
BOBBY, ośmiolatek z Kalifornii, łyka codziennie dwanaście tabletek
psychotropowych, w kolejności: dexedrinę, neurontin, anafaril. Na
uspokojenie, wyciszenie, poprawę koncentracji, rozładowanie agresji.
Część z nich podaje mu w domu w San Francisco mama, pozostałe
pielęgniarka szkolna, która zagląda w południe do jego klasy z
wózeczkiem i jednorazowymi kubkami z woda do popicia. Bobby nie jest
bowiem jedynym uczniem, który bierze takie leki.
W Stanach Zjednoczonych lawinowo rośnie liczba dzieci leczonych
środkami psychotropowymi: zażywa je już pięć milionów, sam ritalin,
pochodną amfetaminy - cztery miliony. Bobby nie jest też najmłodszym
pacjentem amerykańskiej psychiatrii. Leki psychotropowe biorą już
dwulatki.
BOBBY PRZESZKADZA

Historię Bobby"ego opisuje w internetowym salonie dyskusyjnym dr
Lawrence H. Diller, pediatra z zamożnego osiedla w San Francisco.
Dr DiIIer praktykuje od przeszło 20 lat. Pisze, że trafiają do niego
setki dzieci z problemami szkolnymi i rodzinnymi. Zastrzega, że nie
jest przeciwny podawaniu ritalinu - tylko w ubiegłym roku wypisał
700 recept na ten lek. Ale jako pediatra jest coraz bardziej
zaniepokojony gotowością rodziców i lekarzy do podawania dzieciom
leków psychotropowych.
Pouczająca historia Bobby"ego zaczyna się w przedszkolu. Panie
skarżyły się, że trzyletni Bobby jest nadpobudliwy, że przeszkadza
im w zajęciach. W tym czasie między rodzicami Bobby"ego przestało
się układać i postanowili się rozejść. Bobby przerzucany był między
domami mamy i taty. Carol, matka Bobby"ego, która już od siedemnastu
lat zażywała leki psychotropowe, bardzo źle znosiła całą sytuację.
Bobby męczył ją. Skarżyła się, że dziecko jest w stosunku do niej
agresywne i ma ataki histerii.
Kiedy Bobby skończył cztery lata, Carol zabrała go do terapeuty
dziecięcego. Ten orzekł, że to ADHD, czyli nadpobudliwość połączona
z zaburzeniami koncentracji - przypadłość coraz częściej
rozpoznawana u amerykańskich dzieci. Rok później pediatra zapisał
chłopcu ritalin, środek, który jeszcze w latach sześćdziesiątych
uważany był w Stanach za narkotyk, pokątnie sprzedawano go w złych
dzielnicach. Lek miał sprawić, że dziecko stanie się spokojniejsze.
POD CHEMICZNĄ KONTROLĄ

Ritalin nie pomógł, więc na prośbę matki Bobby"ego kolejny prywatny
pediatra zapisał mu dodatkowo dexedrinę, lek stosowany w leczeniu
nadpobudliwości. Umęczona synem Carol zamówiła kolejną wizytę u
psychiatry dziecięcego. Ten wydał nową diagnozę: łatwość, z jaką
Bobby wpada w gniew, może oznaczać początek depresji. Bobby zaczął
dostawać welbutrin, lek antydepresyjny.
Dziecko miało kłopoty z zasypianiem. Carol poskarżyła się lekarzowi,
że syn "doprowadza ją do szału". Chłopiec dostał anafaril, silny
środek uspokajający, dawniej zapisywany jedynie dorosłym cierpiącym
na depresję. Pigułka sprawiała, że chłopiec szybko zasypiał. Ale
kiedy Bobby przenosił się na weekend do ojca, nie brał anatarilu.
Jim twierdził, że przy nim Bobby jest na ogół grzeczny, ataki złości
zdarzyły mu się jedynie trzy albo cztery razy w ciągu trzech lat. Na
własną odpowiedzialność dawał mu "drugs holidays", czyli odstawiał
leki.
Gdy Bobby miał siedem lat, boleśnie ukłuł koleżankę ołówkiem. Carol
zabrała go na konsultację do prywatnej kliniki psychiatrycznej. Tam
stwierdzono, że Bobby cierpi na zespól maniakalno-depresyjny. To już
nie były przelewki i dziecko zaczęto dostawać neurontin, lek
przeciwpadaczkowy, nieprzetestowany na dzieciach poniżej 12 lat,
obecnie stosowany w psychiatrii amerykańskiej jako "środek na
ustabilizowanie nastroju".
Doktor Diller był piątym lekarzem, do którego trafiło to dziecko.
Ośmiolatek brał dexedrinę rano, neurontin trzy razy dziennie, a
anafaril przed snem. Razem dwanaście tabletek.
- Zbadałem go i stwierdziłem, że po prostu mam przed sobą
nieszczęśliwego małego chłopca, rozdartego między kłócącymi się
rodzicami - pisze lekarz, w internetowym salonie dyskusyjnym
salon.com.
SYNDROM NIEZNOŚNYCH DZIECI

