ZAKRYTE ZAGADKI

SZATAN - WIELKI PRZEŚLADOWCA DZIECI BOGA
(CZĘŚĆ 8)
LINK! DO CZĘŚCI 7

LINK! DO CZĘŚCI 9

Walka z demonami odsłania człowiekowi jego możliwości, otwiera bramy do głębokich tajemnic, gdzie ukryte są wszystkie skarby dla wszystkich ludzi. Skarby, które dają wieczne życie, szczęście, radość i człowiek zostaje przemieniony na wieki wieków ...

Dobrze o tym wie władca tego świata toteż nam mocno zasłania drogę do Boga kiedy tylko widzi, że ją znajdujemy i zaczynamy na niej wędrówkę, aby się zjednoczyć z Chrystusem. Natychmiast wysyła swoje służby, aby nas przywrócić w stare ramki, a dla tych topornych, upartych zastosuje specjalne środki. Toteż czas aby o tym wiedzieć i nie dać się tak łatwo wywalić na bocznicę.

Zabierz ze sobą tylko pomocne narzędzia, swoich sprzymierzeńców i śmiało ruszaj przed siebie, komu nadal brakuje odwagi, albo żal mu opuścić ten świat czy boi się przeciwstawić szatanowi niech wraca w stare buty, jak to kiedyś powiedział Jezus młodzianowi, który chciał być Jego uczniem:

„(...) kto przyłoży ręce do pługa i ogląda się za siebie wstecz,
nie nadaje się do Królestwa Bożego.”
(Łk 9, 62)

Życie ludzkie i nasz życiowy cel .... aby dojrzeć głęboki sens życia należy w to włożyć dużo pracy, nie wystarczy zasmakować tylko słodkiej czekolady, ale i wypić kilka dużych porcji piołunu.

Wytęż myśli, odgadnij co dla ciebie jest ważniejsze, co powinieneś rozbudować, a z czego zrezygnować .... zrozumieć: dlaczego tutaj się zjawiłeś? Czy dowiemy się całej Prawdy tylko w ziemskich szkołach, nawet kiedy ukończymy kilka wyższych uniwersytetów czy musimy znaleźć coś więcej, coś co jest ukryte głęboko w nas?

Jak do tego dotrzeć, aby ujrzeć całą Prawdę: czy wystarczy tylko codzienna modlitwa, medytacja, chodzenie do kościoła, czytanie Biblii czy innych świętych Ksiąg?

Czytanie książek, szkoły, nauki mówią nam o wielu rzeczach i albo dany temat jako tako zrozumiemy, albo w ogóle odsuniemy od siebie jako nierealny element. Nic tak mocno nie otwiera człowieka jak jego osobiste doświadczenia. Długie błądzenie w samotności, po ciemnicy w poszukiwaniu nieuchwytnej prawdy mocno wyostrza ludzkie zmysły, a nawet budzi te, o których człowiek nie ma pojęcia. Jest to także okres hartowania wiary, która bywa wielokrotnie przeplatana zwątpieniami, a te zawsze poprzedzają jasne i pełne zrozumienie lecz znane są wyłącznie tym, którzy sami ich doświadczyli. Najbardziej głębokie i najsubtelniejsze emocjonalne doświadczenia to osobiste zetknięcie się z Wielką Tajemnicą.

Wielokrotnie przeżyte doświadczenia są potwierdzeniem, że wewnętrzna intuicja nas nie zawiodła, przecież każdy człowiek w najskrytszej głębi swojego Ja przeczuwa wiele rzeczy, w tym istnienie Boga, Aniołów, demonów i innych światów, lecz późniejsze życiowe hipotezy wprowadzają w nasze życie sprzeczności. Tylko dzięki osobistym doświadczeniom powracamy na stare dobrze utarte drogi, które zawsze były te same i prowadziły w te same miejsca. Doświadczać osobiście znaczy poznawać nie tylko wielkie prawdy życia, oznacza również poznawać własną duszę. Odkrywać: kim naprawdę jesteśmy?

