WIELCY LUDZIE

MIESZKANIE SIÓDME
(CZĘŚĆ 18)
LINK! DO CZĘŚCI 17

ROZDZIAŁ 4

Kończy objaśnieniem, jaki cel i zamiar ma Pan w użyczaniu duszy takich wzniosłych łask. - Ważna i pożyteczna nauka, jak Marta zawsze powinna iść w parze z Marią.

1. Nie sądźcie, siostry, by dusza, złączona z Bogiem przez łaskę małżeństwa duchowego, zawsze w tym samym stopniu doznawała tych wielkich skutków, jakie ta wzniosła łaska przynosi. Opisując je powyżej, przedstawiłam wam zwyczajny stan tej duszy. Lecz niekiedy bywa i tak, że Pan ją pozostawia własnemu jej przyrodzeniu, a wtedy wszystkie gadziny jadowite, ile ich jest w podwalach i w niższych mieszkaniach twierdzy, sprzysięgają się z sobą, aby się pomścić na niej za wszystek czas, w którym dosięgnąć jej nie mogły.

2. Wprawdzie niedługo to trwa, najczęściej dzień tylko albo mało co dłużej. I właśnie wśród takiej srogiej zawieruchy, zrywającej się zwykle z okazji jakiego niespodzianego zdarzenia, pokazuje się, jaki to zysk dla duszy, że w takim dobrym żyje z Bogiem swoim towarzystwie. Daje jej Pan w takich chwilach wielką stanowczość, aby w niczym nie odstąpiła do służby Jego i nie zachwiała się w dobrych postanowieniach swoich, które większej jeszcze w tej próbie siły nabierają, ani najmniejszym nawet pierwszym poruszeniem z drogi swojej nie zboczyła. Stan ten, jak mówiłam, rzadko się zdarza, ale niekiedy Pan go dopuszcza, najpierw dlatego, bo chce, by dusza nie zapomniała, czym jest sama z siebie. A po wtóre, by zawsze była pokorna i coraz lepiej poznawała, jak wiele jest winna Boskiej dobroci Jego i dziękowała Mu za to i coraz większym sercem Go chwaliła.

3. Nie przypuszczajcie tej myśli do głowy, by przy wielkiej wysokości jej pragnień, przy takim niezłomnym jej postanowieniu, by nie popełnić za nic w świecie żadnej choćby tylko niedoskonałości, dusza ta jednak nie popełniała ich wiele, a czasem nawet i grzechów. Grzechów nie rozmyślnych, bo takiej duszy Pan dodaje skutecznej pomocy, aby się ustrzegła wszelkiej z rozmysłem obrazy Jego, ale grzechów powszednich. Od śmiertelnych bowiem, świadomych przynajmniej, jest wolną, choć nie jest od nich bezpieczną. Ale być może, że ma jaki grzech, śmiertelny nawet, o którym nie wie; i ta myśl niemałą zadaje jej mękę. I drugą jeszcze ta dusza cierpi mękę, gdy widzi dusze idące na zatracenie. A choć wielką ma nadzieję, że do nich nie będzie zaliczona, wszakże, gdy wspomni na tyle smutnych przykładów, zapisanych w Piśmie świętym, na nieszczęsny upadek niejednego, który, zdawało się, wielką miał łaskę u Pana, na takiego na przykład Salomona, który tak bliskie miał obcowanie z Boskim Majestatem Jego, nie może, jak mówiłam, nie bać się o siebie. Która by więc z was najwięcej czuła się w sobie bezpieczna, ta niechaj najwięcej się lęka, bo mówi Dawid, że "szczęśliwy mąż, który się boi Pana". Niech nas Boska moc Jego zawsze ma w swojej obronie. Prośba o łaskę, byśmy Go nie obrażały, to jest największe, jakie możemy mieć bezpieczeństwo. Niech będzie błogosławiony na wieki, amen.

