ROZDZIAŁ 1
Opowiada, jak wstrętna staje się dusza, gdy ją skazi grzech
śmiertelny,
i jako Pan pewnej osobie raczył dać niejakie poznanie tej prawdy. -
Mówi
również o poznaniu samego siebie. Przy tym dotyka niektórych punktów
godnych
uwagi i pożytecznych. - Objaśnia, jak się ma rozumieć te mieszkania
duszy.
1. Nim postąpię dalej, pragnę
wam powiedzieć, abyście naprzód dobrze zrozumiały,
jaki to widok przedstawia dusza, ta twierdza tak jasna i wspaniała,
ta perlą nad wszelkie perły wschodnie najdroższa, to drzewo żywota,
zasadzone nad ściekaniem wody żywej, którą jest sam Bóg, gdy wpadnie
ona w grzech śmiertelny. Nie ma ciemności tak mrocznych ani rzeczy
tak ciemnej i czarnej, której by ciemność jej nie przewyższała. Nie
pytajcie
o więcej, bo chociaż to samo Słońce, które taki jej nadawało blask i
urok, zawsze jest
w pośrodku niej, ale dla niej jest jakby nie było, bo już udziału w
nim mieć i życia z niego czerpać nie może, pomimo, że z natury swojej
tak jest zdolna cieszyć się uczestnictwem Majestatu Bożego, jak
kryształ do wchłaniania w siebie blasku promieni słonecznych.
Z tego też powodu nic już w tym stanie jej nie pomoże, wszelkie
dobre uczynki, jakie
by spełniła, dopóki trwa w grzechu śmiertelnym żadnej nie mają
zasługi na żywot
wieczny, bo nie wypływają z tego źródła, którym jest Bóg i w którym
jedynie cnota nasza
jest cnotą, a odłączona od Niego, nie może być przyjemna w oczach
Jego; nadto jeszcze, kto popełnia grzech śmiertelny, ten nie chce
podobać się Bogu lecz szatanowi, który jest samą ciemnością, więc i
biedna dusza, oddając się jemu, staje się sama takąż ciemnością.
2. Znam jedną osobę, której
Pan raczył ukazać naocznie, jak wygląda
dusza, gdy zgrzeszy śmiertelnie. Komu by, tak upewnia ta osoba, dano
było
ujrzeć to, co ona wówczas oglądała, ten niepodobna, by się jeszcze
dopuścił
grzechu, chociażby dla uchronienia się od okazji najsroższe miał
wycierpieć męki.
Przez to objawienie, gorące w niej Pan wzniecił pragnienie, aby
wszyscy przyszli do poznania tej prawdy. I wam to powiedziałam,
córki, byście żarliwie modliły się za duszami, będącymi w tym
stanie. Nieszczęsne one i same są jedną nocą i ciemnością, i
wszystkie ich sprawy. Bo podobnie jak z czystego źródła czyste też
wypływają strumienie, tak w duszy sprawiedliwej łaska w niej
mieszkająca to czyni, że uczynki jej są przyjemne w oczach Boga i
ludzi, gdyż wypływają z tego źródła żywota, w którym ona zasadzona
jest jak drzewo nad wybrzeżem wód, i nie rodziłaby ni liści, ni
owoców, gdyby nie ciągnęła soków żywotnych z tego źródła, które samo
utrzymuje w niej życie i broni ją od uschnięcia, i czyni ją w dobry
owoc urodzajną; przeciwnie, gdy dusza odłączy się od tego źródła
czystego, a zapuści korzenie w innym, w bagnisku wody brudnej i
cuchnącej, wszystko też,
co wyda z siebie, będzie tymże samym skażeniem i brudem.
3. Zważmy tu jednak i
pamiętajmy, że źródło to i słońce jaśniejące,
obecne zawsze w pośrodku duszy, chociażby grzechem śmiertelnym
zmazanej, nigdy nie traci Boskiej jasności swojej i żadna złość
grzechu
nie zdoła zaćmić przedwiecznej jego piękności. Ale dusza, pogrążona
w ciemności grzechu, blasku tego Bożego do siebie nie przepuszcza,
podobnie jak kryształ, gęstą i ciemną pokryty zasłoną, choć go
wystawisz
na słońce i słońce go promieniami swymi oświeca, nie rozjaśni się
przecież blaskiem jego i światłości jego w sobie nie odbije.
