
W niemieckim magazynie
Stern ukazał się w 1978 r. ilustrowany zdjęciami reportaż z
tureckiej wioski Kizilcaoern.
“Dzieci, młode dziewczęta, a nawet jedyny w tej wiosce koń,
wszyscy mają brązowe zęby - pisał Stern. - Trzydziestoletni
mężczyźni z przygarbionymi plecami snują się z trudem po ulicy,
pomagając sobie laskami. Kobiety w czwartym miesiącu ciąży rodzą
martwe dzieci. Czterdziestolatki wyglądają jak starcy...
Zarówno mężczyźni jak i kobiety cierpią tutaj na przedwczesne
starzenie się. W okresie między trzydziestym i czterdziestym rokiem
życia na ich twarzach pojawiają się zmarszczki, mięśnie stają się
znacznie słabsze i zaczynają się trudności z chodzeniem”.
Tutejszy dentysta jako pierwszy zaczął podejrzewać zatrucie.
Powiadomił o tym Klinikę Uniwersytecką w Eskisehir, a wszczęte przez
nią badania wykazały, że wszyscy mieszkańcy wioski cierpią na
choroby kości: zgrubienie kostek, sztywność stawów, nadmierną
produkcję tkanki kostnej. Stern kontynuuje:
“Dr Yusuf C. Ozkan oraz jego współpracownicy z Katedry Medycyny
Uniwersytetu Eskisehir podejrzewają, że wszystkie te cierpienia
powoduje wysoka zawartość fluorku w tutejszej wodzie... W sąsiednich
wioskach, gdzie woda pitna pochodzi z innego źródła, ogólny stan
zdrowia jest normalny. Lekarze twierdzą, że zawartość fluorku w
wodzie wynosi 5.4 ppm”. (ppm = parts per million oznacza, że na
milion jednostek wody przypada jednostka fluorku, co równa się 1
miligram/litr)
Identyczne zjawiska
zaobserwował w pewnej wiosce na Sycylii dr Frada z Uniwersytetu w
Palermo. Przyczyny tego dopatrywał się on w zawartości fluorku,
rzędu 5 ppm (5 mg/litr), w miejscowej wodzie.
W niektórych regionach Indii i Chin, gdzie również obserwuje się
naturalną wysoką zawartość fluorku w wodzie, mieszkańcy cierpią na
fluorozę, choroby reumatyczne; przedwcześnie występuje u nich uwiąd
starczy i umierają przed osiągnięciem 50 roku życia. Gdy ktoś
upadnie, jego kości pękają, jakby były ze szkła.
W każdej encyklopedii znajdziemy informację, że fluor i jego
związki (fluorki) są wyjątkowo toksyczne i można się nimi zajmować
tylko z największą ostrożnością. Wyraz “trucizna” znajdziemy też na
opakowaniu past do zębów (na pudełku, nie na tubce), gdyż na
podstawie przepisu z 1997 r. obowiązkowe są etykietki z
ostrzeżeniem:
„Jeśli przypadkowo połknie się więcej pasty niż porcja używana
do mycia zębów, należy natychmiast zwrócić się o pomoc medyczną lub
skontaktować się z ośrodkiem toksykologii”.
Rozpoczynając nasze rozważania musimy zdawać sobie sprawę, że
bezdyskusyjnym faktem chemicznym i biologicznym jest to, iż fluor to
niebezpieczna trucizna.
Propaganda:
„Fluorek jest bezpieczny i skuteczny”
Oczywiście w Ameryce
wiemy o fluorku coś innego. Wszyscy są tu święcie przekonani, że
fluorek odgrywa ważną rolę w zapobieganiu próchnicy zębów, zwłaszcza
u dzieci, oraz że jest on bezpieczny i skuteczny. Gdyby tak nie
było, z pewnością nie byłby systematycznie dodawany do wody pitnej i
pasty do zębów. Taka jest znana strona fluorku, o której ciągle się
mówi. Jednak jego druga strona, pomijana całkowitym milczeniem, to
fakt, że fluorek jest jedną z najsilniejszych trucizn na świecie i
stwierdzono, że może on powodować choroby układu kostnego, raka,
zgony niemowląt, uszkodzenie mózgu, przedwczesne starzenie i wiele
innych problemów.
