"Niskie stężenie i ciśnienie tlenu w żywej komórce zapowiada
powstawanie raka".
dr Otto Warburg - Nagroda Nobla 1931
Badania naukowe i bezstronne analizy statystyczne dowodzą,
że w
ortodoksyjnych metodach leczenia raka, takich jak radykalne
interwencje chirurgiczne, chemioterapia i radioterapia, brak jest
naukowych
podstaw, i, że te metody często czynią więcej złego niż
dobrego.

Medycyna jest bardzo dumna z rygorystycznych metod badawczych
stanowiących
podstawę leczenia nowotworu. Jeśli u kogoś
zdiagnozowano raka, osoba ta z miejsca
staje przed ogromnym
naciskiem ze strony systemu ochrony zdrowia, który wymusza
na niej
natychmiastowe rozpoczęcie terapii, w której skład wchodzi
interwencja
chirurgiczna, chemioterapia i napromieniowywanie w
różnych kombinacjach.
Większość przestraszonych i zaszokowanych tą
sytuacją ludzi, nie
jest w stanie przeciwstawić się potędze
medycznego autorytetu.
Jak zareagowalibyśmy w takiej
sytuacji?

Być może niektórzy z nas w przypadku prostych problemów ze zdrowiem
byliby
skłonni do zaufania terapii naturalnej, ale w przypadku
czegoś tak poważnego jak
nowotwór, czulibyśmy się bezpieczniejsi ze
sprawdzonymi metodami medycyny ortodoksyjnej. Jeśli ktoś natknie się
na ten artykuł przed podjęciem ostatecznej
decyzji, co do metody
leczenia, niech go uważnie przeczyta. Być może
pomoże mu lepiej
zrozumieć naturalne metody leczenia raka.
W artykule tym przedstawiam kilka mało znanych faktów dotyczących
naukowych podstaw kryjących się za tradycyjnymi metodami leczenia
raka.
W badaniach nad rakiem sukces - za, który uważa się 5 letni okres
przeżycia - jest określany poprzez porównanie innych metod i form
leczenia z interwencją chirurgiczną, natomiast przeżywalność będąca
skutkiem interwencji chirurgicznej rzadko jest porównywana z
przeżywalnością pacjentów nie poddawanych żadnej terapii, a już na
pewno nie jest porównywana z przeżywalnością pacjentów leczonych
metodami naturalnymi.
Jak z tego wynika, ortodoksyjna metoda leczenia nowotworu jest z
gruntu
nienaukowa. Ogólna liczba przypadków udanej terapii nie jest
większa od
uzyskiwanej w wyniku wyleczenia spontanicznego lub efektu
placebo. Jako
potwierdzenie mojego stosunku do medycyny klasycznej
przedstawiam następujące stwierdzenia i wnioski zaczerpnięte z
medycznych i naukowych publikacji - badania zdają
się dowodzić, że
wczesna interwencja chirurgiczna jest pomocna, ponieważ przedrakowe
zmiany są włączone do usuniętej części, takie, które nie stałyby się
nowotworowymi, gdyby je zostawić nietknięte. Innymi słowy, wczesne
interwencje chirurgiczne wydają się skuteczne, ponieważ zostają usunięte zmiany, które nie są zmianami rakowymi
i w ten sposób poprawia się statystykę przypadków wyleczonych.
Nie ma również
znaczenia, jak duża część piersi zostanie usunięta - wynik jest
zawsze
taki sam - to stwierdzenie dowodzi, że interwencja
chirurgiczna nie wpływa na polepszenie szans wyzdrowienia, w
przeciwnym wypadku byłaby różnica miedzy radykalną chirurgią,
a
wycięciem tylko guzka. Badacze stwierdzają, że dalsze poddawanie
około 70% kobiet daremnym w skutkach okaleczeniom jest arogancją. Co
więcej, nie ma żadnych dowodów na to, że wczesna amputacja sutka (mastektomia)
wpływa ma przeżywalność - gdyby pacjentki wiedziały o tym,
najprawdopodobniej nie zgodziłyby się na zabieg chirurgiczny.