4. O, dusze odkupione krwią
Jezusa Chrystusa, zrozumiejcie to i miejcie litość nad
sobą! Czy to być może, byście rozumiejąc to, nie postarały się
usunąć czym prędzej
smoły grzechowej z tego kryształu? Pomnijcie, że jeśliby śmierć
zastała was w tym stanie, nigdy już, nigdy tej światłości nie
ujrzycie! O Jezu! jaka to zgroza, dusza od tej światłości odłączona!
Jakie spustoszenie w biednych mieszkaniach tej twierdzy! Jaki zamęt
w zmysłach, które są jej mieszkańcami! A we władzach duszy, które
sprawować
mają urząd przełożonych, rządców i mistrzyń tej twierdzy, jakie
zaślepienie, jaki bezład!
A drzewo na takim gruncie, którym jest sam diabeł, sadzone, jaki
może owoc wydać?
5. Pewien mąż Boży mówił mi
kiedyś, że nie tyle dziwi się temu, co człowiek
będący w grzechu śmiertelnym może uczynić złego, ile raczej temu, że
nie czyni
rzeczy jeszcze gorszych. Niechaj nas Bóg w miłosierdziu swoim
uchroni od tego największego nieszczęścia, bo nic nie ma dla nas,
póki żyjemy na tej ziemi, co
by istotnie zasługiwało na tę nazwę, prócz tego nieszczęścia grzechu
śmiertelnego,
które prowadzi za sobą wieczne bez końca nieszczęście. To jest,
córki, czego nade wszystko i na każdy dzień życia lękać się
powinnyśmy i w modlitwach naszych
pomoc wypraszać, bo jeśliby Pan nie strzegł miasta, na próżno my
trudzilibyśmy
się, strzegąc go. Bo sami z siebie niemocą tylko jesteśmy.
Osoba ona, której Bóg raczył ukazać ohydę duszy grzechem śmiertelnym
zmazanej, dwojaką, jak upewnia, z tego widzenia korzyść odniosła:
naprzód bojaźń najgłębszą obrazy Bożej, skutkiem czego
bezprzestannie błaga Pana, by nie dał jej upaść
i takie straszliwe ściągnąć na siebie nieszczęście, a po wtóre,
widzenie ono posłużyło jej
i służy za zwierciadło pokory, ukazując jej, jako żaden najlepszy
uczynek nasz nie bierze początku z nas samych, tylko z tego źródła,
nad którym zasadzone jest to drzewo duszy naszej i z owego Słońca,
które samo ożywcze ciepło daje naszym uczynkom. Tak żywo, dodaje ta
osoba, stanęła jej przed oczami ta prawda, że ile razy odtąd
zdarzyło jej się spełnić jaki dobry uczynek albo widzieć go
spełnianym przez drugich, zaraz go odnosiła
do tego źródła i początku, rozumiejąc to dobrze, że bez tej pomocy
Bożej nic uczynić
byśmy nie mogli. Dlatego też zawsze, zapominając o sobie w tym, co
czyniła dobrego, dusza jej tejże chwili z dziękczynieniem i
uwielbieniem wznosiła się do Boga.
6. Nie będzie to, wierzajcie,
siostry, stracony czas, który poświęcimy, wy na czytanie,
ja na pisanie tych uwag, jeśli z nich odniesiemy powyższe dwie
korzyści. Uczonym
i teologom takich objaśnień nie potrzeba, bo sami od razu rozumieją
te prawdy, ale
nasz słaby umysł niewieści rzeczy tych nie pojmie, jeśli mu jasno i
dokładnie nie przedstawimy, o co chodzi; może też dlatego Pan raczy
mi przywodzić na myśl
takie porównania; niechaj Boska dobroć Jego wspomaga nas łaską
swoją.
