ROZDZIAŁ 2

Mówi o tym samym w dalszym ciągu i objaśnia za pomocą porównania, co
to są smaki nadprzyrodzone i jak mamy się sposobić do ich
otrzymania, o nie się nie ubiegając.
1. O Boże wielki, gdzież to ja się zapędziłam! Zapomniałam
już, o czym zaczęłam
była mówić, a to z powodu interesów i słabego zdrowia mojego, które
mię odrywają
od pisania właśnie w czasie do tego najsposobniejszym. Z taką złą,
jak moja, pamięcią
i w niemożności odczytania tego, co napisałam, pewno całe to pisanie
moje będzie bez związku ni ładu. Ale choć w tym, co mówię, żadnego
może nie będzie porządku, zawsze
słowa moje będą wyrazem tego, co rozumiem i czuję. Mówiłam, zdaje mi
się, o pociechach duchowych, jak nieraz wikłają się z zapędem
namiętności, skutkiem czego sprawują niejakie wzburzenie wewnętrzne,
wywołują jęki i łkania, i szlochania, a nawet, jak mnie o tym
upewniali doświadczeni, doznaje się w tym stanie ucisku w piersiach
lub podlega
się mimowolnym podrzucaniem i targaniem, których powstrzymać nie
można i taka
jest siła wewnętrznego nacisku, że nieraz krew się rzuca nosem i
inne tym podobne objawiają się dotkliwe przypadłości. Ja o tym nic
powiedzieć nie mogę, bo sama
przez to nie przechodziłam; sądzę jednak, że i w takich rzeczach
musi być
jakaś pociecha, skoro wszystko tu - jak mówiłam - dąży do pragnienia
spodobania się Bogu i cieszenia się boską obecnością Jego.
2. Ale te "smaki Boże", o których mówię obecnie, albo jak je
na innym miejscu
nazwałam "modlitwa odpocznienia" - jest to zupełnie co innego, jak o
tym
wiedzą te spomiędzy was, które z miłosierdzia Boga tych smaków
zakosztowały.
Postarajmy się zrozumieć to lepiej za pomocą porównania: weźmy na
przykład
dwa zdroje z dwoma zbiornikami, do których spływa woda. Na
objaśnienie niektórych
rzeczy duchowych zapewne dlatego, że mało mam nauki i małe
zdolności, nie znam drugiego tak odpowiedniego porównania, jak
podobieństwo wody. Szczególnie też mam
do tego żywiołu upodobanie i pilniej niż nad innymi rzeczami nad nim
się zastanawiałam. Choć i w każdej innej rzeczy, tym samym, że ją
stworzył Bóg tak wielki i tak nieskończenie mądry, muszą się
zawierać niezliczone tajemnice, z których rozważania możemy odnieść
dla siebie pożytek, jak to i czynią ci, którzy mają zrozumienie tych
rzeczy, to z drugiej strony mam to przekonanie, że w każdym
najmniejszym stworzeniu Bożym, choćby to była
tylko drobna mrówka, więcej ukrywa się dziwów, niż rozum pojąć
zdoła.

3. Wracając tedy do naszego porównania, dwa one zbiorniki oba
się napełniają wodą,
ale każdy w sposób odmienny: do jednego spływa woda więcej z daleka,
za pomocą
różnych sztucznych wodociągów, drugi umieszczony w samymże miejscu,
skąd
wytryska woda, napełnia się od razu, bez żadnego szumu. A jeśli
zdrój jest obfity,
jaki jest ten, który mam na myśli, tedy napełniwszy zbiornik, spływa
z niego wielkim strumieniem, który, nie potrzebując żadnych
wodociągów ani pomocy ręki ludzkiej, sam
z siebie nieustannie i coraz dalej wody nim płynące roznosi. W tym
więc cała różnica.
Woda płynąca za pomocą wodociągów są to, wedle rozumienia mego,
te "pociechy" na rozmyślaniu powstające, których nabywamy przez
rozważanie
rzeczy stworzonych i przez pracę umysłu naszego, za czym woda ona,
jeśli
wreszcie, jak mówiłam, spłynie na duszę i sprawi w niej jaki
pożytek, spływa
z szumem, bo ostatecznie my sami własnym staraniem naszym ją
sprowadzamy.
4. Tamta druga woda przeciwnie, tryska do duszy z samegoż
zdroju, którym
jest Bóg. Stąd to, gdy spodoba się Boskiej dobroci Jego użyczyć nam
tej łaski nadprzyrodzonej, działanie Jego sprawuje w nas te smaki z
niewypowiedzianym
pokojem, cichością i słodkością, które przenikają aż do dna istności
naszej.
Jak i czym się to dzieje, tego nie wiem;, ale ta pociecha i słodkość
nie daje się
uczuć - jak to bywa z pociechami tej ziemi - w sercu, przynajmniej z
początku;
potem dopiero całe je napełnia, za czym ta woda rozlewa się i
nurtuje po wszystkich mieszkaniach, po wszystkich władzach duszy, aż
w końcu dochodzi i do ciała.
Dlatego mówiłam, że te smaki poczynają się w Bogu, a kończą się w
nas;
i rzecz pewna, jak się o tym przekona każdy, kto doświadczy, że
i zewnętrzny człowiek cały cieszy się tym smakiem i tą słodkością.

