NOWA ERA
|
 |
DWA
BIEGUNY...?
(WIERSZE CZĘŚĆ 1)
LINK!
DO DWA BIEGUNY...? (ARTYKUŁ)
LINK! DO DWA BIEGUNY...? (WIERSZE CZĘŚĆ 2)
CO
TO JEST MIŁOŚĆ?
Jest
to siła.
Jest
to fundament.
Jest
to wielka
twórczość.
Ale
tylko wielka wewnętrzna dyscyplina,
Daje
klucz do otwarcia tych zdolności.
Wzlot
do nowego życia.
Życia
w wielkiej miłości.
Miłość
to Bóg.
Pełne
Jego objawienie.
Miłość
to zrozumienie.
Miłość
to wybaczenie.
Miłość
to zapewnienie,
Że
ona nigdy nie zostanie
Zaprzepaszczona!
Miłość
to wielkie światło,
Którym
Bóg wypełnia życie.
Miłość
to wielki instrument.
W
twoich rękach.
Nastrój
go dobrze!
I
zagraj czysto!
Niech
zabrzmi jej dźwięk,
Jak
lutna i harfa.
Niech
obudzi cały Wszechświat.
Niech
go wszyscy usłyszą !
Niech
go wszyscy pochwycą!
Kochaj
wszystkich miłością
czystą
i niej się przeglądaj,
jak
w najczystszym lustrze.
Miłość
to twoje ocalenie!
To
Bóg - Miłość Absolutna!
Bez
miłości twoja ziemska misja,
Zostanie
zaprzepaszczona.
I
nie gadaj o niej tyle.
Tylko
zagraj na tym instrumencie.
Pokaż
Bogu i ludziom,
Że
umiesz to czynić.
Żyć
w wielkiej miłości!
Bo
miłość to Bóg!
OD
ADAMA I EWY...
kroczysz
przez
żywot i śmierć
do
zmartwychwstania.
Łączysz
swojego
ducha
w
magiczną całość.
Ziarenko
szczęścia,
dał
ci je Bóg.
Moc
czarodziejska
w
nim mieszka,
głaz
lochu otwiera
-
bo to ziarno życia.
Wiedzie
duszę do Raju.
Sypie
już garść całą
do
wielkiego spichlerza,
tu
gdzie zamek szczęścia,
lilią
bielusieńką przystrojony.
Nieskalany
żadnym
brudem.
Rozpięty
na
czterech wiatrach,
jest
Wszechświatem,
krajobrazem
twojego
serca.
Zbudowany
z cierpienia,
bólu
i łez,
śmiechu,
radości
i
tej pięknej
heroicznej
miłości
twojej
... człowieku.
To
w tobie żłobię me myśli,
mądrość,
odbijam promień słońca.
W
ciebie wkładam
głębię
uczuć.
Ty
jesteś glebą moją.
Ziarenko
małe
rzucone
do otchłani,
wzbija
skrzydełka...
powoli
do lotu.
Hymny
aniołów
otwierają
ciężkie bramy.
Krzyż
Golgoty
za
tobą.
Rozkosz
i ogień,
grzmot
i błyskawice
towarzyszą,
kiedy
podmuch wiatru
wzbija
cię w gorę.
Wniebowstąpienie.
Już
nie wleczesz
skrzydeł
własnych.
Niestrudzona
dusza
chwyta
w
kurczowym uścisku
białą
mgławicę
...
wysoko
ponad
księżycem.
Smuci
się szatan.
Wpadł
do kałuży
okruch
mały, tonął ...
i
cieszył się czarny,
wkładał
do głowy
...
myśl niedoskonałą,
urokiem
świata poił.
Nie
po jego myśli,
odrobina
marna
wyhodowała
ziarenko
szczęścia,
Któregoś
ranka
zamigotała
w oddali,
fiołkowym
światłem
Człowiek,
natura wspaniała,
w
nim ukrył Bóg
głębię
swoją.
Dusza
człowieka
poznała
prawdę,
skończyła
nędzę żywota.
W
jej ręku
puchar
ze złota.
Jej
zboże
w
spichlerzu,
wszechświata.
IMIĘ
TWE
Czysty
błysk miłości twej.
Złotym
światłem lśni.
Miłością
swą potęgę siej.
Jest
ona wizją wszystkich dni.
Oczyść
umysł swój.
Zasiej
w sobie prawdy zdrój.
A
wtedy wszystko przezwyciężysz.
Świat
zjednoczysz.
Zobaczysz
promienie słońca,
I
błękitu nieba dal.
Świat
zapamięta imię twe.
Osiągniesz
wolności dar.
Bóg
uwolni cię.
Twoje
imię, zapieczętuje w nas.
JABŁOŃ
Poemat
Posadził
ogrodnik
w swoim sadzie
piękną
jabłoń.