W naszym artykule staramy się przedstawić, jak w minionych
sześćdziesięciu latach będący trucizną fluorek zmienił się stopniowo
w substancję chroniącą zęby; później poznamy tych, którzy ciągną
korzyści z propagowania fluorku i dowiemy się, jaki wpływ wywiera na
nas systematyczna konsumpcja tego „bezpiecznego i skutecznego”,
trującego środka i dlaczego to wszystko się dzieje. (Informacje te
są bardziej zdumiewające niż ktokolwiek by oczekiwał.)
Dlaczego jest ważne, żeby to wiedzieć? Ponieważ w Ameryce, w
przeciętnym supermarkecie lub „drugstore” można dostać wyłącznie
fluorkowaną pastę do zębów i codziennie 160 milionów Amerykanów pije
fluorkowaną wodę z kranu. Fluorek znajdziemy w napojach
orzeźwiających, piwie i artykułach spożywczych. Poza tym fluorek,
będąc jedną z najbardziej rozpowszechnionych substancji
zanieczyszczających środowisko, występuje w naturalnych zbiornikach
wodnych, glebie i powietrzu. Tak więc prawdopodobieństwo tego, że
człowiek nie konsumuje fluorku, równa się zeru. Zarazem ciągle
przybywa naukowych dowodów na zagrożenia płynące z tej konsumpcji.
Oznacza to, że możemy stać się ofiarą szkodliwego oddziaływania
fluorku, nie mając o tym najmniejszego pojęcia.
Historia fluorku
przebiega dwoma drogami. Pierwszą może poznać każdy, kto zada sobie
trudu, by zdobyć najważniejsze fakty. Druga jest już znacznie mniej
dostępna, gdyż nią kroczą ci, którzy są osobiście zainteresowani w
używaniu przez ludność fluorku. A teraz, w bardzo skróconej formie -
mimo że artykuł nasz wydaje się długi - przyjrzyjmy się, w
chronologicznym porządku, obu historycznym drogom fluorku.
Kiedy fluorek uchodził
jeszcze za truciznę
Fluoroza jest
powszechnie znanym zjawiskiem występującym wtedy, gdy w organizmie
gromadzi się zbyt dużo fluorku. W łagodnych przypadkach powoduje to
pojawianie się plam na zębach, w poważniejszych - szkliwo ciemnieje
i odłamuje się. W USA wiadomo od 1916 r., że fluorek wywołuje to
zjawisko. W związku z tym, w okresie od 1931 do 1939 roku,
Amerykańska Służba Zdrowia Publicznego (U.S. Public Health Service)
i Amerykański Związek Dentystów (American Dental Association)
domagały się usunięcia fluorku z wody w takich miejscowościach,
gdzie występuje on jako naturalne lub przemysłowe zanieczyszczenie
środowiska.
Przy łagodniejszej
postaci fluorozy na zębach pojawiają się białe plamy. W
poważniejszych przypadkach, jak na powyższym zdjęciu (niestety brak
zdjęcia), szkliwo zębów
odpada i zęby się psują. Fluoroza jest procesem nieodwracalnym,
dlatego jedynym sposobem uratowania chorego zęba jest założenie
koronki. Fluoroza to nie problem „kosmetyczny” lecz choroba, gdyż
dotknięte nią zęby wskazują też na stan kości danej osoby. W
łagodniejszej postaci fluoroza może wystąpić nawet u 80% dzieci w
regionach, gdzie fluorkuje się wodę, ale takie nasilenie choroby
może mieć miejsce i w innych okolicach, gdzie zbyt wiele fluoru
dostaje się do organizmu nie z wody, lecz z innych źródeł (pasty do
zębów, żywność, zanieczyszczenia środowiska).