W roku 1993 redaktor Lanceta podkreślał w artykule redakcyjnym, że
mimo wielu
modyfikacji i wariacji metod leczenia raka piersi
metodami klasycznymi, śmiertelność spowodowana tą chorobą nie
zmieniła się. Przyznaje, że mimo niemal cotygodniowych relacji
mówiących o przełomowych odkryciach, medycyna przy swej
nadzwyczajnej możliwości samooszukiwania się (słowa
redaktora Lanceta) pogubiła się. Jednocześnie odrzuca poglądy
tych, którzy uważają, że zbawienie nadejdzie ze strony
intensyfikacji chemioterapii po zabiegu chirurgicznym do poziomu tuż
poniżej zabójczego dla pacjentów.
Czy nie byłoby bardziej naukowe
zastanowienie
się, dlaczego nasze podejście zawiodło?
Powiedziałbym, że niezbyt szybko doszliśmy do takiego pytania,
biorąc pod uwagę stuletni okres okaleczania kobiet. Tytuł tego
artykułu
wstępnego brzmi właściwie -
Rak piersi, czy się zagubiliśmy?
W zasadzie wszystkie rodzaje i kombinacje konwencjonalnych metod
leczenia raka piersi dają w dłuższej perspektywie ten sam stosunek
przeżywalności. Jedyny wniosek,
jaki można wysnuć, mówi, że
konwencjonalne metody leczenia nie dają żadnej poprawy
przeżywalności w dłuższym okresie czasu. W rzeczywistości jest
jeszcze gorzej.
RECEPTA NA KATASTROFĘ:

Dr Michael Baum, czołowy brytyjski chirurg, specjalista od raka
piersi, odkrył, że interwencje chirurgiczne w przypadkach nowotworu
piersi zwiększają szanse nawrotu w ciągu 3 lat.
Wiąże również interwencje chirurgiczne z przyspieszeniem tempa
rozwoju raka w wyniku stymulacji formowania się przerzutów w innych
częściach ciała. Wcześniejsze niemieckie badania dowodzą, że kobiety
po menopauzie z nieleczoną formą raka piersi żyją dłużej
od
poddanych kuracji i zalecają zaniechanie leczenia w takich
przypadkach.
Ten wniosek jest zgodny z ustaleniami Ernesta Krakowskiego,
niemieckiego
profesora, radiologa. Wykazał on, że przerzuty są
zazwyczaj wywoływane przez
medyczną interwencję i tylko niekiedy
przez biopsję lub zabieg chirurgiczny niezwiązany
z nowotworem.
Zakłócenie guza powoduje wzrost liczby komórek nowotworowych, które
dostają się do krwioobiegu, zaś większość farmaceutycznych terapii,
zwłaszcza chemioterapia powoduje uwstecznienie układu
immunologicznego. Ta kombinacja
to recepta na katastrofę. To właśnie
przerzuty zabijają, podczas gdy oryginalne
nowotwory, zwłaszcza
piersi, mogą być stosunkowo mało szkodliwe.
Te ustalenia zostały potwierdzone przez najnowsze badania, które
dowodzą, że interwencje chirurgiczne, nawet te niezwiązane z rakiem,
mogą wyzwolić gwałtowny proces formowania się przerzutów i prowadzić
do przedwczesnej śmierci. Jeszcze wcześniej ukazały się doniesienia
mówiące, że operacyjne leczenie raka prostaty, może również
prowadzić
do przerzutów. W rzeczywistości to właśnie nowotwór
prostaty był badany w pierwszych klinicznych próbach losowych, jakie
w ogóle prowadzono nad nowotworem. Po 23 latach okazało się, że nie
ma żadnych różnic w okresach przeżywalności między pacjentami
poddanymi interwencji chirurgicznej, a osobami, których nie poddano
żadnej terapii,
przy czym operowani cierpieli dodatkowo z powodu
impotencji lub nietrzymania moczu.
