NOWA ERA

TWOJA APOKALIPSA I NASZA APOKALIPSA

Gdybyśmy mogli za jednym zamachem zniszczyć na Ziemi wszelakie zło, nie mielibyśmy całego tego okresu apokalipsy, czyli odsłaniania tego, w dodatku w taki bolesny sposób, co się na tym świecie ukrywa za ciemną kurtyną. Kiedy Jezus Chrystus umierał na tym świecie rozdarła się zasłona, czyli była to przepowiednia, że wszystkie zakryte i tajemne sprawy wyjdą na światło dzienne... i nie będą to tylko piękne rzeczy, które również zostały włożone za zasłony zapomnienia, będą się wysuwać i te straszne... i te dziwne bestie, które je zapoczątkowały, które wciągnęły całą ludzkość w ciemność.

A ciemność, w jaką ludzkość wpadła jest dla niej karą, większą czy mniejszą, zależy jakie w sobie człowiek uprawia własne drzewo, które wydaje swoje owoce... cierniste bywają bardziej gorzkie i ostre... ale i te słodkie potrafiły wepchnąć ludzi w ich pułapkę... i aby była jasność - na tej Ziemi nie ma ludzi, którzy nigdy nie potknęli się w ciemności... nawet ci z niezwykłymi zdolnościami.

I są ludzie, którzy chcą od razu rządzić światem, udają bogów...
a inni znowu uważają się za bardziej mądrych i chcą ich przed tymi uchronić... a tu jedni i drudzy są śmiertelni... i nie mają takiego sposobu, aby uchronić ludzi przed śmiercią. To tylko kwestia czasu kiedy im się to przydarzy... bo taki jest ten nasz ziemski świat. Jest taki czas, że nie można człowieka przeprowadzić przez ten piekielny okrąg i wprowadzić do innego lepszego świata. Każdy owoc ma swój czas dojrzewania.

A już tym bardziej nie uczynią tego za pomocą przemocy... w ręku człowieka są inne narzędzia i inne w człowieka sercu, ale ludzie muszą dojrzeć do takiego Światła Prawdy i Miłości aż zrozumieją, o co w tym wszystkim chodzi. Muszą poznać w nich samych pierwsze ich zmartwychwstanie, czyli poznać zestaw własnej mocy, większy, niż był do tej pory kiedykolwiek w tym człowieku. Dopiero ten człowiek przesunie swoją świadomość z ciała do ciała, które nie jest już bliskie śmierci, które jest już stworzone do wyższego poziomu światła... dopiero wówczas pozna swoją prawdziwą moc.

Taki człowiek musi wprzódy dużo zrozumieć, odnaleźć właściwą drogę, musi wprzódy ocalić swój świat, czyli samego siebie... czyli odkryć własną apokalipsę i powoli wsuwać się za swoją rozdartą zasłonę coraz to głębiej... zapuszcza się tak w światło, jak i w glinę, z której został stworzony. I czym więcej tej gliny przekopie, tym więcej się dowie o samym sobie. Nasze ciało to nasze osobiste pola i my jesteśmy jego archeologami... i szukamy tego światła, które zostało tą gliną zaciemnione. Każdy człowiek ujrzy w sobie Światło Prawdy, musi wprzódy zderzyć się z kłamstwem i fałszem, musi skorektować własne błędy i nie jedno naprawić. I kiedy ponownie przemieni te rzeczy, kiedy odkryje wymiary własnego światła, kiedy rozpozna własną ignorancję, bardziej niż innych ludzi... po raz ostatni w tym życiu umiera... ale jest to już niezwykła śmierć... bo wkrótce ponownie narodzi się w tym samym ciele - zmartwychwstanie i to jest jego osobista apokalipsa, którą przeżyje każdy człowiek, który narodzi się 2 razy w tym samym ciele... i dopiero wówczas będzie w stanie zmierzyć się ze światem zewnętrznym... czyli czeka go jeszcze inna droga, ale zmienia się jego miejsce przy stole wielkiej gry, to już będzie jego wielka gra ze światem multum ignorantów odzianych w potężną falę strachu i zamętu... którzy będą próbowali go z tej gry wytrącić.

