Ta historia
jest uważana za jeden z najbardziej udowodnionych przypadków
reinkarnacji w dziejach ziemi. Sprawą interesował się Mahatma Gandi.
Jego zdaniem był to jeden z wielu, za to stuprocentowo dowiedziony i
nie pozostawiający cienia wątpliwości fakt powtórnych narodzin.
Poznajmy go.
Tę niezwykłą historię poznaliśmy dzięki Szwedowi, Stur
Linnerstrandowi, który zainteresował się przypadkiem Santi Dewi,
kiedy przebywał w Indiach. Była to historia z początku naszego
wieku, dlatego trudno było dotrzeć do dokumentów i świadków.
Linestrand przez kilkadziesiąt lat przyjeżdżał do Indii i dzięki
temu udało mu się zgromadził materiał świadczący o prawdziwości
niesłychanie rzadkiego zjawiska: pamięci o wcześniejszym wcieleniu.
Warto dodać, że w latach trzydziestych naszego wieku historia Santi
Dewi była znana w Europie Zachodniej, nie mówiąc o Indiach.
Zacznijmy od początku. Jest 11-sty grudnia 1926 roku, kolonialne
Indie. W małym szpitalu w Delhi młoda kobieta, Prem Pjari, rodzi
dziewczynkę. Już wcześniej razem ze swoim mężem ustalili, że nadadzą
dziecku imię Santi Dewi. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że jej dziecko
będzie wyjątkowe....
Lekarze
zapamiętali, że tuż po urodzeniu dziewczynka nie płakała jak inne
dzieci, ale uważnie rozglądała się wokół. Nikt jednak nie zwrócił na
to uwagi. Kiedy Santi Dewi miała dwa lata, zaczęła wypowiadać słowa
w dziwnym dialekcie. Jej akcent był podobny do tego, w jakim mówią
ludzie w mieście Mahura. Rodzice byli tym zaskoczeni, ale uznali, że
jest to jeszcze jedno dziecięce dziwactwo. Dziewczynka była
małomówna, wręcz nieufna. Przełom nastąpił wtedy, kiedy ukończyła
cztery lata. Wtedy ku przerażeniu rodziców powiedziała, że jest żoną
bramina z miejscowości Mutra, która zmarła i teraz, jako Santi Dewi
ponownie przyszła na świat. Dziewczynka opisywała dokładnie dom, w
którym mieszkała, swojego męża i rodzinę. Pamiętała nawet, jaki był
jej adres w Mutrze. Prosiła, że chce jechać do swojego prawdziwego
domu i zobaczyć syna. Według jej słów zmarła przy jego narodzeniu.
Rodzice byli wstrząśnięci tym, co mówi ich córka. Santi Dewi
wyrażała się w sposób, w jaki mówią dorosłe kobiety. Mówiła
wyraźnie: to nie jest mój prawdziwy dom. Jestem mężatką, a mój mąż
mieszka w Mutrze. Pamiętała wszystko, numer ulicy i domu, nawet imię
męża. Czteroletnia dziewczynka powtarzała zapłakanym rodzicom, że
tak naprawdę nazywa się Ludżi Dewi, i mieszkała ze swoim mężem w
żółtym domu przy ulicy Chaubych w Mutrze. Podawała przy okazji
setki, jeśli nie tysiące szczegółów: jak wygląda pobliska świątynia,
jaki jest rozkład pokoi w jej prawdziwym mieszkaniu. Santi Dewi
wiedziała o wiele za dużo, jak na czteroletnie dziecko. Rodzice
myśleli, że jej to przejdzie, dziecko jednak uparcie opowiadało, że
jest jedynie wcieleniem innej osoby. Przełom nastąpił wtedy, kiedy
Santi Dewi skończyła 9 lat.
Jej ojciec nagle zrozumiał, że miasto, o
którym mówi jego córka, to Mahura. Mieszkańcy Mahury nazywali swoje
miasto Mutrą. Wraz z dyrektorem szkoły, do której chodziła jego
córka, postanowił szukać mężczyznę z opowieści córki. W książce
adresowej był człowiek, który nazywał się dokładnie tak, jak mówiła
Santi Dewi. Napisali do niego list.