Nieżyjący już profesor fizyki medycznej H.B Jones, był czołowym
statystykiem
choroby nowotworowej w USA. W przemówieniu wygłoszonym
w roku 1969 do
członków Amerykańskiego Towarzystwa Raka oświadczył,
że żadne z badań nie potwierdziło wydłużenia okresu przeżywalności w
następstwie wczesnej interwencji chirurgicznej. Co więcej, jego
badania dowiodły, że pacjenci z nie leczonym
metodami klasycznymi
nowotworem żyją prawie 4 razy dłużej, wiodąc życie charakteryzujące
się znacznie wyższą jakością niż leczeni.
Nie muszę
chyba dodawać, że już nigdy więcej nie poproszono go o
zabranie głosu.
NACIĄGANE STATYSTYKI:

Epidemiologiczne badania potwierdzają wątpliwą wartość
konwencjonalnej terapii. W ich konkluzji mówi się - medyczne
interwencje związane z nowotworem mają marginalny wpływ, jeśli w
ogóle jakikolwiek, na przeżywalność. Nawet konserwatywny periodyk
medyczny New England Journal of Medicine zamieścił artykuł pod
znamiennym tytułem - Rak niepokonany.
Pospolity sposób przekształcania medycznych statystyk na bardziej
korzystne
wygląda następująco - pacjenci, którzy umierają w czasie
przedłużonej terapii przy zastosowaniu chemioterapii lub
radioterapii nie są włączani do obliczeń statystycznych
pod
pretekstem nieuzyskania pełnego zakresu terapii, natomiast w grupach
kontrolnych liczeni są wszyscy, którzy umierają. Co więcej, miarą
sukcesu jest procent
guzów zanikających, bez względu na to, czy
pacjent przeżyje!
Kiedy jednak dochodzi do porównania długości okresu przeżycia,
wówczas uwzględnia
się tylko przypadki wyleczone z pominięciem
śmiertelnych. Generalnie nie podaje się ilu pacjentów zmarło wskutek
samej terapii. Obecny trend polega na bardzo wczesnym wykrywaniu
objawów przedrakowych i leczeniu ich jako raka. Chociaż
statystycznie zwiększa to liczbę ludzi chorych na raka, to
jednocześnie sztucznie wydłuża czas przeżycia i obniża śmiertelność,
a tym samym czyni terapie medyczne bardziej wiarygodnymi. W
tym
wydłużeniu czasu przeżywalności może mieć jednak swój udział pewien
czynnik,
a mianowicie to, że rosnąca liczba pacjentów sięga
dodatkowo po terapię naturalną.
Badanie historii chorób 1,2 miliona pacjentów z nowotworem ujawniło,
że śmiertelność przypisywana przyczynom pozanowotworowym i
występująca wkrótce po leczeniu nowotworu była o 200% większa od
występującej normalnie. Po dwóch latach od zdiagnozowania nowotworu
i terapii, ten nadmiar śmiertelności spada o 50%.
Najczęstszym
powodem nadmiaru zejść śmiertelnych była niewydolność serca
i układu
oddechowego. Oznacza to, że zamiast umierać przez kilka lat na raka,
pacjenci ci umarli w wyniku efektów leczenia i znacznie pomogli w
poprawieniu
statystyk dotyczących raka, ponieważ rak nie był
bezpośrednią przyczyną ich śmierci.
Tego rodzaju zafałszowane doniesienia dotyczące śmierci z powodu
raka zrodziły żądania wprowadzenia bardziej uczciwych statystyk.
Analiza
wielu szeroko zakrojonych badań mammograficznych pokazuje,
że mammografia
prowadzi do bardziej agresywnej terapii bez żadnych
dodatnich skutków, jeśli chodzi
o przeżywalność pacjentek. W rezultacie |nawet redaktor periodyka Lancet musiał
przyznać, że brak
jest wiarygodnych danych wynikających z rozległych losowych prób
mammograficznych, które świadczyłyby na korzyść mammografii.
