, już
to za wielkie szczęście byłabym sobie poczytywała, gdybym była miała
jaki sposób dowiedzenia się, że niezupełnie jestem wstrętna w oczach
Boga), w tym więc czasie, czytając w książkach o tych łaskach i
pociechach, które Bóg daje duszom wiernie Mu służącym, wielką za
każdym razem odnosiłam z tego czytania pociechę i silną pobudkę do
gorących z głębi duszy dziękczynień Bogu. Jeśli na takiej duszy
niecnotliwej, jaką była moja, poznanie owych łask podobny sprawowało
skutek, jakżeż daleko więcej
będą dziękowały dusze prawdziwie pokorne i cnotliwe! A chociażby
tylko jedna taka
się znalazła, która by oddała Panu takie uwielbienie, aż nadto
dostatecznym byłoby
to powodem, by o tym mówić i byśmy również zrozumieli, jaką
niezmierną
szkodę ponosi, kto z własnej winy sam siebie takich pociech i
rozkoszy
pozbawia. Tym większa to utrata, że pociechy one, gdy pochodzą od
Boga,
przynoszą z sobą miłość i męstwo, dzięki którym dusza bez utrudzenia
może
postępować i wzrastać w cnoty i dobre uczynki. Nie sądźcie, by to
było rzeczą
małej wagi, choć i za dopełnieniem tych z waszej strony warunków,
być może,
że łask tych nie otrzymacie;, ale Pan jest sprawiedliwy, niechybnie
więc, czego
wam tutaj odmówi, to wam wynagrodzi gdzie indziej, a w każdym razie,
cokolwiek uczyni, będzie to dla większego dobra duszy waszej.
12. Dusza, która już weszła
do trzeciego mieszkania (w czym, jak mówiłam, niemałe jest nad nią miłosierdzie Pańskie, bo blisko już stąd ma do
mieszkań
wyższych), wielki, zdaniem moim, odniesie pożytek, gdy przyłoży się,
ile zdoła,
do ćwiczenia się w ochotnym i skorym posłuszeństwie. Chociażby nie
była osobą
zakonną, wielki zawsze będzie miała zysk z tego, jeśli - jak to
czynić zwykła niejedna
dusza żyjąca na świecie - upatrzy i obierze sobie przewodnika, i
podda się pod
kierunek jego, aby już w niczym nie rządziła się wolą własną, która
najczęściej bywa
źródłem duchowych szkód naszych. Tylko niech nie wybiera sobie
takiego, który by jej,
jak to mówią, przypadał do gustu i takimże jak ona ostrożnym
truchcikiem postępował
w rzeczach duchowych, ale niech szuka takiego, który by całkiem był
oderwany od
wszelkich marności tego świata. Taki przewodnik niezmierną korzyść
duszy przyniesie,
bo sam już znając nicość wszystkiego, co ziemskie, ją też tego
nauczy. Przykład takich mężów Bożych, gdy widzimy, jak rzeczy, które
nam się wydawały niemożebnymi, im nie tylko są możebne, ale i z
łatwością i weselem ducha je czynią, silnie nas pobudza i ducha nam
dodaje. Patrząc na taki swobodny i wysoki wzlot ich, i my się jakoby
ośmielamy do lotu, podobnie jak pisklęta z przykładu ojca lub matki
uczą się próbować skrzydeł swoich i choć zrazu wysoko nie wzlecą,
powoli jednak coraz lepiej zdążają za starymi. Niezmierny to więc,
powtarzam, zysk dla duszy, gdy zostaje pod kierunkiem takiego
przewodnika, wiem o tym
z własnego doświadczenia mego. Niech również te dusze, jakkolwiek by
mocne miały postanowienie nigdy w niczym nie obrazić Boga, nie wdają
się w okazję do grzechu, gdyż będąc jeszcze zbyt blisko pierwszego
mieszkania, łatwo mogłyby znowu wrócić do niego. Postanowienie i
męstwo ich jeszcze nie stoi oparte na mocnym gruncie jak u tych,
którzy
już są wyćwiczeni w cierpieniu i już znają nawałności tego świata, i
nie lękają się już ani gróźb tego świata, ani pociech jego nie
pragną. Mogłoby się więc zdarzyć tej duszy, że
w razie wielkiego prześladowania, jakie diabeł umie wzniecać na
zgubę naszą, mogłaby
się zachwiać, albo, że szlachetną unosząc się gorliwością i usiłując
drugich
wywieść z grzechu, napotkałaby pokusę, której nie miałaby siły
odeprzeć.
13. Patrzmy własnych wad i
ułomności naszych, a nie troszczmy się o cudze.
Dusze te zbyt rozważne mają to do siebie, że byle co w drugich je
razi, a przecież
nieraz właśnie od tych, z których się gorszymy, moglibyśmy się
nauczyć wiele
w rzeczach istotnie ważnych. Że może w zewnętrznym ułożeniu i
sposobie
zachowania się z ludźmi mamy niejaką wyższość nad nimi, to rzecz
mniejszej
wagi, choć dobra sama z siebie;, ale nie upoważnia nas to jeszcze do
żądania,
by wszyscy tąż samą co my drogą chodzili, ani tym bardziej do
nauczania
ich życia duchowego, kiedy może sami jeszcze nie wiemy, co to jest
życie
duchowe. Gorące pragnienia uświęcenia dusz są darem łaski Bożej, ale
niebacznie idąc za nimi, łatwo możemy w wielu rzeczach zbłądzić.
Lepiej
nam więc, siostry, trzymać się tego, co nam zaleca Reguła nasza,
byśmy
starały się zawsze żyć "w milczeniu i w nadziei". O duszach bliźnich
będzie
pamiętał Pan i my o nich nieustannie pamiętajmy w modlitwie, a tym
sposobem
przyniesiemy im pożytek, za łaską. Pana, który niech będzie
błogosławiony na wieki.
cdn...
|