
[MARZEC 2010]
28.02.2010/01.03.2010 -> przed 5 rano
jakaś żałosna próba ataku była... później o 5 rano
straszenie we śnie i lekko straciłem energię... jeszcze
później widziałem we śnie czarną zakapturzoną postać która
zamiast twarzy miała jakby tylko czarną energię (podobna do dementora z Harrego Pottera) i zaczęła do mnie mówić i
czułem jej głos (nie zrozumiany i demoniczny) na 4
czakrze... czułem też na tej czakrze wielkie zło i zero
współczucia czy jakiejkolwiek empatii... nie był to niby
atak, ale takie ciekawe doświadczenie... wole już nie spotkać
tej postaci :) -> i jeszcze około 7 rano miałem spotkanie z
"przezroczystym" bytem, który siedział mi na 4 czakrze i ja
się zorientowałem i rękami astralnymi chciałem go zepchnąć z
niej i częściowo się udawało, ale on wracał i tak się
przepychaliśmy (silny jest)... nie wybudzałem się od razu bo
czasem bywało tak, że jak szybko reagował to tak jakbym się
"otwierał" i traciłem wtedy energię, a tutaj zachowałem
"spokój Zen" normalnie hehe :) i się z nim przepychałem, ale
też powoli się wybudzałem, ale i tak troszkę energii mi
skubną niestety... rano po obudzeniu czuje braki energii na
4 czakrze niestety :/
01/02.03.2010 -> Dzisiaj był stosowany przede wszystkim
jeden ty ataku, a mianowicie podszywanie się pod jakąś np.
dobrą postać ("pozytywną"; wzbudzającą "zainteresowanie";
ciekawą; przyjaźnie nastawioną). Czyli spotykam np. kogoś
miłego we śnie (spotkałem nawet pingiwna!) i ten ktoś mnie
wystraszy (wystarczy, że będę blisko niego przez krótki czas
to mogę już stracić energię -> sama obecność tego kogoś
powoduje strach i występuje on nagle... na początku jest
wszystko dobrze i "przyjaźnie"). Straciłem dzisiaj tak
energię z 7-8x? sporo..., ale nie czuje się abym miał jakieś
poważne braki na czakrze... czuje, że mi brakuje trochę
energii, ale wydaje mi się, że nie jest tak źle. Spanie na
brzuchu oraz przykrywanie ręką czakry praktycznie nic nie
dawało bo to się odbywało bardziej na "odległość" (wysysanie
energii przy tym typie ataku) niż aby ktoś musiał grzebać
przy czakrze (tak ja to widzę na dzień dzisiejszy). Będąc
nawet w pełni spokojny również można stracić energię..., ale
spokój bardziej się przydaje... raz udało mi się obronić
przed tym atakiem... zachowałem spokój, ale też zorientowałem
się, że to atak i udało mi się w połączeniu jakby tych dwóch
"rzeczy" skutecznie "obronić / wyjść" ze snu. Jest to dość
chamski atak jak wiele ataków zresztą, ale trzeba uwzględnić
że ten ktoś jest nad wyraz inteligentny i przebiegły.
Podszywa się pod kogoś pozytywnego aby później zadać cios...
nie ładnie!
02/03.03.2010 -> Dzisiaj dostałem 3x... mocniejsze były to
ataki niż wczoraj...
03/04.03.2010
-> Dzisiaj
widziałem jakby czarną zjawę w swoim pokoju (prawdopodobnie
atak typu "halucynacja" -> dodam jeszcze, że ten atak cechuje
się raczej nie za wielkim zakresem ruchu owej "halucynacji"
-> może się np. lekko "kołysać" czy zmieniać odrobinę
kształt). Straciłem energię tylko 1x (wystraszenie) w nie za
dużej ilości. Nie potrzebnie próbowałem "mantrować" tą
"halucynacje / atak". Czasem lepiej po prostu przekręcić się
na drugi bok i dalej "spać". "Mantrowanie" takich "akcji"
zawsze wiąże się z ryzykiem utraty energii. Nie potrzebnie
zbyt intensywnie patrzyłem wzrokiem na tą "halucynacje"...
Najlepiej chyba jest mantrować nie do końca bezpośrednio w
kierunku "halucynacji" tylko lekko obok (dźwięk idzie i tak
dookoła więc nie ma to chyba znaczenia czy będę się patrzył
bezpośrednio na "halucynacje" czy nie, a patrząc się
bezpośrednio wystawiamy się na ryzyko utraty energii. Czasem
bywa, że jak naprawdę dużo energii na 4 czakrze stracę to w
ciągu dnie mam problemy z oddychaniem.
04/05.03.2010 -> Dzisiaj zastosowana została stara metoda
ataku która pierwszy raz została użyta jakieś 4,5 roku temu,
a mianowicie wciskanie zębów tak aby we śnie się miało
wrażenie, że zaraz ktoś palcem wyłamie ci zęby, a, że nie jest
się świadomym, że o sen to można się wystraszyć i stracić
energii trochę :/ Denerwującym jest to, że nawet nie mogę się
zregenerować porządnie we śnie :/ tylko atak i atak... moje czakra raz dostanie lżej, ale czasem mocniej i gdzie tu
regeneracja? a podobno sen jest do tego wymarzoną sprawą ;)
aby się uleczyć ;) Tęsknię za wysypianiem się itd. itp. :)
05/06.03.2010 -> Dzisiaj niby
nie było żadnego ataku, ale w moich snach pojawia się spora
ilość scen gdzie walczę z "wrogami" czy z "negatywnymi
postaciami" które chcą mnie "pokonać".
06/07.03.2010 -> Znowu
brak ataku? :)
07/08.03.2010 -> Dzisiaj prawdopodobnie były 3 próby ataku
ale tylko jedna udana. Straciłem mało energii, ale po minucie
od ataku jakoś rozbolała mnie 4 czakra na okres około minuty
max dwóch i później było już ok no może leciutki ból typu
"poturbowanie" ;) To były ataki we śnie, ale bazujące na
jakiś złych wydarzeniach typu "psująca się maszyna" której
nie mogę naprawić i w końcu panikuje i tracę energie... w
ogóle dziwna sprawa... wcześniej była jakaś postać która
mnie straszyła teraz jakimiś złymi zdarzeniami mnie straszą?
Tak czy siak poczułem przy jedynym takim wydarzeniu (tym z
"maszyną") ubytek energii więc wychodzi na to, że to był
atak.
08/09.03.2010 -> Dzisiaj były 3 ataki, ale dobrze pomagał mi
mój "Anioł Stróż". Pierwszy polegał na otoczeniu mnie przez
jakiś osoby, ale 2x? bodajże chwytał mnie za rękę we śnie
pewnie mój Anioł Stróż no bo kto inny? i mnie wyciągał z
tego towarzystwa. Nawet jakoś ja sam we śnie powiedziałem, że
jakby coś się złego działo to aby mnie z tego towarzystwa
wyciągał i tak się działo, ale później po tych dwóch
wyciągnięciach znowu mnie otoczyli, ale nie byli widocznie w
stanie mi nic zrobić. Następny atak był gdy we śnie wszedłem
do jakiegoś ładnego pokoju i usłyszałem "zły" głos jakby
demoniczny i nagle poczułem, że ktoś mnie chwycił za lewą
rękę i pociągnął w kierunku drzwi i poczułem jakby od tego
złego w tym samym czasie jakby magnes, który mnie chciał
wciągnąć do tego pokoju, a ze strony anioła?, który mnie
ratował poczułem właśnie takie jakby pociągnięcie jakby
przez tunel? takie specyficzne cofnięcie do tyłu na
"bezpieczną" odległość i nastąpiło wybudzenie. Ostatni atak
we śnie odbywał się w klasie i siedziałem w ławce szkolnej.
Nie jestem pewien czy był tam mój Anioł Stróż czy nie? Bo
był ktoś tam taki kto chyba chciał się mną opiekować tam, ale
nigdy na 100% nie można być tego pewien czy przypadkiem to
nie jakiś wilk w owczej skórze bo ten "zły" lubi takie
"przebieranki" x) No i niestety w tym śnie straciłem trochę
energii :/ i jak się obudziłem to też czułem to
"poturbowanie" na czakrze... jakby ktoś mnie tam uderzył
albo wbił lekko nóż (czasem lekko czasem mocno "nóż" jest
wbity). Niestety też gorzej mi się oddycha przez ten
uszczerbek na czakrze, ale w sumie to dość normalny objaw. Na
dodatek miałem idealną pozycję do obrony bo leżałem na
brzuchu + byłem przykryty od strony brzucha kołdrą + byłem
ogólnie w takim trochę kokonie z kołdry, ale to jest dobra
pozycja tak naprawdę do ataków "bezpośrednich", a nie do
ataków na "odległość" jak te (atak bezpośredni to taki gdy
ktoś cię uderzy i wtedy tracisz energię, a atak na odległość
to np. wyssanie energii przez "dresiarza" poprzez atak
"oczami"). Jeszcze przed udanym przez nich atakiem gdy sobie
leżałem to czułem się jakby moja czakra i okolice (system
energetyczny) coraz lepiej się regenerował i odnawiał po
tych 17sto tygodniowych walkach, ale niestety musiałem zostać
jeszcze ugodzony aby "oddalić" na jakiś czas to bardzo fajne
uczucie regeneracji.
09/10.03.2010 -> Były ataki, ale wyszedłem z nich praktycznie
bez szwanku niemniej jednak w pewnym sensie "męczącym" jest
mierzenie się we snach z tym czymś. Marzy mi się wyspanie
całkowite gdzie w snach nie pojawiają się "potyczki" i
"zmagania" gdzie po prostu mogę sobie leżeć i najnormalniej
w świecie się wyspać aby się w pełni zregenerować. 06/08.03.2010 -> w te dwie
noce gdzie nie było ataków miałem właśnie przebłysk tego jak
to powinno wyglądać.
08/09.03.2010 -> było to wspaniałe uczucie "regeneracji"
okolic 4 czakry którego nie czułem z jakieś 17 tygodni...
nawet zapomniałem, że takie uczucie istnieje... takiego
"pełnego" uczucia regeneracji bym sobie życzył. Czuje się
zmęczony na czakrze mimo iż nie oberwałem w nocy. Był atak
"halucynacyjny", były ataki we śnie, ale jakoś je
podpierałem. Nawet we śnie bodajże złapałem go i
"obezwładniłem" z tego co pamiętam, ale mimo to czuje się
jakby ktoś mi czymś w czakre przywalił i w ogóle :/ Niby
moje moralne nie są niski bo jednak noc za nocą mija i czuje
że to skończyć się już niedługo musi, ale no jak mówiłem
chciałbym się wyspać tak porządnie... byłoby fajnie ;)
Przydałaby mi się taka z minimum kilku dniowa jak nie więcej
regeneracja okolic czakry 4 i tego sobie życzę :]
10/11.03.2010 -> Były ataki... nie wielkie straty energii...
11/12.03.2010 -> Były ataki... bardzo małe straty energii...
12/13.03.2010 -> Dostałem kilka x... kolejna pewna porcja
mojej energii "wyparowała"... eh :/ -> trochę morale mi
spadły...
13/14.03.2010 -> 1-2 ataki? Jeden udany -> bardzo mało
straciłem energii -> wciąż jest uczucie "poturbowanej" czakry -> jest również leciutkie uczucie ogólnej regeneracji
okolic 4 czakry -> morale lekko wzrosły ;)
14/15.03.2010 -> Brak ataków. Nie
mniej jednak były pewne symbole we śnie które mogły
sugerować czyjąś negatywną obecność niemniej jednak nie
musi to oznaczać, że ktoś u mnie tej nocy np. obok mnie lub w
pobliżu się znajdował. Czasami jest ciężko jednoznacznie to
stwierdzić (jak w tym przypadku). Ale tak czy siak nie
odnotowałem jakiegokolwiek ubytku energii, a to jak dla mnie
jest najważniejsze.
15/16.03.2010 -> Dzisiaj dostałem i to kilka x... w ogóle
wywoływane były jakieś silnej wibracje w moim ciele (jakiś
skutek uboczny ataku? albo celowy zabieg?) no i strach...
zabrali mi kilka x energie w bardzo małych ilościach i chyba
z 1-2x w małych ilościach? Jakoś tak... Mantrowanie "Bóg"
pomagało w uwolnieniu się z tego stanu tylko szkoda, że zbyt
późno wpadłem na to aby się w ten sposób bronić... Jestem
już jakoś wewnętrznie zmęczony tymi atakami..., ale jednak
wiem, że sobie z nimi poradzę i przejdę to wszystko. W ogóle
to dość długo one dzisiaj trwały... z dobre kilka godzin...
Mojej czakrze przydałby się z tydzień odpoczynku aby dość do
siebie...
16/17.03.2010 -> Dzisiaj było mniej więcej z 10-12 ataków.
Był nowy sposób ataku we śnie, a mianowicie byłem łapany
rękami jakby dookoła tułowia i ściskany... był też atak, że
jakby ktoś wbijał mi nóż lub coś
w tym stylu w 4 czakrę (mieli jakieś problemy aby go wbić w
czakre... tak jakby czakra była za twarda, a oni mieli nóż z
plastiku), ale o dziwo nie straciłem jakoś specjalnie tej
nocy dużo energii. Od kilku dni regularnie przed zaśnięciem
"smaruje" 4 czakrę krwią Jezusa (dla ochrony przed atakiem)
+ standardowo 7 krzyżyków na niej również zaznaczam Jego
krwią.
17/18.03.2010 -> Dzisiaj były ataki, ale nie zabrali mi
energii... co więcej we śnie skutecznie się broniłem! Gdy
byłem atakowany to nie pozwalałem przeciwnikowi mnie
"skrzywdzić" w żaden sposób "blokując" jego ciosy i samemu
atakując itd. itp. Oczywiście nie jest to zwykły sen jak ktoś
mógłby sugerować. Ja w takim śnie jestem w 1 albo w 3 osobie
(przeważnie w 3, ale to też zależy). Przeciwnik z tego co
moje doświadczenie wskazuje jest zawsze w 3. W takim śnie
gdzie ktoś w sensie jakiś "byt" Cię atakuje ma się wrażenie
że Twój przeciwnik jest bardziej "żywy" i "myślący" niż
jakby to był zwykły sen, nawet jak się z nim walczy wydaje
się jakby dobrze wiedział co robi, jakby robił to świadomie
i z premedytacją. Trochę w nocy z nimi "walczyłem" co
kosztowało mnie jakieś minimalne pokłady energii, ale moja czakra nawet w najmniejszym stopniu nie ucierpiała. Ogólnie
trochę zregenerowałem się tej nocy co mnie bardzo cieszy...
18/19.03.2010 -> Dzisiaj jakieś dwa żałosne ataki... jeden
polegał, że kot na mnie wskoczył i pazurki wbił i chciał
chyba mnie powalić na dół? Oj jakiś kaszaniarski atak nawet
nie ma sensu się rozpisywać... drugiego ataku nawet nie
pamiętam... "Zwierzęcego" ataku już dawno jakoś nie miałem
chodź się zdarzały ;) Ważne, że ostatnio jakoś mało mi
robią... moja czakra powoli lecz systematycznie się
regeneruje co mnie bardzo cieszy :) chodź zajmie to pewnie
trochę czasu zanim wróci do pełni sił, ale jak tak dalej
pójdzie to widzę to w kolorowych barwach.
19/20.03.2010 -> Dzisiaj niby bez ataków? (pojawiały się
negatywne osoby we śnie, ale nie sadzę aby były one
"spowodowane" obecnością/atakiem byta, ale kto go tam do
końca wie... Ważne, że powoli się regeneruje...
20/21.03.2010 -> Bez ataków... Zauważyłem też taką rzecz, że
jak mnie atakowali intensywnie to przeważnie lewą część 4 czakry miałem jakby "uszkodzoną"? i teraz może od
wczorajszego dnia? czy jeszcze wcześniejszego czuje taki
jakby ból coś na kształt kłucia raz na jakiś czas (nie jest
to przyjemne, ale da się spokojnie wytrzymać bo trwa to
krótko i w ogóle... bez przesady hehe). Wydaje mi się, że to
kłucie to może być oznaka reperacji się czakry, ale to tylko
moja hipoteza. Może to miejsce które było tak "obite" przez
te byty wreszcie próbuje się "zagoić" (naprawić).
21/22.03.2010 -> Dostałem dzisiaj jakąś nie fizyczną
pięścią w twarz podczas lekkiego snu. Zazwyczaj dostawałem w
ten sposób we śnie, a tym razem było inaczej. Straciłem mało
energii przy pierwszym ciosie. Oczywiście poczułem go w
pewien jakby energetyczny? sposób, ale nie widziałem tak
jakby pieści która do mnie zmierza (bo niby śniłem w tym
momencie?) chodź wydaje mi się, że jakimiś zmysłami to
"ogarnąłem". Był to dość mocno niespodziewany atak. Za jakąś
godzinę od tego ciosu pojawił się znienacka następny cios
tylko silniejszy i straciłem jeszcze więcej energii.
22/23.03.2010 -> Znowu straciłem energie przy nocnych
atakach eh :/ Ciężko się bronić przed tymi podstępnymi
atakami... :/
23/24.03.2010 -> W sumie 4 ataki i się skutecznie obroniłem
(pierwszy halucynacja i trzy pozostałe to ataki bezpośrednie
z bliskiej odległości, jak mniemam w celu dostania się do 4 czakry). Przy każdym ataku zalecam zachowanie stoickiego
spokoju! To bardzo pomaga w obronie i nie straceniu energii.
Z mojego doświadczenia wynika, że jak się szarpiesz i szybko
oraz emocjonalnie próbujesz "wydostać się" to często się to
udaje, ale ze stratą energii z czakry, ale jak ja dzisiaj
robiłem to z wielkim spokojem, ale zarazem zdecydowanie, ale
bez jakiś bardzo gwałtownych ruchów i zbędnych emocji to
udało mi się wyjść z "negatywnego" stanu (przenikanie się
reala i astrala gdzie może zajść atak) bez utraty energii.
Zachowanie spokoju na początku nie jest łatwe i człowiek
chce jak najszybciej uciec przed takim atakiem. Im więcej
emocji? wkładamy w obronę tym prawdopodobnie bardziej się
"otwieramy" co powoduje, że energie nam łatwiej wykraść, a
jak będziemy spokojni jak skała to się nie otworzymy i
energia z nas nie ujdzie!
24/25.03.2010 -> Brak ataków...
25/26.03.2010 -> Brak ataków...
26/27.03.2010 -> Brak ataków...
27/28.03.2010 -> Jeden atak typu "halucynacja".
28/29.03.2010 -> Niby brak ataków, ale jednak w nocy
poczułem stratę energii na 3 i 4 czakrzę... więc ataki były
jakieś których nawet nie byłem dobrze świadom...
29/30.03.2010 -> Jeden atak typu "halucynacja".
30/31.03.2010 -> Dzisiaj atakowali mnie niewidzialne byty?
Oczywiście nie wiem czy był on jeden czy kilku? Pewnie
jeden? Tak czy siak były to chyba ataki we śnie / lub
pomiędzy realem a snem?
Wyczuwałem tą istotę? niewidzialną innymi zmyślamy, że tak
powiem. Z bliskiej odległości była dopiero wykrywalna i
oczywiście kilka x straciłem energie z 4 czakry :/ Leżenie
na brzuchu nic nie dało. Wykradanie energii odbywało się na
odległość czyli, że nie był konieczny bardzo bliski
("dotykowy") kontakt (tak jakoś to widzę). Dzisiejsze
wysysanie energii kojarzy mi się z takimi jakby liźnięciami
czakry... jak dziecko liże lizaka to ten byt jakby lizną
przy każdym ataku moją energie na czakrze chodź wydaje mi
się, że atak odbywał się z pewnej odległości i, że ten byt
nawet mnie nie dotykał, ale kto go tam do końca wie ;)

[KWIECIEŃ 2010]
31.03.2010/01.04.2010 -> Dzisiaj podczas ataków ten byt się
do mnie przyklejał jak spałem (przejawiało się to również we
śnie, że byłem jakby przyklejony do jakiejś postaci i czułem
"dotyk / ucisk") i było kilka takich ataków i ten byt czekał
aż się "otworzę", ale to nie nastąpiło bo jakoś zachowywałem
spokój i się "nie otwierałem" i dzięki temu nie straciłem
energii. Chodź może jakąś tam straciłem, ale ogólnie rzecz
ujmując nie odczułem transferu mojej energii do tego byta.