Wielce Szanowny Panie! W
dzielnicy Delhi jest dziewczynka, Santi Dewi, córka kupca Ranga
Bahadura . Jest ona niespełna 9-letnim dzieckiem, i podaje niezwykłe
informacje dotyczące Pana osoby. Twierdzi, co następuje: „w moim
poprzednim wcieleniu przynależałam do kasty Chaubych, żyłam w Mutrze
i miałam męża, Kedara Nata. Posiadał on sklep w pobliżu świątyni
Władcy Dwaraki. Miałam na imię Ludżi Dewi, a dom, w którym
mieszkałam był żółty”.
Szanowny Panie, chcemy sprawdzić, czy w jej
opowieści kryje się prawda. Jeżeli list Pana zainteresował, prosimy
o odpowiedź.
Odpowiedź
przyszła już po trzech tygodniach. List był następującej treści.
Szanowni Panowie! Jestem wstrząśnięty treścią listu, który od Panów
otrzymałem. Wszystko się zgadza, co do joty. Moja zmarła żona miała
naprawdę na imię Ludżi Dewi. Posiadam także sklep niedaleko świątyni
Władcy Dwaraki. Kim jest dziewczynka posiadająca te dane? W Delhi
mam kuzyna, któremu zleciłem natychmiastowe skontaktowanie się z
Panem. Będę wdzięczny, jeśli będę miał możliwość spotkania się z tym
dzieckiem. Niech Kryszna ma nas w swojej opiece.
Kuzyn, o którym
wspomniał w liście Kedar Nat, natychmiast przyjechał do domu Santi
Dewi. Kiedy dziewczynka spojrzała na niego, od razu rozpoznała
kuzyna swojego męża.
Nie tylko, że rozpoznała, ale powiedziała
dokładnie, jak się nazywa, i gdzie mieszka. Pamiętała także, że
kuzyn odrzucił propozycję pracy w sklepie jej męża. Można przytoczyć
tylko jeden krótki fragment rozmowy. Na pytanie, ilu braci miał jej
mąż, Santi Dewi odpowiedziała, że tylko jednego, który nazywał się
Jet, był słaby i chorowity, skarżył się na bóle pleców. I znów
informacje podawane przez dziecko zgadzały się w stu procentach.
I
wtedy rodzina Santi Dewi podjęła dramatyczną decyzję: postanowili
doprowadzić do spotkania ich 9-letniej córki z jej byłym mężem.
Dziecko opisywało szczegółowo okoliczności swojej śmierci. Umarła w
szpitalu podczas porodu. Ale w jej historii było jeszcze coś więcej:
pamiętała także, co się z nią działo w przerwie między wcieleniami.
Chodzi w sumie o ponad rok. Ludżi Dewi zmarła podczas porodu 4
października 1925 roku, a na ziemię, już jako Santi Dewi, powróciła
po roku, dwóch miesiącach i siedmiu dniach, 11 grudnia 1926 roku.
Opis jej pobytu w zaświatach jest tak fascynujący, że poświęcimy mu
dzisiaj więcej czasu. Ale wróćmy do 34 roku, kiedy to do rodziny
dziewczynki przybywa mężczyzna, którego ona uważa za swojego męża z
poprzedniego wcielenia. Kedar Nat otrzymał list od swojego kuzyna. W
liście kuzyn pisze: ta dziewczynka wie o tobie wszystko, a także wie
wszystko o sprawach, które wydarzyły się w Mutrze. Przyjedź sam i
przekonaj się na własne oczy.
Do Delhi Kedar Nat wybiera się razem
ze swoją obecną żoną oraz synem z poprzedniego małżeństwa. Jeżeli
informacje o ponownym wcieleniu jego nieżyjącej małżonki są
prawdziwe, to właśnie ten chłopiec będzie jej synem.
Do Delhi
przybył późnym wieczorem. Oto zapis wydarzeń, który znajduje się w
raporcie specjalnej rządowej komisji badającej ten przypadek.