5. Pisząc te słowa, zastanawiałam się nad tym, co w onym
wierszu: Dilatasti cor meum, Prorok mówi, że Bóg rozszerzył serce
jego. Jakoż nie sądzę - jak już mówiłam - by to ,,rozszerzenie", ten
smak duchowy brał początek swój z serca; poczyna się on z czegoś
bardziej wewnętrznego, z jakiejś ukrytej głębi; musi to chyba być
sam środek i rdzeń duszy, jak to później zrozumiałam i jak o tym w
dalszym ciągu mówić będę. Zaprawdę, takie
się w nas ukrywają tajemnice, że częstokroć, gdy którą z nich ujrzę,
zdumienie
mię ogarnia, a ileż ich więcej musi być, których nie dojrzę!
O, Panie mój i Boże mój, jakże nieogarnione są wielmożności Twoje! A
my
na tej ziemi, ciemni i nieświadomi jak prostacze pastuszki
wyobrażamy sobie,
że zdołamy choćby w cząstce jakiej je zgłębić. Wszystka o Tobie
wiedza i poznanie
nasze tyle znaczy, co nic, kiedy w nas samych takie są głębokie
tajemnice, których dociec nie potrafimy. Tyle co nic, mówię, w
porównaniu z tym mnóstwem tajemnic i doskonałości, które są w Tobie;
bo niemniej przeto wielkie są i niezmierzone już i te wielmożności
Twoje, które umysł nasz, przez rozważanie dzieł Twoich, dojrzeć i
poznać zdoła.

6. Wracam do przytoczonego
wyżej wiersza: dobrze on sam, zdaniem
moim, może posłużyć do objaśnienia tego nadprzyrodzonego napełnienia
się zbiornika duszy. Woda ta niebieska, gdy zacznie płynąć z tego
źródła,
o którym mówiłam, to jest z głębi jestestwa naszego, rozszerza się
coraz
dalej rozprzestrzeniając całe wnętrze nasze, i sprowadza za sobą
pewne
dobra, na określenie których nie ma wyrazu, ani też dusza sama nie
zdoła
pojąć tego, co jej się udziela w onej chwili błogosławionej. Czuje w
sobie
nieopisaną jakąś słodką wonność, jak gdyby tam w głębi jej tliło się
ognisko,
z którego się wznosi wonny dym położonego na nim kadzidła; nie widzi
ani
ognia, ani światła, ani gdzie ono jest;, ale ciepło i wonność dymu z
ogniska
wychodzącego przenika ją całą, a częstokroć - jak mówiłam - i samoż
ciało uczestniczy w tej rozkoszy. Zważcie jednak i zrozumiejcie
dobrze myśl
moją: nie czuje się tu rzeczywistego dotykalnego ciepła ani
rzeczywistego
zmysłom przystępnego zapachu; to, o czym tu mówię, jest to rzecz
nierównie
wyższej i subtelniejszej natury i dlatego tylko użyłam tych
porównań, abyście
za pomocą ich mogły sobie utworzyć jakiekolwiek o tej tajemnicy
pojęcie.
Które z was same przez to nie przechodziły, niechaj mi wierzą, że
prawdziwie
w taki sposób odbywa się to napełnienie i rozszerzenie serca i, że
dusza jaśniej to wszystko widzi i poznaje, niż ja objaśnić zdołam. Ale nie jest to
rzecz, której
dość byłoby pragnąć, aby ją uzyskać; sami z siebie, jakkolwiek byśmy
się
starali
i usiłowali, nigdy jej nie zdołamy osiągnąć, i to jedno już dowodzi,
że nie
jest to dzieło z marnego kruszcu natury naszej uczynione, ale
dzieło utworzone z przeczystego złota mądrości Bożej.
Co do władz duszy, nie zdaje mi się, by w tym stanie były
zjednoczone
z Bogiem; są tylko jakby upojone i zdumione pytają siebie, co to
jest takiego.
7. Być może, że mówiąc tu o
tych łaskach tak głęboko wewnętrznych,
niezupełnie się zgadzam w tym lub owym punkcie z tym, co na innych
miejscach
w tymże przedmiocie powiedziałam. Nic by w tym nie było dziwnego: w
ciągu tych blisko piętnastu lat, które upłynęły od napisania tamtej
księgi, mógł mi Pan dać jaśniejsze tych rzeczy zrozumienie, niż je
wówczas posiadałam, a nadto i dzisiaj tak samo jak wówczas mogę się
mylić we wszystkim, co mówię; to tylko rzecz pewna, że ani wówczas
nie
mogłam, ani dziś nie mogę powiedzieć kłamstwa; tysiąc razy, z łaski
i miłosierdzia
Boga, wolę umrzeć, niż raz skłamać; piszę albo mówię, jak rozumiem i
czuję.