01/02.04.2010 -> Dzisiaj niestety trochę oberwałem. Były
ataki gdzie byt przyczepiał się do 4 czakry i próbował ją
"rozkodować?" / "otworzyć?" po prostu się do niej dostać
może tak to nazwę hehe. Oczywiście we śnie objawiało się to
uciskiem w miejscach gdzie przebywał byt na mnie (we śnie
był to tak jakby pas, który mnie ściskał). Tak czy siak przy
jednym takim ataku zacząłem szybko i nagle się wyrywać i
zmantrowałem później go słowem "Bóg", ale straciłem przy tym
trochę energii z czakry chodź go pokonałem! Tak jakbym się
"otworzył" na czakrze przy tych gwałtownych ruchach...
zawsze przy tego typu ataku trzeba zachować spokój, ale łatwo
to napisać i się skrytykować w swoich doświadczeniach, a
trochę to inaczej wygląda w prawdziwym boju gdy byt atakuje.
Nie zawsze pamięta się wszystkie "złote" rady i wszystkie
wyciągnięte wnioski ze wszystkich poprzednich ataków. Byt
ten atakował wtedy gdy leżałem na plecach. Nawet później się
położyłem w pozycji bardzo podobnej do embrionalnej i było
ok, ale później we śnie się nieświadomie przekręciłem i byt
ponownie zaatakował :/ -> zapomniałem podłożyć sobie coś pod
plecy (np kołdrę odpowiednio "upchać") abym nie mógł się tak
łatwo nieświadomie przekręcić. Jestem ciekawy czy ten byt to
ten sam co mnie cały czas atakuje czy oni? się zmieniają co
jakiś czas? Bo ten się "przylepiał" do czakry, że tak to
nazwę i jestem ciekawy czy jakbym leżał na brzuchu to czy
byłby wstanie mnie zaatakować? bo jeżeli musi mieć kontakt z
czakrą to prawdopodobnie nie byłby w stanie?, ale w ostatnich
dniach bywały ataki gdzie bezpośredni kontakt z czakrą nie
był wymagany hmmm... Dzisiaj niestety moja czakra bardzo źle
się czuje :( -> patrzenie w słońce trochę mi pomogło...
02/03.04.2010 -> Dzisiaj ten sam gościu mnie atakował... Po
dwóch pierwszych atakach wiedziałem już, że nie jest
dobrze... Zacząłem prosić wszystkich którzy mi przyszło do
głowy o pomoc... Postanowiłem, że nie będę spał
przez jakiś czas, ale niestety chyba byłem poddany jakiejś
kontroli umysłu (hipnoza?) bo nie mogłem normalnie trzymać
kilku sekund otwartych oczu bo powieki były tak ciężki, że
same oczy mi się zamykały i na silę, na cham próbowałem
trzymać je otwarte, ale to było bardzo trudne! To nie jest
normalne! ;p Później nastąpiło chyba coś w stylu odcięcia go
ode mnie? Tak to jakoś odebrałem i było to ukazane we śnie
symbolicznie i co ciekawe to ujrzałem go przez jakąś 1
sekundę? Pamiętam, że za nim był ogień i nie wyglądał zbyt
przyjaźnie (szybko mignął i nie widziałem go dokładnie). Ale
przy tym uwalnianiu z hipnozy? Też coś uszło mi z czakry
energii... Po tym zdarzeniu jakoś juz mi się tak oczy nie
zamykały, ale jeszcze rano mnie lekko dziabnął w czakrę :(
03/04.04.2010 -> Dwa pierwsze ataki były "we śnie" i
zachowałem spokój przez co się nie otworzyłem i energii nie
straciłem, ale niestety o 8:30 rano był atak "we
śnie" w którym się niestety wystraszyłem lekko i zostałem
"dziabnięty" po czakrze, że tak to określę i straciłem trochę
energii... zapomniałem chyba, że nawet tak rano i gdy jest
widno może być przeprowadzony atak... kiedy dawno temu jak
już było tak widno to raczej ataki się nie odbywały ;)
04/05.04.2010 -> Dzisiaj dostałem około 6 razy (była też
hipnoza i jeden atak typu halucynacja) i trochę
spanikowałem. Niechciałem dostać ani razu więcej... jak dla
mnie to było już nadto to co dzisiaj "zebrałem". Położyłem
obrazek Jezusa, Ojca Pio, kryształ górski, różaniec z szyi i
z ręki + obie dłonie na 4 czakrze i leżałem / spałem tak na
plecach i był jeszcze jeden atak, ale kompletnie nie mógł nic
zrobić i tak trwałem w tej pozycji z 2h, ale żaden atak
następny już się nie pojawił.
Przy okazji doładowałem energią trochę 4 czakrę trzymając na
niej dłoń. Dobrze, że nie dostałem więcej bo moje morale na
prawdę mocno spadły. Technika kładzenia "wszystkiego" na
czakre okazała się dobra i sądzę, że będę ją jeszcze testował
przy przyszłych atakach. Są też cztery ranki kilku
centymetrowe poniżej szyi (na plecach). Ranki takie są dość
normalne przy takich atakach... nawet nie zwracam już
praktycznie na nie uwagi. Zawsze jest lepiej doznać takich
"zadrapań" niż stracić cenną energie z czakry, ale jest jak
jest...
05/06.04.2010 -> 3-4x dostałem dzisiaj..., ale czuje się w
miarę ok...
06/07.04.2010 -> Dzisiaj dwa ataki. Przy pierwszym straciłem
energię bo spanikowałem. Było tak, że poczułem, że ten byt
siedzi na mnie? i zorientowałem się, że to atak itd. itp. ->
wciąż byłem spokojny i opanowany. Chciałem go zmantrować, ale
nie mogłem (brak możliwości wypowiadania słów -> teraz
przeważnie te byty stosują jakąś blokadę na to... kiedyś tej
blokady nie było więc łatwo się można było rozprawić z takim
bytem...).
Gdy okazało się, że nie jestem w stanie fizycznie
wypowiedzieć słowa Bóg i czułem to coś na mojej klatce
piersiowej to coś we mnie chciało się bardzo szybko tego
czegoś ze mnie pozbyć i zacząłem jakoś sam z siebie
panikować. Zacząłem się jak zwykle wyszarpywać z tego
"stanu" w którym byłem i się oczywiście uwolniłem, ale tracąc
energię. Muszę zachować zimną krew w momencie gdy czuje tego
byta na sobie (zmysłami ogarniałem go jako coś
przezroczystego? -> nie widziałem go jakby oczami
fizycznymi? nie wiem nawet jak to opisać?). Gdy będę
spokojny wiedząc, że nie mogę go zmantrować i zdając sobie
sprawę, że on jest na mnie i nie może mi nic zrobić dopóki
się nie otworzę to mogę zdecydowanie to wygrać. Domyślam się
że w takiej sytuacji muszę poprosić w myślach Boga albo
opiekunów czy może Archanioła Michała aby przybył mi na
pomoc i zabrał to coś ze mnie. Pewnie będę miał okazje to
przetestować jeszcze... chodź wolałbym już nie mieć
styczności z tym czymś... A co do drugiego ataku to nie za
bardzo go pamiętam i chyba nie straciłem energii albo bardzo
mało? Nie pamiętam tego zbyt dobrze ;) Wiem, że kładłem na 4
czakre wszystko co miałem pod ręką z rękami włącznie hehe
tak jak robiłem to
04/05.04.2010 -> tylko gdzieś zdjęcie Ojca Pio mi się
zapodziało :/ -> i chyba był też przy tym drugim ataku atak
typu halucynacja, ale nie pamiętam już dokładnie co i jak!
07/08.04.2010 -> Był jakiś atak i
straciłem trochę energii. Nie pamiętam już dokładnie jaki to
był atak. Później był atak hipnotyczny i straciłem 2x
energie na nim. Muszę sobie olać rozkminianie czy to atak
czy nie tylko po prostu się odwrócić jak najszybciej się da.
Nie ma sensu się zastanawiać czy to aby na pewno atak. Chodź
staram się robić to dość szybko to jednak
trwa to
na moje oko zbyt długo. Nie mogę rozważać w głowie czy to
aby na pewno atak i zerkać na chwilkę na "halucynację". Tak
robić nie mogę! Musze w ułamku sekundy się odwrócić jeżeli
będę mieć chodź ułamek pewności, że może być to atak! Nie ma
się tu nad czym zastanawiać dłużej niż 1 sek ;) Oczywiście
łatwo się to piszę, a trudniej jakoś się wykonuje w "nocnym
boju", ale jestem optymistą co do ulepszenia mojej obrony
przed tym typem ataku. Nie jest to wszystko łatwe. Jak się
to opisuje to wydaje się, że trzeba zrobić to tak i tak i
będzie dobrze, ale w nocy jakby całe plany i strategie często
się rozpadają na kawałki i trzeba kombinować. To nie jest
czysta gra. Nie ma tu zasad fair-play. To trochę tak jak
odpowiadanie na pytania w teleturnieju siedząc przed
telewizorem. Bez stresu i na spokojnie znamy odpowiedzi...
ale jak już miałoby nam przyjść wystąpić na żywo w telewizji
to zapominamy jak się nazywamy. Z tymi atakami jest trochę
podobnie. Trwa to tak długo już... przetestowałem bardzo
dużo metod obrony, a jednak wciąż mnie podchodzą i kradną
moją energię, a ja naprawdę się staram chodź faktem jest, że
całą tą sytuacją już jestem zmęczony. Chciałbym odpocząć...
wyspać się tak jak ludzie się wysypiają. Mam już mgliste
wspomnienie tego jak to jest się "zregenerować poprzez sen".
Ludzie idą spać aby odpocząć, a ja idę spać aby toczyć boje
hehe... wiem, że prędzej czy później te ataki się zakończą i
wtedy pojęcie "regeneracji poprzez sen" nabierze dla mnie
nowego znaczenia.
08/09.04.2010 -> Był jeden atak... nic
mi nie zrobił... nawet zobaczyłem tego kogoś nade mną, ale
jakoś tak, że nie jestem w stanie opisać jak wyglądał...
(dziwne bo był wcześniej przezroczysty?, a teraz bardziej
widoczny się stał?) w ogóle to chciał się dostać do 4 czakry
ale najwidoczniej mu się nie udało ;) W pewnym sensie można
powiedzieć, że w miarę się wyspałem ;) Miałem tam później
jeszcze takie nie przyjemne i stresujące sny! (czy to może
być atak? nie mam pojęcia! może to już lekka paranoja moja
szukająca wszędzie ataków, ale sny które wywołują negatywne
emocje podlegają mojej ścisłej obserwacji ;)). Tak czy siak
w miarę się dzisiaj wyspałem, ale moja 4 czakra potrzebuje
wielu dni regeneracji... oj tak...
09/10.04.2010 ->
3 ataki
o 6:15 (niewidzialny byt atakował... przy 1 ataku dusił
mnie... przy następnych nie pamiętam) -> 3x straciłem
energię... -> 2 ataki o 7:15 (wykręcanie ręki -> wszystko to
odbywa się chyba na poziomie ciała astralnego? tak mi się
wydaje? czyli, że moja ręka astralna jest wykręcana?, ale
pewien nie jestem, ale tak mi się na tą chwilę wydaje) -> 1x
straciłem energię... Ogólnie moralne mam niskie i moja
czakra ma już tego dosyć :(
10/11.04.2010
->
Dzisiaj nie było żadnego
takiego "oficjalnego" ataku! Moja czakra od razu rano czuje
się lepiej (brakuje dużo do ideału, ale jednak jest
odczuwalna poprawa). Chociaż w ostatnich dniach i nawet
dzisiaj w nocy pojawiały się chwilę gdy jak się budziłem to
miałem wrażenie (nie zawsze, ale czasem), że tracę co jakiś
czas odrobinę energii z 4 czakry! Niby nic się nie działo, a
jednak moim zdaniem traciłem energie! Może było to
spowodowane obecnością tego byta, który jakby zasiał "zło" w
pomieszczeniu. Pamiętam, że jak kiedyś był byt w moim pokoju
to czuć było "zło", a jak odszedł to od razu w ciągu sekundy
cała atmosfera w pokoju się zmieniła na normalną. Coś w tym
musi być... Może to jakiś nowy typ ataku?
11/12.04.2010
-> Były 3 ataki
"we śnie" czyli była jakaś postać która np. wzbudzała moje
zaufanie, szybko się do mnie zbliżała i się do mnie
"przykleja" (uczucie dotyku albo na dużej powierzchni ciała
albo na mniejszej np. coś w stylu dotykania palcem? różnie
bywa, ale przeważnie jest to dotyk raczej na większym
obszarze ciała -> wiadomo, że byt prawdopodobnie siedzi na
mnie już wtedy gdy odczuwam dotyk we śnie) i przy każdym
takim ataku trwał jakiś czas ten "ucisk", ale jakimś cudem
nie została mi zabrana energia w żadnym z tych ataków (a
przynajmniej nic nie czułem aby energia była mi zabierana)!
Po wstaniu z łóżka czuje się jakbym dostał pięścią w czakre.
Ale prawda jest tak, że aby moja czakra się w pełni
zregenerowała to potrzebne mi są pewnie z 1-2 tygodnie
kompletnie pozbawione jakichkolwiek ataków... W ogóle
ostatnio praktycznie codziennie czuje jakbym miał wbity
jakis nóż w czakre serca :/
12/13.04.2010
-> O 2:54 pierwszy atak... koleś we śnie bardzo mocno się na
mnie zamachnąć aby mnie uderzyć w twarz, a ja po raz
pierwszy w ogóle (chyba) zrobiłem unik (odchylenie w tył)!
Wiem, że jakbym dostał to poczułbym na twarzy prawdopodobnie
taki energetyczny ból, ale zrobiłem unik! Nie wiem jak to
technicznie wyglądało czy się ciałem astralnym? czy jakimś
energetycznym wychyliłem do tyłu czy jak, że on nie trafił?
To na pewno był atak na odległość bo gość mnie nie "dotykał"
i co ciekawe nie straciłem energii chodź leciutko
emocjonalnie zareagowałem jak się odchylałem i leciał cios
przed moją twarzą ;), ale ogólnie brak strat (minimalnie
pewnie tak, ale zaliczam to do kategorii brak strat). Później
był atak we śnie chyba o 6:00? i niestety 2x pod rząd
straciłem energie w odstępie 1-2 sek :/ Jak były jeszcze
jakieś ataki to już ich nie pamiętam... tyle zapamiętałem ;)
Szkoda tylko, że przy tym ataku o 6 rano nie miałem dłoni,
kryształu, różańca itd. itp. na 4 czakrze bo mi się po
przemieszczało wszystko... pewnie by pomogło...
13/14.04.2010 -> Były ataki i straciłem trochę energii. Przy
tym typie ataku i tym konkretnym bycie skuteczne jest
kładzenie na czakre różańców, kryształu górskiego, dłoni itd.
itp... jak tak zrobiłem i nastąpił atak to czułem takie
ciepło na czakrze i jakby ta energia się tam blokowała i nie
chciała opuścić czakry... niemniej jednak trochę energii
przy tym straciłem, ale byt jakby "zasysał" energie (jak
odkurzacz). Stał koło łóżka (niewidzialny -> jakimiś
zmysłami go "ogarniałem") i jakby był takim odkurzaczem co
zasysa energie (mi się to kojarzy z dementorem z Harrego
Pottera [nie chodzi o wygląd], który zasysa tak energie...
chodź to trochę inaczej wyglądało, ale to jest coś powiedzmy
podobnego... mniej więcej?). Nie wiem jak to opisać dobrze.
Czasem następuje zabranie energii poprzez np. cios i wtedy od
razu pewna ilość energii leci ode mnie do byta, a czasem
jest to "zasysanie" gdzie jest jakby w pewnym tempie
przesyłana energia ode mnie do byta. Czasem ostatnio właśnie
wydawało mi się, że niby nie było jako takiego "ciosu", ale
jednak czułem, że straciłem odrobinę energii i ta strata
energii była właśnie spowodowana tym "zasysaniem" energii
przez byta. Mówiąc szczerze zaczyna mi się to wszystko już
mieszać i zlewać :) W sumie coraz słabiej pamiętam te ataki
i jakoś wydaje mi się już bez większego znaczenia to
spisywanie ich. Np dzisiaj mnie sparaliżowało przy ataku
(raczej normalny objaw) i nie wyrywałem się bo wiadomo, że
straciłbym energie tylko. Na siłę otwierałem oczy i starałem
się je utrzymać otwarte jak tylko mogłem oraz w myślach
powtarzałem sobie coś w stylu, że muszę się wybudzić (i się
udało, ale byt ciągle "zasysał" więc energii troszkę
straciłem). W sumie przypomniałem sobie po tym ataku, że jest
jeszcze taka metoda, że ruszasz którymś z palców u ręki lub
nogi (trzeba znaleźć, który to palec) i wtedy można wyjść z
tego paraliżu. Już kiedyś stosowałem tą metodę i z tego co
pamiętam to działała. Już chyba wszystko co się dało
opisałem. Każdy kto będzie doświadczać takich ataków
powinien znaleźć tu wystarczająco dużo informacji jak się
bronić i jak te ataki wyglądają. Jeszcze dodam jedną
rzecz... We śnie często pojawia się jakaś postać która Cię
nie atakuje (na początku) tylko po prostu gdzieś sobie tam
łazi we śnie. Ta postać może wyglądać jak ktoś kogo nie
lubisz lub może wzbudzać Twoje zainteresowanie (po to abyś
się łatwiej "otworzył" -> różnie bywa). Później jak się
chyba otworze bardziej? nie wiem do końca na czym to polega
ale próbuje na czuja to rozgryźć to wtedy ta postać już jest
bliżej Ciebie we śnie (to chyba jakaś gra w "podchody"
hehe). Następnie już się albo przykleja do ciebie (ucisk itd.
itp) albo po prosu "zasysa" albo atakuje pięściami. Ogólnie
nie przepadam za atakami we śnie, ale nie można się poddawać
tylko trzeba robić swoje :) Pewnie i tak nie wytłumaczyłem
tego odpowiednio dobrze dla kogoś kto nie doświadcza ataków
ale taki ktoś pewnie nie będzie zbytnio zainteresowany
czytaniem tego chociaż kto wie? Myślę, że jest tu
wystarczająco dużo wskazówek które ułatwią zrozumienie
tematu i przyspieszą "skuteczną obronę" aby nie musieć się
męczyć miesiącami szukając skutecznych metod obrony odnośnie
ataków wszelkiego rodzaju od ataków z otwartymi oczami po
ataki we śnie, od bytów "zrobionych" z ciemnej energii po
byty "niewidzialne".
14/15.04.2010 -> Dzisiaj były ataki całą noc, ale skutecznie
się broniłem. Straciłem mało energii. Im więcej tych ataków
tym mniej mam "symbolicznych / proroczych" snów które bardzo
lubię ;) Nawet podczas jednego z ataków we śnie wyszedłem z
ciała i znalazłem się poza ciałem, ale we śnie (ciekawe hehe)
ale co interesujące czułem wtedy ból na 4 czakrze i bliskich
okolicach... pewnie to sugeruje, że na ciele astralnym mam
ten obszar do regeneracji? może ;) to tylko moja
interpretacja :)
15/16.04.2010 -> Były ataki... straciłem trochę energii...
16/17.04.2010 -> Były ataki... straciłem trochę energii...
trochę za dużo... Denerwujące jest to, że temu bytowi z taką
łatwością przychodzi okradanie mnie z energii, a mi z takim
trudem bronienie się przed nim. On jest cierpliwy... czeka
na dogodną okazję... jak nie za pierwszym razem to za
dziesiątym... będzie atakować aż do skutku... to wnerwiające! hehe ;) chodź poczucia humoru jeszcze mnie nie
pozbawił! :)
17/18.04.2010 -> Tylko dwa ataki... najpierw halucynacja
nowego typu (o niej za chwilę), a później atak we śnie
(praktycznie bez szans na obronę). Halucynacja nowego typu
albo można to nazwać halucynacja typu drugiego... obejmuje
dużo większą powierzchnię pokoju czyli praktycznie nie ważne
gdzie się popatrzę to będzie to atak! Pisałem o tym kilka
dni temu, ale wtedy nie byłem pewien czy to nowy typ ataku!
ale teraz już to wiem. Na dodatek dzisiaj popatrzyłem
(podczas ataku "halucynacja") nie wiem czy całą sekundę i
straciłem odrobinę energii! Wiem, że jakbym popatrzył dłużej
to byłoby znacznie gorzej! Świadczy to o inteligencji tego byta! Przy ataku halucynacja typu pierwszego mam jakieś 3?
sekundy na patrzenie się na halucynację bez utraty energii,
a przy typie drugim jest chyba to poniżej sekundy! no chyba
że to był jakiś specjalny przypadek? Tak czy siak gdy jedna
metoda zaczyna nie odnosić korzyści dla tego byta to stosuje
taką która będzie na mnie skuteczna dlatego atak typu
halucynacja stał się dla mnie jeszcze bardziej
niebezpieczny, a dlatego, że skutecznie wiedziałem (nie
zawsze udawało się zastosować w praktyce...) jak się przed
nim obronić (typ pierwszy) i stąd ta ewolucja (na typ
drugi). A co do poprzednich dni gdzie mi się tak powieki
zamykały to na 100% był atak hipnotyczny... to tak btw...
