
Walka z demonami odsłania człowiekowi jego możliwości,
otwiera bramy do głębokich tajemnic, gdzie ukryte są
wszystkie skarby dla wszystkich ludzi. Skarby, które dają
wieczne życie, szczęście, radość i człowiek zostaje
przemieniony na wieki wieków ...
Dobrze o tym wie władca tego świata toteż nam mocno zasłania
drogę do Boga kiedy tylko widzi, że ją znajdujemy i
zaczynamy na niej wędrówkę, aby się zjednoczyć z Chrystusem.
Natychmiast wysyła swoje służby, aby nas przywrócić w stare
ramki, a dla tych topornych, upartych zastosuje specjalne
środki. Toteż czas aby o tym wiedzieć i nie dać się tak
łatwo wywalić na bocznicę.
Zabierz ze sobą tylko pomocne narzędzia, swoich
sprzymierzeńców i śmiało ruszaj przed siebie, komu nadal
brakuje odwagi, albo żal mu opuścić ten świat czy boi się
przeciwstawić szatanowi niech wraca w stare buty, jak to
kiedyś powiedział Jezus młodzianowi, który chciał być Jego
uczniem:
„(...) kto przyłoży ręce do
pługa i ogląda się za siebie wstecz,
nie nadaje się do
Królestwa Bożego.”
(Łk 9, 62)
Życie ludzkie i nasz życiowy cel .... aby dojrzeć głęboki
sens życia należy w to włożyć dużo pracy, nie wystarczy
zasmakować tylko słodkiej czekolady, ale i wypić kilka
dużych porcji piołunu.

Wytęż myśli, odgadnij co dla ciebie jest ważniejsze, co
powinieneś rozbudować, a z czego zrezygnować .... zrozumieć:
dlaczego tutaj się zjawiłeś? Czy dowiemy się całej Prawdy
tylko w ziemskich szkołach, nawet kiedy ukończymy kilka
wyższych uniwersytetów czy musimy znaleźć coś więcej, coś co
jest ukryte głęboko w nas?
Jak do tego dotrzeć, aby ujrzeć całą Prawdę: czy wystarczy
tylko codzienna modlitwa, medytacja, chodzenie do kościoła,
czytanie Biblii czy innych świętych Ksiąg?
Czytanie książek, szkoły, nauki mówią nam o wielu rzeczach i
albo dany temat jako tako zrozumiemy, albo w ogóle odsuniemy
od siebie jako nierealny element. Nic tak mocno nie otwiera
człowieka jak jego osobiste doświadczenia. Długie błądzenie
w samotności, po ciemnicy w poszukiwaniu nieuchwytnej prawdy
mocno wyostrza ludzkie zmysły, a nawet budzi te, o których
człowiek nie ma pojęcia. Jest to także okres hartowania
wiary, która bywa wielokrotnie przeplatana zwątpieniami, a
te zawsze poprzedzają jasne i pełne zrozumienie lecz znane
są wyłącznie tym, którzy sami ich doświadczyli. Najbardziej
głębokie i najsubtelniejsze emocjonalne doświadczenia to
osobiste zetknięcie się z Wielką Tajemnicą.
Wielokrotnie
przeżyte doświadczenia są potwierdzeniem, że wewnętrzna
intuicja nas nie zawiodła, przecież każdy człowiek w
najskrytszej głębi swojego Ja przeczuwa wiele rzeczy, w tym
istnienie Boga, Aniołów, demonów i innych światów, lecz
późniejsze życiowe hipotezy wprowadzają w nasze życie
sprzeczności. Tylko dzięki osobistym doświadczeniom
powracamy na stare dobrze utarte drogi, które zawsze były te
same i prowadziły w te same miejsca. Doświadczać osobiście
znaczy poznawać nie tylko wielkie prawdy życia, oznacza
również poznawać własną duszę.
Odkrywać: kim naprawdę
jesteśmy?