7. Rzeczy te wewnętrzne tak
są zawiłe do zrozumienia, że kto się zabiera
do mówienia o nich z takim słabym zasobem umiejętności, jak u mnie,
musi
zawadzić o wiele rzeczy niepotrzebnych albo i wprost niedorzecznych,
nim
natrafi i powie jedną do rzeczy. Niech czytający uzbroi się w
cierpliwość, bo
i mnie niemało jej było potrzeba do pisania tego, na czym się nie
znam. I nieraz
mi się zdarza, że biorę pióro do ręki jak nieprzytomna, sama nie
wiedząc, co mam powiedzieć i od czego zacząć. Dobrze to jednak
rozumiem, że ważną wam oddam przysługę, gdy wam objaśnię, o ile i
jak potrafię, niektóre tajemnice życia wewnętrznego;
bo choć nam wciąż zalecają ważność i potrzebę modlitwy wewnętrznej i
konstytucje
nasze obowiązują nas do odprawiania jej po kilka godzin dziennie, w
naukach jednak
o tym przedmiocie zawsze nam tylko mówią o tym, co my na modlitwie
czynić możemy
i powinnyśmy, o cudownych zaś i nadprzyrodzonych w duszy działaniach
Pana rzadko kiedy słyszymy. Opisanie więc i objaśnienie na różny sposób tych
nadprzyrodzonych
spraw nie będzie rzeczą zbyteczną, owszem, wielką z tego odniesiemy
pociechę, gdy przypatrzymy się bliżej tej cudownej wewnętrznej
budowie, tak mało znanej między śmiertelnymi, choć tylu ich przez
jej mieszkania przechodzi. Wprawdzie w innych już poprzednich
pismach moich niejakie z łaski Pana dałam w tym przedmiocie
objaśnienia, ale widzę, że niektóre z tych rzeczy, właśnie najtrudniejsze,
wówczas nie tak dobrze jeszcze rozumiałam, jak je rozumiem obecnie.
Główna trudność w tym, że chcąc
dojść do tych tajemnic tak wysokich, zmuszona będę - jak już
powiedziałam
- mówić pierwej o wielu rzeczach powszechnie wiadomych,
gdyż inaczej nie potrafię przy moim prostym umyśle.
8. Wróćmy już teraz do
twierdzy naszej i jej licznych mieszkań. Mieszkania te macie
sobie przedstawiać, nie jedno za drugim, jakby szereg komnat
rzędem się ciągnących, ale raczej sięgajcie okiem do środka,
gdzie jest komnata główna albo pałac, kędy król przebywa.
Podobnie jak owoc palmowy osłoniony jest warstwami powłok,
przez które przebić się trzeba, chcąc się dostać do ukrytego
w środku słodkiego jądra, tak tu owa główna komnata otoczona
jest mnóstwem innych, dokoła niej, nad nią i pod nią
leżących. Rzeczy dotyczące duszy trzeba przedstawiać sobie
jako wielkie, potężne i wspaniałe, bo rzeczywiście objętość
i pojemność duszy o wiele jest większą niż sobie wyobrazić
zdołamy, a do wszystkich niezliczonych jej mieszkań przenika
światłością swoją ono słońce, mieszkające w pośrodku tego
pałacu. Jest to bardzo ważne dla duszy, w wyższym lub
niższym stopniu oddanej modlitwie, by miała swobodę i jej
nie ścieśniała. Niech sobie przechadza się swobodnie po tych
mieszkaniach i górnych, i dolnych, i bocznych, należy się
jej ta wolność, skoro Bóg sam tak wysoką zaszczycił ją
dostojnością. Niech się nie krępuje przebywać dłużej w
jednym mieszkaniu. Oby tylko weszła w prawdziwe poznanie
samej siebie! To bowiem (obyście mnie zrozumiały!) jest
potrzebne każdej, nawet już dopuszczonej do samego
wewnętrznego mieszkania, kędy Pan przebywa. Nigdy zatem - i
najwyżej podniesiona - nie powinna, zresztą nie mogłaby,
choćby chciała, tracić tego z oczu, gdyż pokora zawsze
pracuje na sposób pszczoły, wyrabiającej w ulu miód swój, i
gdyby pracowała inaczej, praca jej byłaby daremna. Otóż jak
pszczoła, zważmy to porównanie, nie siedzi ciągle w ulu, ale
wciąż wylatuje z niego i lata od kwiatu do kwiatu zbierając
miód, tak i duszy pracującej nad poznaniem siebie, dobrze
jest, niech mi wierzy, wzlecieć niekiedy wyżej, do
rozważania wielmożności Boga. Lepiej tam pozna niskość
swoją, niż w samej sobie, a nadto łatwiej tam oswobodzi się
od tych gadzin, wdzierających się za nią do pierwszych
komnat, które stanowi poznanie siebie. A jakkolwiek i to
jest wielkie miłosierdzie Boże, gdy ktoś się w tym ćwiczy,
wszakże - jak mówi przysłowie - za wiele tak samo szkodzi,
jak i za mało. Wierzcie mi również, że prędzej urośniemy w
dzielność i cnotę zapatrując się na Boga, niż ciągle tylko
trzymając oczy utkwione w tym mule ziemskim.
