
30 czerwca ubiegłego roku Joachim Werdin zjadł wieczorem kilka
kanapek - ostatni posiłek w swoim życiu. Był przekonany, że jego
organizm może funkcjonować bez jedzenia...
Wysłałem żonę i dziecko na wakacje i zdecydowałem się ostatecznie -
tłumaczy. - Nie była to nagła decyzja, dojrzewałem do niej przez
lata. Od dawna przeprowadzałem lecznicze głodówki. Dzięki nim
znakomicie się czułem, miałem dużo energii. To był pierwszy krok w
stronę całkowitej rezygnacji z jedzenia.
Pan Joachim uważa, że każdy zdrowy fizycznie i psychicznie człowiek,
który ma odpowiednią wiedzę, może - jeśli się nie boi - bez szkody
dla swojego zdrowia przestać przyjmować pokarmy.
- Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych brzmi to nieprawdopodobnie.
Prawdą jest, że energię potrzebną do życia pobieramy ze spalania
pożywienia w układzie pokarmowym. Jest jednak alternatywa: jeżeli
rozwijamy się duchowo i słuchamy podszeptów intuicji, możemy
absorbować energię z powietrza, a ściślej - z próżni.

Joachim Werdin z rodziną
Dlaczego wielu ludzi umiera z głodu? Bo nie wierzą, że życie bez
jedzenia jest możliwe. Podczas wojny w Wietnamie dzieci w
sierocińcach masowo umierały z głodu. Tymczasem w jednym ze
schronisk przeżyły wszystkie maluchy, mimo, że prawie w ogóle nie
otrzymywały pożywienia. Okazało się, że prowadzące schronisko
zakonnice razem z podopiecznymi codziennie się modliły. Cała
wspólnota bezgranicznie wierzyła, że Bóg im pomoże, dzięki czemu
przetrwała bez jedzenia kilka miesięcy.
Uciekłem przed nudą

Joachim Werdin mieszka w Poznaniu, jest właścicielem firmy
importującej podzespoły komputerowe. Jego żona jest Chinką z
Tajwanu.
- Nasz syn Wilhelm i ja jemy zupełnie normalnie - mówi Chung-yi Wang.
- Mąż nigdy niczego nam nie narzucał. Gdy powiedział mi, że
przestaje jeść, przestraszyłam się. Czytałam, co prawda, publikacje
o ludziach, którzy nie jedzą, ale doświadczyć tego w codziennym
życiu to coś zupełnie innego. Uspokajała mnie myśl, że Joachim jest
człowiekiem rozsądnym i jeżeli źle się poczuje, to natychmiast wróci
do jedzenia.
Rodzicom na początku nic nie mówiliśmy; wiedzieliśmy, że będą się
denerwować. Dziś, naturalnie, znają prawdę, ale widzą, że Joachim
jest w świetnej formie i, że nie trzeba się o niego martwić.
Pan Joachim poznał swoją żonę na Tajwanie, gdzie uczył języka
esperanto.
- Przez 3,5 roku podróżowałem po Azji, zwiedziłem 11 krajów.
Najdłużej byłem w Nepalu, Tajlandii, Malezji, Singapurze i,
oczywiście, na Tajwanie - wspomina. - Na wyjazd z Polski
zdecydowałem się, ponieważ doskwierała mi nuda i monotonia. Byłem
chemikiem, ale zdobyłem także kwalifikacje do nauczania esperanto i
postanowiłem to wykorzystać. Pomyślałem, że w każdym kraju znajdę
chętnych do nauki tego języka. Zgromadziłem trochę pieniędzy i
wyruszyłem w nieznane. Wierzyłem, że się uda. I tak było. Joachim
Werdin w każdym z odwiedzanych krajów pracował. Na Tajwanie założył
wydawnictwo, a po powrocie do Polski otworzył szkołę języków obcych.
Po dwóch latach szkołę zamknął i otworzył firmę handlową.
- Moim zdaniem życie materialne i duchowe powinno być w równowadze -
twierdzi. - Nigdy nie przestałem interesować się jogą, medytacją...
Pamiętam jednak, że mam rodzinę i moim obowiązkiem jest zapewnienie
jej bytu.
Czasem skuszę się na cappuccino

