OBCY ZIEMIANIE
CREDO
MUTWA: Przyglądając się przez wiele lat różnym
rzeczom i starając się je zrozumieć, mogę powiedzieć
panu ostatecznie, że Mantindane - rodzaj istot,
które zna nasz lud, są kompatybilne płciowo z
ludźmi, to oznacza, że są w stanie mieć dzieci z
kobietami.
Spotkałem wiele podobnych przypadków w ciągu
ostatnich 30 lat. Nasza kultura, dla przykładu,
uważa aborcję za coś gorszego od morderstwa. Jeśli
kobieta z wiejskich okolic w RPA zajdzie w ciążę z
nieznanym mężczyzną, potem zaś ciąża znika, wtedy
jej krewni oskarżają ją o poddanie się aborcji,
mimo, iż ta zaprzecza.
W wyniku kłótni, jaka się wywiązuje wówczas między
kobietą i jej krewnymi a rodziną jej męża, oskarżona
kobieta zabrana zostaje do sangomy - kogoś takiego,
jak ja. Sangoma czasem bada ją i jeśli odkryje, że
kobieta rzeczywiście była w ciąży, lecz płód w jakiś
sposób został usunięty (gdy robią to Mantindane
świadczą o tym specyficzne rany, które rozpoznać
może doświadczona osoba), sangoma wie, że kobieta
mówi prawdę.
Zapach, jaki przylega do ludzi, którzy znaleźli się
w rękach Mantindane, zawsze pozostaje z kobietami,
które mają z nimi dzieci, niezależnie od ilości
perfum czy kosmetyków, jakie używają.
Dlatego też tak wiele podobnych przypadków trafia do
mnie. Sangoma odsyłają mi dotkniętych tym zjawiskiem
ludzi w dużych ilościach, bowiem myślą, że jestem
jedyną osobą, która może pomów w takich sytuacjach.
Tak więc w ciągu ostatnich 40 lat (lub coś koło
tego), spotkałem się z wieloma kobietami, które
miały dzieci z Mantindane, zaś ich ciąże w
tajemniczych okolicznościach „zniknęły”,
pozostawiając kobiety w upokorzeniu, z poczuciem
winy i odrzucone przez rodzinę. Moim zadaniem jest
przekonać rodziny o ich niewinności, uleczenie jej
duchowej, myślowej a także fizycznej traumy, jaką
przeżyła oraz udzielenie jej i jej rodzinie
odpowiedniej pomocy, by mogli zapomnieć o tym, co
się wydarzyło.
Jeśli istoty te pochodzą z odległych planet, to
dlaczego mogą zapładniać kobiety? Dlaczego kobieta,
którą owego przerażającego dnia spotkałem na stole w
metalicznym korytarzu, mimo iż wyglądem różniła się
od kobiet posiadała nadal rozpoznawalne żeńskie
organy (choć umieszczone nieco wyżej)?
Dlatego też uważam, że tzw. obcy nie pochodzą wcale
z innych odległych planet. Wierzę, że są tu z nami i
potrzebują od nas pewnych substancji, tak samo jak
ludzie potrzebują pewnych rzeczy od zwierząt, np.
małpich gruczołów, aby zaspokoić swe własne
pragnienia.
Uważam, że powinniśmy badać to niebezpieczne
zjawisko z otwartymi umysłami i obiektywnym
podejściem.
Zbyt wiele osób ulega pokusie i traktuje te „obce”
istoty jako stworzenia nadnaturalne. Jednak proszę
pana, to istoty zupełnie cielesne. Są jak my i...
powiem coś, co z pewnością wszystkich zadziwi:
Szaracy są, proszę pana, jadalni. Zaskoczony?
RICK MARTIN: Proszę kontynuować.
- Powiedziałem, że są jadalni...
- Tak zrozumiałem i jestem ciekaw dalszych
informacji...
- Ich mięso zawiera proteiny, jak każde zwierzęce
mięso na Ziemi, ale każdy, kto spożyje podobne mięso
może blisko otrzeć się o śmierć. Mnie też to się
przydarzyło.
Widzi pan, w Lesoto znajduje się góra Laribe - zwana
Płaczącym Kamieniem. Przy kilku okazach w ciągu
ostatniego półwiecza, statki tych istot rozbijały
się o nią. Miejscowi, którzy uważają te istoty za
bogów, znajdując ich ciała wkładają je do worków i
zabierają ze sobą, po czym rytualnie spożywają.
Niektórzy umierają wskutek spożycia ich mięsa.