18/19.04.2010 -> Dzisiaj ukradli mi
trochę energii z 3 czakry, ale nie pamiętam jak do tego
doszło... a tak to spokój mimo iż widziałem ich obecność w
snach, ale jakoś non stop stawiałem silny opór! Tak czy siak
moja 4 czakra dzisiaj trochę odpoczęła :)
19/20.04.2010 -> Były ataki... 3 i 4 czakra oberwała...
trochę tej energii straciłem... to były ataki w stanie
pomiędzy realem a snem? czy
czymś takim? Znowu ten niewidzialny debil mnie atakował...
20/21.04.2010 -> Pominę opis ataków... Gdy się czasem budzę
zauważyłem, że gdy patrzę na pokój fizycznymi oczami to pokój
jest tak jakby w jakiś sposób dziwny... jakbym był poddany
jakiemuś efektowi halucynacji -> niby nie jest to atak
(chyba!), ale może lekko pod niego podchodzić... czuje się
pewną grozę w pomieszczeniu. Na pewno jest to wywoływane
przez byta tylko nie wiem czy wywołuje ten efekt halucynacji
sama jego obecność czy jest to jego całkowicie świadome
działanie na zasadzie włączania efektu i wyłączenia kiedy mu
się podoba. Dzisiaj juz po atakach na których nie będę się
skupiać widziałem oczami fizycznymi jak ten byt
(przezroczysty, ale jakby kontury itd. itp. widoczne) odchodził
z mojego pokoju. Widziałem jakby miał jakieś skrzydła? takie
owadzie? nie wiem trudno powiedzieć. Tak czy siak jak
odszedł poczułem jakby cały ten efekt halucynacji i "grozy"
w pokoju odszedł. Ten efekt pojawiał się też w niektórych
poprzednich dniach. Jest on mi znany. Ale co ciekawe...
poszedłem później spać i znowu były ataki, ale już bez efektu
halucynacji i "grozy" w pokoju! Więc ciekawe czy atakował
ten sam byt czy ktoś inny! Jeżeli ten sam to nieźle sobie to
wykombinował... niby odchodzi (taka ściemka abym się
wyluzował) i przychodzi niespodziewanie (bez efektu
halucynacji i grozy) tak abym był całkowicie zaskoczony!
Myślę, że on chciał abym zobaczył go odchodzącego! A już
wiemy, że ten byt jest dobrym strategiem i intelekt to on ma
więc ten scenariusz jest całkiem możliwy. Innym scenariusz
jest taki, że przyszedł ktoś inny lub, że był ktoś w pokoju
jeszcze kto nie wywoływał efektu halucynacji i "grozy", ale
uznaje to za mało prawdopodobne, ale kto go tam wie... Tak
czy siak nie straciłem dzisiaj za dużo energii. Podczas
ataków udawało mi się bronić całkiem nieźle mimo to do
jakieś 2h po wstaniu odczuwałem nie przyjemny ból na 4
czakrze :/
21/22.04.2010 -> Właściwie nie było ataków... jakieś marne
podchody... miałem wreszcie więcej symbolicznych snów "nie
zakłóconych" przez tego byta... :)
22/23.04.2010
-> Były ataki... straciłem trochę energii...
23/24.04.2010 -> Raczej brak ataków (jakies podchody mogły
być)... brak strat energii... pozycja embrionalna rox :)
24/25.04.2010 -> Niestety przed 6 rano miałem atak,
który mi się nie podobał :/ i był to jedyny atak tej nocy.
Oblazł mnie ten byt we śnie (postać mnie "przygniotła") i
obudziłem się pomiędzy realem a snem i czułem tego byta na swojej klatce piersiowej
i szyi. Niestety leżałem na plecach chodź cały czas starałem
się leżeć w pozycji embrionalnej to niestety jakoś sam z
siebie w końcu w nocy zmieniłem pozycję :/ Chciałem wymówić
słowo "Bóg" aby go zmantrować, ale niestety nie byłem w
stanie otworzyć ust (to normalne przy tym ataku) i niestety
w pewnym sensie spanikowałem (najgorsza rzecz jaką można
zrobić) bo chciałem się jakoś za wszelką cenę pozbyć tego
"gówna" z siebie. Oczywiście teoria jest bardzo prosta
mówiąca aby nie panikować i po porostu powoli próbować się
wybudzić tak aby się nie "otworzyć", ale teoria to jedno, a
praktyka to drugie. Niestety w panice (może to nie była taka
panika typowa... po prostu chciałem się jak najszybciej
pozbyć tego czegoś z siebie) zacząłem na siłę mantrować
fizycznie słowo "Bóg" i wydostałem się ze stanu pomiędzy
realem a snem, ale w między
czasie się otworzyłem i to coś wskoczyło w moją 4 czakre!
Szczerze to wole jak stracę energię niż jak to coś we mnie
wleci. Nie wiem zbytnio co to oznacza, ale to coś w mojej
czakrze? Brzmi kiepsko :/ Zdarzały mi się już takie sytuacje
jak byt we mnie wlatywał :/ Czuje taki lekki ucisk na 4
czakrze eh... Musze zachować spokój choćby w stanie pomiędzy
realem a śnie, nie
wiem co się działo... Jest to często trudne do zrobienia, ale
musi mi się częściej to udawać... Zacząłem też od wczoraj
pracować z fioletowym płomieniem... Powinno trochę pomóc.
Należy też poprosić zdecydowanie o wygonienie tego "czegoś"
co we mnie wlazło aby się tam nie zagnieździło!
25/26.04.2010 -> Tuż przed 6 rano były podchody na mnie we
śnie (czyli starał się poprzez sen zapoczątkować atak), ale
nic z nich nie wyszło i później za jakąś godzinę to samo, ale
zerowy efekt. Zauważyłem, że ten byt coś lubi godzinę 6 rano
;)
26/27.04.2010 -> Też były ataki, ale nic mi nie zrobiły.
Położyłem się nawet na plecach, ale umiejscowiłem różańce +
kryształ górski + przykryłem to wszystko obiema dłońmi i
nawet jak na mnie prawdopodobnie usiadł we śnie (ucisk na
klatce piersiowej itd. itp) to nic nie był w stanie mi zrobić
:) Później od razu "uderzył" halucynacją i się szybko
odwróciłem i zmantrowałem go słowem "Bóg" :)
27/28.04.2010 -> Było sporo ataków... Trochę oberwałem, ale
nie za dużo... W miarę się broniłem jak umiałem i w miarę
skutecznie..., ale jeszcze nie na tyle aby nie odnieść
żadnych strat... W jednym (lub więcej?) ze snów ten byt
nawet przyjął postać czarnego, wściekłego psa...
28/29.04.2010 -> Było sporo ataków, ale też była dobra obrona
:)
29/30.04.2010 -> Brak ataków...

[MAJ 2010]
30.04.2010/01.05.2010 -> Niestety trochę oberwałem :/
01/02.05.2010 -> Były ataki... Skutecznie się broniłem...
Przy jednym z ataków gościu chciał tak jak kiedyś wskoczyć
mi w czakrę, ale przytrzymałem go rękami astralnymi i
wybudziłem się poprzez mruganie oczami bez powodowania
paniki u siebie :)
02/03.05.2010 -> Były ataki... Skutecznie się broniłem...
03/04.05.2010 -> Były ataki... Niestety dostałem dwa razy
ale nie straciłem jakoś dużo energii... Pierwszy raz
dostałem we śnie, ale nie za wiele energii straciłem. Drugi
raz też we śnie, ale zanim oberwałem rozpoznałem wroga we
śnie i powinienem się wtedy starać wybudzić, ale ja
próbowałem go trzymać na dystans i później odpychałem go
jakąś tacką czy czymś takim i w końcu nie udało mi się go
dobrze odepchnąć i mnie zaatakował. We śnie nie ma się
takiej świadomości i czystego spojrzenia na sprawę jak jest
to po przebudzeniu. Moim błędem było to, że się z nim tak
"cackałem" zamiast szybko się stamtąd zwijać po rozpoznaniu
wroga, ale jak mówię nie jest to wszystko takie łatwe do
zrobienia. Jedyne co jest łatwe to spisanie tego ;) Gdy
zostałem zaatakowany to starałem się uciec ze sny i użyłem
sposobu szybkiego wybudzania się jaki stosuje będąc
atakowany w stanie pomiędzy realem a snem czyli szybkie
mruganie oczami. Niestety na we śnie jest to nie skuteczny
sposób o czym się szybko przekonałem (w stanie pomiędzy
realem a snem działa bardzo dobrze; trzeba dodać, że
to mruganie używa się wtedy gdy nie mogę byta zmantrować).
Jak zwykle następnym razem postaram się nie atakować tego
byta (bo to odpychanie było trochę jakby i obroną i atakiem
już później). Musze we śnie sobie wyrobić nawyk, że jak
zorientuje się, że on jest we śnie to musze uciekać. To
najskuteczniejsza metoda obrony. Atak z mojej strony na tego
byta zawsze kończył się dla mnie źle. Dodam jeszcze
wyjaśnienie kwestii dlaczego popełniam błędy mimo iż wiem
jak powinienem zareagować. Odpowiedź jest prosta: jak śpię
to moja obrona nie jest na poziomie świadomym tylko
przeważnie podświadomym i dlatego cały problem tkwi w tym
aby wyrobić sobie podświadome reakcje obronne (przy ataku we
śnie, bo np. w stanie pomiędzy realem a snem włącza się już świadomość). Nie wiem
czy to co spisuję jest w pełni jasne, ale jaśniej wyjaśnić
tego już chyba nie umiem ;)
04/05.05.2010 -> Były ataki... Dostałem 1x... Czasem bywa
tak, że atak we śnie jest taki, że obrona przed nim graniczy z
cudem... tak było właśnie w tym przypadku..., ale nie
straciłem zbyt dużo energii. Może wyjaśnię na czym polega
taki atak gdzie szanse obrony wynoszą średnio 0% no może
troszkę więcej ;) Miałem bardzo nie przyjemnie jakby
uciskany palec. Miałem wrażenie jakby ten byt szukał
odpowiedniej intensywności bólu która będzie tak nie
przyjemna i nie komfortowa, że się otworzę i stracę
energię... i tak właśnie się stało. Był to niby atak we śnie
ale w sumie w dużej mierze się różnił od typowego ataku tego
typu. Nie wiem nawet za bardzo jak to opisać... Miałem tej
nocy dodatkowo naszyjnik z górskich kryształów, ale chyba nic
specjalnego nie pomógł. Nie mniej jednak tak kombinuje od
czasu do czasu z czymś nowym, może znajdzie się coś
skutecznego na mocniejsze odpieranie owych ataków... Od
jakiegoś minimum? tygodnia smaruje dodatkowo głowę i 4 czakrę (nie wiem czy o tym pisałem czy nie) krwią Jezusa
(oczywiście robie też krzyżyki na 4 czakrze..., ale ostatnio
również na 3 i 6). Ogólnie nie wiem ile to pomaga, ale jakoś
ostatnio nie miewam hipnoz...
05/06.05.2010 -> Były ataki... Dostałem 2x lekko lub bardzo
lekko (trudno dokładnie to stwierdzić bo niby "rozłączyłem
się" tak jakby przed atakiem) i 1x średnio. W sumie dwa małe
draśnięcia były i jedno większe... Strata na czakrze jest
odczuwalna. Przed zaśnięciem dodatkowo otoczyłem się w
potrójny kokon z białej energii... niestety chyba nic
specjalnego to nie pomogło :/ -> wydaje mi się, że jakbym
stosował otaczanie się kokonem od kilku dobrych tygodni
regularnie to pewnie miałoby to większą moc niż otoczeni się
nim raz na jakis czas : P
06/07.05.2010 -> Były ataki... Jakoś udało mi się obronić.
Jak już wiedziałem, że mocno poigrywał sobie ten byt w moim
śnie (atak) to obudziłem się, poszedłem do wc, ponownie się
położyłem, ale byłem już wybudzony mocniej i o to mi między
innymi chodziło i nie zasypiałem od razu tylko sobie
leżałem. Nie ma sensu wchodzić w "niebezpieczną
rzeczywistość" jak ktoś na ciebie czeka tam z "nożem" ;)
Warto czasem to trochę przeczekać i nie wchodzić od razu w
sen, chodź ten byt jest dość mocno cierpliwy niestety. Może
i nie wyspałem się zbyt mocno dzisiaj, ale z drugiej strony
nie doznałem jakiś uszczerbków na czakrze, a przynajmniej mi
nic o nich nie wiadomo jak takowe były, a wg mojej wiedzy
nie było ;)
07/08.05.2010 -> Były ataki... Dostałem tylko raz... poprzez
atak typu halucynacja. Nawet bardzo szybkie odwrócenie głowy
nie pomogło chodź straciłem mało energii przy tym. Jakbym
dłużej zwlekał z odwróceniem się to z pewnością byłoby
gorzej.
08/09.05.2010 -> Nie jestem pewien czy były ataki..., ale
chyba coś było... Odbyło się pewne zdarzenie które mnie
zaniepokoiło, a mianowicie we śnie widziałem (w dużym
skrócie opisuje) czarną zjawę w którą wleciała inna czarna
zjawa. Niby nie dotyczyło to mnie, ale poniekąd czułem jakby
może to coś we mnie wleciało? Właśnie tego nie wiem i to
jest dla mnie zagadką... Niby ta zjawa wleciała w inną zjawę
ale miałem też jakieś odczucia dziwne... Na razie zostawię
to bez dalszego komentarza ;)
09/10.05.2010 -> Czyżby
ktoś inny przyszedł do mnie z nowym typem ataku? Chyba tak!?
Byłem w stanie pomiędzy realem a snem i zobaczyłem jak porusza się firanka... i
było powiedziane coś w stylu, że Bóg idzie (oczywiście
ściema). Zobaczyłem przezroczystą lekko czarnawą zjawę?
Wydawało się jakby leciała w powietrzu (nisko). Manipulowała
mój umysł, że jest Bogiem (kimś dobrym), a ja jakoś dałem się
w pewnym sensie zmanipulować -> oni mają silne moce
przekonywujące (silna manipulacja). Zjawa dofrunęła do
mojego łóżka i nakryła mój jakby kokon / aurę? przezroczysto
- lekko czarnawą? dużą chustą? Ja miałem jakby takie jajo
wokół siebie i ona na to to położyła i automatycznie mnie
tak jakby mocno "unieruchomiło", ale mimo tego jeszcze nie
zdawałem sobie sprawy, że to jest atak. Próbowałem się ruszać
ale bardzo ciężko mi to szło. Po około 5 kolejnych sekundach
uświadomiłem sobie co jest grane i szybko zacząłem się
wydzierać (ruszałem na chama nogami) i udało mi się wyjść z
tego stanu, ale trochę się naszarpałem. Poszedłem następnie
spać... śniłem sobie i było ok... Następnie się obudziłem i
myślałem, że jestem w realu... niby wszystko gra i nagle coś
zaczęło mi nie pasować. Jakoś instynktownie powiedziałem
słowo "Bóg" dla testu i od razu poczułem jakby mocny kokon w
który byłem zawinięty! i od razu zdałem sobie sprawę, że nie
jest dobrze i zacząłem cały czas mantrować i rozwaliłem ten
"zły kokon" na dobre i dopiero wszedłem w "real"! Wydaje mi
się, że ogólnie troszkę energii z 4 czakry mogłem stracić, ale
nie są to jakieś duże straty. Tak czy siak nowa "przygoda" z
chyba kimś nowym? i z nowym typem ataku. Nie zawijał mnie
chyba jeszcze nikt w jakiś kokon! Ale dobre było to, że
mogłem wypowiadać fizycznie słowa, bo to daje mi ogromną moc
obrony (mantrowanie). Zobaczymy co się stanie jutro. Muszę
być gotowy na kolejne spotkanie. Łatwo skóry nie oddam :)
Wydaje mi się, że jeżeli ten byt jest nowym bytem to odsunęli
tamtego "przezroczystego" bo słabo mu szło ;) Jakby coś to
ta nowa? zjawa miała około 150-180 cm wzrostu... jakoś
tak...
10/11.05.2010
-> Nie było żadnych ataków... wyspałem się i zregenerowałem
na tyle na ile mogłem ;) -> Był jeden sen gdzie w dużym
skrócie (...) uciekałem z dużej, stromej góry przed dwoma,
wściekłymi, czarnymi psami. (...) Później w tym śnie
przeszedłem przez jakieś drzwi i stanąłem do starcia z tymi
psami i pokonałem je. Następnie było coś o liczbach 1000 i
5000 i później poszedłem schodami w górę... to tak w dużym
skrócie... Nie był to atak we śnie, a przynajmniej ja tego
tak nie odbieram..., ale chodzi o symbol czarnego psa jaki
się pojawił i ogólnie o całą otoczkę jaka jest z tym
symbolem związana w tym śnie. Dodam jeszcze przed pójściem
spać otuliłem się po trzykroć złotym kokonem dla ochrony +
rurki do nosa i mam zamiar robić to regularnie.
11/12.05.2010
-> Dwa ataki typu halucynacja... bez problemu sobie
poradziłem... 0 strat energetycznych :)
12/13.05.2010
-> Były ataki we śnie (walka na miecze -> całkiem świadoma z
mojej strony [to był atak, a nie zwykły sen!] + inne ataki),
Był jeszcze taki atak, że pojawiła się we śnie jakby
niewielka czarna dziura która zionęła złem i chciała mnie
wciągnąć, ale jej się nie udało. Za mało siły miała, ale nie
chciałbym być wciągnięty przez nią! Ogólnie odczuwam, że te
ataki tracą na sile z czego się cieszę :)
13/14.05.2010 -> Były ataki we śnie... dostałem i to kilka
razy :/ -> Za dużo spałem na plecach :/ Może za bardzo się
"rozluźniłem" bo ostatnio mi nic zrobić nie mogli i tu
proszę... zebrałem bęcki za karę :/ Trzeba trzymać garde
cały czas! :)
14/15.05.2010 -> Brak ataków...
15/16.05.2010 -> 3 ataki we śnie... 2x dostałem... 1x się
obroniłem... + 1-2 ataki typu halucynacja...
16/17.05.2010 -> Były ataki we śnie.. + minimum 2 ataki typu
halucynacja... nie zaobserwowałem abym stracił coś
energii...
17/18.05.2010 -> Niestety
dostałem w 4 czakrę :/
18/19.05.2010 -> Były ataki... nie straciłem nic energii...
nawet dowaliłem kilka razy gościowi we śnie, ale szybko się zczaiłem co i jak i zacząłem się wybudzać... to było mocno
ryzykowne... jeszcze chwilę bym go bił i sam bym źle
skończył ;) Jak już kiedy pisałem... NIE ATAKUJCIE TEGO
GOŚCIA! :D, ale ja byłem nie do końca świadomy co robię :) a
jak odzyskałem świadomość we śnie to szybko dałem dyla x)
Niby nie straciłem energii z 4 czakry, ale jakoś uważam, że
sam fakt próby ukradnięcia mi energii z czakry i ciągłe
ponawianie ataku kosztuje mnie trochę energii..., ale nie
mniej jednak nie oberwałem jak wczoraj (ewidentne bęcki
czakry).
19/20.05.2010 -> Dzisiaj w nocy byli we śnie... nawet mieli
zamiar mnie zaatakować, ale się wybudziłem... ogólnie nic mi
nie zrobili... Przed zaśnięciem lub po prostu podczas dna
zacząłem odmawiać taką formułkę ochronną w której w skrócie
chodzi o to, że im wybaczam i aby mnie zostawili w spokoju.
Również przed zaśnięciem zacząłem otaczać tego byta w kokon
złotego światła... możliwe, że jak się obudzę w środku nocy
gdy będę atakowany to też będę to robił... jakoś staram się
kombinować, ale ogólnie i tak jest lepiej :), ale muszę się do
końca uwolnić... Nie wiem czy tą formułkę i otaczanie byta w
ten kokon będę robił regularnie, ale wspominam o tym...