8. Wola, jak sądzę, musi być
w tym stanie poniekąd zjednoczona z wolą Boga.
Ale dopiero po skutkach i uczynkach poznaje się prawdę i rzetelność
tego rodzaju
modlitwy; nie ma pewniejszego probierza nad jej doświadczenie.
Wielką łaskę
czyni Pan tej duszy, która, dostąpiwszy tego daru, umie się poznać
na nim,
ale jeszcze większą, jeśli, otrzymawszy go, nie cofa się wstecz.
Nie wątpię o tym, córki, że pragnęłybyście dołożyć wszelkich starań,
aby zaraz
dojść do tego stanu modlitwy. I słuszne to pragnienie wasze, bo
nigdy - powtarzam - nie zdoła dusza pojąć ani tych łask, jakich Pan jej w tym stanie użycza,
ani tej
miłości, z jaką tam coraz bliżej pociąga ją do siebie. Warto więc
bez wątpienia
pragnąć i pilnie dowiadywać się, jakim sposobem można dosięgnąć
tak wysokiej łaski. Wskażę wam ten sposób, jak ja go rozumiem.
9. Nie mówię, tu o wypadkach
nadzwyczajnych, kiedy spodoba się Panu użyczyć
komu tej łaski bez żadnej innej przyczyny, jedynie tylko dlatego, że
tak Mu się
podoba. Pan wie, co czyni, nie nasza rzecz wglądać w zamiary i
prawdy Jego.
Co do nas, córki, przestrzegając nasamprzód tego, co należy do
mieszkań poprzednich, miejmy pokorę i jeszcze raz pokorę! Pokorą Pan
daje się zwyciężyć i spełnia wszystko, czego pragniemy. Pierwszym
zaś znakiem, po którym możecie poznać czy posiadacie
tę cnotę, będzie szczere i mocne o sobie przekonanie, że nie
jesteście godne
takich łask i smaków Bożych i, że nigdy ich w życiu waszym nie
dostąpicie.

Jakimże więc sposobem, zapytacie, osiągniemy te łaski, nie śmiejąc
nawet
o nie się starać? - Na to odpowiadam: najlepszy sposób otrzymania
tych łask
jest ten, który wam wskazałam; najpewniej ich dostąpi ten, kto się o
nic nie stara,
a to z następujących pięciu powodów. Naprzód dlatego, że pierwszym
warunkiem
do osiągnięcia ich jest czysta i (s.280) bezinteresowna miłość Boga.
Po wtóre dlatego,
że zawsze to będzie trochę za mało pokory, jeśli kto sobie wyobraża,
że za takie małe
i nędzne posługi, jakie my możemy oddać Bogu, zdoła osiągnąć rzecz
tak wielką.
Potrzecie, że prawdziwe do otrzymania podobnej łaski
przysposobienie zasadza
się na tym, byśmy pomnąc na to, że bądź co bądź jesteśmy
grzesznikami i po
wiele razy obraziliśmy Boga, pragnęli nie używać smaków i rozkoszy,
ale cierpieć
dla miłości Pana i naśladować Go. Po czwarte, że Bóg nie zobowiązał
się udzielać
nam tych łask nadzwyczajnych, tak jak w nieskończonej dobroci swojej
zobowiązał
się dać nam chwałę wieczną, jeśli zachowamy przykazania Jego; łaski
te nie są
konieczne do zbawienia, a On najlepiej wie, czego nam potrzeba i co
nam pożyteczne
i zna, kto Go prawdziwie miłuje. Jakoż wiem o tym i znam dusze
takie, które idą tą drogą miłości, a każdy nią iść musi, kto pragnie
służyć jedynie Chrystusowi ukrzyżowanemu,
że nie tylko nie pragną smaków i rozkoszy ani o nie Pana nie proszą,
ale przeciwnie,
błagają Go, by im, póki żyją, łask takich nie dawał; prawdziwie tak
jest, jak mówię.
Po piąte na koniec, że starania nasze byłyby daremne dlatego, że ta
woda smaków niebieskich nie daje się, tak jak tamta woda pociech
duchowych, sprowadzić za
pomocą wodociągu, więc póki źródło, którym jest Bóg, wydać jej nie
chce, na
próżno tylko trudziłybyśmy się nad jej dobywaniem. To znaczy innymi
słowy,
że jakkolwiek byśmy przedłużały rozmyślania nasze i wysilały się, i
łzami
zalewały, nigdy z tych usiłowań naszych woda ona nie wypłynie;
Bóg sam tylko ją daje, komu chce, i daje ją częstokroć
w chwili, kiedy dusza najmniej się tego spodziewa.
10. Jego jesteśmy własnością,
siostry, niech robi z nami, co się Jemu spodoba,
niech nas prowadzi, kędy chce. Ale tego pewna jestem, że kto
naprawdę upokorzy
się i zaprze się siebie (naprawdę, mówię, nie w imaginacji, która
nas często zwodzi,
ale byśmy rzeczywiście byli pełni zaparcia siebie), temu Pan nie
omieszka użyczyć
tej łaski i wielu innych jeszcze tak wielkich, że ich człowiek nie
mógłby i zapragnąć.
Niechaj będzie pochwalony i błogosławiony na wieki, amen.
ROZDZIAŁ 3