4. Nie będzie tu od rzeczy objaśnienie, w jakim celu Pan tak wielkich łask użycza na tym świecie duszom wybranym. Z samych już skutków, jakie te łaski sprawiają, mogłyście cel ten wyrozumieć, ale wolę jeszcze wam bliżej rzecz wytłumaczyć. Niech sobie żadna nie wyobraża, by łaski miały służyć jedynie dla pociechy dusz, które je otrzymują. Byłby to wielki błąd. Bo nie może Pan użyczyć nam większej łaski nad tę, gdy nas powoła do takiego życia, które by się zasadzało na naśladowaniu życia Jego najmilszego Syna. Mam to więc za rzecz najpewniejszą - jak to już kilkakrotnie w tej księdze mówiłam -, że te wzniosłe łaski mają na celu wzmocnienie naszej słabości, abyśmy zdolne były, za przykładem Pana, wielkie znosić cierpienia.

5. Widzimy bowiem, że którzy bliżej złączeni z Chrystusem Panem naszym, ci też więcej cierpieli. Wspomnij, jakie boleści zniosła Najświętsza Matka Jego, jakie prześladowania i męki wycierpieli chwalebni apostołowie. A święty Paweł szczególnie, skądże czerpał siłę do przetrwania tylu, zdawałoby się, przewyższających siły ludzkie trudów i utrapień? Na jego zwłaszcza przykładzie możemy się przekonać, jakie skutki sprawiają widzenia i kontemplacja gdy są prawdziwe, gdy przychodzą z łaski Pana, nie zaś ze złudzenia wyobraźni lub ze zmamienia diabelskiego. Gdy przeżył wizję raju i usłyszał tajemne słowa, których człowiekowi nie godzi się powtarzać, czy może skrył się gdzie na osobności, aby cieszyć się do woli owymi rozkoszami i o niczym więcej nie myśleć? Przeciwnie, o ile wiemy, całe dnie trawił na trudach apostolskich, a i w nocy snadź nie dawał sobie wytchnienia, rękoma swymi pracując na pożywienie. Serce mi się raduje, gdy wspomnę na świętego Piotra, jak w chwili gdy uchodził przed więzieniem. Pan mu się ukazał na drodze i rzekł do niego, że idzie do Rzymu dać się drugi raz ukrzyżować. Ile razy w porządku nabożeństwa kościelnego powraca święto, w które się ta pamiątka obchodzi, zawsze myślę sobie z niewypowiedzianą pociechą, co też działo się w duszy świętego Piotra, gdy usłyszał te słowa Pańskie, i co, usłyszawszy je, uczynił. Co uczynił? Z radością prosto poszedł na śmierć. I wielkie to miłosierdzie Boże, jeśli komu da znaleźć podobną łaskę.

6. O siostry moje, pomyślcie, jaka musi być wzniosłość uczuć tej duszy, w której Pan w tak niewypowiedziany sposób zamieszka! Jaka obojętność na wszelkie wczasy i spokój własny! Jaka wzgarda czci i honorów świeckich! Jaka wzgarda samej siebie, daleka od wszelkiej najlżejszej chęci pragnienia szacunku i uznania u ludzi! Bo jeśli ustawicznie jest przy Nim, nigdy nie myśli o samej sobie; wszystka jej myśl do tego zmierza, aby Mu coraz bardziej stawała się przyjemną, aby coraz nowe wynajdywała sposoby, jak i w czym okazać Mu miłość swoją. To jest, córki, kres modlitwy; do tego ma służyć i to małżeństwo duchowe, aby z niego rodziły się czyny, i jeszcze raz czyny.