20/21.05.2010 -> Dzisiaj 1-2 ataki we śnie (nie jestem
pewien czy 2, ale 1 na 100%) i ładnie przy pierwszym ataku
się wybudziłem, a przy drugim gościu się zniechęcił o ile to
był atak..., ale nic energii nie straciłem jakby coś...
21/22.05.2010 -> Jakiś atak we śnie.. chyba nawet
straciłem odrobinkę energii?, ale nie jestem pewien... i
później jakiś paraliż, ale nie w stanie pomiędzy realem a
snem tylko we śnie!? Nie mogłem się
praktycznie poruszyć na początku, ale szarpałem się i
szarpałem i później już lekko mogłem się poruszać aż w końcu
jakby palcem dotknąłem brzucha i nagle wszystko ustąpiło...
jakbym wyłączył działanie tego paraliżu.
22/23.05.2010 -> Brak ataków...
23/24.05.2010 ->
Było trochę ataków
we śnie, ale zachowywałem spory spokój... straciłem mało
energii jak na moje oko... w sumie jest ok :)
24/25.05.2010 ->
Było trochę ataków we śnie i niestety
straciłem trochę energii przy jednym z nich (niestety się
"otworzyłem"), ale to nic... był też atak hipnotyczny, ale nic
mi nie zrobił...
25/26.05.2010 -> W sumie podobnie jak wczoraj... niestety
straciłem trochę energii... tak być nie może! :x
26/27.05.2010 -> Ja na brzuchu on na plecach... atak we
śnie... długo próbował... nie udało mu się..., ale mi się
udało "uciec" i nie stracić energii :) tak w dużym skrócie
;)
27/28.05.2010 -> Brak ataków...
28/29.05.2010 -> Brak ataków...
29/30.05.2010 -> Kilka ataków we śnie + jeden atak typu
halucynacja... ogólnie wyszedłem z tego wszystkiego bez
strat... a nawet przywaliłem we śnie temu komuś trzy razy w
mordę aż upadł ;) W sumie to ciekawe... kiedyś ja byłem bity
i nawet bym nie pomyślał, że może być inaczej (w ataku we
śnie), a teraz powoli role się odwracają hehe x) nie no, ale
ja to robiłem nie świadomie tak jakby i w ogóle to ja przed
nim uciekałem i jak mnie doganiał to bum w ryj x) i później
ten gościu po tych trzech strzałach i upadkach spowodowanych
ciosami dogonił mnie i stanął przede mną i na szczęście się
wybudziłem... [bardzo nie lubię jak ten byt stoi koło mnie
bo nie jest to bezpieczne dla mnie i wiadomo co zaraz będzie
(atak z możliwością uszczerbku mojej energii)...] od razu po
przebudzeniu był atak typu halucynacja czyli standardzik i
zmantrowałem to i git...
30/31.05.2010 ->
Prawdopodobnie brak ataków...

[CZERWIEC 2010]
31.05.2010/01.06.2010 -> Były chyba jakieś dwa ataki we
śnie + halucynacja?, ale coś im nie wyszło... Warto wspomnieć
o ciekawej metodzie ataku we śnie jaka dzisiaj była, a
mianowicie nie pojawiła się przed moimi oczami żadna
negatywna czy wyglądająca "przyjaźnie" postać chodź zmysłami
wiedziałem, że gdzieś tam ona jest, ale przed oczami miałem
jedynie "sen". Widziałem liczby które pisałem, ale robiłem to
z wysiłkiem starając się napisać je jak najdokładniej i
chodzi tutaj o ten wysiłek! To było rozkodowywanie mnie lub
jak kto woli otwieranie i jakby potrwało to dłużej
straciłbym energię! Wiem, że dla większości ludzi i tak nie
jest to zrozumiałem co piszę i uważają pewnie to za zwykły
sen, ale tak nie jest! Atak we śnie właśnie na tym polega aby
"otworzyć" człowieka czyli tak jakby skonstruować odpowiedni
klucz (co trwa odpowiednią ilość czasu) i dopasować go do
"kłódki" człowieka która chroni naszą energii. Gdy klucz
zostanie skonstruowany to następuje "otwarcie" i energia
wyfruwa z nas... dlatego tak ważne jest aby zorientować się
we śnie co się dzieję i się wybudzić zanim "klucz" zostanie
skonstruowany! Jakiekolwiek poddawanie się panice czy
emocjonalnemu wysiłkowi aby się wydostać może jedynie
przyspieszyć "konstrukcję klucza" dlatego tak wiele razy
mówiłem aby zachować spokój! cokolwiek by się nie działo
trzeba zachować stoicki spokój! To bardzo pomaga w
"ucieczce" przed "otworzeniem".
01/02.06.2010 -> Dwa ataki we śnie lub między realem a
snem (nie wiem
dokładnie)... Przy pierwszym straciłem troszkę energii. Ten
byt bardzo podstępnie pochylił się nade mną (to był chyba
sen, który przeszedł w atak w stanie pomiędzy realem a snem) i wyglądał jak "przyjaciel"
ale był to oczywiście wilk w owczej skórze. W pewnym
momencie oczywiście mnie wystraszył, ale zarazem byłem jakiś
spokojny na głębszym poziomie i może dzięki temu? nie
straciłem zbyt wiele tej energii? Nie wiem, ale tak czy siak
słaby był ten atak niemniej jednak był podstępny. Przy
drugim ataku się wybudziłem więc nic energii nie straciłem
:) Pierwszy atak był o około 6 rano, a drugi około 7.
02/03.06.2010 -> Z 1-2 ataki we śnie... mało skuteczne...
udało mi się ładnie wybudzić...
03/04.06.2010 -> Dzisiaj jakaś żałosna imitacja ataku we
śnie... czymś we mnie rzucił już nawet nie pamiętam czym, ale
jakimiś jakby "odłamkami"... w sumie chyba nic mi to nie
zrobiło? wybudził mnie ten jego atak..., ale energii chyba
nie straciłem?
04/05.06.2010 -> Dzisiaj niezła przepychanka w nocy... Dwóch
mnie atakowało w jednym śnie... raz mi ręce wykręcali, a raz
bili..., a czasem to i to jednocześnie... w sumie normalne
ale co ciekawe ja się tak łatwo nie dawałem! Czasem bywało
że ja ich biłem i wykręcałem im łapska! Oczywiście robiłem
to nie będąc świadomy tego co się dzieję co w sumie świadczy
o tym, że wyrobiłem sobie już jakieś podświadome? odruchy
obronne! z czego się oczywiście cieszę! Ogólnie przepychanki
takie trwały dość długo... Pewnie straciłem nawet trochę
energii, ale wydaje mi się, że niezbyt dużo. Ciekawym jest też
że we śnie było ich dwóch! Normalnie jest jeden osobnik lub
symbolicznie kilku, ale przeważnie zawsze atakuje jeden, a
przynajmniej tak mi się wydaje, a dzisiaj ewidentnie atak
pochodził od dwóch osobników.
05/06.06.2010 -> Dzisiaj z zaskoczenia o około 8 rano
wleciał mi w czakrę ten byt! :/ Ciężko być czujnym przez
całą noc non stop w każdej minucie ; p
06/07.06.2010 -> Dzisiaj
też były ataki, ale dałem radę...
07/08.06.2010 -> 4 ataki... o około 4:55, 5:45, 6:15 i
7:15... trochę oberwałem :|
08/09.06.2010 -> 1-2 ataki... ogólnie dałem radę... przed
dzisiejszą nocą dodatkowo zacząłem się trzy razy przeżegnywać... może trzy razy taki znak krzyża coś
pomoże... czekam się wielu różnych sposobów byle tylko coś
pomogło :)
09/10.06.2010 -> 1? atak we śnie i dwa ataki w stanie
pomiędzy realem a snem typu
halucynacja. Co ciekawe atak typu halucynacja występuje
raczej w "realu", a nie w stanie pomiędzy realem a snem. W sumie nie jestem pewien
na milion %, że to był stan pomiędzy realem a snem, ale raczej tak. Widziałem 2x na
szafie jaką przezroczysto-czarną postać która się na mnie
czymś zamachiwała... nie poruszała się bo to był tylko taka
"halucynacja / sztucznie wywołana fatamorgana"... jak zwał
tak zwał... na tego typu atak raczej nie skuteczne jest
kładzenie kryształu górskiego, rąk, różańców itd. itp. na 4
czakrę. Przy takim ataku trzeba zachować spokój i się
wybudzić po prostu... nie za szybko aby nie wzbudzać w sobie
nadmiernych emocji / paniki. Mantrowanie też może pomóc, ale
trzeba pamiętać o odwróceniu wzroku od atakującej nas
"halucynacji"! to bardzo ważne bo gdy tego nie zrobimy i
zaczniemy mantrować to duża szansa na stratę energii, a tego
właśnie chcemy uniknąć. Mantrowanie jest bardzo skuteczne
nie zależnie czy patrzymy na przeciwnika czy nie. Fala
dźwiękowa rozchodzi się w każdym kierunku i dlatego nie
trzeba kierować wzroku w stronę "przeciwnika". Pamiętaj aby
przy każdym ataku typu halucynacja jak najszybciej odwrócić
wzrok! To nie jest atak "zjawy astralnej" czy czegoś
takiego! Ta halucynacja nie może się poruszać! No może
jedynie lekko się może chybotać, ale to wszystko. Wiadomo, że
istnieją też inne ataki gdzie wzroku od przeciwnika lepiej
nie odrywać aby być świadomym co się dzieję i obmyślić
szybko plan działania, ale przy halucynacji gapienie się na
"sztucznie wywołanego przeciwnika" to skrajna głupota! W
sumie ja o tym pisałem już wiele x więc nie wiem czy jest
sensowne z mojej strony, że piszę o tym po raz enty :), ale
tak dla przypomnienia warto napisać ;) Co do strat
energetycznych to chyba nie straciłem jej zbyt dużo... może
jakieś małe ilości jedynie...
10/11.06.2010 -> 3 ataki "uciskowe" we śnię (nowa nazwa ;]
powinienem ją wcześniej wymyślić :) chodzi o atak we śnie
gdzie następuje ucisk na moje ciało czyli np. jakaś postać
symboliczna we śnie zaczyna mnie dotykać czy mnie ściska i
jest to właśnie atak uciskowy... tak gwoli wyjaśnienia dodam
tylko, że naprawdę to ten byt siada na mnie lub mnie dotyka,
a gdy ja śpię to jedynie się to "krystalizuje" pod postacią
jakiejś postaci która mnie dotyka czy coś takiego... pisałem
chyba o tym milion x już ;) ... ataki były o 4:55 (chyba
polubił tą godzinę), 6:18 i 6:37. Bywało tak, że gdy był atak
uciskowy we śnie to po chwili mnie przerzucało do stanu
pomiędzy realem a snem? tak czy siak już nie śniłem tylko byłem jakby w lekkim
letargu i czułem tego byta na sobie - przy pierwszym ataku w
okolicy szyi. Ten byt obecnie co mnie atakuje jest
niewidzialny, ale w jakiś sposób (pomijając ucisk) jestem
jego świadomy i gdy leżałem w tym letargu zacząłem tego byta
odpychać od siebie przez jakieś 2 sekundy i co ciekawe on
nie protestował i dało się go trochę odepchnąć, ale po chwili
zorientował się co jest grane i bardzo silnie próbował
powrócić na stare miejsce (a on naprawdę jest silny!), ale
na szczęście dość szybko się wybudziłem z tego "stanu" w
którym byłem... Nie straciłem chyba zbyt dużo energii...
11/12.06.2010 -> Dzisiaj 7-8 ataków we śnie! W czterech
dostałem maxymalnie! a w reszcie od nic do troszkę? Tak czy
siak nie dość, że było w nocy pewnie z 30 stopni gorąca to
jeszcze tyle tych ataków... i też około 5 w nocy się zjawił
i chciałem trochę przeleżeć, ale ile można tak leżeć nie
śpiąc ;)
12/13.06.2010 -> Dzisiaj 2 ataki we śnie takie mocniejsze +
3-4 takie beznadziejne z których od razu się wybudzałem. Nie
jestem pewien na 100%, ale chyba? jestem dodatkowo
hipnotyzowany :/ Hipnoza jest dość wkurzająca bo wybudzisz
się z ataku, a już ci się oczy tak zamykają, że zaraz wpadasz
znowu w sen / letarg i atak! Ale nie wiem zbytnio co mogę na
to poradzić... bronie się jak umiem. Po obudzeniu się moje
powieki są ciężkie jak ołów i zamykają się wręcz na
siłę... to samo miałem jakiś dalszy czas temu przy stu
procentowych atakach hipnotycznych gdy czułem byta / byty za
mną które mnie hipnotyzowały... w tym przypadku nikogo nie
wyczuwam, niemniej jednak powieki jak z ołowiu... Dzisiaj
przy jednym z tych cięższych ataków jak byłem już w letargu
i ten byt do nosa mi się czepił! to widziałem go jako
przezroczysto-szare coś! Ogólnie zawsze wydawało mi się, że
jest on przezroczysty, ale może tym razem się przefarbował?
;-) Tak czy siak widziałem go i chciałem go odsunąć od
siebie, ale nie było to takie łatwe jak 2 dni temu. Jakby
moje ręce bardziej przez niego przenikały. Może to ma jakiś
związek z jego kolorem? Tak czy siak myślałem ze chce mi
wejść przez nos! Co na pewno nie byłoby miłe! Jak pisałem
starałem się go odepchnąć, ale bez większych rezultatów.
Starałem się wołać w myślach Jezusa i Maryję, ale nie wiem na
ile to pomogło. Zauważyłem, że jak np. mantruje w myślach to
nie ma to jakiegoś znaczenia w odniesieniu do strat
zadawanych bytowi, ale jakbym powiedział to na głos to
zadziałałoby to na 100% tylko na głos nie mogłem nic
powiedzieć bo oni jakąś blokadę robią i aby wypowiedzieć coś
na głos muszę jeszcze bardziej wyjść z tego letargu, a to
przeważnie wiąże się z ryzykiem utraty energii... no, ale
jakoś uwolnić się trzeba. Jak na razie mam plan aby po
prostu być spokojnym, nie pozwolić temu bytowi we mnie wejść
czy coś takiego oraz nie emocjonować się jak jestem z nim 1
vs 1! chodź nie jest to wszystko takie łatwe... Jeszcze
dodam, że we śnie przed np. spotkaniem "postaci"
symbolizującej atak często występują sytuacje "emocjonalne"
np, że jest jakaś kłopotliwa sytuacja i muszę się tłumaczyć,
że czuję żal i rozgoryczenie itd. itp. i te emocje są
rozkodowywaniem mnie... znaczy ja to tak odbieram... może
ten byt musi najpierw takie zagrywki zrobić aby mógł przejść
przez moją aurę? lub nie wiem otworzyć jakoś czakre? tego
nie wiem, ale na 100% jest to ważne... bo tutaj właśnie
chodzi o ludzkie emocje... gdy te emocjonalne sytuacje we
śnie przeminą pojawia się następnie postać, która np. mnie
uciska, ale to też nie zawsze musi być ucisk... czasem w
ogóle on nie występuje, a jednak atak następuje i też nie
zawsze jest przerzucenie mnie w letarg... czasem jest po
prostu wybudzenie... Te ataki to temat rzeka... i jest wiele
różnych opcji i możliwości... Ogólnie to ten byt co mnie
napastuje jest dość mały... wielkości może dużej pieści...
ale nie wiem czy on taki naprawdę mały jest czy przybiera
tylko taką małą formę...
13/14.06.2010 -> Dzisiaj
popełniłem niezły błąd :/ -> jednym z ataków był atak typu
halucynacja i zobaczyłem go i odwróciłem się i jest git i
później sprawdzam czy dalej jest (to już jest błąd),
następnie odwracam się i mantruje słowem "Bóg" oraz "Jezus"
ale nie wiem jak bardzo fizycznie je wypowiadałem...
starałem się mówić fizycznie, ale jak mówiłem słowo "Bóg" to
miałem jakieś problemy z dokładnym wypowiedzeniem tego
słowa... tak czy siak zamiast pójść dalej spać i nie walczyć
uporczywie z tą halucynacją (bo chyba zapomniałem, że nic mi
zrobić nie może jeżeli na nią nie patrzę) to ja walczyłem i
później sprawdzałem i się na nią patrzyłem i "mocny" cios
zaliczyłem hehe aby tak rymowanką polecieć ;) eh :)
Następnym razem nie dam się nabrać na ten atak ; p mam
nadzieję ;) Jakoś zapomniałem, że nie muszę tego mantrować...
w sumie zawsze sobie mantrowałem i pokonywałem ten typ
ataku, a tym razem było jakoś opornie i stąd te ciągłe moje
próby zwalczenia tego ataku... mogłem sobie to olać no, ale
teraz wiem co powinienem zrobić następnym razem ;) ...
życie... ;)
14/15.06.2010 -> 2-3? ataki we śnie... 0 strat :) -> idealna
obrona :) -> leżenie w dużej mierze na brzuchu pomogło ;) Od
kilku dni robię też dodatkowo krzyżyki z krwi Jezusa nad
barkami i przytwierdzam je tam aby nie odleciały nigdzie ;)
-> to na wypadek jakby ten byt znowu chciał koło szyi mi się
kręcić (nie wiem na ile to działa, jak na razie go tam nie
było). Wczoraj przed zaśnięciem zrobiłem też duży krzyż na
fotelu na którym często rzuca halucynacje... tej nocy nie
było tam żadnej halucynacji i chce sprawdzić czy zrobienie
tego krzyża powstrzyma tego byta przed rzucaniem tam tego
ustrojstwa... Co do robienia "krzyżyków" czy tego dużego
krzyża to 7x ręką go nakreślam wiedząc, że palec mam pokryty
krwią Jezusa... Oczywiście od dawna robię to na 3, 4 i 6
czakrze.
15/16.06.2010 -> 2 ataki typu halucynacja... bardzo słabe? i
krótkie... od razu odwracałem wzrok... były na fotelu gdzie
dałem te 7 krzyżyków krwią Jezusa... czy zostały te ataki
przez te krzyżyki jakoś osłabione? nie mam pojęcia! :) po
prostu ten atak wydawał mi się beznadziejny... a może był
taki jak pozostałe? no nie wiem... miałem wrażenie, że jest
słaby... takie wewnętrzne odczucie... tak czy siak
odwracałem głowę od razu... nie wchodziłem w ten atak
głębiej, że tak powiem... po prostu głowa w tył zwrot i tyle
:)
16/17.06.2010 -> 1-2? ataki typu halucynacja, ale były one na
zegarze! bo leżałem na innym boku niż zwykle oraz na fotelu
przed zaśnięciem położyłem 16-scie 3 cm kryształów górskich
(przeznaczonych między innymi na chembustera - pewna ich
częsć? albo i wszystkie). Nie mam zielonego pojęcia czy owe
kryształy górskie w jaki kolwiek sposób powstrzymują atak
typu halucynacja np. na fotelu, ale jak na razie testuje ten
sposób ;) Tak czy siak przy jednym z ataków straciłem chyba
odrobineczke energii? Nie jestem pewien na 100% :) tak czy
siak dzisiejsza noc była w miarę spokojna :)
17/18.06.2010 -> Dzisiaj pod poduszkę podłożyłem dodatkowo
dla ochrony Biblie (ilustrowana Biblia młodych). Koło
poduszki też położyłem taką jakby "figurkę"? Matki Bożej
Fatimskiej oraz zdjęcie Ojca Pio i tak zasnąłem. Ogólnie tej
nocy było w miarę spokojnie, ale zauważyłem, że od dawna
jestem hipnotyzowany we śnie, a od długiego czasu
praktycznie nie zdawałem sobie z tego sprawy bo jest to
bardzo subtelna hipnoza. Kiedyś była taka, że czułem osobnika
za mną jak mnie hipnotyzował, a teraz już od dawna tak nie
ma. Po prostu budzę się, a moje powieki są ciężkie jak ołów
i same się zamykają... Jak mówiłem tej nocy nie było tak
źle...