Czasami wydaje się nam, że jesteśmy potężnymi duszami, które przyszły przebudować cały świat, a już pierwsza trudność, która wpada w nasze pola udowadnia, że jesteśmy bardzo słabi nie tylko na ciele, ale i na duchu. Uciekamy przed prostymi wyzwaniami a porywamy się na uzdrawianie całego świata ... moim zdaniem to tylko potężna pycha człowieka, którego każdego dnia pompuje swoją energią władca tego świata ... wiemy ile jest dzisiaj na świecie różnych objawień, channelingów, ilu narodziło się już Jezusów Chrystusów i innych zbawicieli, nikt nie chce nosić własnej skóry, szuka autorytetu najwybitniejszych postaci, jednym słowem wskakują na wszystko gotowe i w najlepszym gatunku ... wiadomo, Jezus to wielki autorytet, wszystko już trzyma w swoich rękach, więc można sobie założyć swoje rączki i czerpać zyski ze swojego nowego przywileju, bycia Jezusem. A tu nie wystarczy zapuścić sobie brodę, by naśladować Jezusa, ... takiej pychy świat odkąd istnieje jeszcze nie widział ...

Jakże trzeba być głupim, aby nie widzieć różnicy między Jezusem i zwykłym śmiertelnikiem, ... jest jeszcze jedno wytłumaczenie - ten człowiek jest poważnie chory na głowę. Tak właśnie wygląda dzisiejsza samoidentyfikacja - wielka ego świadomość. Człowiek zrobił się taki „skromny”, że od razu sięgnął na najwyższą półkę i wybrał najlepszy towar ... nie ma w tym nic złego dopóki chcemy naśladować Ideał, gorzej jak spychamy Boską Świadomość na bok, a sami zasiadamy na Jego miejscu.

My ludzie, za każdym razem rodząc się tutaj musimy wznosić się wyżej i wyciągać ze swojej głębi coraz większe tajemnice .... a ci ludzie świadomie lub nieświadomie blokują w sobie przepływ energii, która ich ogranicza i nie pozwala na dalszy rozwój. Dotyczy to również tych - wszystkowiedzących, którzy odrzucają czyste Boże Prawdy i sami kreują się na bogów tworząc własne doktryny ... a tak naprawdę są to nadal ciemne małe zagony żyjące w wirze własnego życia. Codziennie słyszymy: nie ma Boga, piekła, cierpienie to wymysł katoli ... obecnie mamy na Ziemi sporo jednocześnie żyjących Jezusów, ale żaden z nich nie chce dźwigać Jego Krzyża .... mają na życie lepsze pomysły i recepty na wszystkie życiowe problemy ??? Ha, ha ... jeśli taka hipoteza oświeca i uszlachetnia twoją duszę jestem pewna, że nigdy nie wzlecisz, nigdy nie wyrwiesz swoich nóg zanurzonych w smole ... zapomnij o oświeceniu ... więcej, nawet nie wejdziesz na pierwszy schodek tej potężnej świetlistej piramidy.

Przez doświadczenie cierpienia tysiąckrotnie więcej poznajemy wartość własnej duszy. To dzięki trudnościom możemy sprawdzić jej siłę, moc, dobroć, czy inne ludzkie wartości. Nikt na Ziemi nie wymyślił jeszcze takiego urządzenia aby można było przeliczać i przeważyć na ile stać duszę człowieka? Nie biorę w ogóle pod uwagę tych „magików” którzy robią to za pomocą wahadełek, to następna grupa „oszołomów.” Sorry, ale to wielka prawda! Tak jak P. Boga nie można ujrzeć przez żaden teleskop, tak i duszy ludzkiej nie da się zidentyfikować za pomocą wahadełka, choćby dlatego, że człowiek jest stworzony na podobieństwo Boga.

Cała wiedza duszy, osobista wartość pochodzi z jej doświadczenia, nie tylko tego pięknego, musi na Ziemi zasmakować wielkich goryczy i najgłębszych cierpień. Mędrcy mówią: bez cierpienia człowiek nigdy nie zrozumie szczęścia. Toteż ci, którzy są w drodze do oświecenia, wiecznego szczęścia muszą zanurzyć własną duszę w ciemnej nocy, pożegnać swoje stare marzenia, wielu z nich nawet nie chciało już dłużej żyć, a nawet myśleli o samobójstwie, bo brakowało im sił i odwagi, aby dalej w ten sposób egzystować.