9. Nie wiem, czy dość jasno
wyraziłam myśl moją, bo to poznanie siebie jest tak ważne,
że bynajmniej nie życzyłabym, byście się kiedyś w pracy nad
nim opuszczały, choćbyście i najwyżej modlitwą wstępowały do
nieba. Dopóki żyjemy na tej ziemi, nie ma nic, co by nam
bardziej było potrzebne niż pokora. Dlatego mówiłam i
powtarzam, że dobrze nam jest i nic nad to nie ma lepszego,
byśmy starały się nasamprzód wnijść do onej pierwszej
komnaty, gdzie uczymy się poznania siebie, nie zrywając się
od razu do lotu ku mieszkaniom wyższym, gdyż do nich właśnie
ta jest droga. A jeśli możemy iść drogą równą i bezpieczną,
po cóż mamy pragnąć skrzydeł i unosić się w powietrze? -
raczej o to się starajmy, byśmy na tej drodze jak najdalej
postąpiły. Ale to zdaniem moim rzecz pewna, że nigdy nie
dojdziemy do poznania samych siebie, jeśli nie staramy się
poznać Boga; zapatrując się na wielkość Jego, poznamy
niskość naszą; czystość Jego nieskończona ukaże nam zmazy
nasze; patrząc na pokorę
Jego, ujrzymy, jak nam daleko do tego, byśmy były pokornymi.
10. Dwojaka z tego dla nas
korzyść wynika: pierwsza ta, że gdy rzecz czarną przyłożysz
do białej, oczywiście białość tej ostatniej wyda się bielsza, a
czarność tamtej czarniejsza;
po wtóre zaś, przez takie na przemiany zapatrywanie się na Boga i na
siebie umysł i wola nasza uszlachetniają się i stają się
sposobniejsze do wszystkiego, co dobre. Ciągłe zaś zanurzanie się
myślą w błocie nędz naszych nie jest pożyteczne. Bo jak wyżej
mówiłam
o duszach leżących w grzechu śmiertelnym, że wszystko, co z nich
wypływa, to jest wszystkie sprawy ich zarażone są plugastwem i złą
wonią grzechu, tak i tu (niech mi
Bóg wybaczy to porównanie) dzieje się z nami coś podobnego. Gdy
ciągle pogrążamy
się w samym tylko rozważaniu ziemskiej nędzy naszej, strumienie z
nas płynące, uczynki nasze, mówię, nigdy nie będą wolne od mętów i
mułu różnych strachów, małoduszności
i tchórzostwa: a czy kto patrzy lub nie patrzy na mnie? a czy idąc
tą drogą, nie pobłądzę?
a czy nie będzie to pychą i zuchwałą śmiałością porywać się na takie
przedsięwzięcie? a czy to wypada, by taka nędzna jak ja grzesznica
sięgała do rzeczy tak wysokiej, jaką jest modlitwa bogomyślna? czy
nie będą mię poczytywali za lepszą niż jestem, gdybym
chciała iść drogą inną niż wszyscy? czyż przesada i skrajność
wszelka, choćby
w rzeczach dobrych, nie jest rzeczą zgubną? a czy wspinając się
wysoko
ja, taka grzesznica, nie narażę siebie na tym głębszy upadek? a może
i ustanę w drodze i duszom dobrym dam z siebie zgorszenie?
skądże mnie nędznej chcieć wyróżniać się w czymkolwiek?