18/19.06.2010 -> Zabieraj te łapy ode mnie!!! Tak powinienem
wrzasnąć do tego byta, który chyba i tak nie ma uszu więc by
nie usłyszał... Już nie mam pomysłów... Nawet Biblie
położyłem na 4 czakrze jak zasypiałem na plecach, ale i tak
był atak... może trochę za nisko mi się obsunęła nie wiem...
położyłem 16 kryształów górskich pod poduszkę, ale to nic nie
dało... ataki jak były tak są... czasem wątpię już w te
wszystkie metody... może coś źle robię... no nie wiem staram
się, ale jakoś ten byt jest zbyt silny... Zastanawiam się czy
nie wstawać o 5 rano i robić "swoje", i później iść spać
około 12 po południu na kilka godzin... może ten byt wtedy
nie będzie w stanie mnie dorwać :) Może jakbym leżał całą
noc na brzuchu to by coś dało, ale nie jestem w stanie tak
zbyt długo wyleżeć... z tego co ostatnio testowałem to nawet
pozycja boczna nie chroni przed atakiem jak trzeba...
pozycja na plecach jest najgorsza, ale mój cały organizm
potrzebuje jakoś tej pozycji... jest mu tak przyjemnie i
dobrze... tak jakby jego harmonijna pozycja na ten okres
czasu, ale jednak w dobie ataków jest to najgorsza pozycja :/
Niby morale mi spadają, ale w sobie czuje jakąś wielką
siłę... tak dużą, że wiem, że sobie z tym wszystkim prędzej
czy później poradzę... ja się tak łatwo nie poddaję chodź
wiele razy mam już tego dość, ale nie mogę sobie po prostu
powiedzieć: no już wystarczy może teraz przerwa ;) Niestety
"gra" toczy się dalej i trzeba dojść pionkiem do końca :)
19/20.06.2010 -> Dzisiaj niezły dym w nocy... Sporo ataków i
sporo energii straciłem :( oj trochę oberwałem... eh... nie
wiem ile tych ataków było... z 5-6?, ale powiem o jednym bo
był trochę ciekawszy od innych! a mianowicie zasypiałem po
którymś z kolei ataku i świadomie wszedłem w stan pomiędzy
realem a snem i od razu
miałem otwarte oczy? i widziałem tego byta od razu
siedzącego na mnie! To dziwne bo on na mnie nie wchodził?
Tylko od razu siedział na mnie!? ktoś coś rozumie z tego?
tak czy siak był jak zwykle przezroczysty, ale widziałem jego
kontur i tak jakby "kształt"... tak czy siak wyglądał jak te
posągi na wyspie wielkanocnej (LINK!)!
Zresztą był sporych rozmiarów, a nie ostatnio jak go
dostrzegałem, że był wielkości dużej zaciśniętej pięści.
Pewnie w sumie miał ze 150 cm? może z tyle miał. Miał
praktycznie identyczną głowę jak na obrazku w podanym
wcześniej linku... taka podłużna itd. itp... może to
przypadek, może te posągi nie mają nic wspólnego z tym
bytem, może tylko taki kształt przybrał... nie wiem... tak
sie siak siedział na mnie i rękami mnie jakby uciskał w 4
czakrę takimi ruchami jak przy pierwszej pomocy. Silne ruchy
i nie było to miłe, a ja miałem tam kryształ górski,
różaniec i obie ręce złożone (na 4 czakrze), ale mu to chyba
nie przeszkadza chodź może jakoś to ograniczyło moją utratę
energii. Tak czy siak to był tylko jeden z 5-6 ataków tej
nocy... później był znowu atak i widziałem tylko kawałeczek
jego twarzy, a reszta była niewidzialna już... Ataki w ogóle
zaczęły się po 4 w nocy. Dodam jeszcze, że raz się ułożyłem w
pozycji embrionalnej i rękami i nogami starałem się zasłonić
dostęp do 4 czakry jak tylko najlepiej się dało. Taki
bunkier z ciała chciałem zrobić, ale co się stało? Po jakimś
czasie budzę się w stanie pomiędzy realem a snem, byt atakuje, a ja leże na
plecach! no i kiszka :/ Pamiętam też, że jak był atak gdzie
również leżałem na plecach, ale ręce miałem po bokach to nie
mogłem nimi ruszyć... nie mogłem sobie ich wziąć na 4 czakrę
:/ Pamiętam jeszcze jak zaczynał się atak we śnie i się
zorientowałem jak dostrzegłem zmierzającym w moim kierunku
"negatywny symbol" więc szybko się wybudziłem, ale kij! i tak
w moim odczuciu straciłem energię :( po prostu brak słów :(
Może to wybudzenie zrobiłem zbyt gwałtownie albo coś... nie
wiem!, ale oberwałem dzisiaj mocno :( PS. dodam tylko, że
mruganie oczami przy dzisiejszym ataku w stanie pomiędzy
realem a snem nie
powodowało wybudzenia :/ więc ta metoda nie zawsze działa...
ale słyszałem jeszcze o ruszaniu palcami u nóg... może to
zaskutkuje? pewnie będę miał jeszcze okazję to wypróbować o
ile będę mógł się w stanie pomiędzy realem a snem poruszyć,
a z tym różnie bywa... Już dawno nie dostałem tak mocno jak dzisiaj... Jakoś nie
uśmiecha mi się iść dzisiaj spać... godziny od 4 do 8 rano
są raczej nie przychylnej mojej osobie... Zapomniałem dodać
że przy okazji ataków na 4 czakrę to i z 3 czakry też trochę
energii wyleciało :/
20/21.06.2010
-> Kaszana... Starałem się spać na boku, a
nie na plecach co spowodowało, że się nie wyspałem i byłem
zmęczony... następnie o około 4 w nocy przed jakimikolwiek
atakami poszedłem spać do innego pokoju, ale to nic nie
dało... Był jeden atak we śnie (wbijanie ołówka w ciało i
strata energii) i później atak w stanie pomiędzy realem a
snem (złapanie za rękę i
strata energii -> brak możliwości mówienia i byłem chyba
sparaliżowany? bardzo trudno było zrobić jakikolwiek chociaż
najmniejszy ruch). I tak o to kolejna noc źle przespana i 4
czakra czuje się do bani... wyssana z energii... zastanawiam
się czy nie nastawiać sobie budzika o 4 rano i po prostu coś
robić sobie tak do 8 i później odespać ten czas... nie ma
sensu być "bitym" co noc...
Postawiłem w każdym kącie w swoim pokoju szklankę z solą
(nie jakoś specjalnie dużo tej soli, ale tak trochę) (powinno
sól się wymieniać raz na tydzień). Okadziłem szałwią każdy
kąt od dołu do góry (zaczynając od kąta po prawej od drzwi i
idąc zgodnie ze wskazówkami zegara). Będę to okadzanie robił
w sumie przez 3 dni. Szafę też okadziłem w środku oraz
różańce itd. itp. Obecnie szałwia się pali na środku pokoju.
Balkon otwarty na 3 cm aby złe energie wyleciały przez tą
szparę... reszta okien pozamykana. Pale też białe małe
świeczki od kilku dni w ogólnej intencji oczyszczenia.
Zawiesiłem sobie też dodatkowo ametyst na szyję. Każdy kąt
potraktowałem również kilka razy dźwiękiem z "tingsha" oraz
wodą święconą.
21/22.06.2010
-> ~4:30 atak dotykowy we śnie..., ale się wybudziłem i nie
straciłem energii (niemniej jednak wydaje mi się, że nawet
jak piszę, że nie straciłem energii to gdzieś jakiś ubytek
jej może [lecz nie musi] być tylko nie dostrzegam tego...
czasem nie jest łatwo to dostrzec... im silniejszy atak tym
jest to łatwiejsze... wiadomo...) i już miałem nie iść spać
ale postanowiłem kontynuować to "oczyszczanie" itd. itp.
Wziąłem szałwie i zacząłem okadzać mocno całe łóżko...
trochę to potrwało i sporo dymu się narobiło -> jeszcze
przed okadzaniem użyłem kilka razy tingsha nad łóżkiem.
Później były jeszcze jakieś małe ataki we śnie... nie było
ataków w stanie pomiędzy realem a snem... nie było ewidentnej straty energii. Wiem
że gościu mnie hipnotyzował bo powieki miałem ciężkie. Tak
było o 7 rano i chyba wcześniej też? i użyłem kilka razy
"dźwięku" tingsha i usłyszałem słowo "jeszcze" i jakby moje
powieki nagle zrobiły się lżejsze... Ciekawe... Może ten
dźwięk go zabolał i postanowił coś do mnie powiedzieć np.
"jeszcze nie skończyłem" albo coś takiego... Tak czy siak
ogólnie udana noc... Zobaczymy co będzie następnej nocy...
łatwo skóry nie oddam :) W ogóle używanie tingsha wydaje się
bardzo dobrym sposobem na zdejmowanie hipnozy...
22/23.06.2010 -> Były ataki...
trochę oberwałem i mnie hipnotyzowali ale! za każdym razem
gdy była hipnoza sięgałem ręką po
tingsha i na leżąco stukałem nimi kilka razy i hipnoza
ustawała! i tak za każdym razem robiłem... Jak na razie to
najskuteczniejsza broń na hipnozy jaką znam... Oczywiście
jak pójdę spać to oni hipnotyzują od nowa, ale tak czy siak
jest to bardzo skuteczne! Teraz widzę jak byłem intensywnie
hipnotyzowany przez ostatnie wiele miesięcy! Jak dobrze, że
mam tingsha :D
23/24.06.2010 -> Dzisiaj w nocy dno dna... było z 8
ataków... mówię tak na oko... dużo ich było... praktycznie
non stop... wcale nie muszą używać hipnozy aby mnie ograbić
z energii... dużo mi energii zabrali :( nie mam pomysłu na
obronę przed tym atakiem... w tych atakach we śnie nie
stosowali żadnego "ucisku"... po prostu samym snem mnie
wykańczali :/ eh..., ale dno... ten atak we śnie to
najgorsze gówno... jak mam się bronić jak śpię!!!??? Leżałem
na plecach, na boku, na brzuchu... a i tak energię traciłem
przy ataku!
24/25.06.2010 -> Podobnie jak wczoraj ataki zaczęły się o
około 3:45... sporo ich było... "troszkę" oberwałem :/ ->
morale niskie :/ Moja czakra potrzebuje odpoczynku :( Przed
zaśnięciem zrobiłem te 7 sporych krzyżyków krwią Jezusa nad
fotelem koło łóżka gdzie często są rzucane halucynacje i one
nic nie pomogły... była dzisiaj tam halucynacja i w ciągu
chyba 1 sekundy od popatrzenia się na nią straciłem energię!
Nawet nie zdążyłem głowy obrócić, a próbowałem! eh...
25/26.06.2010 -> W skrócie... dostałem dzisiaj z 6x? i mam
dosyć... jest 6:30 rano i nie mam zamiaru już więcej iść
spać i czekać aż mi zabierze to coś energię... dalsze spanie
w nocy mija się z celem jakim jest regeneracja! Nie mam
najmniejszych szans z tym czymś... kradnie mi energię jak
tylko chce... Próbowałem spać w kierunku ściany i być jak
najbliżej przyciśnięty do niej i, że wystaje tylko głowa,
gdzie całe moje ciało jest owinięte w kołdrę jak w kokon, ale
zapomnijcie... jak miałem sen to po jakimś czasie tylko
takie wyssanie energii od strony pleców szło... faktem jest
że sny były bardziej łagodne i nie były one uciskowe, ale co
z tego jak traciłem energię? Jak zrobiłem większą przerwę
między sobą, a ścianą to był atak uciskowy we śnie, ale to
bez znaczenia... energia i tak skradziona... odeśpię to w
dzień... moja czakra znowu pozbawiona energii :(
26/27.06.2010 -> Przed zaśnięciem zrobiłem na wszystkich
oknach, drzwiach oraz lustrze w moim pokoju pięcioramienną
gwiazdę (czubkiem do góry oczywiście!) krwią Jezusa z
intencją, że nic negatywnego nie może przez te okna, drzwi i
lustro przejść! Pobłogosławiłem to również. Jakby coś trzeba
nakreślić ten symbol nie odrywając palca od początku
nakreślania do samego końca. Oczywiście jak się przerwie
linie to można zrobić to ponownie. Zobaczymy czy to coś
pomoże!
Nic nie
pomogło! O 4:15 pierwszy wpiernik dostałem... i już myślałem
sobie aby nie iść dalej spać, ale wziąłem ze ściany obraz
Maryi (LINK!)
który kiedyś zrobiłem w studium plastycznym i dałem go na 4
czakrę i o 5:30 przyłapałem mocny atak! Najpierw uciskowy we
śnie, a po chwili przerzucenie w stan pomiędzy realem a snem i całe to coś
niewidzialne siedzi już na mnie, a ja się ruszyć nie mogę i
nic wypowiedzieć! Walczyłem z całych sił i traciłem co
chwilę trochę energii, ale udało mi się bardzo cicho
wypowiedzieć kilka razy: "Jezus Chrystus" i jak
(niewidzialna) fala uderzeniowa odciągnęła to coś
ode minie... i po chwili wszedłem w real i git... Później
atak o 6:07 i dalsze ataki też były, ale już ich nie
spisywałem... tak czy siak jak zwykle straciłem trochę za
dużo swojej energii... po prostu chce wypróbować wszystkie
sposoby obrony... Jeszcze zrobię te gwiazdy pięcioramienne w
tych samych miejscach tylko namoczę wcześniej palec solą i
może to coś
pomoże... tak czy siak nie zaszkodzi wypróbować...
27/28.06.2010 ->
Poszedłem spać o 20:30... pierwszy atak był o 23:30! i
postanowiłem zmienić pokój... oczywiście to nic nie dało no
ale cóż... Było dzisiaj tak dużo ataków, że nawet ich nie
liczyłem... Jeden atak już nad ranem był dość ciekawy... ze
snu? wszedłem w stan pomiędzy realem a snem i ten niewidzialny byt atakował mnie z
lewej strony i na szczęście tak się złożyło, że mogłem
wypowiadać słowa! (bardzo często się budziłem przed pewną
próbą ataku o której za chwilę i może dlatego mogłem mówić
bo nie byłem dobrze zahipnotyzowany? nie wiem?) I zacząłem
prosić Boga o pomoc i mantrowałem "Bóg...", "Jezus
Chrystus...", ale chyba!? nie odczuwałem "fali
uderzeniowej"... możliwe, że wydawało mi się, że mówię to
fizycznie, ale mówiłem to może w myślach? albo zbyt cicho aby
zadziałało? nie wiem?... zacząłem szybko prosić Jezusa
Chrystusa o pomoc i jak tylko to powiedziałem poczułem z
końcem tego zdania jakby energie która przybyła mi na pomoc
i walczyła z tym bytem! (normalnie jak w jakimś filmie!) i
później od razu prosiłem jeszcze o pomoc Boga, Archanioła
Michała, Aniołów, Maryję... prosiłem kogo tylko mogłem i
udało się! Byt został przepędzony! (chociaż później powrócił
i dalej nękał... ciemna moc często po takich pojedynkach
wraca jak bumerang... różnie bywa... ja poczułem przez
chwilę spokój..., ale nie trwał on długo...) a właśnie!
jeszcze jedna ciekawa rzecz! Podczas tej walki "dobra ze
złem" powiedziałem coś takiego "Panie Jezus wypełnij mnie
swoim światłem"! i co się stało? Poczułem jak wypełnia mnie
Jego światło, ale bez jakiś stanów radości czy czegoś takiego
ale czułem to! Nie umiem tego opisać w słowach, ale wiem, że
to się działo! I po co o to poprosiłem ktoś może zapytać...
no po to aby ten byt się parzył (od światła) jakby chciał
mnie dotknąć! aby nie mógł mi nic zrobić bo każdy bliższy
kontakt ze mną zakończy się dla niego źle. Cała noc
obfitowała w atak, który wyglądał tak: Leże sobie normalnie w realu
i nagle jest takie jakby "pstryk" i w ułamku sekundy
przechodzę w inny "wymiar"? nie wiem jak to nazwać... coś
jakby szybkie przejście w "sen"... i to przejście
działo się dzisiaj z nie wiem 15-20x!? (a do tego ataki we
śnie i ten atak w stanie pomiędzy realem a snem, który jest opisany wyżej) Jakoś bardzo dużo
tego było... Gdy jestem w tym stanie to wydaje mi się
że dalej jestem w realu, ale tak nie jest! W tym dziwnym
stanie może dojść do interakcji między mną a tym bytem...
czego oczywiście wole unikać jak ognia! Dodam jeszcze, że
chciałem się bronić przed wpadaniem w ten dziwny stan między
realem a snem? i gdy leżałem w realu to stukałem sobie palcami o
siebie, ale co ciekawe! nagle nastąpiło to "pstryk" i już
jestem w tym "innym stanie postrzegania" i ja tam dalej
sobie palcami stukam o siebie i nie zdaję sobie sprawy z
tego, że jestem w innej rzeczywistości! Później doszedłem do
wniosku, że jak byłem w tej innej rzeczywistości i gdy
stukałem palcami o siebie to nie czułem "ucisku" palca o
palca... i następnym razem jak byłem już w realu dbałem o to
aby skupiać się na ucisku powodowanym stukaniem o siebie
palców tylko po to aby szybko zorientować się, że nie jestem
w realu i aby szybko się wybudzić. Można by ten atak nazwać
atakiem typu "inna rzeczywistość"... lub coś w tym stylu... jak się
wchodzi w tą "inną rzeczywistość" to nie jesteś
świadomy przejścia które następuje w ułamku sekundy (tak jak
robi to hipnotyzer, że pstryknie palcami i już wszystko się
zmienia w osobie hipnotyzowanej to to jest chyba coś
podobnego!). Przeważnie szybko się budziłem z tej hipnozy
ale czasami bywało, że w tej innej rzeczywistości trwałem
długi czas... im dłużej tam jestem tym większa szansa, że
oberwę... W sumie jak wchodziłem w ten stan to chyba w
większości przypadków miałem wrażenie, że mam otwarte oczy?
to przejście następowało tak szybko i jest takie realne... a
co do strat w energii to niby noc była niekończącą się walką
to jednak nie czuję jakiś wielkich strat na czakrze...
hmm... niemniej jednak czuję się nie wyspany i ogólnie
zmęczony tą "walką"...
Co do
tego "pstryk" to nie ma to związku z żadnym dźwiękiem tylko
chodzi o bardzo szybką zmianę i porównałem ją do
pstryknięcia palcami, że to zachodzi tak szybko czyli
"pstryk" i już ;)
W sumie przypomniałem sobie, że nie zrobiłem tej nocy na
sobie krzyżyków krwią Jezusa na 3, 4 i 6 czakrze oraz nie
włożyłem się w złoty kokon..., ale w sumie nie wiem czy to
miało jakieś większe znaczenie... może? Miałem oczywiście na
szyi różaniec + drugi na prawej ręce + obrazki Jezusa, Ojca
Pio itd. itp... chyba w sumie miałem 3 obrazki... Tak czy
siak czuję, że ten byt i tak se nic z tego nie robi... chodź
pewnie ma to jakieś znaczenie... wydaje się, że praktycznie
większość metod obrony nic nie dają tylko dlatego, że ten byt
jest bardzo silny... kiedyś byty były słabsze i metody
obrony były łatwiejsze i skuteczniejsze... po prostu
poprzeczka została podniesiona wyżej... może jakbym szedł na
bój "goły i wesoły" to nie byłoby co ze mnie zbierać? ;)
Wracając jeszcze do tych krzyżyków to robiąc je codziennie
od nie wiem jak dawna, ale od dłuższego czasu to eterycznie
one chyba się tam utrzymują więc teoretycznie nie powinno
mieć to większego znaczenia, że raz ich nie zrobiłem?, ale nie
jestem tego pewien... a no i regularnie też wcierałem w
siebie krew Jezusa na 3, 4 i głowę przed zaśnięciem... też
zapomniałem tego zrobić... w sumie wszystko przez to, że
poszedłem tak wcześnie spać i sądziłem, że przy pierwszym
ataku po prostu wstanę i siądę przed kompa itd. itp..., ale
jakoś to się inaczej potoczyło bo zmieniłem jednak pokój i
co się dalej działo jest opisane wyżej ;) W poprzednich
dniach robiłem ładnie te krzyżyki itd. itp. i też mocno
obrywałem :P postaram się o tym już nie zapominać o ile to
cokolwiek daje bo czasem już w tą wątpię, ale gdzieś w sobie
uważam, że jakbym tego nie robił byłoby jeszcze gorzej...
Dodam
jeszcze, że gdy położyłem się spać o tej 20:30 i próbowałem
zasnąć coś mi nagle jakby powiedziało abym założył różańce +
kryształ... był to taki wyczuwalny impuls... myślę, że od
jakiegoś anioła stróża... domyślam się, że bez tego moja noc
wyglądała by znacznie gorzej...
