Licheń to niezwykłe miejsce, pamiętam jeszcze z podstawówki, że
przed pierwszą
komunią i przed bierzmowaniem katechetki i księża
organizowali nam wyjazd do Lichenia, celem upraszani Maryi o łaski
dla nas na kolejnych etapach drogi do Boga. Wtedy jakoś
tak inaczej
się do tego podchodziło, jechaliśmy tam, ale nie do końca świadomi
tego, co rzeczywiście wydarzyło się w Licheniu, w grąblińskim lesie.
Nie mieliśmy pojęcia, jak ważnym były te wydarzenia, były one dla
większości z nas tak samo nieprawdopodobne
i odległe zarazem, jak
rozstąpienie się morza, czy manna z nieba. Obce, niewyobrażalne
i
jakieś takie nielogiczne. Dziś nieco inaczej patrzę na to miejsce,
na ten czas, w ogóle
na kwestię objawień. W moim prywatnym odczuciu
Licheń jest taką stolicą kultu
Maryjnego w Polsce, to tutaj stoi
tron, na którym siedzi Królowa Polski.
Kiedy to wszystko się jednak zaczęło? Był październik 1813 roku, po
stoczonej
pod Lipskiem bitwie, w której wojska Napoleona przegrały,
zliczano ofiary, a rannych próbowano ratować przed śmiercią wskutek
zadanych ciosów. Wśród ciężko rannych
był również Tomasz Kłossowski,
kowal, będący mieszkańcem parafii Licheń. Mężczyzna
był wyczerpany,
a rany dawały się we znaki. Ostatkiem sił ledwie udało mi się
doczołgać
do pobliskich zarośli, tam ścisnął w ręku swój medalik z
Maryją i począł się gorąco
modlić, prosząc o łaskę dalszego życia.
Modlitwa ta została wysłuchana.
Kiedy słońce zmierzało ku zachodowi Kłossowski ujrzał Najświętszą
Panienkę, jak szła przed siebie, ubrana w piękną amarantową suknię i
złoty
płaszcz z widocznymi symbolami Męki Jezusa na krzyżu i ze
złotą koroną na
głowie. Jej spojrzenie pałało smutkiem, spoglądała
Ona na trzymanego przez Nią
w rękach białego orła, tulonego do
piersi. Podeszła do Tomasza, schyliła się nad nim
i obiecała mu
powrót do zdrowia, a także powrót do ojczystej ziemi. Poprosiła go
również wówczas o odnalezienie jej wizerunku i umieszczenie go w
publicznym miejscu, dostępnym dla wszystkich. Dzięki temu miała być
możliwa jej opieka nad całym polskim narodem,
a wszyscy Ci którzy
przybywać mieli do miejsca, w którym obraz miał się znaleźć,
mieli
dostąpić za jej pośrednictwem wszelkich upraszanych łask.
Po zaleczeniu ran Tomasz Kłossowski wrócił do domu. Wiele lat
spędził na
poszukiwaniu wizerunku Matki Boskiej, takiego, jaki
zapamiętał z dnia objawienia.
Jednak dopiero w 1936 roku kiedy
wracał z pielgrzymki do Częstochowy, we wsi Lgota zauważył w
przydrożnej kapliczce, zawieszonej na drzewie piękny obraz, na
którym Matka Boska wyglądała dokładnie tak jak podczas objawienia.
Na obrazie widniał napis: "Królowo Polski, udziel pokoju dniom
naszym". Nie było podpisu autora, tylko te słowa. Kłossowski poczuł
niezwykłą ulgę i radość w sercu, gdyż odnalezienie wizerunku,
zgodnie z prośbą Matki Bożej pozwalało mu na wypełnienie dalszych
jej próśb. Przez pierwsze osiem lat obraz wisiał u Kłossowskiego w
domu w Izabelinie, dopiero po niezwykłym uzdrowieniu z ciężkiej
choroby, jakiego Tomasz doświadczył, zrozumiał on, że obraz musi być
dostępny dla wszystkich, by inni tak jak on, mogli czerpać łaski za
pośrednictwem Maryi. Wobec czego kowal udał się do lasu
grąblińskiego i w małej kapliczce na sośnie umieścił obraz.