Ameryka wierzy w cudowne pigułki, które błyskawicznie rozwiązują
każdy życiowy problem. Psychiatryzacja i medykalizacja wychowania to
prawdziwa rewolucja kulturowa. Tak jak ciało ludzkie stało się w
Ameryce materiałem do plastycznej obróbki, tak i kształtującą się
osobowość dziecka można korygować lekami psychotropowymi.
Wystarczy nazwać kłopoty wychowawcze w języku medycznym. Kiedy
amerykańskie dziecko nie może usiedzieć w miejscu, gubi rzeczy, jest
zbyt rozgadane, jego rodzice nie mówią, że jest nieznośne, ale
podejrzewają je o ADHD. Ten czteroliterowiec, który oznacza zespół
nadpobudliwości i trudności w koncentracji uwagi, zrobił
oszałamiającą karierę w Stanach Zjednoczonych. Jego symptomy są na
tyle ogólnikowe, ze diagnoza zależy w dużej mierze od nastawienia
lekarza, np. dziecko macha rękami i nogami, jest źle zorganizowane,
wykrzykuje odpowiedzi, nie czekając na swą kolej. Zmęczeni rodzice i
nauczyciele łatwo mogą przypisać ADHD bystremu dziecku, które
znużone nudną lekcją zatapia się w myślach, albo ruchliwemu, które
denerwuje mamę, bo wszędzie się gramoli i wspina. W Stanach
Zjednoczonych już u czterech milionów dzieci zdiagnozowano ADHD.
ADHD zaraziła się Europa Zachodnia. - Ciągle okazuje się, że ktoś z
naszych znajomych ma dziecko z zespołem ADHD, które musi brać leki -
mówi mi zaprzyjaźniona dziennikarka holenderska Renee Postma.
ADHD jest hasłem o tyle chwytliwym, że podczas gdy z nieznośnym
dzieckiem trzeba jakoś wytrzymać aż dorośnie (czasem dając mu klapsa
czy rwąc sobie włosy, jak kto woli) na ADHD wystarczy podać lek. Na
każdym rozpoznaniu ADHD zarabia koncern CibaGeigy, producent
ritalinu. Stany konsumują 80 proc. produkcji tego leku.
DEPRESJA I EKSPRESJA

Krytycy leczenia dzieci psychotropami, tacy jak Mary Eberstadt z
amerykańskiej konserwatywnej Heritage Foundation, piszą, że ritalin
działa jak narkotyk. Jego zażywaniu towarzyszą podobne objawy -
bezsenność i depresja. Po odstawieniu leku pacjenci przeżywają
podobne objawy abstynencji jak narkomani. Substancją zawartą w
kapsułkach handlują gangi młodzieżowe. Nie bez powodu lekarze
zalecają przerwy na odtruwanie organizmu, tzw. drugs holidays.
- Leki psychostymulujące przytłumiają ekspresję emocjonalną dziecka
- pisze dr Peter R. Breggin, jeden z głównych przeciwników leczenia
dzieci psychotropami. - Są wygodne dla dorosłych, którzy zajmują się
dziećmi, ale fatalne dla ich rozwoju psychicznego i emocjonalnego.
Głos przeciwników zagłusza jednak wrzawa zwolenników ritalinu. Ich
potężne lobby (tworzą je głównie rodzice) prowadziło kampanię na
rzecz możliwości dokupywania ritalinu bez recepty. Skompromitowali
się, bo ujawniono, że producent leku zasilił ich konto kwotą 900
tysięcy dolarów, o czym lobby nie poinformowało opinii publicznej.
ZGUBNY WPŁYW NAPOJÓW GAZOWANYCH