11. O wielki Boże, ileż to
jest dusz, córki moje, którym diabeł takim sposobem ciężkie szkody
wyrządza! Wszystko to i wiele jeszcze innych rzeczy, które mogłabym
przytoczyć, wydaje się tym duszom szczerą pokorą, a wszystko to
tylko dowodzi, że im daleko jeszcze do poznania samych siebie, albo
że jest ono u nich wypaczone. I nie dziwię się im, bo kto nigdy się
nie podnosi wyżej ponad siebie, ten jeszcze gorszych rzeczy obawiać
się może. Dlatego mówię wam, córki, podnośmy oczy nasze na
Chrystusa, najwyższe dobro nasze
i na świętych Jego, a tam nauczymy się prawdziwej pokory i
uszlachetni się, jak mówiłam, umysł nasz i serce, a poznanie siebie
nie będzie już małoduszne i trwożliwe. To więc pierwsze mieszkanie,
chociaż jest tylko wstępem do dalszych, wielkie ma w sobie
bogactwa i wartość i skoro tylko dusza otrząśnie się z tych gadzin,
które tu za nią
przypełzły, może postąpić ku dalszym mieszkaniom. Straszne są jednak
te groźby i podstępy, jakich diabeł używa dla przeszkodzenia duszom,
aby nie doszły do poznania samych siebie i do zrozumienia dróg
swoich.
12. Pierwsze to mieszkanie
znam dobrze z własnego doświadczenia, mogę więc
o nim mówić z wszelką świadomością. Nie przedstawiajcie go sobie
jako składające
się z niewielu komnat, jest ich bowiem mnóstwo niezliczone, jak
niezliczone mogą być sposoby, którymi dusze tu wchodzą, a każda w
dobrym zamiarze. Ale diabeł, czyhający
na ich zgubę, w każdej z tych komnat rozstawia całe hufce czartów,
aby im broniły
przejścia z jednej do drugiej; biedna zaś dusza, nie domyślając się
tego, raz w raz
wpada w zastawione na nią niezliczone zasadzki; w mieszkaniach
położonych bliżej komnaty kędy król przebywa, zdrady tego chytrego
wroga nie tyle już są szkodliwe.
Tu jednak dusze jeszcze nasiąkłe są światem, zanurzone w uciechach
jego, zmarniałe przywiązaniem do honorów i roszczeń jego, skutkiem
czego lennicy duszy, to jest zmysły
i władze przyrodzone, które Bóg jej dał, aby ją strzegły i broniły,
nie mają dostatecznej siły odpornej i tak dusza, choć pragnęłaby nie
obrażać Boga, choć i dobre uczynki spełnia,
łatwo przecież ulega przemocy nieprzyjaciela. Potrzeba więc, aby kto
widzi siebie
w tym stanie, jak najczęściej uciekał się w modlitwie do łaskawości
boskiej, polecał
siebie orędownictwu błogosławionej Matki Zbawiciela i Świętych Jego,
aby oni walczyli za niego, bo właśni słudzy jego, tj. zmysły i
władze
przyrodzone, nie mają siły
do obrony. Prawdę mówiąc, to w każdym stanie duszy potrzebna nam
jest pomoc
Boża, której oby On, w Boskim miłosierdziu swoim, raczył nam
użyczyć, amen.
13. O, jakże pełnym
wszelakich nędz jest to życie, którym tu na ziemi żyjemy!
Lecz ponieważ na innym miejscu mówiłam już obszernie o szkodach,
grożących
duszy z braku należnego zrozumienia tej nauki, o pokorze i poznaniu
siebie, nad
tym przedmiotem, choć dla nas najważniejszym, dłużej tu rozwodzić
się nie będę.
Daj Boże, by z tego, co powiedziałam, jakikolwiek był dla nas
pożytek.
14. Jedną tu jeszcze rzecz
zważcie, że do tych pierwszych komnat i mieszkań
zaledwie dochodzi światło, pochodzące z pałacu, w którym mieszka
król. Nie żeby
one były całkiem ciemne i czarne, jak wtedy, gdy dusza jest w stanie
grzechu, ale, że
panuje w nich pewien zmrok, który - sama nie wiem, jak to wyrazić -
pochodzi nie
z samego mieszkania, tylko z winy duszy w nim zostającej, czyli
raczej z winy tego mnóstwa płazów, padalców i gadzin jadowitych,
które za nią tam weszły i przeszkadzają
jej patrzyć na światło. Jest to podobnie jak gdyby kto wszedł do
pokoju wystawionego
na pełny blask słońca, ale oczy miałby tak pokryte błotem, iż ledwo
by je mógł otworzyć.
