
Kilka dni temu Dobry Samarytanin zadał mi pytanie:
- czy w naszych
czasach żyją jeszcze uzdrowiciele,
którzy potrafią uzdrawiać podobnie jak to czynił Ojciec Pio?
- Czy dzisiaj wśród nas są nadal tacy ludzie?
Ojciec Pio był niezwykłą indywidualnością. Trudno go porównać z
kimkolwiek.
Swoją tajemniczą postacią przyciągał tłumy a Jego tajemnica była
bardzo prosta - umiłowanie Boga. Tkwiła w nim również tajemnica
Chrystusa łącząca w sobie ból i miłość. Uwagę ludzi pragnących
poznać Ojca Pio przyciągały jego stygmaty przypominające Jezusa
Chrystusa, ale wielu przybywało do niego by szukać pomocy i spokoju
duszy.
Olbrzymi rozgłos przyniosły mu również bardzo liczne uzdrowienia.
Ludzie wychwalali go
i modlili się wokół dziwnego kapucyna jeszcze za jego życia i czynią
minęły już długie lata kiedy od nas odszedł (1968 r). A on modlił się za potrzebujących, bardzo ufał modlitwie.
Następowały cudowne uzdrowienia nieuleczalnych chorób potwierdzone
klinicznie przez lekarzy. Poznał go cały świat.
Każdy człowiek ukształtowany jest ręką Boga, każdy jest inny,
każdemu daje inne powołanie, do każdego mówi inaczej. Nikt z ludzi
nie może ograniczać Jego sposobów obecności wśród nas.
Obecnie też spotykamy wielkich ludzi, przez których Bóg niesie
własne przesłanie dla całego świata.
"... Wszystko
jest możliwe dla Boga,
Bóg czyni niemożliwe możliwym ..."
- słowa siostry Briege McKenna.
Kim jest kobieta, która wygłasza
takie poglądy?
Briege McKenna urodziła się 1946 roku w Płn. Irlandii.
Straciła matkę w wieku 13 lat. Po jej śmierci płakała całą noc. Tej
nocy usłyszała głos
- Nie martw się,
ja będę się tobą teraz opiekował.
Nazajutrz postanowiła zostać zakonnicą. W wieku 14 lat wstępuje do
wspólnoty zakonnej Św. Klary w swoim rodzinnym mieście Country
Armagh. Cierpiała na reumatoidalne zapalenie stawów i ta choroba
rozwijała się coraz mocniej. Nie pomagało żadne leczenie, bardzo
cierpiała. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że był to początek jej
szczególnego powołania jakie dał jej Bóg. Sama uzdrowiona mocą Ducha
Świętego miała iść do ludzi z posługą uzdrawiania ich duszy i ciała.
Po wielu latach opowiada osobiście dzieje własnego życia.
Wieczyste śluby zakonne złożyła 22 sierpnia 1967 roku w klasztorze w
Newry.
Zgodziła się na wyjazd do USA. Znalazła się w Tampa na Florydzie w
roli przedszkolanki. Klimat Florydy bardzo źle wpływał na jej
zdrowie, rozwijała się jej choroba.
Chodzenie sprawiało jej okrutny ból. Zaczęła cierpieć na zaniki
pamięci.
Również zaczęła odczuwać wielką suszę w życiu duchowym.
Zaczynała wątpić w Jezusa. Nie wierzyła aby Bóg mógł kogoś uzdrowić.
Już wiele lat później pisała:
" ... Moja dusza
pragnęła Boga
ale tak naprawdę Boga nie znałam..."
Mimo swoich wielkich wątpliwości nosiła w sercu wielką tęsknotę:
" ... Jezu
odnajdę Cię niezależnie od tego
ile mnie to będzie kosztować ..."
To był początek jej poszukiwań duchowych.
Sporządziła listę "życzeń",
na której było wszystko czego pragnęła otrzymać od Boga, na jej
własnych warunkach.
Ale na tej liście nie umieściła uzdrowienia jej samej z jej ciężkiej
choroby.
"... Pamiętam, że kiedy zamknęłam oczy, spojrzałam jeszcze na zegar.
Była godzina 21:15 - 9 grudnia 1970 roku. Jedyną modlitwą jaką
wypowiedziałam były słowa:
"Jezu proszę Cię pomóż mi..."
W tej chwili poczułam, że czyjaś ręka dotyka mojej głowy, tak jakby
odczułam moc przepływającą przez moje ciało. Trudno opisać to
wrażenie, ale często przedstawiam je tak: czułam się jak obierany ze
skórki banan. Spojrzałam w dół. Moje palce były wcześniej sztywne,
choć nie tak zdeformowane jak stopy. Miałam też rany na łokciach.