"Zachowanie dziecka jest sygnałem, który trzeba postarać się
zrozumieć. Tymczasem w Ameryce eliminuje się te sygnały" - pisze dr
Breggin.
Eric Harris, uczeń szkoły w Littleton, który rok temu zastrzelił
kilkunastu kolegów i nauczyciela, a potem popełnił samobójstwo, był
leczony na depresję. Zażywał luvox, środek antydepresyjny. Być może
jego rodzice mieli w związku z tym złudne poczucie bezpieczeństwa -
byli pewni, że agresja syna jest pod chemiczną kontrolą. Pokój
Harrisa był arsenałem broni. Nastolatek nieomal na oczach wszystkich
szykował ładunki, którymi chciał wysadzić szkołę, nakręcił na wideo
scenariusz przyszłej zbrodni i opisywał krok po kroku swe
zamierzenia w pamiętniku. Ale przecież znajdował się pod opieką
fachowców. Luvox likwidował niepokojące objawy, ale nie ich źródło.
Zbrodnia w Littleton nie zachwiała wiary Amerykanów ani w
dobrodziejstwa prawa do posiadania broni, ani w sens załatwiania
kłopotów wychowawczych za pomocą leków psychotropowych. Ba. coraz
więcej amerykańskich rodziców zwraca się z problemami wychowawczymi
do psychiatry.
Młodzi Amerykanie nie wiedzą, jak być rodzicami i nie umieją
wychowywać swoich dzieci - mówi Grażyna Gutenberg, szkolny psycholog
ze stanu Maryland. Dlaczego tych zaburzeń wśród dzieci amerykańskich
jest coraz więcej? - pytam Gutenberg. Bo coraz lepiej diagnozujemy,
wykrywamy więcej problemów - odpowiada.
Wzrost liczby zaburzeń tłumaczy też obciążeniami genetycznymi. Od
lat siedemdziesiątych roczniki dzisiejszych rodziców
eksperymentowały z narkotykami. W Stanach Zjednoczonych dużo pisze
się też o szkodliwości genetycznie modyfikowanej żywności, dodatków
do pieczywa i napojów gazowanych.
Ryszard Praszkier, psycholog, przyznaje, że dzieci z zespołem ADHD
jest w Ameryce więcej. Ale dodaje, że polityka amerykańskich
towarzystw ubezpieczeniowych, które z oszczędności preferują
farmakologię, sprawia, że np. nerwice, które powinno się leczyć
terapią, określa się jako depresje i zapisuje się na nie leki.
DEPRESJA NIEMOWLAKA

- Cywilizacja amerykańska jest nastawiona na natychmiastowy efekt,
nie uznaje skutku odroczonego. Ma być szybko, łatwo i skutecznie -
mówi Ryszard Praszkier. - Farmakologia psychiatryczna podejmuje się
uregulować wszystko, co przeszkadza w funkcjonowaniu w
społeczeństwie sukcesu.
W Ameryce do psychiatry można trafić nieomalże zaraz po urodzeniu.
Zdarza się diagnozowanie depresji u niemowląt. Nieprzetestowane na
dzieciach leki antydepresyjne, neuroleptyki, środki nasenne
zapisywane są przedszkolakom, a nawet niemowlętom. Od 1991 do 1995
roku trzykrotnie wzrosła liczba dzieci w wieku od 2 do 4 lat, które
biorą ritalin. W tych samych latach lekarze dziecięcy wypisali im
dwukrotnie więcej recept na leki antydepresyjne. Tym, które mają
problemy z zasypianiem, zapisuje się coraz częściej klonidynę, do
tej pory stosowaną w leczeniu nadciśnienia u dorosłych.
Nie ulega wątpliwości, że co najmniej część dzisiejszych
najmłodszych pacjentów psychiatrycznych również w przyszłości będzie
klientami gabinetów psychiatrycznych.
DZIECIŃSTWO JAKO CHOROBA
UMYSŁOWA