Kedar
Nat był czterdziestoletnim mężczyzną. Na spotkanie z Santi Dewi
postanowił przyjść w przebraniu. Postanowił przedstawić się jako
własny kuzyn. Kiedy jednak wszedł do pokoju, dziewczynka natychmiast
rozpoznała w nim swojego męża. Dokładnie pokazała, w którym miejscu
ma bliznę po dawnym wypadku. Najbardziej wstrząsające było jej
spotkanie z jej własnym synem. Tak długo na Ciebie czekałam - mówi
szlochając - wreszcie przyszedłeś...
Kedar Nat jest w szoku.
Siedząca naprzeciwko niego 9-letnia dziewczynka wie o nim wszystko,
zna nawet najbardziej intymne szczegóły ich wspólnego życia. W
pewnym momencie pyta, czy dotrzymał obietnicy danej jej na łożu
śmierci. Kedar obiecał, że już się więcej nie ożeni. Mężczyzna
zaczyna płakać, prosi o wybaczenie.
„Wybaczam Ci, bo Cię kocham” -
odpowiada dziewczynka.
Jest jeszcze sprawa pieniędzy, która jest
niezwykle przekonująca.
Tak, chodzi o to, że umierając Santi Dewi
prosiła swojego męża, aby 150 rupii ofiarował na rzecz ich nowo
narodzonego syna. Jednak Kedar Nat nie dotrzymał tej obietnicy.
Santi Dewi dokładnie opisała skrytkę, gdzie jej rodzina trzymała
pieniądze. O przypadku nie mogło być mowy.
Sprawą zainteresował się
sam Mahatma Gandi. To na jego polecenie zostaje powołana specjalna
rządowa komisja, która bada ten ewidentny dowód na istnienie
reinkarnacji. Oto fragment wypowiedzi Santi Dewi, który został
zaprotokołowany do sprawy.
W czasie porodu czułam się bardzo źle.
Wszystko przez odłamek kości, który wbił mi się w stopę wiele lat
wcześniej podczas pielgrzymki do Hadvardu i zaczął przemieszczać się
w górę nogi. Lekarze tego nie rozpoznali, ale i ja nie byłam u
żadnego specjalisty. Sprawa wyszła dopiero wtedy, kiedy operowano
mnie przed porodem w szpitalu w Agrze. Wtedy powiedziano mi, że nie
mam szans na urodzenie dziecka, jeżeli nie będę miała wcześniej
operacji.
Warto powiedzieć, że wszystkie szczegóły zgadzały się, a
mówiła to przecież 9-letnia dziewczynka.
Ojciec Santi Dewi jest
niechętny wyjazdowi jego córki do domu jej byłego męża. Zgadza się
dopiero na skutek osobistej prośby Mahatmy Gandhiego. 24 listopada
1935 roku z Delhi wyrusza grupa piętnastu szanowanych w mieście
osobistości wraz z Santi Dewi. Do Mutri udaje im się dotrzeć w
okolicach południa. Oto zapis wydarzeń:
Tuż po wyjściu z wagonu
dziewczynka podbiega do starszego mężczyzny, w którym rozpoznaje
starszego brata swojego męża. Ten łapie się za głowę i mówi: mój
Boże, a więc to jest prawda!
W trakcie drogi do domu Santi Dewi ze
szczegółami opisuje każdą ulicę i sklep. Wreszcie grupa dociera do
domu. Dziewczynka opisywała budynek jako żółty, tymczasem jest on
biały. Po chwili konsternacji ktoś mówi, że budynek zawsze był
żółty, ale ostatnio został przemalowany. Tego Santi Dewi nie mogła
wiedzieć... W domu w Mutri Santi Dewi rozpoznaje przedmioty i
domowników. Zna wszystkie zakamarki, wszystkie skrytki. W pewnym
momencie pokazuje miejsce, gdzie była studnia. Po studni nie ma
jednak ani śladu. Ktoś odsłania jednak kamień i pokazuje się wlot
studni, o której zapomnieli wszyscy domownicy. Członkowie rządowej
komisji wiedzą, że oto na ich oczach rozgrywa się coś wyjątkowego.
Oto dowód na reinkarnację, wędrówkę dusz, o której od tysięcy lat
opowiadają mędrcy i starożytne ludy. W swoim raporcie komisja
określa przypadek Santi Dewi jako „ w pełni dowiedziony przypadek
reinkarnacji”. O Santi Dewi zaczynają pisać europejskie gazety.