Jakiś rok przed incydentem z gór Inyangani mój
przyjaciel z Lesoto poczęstował mnie mięsem czegoś,
co nazwał „niebiańskim bogiem”. Byłem oczywiście
sceptyczny. On przekazał mi kawałek szarej, raczej
suchej substancji, która jak mówił była mięsem.
Jednej nocy ja, on i jego żona rytualnie spożyliśmy
je. Po zjedzeniu go, następnego dnia, nasze ciała
pokryły się wysypką, jakiej nigdy wcześniej nie
doświadczyłem.
Całe nasze ciała pokryte były wysypką, jak przy
wietrznej ospie. Świąd był nie do zniesienia a nasze
języki zaczęły puchnąć. Nie mogliśmy oddychać. Przez
kilka dni ja, mój przyjaciel i jego żona byliśmy
zupełnie pozbawieni pomocy i odwiedzali nas
potajemnie jedynie uczniowie mojego przyjaciela,
który był szamanem.
Byłem bliski śmierci. Krwawiłem niemal z każdego
otworu w ciele. Ledwie chodziliśmy i z trudnością
oddychali. Po 4 lub 5 dniach ustępować a skóra
schodziła płatami, jak u liniejącego węża.
Było to jedno z najgorszych doświadczeń w moim
życiu. Kiedy poczułem się lepiej zacząłem
podejrzewać, że uprowadzenie przez Mantindane było
bezpośrednim wynikiem spożycia mięsa jednego z nich.
Nie wierzyłem, że przyjaciel daje mi mięso jednej z
tych istot i uważałem, że to jakiś korzeń, ziele lub
roślina. Przypomniałem sobie potem jego smak... był on
metaliczny. Pachniało także podobnie, jak istoty
spotkane w 1959.
Kiedy wysypka ustąpiła a skóra wciąż łuszczyła się,
uczniowie smarowali nasze ciała olejem kokosowym,
lecz działa się z nami dziwna rzecz (proszę o jej
wyjaśnienie wszystkie mądre osoby z waszego kraju).
Oszaleliśmy... i to dosłownie.
Zaczęliśmy się śmiać jak pomyleni. Co dzień
śmialiśmy się do rozpuku z najdrobniejszych rzeczy,
przez godziny, aż poczuliśmy się wycieńczeni. Kiedy
zaś minął śmiech, zdarzyła się dziwna rzecz, którą
mój przyjaciel określił jako cel, w który spożywa
się mięso Mantindane.
Było to jak przyjęcie dziwnej substancji, narkotyku,
ale nieznanego na Ziemi. Nagle nasze uczucia zostały
wyczulone. Kiedy piło się wodę wydawało się, że pije
się jakieś wino. Woda stawała się wspaniałym
napojem, jedzenie również smakowało niezwykle. Każde
doznanie było spotęgowane - nie można tego opisać.
To tak, jak gdyby znaleźć się w centrum
wszechświata. Nie potrafię tego inaczej opisać.
Ten okres niezwykłej intensywności utrzymywał się
przez dwa miesiące. Kiedy słuchałem muzyki wydawało
się, jakby za muzyką ukryta była inna muzyka. Kiedy
malowałem obrazy, z czego się utrzymuje i kiedy
patrzyłem na farbę na koniuszku pędzla wydawało się,
że w kolorze kryje się inny kolor. Była to rzecz nie
do opowiedzenia i nawet dziś nie potrafię jej
opisać. Przejdźmy jednak to innej sprawy.
WAZUNGU
Mantindane nie są jedynymi istotami, o którymi
wiedzą Afrykanie i o których snują opowieści.
Na wiele stuleci przed przybyciem do Afryki Białego
człowieka, Afrykanie spotkali się z rasą istot,
które wyglądem przypominały Europejczyków, jacy
mieli podbić ten kontynent w przyszłości.
Te istoty są wysokie. Niektóre z nich są mocno
zbudowane, niczym atleci i mają oni lekko skośne
niebieskie oczy i wystające kości policzkowe. Mają
złote włosy i wyglądem przypominają dzisiejszych
Europejczyków z jednym wyjątkiem - ich dłonie są
pięknie zbudowane, długie i przypominają dłonie
muzyków i artystów.
Istoty te przybyły do Afryki z nieba w pojeździe,
który przypominał bumerang używany przez Aborygenów.
Kiedy taki statek podchodzi do lądowania, wzbija w
powietrze tuman kurzu, który czyni niemały hałas -
niczym tornado. W języku niektórych plemion nazywa
się taki wir powietrzny „zungar-uzungo”.