Grażyna Gutenberg wylicza mi objawy, które sugerują konieczność
podania leków psychotropowych: chodzenie po chodniku według zawsze
tego samego wzoru (np. ruchem konika szachowego), wstręt do
określonych pokarmów albo obrzydzenie, które zmusza np. do wycinania
każdej żyłki z mięsa, zbyt częste, obsesyjne mycie rąk. Typowe
nerwice natręctw - mówi Gutenberg. Słuchając jej, zaniemówiłam. Przy
takim rozpoznaniu niewiele dzieci się uchowa.
W Ameryce do psychiatry może trafić dziecko, które cierpi na nocne
koszmary, samotne, zbyt ruchliwe. Oceniają to rodzice, którzy mają o
połowę mniej czasu dla swych dzieci, niż ich rodzice mieli go dla
nich, i bezsilni nauczyciele. Amerykańskim gabinetom psychiatrycznym
i laboratoriom psychofarmakologicznym nie grozi plajta.
Psychiatria dziecięca musi uwzględniać aspekt rozwojowy dziecka.
Zadać sobie pytanie, czy ma do czynienia z objawami trwałymi, czy
przejściowymi. Rozwój dziecka postępuje skokowo, tzn. jedna funkcja
(np. ruchowa) rozwija się, a druga (np. mowa) chwilowo się cofa. Nie
da się tu po prostu przenieść doświadczeń psychiatrii dorosłej. Ale
to właśnie się dzieje. Traktuje się dzieciństwo jak chorobę umysłową
- mówi Ryszard Praszkier.
Amerykańscy lekarze zapewniają, że są w stanie odróżnić bez
trudności przejściowe problemy dzieciństwa i wieku dorastania, które
obęda się bez farmacji, od prawdziwych zaburzeń, które przeszkadzają
dziecku normalnie funkcjonować i które trzeba leczyć. Ale są pod
presją rodziców, którzy nalegają na radykalne rozwiązania.
- Często rodzice przychodzą i mówią, że dziecko jest nieposłuszne i
proszą, żeby coś z tym zrobić - mówi Gutenberg.
PSYCHOTROPY W BIAŁYM DOMU

Amerykańskie środowisko medyczne, które do tej pory popierało
psychofarmakologię, jest poruszone publikacją w tegorocznym lutowym
numerze "Journal of the American Medical Association" o lawinowym
wzroście stosowania psychotropów w leczeniu dzieci od lat dwóch do
czterech. Hillary Clinton, która startuje w wyborach na senatora
Nowego .Jorku, zwołała W Białym Domu naradę, by uczulić
amerykańskich lekarzy i rodziców na niebezpieczeństwa związane ze
stosowaniem leków psychotropowych u małych dzieci.
Dorośli, którzy sami szukają odpowiedzi na własne problemy w prozacu,
łatwo prowadzą dzieci do psychiatry. Zdumiewająca jest beztroska, z
jaką Amerykanie faszerują dzieci nieprzetestowanymi na nich lekami
psychotropowymi. Moda, presja otoczenia i wygoda sprawiają, że
pomija się nawet te względy ostrożności, którymi otoczone jest
przepisywanie takich leków dorosłym. W końcu niewielu internistów
odważyłoby się zapisać lek prsychotropowy dorosłemu. Bobby"emu takie
leki zapisywali bez obaw pediatrzy.
"Wczesne dzieciństwo to czas najintensywniejszego rozwoju mózgu.
Nie wiemy, jakie mogą być konsekwencje podawanie w tym okresie leków
psychotropowych" - pisze dr Joseph Coyle, psychiatra wykładający na
Harvardzie w "Journal of The American Medical Association".
Ale zaraz po tym artykule odezwał się chór obrońców "pigułek na
święty spokój". Dyskusyjną stronę internetową "New York Times"
zasypała poczta od rodziców, którzy zapewniają, że nie wyobrażają
już sobie życia bez ritalinu.
tekst: Maria Kruczkowska dla Gazety
Wyborczej
Źródło:
LINK!