Traktują ją jednak jako „indyjską ciekawostkę”.
Ta historia zawiera
tysiące elementów, które mogą być traktowane jako dowody na
prawdziwość przeżycia Santi Dewi Podczas zwiedzania domu w Mutri,
lokator domu nagle zapytał Santi Dewi o to, gdzie znajduje się
jai-zarur. W ten sposób w miejscowym żargonie nazywano łazienkę.
Nikt, poza mieszkańcami miasta, nie zorientował się, o co chodzi.
Miał to być rodzaj testu. Dziewczynka prawie natychmiast uśmiechnęła
się i pobiegła do małych drzwi w korytarzu, gdzie była łazienka.
Jeszcze przed otworzeniem tych drzwi szczegółowo opisała, co
znajduje się w środku.
Kolejna sprawa to rozpoznawanie osób i
pamiętanie przez dziewczynkę ich imion. Oto jedna ze scen, które
znalazły się w rządowym raporcie.
Na ulicy Chaubych w Mahurze szedł
30-letni mężczyzna. Na jego widok Santi Dewi zaczęła radośnie
podskakiwać, po czym rzuciła się mu na szyję. Zdumionym członkom
komisji oświadczyła, że jest to jej brat, Nutura Nat.
Ładnie
wyglądasz - powiedziała do niego Santi Dewi - czy pamiętasz, jak
bardzo byliśmy do siebie podobni? I jak często śmialiśmy się z tego?
Mężczyzna nie mógł ukryć wzruszenia. Głośno dziękował Bogu za
możliwość spotkania swojej siostry po tylu latach. Zadał dziewczynce
kilka pytań dotyczących ich rodziny, ale odpowiadała na nie szybko i
pewnie, wymieniała nazwiska, ulice i imiona. Kiedy 9-letnia
dziewczynka udzielała odpowiedzi, zmieniała się jej twarz. Wyglądała
wtedy niczym dorosła, doświadczona kobieta.
Ani jedna z udzielonych
przez Santi Dewi informacji dotyczących okoliczności jej
poprzedniego życia nie okazała się nieścisła. Dziewczynka
zachowywała się jak dorosła kobieta. Wobec męża, Kedara Nata, Santi
Dewi była powściągliwa, jak przystało na strzegącą obyczajów
hinduską żonę. Natomiast w stosunku do syna to niespełna
dziewięcioletnie dziecko okazywało uczucia macierzyńskie. Tuliła
syna do piersi i płakała, mimo, że był on prawie jej rówieśnikiem.
Hinduska komisja wykluczyła, aby na dziecko ktoś wywierał presję na
opowiadanie historii o poprzednim życiu, co więcej, rodzice
stanowczo nakłaniali ją do wyrzucenia z pamięci wspomnień z
poprzedniego życia, gdyż obawiali się o jej zdrowie. Odrzucono także
możliwość zahipnotyzowania dziewczynki, gdyż i taki wariant brano
pod uwagę. Znała ona tak intymne szczegóły życia swojego męża, że
ten bardzo często prosił ją, aby przestała mówić, gdyż czuje się
skrępowany.
Sięgnijmy jeszcze raz do raportu opisującego pobyt Santi
Dewi w domu swojego męża z poprzedniego wcielenia. W pewnym momencie
dziewczynka sama zaczęła oprowadzać po domu komisję i rodzinę.
Proszę bardzo, wchodźcie państwo. Jako mężatka tutaj spędzałam
najwięcej czasu. Tutaj trzymałam moje tulsi, ozdoby, ubrania, no
wszystko. A tutaj jest kuchnia... pokój sypialny. Tutaj stało moje
łóżko, a teraz został po nim tylko ślad. A tu był mój ołtarzyk
Kriszny, ale teraz ktoś go zabrał. Na tej ścianie wieszałam ubrania,
a tutaj stały te skrzynie, które teraz są w przedpokoju. W tej
szafie trzymałam moją biżuterię. O... jest tu nadal! A ten sznur
pereł dostałam od Ciebie Kedar. Czyż nie jest piękny?