Samo mieszkanie jest jasne, ale dusza jasnością jego cieszyć się nie
może z powodu
tego robactwa i zwierzyny, które oczy jej zasłaniają, aby nic, prócz
nich, nie widziała.
Tak mi się przedstawia stan duszy, który choć nie leży już w
grzechu, ale tak jeszcze
jest - jak już mówiłam - zajęta rzeczami tego świata, tak zanurzona
w troskach
o majątek, o honor, o interesy doczesne, że jakkolwiek szczerze
chciałaby widzieć
i cieszyć się widokiem wewnętrznej piękności swojej, przywiązania te
światowe stają
jej na przeszkodzie i zdaje się jej niepodobieństwem z nich się
otrząsnąć. Musi więc koniecznie każdy, kto chce dostać się do
mieszkania drugiego, starać się, według stanu swego, oswobodzić się
od trosk i zajęć niepotrzebnych. Jest to warunek tak nieodzowny,
że kto nie przyłoży się mocno do tej pracy, ten według mojego
przekonania, nie dojdzie
do mieszkania głównego; nawet trudno, by i w tym pierwszym ostał się
bezpiecznie, bo wśród tego mnóstwa płazów jadowitych być nie może,
by, który dziś lub jutro go nie ukąsił.
15. Powiedzcie teraz, córki,
co by to było, gdyby dusze tak jak my, już wyzwolone
z tych sideł, już daleko głębiej wpuszczone do tajemnych mieszkań
twierdzy,
same z własnej winy wracały do tego zgiełku i odmętu marności
światowych?
A niestety, snadź dla grzechów naszych wiele jest dusz takich, które
wziąwszy
łaski od Boga, świadomie i rozmyślnie znowu je dla tej nędzy
porzucają. My tutaj w tym schronieniu naszym wolne jesteśmy
zewnętrznie; daj Boże, byśmy były nimi i wewnątrz!
Strzeżcie się, córki moje, troszczenia się o rzeczy obce powołaniu
waszemu. Zważcie,
że niewiele w tej twierdzy jest mieszkań, w których by walka ze
złymi duchami zupełnie ustawała. W niektórych wprawdzie straż duszy
- to jest, jak mówiłam już, władze jej - dość ma siły do wytrzymania
tej walki; zawsze jednak powinnyśmy nie ustawać w czuwaniu, abyśmy
umiały odkryć zdrady ducha ciemności, aby nas nie oszukał pod udaną
postacią anioła światłości, bo mnóstwo on ma sposobów, którymi może
nas przyprawić o szkodę, zakradając się nieznacznie i stopniowo, tak
iż nieraz spostrzegamy się dopiero po szkodzie.
16. Kiedyś już, na innym
miejscu, porównywałam te podstępy z piłą
głuchą, cicho i nieznacznie pracującą i ostrzegałam was, jak wiele
na tym
zależy, byśmy umiały poznać się na nich z samego początku. Dla
lepszego objaśnienia rzeczy, dodam tu jeszcze kilka uwag.
Wznieci, na przykład, kusiciel w której siostrze tak zapalczywe
pragnienie pokuty, iż nie może biedna znaleźć sobie spokoju, jeno
gdy się znęca nad ciałem swoim. Początek to dobry;, ale jeśli
przeorysza zabroniła zadawania sobie umartwień bez pozwolenia, a ta,
idąc za poduszczeniem złego ducha, powie sobie, że w rzeczy tak
dobrej dobrze jest nie słuchać i dalej prowadzi po kryjomu
umartwienia swoje i takie sobie zadaje pokuty, iż skutkiem ich traci
zdrowie i staje się niezdolna do spełniania obowiązków, które na nią
wkłada Reguła, tedy same widzicie, do czego prowadzi i na czym się
kończy on dobry początek.
W drugiej wzbudził diabeł gorliwość o postęp w doskonałości. Bardzo
to dobra rzecz;
ale z gorliwości tej może wyniknąć taki skutek, że każde najmniejsze
uchybienie, jakie
ta zełantka spostrzeże w drugich, będzie jej się wydawało wielkim
wykroczeniem i będzie śledziła postępowanie sióstr, i donosiła o
wszystkim przeoryszy. Może nawet zdarzyć
się niekiedy, że przez tę wielką gorliwość swoją o ścisłe
przestrzeganie przepisów
przez drugich, nie spostrzeże własnych uchybień swoich, a siostry,
nie wiedząc jej intencji, widząc tylko takie jej niepowołane
wtrącanie
się w ich sprawy, łatwo mogą wziąć jej to za złe.