Dr H. Trendley Dean z
Amerykańskiej Służby Zdrowia Publicznego w 1931 r. zainicjował
badania w skali krajowej, które wykazały, że w miarę jak zwiększa
się ilość fluorku w wodzie, wzrasta występowanie fluorozy wśród jej
konsumentów. Przy końcu lat 30-ych Dean twierdził, że 1 ppm (1
mg/litr) to zawartość fluorku w wodzie, która wywołuje minimalną
fluorozę, podczas gdy zmniejsza stopień występowania próchnicy
zębów.
W 1939 r. Gerald Cox, biochemik z Mellon Institute,
wystąpił z tezą, że jeśli fluorek w określonej ilości jest
szkodliwy, to prawdopodobnie w mniejszej ilości jest on pożyteczny.
W rok później dr Cox został członkiem Komisji d/s Żywności i
Odżywiania przy Krajowej Radzie Badań Naukowych i zaczął aktywnie
nawoływać do fluorkowania wody.
Innym gorliwym
propagatorem fluorku był prawnik i wysokiej rangi polityk Oscar
Ewing, który jako szef, od 1947 roku, Służby Zdrowia Publicznego
korzystał z każdej okazji, by przysłużyć się sprawie fluoryzacji.
Pod jego kierownictwem w ciągu trzech lat zaczęto wprowadzać fluorek
do wody w niemal stu miastach.
Innym znanym promotorem tej sprawy był kierownik Wydziału
Toksykologii Fluorku Uniwersytetu Rochester, dr Harold C. Hodge.
Jego zadaniem stało się zaprojektowanie fluorkowania wody w mieście
Newburgh w stanie New York oraz zbadanie jego wpływu na tutejszych
mieszkańców.
Dzisiaj dodaje się fluorek, w ilości 1 - 4 ppm, do wody pitnej
dwóch trzecich ludności USA, a więc do większości wodociągów
miejskich. Ten wielki eksperyment rozpoczął się 1 stycznia 1945 r. w
Grand Rapids w stanie Michigan, mimo że nieco wcześniej
wypowiedziały się o tym negatywnie zarówno Pismo Amerykańskiego
Towarzystwa Lekarskiego, jak i Pismo Amerykańskiego Związku
Dentystów.
18 września 1943 r.
w artykule
“Chroniczne zatrucie fluorem”, opublikowanym w Piśmie
Amerykańskiego Towarzystwa Lekarskiego stwierdza się: „Fluorki
są powszechnymi toksynami protoplazmowymi zmieniającymi
przepuszczalność błony komórkowej poprzez powstrzymywanie pewnych
enzymów. Źródłem fluorkowego zatrucia może być woda pitna
zawierająca 1 ppm lub więcej fluorku, związki fluoru w płynach
owadobójczych...” Zauważmy, że na rok przed wprowadzeniem
fluorkowania wody zawartość 1 ppm uchodziła jeszcze za toksyczną.
W numerze z
października 1944 r Pisma Amerykańskiego Związku Dentystów
stwierdza się:
„Fluorek sodu jest
wysoce trującą substancją i jeśli jego stosowanie w bezpiecznej
koncentracji i pod ścisłym nadzorem kompetentnego personelu może być
pozytywne terapeutycznie, w innych warunkach może być on
zdecydowanie szkodliwy... Dobrze wiemy, że używanie wody pitnej
zawierającej zaledwie 1.2 - 1.3 fluorku może powodować takie
zaburzenia rozwojowe kości, jak ich stwardnienie, spondyloza i
marmurowatość, jak również wole i nie możemy ryzykować wywoływania
tak poważnych systemowych schorzeń poprzez budzące dziś wątpliwości
postępowanie mające zapobiegać zniekształcaniu zębów u dzieci...”.