Tak, cierpienie wymaga potężnej odwagi, większej niż targnięcie się na swoje życie.
Żyjąc w cierpieniu, w udręczeniu, w tej swojej ciemnicy widzimy jaka jest w nas granica i od niej zależy, czy potrafimy ją przejść, czy pójdziemy mimo wszystkiego dalej, czy się cofniemy, czy zrezygnujemy z życia? Tym, którzy wybierają pierwszą drogę sprzyja uśmiech losu, chociaż wydaje się, że nigdy w życiu nie uśmiechnie się do nich, każde cierpienie kiedyś się kończy i zaczyna się pogodny dzień. Wreszcie zauważamy, że jest ktoś, kto obdarza nas potężną miłością, że nie jesteśmy sami, pojawia się w sercu wielka miłość ... w tym miejscu już wiadomo, zwyciężyliśmy naszego prześladowcę. Schylmy więc mocno czoło i z wielką wdzięcznością podziękujmy Bogu ... otworzył przed nami drzwi do Nieba. Ale to nie znaczy, że już możemy usiąść na laurach ...

Wielka to prawda, że cierpienie jest procesem budzenia własnej duszy, sposobem na wieczne życie, po przejściu tej drogi budzi się w człowieku czysta miłość do Boga, jest Mu wdzięczny, właśnie za poprowadzenie go tą drogą ... kiedy czytacie te słowa, w wielu z was na sama myśl o cierpieniu mocniej bije serce ze strachu ... ot właśnie odzywa się wasza duchowa dojrzałość ... wielu mnie zakrzyczy, że to nieprawda ... przecież Bóg to miłość, radość i szczęście ... tak, ale kiedy przejdziecie w życiu swoją wąską ścieżkę i Go naprawdę odnajdziecie.

Człowiek, który już przejdzie tą drogę nie będzie więcej bronił się przed cierpieniem, w pełni rozumie, że człowiek bez bólu i cierpienia nie istnieje.

Czy wszyscy na Ziemi doświadczą
szczęścia i radości, chociaż żyją w Bogu?

Przyjrzyjmy się wielkim mistykom .... ale zanim do tego przejdę wyjaśnię kilka innych rzeczy związanych z emocjami ludzi o wyższym duchowym wnętrzu, czego również kompletnie świat nie rozumie ....człowiek, który otworzy głębiej swoją wewnętrzną przestrzeń jest niesamowicie wrażliwy i często gwałtownie reaguje nawet na najmniejsze zakłócenia. Bywa, że go wszystko uraża, świat go nie rozumie, ponieważ nie zdaje sobie sprawy, że jego pola są niezwykle wyczulone, cały jego system nerwowy jest w stanie alert .... nagle zaczyna postrzegać brudy całego świata. Wie, że należy zmienić tę rzeczywistość, poszukuje korzeni prawdy, zaczyna walczyć o sprawiedliwość.

Wie, że w takiej glebie nie wyrośnie żadne święte drzewo, toteż często spontanicznie próbuje przenieść granice rzeczywistości w nowe miejsce, aby obalić skostniałe formy, które nie pozwalają ludziom normalnie żyć i rozwijać się duchowo. Nie muszę pisać, że ludzie źle odczytują intencje takiego człowieka, albo nie chcą ich odczytać ... świadomie podejmują z nim polemikę, że nie ma racji, że to on jest zły. Tacy ludzie skrywają w sobie cień, podążają za ziemskim rozumowaniem, brakuje w ich wnętrzu duchowego przewodnika, a ich opór jest oparty na ziemskich autorytetach .... toteż uważajcie komu służycie na Ziemi? Jaką wcielacie w siebie mądrość, oby to nie były podświadome programy, które wywołują negatywne nastawienia do ludzi przebudzających się duchowo.

Na świecie jest obecnie wiele instytucji, które świadomie mącą Boskie Światło, zniekształcają prawdę, a ludzie nieprzebudzeni łatwo dają się nabierać na różne rzeczy. Osoby przebudzone, chociaż bywają impulsywne znoszą cierpienia i wszystkie wstrząsy, które dla większości ludzi są czymś okropnym, nie do przyjęcia, a przy tym potrafią być w chwili ataku bardziej spokojne, niż wiele tych „zdrowych i przebudzonych”, którzy ich atakują.

Człowiek, który duchowo się budzi jest szybko namierzany przez szatana, zanim sam się zorientuje co tak naprawdę się z nim dzieje już atakuje go szatan. Długo nie może zrozumieć, co się dzieje, a szatan coraz częściej podsyła mu swój gorzki chleb, aby go zniszczyć psychicznie, wali coraz cięższe kłody pod nogi, odbiera nadzieję, demoluje całe życie, nierzadko ta osoba cierpi wielkie katusze, a najgorszy jest strach przed nieznanym.