Chung-yi Wang i Joachim mieszkają w willowej dzielnicy w Poznaniu.
Chung-yi Wang uczy języka chińskiego na uniwersytecie. Bardzo lubi
swoją pracę. Nie wyobraża sobie powrotu do rodzinnego kraju. Jedyne,
na co się skarży, to problemy z językiem polskim. Po ośmiu latach
pobytu w Polsce rozumie coraz więcej, ale, niestety, ciągle nie mówi
płynnie. Siedmioletni Wilhelm z mamą rozmawia po chińsku,
małżonkowie porozumiewają się w esperanto, z gośćmi Chung-yi Wang
najchętniej mówi po angielsku.
- Żyjemy jak każda rodzina - zapewnia Chung-yi Wang. - Razem
jeździmy na cotygodniowe zakupy. To bardzo dziwne odczucie, wybierać
produkty i wiedzieć, że mąż żadnego z nich nie zje...
- Nie jem żadnych stałych pokarmów - mówi Joachim Werdin. - Piję
soki i czystą wodę, czasami skuszę się na cappuccino. Czy łatwo jest
przestać jeść? Uważam, że jedzenie jest najsilniejszym nałogiem,
lecz aby przestać jeść, nie wystarczy silna wola. Człowiek musi być
absolutnie przekonany, że to możliwe, i przygotowany do tego. W
Indiach, Tybecie mieszkają przecież jogini, których życie zdaje się
przeczyć zdrowemu rozsądkowi. Latami obywają się bez pożywienia.
Zresztą przykładów nie trzeba szukać daleko - tu, w Polsce, jest już
kilkunastu niejedzących.
Poddam się badaniom

Pan Joachim wspomina, że gdy 1 lipca 2001 roku zdecydował się na
ostateczny krok, nie było to łatwe. Pojawiły się bóle głowy, mięśni,
osłabienie.
- Pomogły mi afirmacje, medytacje, kontemplacje i silna wiara! Cały
proces przebiegał u mnie stosunkowo łatwo, ponieważ już wcześniej
przeprowadzałam długotrwałe głodówki.
Na pytanie, dlaczego podjął taką decyzję, Joachim Werdin opowiada
przede wszystkim o korzyściach zdrowotnych, jakie z tego wynikają.
- Jestem pracoholikiem, jednak kiedyś po kilkunastu godzinach pracy
przy komputerze byłem wyczerpany. Często bolała mnie głowa, miałem
chroniczne zapalenie spojówek, katar, nękały mnie nawracające
przeziębienia. Od kiedy nie jem, wszystkie te dolegliwości minęły.
Poczułem gwałtowny dopływ energii. Zapomniałem, co znaczy być
nieustannie zmęczonym, jestem odporny na infekcje, potrzebuję mniej
snu. Zmiany, jakich doświadczam, dają się odczuć nie tylko na
płaszczyźnie ciała fizycznego. Niejednokrotnie zwracano mi uwagę, że
moja aura robi się coraz jaśniejsza. U ludzi niejedzących
powiększają się także cztery czakry górne.
Pan Joachim powołał nieformalny klub ludzi niejedzących, prowadzi
serwis internetowy (niejedzenie.info), napisał książkę, w której
dzieli się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami, prowadzi
seminaria w Polsce i za granicą.
- Poznałem ludzi, którzy nie jedzą tak jak ja. Bardzo trudno
oszacować ich liczbę. Zdaję sobie sprawę, że możemy budzić różne
odczucia. Gotowy jestem poddać się badaniom lekarskim, nawet w
warunkach szpitalnych, które mogłyby naukowo potwierdzić fakt, że
życie bez jedzenia jest możliwe.
Źródło:
LINK!
|