28/29.06.2010 -> Podobne bęcki jak wczoraj... poszedłem spać
o 22:00 i pierwszy atak był o 1:30... Zauważcie, że jak idę
spać to przeważnie mija 3,5 godziny zanim pojawia się
pierwszy atak... i przeważnie jest to atak we śnie... Przed
zaśnięciem zastosowałem wskazówki z księgi gości aby
rozstawić kryształy górskie (nieoszlifowane ->, ale ja miałem
tylko oszlifowane) w kątach łóżka. Każdy kryształ czubkiem
kierował się na kolejny tak aby stworzyły prostokąt...
następnie zwizualizowałem, że z tych kryształów wylatuje
biała energia i tworzą taki energetyczny prostokąt. Później
wizualizuję , że tworzą jeszcze przecięcia po przekątnej
(wychodzi taka koperta). Dołożyłem miskę z kryształami
górskimi pod łóżkiem tam gdzie jest to "przecięcie koperty".
Zwizualizowałem biały promień wychodzący z tej miski do góry
i tworzący kulę ochronną wokół całego łóżka. Wszystkie
kryształy były tydzień moczone w wodzie z solą aby je dobrze
oczyścić. Pisałem na początku, że dostałem bęcki więc możecie
się domyślać czy to pomogło ;) a swoją drogą spałem też przy
zapalonej przy łóżku lampce... też nic nie pomogło :/ Po tym
ataku o 1:30 miałem atak przed 3... był to atak bardzo
podobno do wczorajszego gdzie wzywałem "wszystkich" na pomoc
tylko tym razem jakoś to nie działało! i nie wiem czemu?
może wydawało mi się, że wypowiadam słowa fizycznie, a tak na
prawdę było to za cicho lub mówiłem to w myślach? nie wiem o
co chodzi, ale jakoś nie działało to jak należy... nawet
wczoraj jak mogłem wypowiadać fizycznie te słowa to robiłem
to bardzo cicho... sądzę, że czasem mogłem nawet powiedzieć
to zbyt cicho (przy mentrowaniu?) i wtedy nie ma to "mocy"
("fala uderzeniowa"), ale kto go tam wie... W ogóle walka o 3
w nocy była bardzo wyrównana... oczywiście byłem w
tarapatach bo ten byt napierał, ale dzielnie się broniłem, że
tak powiem (odpychanie rękami i wzywanie pomocy)..., ale co
ciekawe ta walka trwała i trwała i to jakąś dłuższą chwilę i
ten byt chyba zaczął się niecierpliwić już, że nie mógł się
dobrać do mojej czakry i zrobił taką chamską technikę którą
czasem w przeszłości stosował, ale chyba o niej nie pisałem?
a mianowicie wygląda ona tak, że gdy trwa atak to nagle z
prawej strony do łóżka podchodzi jakaś znajoma, miła postać
(podobna technika jest w atakach we śnie) i przede mną mocno
klaśnie rękami i ja się wtedy wystraszę i po walce...
stracona energia... Później był jakiś atak o 5:30, a
następnie od 7:00 do jakiejś 7:20 było z 4-5 ataki
przerzucające z reala do stanu między realem a snem...
ogólnie trochę oberwałem dzisiaj... Jak się uwolnię z tego
stanu między realem a snem to też często kończy
się to stratą energii... różnie bywa... to przerzucanie z
reala do stanu między realem a snem to chyba jakiś nowy atak... nie pamiętam abym
miał je w przeszłości? tak czy siak od bardzo niedawna są
często stosowane... Zauważyłem też, że jakbym nie spisywał
tych doświadczeń związanych z atakami to bardzo mało bym
pamiętał co i kiedy się działo i z jaką intensywnością. Mam
wrażenie jakby mój mózg wymazywał informacje o tych atakach
dlatego nie pamiętam czy to jakiś nowy atak z tym
przerzucaniem czy nie... jakbym miał pusto w głowie i
pewnego rodzaju galimatias... trudno to określić..., ale
spisuje to aby nie przepadły te informacje... z pewnością
komuś się przydadzą... Ogólnie to czuję bęcki na czakrze :/
a jeszcze dodam pewną informację odnośnie tingsha... jest
ono dobre tylko gdy jestem ewidentnie hipnotyzowany i jestem
w stanie po nie sięgnąć... Gdy jestem w tej ewidentnej
hipnozie to przenikam świat tego byta i dlatego tingsha
działają bo uderzam dźwiękiem w jego rzeczywistości...
29/30.06.2010 -> Poszedłem spać o
~00:00 -> atak pierwszy był o ~3:55 (atak we śnie), czyli
zajmuje mu 3,5 do 4 godzin od mojego pójścia spać (położenia
się w łóżku) do pierwszego ataku... ciekawe czemu aż tak
długo? i co on robi przez ten czas? może mnie jakoś
specjalnie "przygotowywuje"? aby mógł "wejść" w mój sen?
tego nie wiem? Później atak we śnie o ~6:00 i ~7:00... w
sumie nic mi nie zrobił tymi atakami... Jakoś spokojnie
dzisiaj... w ogóle śpię jak kamień aż do ataku... pewnie
dlatego, że mój organizm stara się zregenerować jak tylko
może..., ale niestety jest atak to przerywa mi to moją
regenerację, ale dzisiaj aż za spokojnie jakoś... tylko 3
ataki i takie mizerne... ja się cieszę. Dodam jeszcze, że
śniły mi się przed pierwszym atakiem po kolei chyba z
3 sny które miałem w przeszłości również chyba w tej samej
kolejności! Czasem przyśni mi się jeden taki sam sen
(rzadkie przypadki), ale aby przyśniło mi się kilka snów pod
rząd takich samych co kiedyś? ciekawe...

[LIPIEC 2010]
30.06.2010/01.07.2010 -> Poszedłem spać chyba około 23:30? i
o 00:50 był atak we śnie w którym straciłem duuużo energii!
Coś szybko mnie zaatakował! Chyba nie należy głośno mówić o
tych atakach w domu ;) Chyba podsłuchał to i owo i
postanowił zaatakować wcześniej ;) Tak czy siak spałem wtedy
na plecach... miałem też przygotowany czosnek, ale przy tym
pierwszym ataku leżał koło ściany więc nie był w użyciu ;)
Po tym ataku wziąłem czosnek i trzymałem go w pobliżu 4
czakry (około 5 max 10cm od niej -> bo zapach nie do
zniesienia hehe ;)) leżąc a to na jednym a to na drugim
boku. I aż do 8:45 nie było ataków! może coś we śnie
sugerowało obecność tego byta w pobliżu lub niecne zamiary
ale ataku jako takiego nie było! Później odłożyłem czosnek
przed 8:45 bo nie lubię jego zapachu (był zapakowany w
siatkę i to tak dwukrotnie był nią owinięty) i to był mój
błąd aby go odłożyć bo o 8:45 oberwałem atakiem we śnie, ale
na szczęście nie straciłem zbyt dużo energii no, ale możliwe
że mogłem tego uniknąć. Jutro cały czas będę miał przy sobie
czosnek... zobaczymy jak bardzo jest skuteczny :)
01/02.07.2010
-> 4-5x dostałem we śnie
(niestety energii trochę straciłem)... czosnek trzymałem
przy sobie... wyjąłem go w połowie nocy? z tej siatki w
której był... czuje, że to działa, ale potrzebuje większą
ilość czosnku i może trochę go natnę aby bardziej
"śmierdział" ;)
02/03.07.2010 -> Kilka godzin przed
zaśnięciem nalałem do szklanki z gorącą wodą 4 krople oleju
kamforowego i postawiłem koło łóżka (jest to taki ściągacz
negatywnych energii [bytów], ale oczywiście to nie przyciąga
bytów jak nas nie atakują! tu chodzi oczywiście o to, że jak
nas atakują to to jest taka pułapka na nich..., że te byty to
tak wabi... wypij mnie wypij! :D) -> Chodzi o to, że
niektóre? byty nie mogą się oprzeć temu zapachowi i zamiast
atakować? lgną jak ćmy do światła i skupiają się na tym
"napoju" (coś jak wódka która ich upija? i oczyszcza? coś w
tym stylu?). Najlepiej zrobić to przed zaśnięciem i postawić
tą szklankę gdzieś w pokoju... rano trzeba wylać to do wc i
oczywiście spuścić wodę! Szklankę należy dokładnie! wymyć i
nie używać jej nigdy do czegokolwiek innego! Ma służyć tylko
i wyłącznie do tego celu! Czosnek oczywiście już
przygotowany... 2 duże ząbki i 1 mały... jeden ten duży
obrałem też ze skórki? aby dawał więcej "zapachu" ;)
Zobaczymy co z tego wyjdzie...
Wyszło
jak wyszło... ta woda w szklance jak już zasypiałem była
ledwo ciepła... następnym razem (mam zamiar robić to
codziennie) naleje gorącej wody tuż przed zaśnięciem).
Dostałem trochę w nocy... hmmm... tak mniej więcej w połowie
nocy? położyłem się tak aby plecami dotykać ściany i z
przodu w okolicy 4 czakry miałem 3 główki czosnku. Nie było
zbyt wygodnie, ale w sumie nie pamiętam na ile to było
skuteczne... jakoś wyleciały mi z głowy ataki z dzisiejszej
nocy , ale wiem, że coś tam oberwałem... (przed pozycją
dotykającą plecami ściany??? nie pamiętam)... nie pamiętam
też jak mocno oberwałem... chyba nie było tak źle? w sumie
jak to spisuję, a jest z godzina może ponad od wstania to
czuję lekki uszczerbek na 4 czakrze... w sumie nie czuję się
jako specjalnie "poturbowany"..., ale muszę jeszcze
dopracować to z tym czosnkiem itd. itp...
03/04.07.2010 -> Wodę z olejem
kamforowym tym razem zrobiłem jak należy... Tuż przed
zaśnięciem nalałem gorącej wody i postawiłem koło łóżka
itd... Spałem przede wszystkim w pozycji, że plecy o ścianę i
czosnek z przodu. Próbował mnie atakować we śnie (przeważnie
7-9 rano), ale nic się mu nie udawało "ugrać". Tylko jeden
raz odniósł sukces jak oddaliłem się od ściany i bodajże
nawet na plecy się przekręciłem no, ale cóż... ciężko jest
spać całą noc w jednej pozycji. Oczywiście nie jestem dobrze
wyspany, ale przynajmniej nie straciłem dużo energii... chodź
pewna strata jest..., ale do zaakceptowania...
04/05.07.2010 ->
1 atak typu halucynacja (kolorowy wąż na
fotelu) + 2 we ataki we śnie... ogólnie zero strat..., ale
nie jestem zbyt wyspany od spania w pozycji przylegając
plecami do ściany ;)
05/06.07.2010 -> Dzisiaj było coś nowego... o 1:35 gdy
spałem na brzuchu blisko ściany i śniłem (sen zszedł na tory
o kosmitach itp) lecz nie był to zbyt głęboki sen i nagle
podczas śnienia wyczułem oraz w pewnym sensie zobaczyłem
lecącego z dużą prędkością byta (jakby czarna kulka energii
wielkości zaciśniętej pieści?) z prawej strony łóżka i
zatrzymującego się za łóżkiem. Po chwili poczułem jakby ten
byt uderzył mnie "pięścią" ("pięść"
tak jakby nie została cofnięta po uderzeniu?) w 7 czakrę i
odczułem mocne wibracje na niej... potrwało to z kilka
sekund i się wybudziłem. Nie wiem czemu nie wybudziłem się
wcześniej... w sumie byłem świadomy co się dzieję... pewnie
gdzieś we mnie była ciekawość co się stanie... nie pamiętam
abym miał kiedyś atak na 7 czakrę. Po tym ataku położyłem
nad głową główkę czosnku + słoik z wodą święconą obok głowy
+ zapaliłem lampkę nad łóżkiem i skierowałem ją w to miejsce
gdzie był atak (całą noc miałem ją zapaloną) oraz położyłem
sobie na głowie obrazek Jezusa i przykryłem go ręką tak aby
mi nie spadł jakbym usnął. Nie odnotowałem tego dnia już
żadnego ataku..., ale szkoda mi trochę energii na 7 czakrze...
bo na pewno trochę tego poszło... Nie mógł? zaatakować 4
czakry to zaatakował 7 eh... (tak mi się wydaje..., ale może
był jakiś inny powód ataku innej czakry niż zwykle... kto go
tam wie...).
06/07.07.2010 -> Dokleiłem sobie taśmą
przed zaśnięciem dwa nowe czosnki z przodu łóżka od strony
ściany (lewa strona łóżka) (wczoraj ten atak w 7 czakrę był
w tej okolicy - tylko na środku). Miałem też dodatkowy
(nowy) czosnek w okolicach 7 czakry... oraz powiesiłem sobie
tak trochę wyżej nad łóżkiem taką zieleninkę zwaną
"bagno"... podobno może coś pomóc... reszta taktyki bez
zmian. Zasnąłem przy zgaszonym świetle, ale po około 1,5h?
już nie pamiętam dokładnie, nastąpił ukryty atak we śnie
(czemu ukryty? czasem występują takie ataki gdzie nie za
bardzo wiadomo czy był to atak czy nie? brakuje w takim
ataku ewidentnych znaków takich jak symbol np. przyjaznej
postaci, który cię ściska itd. itp; ogólnie atak ukryty we
śnie jest ciężki do rozpoznania i jest bardziej "diabelki"
[w sensie kamuflażu]..., ale niekoniecznie traci się przy
nim więcej energii... po prostu mojej "istocie"? jest ciężej
rozpoznać czy to atak czy nie, a wiadomo, że czas tutaj jest
bardzo ważny i, że im szybciej będę dokładnie wiedział co się
dzieje tym lepiej dla mnie...). Tak czy siak po tym
pierwszym ataku gdzie nie straciłem energii postanowiłem
spać przy zapalonym świetle no i tak też zrobiłem.
Zaliczyłem jeszcze z 1-2 ukryte ataki we śnie, ale odbyło się
bez utraty energii. Około 9 rano już nie mogłem dłużej spać
przytknięty do ściany (czasem jestem bardziej przytknięty do
ściany, a czasem bardziej na brzuch mnie przechyla
[oczywiście czosnek w okolicy 4 czakry obowiązkowo +
ostatnio też w okolicy głowy + woda święcona + obrazek /
obrazki
Jezusa itd. itp] -> no i o tej 9 rano już nie mogłem
dłużej tak leżeć bo "wszystko" mnie bolało i byłem zmęczony
już taką pozycją i zgasiłem światło oraz położyłem się w
miarę normalnie w większym oddaleniu od ściany... po 15
minutach ukryty atak we śnie (z telepatycznym bajerem) i
straciłem małą ilość energii :( No co za dno! Całą noc się
tak wymęczyłem i straciłem energie już przy samym końcu!
Wiem, że powinienem wytrzymać już do końca, ale zalecam
każdemu jedną noc przespać w prawie niezmienionej pozycji
która na dodatek nie jest dla niego wygodna to zrozumie o co
mi chodzi ;) Na szczęście nie straciłem tej energii zbyt
dużo... Dopiero jak wstanę z łóżka to mogę opuścić gardę! Od
teraz jest to moja zasada numer 1 ;)
07/08.07.2010 -> Przewiesiłem przed zaśnięciem zielone
"bagno" na środek, przodu łóżka... koło tych czosnków które
przykleiłem wczoraj z lewej strony przodu łóżka. Dodałem
woreczek z suszoną lawendą, który położyłem w okolicy głowy (lawenda niestety
jest stara i w plastikowym woreczku, ale załatwię sobie nową
lawendę [chodź tą pewnie zostawię też] i wsypie ją do lnianego woreczka -> dam znać
jakby coś) oraz przybył
dodatkowy czosnek. Jest on z taką łodyżką i dobrze się go w
ręku trzyma gdy się zasypia... takie są nawet lepsze niż te
same "główki".
Dzisiaj
poszło całkiem całkiem... Zapalona lampka całą noc itd.
itp... Dołożyłem też taki krzyż z Jezusem koło siebie...
Poszedłem spać około północy i dopiero o 5:27 nastąpił atak
uciskowy we śnie -> następnie przerzucenie do stanu pomiędzy
realem a snem / letarg. Atak
nastąpił może dlatego, że z rąk powypadały mi czosnki, a nie
miałem żadnej obrony swojego lewego boku? Tak czy siak
leżałem w pozycji bocznej jak zwykle plecami do ściany, a
ten byt leżał jakby na mnie! Czułem go doskonale (ucisk)!
Był niewidzialny, ale dobrze wyczuwalny (przez ucisk). To
ciekawe, że czasem jest jakby kulką energii, a czasem czymś
tak dużym... Może jak się przemieszcza to jest małą kulką, a
jak atakuje to zmienia "formę"?, ale z tego co wiem to też
nie zawsze atakuje w "dużej" postaci... są i ataki gdy jest
kulką... Pewnie dopasowuje swój kształt do konkretnego
ataku. No dobra... tak czy siak oblazł mnie całego i tylko
dzięki swojemu doświadczeniu w sprawach ataków udało mi się
obronić! Atak trwał z dobre 30 sekund. Nie wiem jak opisać w
jaki sposób się obroniłem... wiem, że mogłem przegrać i
stracić energię, ale do tego nie doszło dzięki temu co
robiłem. Powiedzmy, że odpowiednio "spinałem" ciało (chodzi o
zrobienie pewnego rodzaju "blokady" abym się nie "otworzył"
i nie stracił energii) + odpowiednie myśli... Prawda jest
taka, że doświadczenie mnie uratowało... Bo ja naprawdę
mogłem to przegrać, ale gdy czułem, że gdy będę robić to co
robię to przegram to od razu zmieniałem "swoją postawę" i
parłem na zwycięstwo i udało się! Im dłużej walczę tym
bardziej się wybudzam i później już zacząłem sobie mantrować
"Bóg" (nie było fali uderzeniowej) i po prostu się
wybudziłem (gładkie przejście z "letargu" w real). Dlaczego
bardziej pasuje mi w tym przypadku letarg niż stan pomiędzy
realem a snem? Może się
mylę i może jest to to samo?, ale wydaje mi się na obecną
chwilę, że letarg jest bardziej zbliżony do reala, a stan
pomiędzy realem a snem to
jakby trochę inny wymiar przenikający real... coś jakby
astral? W letargu nie było fali uderzeniowej od mantrowania...
ciekawe... w stanie pomiędzy realem a snem by była? moim zdaniem tak..., ale jak
mówię może to co opisuje jest jednym i tym samym... po
prostu nie jestem pewien... to są moje jedynie luźne
przemyślenia i dobrze jest je brać z przymrużeniem oka ;) Po
prostu rozkminiam :) Było coś jeszcze o 7:10... we śnie
robiłem wysiłek taki jakby energetyczny? gdzie próbowałem
skumulowaną energią zniszczyć takie drzwi... i tu jest
ciekawa rzecz bo jak się obudziłem to taka fala energii ze
mnie uszła? albo przeszła przeze mnie? Właśnie nie jestem
pewien na 100% co nastąpiło bo takie fale energii (kundalini)
przechodzą przeze mnie co kilka - kilkanaście sekund więc
nie wiem czy to był atak czy po prostu zwykła fala
energii... niemniej jednak mógł być to atak... nie
wykluczam tego... chodź byłby to bardzo wyrafinowany atak...
sam nie wiem co o tym myśleć... Zastanawia mnie tylko po co
się to skrystalizowało we śnie no nie? Jak ja mam co chwilę
takie fale i się jakoś one nie krystalizują w moich snach...
a tu jednak się tak zrobiło... tak samo jak przy atakach we
śnie... hmm... bardzo wyrafinowane...
08/09.07.2010 -> Dodaje od wczoraj więcej kropki oleju
kamforowego (około 8). Tej nocy dodałem wokół siebie większą
ilość zdjęć (Ojciec Pio, Maryja...). Tak czy siak były dwa
ataki we śnie. W obu nie straciłem energii... W tym
pierwszym pomógł mi "anioł stróż"? Już kilkukrotnie takie
coś się zdarzało więc może to opiszę. Bardzo rzadko, ale
jednak gdy jestem atakowany we śnie przychodzi mi na pomoc
inna postać która ukazuje się jako mój kolega, który jest
bardzo silny i jak zobaczy, że ten "byt" (inna symboliczna
postać) podchodzi do mnie lub już mnie trzyma to szybko
podbiega i bije go na kwaśne jabłko... we śnie czasem mi
jest aż szkoda tego byta ;), ale ja nie jestem świadomy
przeważnie, że to jest ten zły byt bo ukrywa się pod
"symbolem" np. "przyjaznej" postaci.
Dodam jeszcze, że przed zaśnięciem wyczuwałem tą postać która
kręciła się koło łóżka... Nie było to fajne uczucie wiedząc
że jest ona dość blisko i tylko czeka aby złoić mi skórę...
ale może jestem w błędzie i wcale jej tam nie było? chodź
nie wydaje mi się abym się mylił...