Znaczenie
tego oświadczenia wykracza daleko poza samą mammografię.
Orędownicy medycyny konwencjonalnej otwarcie przyznają, że nie znają
terapii
mogącej pomóc w przypadkach zaawansowanych form raka. Do
dzisiaj lansuje się hasło - aby można było to wyleczyć, należy
wykryć to wcześnie. Badania dotyczące mammografii dowodzą, że nie ma
znaczenia, kiedy wykryje się raka - metody konwencjonalne są zawsze
bezużyteczne, a co za tym idzie, bezużyteczny jest ogromny,
wielomiliardowy przemysł raka (wniosek
autora artykułu). W ramach prowadzonych w Kanadzie przez 13
lat badań, które objęły 40 000 kobiet, dokonano porównania tych z
nich, które badano metodami
fizycznymi, z tymi, którym zaaplikowano
dodatkowo mammografię.
Okazało się, że w grupie z badaniem mammograficznym wystąpiło
znacznie więcej przypadków wycięcia guzka piersi i zabiegów
chirurgicznych (przy współczynniku
śmiertelności wynoszącym 107) niż w grupie, w której
zastosowano
tylko badanie fizyczne (przy
współczynniku śmiertelności 105).

Nowotwór przewodowy miejscowy (DCIS)
jest pospolitą, nieinwazyjną formą guza piersi.
W większości
przypadków jest wykrywany przy pomocy mammografii. U młodych kobiet
92% wszystkich rodzajów raka, wykrywanych za pośrednictwem
mammografii należą do tego typu, tym niemniej średnio w 44%, a w
niektórych przypadkach w 60% tych przypadków stosuje się amputację
sutka (mastektomia).
Ponieważ większość z nich jest nieszkodliwa,
te niepotrzebne zabiegi
znacznie poprawiają statystyki przeżywalności. Podczas gdy
konwencjonalne diagnozy mają charakter inwazyjny i mogą sprzyjać
przerzutom, jest
pewien nieszkodliwy rodzaj elektroskórnych badań o
nazwie Test Biopola, który
opracował zespół złożony z badaczy 8
europejskich szpitali i uniwersytetów. Jak
doniósł Lancet, jest on w
99,1% dokładny w diagnozowaniu złośliwości guzów piersi.
Obszerna analiza wyników radioterapii w przypadkach nowotworu płuc
wykazała,
że po 2 latach w grupie, w której oprócz interwencji
chirurgicznej zastosowano
radioterapię, wystąpiła o 21% większa
śmiertelność niż w grupie, która miała
wyłącznie zabieg
chirurgiczny. Magazyn Lancet zamieścił artykuł, w którym
mówi się,
że zabicie wszystkich komórek rakowych, jakie pozostały po zabiegu
chirurgicznym jest racjonalne, lecz fakty niestety nie potwierdzają
tej teorii.
CHEMIOTERAPIA-MEDYCZNA ROSYJSKA
RULETKA:

Chemioterapia w przypadkach białaczki u dzieci i choroby Hodgkina (ziarnica
złośliwa) stanowi typowy przykład jedynie pozornego sukcesu
ortodoksyjnej terapii antyrakowej.
Prowadzone obecnie kolejne długoterminowe badania dowodzą, że w
późniejszym
okresie u takich dzieci powstaje 18 razy więcej wtórnych
złośliwych guzów. Co gorsze,
u dziewczynek występuje 75 krotny
wzrost ryzyka 7500% zachorowania na raka piersi w wieku około 40
lat. Głównym problemem wydaje się być rozwój głębokich lub
układowych infekcji bakterią Candida albicans (bielnik
biały) wkrótce po rozpoczęciu chemioterapii.
Jeśli ta
infekcja nie jest odpowiednio leczona, następuje pogorszenie lub
jest
bardzo prawdopodobne wystąpienie w przyszłości problemów ze
zdrowiem.