W 1945 r.,
już po rozpoczęciu eksperymentu w Grand Rapids, jeden z głównych
inspektorów FDA (Agencja ds. Żywności i Leków) odkrył, że w pewnym
browarze w Massachusetts dodaje się fluorku do piwa. Właściciela
browaru natychmiast aresztowano i postawiono przed sądem pod
zarzutem zatruwania piwa. Zgodnie z aktem oskarżenia, w piwie
„odkryto szkodliwą truciznę, fluorek, który zgodnie z obowiązującym
przepisem (Section 301a of the Food, Drug and Cosmetic Act) był
niebezpieczny...” Stwierdzono, że fluorek został dodany w ilości
0.5 ppm. Tak więc w 1945 r., zdaniem federalnej agencji FDA, fluorek
był jeszcze trucizną, nawet było go o połowę mniej niż wcześniej, 1
stycznia, zaczęto dodawać do wody w Grand Rapids. Nawiasem mówiąc,
piwiarnia musiała zapłacić grzywnę, a jej szefa skazano na pół roku
więzienia plus trzy lata w zawieszeniu.
Mimo to wielki
eksperyment rozpoczął się w Grand Rapids, pod kierownictwem
wspomnianego już dr H. Trendleya Deana. Pierwotnie planowano, że
przez 10 lat będzie się dodawać fluorku do wody w Grand Rapids, a po
dziesięciu latach porówna się stan zdrowotny tutejszej ludności ze
stanem zdrowia mieszkańców miasta Muskegon, gdzie nie byłoby fluorku
w wodzie. Jednak od pierwotnego planu odstąpiono, gdyż w 1947 r.
zaczęto fluorkować wodę także w Muskegon, zamykając w ten sposób
drogę do zebrania naukowych danych odnośnie bezpieczeństwa i
efektywności eksperymentu.
W 1946 r.
wprowadzono fluorek w sześciu innych wielkich miastach
amerykańskich.
W 1947 r., po mianowaniu Oscara Ewinga szefem Federalnej
Agencji Bezpieczeństwa - której podlegała Amerykańska Służba Zdrowia
Publicznego - program fluorkowania ruszył naprzód pełną parą i w
ciągu następnych trzech lat zaczęto pompować fluorek do wody w 87
kolejnych miastach.
W 1950 r. U.S. Dispensatory (książka - komentarz do
farmakopei), 24. wydanie, na str. 1456 tak określa fluorki:
“Silne trucizny dla wszystkich żywych tkanek, jako że powodują
strącanie wapnia. Wywołują spadek ciśnienia krwi, zaburzenia
oddychania oraz ogólny paraliż. Długotrwała konsumpcja dawek
mniejszych niż śmiertelne permanentnie hamuje wzrost... używanie
środków do czyszczenia zębów oraz leków wewnętrznych zawierających
fluorek nie jest uzasadnione.”
W następnych
wydaniach U.S. Dispensatory redaktorzy usunęli cały powyższy
fragment. Dlaczego?
W 1950 r. Amerykańska Służba Zdrowia Publicznego, pod
kierownictwem Oscara Ewinga, oficjalnie i otwarcie poparła
fluorkowanie wody pitnej w USA. W tym samym roku Fundacja Badań
Naukowych Cukru, zrzeszająca 130 przedsiębiorstw, przyznała, że
cukier jest jedną z głównych przyczyn próchnicy zębów. Fundacja
udzieliła dotacji pieniężnych Katedrze Żywienia Uniwersytetu
Harvarda na „rozwiązanie problemu próchnicy zębów bez ograniczania
spożycia cukru”. Pod wpływem tych dotacji uniwersytet zalecił
fluorkowanie wody. Dwie placówki najbardziej popierające fluorek,
Uczelnia Dentystyczna Harvarda i Uniwersytet Rochester, otrzymały od
przemysłu cukrowniczego wysokie dotacje na badania fluorku.
W 1952 r. Pismo Amerykańskiego Związku Dentystów
poleciło wszystkim dentystom, by nie dzielili się z pacjentami swymi
osobistymi opiniami na temat fluorku.
W 1952 r. rozpoczęto dodawanie fluorku do miejskiej wody w
San Francisco, Pittsburgu i szeregu innych, dużych i małych miast.
29 listopada 1960 r. asfalt na ulicy o szerokości 15 metrów zapadł
się na długości 60 metrów po tym, jak pękła prawie nowa, główna rura
wodociągowa. Laboratoryjne badania wykazały, że rurę zniszczyły
związki fluoru. Stwierdzono na niej fluorek o koncentracji 22,000
ppm. Gazeta Pittsburg Press z 15 października 1967 r.
doniosła, że 98% zamieszkałych w Pittsburgu dzieci w wieku 13 - 15
lat ma krzywe zęby.