Mówi, co to jest modlitwa skupienia, której Pan użycza pierwej niż
tej, o której była
mowa w poprzedzającym rozdziale. - Jakie są jej skutki i czym te
skutki się różnią
od skutków, jakie sprawują owe smaki nadprzyrodzone, których Pan
udziela.
1. Skutki tych smaków Bożych
są wielorakie; wymienię z nich niektóre, ale pierwej
jeszcze powiem o innym rodzaju modlitwy, który prawie zawsze
poprzedza ten drugi. Mówiłam już o tym na innym miejscu (10), więc
tu poprzestanę na krótkiej wzmiance. Jest
to pewne skupienie wewnętrzne, zdaniem moim, również nadprzyrodzone.
Nie nabywa się tego skupienia, chroniąc się w miejsce ciemne albo
zamykając oczy, albo używając jakich bądź środków zewnętrznych;, ale
gdy przyjdzie, oczy się same zamykają i dusza pragnie samotności i
tak bez żadnych sztucznych sposobów buduje się niejako przedsionek
do tej modlitwy smaków nadprzyrodzonych, bo zmysły i rzeczy
zewnętrzne tracą wówczas, że tak powiem, prawa swoje, aby dusza za
to odzyskała całą, uwięzioną przez nie, wolność swoją.
2. Uczeni tłumaczą to tak, że
"dusza w tym skupieniu wchodzi w siebie"
albo, jak mówią inni, "wznosi się nad samą siebie". Przyznaję, że
zbyt jestem
niepojętna, abym takim powiedzeniem zdołała co objaśnić; wytłumaczę
to na
swój sposób, o ile umiem i sądzę, że mię zrozumiecie, choć może
tłumaczenie
moje będzie mylne i tylko dla mnie. Wróćmyż myślą do naszej twierdzy
wewnętrznej,
bo właśnie to podobieństwo sobie obrałam dla jakiegokolwiek, według
możności mojej, objaśnienia tego, co chcę powiedzieć. Przedstawmy
sobie zmysły i władze duszy
(które są, jak mówiłam, strażnikami tej twierdzy), jako rozpierzchły
się w różne
strony, dniami i latami całymi zadając się z pospólstwem obcym i
nieprzyjazne
dla twierdzy zamiary żywiącym. Spostrzegłszy się wreszcie, że taką
niewiernością
swoją same sobie zgubę gotują, chciałyby już wrócić do twierdzy i
krążą koło niej,
ale wnijść same nie zdołają, bo zły nałóg niełatwo da się zwyciężyć;
bądź co bądź
jednak nie są już zdrajcami i trzymają się w pobliżu. Za czym król
wielki, zasiadający
w wewnętrznym mieszkaniu twierdzy, widząc ich dobrą wolę, chce je w
wielkim
miłosierdziu swoim na powrót do siebie przywołać i, jako pasterz
dobry, cichym,
ledwie dosłyszalnym głosem daje im skutecznie poznać swe wezwanie,
aby
porzuciły drogę zatracenia i do mieszkania Jego wróciły. I taka jest
siła tego
pasterskiego głosu, że pod wpływem jego od razu opuszczają owe
rzeczy
zewnętrzne, w których leżały uwikłane, i do wnętrza twierdzy się
chronią.