Co dzień
do niej doglądał,
podlewał
i docinał jej gałęzie.
A
była ona jego wielka dumą.
Na
wiosnę wykwitła
różowo-
białym kwieciem.
Wyglądała
niczym
delikatna
poranna
zorza.
Jej
kwiecie
poilo
się rosą
i
wzrastało
w
piękne owoce.
W
różowych kwiatuszkach
pojawiły
się maleńkie jabłuszka.
Śmiały
się radośnie
do
swej matki jabłoni.
Z
wielkim zaciekawieniem
oglądały
wielki ogród.
A
były wszystkie
jednakowe.
Nad
sadem wiosenna
burza
przeleciała.
Mocno
poruszyła
gałęziami
jabłoni.
I
co się stało?
Dużo
małych jabłuszek,
pospadało.
Przyszedł
ogrodnik
i
ze smutkiem patrzył na nie,
Leżały
na dole,
obok
matki jabłoni.
Ale
na gałęziach
było
ich jeszcze dużo.
Przyszło
lato.
Słonko
żarem
przygrzewało.
Buzie
jabłuszek
opalało.
Co dzień wyglądały
coraz
piękniej.
I
zacierał
ogrodnik
ręce.
Jabłoń
przepiękny
plon
wydała
a
jej jabłka swą urodą
przyćmiewały
wszystkie
owoce
w
sadzie.
Huragan
ukazal
się, na horyzoncie.
Zadrżało
serce
ogrodnika.
W
wielkim sadzie
skuliły
się wszystkie drzewa.
Jabłoń
swoimi liściami, przykrywała
rumiane
jabłuszka.
Wichura
mocno szalała,
wyszarpywała,
urywała
i
okrutnie miotała
wszystkim.
Smutek
zapanował,
było
wielkie spustoszenie.
Biedny
ogrodnik ręce załamywał.
Na
jabłoni zostało zaledwie,
kilka
jabłek.
Nadeszła
pora jesieni.
Czas
na plonów, zbieranie.
Wyszedł
ogrodnik do sadu,
zrywał
czerwone owoce
i
układał w swoim koszu.
I
znowu ze smutkiem popatrzył.
One
jeszcze
nie
wszystkie dojrzały
I
musiały
zostać
w tym sadzie,
na
gałęziach matki jabłoni.
Któregoś
dnia,
kiedy
Bogu zadałam pytanie,
dlaczego
my tak upadamy?
Dlaczego
nie kroczymy razem
do
boskiego ogrodu?
Wziął
moją rękę w swoją
i
przyprowadził
do
tego
ziemskiego
sadu.
Pokazał
jabłoń
i
opowiedział
mi
jej historię.
Na
końcu dodał,
widzisz
dziecię moje,
tak
samo jest i z ludźmi.
Jedni
są silni
i
kroczą dzielnie.
Nic
ich nie przewróci,
nic
nie przetnie drogi życia.
Szybko
wzrastają
i
podążają na gorę.
Osiągają
mój
Boski ogród.
I
są tacy,
co
byle mały wietrzyk ich obali.
I
nie chcą się podnieść,
i
nie chcą iść dalej.
I
są tacy
co
ich wielki huragan zmiecie.
Temu
podaj rękę, podnieś, przytul
i
poprowadź.
I
są tacy,
którzy
zatrzymują się
i
chwieją
ale
kroczą jedną drogą,
sami.
Bierz
przykład z tych ostatnich.
Nawet
jak będziesz powoli
stawiać
kroczki swoje,
Nawet
jak się zatrzymasz
w
swej drodze,
ale
jeśli z niej nie zboczysz
zawsze
dojdziesz do mety.
Zapamiętaj,
że
tylko wytrwałość i twoja wiara
doprowadzą
cię do miejsca.
Będzie
ono dla ciebie sukcesem.
Da
ci życie wieczne
i
wspaniałe.
A
mnie nurtowało
jeszcze
jedno pytanie.
A
co z tymi jabłuszkami,
które
niedojrzały
i
musiały zostać na zimę
w
swoim sadzie?
I
odpowiedział mi
mój
nauczyciel.
Te
jabłuszka
narażone
są na wielkie mrozy.
Tej
zimy nie przeżyją,
nigdy
nie dojrzeją.
Tak
samo z ludźmi,
którzy
uciekają
przed
moim
światłem.
Ono
nigdy
ich
nie ogrzeje.
Nigdy
nie nakarmi
moją
mądrością.
Nigdy
nie poznają,
czym
jest miłość.
Nie
doświadczą
potęgi
własnej wiary.
Jeśli
w porę się nie przebudzą
ze
swojego ziemskiego letargu
to
też tak zmarnieją
jak
na mrozie
te
jabłuszka
-
na dół spadną
i
zgniją.