I kiedy człowiek nie jest jeszcze wyposażony we własne przebudzenie, kiedy jego zasłona nie jest dostatecznie rozdarta, ciężko mu to wszystko strawić, co się za tą zasłoną nadal dzieje. Ta mała dziurka nie wystarcza, aby zobaczyć pełny obraz. Ma tylko małe prześwity innego świata i człowiek często bywa nadal w błędzie. Nadal nie wie, skąd te rzeczy się biorą... i dokąd prowadzą.

Kiedy jest już w fazie zmartwychwstania jest już bardziej w miękkiej oprawie, umie szybko rozwikłać tajemnicę... o jaką miarę życia tu naprawdę chodzi?

Czy nadal tylko o tą formę życia, tzw. lepszego chleba powszedniego, więcej szczęścia i miłości... a może już odkrywa, że życie człowieka ma o wiele większy sens, niż nam się to wszystko wydaje?

Takie lepsze życie to nadal jakaś forma małej przyszłości, ale ono ciągle kończy się, nie ma tam głębszego sensu... głębszego obrazu ludzkich zdarzeń.

Człowiek, który rodzi się z matki, jest karmiony przez matkę, potem jest karmiony przez ziemię, a ziemia wchodzi w niego, i tak powoli staje się prochem tej Ziemi, co wcześniej czy później staje się jego katastrofą... bo może nigdy nie zauważyć tego słońca, które wyciąga do niego swoje ramiona, jest zbyt uziemiony z Ziemią i jego naturą.

I tu bywa, że słońce zsyła na niego jego apokalipsę, czyli wielkie odkrycie... rozrywa jego zasłonę świadomości, czyli to nasze prawdziwe ludzkie życie, które tak dokładnie się skryło... i właśnie obecnie nasza ludzkość znalazła się w tej przestrzeni... rozrywają się zasłony naszej Ziemi i Nieba i widzimy jakieś małe cząsteczki innego obrazu.

Ale ci, co są mocniej połączeni z tą Ziemią są przestraszeni, przerażeni, nie widzą dla siebie żadnej nadziei... ponieważ te osoby, nie przeżyły jeszcze własnej apokalipsy, nie przekopali w sobie własnej gliny, nie pokonali własnych trudności i przeszkód własnego rozumu, nie potrafili stawić czoła sobie samym. Zdali się na rozum i umiejętności władców tego świata, tych bogów, którzy siebie mianowali - jako najwyższych tej Ziemi. I modlą się do nich... a nawet nie rozumieją, o co się modlą...?

A my pierwsze co musimy dzisiaj zrobić, w tej Wielkiej Wojnie Światowej o własną duszę, to odbić wrogowi naszą własną świątynię, własne imperium, bez którego nie możemy istnieć, musimy zawalczyć o samego siebie.

A co my dzisiaj widzimy - przygasające ogniska słabych ludzi, którzy dominują w tej świętej wojnie, i nawet nie wiedzą, o co tak naprawdę walczą i kto im dowodzi. Wystarczy, że dostaną parę groszy i jakiegoś bonusa, i już nic ich więcej nie obchodzi, czują się bezpieczni i zadowoleni. A ich dowódcy wchodzą coraz wyżej na swoje szczeble... ale to też - im się tylko tak wydaje.

A ty człowieku co wolisz:
-życie albo śmierć...
-wolność czy niewolę?
Mówisz:
- głupie pytanie!

Ale czy twój sen życia jest nadal aż tak płytki, że ciągle nie widzisz dziury w twojej zasłonie... ciągle śpisz i nie odróżniasz prawdziwej wolności od niewoli?