W 1954 r. Christian Science Monitor zwrócił się do
81 laureatów Nagrody Nobla, uczonych reprezentujących chemię,
medycynę i biologię, by przedstawili swe opinie na temat
fluorkowania wody pitnej. 79% owych ekspertów nie poparło tej
sprawy, mimo twierdzeń propagatorów fluoryzacji, że popierają ją
wszyscy znani uczeni.
W 1955 r. rozpoczęto sprzedaż past do zębów z fluorkiem,
zaopatrzonych w ostrzeżenie, że „fluorkowanej pasty do zębów nie
należy używać w miejscowościach, gdzie fluorku dodaje się do wody”.
Po dwóch latach ostrzeżenie to zostało usunięte.
Fluorek staje się
pożyteczną odżywką
W 1956 r.
Pismo Amerykańskiego Związku Dentystów opublikowało,
„przeznaczone do powszechnego użytku”, rezultaty eksperymentu w
Newburghu, zgodnie z którymi fluorek w niskiej koncentracji miał być
bezpieczny dla amerykańskich obywateli. Biologiczny dowód pochodził
od dr Hodge’a z Uniwersytetu Rochester.
W 1957 r. wytwórnia aluminium ALCOA poinformowała, że
sprzedaje fluorek sodu różnym miejscowościom w celu fluorkowania ich
wody.
W kwietniu 1958 r. Związek Amerykańskich Lekarzy i
Chirurgów, zrzeszający ponad 15 tysięcy członków, podjął uchwałę
wyrażającą sprzeciw wobec fluorkowania: ”Związek potępia
wprowadzanie do publicznych wodociągów wszelkich materiałów, których
celem jest wywieranie wpływu na fizyczne lub umysłowe funkcjonowanie
konsumentów.”
Również w 1958 r. znany genetyk H.J. Muller wykazał, że
fluorki powodują zasadnicze szkody, gdy dostawszy się do komórki
naruszają jej układ genetyczny.(1)
W 1961 r.
Sąd Najwyższy w
Szwecji uznał fluorkowanie za sprzeczne z prawem.
W 1964 r.
fluorkowanie zostało zakazane w Danii. Periodyk Brytyjskich
Dentystów podał wyniki czteroletnich badań obejmujących 1,000
dzieci: Nie stwierdzono żadnych istotnych różnic, jeśli chodzi o
nasilenie próchnicy zębów, między dziećmi używającymi fluorkowanej
pasty do zębów oraz tymi, które myły zęby pastą bez fluorku. Badania
przeprowadzili profesorowie uniwersytetu całkowicie niezależni od
przemysłu artykułów dentystycznych i fluorkowych, zaś uzyskane dane
opracowali statystycy niezależni od profesorów, w przeciwieństwie do
badań wykonanych w USA, w które zawsze, pośrednio lub bezpośrednio,
zaangażowane były owe gałęzie przemysłu.
W 1971 r. Niemcy zabroniły fluoryzacji. 18 listopada tegoż
roku szwedzki parlament unieważnił, uznaną wcześniej za nielegalną,
ustawę o fluoryzacji stwierdzając:
”Po prostu nie istnieje prawdziwy dowód na poparcie
szeroko rozpowszechnianych twierdzeń propagatorów fluorkowania”.
W 1973 r.
Holandia zabroniła fluoryzacji wody.
W 1977 r. Podkomisja Kongresowa ds. Stosunków
Międzyrządowych zorganizowała dwa pełne przesłuchania kongresowe
poświęcone sprawie fluorku. W trakcie przesłuchań wykazano, że
„naukowe usiłowania” propagatorów fluoryzacji oparte są na oszustwie
oraz że przeprowadzone badania naukowe nie pozostawiają żadnych
wątpliwości, iż fluorkowanie prowadzi co roku w USA do ponad 10,000
zgonów z powodu raka.