W tym miejscu do historii objawień dołącza się postać kolejnego
posłańca Maryi - Mikołaja Sikatki (Sikacza), któremu Matka Boża
objawiała się w lesie grąblińskim od maja do 15 sierpnia
1850 roku. Zatem kiedy Mikołaj, ubogi pasterz, po raz pierwszy
ujrzał Maryję zbliżało się południe, a on klęczał w trawie, na łące,
odmawiając różaniec. Nagle dostrzegł zbliżającą się do niego
niewiastę, ubraną po wiejsku w długą, jasną suknię z białą chustą
na
głowie. Mężczyzna przyglądał się niewieście z zaciekawieniem i
słuchał jej słów:
"Mikołaju! Ogłoś ludziom, że za ich
grzechy zbliża się kara Boża. Zaraźliwa choroba będzie trapić całą
ludność. Ludzie jak muchy będą padać nagłą śmiercią. Zachęcaj
wszystkich do pokuty i modlitwy, gdy się nawrócą, kary nie będzie.
Zwłaszcza
niech ludzie modlą się na różańcu, rozważając życie i mękę
Pana Jezusa".
Po tych słowach Maryja pokazała Mikołajowi
długi różaniec,
składający się z piętnastu tajemnic.
"Mikołaju,
proszę Cię abyś udał się do sosny, na której wisi święty wizerunek.
Zrób tam porządek, bo cały naród tu przyjdzie i moc łask czerpać
będzie".
Maryja po tych słowach zaczęła oddalać się, unosiła się jakby na
złocistym
obłoku, aż zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Mikołaj
nie czekał na nic, a szybko
udał się do kapliczki, wysprzątał ją,
ozdobił świeżymi kwiatami i odmówił tam modlitwę. Choć głęboko
wierzący i oddany Bogu, nie opowiedział o swoim widzeniu innym,
bojąc
się ludzkich uwag, śmiechu i drwin. Jednak Maryja jeszcze
kilka razy objawiła się
Mikołajowi, prosząc go o modlitwę, zwracając
uwagę na to jak ważne jest dla
losów ludzkości porzucenie grzechu,
nawrócenie, pokuta i naprawa życia,
jak wiele dać może światu
kontemplacja tajemnic i modlitwy różańcowej.
Podczas ostatniego objawienia Maryja przekazała pasterzowi te oto
słowa:
"Gdy nadejdą ciężkie dni ci, którzy
przyjdą do tego obrazu, będą się modlić
i pokutować, nie zginą. Będę
uzdrawiać chore dusze i ciała. Ile razy ten Naród
będzie się do mnie
uciekał, nigdy go nie opuszczę, ale obronię i do swego Serca
przygarnę, jak tego Orła Białego. Obraz niech będzie przeniesiony w
godniejsze miejsce i niech odbiera publiczną cześć. Przychodzić będą
do niego pielgrzymi
z całej Polski i znajdą pocieszenie w swych
utrapieniach. Ja będę królowała memu narodowi na wieki. Na tym
miejscu wybudowany zostanie wspaniały kościół
ku mej czci. Jeśli nie
zbudują go ludzie, przyślę aniołów i oni go wybudują".
Po tym objawieniu mimo obawy przed wyśmianiem pasterz począł
nawoływać
ludzi do nawrócenia, modlitwy i pokuty. Jednak jego
napomnienia w większości
przypadków były niczym rzucanie grochem o
mur. Szerzyło się pijaństwo i rozpusta, szlachta rządziła po
swojemu, wielokrotnie odpłacając chłopom za ciężką pracę jedynie
alkoholem. W tej sytuacji nie sposób było uniknąć pijackich hulanek
i swawoli.