Nasi ludzie nadali tym istotom białoskórym istotom
różne imiona. Nazywa się je „Wazungu”, jak czasem
określa się „boga”, ale co dosłownie znaczy „ludzie
z diabelskiego pyłu” lub „trąby powietrznej”.
Nasi ludzie od początku oswojeni byli z Wazungu.
Widywali niektórych, a właściwie wielu z nich z
czymś, co przypominało kulę wykonaną z kryształu lub
szkła, którą zawsze, niczym piłkę, trzymali w
rękach. Kiedy wojownicy próbowali schwytać Wazungu,
ci rzucali kulę w powietrze, łapali ją a potem
znikali.
Niektórych z nich udało się jednak w przeszłości
schwytać i przetrzymywać w chatach wodzów lub
szamanów. Osoba, która złapała Muzungu (co jest
liczbą pojedynczą od Wazungu) musiała upewnić się,
czy jej szklana kula jest dobrze przed nim ukryta.
Dopóki tak było, Muzungu nie uciekł.
Kiedy Afrykanie ujrzeli Europejczyków, również ich
określili jako Wazungu. Nim jednak ich spotkali,
widywali białoskóre istoty Wazungu, od których
wzięło się słowo określające Europejczyków.
Dziś w języku Zulusów Białego człowieka określa się
jako „Umlungu”, które oznacza to samo, co Wazungu,
czyli „boga lub stworzenie tworzącego pod sobą
wielki powietrzny wir”.
W Zairze, dziś zwanym Demokratyczną Republiką Konga,
Białych nazywa się „Watende” lub „Walende”. Oznacza
to znowu „boga lub białą postać”. Słowo Watende
używane jest w odniesieniu nie tylko do istot o
różowym kolorze skóry, ale i Chitauli. Kiedy w
Zairze szamani ze strachem odnoszą się do panów
kontrolujących Ziemię nie mówią o Chitaulu, ale
określają je eufemistycznie jako Watende-wa-muinda,
co oznacza „białe istoty niosące światło”, ponieważ
oczy umieszczone na czołach Chitauli lśnią w
głębokim buszu niczym czerwone światła - niczym
tylnie światła w samochodzie. Zatem
Watende-wa-muinda to nazwa Chitauli na obszarze
Zairu.
Rysunki dzieci z Ariel School w zimbabwańskim Ruwa,
które we wrześniu
1994 były świadkami lądowania obiektu NOL na
szkolnym placu [patrz niżej].
W
Afryce wyróżniamy ponad 24 obce istoty, ale powiem
panu w skrócie o dwóch z nich.
W kraju o nazwie Zimbabwe, gdzie miałem spotkanie w
1959, występuje jeszcze jedno stworzenie. To jedno z
najbardziej zdumiewających i sam raz również je
widziałem wraz z grupą Czarnych i Białych osób,
które się wówczas ze mną znajdowały. To ogromna
istota przypominająca budową goryla, choć nie będąca
nim. Stworzenie, o którym mowa mierzy od 2.4 do 2.75
m. wzrostu i budową przypomina goryla, choć ma silne
ciało. Jego ramiona są bardzo szerokie, zaś kark
gruby. Pokryte jest gęstym szorstkim futrem,
odmiennym od futra innych zwierząt afrykańskich.
To przypominające człowieka z udami, nogami, stopami
a także ramionami i dłońmi wyglądającymi, jak u
ludzi, pokryte jednakże gęstym zmierzwionym
ciemnobrązowym futrem. Istotę taką nazywa się w
Zimbabwe „Ogo”. Stworzenie to widziały setki ludzi
na przestrzeni wielu pokoleń. Niektóre z nich
widywano w RPA, w odludnych partiach buszu lub
górach. Ogo, szczegół po szczególe, wyglądają
dokładnie tak, jak te stworzenia, które Indianie z
Ameryki Północnej nazywają Sasquatchem lub Wielką
Stopą.
W rzeczywistości to jedne i te same stworzenia,
które występują i tu, w Południowej Afryce. Jest to
także ten sam tym stworzeń, choć o innym kolorze
skóry, co istota zwana Yeti - widywana przez
mieszkańców Nepalu na stokach himalajskich gór.
[Inna niezwykła historia wiąże się z jednookim
demonem o imieniu Popobawa, który atakuje mężczyzn
na należącej do Tanzanii wyspie Zanzibar. Jego ataki
to sprawa wyjątkowo poważna sprawa, gdyż sprawiają
miejscowym wiele kłopotu. Co jakiś czas usłyszeć
można informacje o kolejnych atakach Popobawy, które
mają charakter cykliczny.]