7. Ten jest - jak wam mówiłam - jedyny nieomylny znak łask i widzeń, prawdziwie od Boga pochodzących. Bo co mi to pomoże, choćbym na samotnej modlitwie najgłębiej była w sobie skupiona i najgorętsze do Pana zasyłała akty miłości, i cuda Mu przyrzekała czynić w służbie Jego, jeślibym potem, wyszedłszy z modlitwy, za pierwszą, jaka mi w drogę wejdzie, okazją czyniła wręcz przeciwnie? Ale źle powiedziałam: co mi to pomoże? Bardzo pomaga, owszem, i wielki pożytek przynosi każda chwila spędzona z Bogiem, a i to postanowienie, choć dla nieudolności naszej pozostaje potem bez skutku, Boska łaskawość Jego czasem dopomaga nam spełnić. Może kiedy ześle nam tę pomoc swoją w sposób zrazu dla nas nieprzyjemny, jak to nieraz czyni z duszą nazbyt małoduszną, że zsyła na nią wielkie jakie, wstrętne dla niej, utrapienie, z którego potem zwycięsko ją wyprowadzi. I dusza, poznawszy w tym przejściu skuteczność łaski Jego, łatwiej pozbywa się strachów, które ją wstrzymywały, i ochotniejszym sercem ofiaruje siebie Panu na spełnienie wszelkiej woli Jego. Chciałam więc tylko powiedzieć, że z samych uczuć, aktów i postanowień czynionych na modlitwie, mały jest pożytek w porównaniu z tym wielkim, jaki dusza odnosi, gdy z aktami i słowami zgadzają się uczynki. Choć nie każda zdoła wykonać od razu wszystko, co sobie postanawia, niech stopniowo zdąża do celu, wciąż na nowo pobudzając ku temu wolę swoją. Niech jednak pamięta, że bez tego nałamywania woli, do którego w tym zakątku klasztornym obfitą co dzień znajdzie sposobność, modlitwa, chociażby tego pragnęła, nie przyniesie jej wielkiego pożytku.

8. Zrozumiejcie to dobrze, gdyż jest to rzecz bardzo ważna, nierównie ważniejsza, niżbym wam zdołała słowami wyrazić. Patrzcie na Ukrzyżowanego, a wszystek trud tej walki wyda się wam lekki. Gdy Boski Majestat Jego takimi zdumiewającymi czynami i mękami miłość nam swoją okazał, wy chciałybyście, by poprzestał na tym, że Mu się odwdzięczycie słowami? Czy wiecie, co to znaczy być prawdziwie duchowym? Znaczy
to uczynić siebie niewolnikiem Boga, oddać Bogu tak wszystką wolność swoją, iżby On, naznaczywszy tego swego niewolnika piętnem, to jest swoim krzyżem, mógł sprzedać go i wydać za niewolnika całemu światu, tak jak sam był sprzedany i wydany dla zbawienia świata, iżby niewolnik nie widział w tym żadnej dla siebie krzywdy, ale raczej za niemałą łaskę to sobie poczytywał. Kto nie ma do tego mocnej i stanowczej woli, ten niech się nie spodziewa wysokiego postępu. Cała bowiem ta duchowa budowa stoi - jak wam mówiłam - na fundamencie pokory; kto nie założył w sobie naprawdę tego fundamentu, temu Pan nie pozwoli wznieść się wysoko, dla własnego nawet dobra jego, bo tym głębszy byłby z takiej wysokości budowy upadek. Jeśli więc chcecie, siostry, aby dobry był i mocny wasz fundament, starajcie się każda być najmniejszą, niewolnicą wszystkich, pilnie upatrując, jak i czym mogłybyście jedne drugim zrobić przyjemność czy oddać jaką usługę. Cokolwiek uczynicie w tym duchu, więcej uczynicie dla siebie samych niż dla innych, mocne przez to i trwałe kamienie kładąc w wasz fundament, aby wam się twierdza wasza nie zawaliła.

9. Do takiego zabezpieczenia budowy waszej potrzeba, powtarzam, byście fundament wasz zakładały nie na samej tylko modlitwie i bogomyślności. Bez usilnego starania się o cnoty, bez ciągłego ćwiczenia się w nich, zawsze pozostaniecie duchowymi niedorostkami. A daj Boże, by choć na tym się skończyło, by z braku wzrastania nie było coraz większego karłowacenia. Wiecie bowiem, że kto się nie pomnaża, ten się umniejsza, bo miłość, gdy jest prawdziwa, niepodobna, jak sządzę, by nie rosła ciągle, a jeśli nie rośnie, snadź nie jest prawdziwa.