Teraz, gdy spojrzałam na siebie ujrzałam gładkie palce, rany
zniknęły, zobaczyłam też, że moje stopy obute w sandały nie są
- "Boże Ty jesteś tutaj!"

Tego dnia kiedy Jezus objawił mi się mogłam jedynie zawołać:
" Boże Ty jesteś tutaj" ! Był to mój akt wiary."
Od tego dnia nie chorowałam już więcej na zapalenie stawów. Było to
cudowne uzdrowienie. Jednak największa przemiana dokonała się w moim
życiu wewnętrznym..."
Mijały miesiące Briege modliła się i wypełniała swoje codzienne
posługi zakonne.
Któregoś dnia siedząc samotnie w cichej kaplicy powiedziała:
"...Jezu
oto jestem..."
...przebywałam tak już około 5 minut, kiedy nagle na kaplicę
zstąpił ten niezwykły spokój, to przyszło jak chmura, jak mgła.
Jakiś głos powiedział - "Briege" - odwróciłam się, żeby spojrzeć w
kierunku drzwi, głos bowiem był tak wyraźny iż wydawało mi się, że
ktoś wszedł do kaplicy. Nikogo nie zobaczyłam, ale miałam świadomość
czyjejś obecności.
Kiedy z powrotem zwróciłam się do Tabernakulum głos powiedział:
"Masz
mój dar uzdrawiania. Idź i używaj go."
Kiedy tylko to usłyszałam te słowa, przez moje ciało przepłynął
"coś" na kształt drżenia.
Pamiętam jakbym zetknęła się z prądem. To
"coś" jakby przepłynęło przez
moje ręce i uchodziło na zewnątrz. Potem zaś ta kojąca cisza, która panowała w
kaplicy uniosła się. Zdałam sobie sprawę, że klęczę, patrzę na
Tabernakulum i mówię:
"Jezu nie chce
żadnego daru uzdrawiania.
Zatrzymaj go dla siebie..."
Minęło znowu parę miesięcy, któregoś rana Briege zaraz po
przebudzeniu usłyszała głos:
"Masz
mój dar uzdrawiania. Idź i używaj go!
Przez długie miesiące nie odważyła się o tym wydarzeniu nikomu
powiedzieć. Ale Bóg ponownie znalazł do niej drogę aby jej przypomnieć o swoim
przesłaniu.
Kiedy modliła się w grupie z osobami z innych wyznań trzymając się
za ręce, zaraz po tej modlitwie pastor z Kościoła episkopalnego
rzekł do niej:
"... Siostro nigdy wcześniej nie rozmawiałem z katolicką zakonnicą
ale mam do siostry posłanie. Kiedy modliliśmy się miałem bardzo
silne odczucie, że siostra ma dar uzdrawiania i, że siostra wie o tym
ponieważ Pan przemówił do siostry w kaplicy na Florydzie ..."
-
naprawdę nie mogę tego daru przyjąć - tak brzmiała
odpowiedź siostry Briege McKenna.
Takich przesłań dostała jeszcze więcej od różnych innych przypadkowo
spotkanych ludzi. Siostra Briege szukała też swojej przyszłości. Nie
wiedziała co powinna uczynić. Któregoś dnia pewne kobiety namówiły
ją aby spotkała się z "prorokiem"
bardzo sławnym w okolicy. Pierwsze co ją zapytał - czy jest mężatką?,
kiedy mu odpowiedziała , że jest katolicką zakonnicą i oddala życie
Jezusowi myśląc o tym, że ten "prorok"
mało wie skoro ją o to pyta, wtedy on rzekł do niej - Trzeba aby
ścięto ci głowę... zażartowała... cóż nie ma w niej wiele a bez
niej miałabym jeszcze mniej... "prorok"
powtarzał, że nie powinna być zakonnicą, że powinna robić coś innego
z jej młodym życiem.. Sprzeczała się z nim a on wpatrywał się mocno
w jej oczy. W ciągu pół godziny była kompletnie rozbita, poczuła się
całkowicie zagubiona. Uwierzyła, że ludzie są źli, że nie jest w
stanie im pomoc. Zwątpiła w swoje powołanie a nawet w istnienie
Boga. Wyszła z płaczem i z poczuciem straszliwego opuszczenia.
Wówczas nie zdawała sobie sprawy, że przeżyła walkę z szatanem.