Pamiętam ostatnie swoje miesiące przed przebudzeniem ... to było już piekło na ziemi, wydawało mi się, że już mocniej nie można było cierpieć, w dodatku obdarta z wszelkiej nadziei na jakąkolwiek pomoc tkwiłam w swojej ciemnicy przez długi czas. A wiadomo, w cierpieniu czas się okrutnie wydłuża, czujemy się bardzo samotni, bezradni. Już w tym czasie postrzegamy jak zło czai się w każdym kącie chociaż nie możemy pojąć - dlaczego? Ale Bóg wysyła swoje Światło i opatrza nasze rany ... w tym samym czasie szatan wysyła swoje fale, które odbijają się od naszych ciał powodując dotkliwy ból ... i nie jest to tylko wyobraźnia czy przenośnia .... czujemy na ciele jakby uderzenie batem, mamy wrażenie, że nam ktoś wyrywa szczypcami kawałki ciała, każdy taki dotyk przypomina pocałunek śmierci. Określałam to zjawisko jako wstrzykiwanie mi śmiercionośnego jadu, który doprowadzał mnie do omdleń. Czasami miałam wrażenie, że ktoś do mnie strzela dziwnymi ładunkami ... nic nie pomagało ... nawet jak obmywałam całe ciało wodą święconą ... i tak było dzień po dniu, nic nie wskazywało na to, aby nastąpiła jakaś poprawa. Prosiłam wszystkich wokoło aby się za mnie modlili, sama już nie miałam sił.

Dzisiaj to już wiem, że w tym właśnie czasie byłam w połowie drogi między Niebem i piekłem, działały na mnie dwie olbrzymie siły, ale która wygra zadecyduje siła duszy człowieka. Jeśli jest jeszcze słaba szatan może ją przejąć i albo będzie wydłużał jej cierpienie, albo zada jej ostateczny cios.

Świat zna wielu mistyków, którzy nieśli na sobie wielkie krzyże, w tym doświadczali walki z szatanem. Poznaliśmy dzięki nim głębiej ten wymiar i ich osobistą duchową siłę, kiedy dzielnie opierali się szatanowi. Ich życie wzmacnia wiarę i nadzieję w słabszych ludziach. Wielu z nich przeszło granice i zjednoczyło się z Bogiem, wielu pozostało na granicy walcząc do końca swojego życia, w którym nigdy nie zaznali spokoju, a nawet ich śmierć była drastyczna.

Nasuwa się pytanie: którzy byli silniejsi i wygrali?
Ci co przeszli granicę, czy ci, którzy walczyli na niej całe życie?

Aby na to pytanie odpowiedzieć należy mieć głęboką mądrość, by rozeznać głębokie tajemnice Boga.

Przyjrzyjmy się życiu wielkiej francuskiej mistyczki Marcie Robin (LINK!) Całe swoje życie była nękana przez szatana. Mało który mistyk toczył podobną walkę, a przecież była to kobieta bardzo wierząca i przestrzegająca wszystkich Bożych przykazań. Codziennie przez wiele godzin rozmawiała z Jezusem Chrystusem, który był jej Opiekunem. Więcej niż pięćdziesiąt lat swojego życia spędziła w łóżku, była całkowicie sparaliżowana, niewidoma, nie spała, nie jadła, a nawet nie przyjmowała wody, mocno cierpiała na całym ciele a w dodatku nieustannie nękał ją szatan. Mimo wszystkiego ukazała światu niesamowitą wewnętrzna siłę charakteru i swoją duchową twardość, pogodziła się ze wszystkimi swoimi przeciwnościami losu i zawsze trzymała się jednej Prawdy, a jej miłość do Boga była czysta jak kryształ.

Mimo swoich bezsennych nocy kiedy nieustannie nękał ja szatan potrafiła z uśmiechem na twarzy przyjmować swoich gości, rozmawiała z nimi o Bogu, mówiła o Nim bez najmniejszego rozczarowania ... że ją (może?) zawiódł, nie obronił przed napaścią demonów, nie siała wokół siebie nieufności do Boga i swoją postawą wyrywała szatanowi z jego rąk wielkich grzeszników, którzy patrząc na nią zawrócili przed ołtarz Boży. Dla mnie to jest jasne, że wybrała taką misję, pokazywała światu, że nie wolno gasić wiary w żadnej sytuacji, że można iść naprzód nawet w ciemności i czynić dobrze, kochać innych ludzi i pomagać im ... tu wielu ludzi zapyta ... w jaki sposób kobieta całkowicie sparaliżowana, niewidoma sama potrzebująca opieki 24 godziny do dobę może pomagać innym ludziom? O to samo zapytała Marta Jezusa, który wyjawił jej życiową misję. „Jak osoba przykuta do łóżka „grubymi łańcuchami” może w jakiś sposób służyć innym?”.