10. Może wam się zdaje, że mówię to tylko dla początkujących, że później, gdy się dusza już napracuje, może odpocząć? Powiedziałam wam już, że dusze te, o których tu mówię, choć wielkie mają odpocznienie, mają je tylko w swym wnętrzu, i na to je mają, aby tym mniej go miały i tym mniej pragnęły zewnętrznie. Jaki cel, sądzicie, mają owe wspomniane, wewnętrzne natchnienia, czyli raczej płomienne pragnienia, które dusza z głębi wnętrza swego we wszystkie zakątki twierdzy do wszystkiej czeladzi mieszkań dalszych, poza obrębem tego siódmego, w którym ona teraz mieszka, zostających, jakby wici jakie rozsyłała? Czy do snu, do odpoczywania je zaprasza? Nie, nie, i jeszcze raz nie! Przeciwnie, do większych trudów pobudza swe zmysły i władze wszystkie, na wojnę je wzywa i sroższą wojnę im wydaje, niż gdyby jeszcze wśród nich mieszkała i z nimi cierpiała. Wówczas bowiem jeszcze nie rozumiała tak jasno, jakim zyskiem są cierpienia; one to przecież były środkiem, którego Bóg użył, aby ją pociągnął do siebie. Samo wreszcie Boże towarzystwo, którym się cieszy, nierównie większych niż przedtem sił jej dodaje. Bo jeśli, jak mówił Dawid: ze świętym święty będziesz, tedy niepodobna wątpić o tym, że przez takie przewyższające ducha z duchem złączenie stawszy się jedno z Bogiem mocnym, tej Jego mocy dusza musi się stać uczestniczką, jak to dalej zobaczymy na przykładzie Świętych, którzy z tego źródła czerpali siłę i męstwo do poniesienia katuszy i śmierci męczeńskiej.

11. Jest to również rzecz pewna, że ta silą nadprzyrodzona, która się tu duszy udziela, wpływem swoim dosięga wszystkich mieszkańców twierdzy, a więc i władz, i zmysłów, i samegoż nawet ciała, które częstokroć nie czuje jakby swej słabości. Posilone bowiem ową siłą, którą dusza czerpie, pijąc wino z tej piwnicy winnej, do której wprowadził ją Oblubieniec i przy sobie ją trzyma, czuje jak jej siła rozchodzi się i po słabym ciele, podobnie jak pokarm strawiony w żołądku, i głowę i członki wszystkie pokrzepia. Zatem też twarde życie ma ciało z tą duszą, póki ona w nim żyje; bo chociażby z rozkazu jej wielkie znosiło trudy i umartwienia, nigdy nie dorówna temu, do czego nagli ta siła wewnętrzna, żądająca daleko więcej. I jakkolwiek dusza ciągłą mu wojnę wytacza, wszystko to jeszcze dla niej jest niczym. Z tego snadź wynikały wielkie owe pokuty, które czynili Święci, taka, szczególnie, święta Magdalena, choć miękko wychowana i która w takich przedtem żyła rozkoszach. Stąd pochodził głód, z jakim Ojciec nasz Eliasz łaknął chwały Boga swego, a święty Dominik albo święty Franciszek łowili dusze Bogu, aby Go wielbiły. Z takim zapomnieniem o sobie pracując dla Pana, upewniam was, że niemało oni wycierpieli.