W 1978 r.
naukowcy z Pomorskiej
Akademii Medycznej w Polsce stwierdzili, że fluorki powodują
genetyczne szkody w komórkach ludzkiej krwi. W tym samym roku w
Pensylwanii został wygrany proces sądowy, w ramach którego
dowiedziono szkodliwości fluoryzacji i w rezultacie została ona
zakazana. Wzbudziło to zaniepokojenie propagatorów fluorkowania, w
imieniu których Amerykański Związek Dentystów wydał w następnym roku
tzw. biały dokument, w którym przeciwników fluoryzacji nazwano “nie
doinformowanymi quasi-ekspertami, którzy nie mają żadnych
kwalifikacji, by mogli się odważyć mówić o takich naukowych tematach
jak fluoryzacja i których motywy są absolutnie egoistyczne”. Poza
tym Związek jeszcze raz opowiedział się za “wpływającymi na całe
życie zaletami fluoryzacji”.
20 stycznia 1979 r. w New York Times ukazał się
następujący artykuł (fragment): „Ława przysięgłych Sądu
Najwyższego Stanu Nowy Jork przyznał rodzicom trzyletniego chłopca z
Brooklynu odszkodowanie w wysokości 750,000 dolarów. Chłopczyk w
czasie swej pierwszej w życiu wizyty u dentysty, w miejskiej
przychodni dentystycznej, otrzymał śmiertelną dawkę fluorku,
następnie niemal przez pięć godzin nikt się nim nie zajął w
poczekalni przychodni dziecięcej oraz w Szpitalu Brookdale, mimo że
jego matka błagała o pomoc. Chłopczyk popadł w śpiączkę i zmarł.”
W artykule podano, że
dentysta nie stwierdził u chłopca próchnicy zębów, przekazał go więc
asystentce. Ta posmarowała zęby dziecka fluorkowym żelem, ale
„zapomniała” mu powiedzieć, by wypluł wszystko po wypłukaniu ust.
Dziecko jednak wszystko połknęło i po pięciu godzinach, wijąc się z
bólu, zmarło. (Dzieci do szóstego roku życia nie potrafią w zasadzie
odpowiednio kontrolować refleksów przełykania.)
W tym samym roku Terry Leder stwierdziła na piśmie, że w 1969 r.
pracowała jako asystentka pewnego dentysty, który polecił wykonać
zabieg z fluorkiem u małego dziecka, które natychmiast dostało
konwulsji i zmarło. Zdaniem Terry Leder fluorkowy żel - mający
przyjemny smak, żeby dzieci nie protestowały - zawiera 10,000 ppm
fluorku i jest pozostawiany na zębach przez około pięć minut. Przed
końcem tegoż roku w Melbourne, w Australii zmarło inne dziecko po
połknięciu sześciu tabletek z fluorkiem.
W 1981 r. w japońskiej Akademii Dentystycznej Kanagawa, dr
K. Ishida przeprowadził badania, które wykazały, że już w ilości 1
ppm (tyle co najmniej dodaje się do wody w Ameryce) fluorek zakłóca
w organizmie wytwarzanie kolagenu. (Kolagen, jedno z najważniejszych
i najobficiej występujących w organizmie białek, stanowi jeden z
głównych składników skóry, ścięgien, mięśni, chrząstki, kości i
zębów.) Powoduje on rozkład kolagenu, osteoporozę, raka kości,
łamliwość kości i zębów, a także niszczy tkanki łączne, które
utrzymują nasze organy w odpowiedniej pozycji.
W 1986 r. Ośrodek Toksykologii Rocky Mountain poinformował
o 87 przypadkach zatrucia fluorkiem. Zmarło trzynastomiesięczne
niemowlę. Fluorek sodu (znajdujący się także w pastach do zębów)
jest najczęstszą przyczyną ostrych zatruć u dzieci powodowanych
jedną substancją.
30 marca 1989 r. Kalifornijski Urząd Służby Zdrowia
doniósł, że w butelkowanej wodzie o nazwie Niagara znaleziono 450
ppm fluorku. Kierownik urzędu, Kenneth Kizer ostrzegł ludność, że
picie tej wody grozi śmiercią.