17. Chodzi tu diabłu zaiste
nie o bagatelę, bo usiłuje oziębić tę miłość wzajemną
i jednomyślność, jaka wszystkie siostry między sobą łączyć powinna,
a to wielkim. byłoby nieszczęściem. Rozumiejmy to dobrze, córki
moje, że doskonałość prawdziwa zasadza się cała na miłości Boga i
bliźniego; im lepiej spełnimy te dwa przykazania, tym wyżej staniemy
w doskonałości. Cała Reguła nasza i Konstytucje nie inny mają cel,
jeno ten, by nam były środkiem do jak najdoskonalszego zachowania
przykazania miłości Boga i bliźniego. Powściągajmy zapędy
niewczesnej gorliwości, które nam wiele złego
mogą sprawić. Niechaj każda samej siebie pilnuje.
Nie mam potrzeby dłużej nad tym się zastanawiać, wobec obszernych,
jakie wam na innym miejscu dałam w tym przedmiocie objaśnień.
18. Tak ważny jest ten
obowiązek wzajemnej między wami miłości, że chciałabym,
byście nigdy o nim nie zapominały. Z takiego bowiem ciągłego
upatrywania w drugich
lada bagateli, która może nawet nie będzie niedoskonałością, bo
tylko przez nieświadomość widzisz w niej co złego, taki będzie
skutek, że i sama stracisz pokój duszy, i drugim go zakłócisz;
zobacz więc sama, jak drogo kosztowałaby taka doskonałość. Pokusę
taką mógłby czart wzniecić i względem przeoryszy, co byłoby rzeczą
bardziej jeszcze niebezpieczną. Wielkiej bowiem w takim wypadku
potrzeba roztropności. Jeśli postępowanie jej istotnie sprzeciwia
się w czym Regule i Konstytucjom, nie zawsze można to przemilczeć i
na dobrą stronę tłumaczyć; czasem potrzeba ją ostrzec, a jeśliby to
pozostało bez skutku, donieść zwierzchnikowi; tego wymaga prawdziwa
miłość. Podobnie należy postępować
z siostrami w razie jakiego wykroczenia w rzeczy ważnej; milczenie w
takim wypadku
z obawy, że może to z naszej strony tylko pokusa, samo byłoby
pokusą. Ale roztropności
i rozwagi potrzeba tu wielkiej (aby nas diabeł nie oszukał); nigdy
nie należy o takich rzeczach rozmawiać między sobą, z czego łatwo
mógłby się wyrodzić zwyczaj szemrania i obmowy, na pociechę
czartowi. Mówić o tym trzeba tylko temu, kto może i powinien złemu
zaradzić. Tu u nas, dzięki Bogu, nie tak łatwa jest sposobność do
szemrania i obmowy; broni nas
od niej przepisane ciągłe milczenie; wszakże i nam dobrze będzie
mieć się na baczności.
(1) Te słowa napisała św.
Teresa jako tytuł na
pierwszej stronie autografu Twierdzy wewnętrznej.
(2) Zaraz na wstępie uderza
nas wielka pokora Świętej, ta charakterystyczna cnota
jej duchowości. Wiemy bowiem, że cale jej życie było prawie
ustawiczną chorobą
w najrozmaitszych przejawach. Cierpienia swe znosiła jednak Święta z
taką pogodą
i tak je ukryć umiała, że niewielu wiedziało, ile cierpiała. W tym
czasie zaś, w którym
pisała Twierdzę wewnętrzną, tj. w 1577 roku cierpienia jej
szczególnie byty wielkie,
nie tylko fizyczne, ale i moralne, wskutek upadku grożącego Reformie.
(3) 2 czerwca 1577 r. Pisanie skończy 29 listopada tegoż
roku; por epilog Twierdzy, n 5
(4) Są to o Hieronim Gracián
i dr Alonso Velazquez, jej spowiednik,
a przyszły biskup Osmy i arcybiskup Santiago de Compostela.
cdn...
|