12. Na tę wysokość, proszę was, siostry moje, i my się wznieść usiłujemy. Nie dla pociechy naszej pragnijmy, oddawajmy się modlitwie, ale na to, byśmy z niej zaczerpnęły także siłę do służenia Bogu. Nie szukajmy nowych dróg, co byłoby tylko stratą czasu, bo i dziwną bardzo wymyśliłybyśmy sobie drogę, gdybyśmy na co innego pragnęły otrzymać te łaski, niż na to, na co On je daje, i gdybyśmy nie tędy iść chciały, którędy szedł Pan i wszyscy za Nim święci Jego. Podobnej myśli ani na chwilę nie dopuszczajcie do głowy. 'Chcąc godnie ugościć Pana i zatrzymać Go u siebie, potrzeba, by z Marią Marta zawsze szła w parze. Ładne by to było przyjęcie, zaprosić Go do siebie, a nie dać Mu jeść. Lecz gdyby Marii, siedzącej u nóg Jego, nie przyszła w pomoc Marta, któż by Mu pokarm zgotował? Pokarm zaś, jakiego Pan od nas wygląda, jest ten, byśmy na wszelki sposób, o ile tylko zdołamy, pociągały dusze do Niego, aby dostąpiły zbawienia i wiecznie Go chwaliły.

13. Może mi tu zrobicie zarzut dwojaki. Najprzód, powiecie, gdy Maria siedziała u nóg Pańskich, pozostawiając Marcie krzątanie się około zewnętrznej posługi, Pan przecież pochwalił ją mówiąc, że "najlepszą cząstkę obrała". Na to wam odpowiem, że Maria oddała już Panu posługę Marty, gdy, na pociechę Boskiego Serca Jego, umywała nogi Jego i włosami swymi ocierała. Czy sądzicie, że małym to było dla takiej wykwintnej pani umartwieniem, tak biec przez ulice miasta, i to zapewne samej, bo w zapamiętaniu skruchy i miłości, z jakim śpieszyła do nóg Pana, pewno nie pomyślała o zabraniu z sobą odpowiedniego jej stanowi orszaku, i tak wpaść do domu obcego, w którym nigdy jeszcze noga jej nie postała, wystawić się na urąganie faryzeusza i wszelkie szyderstwa, jakie tam od gości u niego zgromadzonych wycierpieć musiała? Wiemy przecież, jacy to byli ludzie przewrotni i złośliwi, jak zawistnym i wrogim okiem na Pana naszego patrzyli. Sama więc ta cześć i miłość, jaką Maria w ich oczach śmiała okazywać znienawidzonemu przez nich Jezusowi, musiała im być cierniem w sercu. Toteż z oburzeniem i gniewem pewno nie zaniechali wytykać jej dawnego życia i szydzić ze zmiany, jaka w niej zaszła, boć jasna rzecz, że od chwili nawrócenia swego zarzuciła kosztowne swe stroje; urągali jej, że udaje świętoszkę, jak to dziś jeszcze spotyka pobożnych, choć nie tak jak ta święta głośnych. Nie bez krzyżów więc i ciężkich utrapień, bądźcie tego pewne, przyszła jej owa "cząstka najlepsza". Sam już widok tej straszliwej nienawiści, jaką lud on nieszczęsny ścigał najdroższego jej Mistrza, nieznośnym musiał być dla niej cierpieniem, a cóż dopiero wycierpiała, patrząc na mękę i śmierć Zbawiciela? Choć nie jest zapisana w poczet męczenniczek, sądzę przecież, że prawdziwe poniosła męczeństwo, stojąc pod krzyżem Jezusa i potem tyle lat żyjąc z Nim rozłączona, co srogą dla tej duszy, miłością płonącej, musiało być męką. Widzicie z tego, że życie jej niecałe upłynęło u nóg Pańskich w rozkoszach kontemplacji.