21 lipca 1990 r. Chuck Filippini zabrał swą ośmioletnią
córeczkę do dentysty, gdzie wykonano u niej zabieg z użyciem
fluorku. Po dwóch godzinach dziecko się rozchorowało, a po trzech
dniach zmarło. W tym samym roku Amerykański Związek Dentystów
opublikował komunikat prasowy, zgodnie z którym „fluoryzacja wody
pitnej jest najbezpieczniejszą, najskuteczniejszą i najbardziej
oszczędną metodą służby zdrowia zwalczającą próchnicę zębów”.
Więcej przypadków
raka, -niższy poziom inteligencji
W 1991 r.
Krajowy Instytut
Onkologii podjął badania mieszkańców USA odnośnie zachorowań na raka
mogących mieć powiązanie z fluorkiem. Stwierdzono “wzrost zachorowań
na raka kości i stawów we wszystkich grupach wiekowych, głównie w
związku z tendencją wzrostową w grupie wiekowej poniżej 20 lat, w
powiatach fluorkowanych, w przeciwieństwie do powiatów nie
fluorkowanych...”. Instytut Onkologii opracował szczegółowe rozprawy
dotyczące wielu powiatów stanów Washington i Iowa. Stwierdzono, że
“ograniczając się do wskaźników procentowych dla grupy
wiekowej poniżej 20 lat, w grupie tej, u przedstawicieli obu płci,
zachorowalność na raka kości i stawów w okresie od 1973 - 80 do 1981
- 87 wzrosła o 47% we fluorkowanych regionach Washington i Iowa i
spadła o 34% w regionach nie fluorkowanych. W grupie mężczyzn w
wieku poniżej 20 lat zachorowalność na raka kości wzrosła o 70% w
regionach fluorkowanych i spadła o 4% w nie fluorkowanych”. (2)
Jak wynika z danych
stanowych, w 1992 r. 144 miliony Amerykanów spożywały fluorek w
wodzie. (Dziś już 160 milionów.) W tym samym roku Michael Perrone z
ramienia władz ustawodawczych New Jersey zwrócił się do FDA o dane
dotyczące bezpieczeństwa i efektywności sprzedawanych w sklepach
tabletek i kropli z fluorkiem. Po sześciu miesiącach FDA wreszcie
przyznała, że nie posiada danych wskazujących na to, iż fluorkowe
tabletki i krople są bezpieczne i skuteczne.
W 1995 r. chińscy uczeni przeprowadzili badania poziomu
inteligencji 907 dzieci w wieku 8 - 13 lat w powiązaniu z
występującą wśród nich fluorozą zębów. Naukowcy stwierdzili, że
“iloraz inteligencji dzieci żyjących w regionach ze średnim lub
poważnym rozpowszechnieniem fluorozy był niższy niż dzieci
zamieszkujących regiony, gdzie fluorozy nie stwierdzono lub jest ona
rzadka. Wygląda na to, że fluorek wpływa negatywnie na rozwój
inteligencji.” (3)
2 stycznia 1997 r. związek zawodowy reprezentujący 1500
naukowców, inżynierów, prawników i innych specjalistów z Agencji
Ochrony Środowiska (EPA) wystąpił z następującym oświadczeniem:
„Dowody zbadane przez naszych członków w ciągu ostatnich 11 lat, w
tym epidemiologiczne badania zwierząt i ludzi, wskazują na
przyczynowe powiązanie między fluorkiem/fluorkowaniem, a rakiem,
szkodami genetycznymi i neurologicznymi oraz chorobami kości. W tym
samym roku FDA wydała rozporządzenie dotyczące etykietek na pastach
do zębów, zgodnie z którym należy na nich umieszczać następujące
ostrzeżenie: „Jeśli przypadkowo połknie się więcej pasty niż porcja
używana do mycia zębów, należy natychmiast zwrócić się o pomoc
medyczną lub skontaktować się z ośrodkiem toksykologii”. Zdaniem
Amerykańskiego Związku Dentystów nowe “ostrzeżenie wymagane przez
FDA na fluorkowych pastach do zębów może niepotrzebnie przestraszyć
rodziców i dzieci, a poza tym taka etykietka znacznie wyolbrzymia
dowiedzione lub możliwe zagrożenie ze strony fluorkowych past do
zębów”.