Warto
powiedzieć, że w pewnym momencie Santi Dewi podniosła jedną z desek
w podłodze, pod którą był tajemny schowek na pieniądze. Zapytała,
gdzie znajduje się 150 rupii, które schowała dla syna. Zawstydzony
mąż odpowiedział, że musiał je wydać na inny cel, i że bardzo ją za
to przeprasza.
Wszystkie szczegóły zgadzały się co do joty. Santi
Dewi odpowiadała tak precyzyjnie na pytania związane ze swoim życiem
w domu, że uznano za bezcelowe dalsze sprawdzanie jej
prawdomówności. Drodzy czytelnicy Nautilusa, najciekawsze dopiero
przed wami. Przypadek reinkarnacji Santi Dewi jest o tyle ciekawy,
że dokładnie pamięta ona okres pomiędzy wcieleniami. Dzięki jej
opisowi możemy się dowiedzieć, co się z nami dzieje po śmierci.
Kiedy komisja rządowa wróciła do Delhi, na prośbę Mahatmy Gandhiego
powstał raport. Ustalono w nim, że reakcje Santi Dewi były
autentyczne, zaś jej historia jest niezaprzeczalnym dowodem na
istnienie reinkarnacji.
Raport ten opublikowano, ale także
przekazano do analizy wielu znanym naukowcom. Żaden z nich jednak
nie zdołał podważyć przedstawionych w nim dowodów.
I jeszcze jeden
fragment tego raportu. Mówi Rang Bahadur, ojciec Santi Dewi z
obecnego wcielenia:
Do czwartego roku życia Santi Dewi nie mówiła
praktycznie nic, jakby wstydziła się swojej wiedzy. I nagle zaczęła
opowiadać, że tak naprawdę jest mężatką, ma syna i rodzinę w Mutri.
Czteroletnie dziecko nagle oświadczyło, że jej rodzice nie są jej
prawdziwymi rodzicami, jej dom nie jest jej prawdziwym domem i że
tak naprawdę mieszka w mieście, o istnieniu którego nikt z nas
wcześniej nie słyszał. W jaki sposób można nakłonić małą dziewczynkę
do mówienia obcym dialektem i przekonywanie, że jest mężatką i ma
syna? Kto mógłby dokonać takiego oszustwa, i po co?
O historii Santi
Dewi było przez chwilę głośno nawet w chrześcijańskim, zachodnim
świecie, ale przyszła druga wojna światowa i natychmiast o sprawie
zapomniano. My jednak ustaliliśmy, co się z nią działo później.
Santi Dewi wróciła do szkoły, i wyrosła na spokojną, opanowaną
kobietę. Z Kedarem Natem, swoim mężem z poprzedniego wcielenia,
utrzymywała kontakt listowny, ale ich korespondencja ograniczała się
do serdecznych pozdrowień. Traktowała go jak kogoś w rodzaju
osobliwego krewnego. Po ukończeniu studiów powróciła do Delhi. Wtedy
zresztą ku wielkiemu niezadowoleniu rodziców zdecydowała, że nigdy
już nie wyjdzie za mąż.
Czuję się, jak wdowa. A według niepisanego
prawa wdowa nie może powtórnie wychodzić za mąż. Zresztą nadal
kocham swego męża, pamięć o nim jest dla mnie święta i nikt nie
potrafiłby go zastąpić. Moja decyzja jest ostateczna.
Najbardziej
ciekawy wydaje się jednak czas, który spędziła Santi Dewi w
zaświatach. Mówiła o nim niechętnie, gdyż obawiała się, że ta wiedza
nie jest dla zwykłych śmiertelników. Przełom nastąpił dopiero wtedy,
kiedy szwedzki badacz Stur Lonerstrand spotkał się z Santi Dewi.
Wtedy była ona już dojrzałą kobietą, i zgodziła opowiedzieć mu o
świecie po śmierci fizycznego ciała.
Santi Dewi uważała, że poprzez
swoje doświadczenie otrzymała klucz do poznania jednej z
największych tajemnic świata. Dokładnie i szczegółowo zaczęła
opisywać, co działo się z nią, gdy jako Ludżi Dewi zaczęła umierać
podczas porodu.
Śmierć nie następuje tak szybko, jak to się ludziom
wydaje. Najdłużej pozostaje zmysł powonienia. Nie chciałam umierać.