Czasami wydaje się nam, że jesteśmy potężnymi duszami, które
przyszły przebudować cały świat, a już pierwsza trudność,
która wpada w nasze pola udowadnia, że jesteśmy bardzo słabi
nie tylko na ciele, ale i na duchu. Uciekamy przed prostymi
wyzwaniami a porywamy się na uzdrawianie całego świata ...
moim zdaniem to tylko potężna pycha człowieka, którego
każdego dnia pompuje swoją energią władca tego świata ...
wiemy ile jest dzisiaj na świecie różnych objawień,
channelingów, ilu narodziło się już Jezusów Chrystusów i
innych zbawicieli, nikt nie chce nosić własnej skóry, szuka
autorytetu najwybitniejszych postaci, jednym słowem wskakują
na wszystko gotowe i w najlepszym gatunku ... wiadomo, Jezus
to wielki autorytet, wszystko już trzyma w swoich rękach,
więc można sobie założyć swoje rączki i czerpać zyski ze
swojego nowego przywileju, bycia Jezusem. A tu nie wystarczy
zapuścić sobie brodę, by naśladować Jezusa, ... takiej pychy
świat odkąd istnieje jeszcze nie widział ...
Jakże trzeba być głupim, aby nie widzieć różnicy między
Jezusem i zwykłym śmiertelnikiem, ... jest jeszcze jedno
wytłumaczenie - ten człowiek jest poważnie chory na głowę.
Tak właśnie wygląda dzisiejsza samoidentyfikacja - wielka
ego świadomość. Człowiek zrobił się taki „skromny”, że od
razu sięgnął na najwyższą półkę i wybrał najlepszy towar ...
nie ma w tym nic złego dopóki chcemy naśladować Ideał,
gorzej jak spychamy Boską Świadomość na bok, a sami
zasiadamy na Jego miejscu.
My ludzie, za każdym razem rodząc się tutaj musimy wznosić
się wyżej i wyciągać ze swojej głębi coraz większe tajemnice
.... a ci ludzie świadomie lub nieświadomie blokują w sobie
przepływ energii, która ich ogranicza i nie pozwala na
dalszy rozwój. Dotyczy to również tych - wszystkowiedzących,
którzy odrzucają czyste Boże Prawdy i sami kreują się na
bogów tworząc własne doktryny ... a tak naprawdę są to nadal
ciemne małe zagony żyjące w wirze własnego życia. Codziennie
słyszymy: nie ma Boga,
piekła, cierpienie to wymysł katoli ... obecnie mamy na
Ziemi sporo jednocześnie żyjących Jezusów, ale żaden z nich
nie chce dźwigać Jego Krzyża .... mają na życie lepsze
pomysły i recepty na wszystkie życiowe problemy ??? Ha, ha ...
jeśli taka hipoteza oświeca i uszlachetnia twoją duszę
jestem pewna, że nigdy nie wzlecisz, nigdy nie wyrwiesz
swoich nóg zanurzonych w smole ... zapomnij o oświeceniu ...
więcej, nawet nie wejdziesz na pierwszy schodek tej potężnej
świetlistej piramidy.

Przez doświadczenie cierpienia tysiąckrotnie więcej
poznajemy wartość własnej duszy. To dzięki trudnościom
możemy sprawdzić jej siłę, moc, dobroć, czy inne ludzkie
wartości. Nikt na Ziemi nie wymyślił jeszcze takiego
urządzenia aby można było przeliczać i przeważyć na ile stać
duszę człowieka? Nie biorę w ogóle pod uwagę tych „magików”
którzy robią to za pomocą wahadełek, to następna grupa
„oszołomów.” Sorry, ale to wielka prawda! Tak jak P. Boga
nie można ujrzeć przez żaden teleskop, tak i duszy ludzkiej
nie da się zidentyfikować za pomocą wahadełka, choćby
dlatego, że człowiek jest stworzony na podobieństwo Boga.