14. Drugi zarzut może mi zrobicie taki, że pragnęłybyście pociągać dusze do Boga, ale nie widzicie sposobu do tego, kiedy nie jesteście apostołami i nie do was należy słowo Boże ogłaszać. Na ten zarzut niejednokrotnie już w pismach moich odpowiadałam, a chyba nawet już i w tej księdze Twierdzy wewnętrznej. Z uwagi jednak, że przy świętych, jakie Pan wam daje pragnieniach myśl ta zapewne nieraz wam przychodzi, i tu jeszcze powtórzę, co tam powiedziałam. Zdarza się niekiedy, że duch zły wzbudza w nas wielkie i wspaniałe pragnienia, abyśmy, nimi się uwodząc, zaniechały tego, co byśmy mogły uczynić dla chwały Bożej, pocieszając się tym, żeśmy pragnęły rzeczy wielkich, choć niemożliwych. Otóż choć modlitwą możemy rzeczywiście ogarnąć świat
cały, nie sięgajmy jednak tak daleko, ale patrzmy, co możemy dobrego uczynić tym, wśród których żyjemy. Będzie to tym większa zasługa przed Bogiem, że więcej jesteśmy obowiązane tym bliższym przyjść z pomocą. Czy mały, sądzicie, będzie to zysk dla nich zarówno jak i dla was, gdy w postępowaniu waszym taką okażecie pokorę, taką wytrwałość w umartwieniu, taką ochotną do służenia każdej gotowość, taką szczerą dla wszystkich miłość, taką w pełnieniu wszelkiej cnoty stateczność, taką miłość Bożą, iżby wszystkie żarem swoim zapalała? Rzecz pewna, że będzie przyjemna w oczach Boskiego Majestatu taka służba wasza; i tak czyniąc to - co jest w możności waszej - okażecie Panu, że uczyniłybyście więcej, gdybyście mogły, i wedle tej miary Pan odda wam podwójną zapłatę i za to, coście uczynić chciały.

15. Ale powiecie mi może: po cóż to nawracanie, wszak siostry wszystkie i tak są cnotliwe? Po cóż tak sądzić? Im przecież która będzie doskonalsza, tym przyjemniejsza będzie z ust jej chwała Panu, tym pewniejszy z modlitwy jej dla bliźnich pożytek.

Ostatecznie więc, siostry moje, na tym kończę, byśmy nie budowały wysokich wież bez fundamentów. Pan nie patrzy na wielkość czynów, tylko na miłość, z jaką je czynimy. Czyńmy wiernie, co możemy, a Boska łaskawość Jego sprawi to, byśmy co dzień mogły więcej. Nie ustawajmy w pracy, nie traćmy serca, choć trud się przedłuża. Dopóki trwa to trochę życia - a którego może dla niejednej będzie mniej jeszcze niż się spodziewa - wewnętrznie i zewnętrznie zanośmy Panu taką ofiarę, na jaką nas stać. Pan zaś ją złączy z tą wielką ofiarą, jaką za nas Ojcu swemu zaniósł na krzyżu, aby przez nią ofiara nasza miała przed Nim pełną wartość i zasługę, nie wedle małości uczynku, ale wedle miary dobrej woli i miłości, z jaką Mu się bez podziału oddałyśmy.

16. Daj nam Boże, siostry i córki moje, znaleźć się wszystkim tam, kędy Go wiecznie wysławiać będziemy! I mnie niechaj użyczy łaski, bym choć w części umiała wypełnić uczynkiem to, czego was nauczam, przez zasługi Syna swego, który żyje i króluje na wieki wieczne, amen. Wstyd mię, upewniam was, wielki wstyd samej siebie i dlatego na miłość tegoż Pana proszę was, nie zapominajcie w modlitwach waszych o tej biednej nędznicy.

IHS

1. Choć z niechęcią, jak mówiłam na wstępie, do tego pisania przystępowałam, teraz przecież, gdy doszłam do końca, bardzo z niego jestem zadowolona i trudu, prawda, że bardzo niewielkiego, jaki na nie poświęciłam, nie żałuję. W tym ścisłym zamknięciu, w jakim żadnej prawie nie macie rozrywki, w tych naszych, bardzo szczupłych klasztorach, w których żyjecie, będzie to dla was pociechą oddychać swobodnie w szerokich tej twierdzy wewnętrznej przestrzeniach, do których o każdej porze, nie potrzebując na to pozwolenia przeoryszy, wejść i do woli po nich przechadzać się możecie.