Badania raka jajników dowodzą, że ryzyko wykształcenia się białaczki
po
chemioterapii rośnie 21-krotnie, czyli o 2100%. Chemioterapia
wykazuje prostą
zależność od dawki - podczas, gdy występowanie
pobudzonej leukemii podwaja
się między grupami, w których
zastosowano niską i umiarkowaną dawkę, to
między grupami o
umiarkowanej i wysokiej dawce wzrasta czterokrotnie.
Po zastosowaniu chemioterapii w celu leczenia złośliwych guzów
rozwijają się również
inne guzy. W próbach ze szpiczakiem (myeloma
- szpiczak) nie stwierdzono żadnych
zalet stosowania
chemioterapii w stosunku do braku jakiegokolwiek leczenia.
Ulrich Abel, szanowany niemiecki biostatystyk, przedstawił
wyczerpującą analizę
ponad 3000 klinicznych prób dotyczących
wartości chemioterapii w przypadkach zaawansowanego nowotworu
złośliwego (np. rak piersi).
Onkolodzy mają inklinację
do stosowania chemioterapii, ponieważ może
ona spowodować czasowe kurczenie się guza zwane reakcją, jednak i w
tym przypadku wywołuje nieprzyjemne efekty
uboczne. Abel
wywnioskował, że brak jest bezpośrednich danych wskazujących
na to,
że chemioterapia umożliwia w takich przypadkach przedłużenie okresu
przeżycia. Twierdzi wprost - wielu onkologów uważa za oczywiste to,
że
reakcja na terapię wydłuża okres przeżycia - jest to opinia,
której podstawę
stanowi błędne rozumowanie nie poparte żadnymi
badaniami klinicznymi.
W swojej książce Questioning Chemotherapy (Wątpliwości
wobec chemioterapii)
dr Ralph W. Moss przedstawia szczegółową
analizę tego tematu. Ogólny wniosek, jaki wynika z jego książki,
mówi, że nie ma danych wskazujących na to, że stosowanie
chemioterapii wydłuża w większości przypadków raka okres przeżycia.
Nawet gdyby chemioterapia mogła
przedłużyć
życie o kilka miesięcy, to, co z jakością tego życia?
Tom Nesi, były dyrektor ds. kontaktów z mediami w farmakologicznym
gigancie
Bristol-Myers Squibb, napisał w dzienniku New York Times o
udanej kuracji swojej
żony, która statystycznie rzecz ujmując
przedłużyła jej życie o 3 miesiące. 2 tygodnie
po zabiegu jego żona
nagryzmoliła na kartce z notatnika - jestem przygnębiona, nie
chcę
więcej, proszę. W tej sytuacji wcale nie dziwią mnie doniesienia
mówiące, że większość onkologów nie poddałaby tej terapii członków
swoich własnych rodzin.
PEŁNA TERAPIA KLASYCZNA NA GUZKA
PIERSI:

Dr Wirginia Livingston (później
Livingston-Wheeler), wybitna badaczka raka i terapeutka,
przytacza w swojej książce Cancer -A New Breakthrough (Rak
- nowy przełom), opis przypadku jednej z wielu pacjentek,
które badała. Pacjentka ta zgłosiła się do niej natychmiast po
zaaplikowaniu jej pełnego zakresu terapii na nowotwór piersi - po
odkryciu minimalnego guzka piersi poddano ją wycięciu sutka. Żaden z
usuniętych spod ramienia węzłów limfatycznych nie był zaatakowany,
całość tkanki rakowej została usunięta. Aby mieć pewność, że nie
będzie nawrotów na bliznach, poddano ją radioterapii i wycięto
jajniki. Ku jej przerażeniu rok później na bliźnie pooperacyjnej na
piersi pojawiły się małe guzki. Znowu poddano ją naświetlaniom i
dodatkowo terapii hormonami męskimi,
w następstwie czego wystąpił u
niej trądzik i szorstki zarost na twarzy.