Cała wiedza duszy, osobista wartość pochodzi z jej
doświadczenia, nie tylko tego pięknego, musi na Ziemi
zasmakować wielkich goryczy i najgłębszych cierpień. Mędrcy
mówią: bez cierpienia człowiek nigdy nie zrozumie szczęścia.
Toteż ci, którzy są w drodze do oświecenia, wiecznego
szczęścia muszą zanurzyć własną duszę w ciemnej nocy,
pożegnać swoje stare marzenia, wielu z nich nawet nie
chciało już dłużej żyć, a nawet myśleli o samobójstwie, bo
brakowało im sił i odwagi, aby dalej w ten sposób
egzystować.
Tak, cierpienie wymaga potężnej odwagi, większej niż
targnięcie się na swoje życie.
Żyjąc w cierpieniu, w udręczeniu, w tej swojej ciemnicy
widzimy jaka jest w nas granica i od niej zależy, czy
potrafimy ją przejść, czy pójdziemy mimo wszystkiego dalej,
czy się cofniemy, czy zrezygnujemy z życia? Tym, którzy
wybierają pierwszą drogę sprzyja uśmiech losu, chociaż
wydaje się, że nigdy w życiu nie uśmiechnie się do nich,
każde cierpienie kiedyś się kończy i zaczyna się pogodny
dzień. Wreszcie zauważamy, że jest ktoś, kto obdarza nas
potężną miłością, że nie jesteśmy sami, pojawia się w sercu
wielka miłość ... w tym miejscu już wiadomo, zwyciężyliśmy
naszego prześladowcę. Schylmy więc mocno czoło i z wielką
wdzięcznością podziękujmy Bogu ... otworzył przed nami drzwi
do Nieba. Ale to nie znaczy, że już możemy usiąść na laurach
...
Wielka to prawda, że cierpienie jest procesem budzenia
własnej duszy, sposobem na wieczne życie, po przejściu tej
drogi budzi się w człowieku czysta miłość do Boga, jest Mu
wdzięczny, właśnie za poprowadzenie go tą drogą ... kiedy
czytacie te słowa, w wielu z was na sama myśl o cierpieniu
mocniej bije serce ze strachu ... ot właśnie odzywa się wasza
duchowa dojrzałość ... wielu mnie zakrzyczy, że to nieprawda
... przecież Bóg to miłość, radość i szczęście ... tak, ale
kiedy przejdziecie w życiu swoją wąską ścieżkę i Go naprawdę
odnajdziecie.
Człowiek, który już przejdzie tą drogę nie będzie więcej
bronił się przed cierpieniem, w pełni rozumie, że człowiek
bez bólu i cierpienia nie istnieje.
Czy wszyscy na Ziemi doświadczą
szczęścia i radości, chociaż
żyją w Bogu?

Przyjrzyjmy się wielkim mistykom .... ale zanim do tego
przejdę wyjaśnię kilka innych rzeczy związanych z emocjami
ludzi o wyższym duchowym wnętrzu, czego również kompletnie
świat nie rozumie ....człowiek, który otworzy głębiej swoją
wewnętrzną przestrzeń jest niesamowicie wrażliwy i często
gwałtownie reaguje nawet na najmniejsze zakłócenia. Bywa, że
go wszystko uraża, świat go nie rozumie, ponieważ nie zdaje
sobie sprawy, że jego pola są niezwykle wyczulone, cały jego
system nerwowy jest w stanie alert .... nagle zaczyna
postrzegać brudy całego świata. Wie, że należy zmienić tę
rzeczywistość, poszukuje korzeni prawdy, zaczyna walczyć o
sprawiedliwość.
Wie, że w takiej glebie nie wyrośnie żadne
święte drzewo, toteż często spontanicznie próbuje przenieść
granice rzeczywistości w nowe miejsce, aby obalić skostniałe
formy, które nie pozwalają ludziom normalnie żyć i rozwijać
się duchowo. Nie muszę pisać, że ludzie źle odczytują
intencje takiego człowieka, albo nie chcą ich odczytać ...