Pewnego dnia jeden z mieszkańców parafii doniósł na
Mikołaja carskiej policji, skutkiem czego natychmiast osadzono go w
więzieniu w Koninie. Tam torturowano go, by odwołał przesłanie o
objawieniach, jednak Mikołaj tego nie uczynił. W związku z tym
policja carska uznała, iż pasterz musi być chory umysłowo i takie
też urzędowe oświadczenie wydała, stwierdzając jednocześnie, że
żadne objawienia w lesie grąblińskim nie miały miejsca.
Był sierpień 1852 roku, kiedy okolice nawiedziła groźna epidemia
cholery. Mieszkańcy wsi, miast i miasteczek zaczęli masowo umierać.
Chowano całe
rodziny, aż w końcu przyszły dni, kiedy brakło rąk do
przygotowywania mogił. Wtedy
dopiero ludzie zaczęli przypominać
sobie słowa Sikatki o zbliżającej się zaraźliwej chorobie. Ludzie w
coraz większych grupach udawali się w pielgrzymkę do obrazu Matki
Bożej by upraszać u niej łaskę uzdrowienia, bądź prosić o zdrowie i
uchowanie rodziny przed
zarazą. I faktycznie, jak obiecała Maryja,
wszyscy ci, którzy przybywali do niej z modlitwą zostali zachowani i
nie doświadczyli choroby, bądź dostąpili cudownego uzdrowienia.
To
doświadczenie dało ludziom dowód na autentyczność objawień. Dopiero
od
tego czasu zwrócono szczególną uwagę na pozostałe przesłania
Matki Bożej.
Ksiądz Florian Kosiński, ówczesny proboszcz
parafii pisał o tych
wydarzeniach w ten sposób:
"...W parafii,
której liczba komunikujących wynosiła 924 osoby, tego roku (1852)
odeszło 82 wiernych. Niewątpliwie tak wielką liczbę zgonów odczytano
jako znak, doszukując się w nim "kary Bożej" za ludzkie grzechy.
Osoby dotknięte śmiercią bliskich i pełne lęku o swoje życie zaczęły
wierzyć słowom Mikołaja. Wielu
modliło się przed obrazem zawieszonym
na sośnie, a niektórzy przypisywali
wstawiennictwu Maryi swoje
ocalenie. Dla uproszenia łask i dla okazania wdzięczności za
ocalenie wierni składali znaczne ofiary pieniężne".
Liczne pielgrzymki tłumnie zaczęły zmierzać do obrazu Maryi, który
Kłossowski
odkrył niegdyś podczas swojej indywidualnej pielgrzymki.
Teraz tutaj pielgrzymi
doznawali cudownych uzdrowień, kalecy stawali
się w pełni sprawni, ciężko chorzy
i umierający o własnych siłach i
w pełni zdrowia powracali do życia. Biskup miejscowy
by zapewnić
obrazowi bezpieczeństwo, a jednocześnie by dać wiernym możliwość
gromadzenia się w bardziej przystosowanym do tego miejscu przeniósł
obraz do dotychczasowego niewielkiego kościółka w Licheniu. Już w
1856 roku w miejscu
kościółka stanęła duża, murowana świątynia do
której zmierzali pielgrzymi z całego
kraju. Liczne datki pozwoliły
rozwijać miejsce kultu i inwestować w rozbudowę świątyni.
W 1994 roku rozpoczęto budowę dużego sanktuarium w Licheniu, w
którym
obraz Matki Bożej został umieszczony w 2006 roku. Sanktuarium
to jest również
wotum Kościoła Katolickiego w Polsce. Dziś zaś w
miejscu objawień w lesie
grąblińskim stoi mała kapliczka, którą
pielgrzymi zmierzający do sanktuarium
zawsze odwiedzają, podążając
szlakiem objawień Maryjnych i szlakiem obrazu.
12 August 2009
GODAN
|