Ostatnia z istot, dobrze znana w RPA i wywołująca
uśmiech wszystkich, to Tokoloshe. Każdy wie, kim
jest Tokoloshe. Inni mówią o nim Tikoloshe.
Wyglądem przypomina misia-maskotkę o niezbyt
przyjemnym wyglądzie, choć na czubku głowy posiada
grupy i ostry kościsty grzebień. Biegnie on znad ich
czoła do tyłu głowy, zaś przy jego pomocy Tokoloshe
jest w stanie powalić na ziemię byka.
Stworzenia te zmuszają czasem mieszkańców Afryki,
aby ustawiali swe łóżka na cegłach na wysokości ok.
1 m. od ziemi. Spotkać można je w całej Afryce.
Tokoloshe lubi bawić się z dziećmi i wielokrotnie
widywali go uczniowie. Miało to miejsce w różnych
częściach Afryki, nawet w czasach współczesnych.
Czasem jednak nękają dzieci w czasie snu,
zostawiając na ich plecach i udach ślady zadrapań,
które swędzą i szybko mogą zostać zainfekowane.
Jakieś dwa lata temu podobna istota terroryzowała
całą szkołę w Soweto w pobliżu Johannesburga. Dzieci
nazywały ją pinky-pinky. Ale jest ona znana nie
tylko wśród Afrykanów, lecz i Polinezyjczyków z
Hawajów i innych wysp Pacyfiku. Ludzie ci wznoszą
swe chaty, swe domy z trawy na palach na wysokości,
na jakiej w Afryce ludzie umieszczają swe łóżka.
Kiedy pyta się ich o powód, mówią: „Chcemy ochronić
się przed Tiki.”
Jest niezwykle interesujące, że istota
przypominająca dokładnie stworzenie widziane w RPA
spotykana jest również na wyspach Pacyfiku, gdzie
znana jest pod nazwą Tiki - przypominającą jej
afrykański odpowiednik - Tikiloshe lub Tokoloshe.
Może pewnego dnia podzielę się jeszcze wieloma
innymi informacjami z czytelnikami, lecz apeluję:
Badajmy to! Pozwólcie nam to badać! Nie bądźmy dalej
sceptyczni, bo zbyt wielki sceptycyzm jest tak
groźny jak i ignorancja.
Nikt nie powie mi, że obcy nie istnieją. Może ktoś
wyjaśni mi znaczenie tego otworu w mym boku? Może
ktoś wyjaśni mi znaczenie spotkania z tymi dziwnymi
istotami w tym niezwykłym pomieszczeniu? Czy była to
tylko iluzja? Jeśli tak, to czy omamy pozostawiają
po sobie widoczne do dziś blizny? Niech ludzie ci
odpowiedzą na me pytanie.
Musimy to badać, ponieważ istnieją ślady na to, że
istoty, które dzielą z nami tą planetę są
zaniepokojone. Dlaczego? Ponieważ, widzi pan,
wszystko powiem zmierza wielkiemu starciu, zaś ci,
którzy myślą głęboko o tych rzeczach dostrzegą to.
ZBRODNIA I KARA
O czym
mówię? Od 30 lub 40 lat zaledwie garstka osób dba o
środowisko, niewielu przejmowało się wycinaniem
lasów deszczowych w Afryce i innych miejscach
świata. Niewielu było świadomych szkodliwości
Białych myśliwych, którzy uważani za bohaterów
wybijali tysiące sztuk zwierząt. Tak samo niewielu
martwiło się o losy wielkich państw tego świata, jak
USA, Rosja, Wielka Brytania i Francja, testujących
swą broń jądrową w innych częściach świata.
Dziś istnieją ludzie, którzy splunęliby na widok
wielkiego myśliwego, jeśli pokazałby się w hotelu i
oznajmił kim jest. Dziś takich łowców nie uważa się
już za bohaterów, ale morderców. Istnieją dziś
mężczyźni i kobiety, spośród Czarnych i Białych,
którzy ryzykują swe życie, aby ratować drzewa,
zwierzęta i zapobiec szaleństwu, jakim są testy
broni jądrowej.
Co to panu mówi? Mówi to, że po wielu tysiącach lat
dominacji obcych istot, człowiek wykazuje opór,
zaczyna dbać o świat, w którym żyje i na którym się
znajduje. Jednak oni, Chitauli, Mantindane - nie
ważne, jak je nazwiemy, nie chcą, aby tak było. Chcą
ukarać nas, tak jak przed wiekami.
Obcy zniszczyli niegdyś nację, która przybyła do nas
jako Amariri - których sławetny kraj rozciągał się
za zachodzącym słońcem i którzy nie chcieli słuchać
rozkazów Chitauli.