3. Zdaje mi się, że nigdy
jeszcze tak jasno rzeczy nie wytłumaczyłam, jak teraz.
Gdy bowiem w tym wewnętrznym skupieniu dusza szuka Boga, jest to
wielką
pomocą dla niej, gdy Bóg zechce użyczyć jej tej laski. (Lepiej zaś i
z większym
pożytkiem tu Go szukać niż w stworzeniach, bo św. Augustyn o sobie
powiada,
iż po daremnym w rzeczach zewnętrznych szukaniu, znalazł Go w
sobie). Bo
nie sądźcie, by tego skupienia nabywało się rozumem, gdy staramy się
myśleć
o Bogu w samych sobie, albo przez wyobraźnię, gdy Go sobie
przedstawiamy
w nas obecnego. Dobry to i doskonały sposób rozmyślania, bo opiera
się na tej
prawdzie niezawodnej, że Bóg mieszka we wnętrzu naszym, ale jest to
co innego.
W taki sposób każdy może uprzytomnić sobie Boga (rozumie się, jak
zawsze i we wszystkim przy pomocy łaski Jego). W tym skupieniu, o
którym tu mówię, rzecz
dzieje się w inny sposób. Tu zdarza się nieraz, że nim jeszcze dusza
zacznie
myśleć o Bogu, czeladź owa, tj. zmysły już się stawiły w twierdzy,
choć nie
wiedzieć którędy weszły i jak usłyszały wezwanie Pasterza, bo żaden
tu głos nie doszedł do uszu i niczego tu nie ma, co by się dało uszami
dosłyszeć; dość,
że stawiły się i miejsca swego pilnują, nie przeszkadzając już
duszy, która wtedy
dotykalnie czuje w swym wnętrzu dziwnie słodkie skupienie, jak się o
tym przekona,
kto tego doświadczy, bo objaśnić tego ja już lepiej nie potrafię.
Czytałam gdzieś takie porównanie, że jest to tak, jak kiedy jeż albo
żółw zamykają się w sobie i ten, kto użył
tego podobieństwa, musiał chyba dobrze rozumieć, co pisał. Zachodzi
tu jednak ta
wielka różnica, że jeż albo żółw zamykają się w sobie, kiedy chcą,
tu zaś skupienie wewnętrzne nie zależy od woli naszej, jeno od woli
Bożej, i osiągnąć je może ten tylko,
komu Bóg zechce tej łaski użyczyć. A nie każdemu jej użycza, tylko
takim, jak sądzę,
którzy już idą drogą wyrzeczenia się rzeczy tego świata,
niekoniecznie zewnętrznie,
na co niejednemu mogą nie pozwalać obowiązki stanu, ale przynajmniej
sercem
i wolą. Takich Pan wzywa szczególnym natchnieniem łaski swojej, aby
myślą
i pożądaniem zwrócili się do rzeczy wewnętrznych; a kto się okaże
powolny
wezwaniu Boskiego Majestatu Jego, temu Pan, pewna tego jestem, nie
tylko tej łaski, ale i wielu innych jeszcze użyczy, bo jest to
początek wezwania do rzeczy wyższych.
4. Ktokolwiek więc usłyszy w
sobie głos tego wezwania, niech uzna, że bardzo
wielką łaskę otrzymał, niech za nią dzięki czyni Panu, a sama
wdzięczność
za użyczoną mu łaskę uczyni go sposobnym do otrzymania jeszcze
większych.
Stan ten wewnętrznego skupienia usposabia duszę do słuchania, bo jak
to
wskazują w książkach swoich niektórzy pisarze duchowni, dusza nie
powinna w tym stanie pracować myślą, ale trzymać się w milczeniu
przed
Panem, uważnie patrząc, co On w niej działa. Dobre to na tym wyższym
stopniu smaków nadprzyrodzonych, ale dopóki Pan nie raczy podnieść
duszy
do tego stopnia i nie pocznie jej przenikać uczuciem i smakiem
obecności swojej,
nie pojmuję, jakim sposobem można by myśl powstrzymać od myślenia,
tak iżby
z takiego przymuszania jej, zamiast pożytku nie wynikła raczej
szkoda. Była
ta kwestia szeroko omawiana między niektórymi osobami duchownymi;
ale tak
mało, muszę to przyznać, mam pokory, że żadna z racji, jakie one
przywodziły,
nie zdołała mię przekonać i skłonić do zgodzenia się na ich zdanie.
Jeden z nich przytaczał mi na dowód książkę świętego Piotra z Alkantary - świętym
go nazywam,
bo jest taki. - Jego powadze bez wahania byłabym się poddała,
wiedząc dobrze, że znał się na tych rzeczach;, ale gdyśmy książkę otworzyli i poczęli
ją czytać,
okazało się, że ten mąż Boży zupełnie to samo mówi, co i ja, choć
nie tymi
samymi słowy, ale w tym, co mówi, jasno wyrażona jest myśl, że aby
mogło
nastąpić ono zawieszenie myśli, potrzeba na to, aby pierwej miłość
była rozbudzona.
Może być, że się mylę, mam jednak na poparcie zdania mego
następujące powody.

5. Pierwszy powód ten, że w
takiej sprawie czysto duchowej, im mniej kto
myśli i chce działać z siebie, tym więcej działa. Nasze tu działanie
całe zasadza
się na tym, byśmy stawali przed Bogiem jak ubodzy i żebracy przed
wielkim,
bogatym monarchą, a zaniósłszy prośbę naszą, z oczyma spuszczonymi
pokornie
wyglądali zmiłowania Jego. Jeśli Pan ukrytymi drogami swymi i jakim
znakiem wewnętrznym da nam uczuć, że nas słucha i, że raczył nas
dopuścić do siebie, wówczas dobra rzecz milczeć, a nieźle będzie
starać się i o zawieszenie działania rozumu - jeśli zdołamy. - Lecz
gdybyśmy takiego znaku, dającego nam uczuć, że on Król niebieski nas
słucha i na nas patrzy, nie otrzymali, zgubnym byłoby umyślne
trzymanie się w bezmyślności. Od takiego bowiem silenia się na
zawieszenie pracy rozumu dusza cała głupieje i w większą nierównie
oschłość wpada, a sama wyobraźnia, skutkiem takiego przymuszania
jej, by nie myślała o niczym, tym bardziej jeszcze staje się
niespokojna. Pan tego tylko żąda od nas, byśmy Go prosili i
pamiętali na to, że stoimy w obecności Jego, a czego nam potrzeba,
to On wie. Co do mnie, nie mieści mi się to w głowie, by ludzkie
starania i sposoby mogły się przydać na co w takich rzeczach, w
których snadź Boski Majestat Pana zakreślił granicę nieudolności
naszej, i które spodobało Mu się zastrzec sobie samemu, gdy
przeciwnie wiele innych rzeczy pozostawił do woli naszej, iż możemy je pełnić
przy pomocy
Jego, jak umartwienia, dobre uczynki, modlitwę i inne dostępne
naszej nędzy.
6. Drugi powód jest ten, że
te sprawy wewnętrzne z natury swojej są całkiem
spokojne i słodkie, za czym mieszanie do nich rzeczy uciążliwych i
przykrych
szkodę raczej im przynosi niż pożytek. Uciążliwą zaś i przykrą
rzeczą zowie wszelki przymus i gwałt w takiej chwili sobie samemu
zadawany, tak jak uciążliwym byłoby przymusem chcieć oddech w sobie
zatrzymać. Dusza w tym stanie powinna oddać się całkowicie w ręce
Boga; niech czyni z nią, co zechce, z zupełnym przy tym, o ile
zdoła, zapomnieniem o własnej korzyści swojej i bezwarunkowym
zdaniem się na wolę Bożą.
Trzeci powód:, że samoż to usilne przymuszanie siebie, aby nie myśleć
o niczym,
tym bardziej może podrażnić umysł i wyobraźnię, i natłok myśli
spotęgować.