W 1999 r.
jeden z
najwybitniejszych propagatorów fluorku, kierownik Wydziału
Prewencji Dentystycznej Uniwersytetu w Toronto, prezes Kanadyjskiego
Towarzystwa Badań Dentystycznych, dr Hardy Limeback w ramach
dramatycznego zwrotu przeprosił swój wydział i studentów za
dotychczasowe popieranie fluorkowania. W wywiadzie udzielonym 5
grudnia 1999 r. pismu The Tribune w Arizonie stwierdził:
“Występując jako szef wydziału prewencji dentystycznej powiedziałem,
że nieświadomie wprowadziłem w błąd moich kolegów i studentów. W
ciągu minionych 15 lat odmawiałem przestudiowania toksykologicznych
informacji dostępnych dla każdego. Zatruwanie naszych dzieci było
jak najdalsze od moich intencji”. Zdaniem dr Limebacka “dzieci
poniżej trzech lat nigdy nie powinny używać pasty do zębów z
fluorkiem. Natomiast do odżywek dla niemowląt nigdy, w żadnych
warunkach, nie wolno dodawać (fluorkowanej) wody z kranu w Toronto!
Nigdy!” W decyzji dr Limebacka odegrał rolę eksperyment z udziałem
dwóch największych miast w Kanadzie. ”Tutaj, w Toronto - powiedział
on - od 36 lat dodajemy fluorku do wody. Mimo to w Vancouver, gdzie
nigdy nie było fluoryzacji, próchnica zębów jest mniej
rozpowszechniona niż w Toronto!”
29 czerwca 2000 r.
Amerykański
Związek Dentystów (ADA) wydał oświadczenie odnośnie efektywności i
bezpieczeństwa fluoryzacji wody: „Od przeszło 40 lat Amerykański
Związek Dentystów popiera fluoryzację publicznych zasobów wody jako
bezpieczną i skuteczną w zapobieganiu próchnicy zębów... Niestety,
mimo przytłaczających dowodów bezpieczeństwa i efektywności
fluoryzacji, ponad 100 milionów Amerykanów ciągle jeszcze nie może
korzystać z fluorkowanej wody. ADA, wspólnie ze stanowymi i
lokalnymi organizacjami dentystów, kontynuuje współpracę z
federalnymi, stanowymi i lokalnymi agencjami w celu zwiększenia
liczby miejscowości ciągnących korzyści z fluorkowania publicznych
zasobów wody”.
Widzimy więc, jak w rzeczywistości skomplikowana i pełna
sprzeczności może być pozornie prosta i niemal dla wszystkich
ewidentna sprawa, taka jak używanie fluorku. Jednak to co dotychczas
opisaliśmy jest tylko wstępem i w porównaniu z ciągiem dalszym okaże
się czymś zupełnie błahym. Wiemy już, że używanie fluorku nie jest
bezpieczne, ale czy jest efektywne? A jeśli się okaże, że nie jest
on efektywny - i nie jest bezpieczny -, to w takim razie czego szuka
w naszej wodzie, w naszych pastach do zębów i w naszych organizmach?
Odpowiedź na to pytanie jest tak zdumiewająca, że nigdy bym w to nie
uwierzył, gdybym nie zobaczył dowodów na własne oczy.

Leonard Hardy od dziesięciu lat systematycznie publikuje artykuły
prasowe oraz książki. Należą do nich wyjątkowo popularne podręczniki
do nauki angielskiego „Top Secret” oraz zbiór jego wcześniejszych
publikacji, który ukazał się w 1996 roku. Był on redaktorem
naczelnym wydawanego w Toronto magazynu „Horyzont” . Do chwili
obecnej jego prace ukazały się w ponad 20 periodykach w tłumaczeni
na dziesięć różnych języków.
Źródło:
LINK!
|