świadomie podejmują z nim polemikę, że nie ma racji, że to
on jest zły. Tacy ludzie skrywają w sobie cień, podążają za
ziemskim rozumowaniem, brakuje w ich wnętrzu duchowego
przewodnika, a ich opór jest oparty na ziemskich
autorytetach .... toteż uważajcie komu służycie na Ziemi?
Jaką wcielacie w siebie mądrość, oby to nie były podświadome
programy, które wywołują negatywne nastawienia do ludzi
przebudzających się duchowo.
Na świecie jest obecnie wiele
instytucji, które świadomie mącą Boskie Światło,
zniekształcają prawdę, a ludzie nieprzebudzeni łatwo dają
się nabierać na różne rzeczy. Osoby przebudzone, chociaż
bywają impulsywne znoszą cierpienia i wszystkie wstrząsy,
które dla większości ludzi są czymś okropnym, nie do
przyjęcia, a przy tym potrafią być w chwili ataku bardziej
spokojne, niż wiele tych „zdrowych i przebudzonych”, którzy
ich atakują.
Człowiek, który duchowo się budzi jest szybko namierzany
przez szatana, zanim sam się zorientuje co tak naprawdę się
z nim dzieje już atakuje go szatan. Długo nie może
zrozumieć, co się dzieje, a szatan coraz częściej podsyła mu
swój gorzki chleb, aby go zniszczyć psychicznie, wali coraz
cięższe kłody pod nogi, odbiera nadzieję, demoluje całe
życie, nierzadko ta osoba cierpi wielkie katusze, a
najgorszy jest strach przed nieznanym.
Pamiętam ostatnie swoje miesiące przed przebudzeniem ... to
było już piekło na ziemi, wydawało mi się, że już mocniej
nie można było cierpieć, w dodatku obdarta z wszelkiej
nadziei na jakąkolwiek pomoc tkwiłam w swojej ciemnicy przez
długi czas. A wiadomo, w cierpieniu czas się okrutnie
wydłuża, czujemy się bardzo samotni, bezradni. Już w tym
czasie postrzegamy jak zło czai się w każdym kącie chociaż
nie możemy pojąć - dlaczego? Ale Bóg wysyła swoje Światło i
opatrza nasze rany ... w tym samym czasie szatan wysyła swoje
fale, które odbijają się od naszych ciał powodując dotkliwy
ból ... i nie jest to tylko wyobraźnia czy przenośnia ....
czujemy na ciele jakby uderzenie batem, mamy wrażenie, że
nam ktoś wyrywa szczypcami kawałki ciała, każdy taki dotyk
przypomina pocałunek śmierci. Określałam to zjawisko jako
wstrzykiwanie mi śmiercionośnego jadu, który doprowadzał
mnie do omdleń. Czasami miałam wrażenie, że ktoś do mnie
strzela dziwnymi ładunkami ... nic nie pomagało ... nawet jak
obmywałam całe ciało wodą święconą ... i tak było dzień po
dniu, nic nie wskazywało na to, aby nastąpiła jakaś poprawa.
Prosiłam wszystkich wokoło aby się za mnie modlili, sama już
nie miałam sił.
Dzisiaj to już wiem, że w tym właśnie czasie byłam w połowie
drogi między Niebem i piekłem, działały na mnie dwie
olbrzymie siły, ale która wygra zadecyduje siła duszy
człowieka. Jeśli jest jeszcze słaba szatan może ją przejąć i
albo będzie wydłużał jej cierpienie, albo zada jej
ostateczny cios.