Czwarty na koniec powód przytaczam taki, że nad wszelkie
sposoby uczczenia Boga najprzedniejszym i najprzyjemniejszym
w oczach Jego jest ten, gdy jedynie mamy na myśli cześć i chwałę
Jego, z zapomnieniem o samych sobie, własnych korzyściach,
pociechach i przyjemnościach. Lecz czyż zapomniał o samym
sobie, kto z taką drobnostkową pilnością uważa na siebie, że nie
śmie i odetchnąć swobodnie, a umysł swój i wolę sznuruje, aby nie
folgowały wzbierającym w nich pragnieniom chwały Bożej i radosnego
uznania nieogarnionej wielmożności Jego? Pan, gdy chce, aby rozum
działanie swoje zawiesił, inne mu daje zajęcie: oświeca umysł
światłością
tak przewyższającą wszelkie poznanie, jakie sam z siebie osiągnąć
zdoła,
iż rozum jakoby tonie w niej pochłonięty, po czym wychodzi z niej,
sam nie wie
jak, większą rozjaśniony umiejętnością, niżby mu dały wszelkie na
powstrzymanie
czynności jego marne nasze sposoby i usiłowania. Słowem, skoro Bóg
na to nam
dał władze duszy, abyśmy nimi działali, i każda ma zapewnioną za
działanie
swoją nagrodę, więc niepożyteczna to robota chcieć je usypiać;
dajmy im pracować, aż Bóg, gdy zechce, powoła je wyżej.
7. Najlepsza więc, zdaniem
moim, rada dla duszy, którą spodoba się Panu
podnieść do tego mieszkania jest ta, ażeby bez gwałtu i zgiełku
wewnętrznego
starała się powściągać działanie rozumu, ale niech się nie kusi
wstrzymać je
zupełnie, bo owszem dobrze jest, by i on działał tu w mierze
właściwej, by pomniał,
że jest w obecności Boga i zważał, kto jest Ten, przed którym dano
mu stawać.
Jeśli uczucie, jakie w nim wzbudzi to rozważanie wielmożności Bożych
porwie
go i zachęci, bardzo dobrze;, ale niechaj wówczas nie sadzi się na
zrozumienie,
co to jest takiego, bo jest to dar użyczony nie jemu, jeno woli;
niechże zatem
daje jej spokojnie cieszyć się szczęściem swoim, nie siląc się na
żadne
sposoby ludzkie, chyba tylko poddając jej od czasu do czasu jakie
słowo
miłości. Bo zawieszenie myśli, bez żadnego starania naszego, bardzo
często tu następuje samo z siebie, choć tylko na czas krótki.