2. Nie do wszystkich jednak mieszkań tej twierdzy o własnych siłach, chociażby się wam zdawały dużymi, dostać się możecie, jeśli was Pan twierdzy sam do nich nie wprowadzi. Dlatego ostrzegam was, gdybyście znalazły drzwi zamknięte, nie próbujcie dobijać się siłą, mógłby się o to zagniewać Pan i już by was nigdy nie wpuścił. On bardzo lubi pokorę. Uznając siebie za niegodne dostania się i do trzeciego mieszkania, niebawem skłonicie ku sobie wolę Jego, że was dopuści do piątego; a tam, wiernie Mu służąc i ustawicznie w tym mieszkaniu przebywając, doczekacie się w końcu tego szczęścia, że was wprowadzi do tego ostatniego, które sam obrał sobie za własny swój przybytek. Do tego mieszkania wszedłszy, nigdy go już nie opuszczajcie, chyba, że was zawoła przełożona, której wolę Boski ten Pan chce, byście spełniały, jakby Jego własną. W takim razie, choćby wam z rozkazu jej przyszło długo zostawać poza tym mieszkaniem własnym, zawsze Go za powrotem zastaniecie, mającego drzwi dla was otwarte. A gdy raz zakosztujecie rozkoszy tego królewskiego pałacu, wszędzie i we wszystkim, choćby to były rzeczy najtrudniejsze, znajdziecie dla siebie odpocznienie, bo w tym wszystkim towarzyszyć wam i wszystko wam osładzać będzie nadzieja powrotu do tego waszego z Bogiem przybytku i tej nadziei nikt wam odjąć nie może.

3. Chociaż w opisie tej twierdzy mówiłam o siedmiu tylko mieszkaniach, każde z nich jednak składa się z wielu komnat, na górze i na dole, i po bokach, z wdzięcznymi ogrodami, wodotryskami, klombami, gajami i takim mnóstwem wszelkiego rodzaju rzeczy rozkosznych, że na widok ich chciałybyście rozpłynąć się w uwielbieniach tego Boga wielkiego, który te cuda stworzył na wyobrażenie i podobieństwo swoje. Jeśli w tym, co tu napisano, dla dania wam niejakiego pojęcia o tych cudach i o Tym, który je stworzył, znajdziecie co dobrego, bądźcie pewne, że Pan sam w łaskawości swej Boskiej raczył wam to przeze mnie powiedzieć dla pociechy waszej; co się zaś znajdzie złego, to własna robota moja.

4. W zamian za to wielkie pragnienie moje, z jakim pragnę wedle możności dopomóc wam do tego, byście wiernie i godnie służyły temu Bogu i Panu mojemu, o jedną łaskę was proszę. Ile razy to czytać będziecie, wielkie w imieniu moim składajcie Boskiemu Majestatowi Jego dziękczynienie i proście Go, aby dawał wzrost i pomnożenie Kościołowi swemu, heretyków światłością prawdy swojej oświecił, mnie grzechy moje odpuścił i wyzwolił mię z czyśćca, w którym może będę z miłosierdzia Jego, nim ta księga dostanie się do rąk waszych, jeśli uczeni mężowie, którzy pierwej ją przejrzą, uznają ją godną ujrzenia światła dziennego. Jeśliby w tym, co napisałam, znalazł się błąd jaki, będzie to tylko skutkiem niewiadomości mojej. We wszystkim poddaję się nauce świętego Kościoła Rzymskiego, w którym żyję i świadczę się i przyrzekam, że w nim żyć chcę i umierać. Niechaj Bóg Pan nasz będzie pochwalony i błogosławiony na wieki, amen, amen.

5. Pisanie to zostało ukończone w klasztorze Świętego Józefa w Awili, roku 1577, w wigilię świętego Andrzeja, na chwałę Boga, który żyje i króluje na wieki wieków, amen.