Pomimo to guzki pojawiały
się dalej. Obecnie jest poddawana chemioterapii
z jej typowymi
efektami ubocznymi. Włosy nie zdążyły jeszcze odrosnąć, kiedy
ból w
kościach został zdiagnozowany jako nowotwór kości. Spodziewano się,
że zwiększenie dawek chemioterapii i terapii hormonalnej pomoże,
jednak kilka miesięcy
później uszkodzenia kości powiększyły się. W
rezultacie usunięto jej gruczoły dokrewne. Miejmy nadzieję, że to
przedłuży jej cierpienia o rok. Później usunięcie przysadki mózgowej
może dać jej kolejnych 6 miesięcy życia. Obecnie jej wiara w
medycynę została tak mocno zachwiana, że zgłosiła się do mnie po
poradę. Poprosiła o badanie bez obecności swojego męża, ponieważ
chciała mu oszczędzić widoku swojej agonii w postaci nagiego,
zniekształconego, okaleczonego ciała, z potwornie opuchniętym
brzuchem
i cienkimi nogami. W końcu wyszeptała - pani doktor, czy
mam się zabić?
ZMOWA MILCZENIA:

Czemu oni to robią?
Wydaje mi się, że odpowiedzi na to pytanie udzielił medyczny
komentator,
były redaktor magazynu New Scientist, dr Donalda Gould,
w ponadczasowym
artykule zatytułowanym Cancer - A Conspiracy of
Silence (Rak - zmowa milczenia).
Jego podtytuł podsumowuje pogląd autora - najpospolitsze rodzaje
nowotworu są
dziś równie odporne na leczenie, jak 40-50 lat temu.
Nic nie zyskamy, udając,
że szala zwycięstwa w walce z rakiem
przechyla się na naszą stronę.
Powyższa prawda jest rozmyślnie ukrywana przed społeczeństwem.
Według Gouda ta zmowa milczenia ma związek z pieniędzmi.
Społeczeństwo musi postrzegać medyczny establishment specjalizujący
się w raku, jako ten, który wygrywa, inaczej nie da mu pieniędzy.
Jeden z wcześniej cytowanych naukowców stwierdził, że przy
dziesiątkach tysięcy radiologów i milionach dolarów zainwestowanych
w sprzęt, wciąż aplikuje się radioterapię, mimo iż badania wskazują,
że powoduje ona więcej szkód, niż daje korzyści.
Goud uważa również, że pacjenci, którzy czuliby się dobrze bez
leczenia aż do
nieuniknionej śmierci, poddawani terapiom stają się z
powodu tych bezsensownych prób odwleczenia ich zgonu o kilka tygodni
- nieszczęśliwi. Rzecz w tym, że na tym
etapie zarabia się
najwięcej. Gould uważa, że lekarze trują swoich pacjentów lekami
i
promieniowaniem i okaleczają ich niepotrzebnymi zabiegami
chirurgicznymi
w desperackiej próbie leczenia czegoś, co jest
nieuleczalne.
Od roku 1976, w którym Gould napisał ten artykuł, niewiele się
zmieniło.
W ostatnim wydaniu The Moss Reports można przeczytać, że
długoterminowe
przeżycie w przypadkach pospolitych nowotworów takich
jak rak prostaty, piersi,
jelita grubego i płuc - ledwie drgnęło od
lat siedemdziesiątych. W ostatecznym
rozrachunku oznacza to, że w
ostatnich 70-80 latach nie nastąpiło znaczące
wydłużenie okresu
przeżywalności w następstwie konwencjonalnego leczenia raka.
NAUKOWE PODSTAWY AKCEPTACJI LEKÓW:

Warto również poznać zasady akceptacji leków stosowanych w leczeniu
raka.
Większość z nich pochodzi z USA. W przeszłości firma
wytwarzająca lek musiała dostarczyć dwie duże losowe próby z
pozytywnymi wynikami, aby uzyskać akceptację Urzędu ds. Żywności i
Leków (Food and Drug Administration
- w skrócie FDA), który zajmuje się dopuszczaniem leków.