8. Rozum przestaje działać w
tym rodzaju modlitwy (to jest w modlitwie,
o której zaczęłam mówić na początku tego mieszkania, a potem
połączyłam
z nią modlitwę skupienia, choć o tej ostatniej powinna bym była
mówić naprzód,
bo choć jest o wiele niższa od owej modlitwy smaków Bożych, jest
przecie
wstępem i jakoby przedsionkiem, przez, który do niej się wchodzi.
Rozum
w niej zachowuje całą swobodę swoją, bo rozmyślanie tu nie tylko
jest
możliwe, ale i źle byłoby go zaniechać, dopóki nie spłyną na duszę
one
smaki Boże). Jak już mówiłam gdzie indziej - przyczyną tego jest to,
że te smaki nie są dziełem jego; udzielają się one woli, a rozum,
patrząc na to, a nie pojmując, skąd i jak to przyszło, nie wie,
czego
się chwycić i jak nieprzytomny rzuca się to w jedną to w drugą
stronę
i nigdzie sobie spokoju znaleźć nie może. A wola tymczasem wielkie
ma
odpocznienie w Bogu swoim i choć nie może patrzeć bez przykrości na
niespokojne miotanie się towarzysza swego, nie ma przecie potrzeby
zajmować się nim, przez co straciłaby dużo z tego, czym się cieszy,
nie zważając zatem na niego, sama się rzuca w objęcia tej miłości,
która jądo siebie przygarnia. Tu już Boski Miłośnik sam ją nauczy,
co ma czynić w tej szczęsnej chwili; a wszystko prawie, co uczynić
ma, na tym jednym się zasadza, by znała siebie niegodną tak wysokiej
łaski i cała się wylała przed Panem w radosnym dziękczynieniu.
9. Przerwawszy myśl moją dla
objaśnienia modlitwy skupienia, nie mówiłam
jeszcze o skutkach i znakach, jakie się okazują w duszy, gdy Boski
Pan nasz
użyczy jej modlitwy smaków nadprzyrodzonych; teraz więc dopełniam,
co tam
opuściłam. Jasno daje się uczuć w duszy do tego stopnia podniesionej
dziwne
rozszerzenie i napełnienie, na podobieństwo wody spływającej do
zbiornika bez
ujścia, ale zbudowanego z takiego jakiegoś rozciągliwego materiału,
iż w miarę,
jak do niego wody przybywa, brzegi jego też się rozszerzają. Takie
rozszerzenie
sprawuje Bóg w duszy na tym stopniu modlitwy i wiele innych
cudownych rzeczy
w niej działa, czyniąc ją sposobną i przestronną na objęcie
wszystkiej hojności
łask na nią spływających. A słodkość ta i to napełnienie, choć samo
przeminie,
trwa przecież i objawia się w skutkach, jakie po sobie pozostawia.
Dusza już
nie jest tak skrępowana jak przedtem w rzeczach służby Bożej, ale z
nierównie
większą postępuje swobodą i szczerością serca. Strachem piekła już
się nie
dręczy, bo choć teraz więcej niż przedtem lęka się najmniejszej
obrazy Bożej,
bojaźń niewolnicza już do niej nie ma przystępu, a z wielką za to
otuchą spodziewa
się i ufa, że dostąpi szczęścia posiadania Boga na wieki. Obawa o
zdrowie, której
dawniej podlegała, już jej teraz nie powstrzymuje od czynienia
pokuty; wszelkie
umartwienia wydają się jej możliwe przy pomocy Bożej i goręcej niż
dotąd ich
pragnie. Cierpienia i krzyże, których się przedtem lękała, już jej
tak bardzo nie
straszą, bo żywszą ma wiarę i pewna jest tego, że kto jest gotów
znosić je dla
miłości Boga, temu Pan w Boskiej dobroci swojej doda cierpliwości.
Stąd i nieraz
wprost pragnie cierpienia i zaspokojenia tym sposobem wielkiej, jaką
teraz czuje
w sobie, chęci uczynienia czego dla Boga. W miarę jaśniejszego,
jakiego tu dostępuje, poznania nieskończonej wielkości Jego, jaśniej
też widzi własną nędzę i niskość swoją,
a wobec smaków Bożych, których dano jej zakosztować, czuje to i
widzi, że wszelkie rozkosze tego świata, to tylko plugastwo i
śmieci; powoli też coraz więcej się od nich
oddala i coraz większego w tym panowania nad sobą nabywa. Słowem, we
wszystkich cnotach wyraźny w niej objawia się postęp, który będzie
coraz większy, jeśli jeno z tej dobrej drogi nie zawróci wstecz i
nowej się obrazy Bożej nie dopuści, bo wtedy, chociażby dusza była
już podniesiona do szczytu doskonałości, wszystko to wniwecz obraca.
I to także
trzeba wiedzieć, że wszystkie te cudowne skutki nie od razu w duszy
powstają, za pierwszym lub drugim łask onych otrzymaniem, ale
potrzeba, aby dusza była w
gotowości na ich przyjmowanie, bo na wytrwaniu polega wszystko dobro
nasze.

10. Jedną tu dodam usilną
przestrogę dla każdej duszy, która by się w tym
stanie znalazła: niechaj się strzeże jak najpilniej wystawiania się
na okazję
obrazy Bożej. Dusza w tym stanie nie stoi jeszcze na własnych
nogach,
podobna jest raczej do niemowlęcia, które dopiero zaczyna ssać;
jeśli
się odłączy od piersi matki, cóż innego może je czekać nad śmierć?
Bardzo się boję, by coś podobnego nie spotkało duszy, która
otrzymawszy tę łaskę od Boga, opuszczałaby modlitwę kiedykolwiek,
oczywiście bez bardzo naglącej potrzeby, albo opuściwszy ją kiedy
z takiego powodu, jak najprędzej do niej nie wróciła; z takiego
złego
początku wynikłyby nieodzownie jeszcze gorsze następstwa. Wiem,
jakie to groźne niebezpieczeństwo; znam takie dusze i litość mię
bierze,
gdy wspomnę na nie, gdyż oddzieliły się od Tego, który z taką
miłością
ofiarował im siebie za przyjaciela i przyjaźń swoją chciał im okazać
uczynkiem. Dlatego z taką usilnością ostrzegam dusze, by się nie
wystawiały na okazje, bo diabeł z daleko większą zawziętością
czatuje
na każdą z nich niż na całe gromady innych, którym Pan tych łask
nie użycza, każda bowiem z nich wielkie mu może przynieść straty,
przykładem i wpływem swoim pociągając za sobą drugich, każda
też może wielkie przynieść pożytki Kościołowi Bożemu i znaczne
mu oddać usługi. A chociażby żadnego innego powodu nie miał, to
ten jeden, że Pan w Boskiej łaskawości swojej taką tym duszom
szczególną miłość okazuje, dostateczną byłby mu pobudką, by
z natężeniem wszystkiej złości swojej starał się je zgubić. Sroższe
więc od drugich mają te dusze do znoszenia napaści i walki, za
czym i upadki ich o wiele muszą być cięższe, jeśli upadną.
Od tych niebezpieczeństw wy tutaj, siostry, o ile ludzka przezorność
przewidzieć zdoła, jesteście wolne; niechże was Bóg broni także od
niebezpieczeństwa pychy i próżnej chwały! Diabeł nieraz kusi się
podrabiać te łaski;, ale łatwo się poznać na tej robocie jego, bo tych skutków,
o których
mówiliśmy, diabelskie to fałszerstwo nie sprawuje, owszem, wręcz
przeciwnie.