Świat zna wielu mistyków, którzy nieśli na sobie wielkie
krzyże, w tym doświadczali walki z szatanem. Poznaliśmy
dzięki nim głębiej ten wymiar i ich osobistą duchową siłę,
kiedy dzielnie opierali się szatanowi. Ich życie wzmacnia
wiarę i nadzieję w słabszych ludziach. Wielu z nich przeszło
granice i zjednoczyło się z Bogiem, wielu pozostało na
granicy walcząc do końca swojego życia, w którym nigdy nie
zaznali spokoju, a nawet ich śmierć była drastyczna.
Nasuwa się pytanie: którzy
byli silniejsi i wygrali?
Ci co przeszli granicę, czy ci, którzy walczyli na niej całe
życie?
Aby na to pytanie odpowiedzieć należy mieć głęboką mądrość,
by rozeznać głębokie tajemnice Boga.

Przyjrzyjmy się życiu wielkiej francuskiej mistyczki Marcie
Robin (LINK!) Całe swoje życie była nękana przez szatana.
Mało który mistyk toczył podobną walkę, a przecież była to
kobieta bardzo wierząca i przestrzegająca wszystkich Bożych
przykazań. Codziennie przez wiele godzin rozmawiała z
Jezusem Chrystusem, który był jej Opiekunem. Więcej niż
pięćdziesiąt lat swojego życia spędziła w łóżku, była
całkowicie sparaliżowana, niewidoma, nie spała, nie jadła, a
nawet nie przyjmowała wody, mocno cierpiała na całym ciele a
w dodatku nieustannie nękał ją szatan. Mimo wszystkiego
ukazała światu niesamowitą wewnętrzna siłę charakteru i
swoją duchową twardość, pogodziła się ze wszystkimi swoimi
przeciwnościami losu i zawsze trzymała się jednej Prawdy, a
jej miłość do Boga była czysta jak kryształ.
Mimo swoich
bezsennych nocy kiedy nieustannie nękał ja szatan potrafiła
z uśmiechem na twarzy przyjmować swoich gości, rozmawiała z
nimi o Bogu, mówiła o Nim bez najmniejszego rozczarowania
... że ją (może?) zawiódł, nie obronił przed napaścią
demonów, nie siała wokół siebie nieufności do Boga i swoją
postawą wyrywała szatanowi z jego rąk wielkich grzeszników,
którzy patrząc na nią zawrócili przed ołtarz Boży. Dla mnie
to jest jasne, że wybrała taką misję, pokazywała światu, że
nie wolno gasić wiary w żadnej sytuacji, że można iść
naprzód nawet w ciemności i czynić dobrze, kochać innych
ludzi i pomagać im ... tu wielu ludzi zapyta ... w jaki sposób
kobieta całkowicie sparaliżowana, niewidoma sama
potrzebująca opieki 24 godziny do dobę może pomagać innym
ludziom? O to samo zapytała Marta Jezusa, który wyjawił jej
życiową misję.
„Jak osoba przykuta do łóżka „grubymi łańcuchami” może w
jakiś sposób służyć innym?”.

A jednak Bóg tak wszystko pokierował, że ludzi sami
przychodzili do Marty, nawet ci najbardziej niewierzący i po
jednej rozmowie z nią wychodzili całkowicie odmienieni.
Nawróciła dużo ludzi i pokazał im nową drogę. Szatan nie
mógł znieść postawy Marty, toteż w dniu 8 września 1982 roku
znaleziono jej martwe ciało na środku pokoju, który był
zamknięty na klucz przez jej opiekuna księdza Fineta. Była
pobita, pokrwawiona, nie było żadnych śladów ludzkich
działań ... ksiądz Finet i jej lekarz nie mieli żadnych
wątpliwości ... to sam szatan zadał jej ostateczny cios.