A jednak Bóg tak wszystko pokierował, że ludzi sami przychodzili do Marty, nawet ci najbardziej niewierzący i po jednej rozmowie z nią wychodzili całkowicie odmienieni. Nawróciła dużo ludzi i pokazał im nową drogę. Szatan nie mógł znieść postawy Marty, toteż w dniu 8 września 1982 roku znaleziono jej martwe ciało na środku pokoju, który był zamknięty na klucz przez jej opiekuna księdza Fineta. Była pobita, pokrwawiona, nie było żadnych śladów ludzkich działań ... ksiądz Finet i jej lekarz nie mieli żadnych wątpliwości ... to sam szatan zadał jej ostateczny cios.

Marta nie jest odosobnionym przypadkiem wielkiej walki z szatanem. Różne były i nadal są hipotezy ataków na nią przez negatywne siły. Między innymi choroba umysłowa, ataki padaczkowe; ale jaki trzeba mieć atak padaczkowy, który rzuca człowiekiem o ściany jak piłką, rozbija o kanciaste meble, o ziemię ... który pozostawia na ciele oparzenia, ślady kija. Dlaczego ataki przychodziły o tej samej porze, najbardziej intensywne były w każdą czwartkową noc ... nawet kiedy pozostawali z nią Ojciec Finet i lekarz, byli bezsilni, mogli tylko patrzeć jak jej ciało jest masakrowane, targało nim jak gałgankową lalką ... toteż często nie chciała mieć w takiej chwili żadnych świadków. Kiedy czuła zbliżający się atak oddalała wszystkich od siebie. W czasie ataku pytana, co się dzieje, wołała - bije mnie szatan, nawet wybił jej zęby. Czy to może być zwykła halucynacja? A może to jednak demon próbował podporządkować ją swojemu wpływowi. Niestety, nie dał rady złamać jej duszy, toteż dręczył bezbronne ciało.

Podobne katusze przechodził Ojciec Pio, Katarzyna z Sienny, Katarzyna Emmerich i wielu innych, którzy idą drogą Jezusa. Wszyscy nosili stygmaty Chrystusa. ... czy to zwykły przypadek?

Lekarz twierdził, że Marta nie mogła w żaden sposób uzyskać choćby na chwilę władzy ciała, a wielokrotnie znajdowano ją nawet wciśniętą pod łóżko, miała na szyi ślady duszenia, żaliła się do swojego duchowego przewodnika, że szatan nasyła na nią cały legion demonów, a te cały czas krążą wokół niej.

Wszystkie te ataki miały na celu zniszczyć psychikę Marty. Niestety, w tym przypadku szatan poniósł kompletne fiasko. Marta pozwoliła się przybić do Krzyża podobnie jak Chrystus i wcale nie robiła uników.

Słowa Marty Robin:

„Szatan jest żywą rzeczywistością”.

Jeszcze jedno nurtujące pytanie: dlaczego ataki ustępowały kiedy Ojciec Finet i lekarz wzywali Imienia Jezusa Chrystusa i Jego Świętej Matki?.

Marta twierdziła, że pojawienie się Świętej Matki powodowało natychmiastową ucieczkę szatana. Widać było wyraźnie, że nie ma nad Nią żadnej władzy.

Mogę powiedzieć o Maryi to samo. Właśnie Najświętsza Matka wybawiała mnie z największych opresji, wystarczyło jedno słowa w jej kierunku i natychmiast się pojawiała. W marcu i kwietniu 2002 roku miałam serię silnych ataków, 6 marca zostałam mocno pobita, pokrwawiona, miałam w wielu miejscach na głowie cięte rany, były też rany kłute. Miałam wrażenie, że mi ktoś włożył w czubek głowy, (bardziej po lewej stronie) wielki widelec. Przez kilka lat odzywał się w tym miejscu ból. Druga rana głęboka i rozległa była w okolicy podstawy czaszki. Lekarz założył tam 16 szwów. Trzecia w okolicy prawej skroni. W zasadzie to był krwiak wielkości małej dłoni.