11. Jedno zwłaszcza może tu
grozić niebezpieczeństwo, na które
(choć już na innym miejscu o nim mówiłam) chcę jeszcze i tutaj
zwrócić
waszą uwagę. Zdarza się ono, jak sama widziałam, osobom oddanym
modlitwie, szczególnie niewiastom, które jako słabsze, łatwiej temu,
o czym tu chcę mówić, podlegają. Otóż bywa nieraz tak, że podobne
osoby, czy to skutkiem zbytnich umartwień, czuwań i modlitw, czy też
wprost skutkiem słabej swej kompleksji, za każdą, jaką w sobie
uczują,
pociechą duchową doznają zarazem zniemożenia na ciele. Wewnątrz
więc mają zadowolenie, zewnątrz opadanie na siłach. Jeżeli to jest
tak
zwany sen duchowy, a jest to coś wychodzącego nieco dalej poza to,
o czym tu mówię, to nic złego. One jednak, biorąc jedno za drugie,
wyobrażają sobie, że to czysto fizyczne osłabienie jest także
objawem
duchowym i poddając się jemu, wpadają w rodzaj upojenia, a, że to
upojenie, skutkiem wzmagającego się coraz bardziej poddawania się
i słabnięcia natury, coraz wyżej się potęguje, więc gdy dojdzie do
pewnego
stopnia, zdaje się im, że mają zachwycenie. Ja zowię to nie
zachwyceniem ale
ogłupieniem; nic tu nie ma innego, jeno marne tracenie czasu i
niszczenie zdrowia.
12. Jednej takiej zdarzało
się do ośmiu godzin zostawać w podobnym stanie,
bez żadnego odchodzenia od zmysłów i bez żadnego wewnątrz
podniesienia do Boga,
aż za sprawą kogoś, kto się poznał na rzeczy, okazało się, że
zwodziła tylko spowiednika
i drugich, i samą siebie, bo umyślnie oszukiwać się nie chciała.
Kazano jej dłużej spać
i więcej jeść, i umniejszyć swoich umartwień, za czym i zaraz ustały
rzekome one zachwycenia. Nie wątpię, że diabeł miał w tym ręką
swoją, chcąc z tego oszukania wyciągnąć jaką korzyść dla siebie,
jakoż i zaczynał już wyciągać niemałą.

13. Kiedy taka rzecz
prawdziwie pochodzi od Boga, wtedy, zważmy to dobrze,
choć będzie omdlewanie wewnątrz i zewnątrz, dusza przecież nie
mdleje,
owszem, żywo czuje szczęście swoje i niewypowiedzianą ma radość,
widząc
siebie tak blisko przy Bogu; nigdy też ten stan nie trwa tak długo,
ale po krótkiej
chwili przemija. Może wprawdzie to upojenie w ciągu tejże modlitwy
się powtarzać,
ale nigdy ono nie dochodzi do tego stopnia, by zdrowie i siły ciała
od niego niszczały,
ani nie sprawuje w nim nigdy bólu zewnętrznego. Miejcie więc
rozsądek i która by
skutkiem takich uniesień uczuła w sobie zbytnie wycieńczenie, niech
szczerze się
przyzna przełożonej, niech stara się myśli rozerwać, niech skrócą
jej czas modlitwy
i nie pozwalają jej modlić się bez przerwy całymi godzinami, ale
każą jej dobrze jeść
i dłużej spać, póki osłabione siły przyrodzone nie wrócą. Jeśliby
zaś tak wątły miała organizm, iżby powyższe środki okazały się dla
niej niedostateczne, będzie to znak,
że Bóg ją przeznacza wyłącznie do życia czynnego; boć w każdym
klasztorze potrzeba,
by były takie i takie; niech ją więc zajmują około posług domowych,
niech pilnie baczą,
by rzadko pozostawała na samotności, inaczej zdrowie jej zmarniałoby
do reszty. Będzie
to dla tej biednej duszy ciężkie umartwienie, ale tu właśnie Pan
wystawia na próbę jej
miłość i doświadcza, jak zniesie to oddalenie od obecności Jego, za
czym później
może raczy przywrócić jej siły; a jeśli nie, tym bardziej więc niech
będzie pewna,
że modląc się ustnie i pilnując posłuszeństwa, taki odniesie pożytek
i taką
będzie miała zasługę, jakby jej dano było używać pociech
bogomyślności.
14. Zdarzają się wreszcie -
jak i sama takie znałam - głowy tak słabe i tak bujnej fantazji, że
cokolwiek im na myśl przyjdzie, to zaraz biorą za rzeczywistość i
zdaje im się, że widzą to na oczy. Jest to stan bardzo
niebezpieczny, ale na teraz o nim nie mówię, może powiem później.
Długo i szeroko zastanawiałam się nad tym czwartym mieszkaniem, bo
do niego, jak sądzę, najwięcej dusz wchodzi; a przy tym stykają się
tu rzeczy przyrodzone z nadprzyrodzonymi, łatwiej tu więc diabeł
zwodzić i szkodzić może niż w dalszych mieszkaniach, o których
jeszcze mówić będę, a do których trudniejszy ma przystęp
dzięki większej bliskości Pana, który niech będzie błogosławiony na
wieki, amen.

cdn...
|