Marta nie jest odosobnionym przypadkiem wielkiej walki z
szatanem. Różne były i nadal są hipotezy ataków na nią przez
negatywne siły. Między innymi choroba umysłowa, ataki
padaczkowe; ale jaki trzeba mieć atak padaczkowy, który
rzuca człowiekiem o ściany jak piłką, rozbija o kanciaste
meble, o ziemię ... który pozostawia na ciele oparzenia,
ślady kija. Dlaczego ataki przychodziły o tej samej porze,
najbardziej intensywne były w każdą czwartkową noc ... nawet
kiedy pozostawali z nią Ojciec Finet i lekarz, byli
bezsilni, mogli tylko patrzeć jak jej ciało jest
masakrowane, targało nim jak gałgankową lalką ... toteż często
nie chciała mieć w takiej chwili żadnych świadków. Kiedy
czuła zbliżający się atak oddalała wszystkich od siebie. W
czasie ataku pytana, co się dzieje, wołała -
bije mnie szatan, nawet wybił jej zęby. Czy to może
być zwykła halucynacja? A może to jednak demon próbował
podporządkować ją swojemu wpływowi. Niestety, nie dał rady
złamać jej duszy, toteż dręczył bezbronne ciało.
Podobne katusze przechodził Ojciec Pio, Katarzyna z Sienny,
Katarzyna Emmerich i wielu innych, którzy idą drogą Jezusa.
Wszyscy nosili stygmaty Chrystusa. ... czy to zwykły
przypadek?

Lekarz twierdził, że Marta nie mogła w żaden sposób uzyskać
choćby na chwilę władzy ciała, a wielokrotnie znajdowano ją
nawet wciśniętą pod łóżko, miała na szyi ślady duszenia,
żaliła się do swojego duchowego przewodnika, że szatan
nasyła na nią cały legion demonów, a te cały czas krążą
wokół niej.
Wszystkie te ataki miały na celu zniszczyć psychikę Marty.
Niestety, w tym przypadku szatan poniósł kompletne fiasko.
Marta pozwoliła się przybić do Krzyża podobnie jak Chrystus
i wcale nie robiła uników.
Słowa Marty Robin:
„Szatan
jest żywą rzeczywistością”.
Jeszcze jedno nurtujące pytanie:
dlaczego ataki ustępowały kiedy Ojciec Finet i lekarz
wzywali Imienia Jezusa Chrystusa i Jego Świętej Matki?.
Marta twierdziła, że pojawienie się Świętej Matki powodowało
natychmiastową ucieczkę szatana. Widać było wyraźnie, że nie
ma nad Nią żadnej władzy.
Mogę powiedzieć o Maryi to samo. Właśnie Najświętsza Matka
wybawiała mnie z największych opresji, wystarczyło jedno
słowa w jej kierunku i natychmiast się pojawiała. W marcu i
kwietniu 2002 roku miałam serię silnych ataków, 6 marca
zostałam mocno pobita, pokrwawiona, miałam w wielu miejscach
na głowie cięte rany, były też rany kłute. Miałam wrażenie,
że mi ktoś włożył w czubek głowy, (bardziej po lewej
stronie) wielki widelec. Przez kilka lat odzywał się w tym
miejscu ból. Druga rana głęboka i rozległa była w okolicy
podstawy czaszki. Lekarz założył tam 16 szwów. Trzecia w
okolicy prawej skroni. W zasadzie to był krwiak wielkości
małej dłoni.
A wszystko zaczęło się w korytarzu, którym szłam z kuchni do
sypialni. Kiedy tylko weszłam w korytarz poczułam, że mi
ktoś jakby podciął nogi, byłam uderzona jakby prętem pod
kolana. Wszystko co pamiętam, to nieznośny ból, wielki huk i
przed oczami zakręcił się tunel ... po przebudzeniu byłam w
ciemnej łazience, nie mogłam się w żaden sposób poruszyć,
tak pozostałam przez jakiś czas, zbierałam myśli - co się
stało? dlaczego jestem w łazience... a następnie powoli
zaczęłam zbierać siły, aby się uwolnić z tego stanu. Na
kolanach doczołgałam się do sypialni i położyłam się na
łóżko, okrutnie bolała mnie głowa, nawet nie zauważyłam, ze
jestem cała we krwi.