09/10.07.2010 -> Około 3 ataki we
śnie... 0 strat... no może przy jednym ataku minimalnie, ale
nie jestem pewien... tak czy siak udana noc! :)
Poszedłem dzisiaj (10.07.2010) do księdza, który odmówił nade
mną modlitwę itd. i pobłogosławił moje wszystkie obrazki,
krzyże, różańce itp. Jestem ciekawy czy coś się zmieni...
10/11.07.2010
-> 7-8 ataków we śnie... dostałem sporo razy w 3 i 4 czakrę...
były też ataki typu "halucynacja"
eh...
11/12.07.2010 ->
z 4-5? ataków we śnie + ataki typu
"halucynacja"... trochę energii straciłem... chyba muszę
wymienić czosnek na nowy...
12/13.07.2010 -> z 6-7? ataków we
śnie... dostałem mocno w 3 i 4 czakrę... przed zaśnięciem
obskubałem czosnki które miałem aby bardziej śmierdziały, ale
to nic nie dało bo i tak dostałem jak małe dziecko :/ od
około 6 rano do 7:40 były ataki... eh.. już nie wiem... nie
mam pomysłu na obronę... wydaje się jakby nic nie
działało... Nawet proszę archaniołów i moich opiekunów o
ochronę, ale to chyba działa tylko w niektórych
przypadkach... bardzo rzadko jest taka widoczna
interwencja... mówię "widoczna" bo może są częste
interwencje o których nic nie wiem... tak czy siak morale mi
spadają... jestem już tym zmęczony..., ale muszę wytrwać do
końca i tak będzie ;P
13/14.07.2010 -> Poszedłem spać po północy... Od 5:18 do 6:15
było około 5 ataków... czyli co
jakieś powiedzmy 12 minut był ukryty atak we śnie! Byłem
hipnotyzowany i gdy tak jest to bardzo szybko można kogoś
wprowadzić w sen... mi się tak oczy zamykały, że wystarczy, że
je przymknąłem na kilka sekund to już śniłem i znowu
wchodziłem w wymiar gdzie znajdował się ten byt i zachodziła
między nami w pewnym sensie "interakcja" czyli innymi słowy
możliwe było zabranie mi energii. Od 6:15 do 6:46 starałem
się opierać hipnozie, ale było to dość ciężkie i nie wiem czy
przypadkiem raz nie dostałem w między czasie. O 6:46
postanowiłem skroplić 4 czakrę, oczy i głowę wodą święconą.
Niby na chwile pomogło..., ale tylko na chwilę... a może mi
się wydaje, że coś pomogło? Później trzymałem też krzyż z
Jezusem na 7 czakrze... nie wiem czy coś pomogło? Może? o
7:17 znowu dostałem? o 8:18 również... pewnie dostałem
jeszcze z raz czy dwa tylko już o tym nie wspomniałem...
Ogólnie były to ukryte ataki we śnie + hipnoza... Ciężko
przed takim czymś się obronić... Muszę coś skutecznego
wymyślić... Wiem, że chodzenie po pokoju jest dobre na
hipnozę... bo ją w pewnym sensie urywa... albo nawet
bieganie sobie po domu... będę kombinował... używałem też w
między czasie tingsha..., ale nie wiem czy coś dały? Może
trochę? Mówiąc szczerze to "trochę" mnie nie
satysfakcjonuje..., ale jest jak jest...
14/15.07.2010 -> Dzisiaj postanowiłem, że będę spać z moimi
trzeba kryształami (dwa duże i jeden mniejszy
LINK!).
Moczyły się tydzień w wodzie z solą aby w pełni się oczyścić itd. itp. Ogólnie miały za pewnego rodzaju "chembustera", ale
chciałem też sprawdzić jak działają gdy mam je koło czakr.
Spałem bokiem przy ścianie, ale około 5-10cm od niej.
Największy kryształ miałem koło 4 czakry, ten trochę
mniejszy przy 1, 2, 3 czakrze, a ten najmniejszy przy 7
czakrze. Dopiero o 6 rano chyba był jakiś atak we śnie +
halucynacja, ale jak szybko się pojawiło tak szybko znikło.
Później znowu cisza. Cały czas spałem praktycznie w tej
samej pozycji. Ale przed 8:30 obróciłem się na plecy i
dostałem chyba z 2x ukrytym atakiem we śnie :/ Zapominam
wciąż, że ten byt ma "anielską" cierpliwość i, że nie mogę się
rozluźnić nawet 2 min przed wstaniem! Ja te kryształy
wziąłem z balkonu gdzie oczyszczały niebo i zanim je
położyłem przy sobie obmyłem je jeszcze zimną wodą i
wytrwałem lnianą ściereczką. Jutro przetestuje je jeszcze
raz! Tylko do końca zrobię to jak należy i zobaczę czy to
działa czy nie?
Wczoraj
nie zrobiłem olejku kandyzowanego przed zaśnięciem bo uważam
że nic nie pomaga, ale dzisiaj go zrobię... w sumie może coś
tam pomaga... W sumie tak samo mógłbym powiedzieć, że
różaniec na szyi nic nie pomaga, a jednak jak poszedłem
kiedyś spać o około 20:00 to przed takim już mocniejszym
zaśnięciem "Anioł Stróż" powiedział mi abym go założył więc
musi coś dawać... może tak samo jest z tym olejkiem? Nie
wiem może... Przygotowałem też kryształy opłukane w zimnej
wodzie... (oczyszczenie po oczyszczaniu nieba). Mam plan
taki jak wczoraj tylko będę spać przy ścianie i tak samo
obłożę się kamieniami, ale tym razem nie zmienię pozycji aż
do wstania! Będę tak samo cierpliwy jak ten byt i zobaczymy
czy uda mi się nie stracić energii... Niedługo się przekonam
o tym na własnej skórze ;)
15/16.07.2010 -> Nic to nie daje! :( Wszystko robiłem zgonie
z planem i co? i nic! o 4:30 atak we śnie i sporo energii
straciłem :( Później o 5:52 ukryty atak we śnie (czyli
trudny do rozpoznania w porównaniu do "postaci" która np. Cię
ściska) i do tego atak typu halucynacja. Sporo energii
straciłem przy tym ataku, a halucynacja nic mi nie zrobiła.
Był jeden ciekawy atak a mianowicie wsadzili mi żyletkę
między palce i nie mogłem jej wyjąć... cięła mi palce i nie
było to miłe! Rozkodowywali mnie w ten sposób aby wyszła ze
mnie odpowiednia emocja i aby mogli mnie otworzyć jak sejf i
ukraść energie! Był też atak gdzie ja byłem niby kimś
pokrzywdzonym przez los, i ktoś mnie przytulał, a ja
płakałem, że ten ktoś mnie kocha i jest dla mnie całym
światem... kapujecie... przytula = ucisk = atak we śnie...
Po prostu takie chamskie wykorzystywanie wyższych emocji
tylko po to aby "walnąć Cię w łeb"! ot cała ciemna strona
mocy! Nie mam pomysłów już jak się bronić! Miałem też pod
poduszką czy koło poduszki już nie pamiętam świeżą lawendę w
lnianym woreczku. Jakos te metody wydają się nie
skuteczne..., ale wydaje mi się, że jest jak jest dlatego, że
ten byt jest bardzo silny... na słabsze byty pewnie by to
działało..., ale nie na tego :/
16/17.07.2010 -> 5 ataków uciskowych we śnie... mocno
oberwałem... dużo energii straciłem :( -> Nie byłem dzisiaj
hipnotyzowany... no, ale w sumie co z tego jak tyle energii
straciłem :/ Mam też ciachnięcie na 3 oku... coś mnie mocno
nie lubią ;), ale mam dostawę czosnku! 10 główek związanych w
taki warkocz! Zobaczymy czy coś pomoże :]
17/18.07.2010 -> 2 ataki we śnie gdzie straciłem w sumie
średnią ilość energii.. (czasem ciężko to dokładnie określić
ale wiem, że na obecną chwilę mam zbyt duże straty na 4
czarze... przydałaby mi się jakąś regeneracja! oj tak
<marzy>) + 1-2? gdzie nic? mi nie zrobili?
Warkocz czosnku starałem się trzymać na lewym boku... spałem
plecami do ściany itd. itp. Mocno śmierdzi ten warkocz więc
może coś pomogło? a może nie? będę testować dalej... Przy 1
ataku przekręciłem się we śnie na plecy i warkocz czosnku
sturlał się koło mnie... przy 2gim atak warkocz sturlał się koło
moich dolnych czakr i nie znajdował się na lewym boku tak
jak miałem w planie... tak czy siak
przy 2gim ataku mantrowałem byta co nie było łatwe...
Zauważyłem, że wypowiadałem słowa, ale nie fizycznie tylko tak
jakby pomiędzy myślami, a fizycznym mówieniem i czułem fale
uderzeniowe, ale niemniej jednak bardzo mało one dawały...
dopiero jak fizycznie udało mi się pomantrować to odniosłem
sukces... niemniej jednak nie taki pełny... straty
energetyczne były :/ Ogólnie brak hipnozy w nocy i dodam
jeszcze, że spałem przy zapalonej lampce całą noc...
18/19.07.2010 -> Dostałem mniej niż
wczoraj... Miałem zapaloną lampkę do około 4 w nocy...
później ją zgasiłem... mało ataków było... niemniej jednak
były... no i rozwalił mi się warkocz czosnków... teraz są
pojedynczo i obrałem je dodatkowo aby dawały intensywniejszy
zapach ;)
19/20.07.2010 -> 2 ataki we śnie gdzie
straciłem po małej ilości energii (mało + mało = średnio?).
Były też 3-4? ataki gdzie udało mi się wybudzić bez straty
energii lub z niewielką stratą... Były też
"halucynacje"... ogólnie moja czakra czuje się jakby dostała
pięścią ;) Marzy mi się jakaś regeneracja...
20/21.07.2010 -> Dzisiaj jakoś luźniej? Były ataki, ale mało
skuteczne. Nie zanotowałem większych strat...
21/22.07.2010 -> Przed zaśnięciem miałem jakieś w miarę
wyraźne, ale bez przesady różnego rodzaju "obrazy" lub
"sceny" przed oczami... i tak je obserwowałem i na końcu a
kilka razy pod rząd to robiłem pojawiało się krokodyle
oko! (kawałek głowy krokodyla i to oko patrzące się na
ciebie!) i wydawało mi się, że traciłem bardzo malutko
energii przy tym... takie jakby mimowolne wystraszenie
następowało... byłem ciekawy tego i robiłem to kilka razy
ale już więcej nie mam zamiaru tego robić... w sensie
patrzeć się na to oko... bo ja nie spałem... wszystko
kontrolowałem w pewnym sensie (stan świadomości). Po prostu
za długo się gapiłem na to oko..., ale to z ciekawości...
mogłem się rozłączyć w każdej chwili jakby coś ;) Dodam
jeszcze, że kiedyś też coś takiego miałem... Poszedłem spać
dopiero po północy więc pewnie już czekał na mnie i
kombinował jak tu ukraść trochę energii jeszcze zanim pójdę
spać... a co do nocnych ataków to nie wiem... nie pamiętam
ich :P chyba ich nie było? może coś było? tak czy siak
żadnych widocznych strat...
22/23.07.2010 -> Mocno dzisiaj dostałem... Między innymi był
atak ten sam co wczoraj z "wizjami" przed oczami, ale szybko
otwierałem oczy jak się zczaiłem o co chodzi... tylko była
jedna różnica, że gdy pojawiło się "oko" (niekoniecznie to
było oko tej nocy z tego co pamiętam) to bardzo szybko
następowało "wyssanie" energii... nie było jak wczoraj, że
2-3 sek to trwało (wizja "oka" a nie cały atak). Była też
między innymi taka sytuacja w nocy, że byłem sparaliżowany w
stanie pomiędzy realem a snem i próbowałem poruszyć z całych sił stopami na boki
ale było to dość ciężkie, ale próbowałem i próbowałem... w
między czasie toczyła się "walka" o moją energię, ale jest to
ciężkie do opisania... to trzeba przeżyć na własnej skórze
niemniej jednak udało mi się wreszcie wydostać z tego stanu
i poczułem tak ładnie jak przeszedłem z jego "wymiaru" w
mój... ze stanu pomiędzy realem a snem w real... poczułem jak mu "znikam" w jego
rzeczywistości... oczywiście nie wyszedłem bez strat z tego
pojedynku...
23/24.07.2010 -> Mocno dostałem! Dużo energii straciłem!
Nie mam pojęcia jak mógłbym
się obronić przed tym! Jednym słowem HELP! :( Dokupiłem 5
główek czosnku, ale nie wiem czy to coś pomoże... warto
próbować...
24/25.07.2010 -> Dzisiaj 4 ukryte ataki we śnie. W tym w 3ch
straciłem sporo energii, a w jednym udało mi się obronić (wybudzić).
Powiem szybko o tym udanej obronie. Zczaiłem się już podczas
końcówki snu, a właściwie ataku kulminacyjnego we śnie, że
jestem rozkodowywany i zaraz stracę energię i we śnie
zacząłem prosić Jezusa aby mi pomógł! i mnie po chwili
wybudziło z tego co pamiętam bez straty energii (lub z
minimalnymi stratami). Nie mniej jednak nie liczne są
przypadki wybudzenia się z ataku... zdarzają się, ale
częściej obrywam niż się bronie... a przynajmniej jest tak
ostatnio. Ogólnie moja czakra po tych wszystkich atakach czuje się wyssana z energii. Spałem przy
ścianie, starałem się leżeć w pozycji embrionalnej + zakryta
czakra rękami. Czosnek był dodatkowo obrany. Pierwszy atak o
~5:00, ostatni o ~9:30. Jego ataki są coraz bardziej
wyrafinowane. Praktycznie nic nie zdradzało we śnie, że zaraz
nastąpi atak. Prawdziwe mistrzostwo! Ten byt nie ma
jakichkolwiek uczuć... byle tylko zabrać energię... nie
ważne jak... po trupach do celu! W ostatnim ataku w trakcie
mistrzowskiego snu zwodzenia mnie, że niby to tylko normalny
sen i powolnego rozkodowywania mnie był moment już pod sam
koniec, że ktoś kilka razy mnie dziabnął czymś ostrym w lewą rękę.
To się czasem zdarza! i jest to w sumie bolesne... nie jakoś
bardzo, ale nie jest to miłe... czujesz jakby ktoś cię
cyrklem kłuł. Co ciekawe po wstaniu rano mam tam spore
zaczerwienienie (potwierdzone przez mamę - świadek) oraz
takie jakby lekko podłużne małe bąbelki swędzące... czyli
idealnie by się zgadzało! Ślady po kłuciach! a ludzie mówią
że to tylko zwykły sen! Ale to jeszcze nie był finał. Za kilka sekund
postacie bardzo miłe i piękne (zwodnicze! jak zwykle
wzbudzanie zaufania!) prowadziły mnie dalej i po chwili ktoś
zaczął mnie psikać dezodorantem po oczach i robił to przez
kolejne dobre kilka sekund aż straciłem energię! Nie będę tu
przedstawiał ogólnego zarysu ostatniego snu, ale było to
planowanie na poziomie Aleksandra Wielkiego. Mistrzostwo!
Ukazała się tutaj prawdziwa natura samego diabła! oraz jego
chory i wypaczony z jakichkolwiek emocji umysł! Ten sen
ostatni był w sumie trochę inny od tych wcześniejszych bo
było w nim kłucie i sprayowanie. W sumie ukryty atak we śnie
polega na tym, że wystraszenie i zabranie energii następuje
nagle i nie spodziewanie. Że atak jest jakby z ukrycia i nie
do przewidzenia. Oj nie wiem... to tylko nazwy... atak we
śnie to atak we śnie... czasem dodaje te nazwy jak
"uciskowy" aby podkreślić, że był w nim ucisk, albo ostatnio
używam słowa "ukryty" aby podkreślić, że nie było praktycznie
żadnych oznak, że za chwilę stracę energię. W atakach
ukrytych nie występuje ucisk, ale za to następuje zaskoczenia
typu "jak to możliwe, że straciłem energię!? przecież nic nie
zapowiadało ataku! to się stało tak nagle!!!" coś w tym
stylu ;) Swoją drogą to chyba czosnek na tego byta już nie
działa. Dodam jeszcze, że przed pójściem spać zapaliłem
świeczkę w mojej lampie solnej która stroi z dwa metry od
łóżka. Może to światełko spowodowało, że ten byt zaatakowało
dopiero o 5 rano? a może nie ma to z tym nic wspólnego? Bo
taka świeczka pali się dobre kilka godzin. Jak nie zapomnę
to wieczorem przed pójściem spać również zapalę tą świeczkę
i zobaczymy czy to ma jakiekolwiek znaczenie odnośnie tych
ataków. Zaobserwowałem też o 22:48 dwa małe, równoległe
draśnięcia na 3 oku... + jedno małe draśnięcie
prawdopodobnie jakieś starsze... Dziwne, że pół dnia od
obudzenia się zaczęło mnie to piec... A może te draśnięcia
małe powstały przed chwilą? kto wie... Właściwie to niedługo
idę spać... Szykuję już świeczki... może coś pomogą...
oby... bo już mam tego powoli dosyć... Nie jest to równa
walka...
25/26.07.2010 ->
Przetestowałem
zapaloną świeczkę w mojej lampce solnej! TO DZIAŁA! Przy
łóżku miałem zapalone na małym krzesełku 3 lampioniki!
Spałem jak zwykle plecami do ściany itd. itp. Zapomniałem
nałożyć kryształu i różańców. Spałem całą noc bez nich! We
śnie wyczuwałem tego byta (był jako symboliczna postać)
która była koło mnie i chciała coś mi zrobić?, ale nic nie
robiła! jakby czekała na coś... na odpowiednią chwilę? aż
zgasną świeczki? W nocy dołożyłem dwie małe świeczki i
położyłem na krzesełko aby nie przerywać eksperymentu. Po 8
rano wciąż nie było ataku! Położyłem się wtedy plecami do
świeczek i oberwałem! Następnie położyłem się na plecach i
został zastosowany atak typu wizja przed zamkniętymi oczami
(widziałem jak ściskam pająka palcami i czułem to... ja nie
lubię pająków!). Pamiętam, że ataki we śnie kiedyś wyglądały
właśnie w ten sposób, że np. ściskałem pająka albo coś
takiego. Tym razem była to wizja. To ściskanie to jest takie
rozkodowywanie człowieka aby mogło nastąpić wyssanie energii
inaczej ujmując "mimowolne wystraszenie". Zorientowałem się
co się dzieję i szybko otworzyłem oczy i chyba nie straciłem
energii? lub bardzo mało? Tak czy siak chyba nie mogę spać
tyłem do światła... i jak spałem na plecach światło nie za
bardzo chyba do mnie docierało bo to na biurku, dwa metry od
łóżka gdzie jest moja solna lampka już od kilku godzin nie
paliła się świeczka, a to krzesełko które było koło łóżka
jest niskie i światło ze świeczek mogło mnie nie najlepiej
oświetlać. Tak czy siak jestem bardzo optymistycznie
nastawiony do tej metody obrony! To dlatego ten byt kiedyś
regularnie przychodził np. o 6 rano! bo ja regularnie paliłem
świeczkę w lampie solnej! Teraz ma to sens! Później
przychodził np. o północy i ja nie wiedziałem czemu raz tak,
a raz inaczej... teraz już wiem! Dopracuje moją metodę...
dam może większe świeczki aby paliły się dłużej... krzesełko
zrobię na podwyższeniu lub w ogóle je wymienię... ważne aby
światło lepiej oświetlało łóżku... Już ja to dopracuję...
Dodam jeszcze, że czosnek wydaje się już nie skuteczną
metodą... Różańce i kryształ będę wkładać... Po prostu
dzisiaj zapomniałem o tym...
26/27.07.2010 -> Świeczki zapalone na wysokim krzesełku koło
łóżka... + ta w lampie solnej 2 metry od miejsca gdzie
śpię... (różańce itd. itp. oczywiście też założyłem) Co
ciekawe znowu do koło 6 rano był względny spokój chodź był
ten byt w moich snach... raz nawet mnie złapał (nie czułem
ucisku), ale nie było w tym jakiejś siły i po prostu się wybudziłem... Ale po 6 rano ataki się wzmogły chodź
zapaliłem nowe świeczki... i było tych ataków bardzo dużo do
9 rano! Były to ataki we śnie oraz ataki typu wizja przed
zamkniętymi oczami! Co do wizji to szybko otwierałem oczy, a
co do snów to dużo mi nie zrobili, ale było tego sporo!