DZIWNA
NOC
Poemat
Październikowa
noc gwiazdami się paliła.
Wielki
księżyc czuwał na niebieskim firmamencie.
A
ta noc była pełna dziwów, pełna czarów,
pełna
strachów i pełna szczęścia.
Kryształowy
gwizd przeszył uszy moje.
Ksieżycowy
blask oślepił mnie poświatą
i
nie sposób było przebić tego światła.
Ktoś
śpiewał pieśń
-
rozbudź się bo nadszedł twój czas
złącz
swoje ręce do modlitwy.
Chcę
wlać do twoich ust Boski napój.
Chcę
zapoznać cię z wielką tajemnicą
i
wyrwać z ramion otaczającej ciemności.-
Otworzyło
się królestwo wielkich czarów.
Przepiękna
niewiasta z niego wyszła,
przystrojona
w niebieską szatę.
W
powietrzu nade mną zawisła
ścierając
resztki snu z powiek moich.
Oczy
moje szeroko się rozwarły
bo
wiedziałam kim jest ta Pani.
Nie
umiałam znaleźć słowa
by
przywitać ją wspaniale.
Moje
serce, moje myśli
zatrzymały
się w tej chwili.
To
był dla mnie dziw nad dziwy.
Niebieska
Pani uśmiech mi przesłała,
napełniła
tęsknotą serce moje.
A
jak przyszła tak uniknęła
w
swojej gwiezdnej furtce.
Siedem
aniołów nadfrunęło,
każdy
z kubłem kolorowej farby
i
nim się spostrzegłam, już na mnie ją wylali..
Ujrzałam
nad głową kolorową tęczę,
która
niczym żywy żywioł wypełniła moje ciało.
W
jednej chwili, zmieniła się płomienną powódź.
Ponownie
otworzyło się królestwo wielkich czarów.
Król
tam stanął w fioletowej szacie.
Trzymał
w ręku złotą koronę.
Wtem
włożył ją na głowę
a
wówczas jego aniołowie
chwycili
w ręce złoty kalis.
Podnieśli
go do góry
i
zastygli w modlitwie.
A
moim oczom ukazał się niezwykły widok.
Dwóch
walczących rycerzy przede mną stanęło.
Ten
po prawej trzymał w dłoni miecz prawdy
i
krzyczał do mnie.
-
Wstępuj w inną rzeczywistość,
daję
ci piramidę światła.
Połącz
serce z mądrością.
Udaj
się ze mną do mojej komnaty.
Uwolnij
się od wiecznego błądzenia.
Jesteś
dzieckiem prawdy.
Bądź
błogosławiona.
A
drugi rycerz podniósł rękę
ukazując
swój miecz ułudy.
Kusił
słodkim głosem.
Nie
wchodź tam
bo
to ja mam dla ciebie hojne dary
i
nie musisz się tak trudzić.
Posmakuj
mej wolności.
Poj
się moim ziemskim czarem.
Dwaj
rycerze ruszyli do boju.
Grzmiały
ich miecze.
Strach
mnie przeniknął wielki.
Wzniosłam
oczy ku niebu,
przyzywając
Boga.
Oczom
moim ukazał się inny widok
Dwa
walczące węże zmagały się mocno,
skręcając
w spirale swe ciała.
Wtem
kalis się przechylił
i
poił je brylantowym złotem.
Ktoś
przyzywał moje imię,
wygłaszając
czyste zamiary.
Ukazywał
nowe wzory
Uczył
nowej wiary.
Kazał
spalić dawne przekonania.
Odciąć
najciemniejsze złudy.
Ukazywał
kryształową prawdę,
wlewał
miłość w serce moje.
Mocny
promień światła szybkim lotem
Przebił
się przez czoło moje.
Namalował
piękny trójkąt
i
obracał nim wokoło.
Niczym
mozaika błysnął potokiem
niezliczonych
świateł.
I
widziałam obce światy,
które
czarem upajały
A
było tam też Niebieskie Królestwo
nasączone
wielkim szczęściem,
karmiło
cudownymi marzeniami.
Mym
oczom
wysoka
góra się ukazała
a
na jej szczycie kryształowa świątynia zabłysła.
Kapłani
i kapłanki otoczeni światłem
przyzywali
mnie do siebie,
trzymali
w dłoniach sakramenty.
Usłyszałam
głosy,
-
Jesteśmy strażnikami mądrości.
Czekamy
na ciebie u progu świątyni.
Oświetlamy
ci drogę Boskim ogniem.
Dodajemy
siły.
Bądź
z nami jednością.
Przekrocz
nasze wymiary
a
uczynimy cię kapłanką naszego porządku.
Nauczymy
cię naszej pieśni i naszego tańca.
Wykąpiemy
w magicznym jeziorze
Damy
ci nasze dary do ręki
i
uczynimy światłem.
WIESŁAWA