Słowo pozytywny oznacza w tym przypadku skutek w postaci określonego
tempa zmniejszenia się guza, które utrzymuje się, przez co najmniej
1 miesiąc. Nie było wymogu wykazania, że lek przedłużał okres
przeżycia, nie wymagano również przedłożenia wyników nieudanych prób
tego leku. Te ostre naukowe kryteria(?) jeszcze bardziej złagodzono
w czasie prezydentury Clintona, dzięki czemu producenci leków mogli
uzyskać aprobatę FDA, nawet gdy duża losowa próba wypadła
niekorzystnie. W doniosłym oświadczeniu dotyczącym akceptacji leków,
rzecznik FDA podkreślił, że jakiekolwiek opóźnienie akceptacji
niekoniecznie oznacza czyjąś śmierć, ponieważ
żadna z tych
zaawansowanych kuracji form raka nie leczy ludzi.
Przypuszczalnie sprawa ma się jeszcze gorzej niż w przypadku
nieefektywnej terapii.
Grupa liczących się badaczy dokonała
przeglądu całości opublikowanych materiałów statystycznych,
dotyczących medycznych skutków terapii i wykazała, że system
medyczny jest obecnie główną przyczyną zgonów i okaleczeń w USA.
Zgonów związanych z zawałami serca w roku 2001 było 699 697, z
rakiem - 553 251, natomiast z medycznymi interwencjami - 783 936!
Właściwy tytuł tych badań powinien brzmieć - śmierć zadana przez
medycynę.
Ktoś mógłby zastanawiać się, dlaczego władze resortu zdrowia udają,
że nie widzą
tych masowych zgonów, w większości spowodowanych lekami
i koncentrują swoje
wysiłki na ograniczaniu dostępu do dodatków do
żywności i naturalnych leków?
Objawem tego rodzaju oficjalnego nastawienia są niedawne działania
wymierzone
w Pan Pharmaceuticals, w następstwie, których, rząd
australijski
zmusił największego producenta naturalnych leków do
ogłoszenia bankructwa,
rzekomo z powodu tego, że jego produkty
mogłyby wywołać choroby, a nawet
doprowadzić do zgonów.
Moim zdaniem główną przyczyną tego wypaczonego
oficjalnego
stanowiska jest to, że wydziały zdrowia i władze nadzorcze są
zdominowane przez lekarzy, którzy zostali wyszkoleni (częściowo
za pieniądze
koncernów farmaceutycznych), aby wierzyć, że
leki farmaceutyczne są zbawienne,
a naturalne szkodliwe. Mimo, iż
większość zachodnich społeczeństw woli leki naturalne, niemal
wszystkie partie polityczne promują uzależnienie od leków
farmaceutycznych.
Tak, więc pierwszym krokiem zmierzającym do zmiany tego opresyjnego
klimatu politycznego, jest konieczność utworzenia partii politycznej
promującej
metody naturalnych terapii, a nie uzależnienie od leków.
W artykule redakcyjnym British Medical Journal, którego autorem jest
Richard Smith,
można znaleźć wskazówkę wyjaśniającą przyczynę tych
alarmujących statystyk
zawartych w Śmierci zadanej przez medycynę -
jak dotąd jedynie 15% medycznych interwencji ma wsparcie solidnej
wiedzy naukowej, jest tak, dlatego, że tylko 1%
artykułów
pojawiających się w medycznych periodykach ma naukowe uzasadnienie,
a częściowo z powodu tego, że wielu terapii nigdy nie próbowano
nawet oceniać.