Musisz to już wiedzieć:
-człowiek jest dużo większy niż jego ziemska miarka... jest czymś więcej niż rodzajem miarki, jeśli ktoś ciągle w to wątpi, będzie miał tylko swój łokieć... a jego szaleństwo nie będzie miało końca.

Człowieku, jeśli chcesz być mądry i szczęśliwy, nie bój się przekopać własnej gliny, nie bój się tego trudu, tego cierpienia, bólu, niedostatku... i ciągle palisz te ziemskie rydwany, które służą ci tylko do wojny... ty musisz rozpalić swój wewnętrzny ogień, aby wznieść swój złoty rydwan utkany ze złotych promieni słońca i gwiazd... i wznieść się ponad tą ignorancję tego świata... ponad tyranię ciemności...
człowieka prawdziwie wolnego, żaden okrąg ognia nie jest zamknięty, ponieważ biega po spirali... jest już zmartwychwstały i zawsze unosi się łokieć nad Ziemią. To jest nasza magia życia, magia, która nas oświeca, ale musimy wydobyć te stare ruiny, które leżą w środku nas. Mówisz, że ich nie widzisz? Bo zafarbowałeś je na czarno i jakże masz je widzieć we własnej głębi?

Mówił Jezus Chrystus:
- ten czarny kamień, który odrzucili budowniczowie będzie twoim kamieniem węgielnym pod nową budowę twojej nowej świątyni.

To ten czarny kamień jest dla ciebie punktem podparcia, to główny fundament, podwalina pod nową budowlę świątyni dużo większej niż ta stara, ponieważ została osadzona na właściwym fundamencie, o której śpiewał Król Dawid, mówił Hiob i Jezus Chrystus.

„Kamień odrzucony przez budowniczych stał się kamieniem węgielnym. Stało się to przez Pana i jest cudem w oczach naszych.”


I tak jak odrzucili Jezusa Chrystusa jako Mesjasza, jako bezwartościowego, który stanowił Lud Boży, tak samo odrzucili Jego nauki. Myśleli, że posiądą Jego dziedzictwo, ale właśnie Ten odrzucony zbawi swój Lud Boży, który da początek nowej ludzkości.

Jeśli się mocno w sobie zanurzysz i zrozumiesz te słowa, wrócisz już na powierzchnię jako nowy człowiek... z inną wiarą... z inną nadzieją... z innym spojrzeniem na przyszłość.

Pytasz się Boga, czemu nie zostałeś wezwany, czemu nie jesteś wybrany?

Bo ciągle przeskakujesz z chwastu na chwast, a w twoich rękach ciągle brak tej gałązki oliwnej... jakbyś człowieku mógł spojrzeć na siebie od samego początku, tak jak pojmujesz ten świat, zobaczył byś swoje początki i uświadomił sobie, że nie ma wokół ciebie koła ognia i nie trzeba się go bać... to twoja dusza jest iskrą z Płomienia i żaden ogień jej zniszczyć nie może, jeśli w porę tego nie zauważysz, zdmuchnie cię zimny i ciemny wiatr...

ale ty człowieku nie daj sobie tego zrobić, twoja świeca ma wieczny knot, a twoje centrum jest tak wyrzeźbione, że wybiega poza nasze światło i czym bardziej go rozpalisz, tym bardziej będziesz przemieniony i przekształcony.

Zmartwychwstanie to nie twój koniec, to początek do nowego świata, kiedy już przejdziesz tą granicę, własnej apokalipsy, wszystkie twoje liny będą dłuższe i będziesz na nich ciągnięty do swojego Źródła Istnienia... już nie zadziała żaden hamulec twojego procesu wniebowstąpienia, nie zatrzyma go, nie będzie tej granicy... tylko ignoranci mają swoje granice, dlatego są głupcami, dlatego dają się ciągle pchać w stronę śmierci.

Ty, przebudzony człowieku, musisz już wiedzieć, masz w sobie nieśmiertelność... ale to ty musisz się odważyć i te granice przejść.

Vancouver
12 Jan. 2022

WIESŁAWA