Istnieje wiele relacji o zaginionych kontynentach i
istniejących na niej zaawansowanych cywilizacjach -
od Hiperborei, po Mu i Atlantydę. Wszystkie w
przeszłości miały zostać zniszczone wskutek
kataklizmu. Historia Amariri zdaje się być kolejnym
tego typu przypadkiem. Starożytne teksty opisują
wiele kataklizmów, wśród których najbardziej znany
jest potop.
Ich królowie nie chcieli składać im w ofierze swych
dzieci, ani toczyć wojen z innymi ludami, aby
utrzymać Chitauli i ich boski wymiar.
Mówi się, że ci sprowadzili na ziemię z nieba ogień,
który w celu spalenia ich wielkiej cywilizacji
zabrali z samego Słońca. Spowodowali trzęsienia
ziemi i fale, które zniszczyły wielką cywilizację
Czerwonych ludzi o zielonych włosach, którzy jak
mówiono byli pierwszymi mieszkańcami Ziemi. Mówi
się, że Chitauli pozwolili przeżyć jedynie garstce
uciekinierów z Amariri i przygotowują się do
powtórzenia tego w niedalekiej przyszłości.
Martwię się tym, co ma zdarzyć się w innych krajach
świata. Wszystkie wstrząsy sejsmiczne, które
powodują ofiary w ludziach na Bliskim Wschodzie, a
także w Afryce i Indiach powodują, że moje serce
przepełnia strach. Zdarzają się one obecnie z
nienaturalną regularnością w Egipcie, Armenii. Jedno
z nich było tak silne, że spowodowało, iż święta
skała w Namibii znana jako Palec Boży, znajdująca
się tam od tysięcy lat, zmieniła się w kupę gruzu.
Kiedy to się stało otrzymałem od sangomów wiele
listów wyrażających obawy, ponieważ oznaczać to
może, że koniec świata jest naprawdę bardzo, bardzo
blisko.
Czy ma pan jakieś pytania?
- Czytałem pański wiesz - deklarację. Wspomina tam
pan imię Jabulon. Czy może pan nam wyjaśnić, kim on
jest?
- Jabulon to bardzo dziwny bóg. Uważa się go za
lidera Chitauli. To bóg, którego (ku mojemu
wielkiemu zdumieniu) czczą także inne grupy Białych
ludzi. O Jabulonie wiemu już od wielu wielków, ale
dziwi mnie to, że są i wyznający go Biali. Wśród
nich znajdują się ci, którzy za wszystkie rzeczy na
Ziemi obwiniają Wolnomularzy. Uważamy Jabulona za
wodza Chitauli. Jest on Starszym wśród nich. Jednym
z jego imion w językach Afryki jest „Umbaba-Samahongo”
- „wielki król, wielki ojciec straszliwych oczu”.
Wierzymy bowiem, że Jabulon posiada oko, które
powoduje śmierć osoby, na którą nim spojrzy.
(UFO sfotografowane w 1956 w Natalu w RPA przez żonę
funkcjonariusza południoafrykańskiego lotnictwa.
Kobieta przez cały okres swego życia nie zmieniła
historii dotyczącej jego wykonania zdjęcia, zaś
świadkami obserwacji były jeszcze dwie inne osoby)
Mówi
się, że Umbaba uciekł ze wschodu podczas starcia z
jednym ze swych synów i szukał schronienia w
Środkowej Afryce, gdzie schronił się w jaskini
głęboko pod powierzchnią ziemi. Niezwykłe jest też
to, że pod Górami Księżycowymi w Zairze znajduje się
wspaniałe miedziane miasto z tysiącami lśniących
budynków. Mieszka w nim Umbaba lub Jabulon, który
czeka na dzień, w którym po powierzchni ziemi nie
będzie chodził już żaden człowiek. Wtedy on i jego
potomstwo, Chitauli, wyjdą, aby cieszyć się ciepłem
Słońca.
cdn...
Tłumaczenie, opracowanie i źródło:
Serwis NPN
Skopiowane:
wolnemedia.net
ŹRÓDŁA
1. Great Zulu Shaman and Elder CREDO MUTWA on Alien
Abduction & Reptilians, A Rare, Astonishing
Conversation 9/30/99 by Rick Martin.
2. Vasamazulu Credo Mutwa and the Alien Agenda,
Louis Proud, FATE, May 2008.
3. Cytaty ze Starego Testamentu za: Biblia
Tysiąclecia, Pallotinum, Poznań 2002.
4. Internet: Ufoevidence.org / Earthfiles.com
|