Czułam się coraz gorzej, sięgnęłam ręką
po telefon i zadzwoniłam na pomoc do sąsiadów, którzy szybko
przybiegli, pierwsze pytanie było: kto cię tak pobił? W
mieszkaniu nie było nikogo, a okna i drzwi były dokładnie
zamknięte. Cały korytarz i łazienka były we krwi, była
wszędzie: na podłodze, na ścianach, a nawet na suficie ...
rany głowy krwawiły do tego stopnia, że nawet przemiękł
krwią na wylot materac. W szpitalu opatrzono moje rany, ale
dochodziłam do siebie jeszcze przez miesiąc, miałam
wstrząśnięcie mózgu. Lekarz też prowadził dochodzenie: kto
mnie tak pobił. Odpowiedziałam, że straciłam przytomność i
nie wiem co się stało.

Jeszcze dobrze nie doszłam do siebie nastąpiły już nowe
ataki, którejś nocy ze ściany w sypialni wyszło potężne
tornado, pomimo że byłam przerażona tym zjawiskiem, to
robiło niesamowite wrażenie. Wyciągnęłam przed siebie ręce
aby go zatrzymać, cofnęło się ... ale w tej samej chwili
wyszło z drugiej ściany, też go oddaliłam. Jeszcze nie
ochłonęłam, kiedy zobaczyłam trzecie tornado wchodzące do
pokoju przez okno, było potężne, wiedziałam, że tego już nie
odepchnę, przestraszona krzyknęłam -
Matko Boska pomóż. W
tej samej chwili usłyszałam dwa słowa:
idę, idę ... za tym tornadem pojawiła się Jej postać
ubrana w niebieską sukienkę, przykryta była niebieskim
płaszczem, widziałam Jej bose stopy jak biegły przez to
tornado, była szybsza, przykryła mnie swoim płaszczem,
następne objęła mnie jak małe dziecko. Była druga w nocy,
Maryja pozostała ze mną do piątej rano. W chwili kiedy
ukryła mnie pod swoim płaszczem byłam zupełnie spokojna i
czułam się bardzo bezpieczna, wiedziałam, że nic złego mi
się nie zdarzy. Było to 20 kwietnia 2002, od tamtej pory
nigdy więcej nie zostałam zaatakowana w taki sposób ...
zaczęła się inna demoniczna partyzantka. Ale już nigdy nie
zostałam tak mocno ugodzona. W sumie ataki pojawiają się do
tej pory lecz nie są już częste i są dużo słabsze.
Zdarzenie z 20 kwietnia przyniosło mi potężne zrozumienie
jakiego nie da się wyjaśnić w słowach. W tym swoim
nieszczęściu, w obliczu wielkiego zagrożenia, kiedy ponownie
ktoś próbował mnie uszkodzić zrozumiałam jakie mam wielkie
szczęście, że stoi przy mnie Potężny Filar, który mnie broni
i chociaż dalej nie rozumiałam: dlaczego dzieją się przy
mnie takie zjawiska, to jednak zrozumiałam, że nie wszystko
muszę rozumieć, ale muszę mieć wiarę, która jest silniejsza
od rozumu.

Takie jest życie ... nie wszystko można zrozumieć, nie
wszystko można osądzić, ale wcale to nie znaczy, że nas Bóg
pozostawił na pastwę losu bez pomocy. Bóg ma inne serce,
troszczy się o każdego człowieka, nie tak jak świat...
abyś był dla świata ważny musisz wszystko wiedzieć, „zjeść”
tysiące książek, musisz być dumny z siebie i zaznaczyć wokół
siebie własną przestrzeń... wtedy świat cię doceni...
Bóg nie potrzebuje twojej wiedzy, Bóg oczekuje od ciebie
wiary w Niego.
cdn...
5 Feb. 2012
WIESŁAWA
|