Wieczorem w klasztorze kiedy opowiedziała innym zakonnicom o
spotkaniu z jasnowidzem one wsparły ją i powiedziały, że on nie miał
nic wspólnego z Bogiem. Tamtej też nocy kiedy była już w łóżku
przeżyła straszliwą konfrontację z szatanem. Parę dni później
przypadkowo dowiedziała się, że owy jasnowidz jest "fałszywym
prorokiem" i odwiódł już wielu od Boga.

Siostra Briege McKenna miała jeszcze wiele innych osobistych
doświadczeń, miotały nią przeróżne myśli. Reguła zakonu, która
zabraniała uzdrawiać i jej własne przekonania, że nie nadaje się do
tego, wszystko to kotłowało się w jej głowie -
"co
mam robić?"
I znowu odezwał się głos:
-
Breige dlaczego się niepokoisz?
- Jezus przemówił do niej, przekonał ją.
Powiedziała wszystko siostrze przełożonej a ta aż krzyknęła:
-
Na litość Boga Briege, nie miej nic do czynienia z uzdrawianiem."
A ona tylko na to czekała. Uważała, że teraz Jezus da jej już
spokój, bo musi być posłuszna zakonowi.
Bóg jednak ma swoje drogi i jeśli upodoba sobie jakąś osobę trudno
wyrwać się z Jego rąk. Tak było też z Briege, powoli stała się Jego
narzędziem. Sam Bóg zaczął do niej przyprowadzać ludzi chorych i
potrzebujących a ona modliła się za nich. Ludzie doznawali
uzdrowień. Zaczynali ją wszyscy dostrzegać. Było już wiadomo, że
jest w niej "coś" więcej.
Jezus uczył ją jak ma postępować a Briege sama zauważyła, że jej
modlitwy nawet te najmniejsze dokonywały cudów. Modliła się i kładła
swoje ręce na chorych.
Jezus nauczył ją uzdrawiania duchowego.

Od tej pory zapraszano ją do różnych krajów, przyjmowały ją
koronowane głowy państw, swoją obecnością przyciąga tłumy.
Całkowicie oddała się Jezusowi.
W swojej pracy doświadcza bólu i wewnętrznej walki jaką przeżywają
wszyscy, którzy starają się pomoc ubogim i słabszym i
przeciwstawiają się złu.
Była w wielu krajach: w Ameryce Płn. na bliskim wschodzie, na
dalekim wschodzie, w Anglii, w Europie, w Migjugorie, w Lourdes, w
Afryce. Przyjmowali ja prezydenci tych krajów, które odwiedziła.
Dostała błogosławieństwo w Vatykanie od Jana Pawła II. Wspólnie się
modlili o pokój i losy ludzi. Zawsze myśli o ludziach i ich problemach. Przed
każdą wizytą zapoznaje się z trudnościami tego regionu i narodu.
Głosi Ewangelię, nauki Jezusa, uzdrowiła tysiące ludzi, nie odmawia
nikomu. Pomaga nawet kiedy do niej ktoś zadzwoni, modli się razem z
tą osobą. Znam osobiście kilka osób, którym pomagała w ten sposób.
Jest bardzo znana i szanowana w USA i Kanadzie. Idzie wszędzie - w
Imię Jezusa.
Jej światowa misja trwa.
Siostra Briege McKenna ma widzenia nie tylko z Jezusem, ale również z
Jego Matką Maryją. Maryja wskazała jej wiele pięknych sposobów
przyprowadzania ludzi do Jezusa.
Jednym z nich jest różaniec.
Ojciec Pio - prawdziwie największy i święty
mistyk żyjący w XX wieku
tak mówił o różańcu:
"... Maryja
włożyła w ręce swoim dzieciom miecz,
a mieczem tym jest różaniec ..."
Siostra Breige:
"...Kiedy idę w Imię Pana, by
głosić Jego miłość i moc uzdrawiania idę z radością, dla swojej
posługi otrzymałam błogosławieństwo i wsparcie mojego zgromadzenia.
Poprzez podróże, które odbyłam Bóg ubogacił moje życie, napełnił je
uwielbieniem. Pan dokonuje cudów. Jestem przekonana, że człowiek nie
może uczynić nic więcej ponadto by stać się znakiem wskazującym na
Boga, który pomoże innym ludziom odkryć Go w swoim sercu i pozwolić
mu obdarzyć się wielkimi łaskami..."
Vancouver
21 Oct. 2007
WIESŁAWA
|