Dobrym przykładem nienaukowej natury badań medycznych jest ostatnie
fiasko
zastępczej terapii hormonalnej (Hormone
Replacement Therapy-w skrócie HRT). Kilkadziesiąt lat temu
była ona przedstawiana jako wynikająca z rygorystycznych
badań (?)
medycznych, oraz bezpieczna i efektywna, ponieważ w przeciwnym
wypadku
nie zostałaby zaaprobowana. Kurację tę zalecano jako
zapobiegającą zawałom serca i nowotworowi. Przeprowadzone obecnie
badania dowodzą, że HRT jest niebezpieczna
i zwiększa ryzyko
zachorowania właśnie na zawał serca i nowotwór. Co zawiodło?
Czemu nie wykryto tego wcześniej?
To oczywiste, pierwotne badania były przeprowadzone pod kątem
uzyskania
maksymalnych zysków, podczas gdy obecnie badacze nie mają
już w nich żadnego
udziału. Z tego względu nie wierzę żadnym
badaniom prowadzonym pod kątem uzyskanie dochodów. Niestety, takie
podejście dominuje obecnie w większości badań medycznych.
DROGA KU PRZYSZŁOŚCI:

Minęły już 32 lata od momentu, kiedy prezydent Nixon wypowiedział
wojnę
rakowi. Od tamtej chwili wydano 2 biliony dolarów na
konwencjonalne leczenie raka,
a rezultat tego jest taki, że więcej
osób niż kiedykolwiek przedtem umiera na nowotwór.
Chociaż wykonano wiele badań, których celem było ustalenie wartości
różnych
składników odżywczych w odniesieniu do różnych rodzajów
raka, z tych 2 bilionów
dolarów nie przydzielono ani grosza na
przeprowadzenie prób z holistycznymi terapiami raka. Naturalni
terapeuci musieli stawiać czoło 100 - letniemu okresowi oskarżeń i
wielu z nich zawleczono na salę sądową, w rezultacie, czego
skończyli w więzieniu.
Czy nie byłoby bardziej naukowe bezstronne ocenienie metod leczenia
raka
stosowanych przez naturalnych terapeutów zamiast wsadzać ich do
więzienia?
Większość amerykańskich klinik alternatywnych musiała przenieść się
do Meksyku. Zainteresowanych listą odsyłam na stronę internetową
www.cancure.org
Holistyczne podejście do leczenia raka obejmuje doskonałe odżywianie
(m.in. dieta
zgodna z grupą krwi -
przypis Administratora), zioła, elektromedycynę, oraz
medycynę wibracyjną lub energetyczną, uzdrawianie emocjonalne, a
także terapię umysłową.
Jedyne znane badania, które są bliskie
podejściu holistycznemu, dotyczą terapii
Gersona (m.in.
enzymoterapia) i były przeprowadzone w celu oceny
pięcioletniego okresu przeżywalności 153 pacjentów cierpiących na
czerniaka. Wykazały one,
że 100% pacjentów z fazą pierwszą i drugą
poddanych terapii Gersona
przeżyło, podczas gdy tylko 79% poddanych
terapii konwencjonalnej.
W odniesieniu do przypadków w trzeciej fazie raka
(z przerzutami
w bliskim regionie)
liczby te przedstawiały się odpowiednio - 70% i 41%,
zaś w fazie
czwartej (przerzuty w rejonach
odległych) - 39% i 6%.
Wielu naturalnych terapeutów raka twierdzi, że w ponad 90%
przypadków udało im się odnieść sukces w zahamowaniu rozwoju
nowotworu, a nawet cofnięciu się go, ale tylko wtedy, gdy pacjenci
nie byli wcześniej poddani terapii konwencjonalnej. Według nich
najbardziej dewastującymi metodami są chemioterapia i radioterapia.
Tak więc, jeśli ktoś zachoruje na raka, sugeruję, aby oparł się
strachowi i naciskom
z zewnątrz. Bardzo rzadko zdarza się, że należy
podjąć natychmiastowe działanie. Doradzam, aby każdy sam przejrzał
dane dostępne w książkach, magazynach oraz Internecie, a następnie
postąpił zgodnie z własnym zdrowym rozsądkiem i intuicją.

Autor - Walter Last
|