A wszystko zaczęło się w korytarzu, którym szłam z kuchni do sypialni. Kiedy tylko weszłam w korytarz poczułam, że mi ktoś jakby podciął nogi, byłam uderzona jakby prętem pod kolana. Wszystko co pamiętam, to nieznośny ból, wielki huk i przed oczami zakręcił się tunel ... po przebudzeniu byłam w ciemnej łazience, nie mogłam się w żaden sposób poruszyć, tak pozostałam przez jakiś czas, zbierałam myśli - co się stało? dlaczego jestem w łazience... a następnie powoli zaczęłam zbierać siły, aby się uwolnić z tego stanu. Na kolanach doczołgałam się do sypialni i położyłam się na łóżko, okrutnie bolała mnie głowa, nawet nie zauważyłam, ze jestem cała we krwi.

Czułam się coraz gorzej, sięgnęłam ręką po telefon i zadzwoniłam na pomoc do sąsiadów, którzy szybko przybiegli, pierwsze pytanie było: kto cię tak pobił? W mieszkaniu nie było nikogo, a okna i drzwi były dokładnie zamknięte. Cały korytarz i łazienka były we krwi, była wszędzie: na podłodze, na ścianach, a nawet na suficie ... rany głowy krwawiły do tego stopnia, że nawet przemiękł krwią na wylot materac. W szpitalu opatrzono moje rany, ale dochodziłam do siebie jeszcze przez miesiąc, miałam wstrząśnięcie mózgu. Lekarz też prowadził dochodzenie: kto mnie tak pobił. Odpowiedziałam, że straciłam przytomność i nie wiem co się stało.

Jeszcze dobrze nie doszłam do siebie nastąpiły już nowe ataki, którejś nocy ze ściany w sypialni wyszło potężne tornado, pomimo że byłam przerażona tym zjawiskiem, to robiło niesamowite wrażenie. Wyciągnęłam przed siebie ręce aby go zatrzymać, cofnęło się ... ale w tej samej chwili wyszło z drugiej ściany, też go oddaliłam. Jeszcze nie ochłonęłam, kiedy zobaczyłam trzecie tornado wchodzące do pokoju przez okno, było potężne, wiedziałam, że tego już nie odepchnę, przestraszona krzyknęłam - Matko Boska pomóż. W tej samej chwili usłyszałam dwa słowa: idę, idę ... za tym tornadem pojawiła się Jej postać ubrana w niebieską sukienkę, przykryta była niebieskim płaszczem, widziałam Jej bose stopy jak biegły przez to tornado, była szybsza, przykryła mnie swoim płaszczem, następne objęła mnie jak małe dziecko. Była druga w nocy, Maryja pozostała ze mną do piątej rano. W chwili kiedy ukryła mnie pod swoim płaszczem byłam zupełnie spokojna i czułam się bardzo bezpieczna, wiedziałam, że nic złego mi się nie zdarzy. Było to 20 kwietnia 2002, od tamtej pory nigdy więcej nie zostałam zaatakowana w taki sposób ... zaczęła się inna demoniczna partyzantka. Ale już nigdy nie zostałam tak mocno ugodzona. W sumie ataki pojawiają się do tej pory lecz nie są już częste i są dużo słabsze.

Zdarzenie z 20 kwietnia przyniosło mi potężne zrozumienie jakiego nie da się wyjaśnić w słowach. W tym swoim nieszczęściu, w obliczu wielkiego zagrożenia, kiedy ponownie ktoś próbował mnie uszkodzić zrozumiałam jakie mam wielkie szczęście, że stoi przy mnie Potężny Filar, który mnie broni i chociaż dalej nie rozumiałam: dlaczego dzieją się przy mnie takie zjawiska, to jednak zrozumiałam, że nie wszystko muszę rozumieć, ale muszę mieć wiarę, która jest silniejsza od rozumu.

Takie jest życie ... nie wszystko można zrozumieć, nie wszystko można osądzić, ale wcale to nie znaczy, że nas Bóg pozostawił na pastwę losu bez pomocy. Bóg ma inne serce, troszczy się o każdego człowieka, nie tak jak świat...

abyś był dla świata ważny musisz wszystko wiedzieć, „zjeść” tysiące książek, musisz być dumny z siebie i zaznaczyć wokół siebie własną przestrzeń... wtedy świat cię doceni... Bóg nie potrzebuje twojej wiedzy, Bóg oczekuje od ciebie wiary w Niego.

cdn...

5 Feb. 2012

WIESŁAWA