Bez przerwy modliłam się do Kriszny i powtarzałam mantrę, aby
pozostać na Ziemi. I był to mój wielki błąd, bo gdyby nie moje
prośby, z pewnością podczas następnych narodzin nie pamiętałabym
swojego wcześniejszego wcielenia. Leżałam w szpitalu i wiedziałam,
że muszę umrzeć, ale wciąż kurczowo trzymałam się życia. Byłam cały
czas świadoma tego, że przestaje bić moje serce. I nagle poczułam
się wolna i nieskończenie pomniejszona. Czułam się, niczym punkt w
przestrzeni. A jednocześnie był we mnie cały wszechświat. Otoczyły
mnie istoty, które znałam i kochałam. Wszystko było jednością.
Myślę, że gdyby tu, na ziemi, ludzie zrozumieli, jak bardzo jesteśmy
ze sobą połączeni, to nie robiliby sobie nawzajem krzywdy. Po
śmierci bowiem uświadamiamy sobie związki, których nie
dostrzegaliśmy podczas życia.
Wiedziałam, że jest tam źródło
nieskończonego dobra, niczym centralne słońce, którego nie
widziałam, ale czułam, że istnieje. Nie byłam gotowa na połączenie z
tym światłem, musiałam wracać na ziemię, aby dalej się uczyć. Mój
rozwój nie był dokończony, taki bowiem jest sens wędrówki dusz, taki
jest sens istnienia świata. Pamiętam wstąpienie w łono mojej matki,
i potworny ból narodzin. Wiem, że kiedy znowu umrę, wrócę do tego
cudownego światła. Nie boję się śmierci, bo ona nie istnieje...
Wielokrotnie zadawano Santi Dewi pytanie, dlaczego akurat ona
pamiętała swoje wcześniejsze wcielenie.
Santi Dewi zawsze
odpowiadała, że podczas śmierci prosiła Boga o to, aby pozwolił jej
spotkać się z mężem w tym ziemskim świecie. Prośby jej zostały
wysłuchane. „popełniłam błąd, za bardzo chciałam powrotu na ziemię”
- mówiła. Ale Santi Dewi powiedziała także, że w życiu nie ma
przypadku. Widocznie przez jej historię istota boska chciała dać
ludziom informację o prawdzie o reinkarnacji, aby obudzić ludzi ze
snu i trwania w niewiedzy.
Czytając relację z rozmów z Santi Dewi
możemy dowiedzieć się wielu szczegółów dotyczących prawa cyklu
narodzin i śmierci. Jeżeli jest tak naprawdę, to świat wygląda
zupełnie inaczej, niż myślimy. A oto fragment jej wizji świata,
wizji kobiety, która pamięta swój pobyt w zaświatach.
Na Ziemię
powraca się do tego, kogo się kocha. Ludzie jednak bardzo często
nienawidzą, a jest to wielki błąd. Od nienawiści się nie ucieknie,
nie można uniknąć problemu, który mamy przed sobą. Zarówno szczęście
jak i nieszczęście spotykają się ponownie. Nienawiść w zasadzie nie
istnieje. Jest to raczej brak miłości, pustka oczekująca
wypełnienia. Najlepszym sposobem niesienia pomocy innym to miłość.
Człowiek powinien zrozumieć, że otaczają go miliardy istot. Życie
jest w kamieniu, w ziemi, w roślinie. Jest to pewien rodzaj drzemki,
półsnu. Nieświadome życie, związana energia. Kamień nie wie, co robi
- może jedynie ulegać pewnym przeobrażeniom. Roślina zaczyna bardzo,
bardzo mgliście pojmować. Zwierzę pojmuje bez możliwości zrozumienia
związków. Człowiek rozumie, zdaje sobie sprawę ze związków i może na
nie wpływać. Potrafi myśleć, zadawać pytania i udzielać na nie
odpowiedzi. Wciąż jednak nie rozumie własnej jaźni, istoty swojego
istnienia. Ludzie zachodu zagubili się w pogoni za pieniędzmi, za
które chcą kupić szczęście i miłość. Chcą za wszystko płacić nie
wiedząc, że raj noszą w sobie. Odrzucają duchowość z pogardą i
obojętnością. Jest to bardzo smutne i godne ubolewania....