Spałem brzuchem do światła, ale to chyba było już bez
różnicy! Była też hipnoza... właśnie po 6 rano, a po 7:15
zrobiło się jakoś "gęsto" od wszelakich ataków. Średnio
około 1-3 dni rozkminia ten byt jak obejść moją nową metodę
obrony (tak było z czosnkiem) i tutaj podobnie tylko zrobił
to w 1 dzień... wczoraj przegryzał wąsa i mało ataków było
po 6 rano, ale dzisiaj było ich od groma!, ale na szczęście
praktycznie nic mi nie zrobił... straciłem mało lub bardzo
mało energii... w sumie trochę się nie wyspałem i ogólnie
mnie zmachał, ale i tak jest 100x lepiej niż kilka dni
temu... Sam fakt, że jest w miarę luźno do około 6 rano jest
bardzo pocieszający... Mam nadzieję, że z tym sobie nie
poradzi..., ale ogólnie zastanawia mnie fakt, że do około 6
rano jest w miarę spokojnie i ten byt jakby nie miał mocy
gdy pali się w pokoju świeczka, a po 6 zaczyna nabierać mocy
i atakować z większą siłą, ale przecież jest dużo jaśniej w
pokoju! i jest sporo światła słonecznego! Powinien chyba
mieć więcej mocy gdy jest ciemno, a nie gdy jest jasno?
Jakieś to mało logiczne... nie rozumiem... powinno chyba być
na odwrót no nie?
27/28.07.2010 -> Świeczki zapalone itd. itp. O około 4:55
pierwszy atak we śnie... było w sumie ich aż 5 (takich w
miarę znaczących)... aż do około 9:30? Ogólnie straciłem
trochę energii, ale nie jakieś wielkie ilości... w sumie
chyba nawet mało jej straciłem... tak mało-średnio... jakoś
tak... Jest też ostatnio często taki motyw, że jestem gdzieś
prowadzony czy to przez obejmującą mnie postać (bez ucisku),
czy to skierowany w jakieś miejsce przez kogoś, czy to idę z
kimś kierowany np. jakimiś "śladami" i gdy idę wydaje mi się
że całe to zaciekawienie moje tym gdzie mam dojść może być
pewnym rodzajem rozkodowywania mnie i gdy dochodzę już do
pewnego "punkty" czy "końca wyprawy" to następuje atak (np
mimowolne wystraszenie)... tak jakby rozkodowanie dobiegło
końca i przyszedł moment na wyssanie energii.
28/29.07.2010 -> Dzisiaj podobnie jak wczoraj... Przed 5-6
rano kilka mało znaczących ataków... po 5-6 rano około 5
gdzie straciłem energię. W sumie straty nie są zbyt duże, ale
jednak (mało-średnie?
/ średnie). Po którymś ataku z kolei postanowiłem wziąć
siatkę z czosnkiem którą miałem koło siebie i położyłem ją
na swoim boku tak, że czosnek rozkładał się mniej więcej
równomiernie na obie strony. Tego czosnku się trochę
uzbierało przez te wszystkie ostatnie tygodnie gdy się nim
broniłem więc odpowiedni zapach był... Co do skuteczności...
to wydaje mi się, że odstraszało tego byta i to skutecznie
przed zaatakowaniem mnie... niemniej jednak muszę
przeprowadzić dodatkowe testy bo zbyt późno już zacząłem się
bronić tą metodą i nie mogę jednoznacznie stwierdzić jaka
jest skuteczność tej obrony, niemniej jednak na obecną
chwilę sądzę, że to działa w miarę dobrze. Zobaczymy jak
będzie jutro.
29/30.07.2010 -> Dzisiaj jakoś mało ataków... nie mniej
jednak były i to w drugiej połowie nocy czyli tak od 5-7
rano. Starałem się całą noc mieć na sobie tą siatkę z
czosnkiem. Wydaje się, że jest ona skuteczna. Dzisiaj leżałem
między innymi na plecach i ten byt mnie atakował, a ja
miałem na 4 czakrze tą siatkę... czułem tam mrowienie itd.
itp i wiem, że nie powinienem się tak dawać, ale chciałem
zobaczyć jak ta metoda jest skuteczna. Wydaje mi się, że
obroniła mnie ogólnie przed dużo mocniejszym wyssaniem
energii z czakry chodź poniosłem moim zdaniem niewielkie
straty. Tak czy siak będę testował tą metodę dalej, ale bez
zbędnego ryzyka jakiego dzisiaj się dopuściłem ;). Dzisiaj
straciłem mało-średnio? energii... jakoś tak? W sumie wydaje
mi się, że często zaniżam ilość straconej energii. Dzisiaj
mam wrażenie jakby moja czakra dostała pięścią (częste
odczucie), ale nie odczułem dzisiaj jakiegoś zmasowanego
ataku nocnego... było raczej spokojnie..., ale to chyba przez
ten czosnek i świeczkę...
30/31.07.2010 -> Brak ataków? Chyba tak? Coś tam we śnie
chyba? się przewinęło "złego", ale ogólnie zerowe straty
itd... Odpowiednio położony czosnek i zapalona świeczka
robią swoje ;)))

[SIERPIEŃ 2010]
31.07.2010/01.08.2010 -> Kilka ataków we śnie... W jednym
straciłem małą ilość energii (spadł mi czosnek za plecy i
może dlatego?), a w reszcie udawało mi się wybudzić itp. Nie
ma sensu się przy tej nocy więcej rozpisywać ;)
01/02.08.2010 ->
Do 6:15 było bardzo spokojnie, a później
2-3 ataki we śnie w których oberwałem i straciłem po małej
ilości energii... ogólnie nie jest tak źle, ale szkoda trochę
tej straconej energii...
02/03.08.2010 -> Mini ataki we śnie (czyli szybkie i traci
się przy tym mało energii) były o: 6:15, 6:20, 7:15, 7:35,
8:12, 8:15 i tyle... nie spisałem wszystkich... przed
niektórymi się obroniłem (szybkie wybudzenie), a niektóre
ataki były słabo wyczuwalne i nie spisywałem ich. Ogólnie
trochę ich było i straciłem chyba zbyt dużo swojej energii.
Mogłem wstać z łóżka i pójść sobie coś robić hmm... w sumie
dawać się tak bić nie jest zbyt rozsądne : P
03/04.08.2010 -> W nocy przed zaśnięciem były ataki typu
wizja przed zamkniętymi oczami, ale na szczęście dość szybko
się orientowałem i od razy otwierałem oczy. Jak zaczyna się
ten atak (a oni wiedzą, że ja wiem) to trwa on bardzo krótko
w takim sensie, że wyssanie energii następuje po kilku
sekundach i dlatego szybkie otwarcie oczu jest tak ważne bo
już nie bawią się z tobą tylko od razu walą prosto z mostu.
W nocy kilka ataków we śnie. Ogólnie udawało mi się wybudzić.
Całościowo straciłem małą ilość energii, ale trzeba
podkreślić, że jak zwykle jestem nie wyspany przez to ciągle
budzenie się itp, a to znaczy, że nie zregenerowałem się jak
trzeba... nie nabrałem odpowiedniej ilości energii... no, ale
cóż... przyzwyczaiłem się do tego i jakoś funkcjonuje. Jak
się to skończy to jaką wielką radością będzie wreszcie się
normalnie wyspać!
04/05.08.2010 -> Dzisiaj kilka ataków we śnie z których
udawało mi się łatwo wybudzić (ostatnio jakoś łatwiej mi to
przychodzi hmm). Był też atak typu halucynacja oraz atak w
stanie pomiędzy realem a snem gdzie spałem na brzuchu i ten byt siedział mi na
plecach. Niestety zacząłem poruszać ręką aby się wybudzić i
był to zły pomysł! Oczywiście minimalne ruchy nią robiłem
ale wydawało mi się, że im więcej nią ruszam tym bardziej
jestem rozkodowywany. Dobrym pomysłem jest bycie jak
najbardziej świadomym gdy byt siedzi na tobie! Po prostu
chodzi o płynne przejście ze stanu pomiędzy realem a snem w real... o takie
samoistnie przeniknięcie wymiarów. Nie chodzi o nic nie
robienie tylko o mocne bycie świadomym tego co się dzieję.
Zresztą wiele ataków jest różnych, a zarazem podobnych do
siebie i każdy musi sam wyrobić sobie odpowiednie techniki
obronne i uczyć się na swoich błędach. Tak czy siak
straciłem przy tym ataku małą ilość energii. Ogólnie dzisiaj
w nocy było całkiem ok. Może ten byt powoli traci siły? A
może ta świeczka tak go osłabia? Dzisiaj nawet nie
specjalnie przejmowałem się gdzie leży mój czosnek...
hmmm...
05/06.08.2010 -> Dzisiaj straciłem zbyt dużo energii :(
Było trochę ataków we śnie, ale dla wroga mocno skutecznych :(
Pierwszy poważny zaczął się o 5:30. Za dużo
spałem na plecach, zamiast na boku..., ale czy zmiana pozycji
dużo by dała? Pewnie byłoby mi się łatwiej obronić, ale nie
mniej jednak ciężko jest spać na jednej pozycji przez całą
noc... eh... jeszcze trochę muszę wytrwać... chodź już mam
tego dosyć..., ale jeszcze trochę... Ale mocno dzisiaj
oberwałem... gdzie moja energia na 4 czakrze? oddawaj
energię złodzieju! :(
06/07.08.2010 -> Pierwszy poważny atak zaczął się o ~3:48
(ogólnie ataki trwały praktycznie aż do wstania z łóżka).
Spałem całą noc na boku i miałem przy sobie czosnki oraz
krzyż, ale dużo to nie dało. Trochę energii straciłem, ale
mniej niż wczoraj. Ogólnie uważam, że lepiej jest spać na boku niż na
plecach, ale gdy śpię na boku to są używane inne metody aby
mnie "rozkodować" niż jak śpię na plecach np. dzisiaj był
używany między innymi atak dźwiękowy polegający na tym iż
słyszysz jakiś dźwięk w głowie lub głos, który ma za zadanie
Cię rozkodować! dlatego należy (o ile ma się taką możliwość)
jak najszybciej otworzyć oczy! Oczywiście czasem może się
zdarzyć, że ktoś będzie słyszał głos w głowie i nie będzie to
atak (może to być podłączenie się negatywnego byta pod
ciebie i próba przekazanie fałszywego przekazu). Zauważyłem
też, że jak mam otwarte oczy to atak dźwiękowy nie występuje?, ale wystarczy
że zamknę je na chwilkę to już może nastąpić atak! a
rozkodowanie może nastąpić naprawdę bardzo szybko! Dzisiaj
właśnie miałem taki atak. Otworzyłem oczy, ogólnie się
przebudziłem... zamykam oczy i atak dźwiękiem! i szybko
otwieram oczy!, ale niemniej jednak chyba leciutko energii
straciłem. Przy tym ataku nie traci się dużo energii, ale
niemniej jednak jest to denerwujące jak chcesz spać a nie
możesz bo na każdym kroku atak. Do tego hipnoza jest też
używana abyś zamknął swe oczka! Zamknij oczka! My już
czekamy! eh... bestie bez jakichkolwiek uczyć! Warto jeszcze
podkreślić, że ten atak dźwiękowy nie jest tym samym co
słyszenie dźwięku np. dzwonienia domofonu, który słychać
również w głowie. Jedno jest atakiem, a drugie "zwykłym"
doświadczeniem nie mającym z atakiem nic wspólnego!, ale gdy
słyszysz dźwięk w głowie to bardzo szybko można wyczuć jaką
ma naturę... czy jest to coś pozytywnego czy negatywnego...
07/08.08.2010 -> Dzisiaj pierwszy atak o 4:00... Przy
pierwszym ataku straciłem lekko energii, ale nie za dużo... a
później były sporadyczne próby ataku we śnie, ale udawało mi
się z nich wychodzić zwycięsko! Więc całkiem udana noc.
Spałem pod ścianą na boku, ale przyjmowałem pozycję
embrionalną tak aby jak najbardziej rękami i nogami zasłonić
4 czakrę i tak zasypiałem + czosnek na siebie. Z czasem moja
szczelna pozycja ulegała zniszczeniu poprzez niekontrolowane
ruchy w nocy, ale niemniej jednak wydaje się to być dobrym
sposobem obronnym. Zapewne jeszcze będę testował tą pozycję.
Nie odnotowałem dzisiaj hipnoz.
08/09.08.2010 -> 7 godzin ataków...
eh... od około 3 w nocy do około 8:50... straciłem zbyt dużo
energii... i moim zdaniem za dużo było tych ataków! Paliłem
świeczki, ale to chyba nie daje zbyt dużo? sam już nie
wiem... w sumie jak ich nie paliłem to wcześniej
przychodzili nawet o północy, a teraz 3-6 rano... hmm... W
ostatnim ataku użyłem mantrowania i w sumie ciężko było
wypowiedzieć coś fizycznie, ale jak się uprę to się uda...
chodź stracę przy tym trochę energii, ale to chyba lepsze niż
w sumie próba wyrwania się w inny sposób gdyż też utrata
energii jest praktycznie pewna, a tak przynajmniej dostanie
ten byt trochę bęcki od fali uderzeniowej. Swoją drogą w tym
ostatnim ataku gdzie mantrowałem byłem w letargu (jest to
jakby real, nie ma się odczucia bycia w "innym wymiarze") i
mocne otwieranie oczu nie wybudza! bo próbowałem! To działa
w stanie pomiędzy realem a snem! Gdzie ma się odczucia bycia w innym wymiarze... a
tutaj ma się odczucie, że jest się w realu tylko jakby w
jakimś mocnym zamotaniu przez tego byta... jakby pozakładał
jakieś blokady które powodują utrudnione ruchy ciałem oraz
niemoc w wypowiadaniu słów... abyś go przypadkiem nie
zmantrował... takie bycie w jakby jakimś kleju... oni wiedzą
co robią... często piszę w liczbie mnogiej bo różni już mnie
przez te lata atakowali... raz czarna kulka, raz
niewidzialny, raz taki raz siaki... więc jakoś wygodniej
jest mi pisać w liczbie mnogiej jako "oni" czyli "ci źli"...
w sumie wiadomo o co chodzi... chodź ogólnie sądzę, że
obecnie przychodzi jeden byt na raz..., ale i tego na 100%
nie mogę stwierdzić.. tak czy siak moja czakra potrzebuje
regeneracji!!! i to porządnej!!! tylko skąd ją wytrzasnąć!!!
09/10.08.2010 -> Przed zaśnięciem paliłem w miseczce w
pokoju szałwię (3 torebeczki) oraz spaliłem w sumie 7
kadzidełek! Narobiłem sporo dymu przede wszystkim koło
łóżka. Jaki był efekt? Około 3? w nocy (już nie pamiętam
dokładnie) był pierwszy atak we śnie... w sumie było ich
około 3-5?, ale były one bardzo mizerne... jakby w ogóle bez
przekonania... bardzo łatwo było się "wybudzić" bez straty
energii. W jednym ataku we śnie była taka sytuacja, że
siedziała koło mnie postać (na 100% zły byt) i jeszcze obok
kolejna która jakby się tylko przyglądała... i nie jestem
pewien czy był to np. mój opiekun? czy może był to drugi zły
byt? Bo na 100% były dwie osoby koło mnie... jedna na 100%
zła, a druga nie wiem... Tak czy siak gdy te ataki nie
odnosiły skutku zaczęły być stosowane ataki typu
ukierunkowanie myśli w mojej głowie w celu osiągnięcia
określonej emocji i rozkodowania co równa się utracie
energii. Było tych ataków około 6-10. Jak się straci w takim
ataku energię to małą lub bardzo małą ilość. Nie pamiętam
dokładnie ile ich było bo około 7 rano przestałem to
spisywać i zapamiętywać, a właśnie wtedy mocniej
przyatakowali bodajże... jakoś tak... Tak czy siak te ataki
których było dzisiaj więcej wyglądają tak, że zamykasz oczy i
zaczynają Ci się pojawiać jakby myśli które prowadzą Cię
nawet do zobaczenia czegoś przed zamkniętymi oczami (jakaś
mini wizja) i wszystko po to abyś poczuł pewną emocję i
wtedy: kłódka, kluczyk i sejf otwarty! Najlepiej mieć non
stop otwarte oczy i wtedy jest się bezpiecznym!, ale prędzej
czy później i tak zamknąć oczka trzeba. Niestety te ataki od
chwili zamknięcia oczu następują dość szybko. Raz dwa i po
ataku i energii. Czasem miałem wrażenie, że jakby ktoś mi
wpychał w głowę jakieś myśli czy coś takiego? i czasem się
sprzeciwiałem i czułem jakby to się odbiło od mojej głowy?
Nie wiem... takie miałem odczucia. Na atakach we śnie nie
straciłem prawie energii... jakieś minimalne straty, ale na
tych atakach myślowych w sumie trochę wytraciłem bo sporo
ich było... jeszcze nie wiem jak się przed nimi dobrze
bronić... postaram się coś wykombinować...
10/11.08.2010 -> Dzisiaj położyłem się trochę wcześniej spać
ale przed zasnięciem wypaliłem z 6? kadzidełek
i już o około 2 w nocy miałem pierwszy atak! no, ale ogólnie
ataki dzisiaj były mało skuteczne. Może to od tych
kadzidełek? Nie wiem... Jeden atak był ciekawy. Byt był pod
postacią jakiejś dziewczynki która zapisała się do mojej
klasy? czy coś
takiego?, ale widać było, że to obcy (kosmita) chodź on sam
chyba uważał, że ma dobry kamuflaż? I był niezły motyw jak ja
z uczniami z klasy rozchodziliśmy się do domu, a ten byt
został (ta mała dziewczynka) w tyle i ja się obróciłem za
siebie aby zobaczyć czy ta mała dziewczynka poszła już w
swoją stronę, a ona nagle na moich oczach zrobiła się
niewidzialna i zobaczyłem jak to się dzieję! i tam gdzie
znikła jakieś liście i krzaki zaczęły się palić. We śnie
zrobiłem niezłe oczy! i nie tylko ja to zobaczyłem. Później
zrobiło się jeszcze ciekawiej. Tym razem szliśmy do szkoły.
Koło mnie szła ona oraz jeszcze jakiś dwóch kolesi którzy w
nią cały czas pluli! Ja mówiłem do nich aby przestali, ale
oni nie reagowali! tak jakby nie chcieli aby podeszła do
mnie zbyt blisko! Może to byli moi opiekunowie we śnie!? Na
to mi wygląda! Chronili mnie przed atakiem! Ogólnie dzisiaj
mało energii straciłem... Przed snem prosiłem mocno o
ochronę do opiekunów itp. Wygląda na to, że mi pomogli... thx
:)
11/12.08.2010 -> Przed zaśnięciem też paliłem kadzidełka...
z 5-6 sztuk... i prosiłem też swoich opiekunów itp. o pomoc w
walce z tym bytem. O dziwo tylko o około 5:30 był w moim
śnie ten byt, ale nic mi nie zrobił! Dopiero o około
7:30-8:00 nastąpiło kilka (może z 6-10?) ataków takich
bardzo podstępnych! Tych co jak zamykasz oczy to ten byt
stara się wywołać w Tobie określoną emocję aby Cię
rozkodować i ukraść energię. Jak już mówiłem przy takim
jednym ataku traci się bardzo mało energii, ale nie mam
pomysłu jak się przed tym obronić! Zresztą jak zbierze się
takich ataków z 5 czy więcej to już energii trochę ubyło! i
trzeba się ewakuować z tej sytuacji jak najszybciej! Cały
czas nie byłem pewien czy jestem atakowany! Bo to takie baaardzo podstępne działanie! i w końcu z czakry w bardzo
dobrym stanie została mi czakra poturbowana! Jakbym się
wcześniej zorientował! eh! Jest takie specyficzne uczucie na
4 czakrze? lub w okolicy jak jest się rozkodowanym i jak
takie coś chodź raz wystąpi należy natychmiast albo wstać
albo otworzyć oczy..., ale jak na razie nie umiem się bronić
przed tym atakiem. Jedyną skuteczną obroną jaką na tą chwilę
znam to otwieranie oczu, ale nie jest to jakieś super
rozwiązanie. Mantrowanie nie działa bo próbowałem. Ogólnie
kiszka... bo tak ładnie było w nocy bez ataków i rano
tak oberwać... No i spałem praktycznie całą noc non stop na prawym boku
lub brzuchu w jednym miejscu... to w sumie też nie
jest zbyt wygodne no, ale cóż... jest jak jest... Do wieczora
może jakoś się zregeneruje... Ogólnie dzisiaj zbyt mocno
dostałem... Zastanawiam się czy na pewno traci się bardzo
mało energii przy jednym takim ataku... w sumie jak jest ich
z 5 i więcej to nic dziwnego, że czakra musi porządnie
odpocząć... jest wtedy poturbowana i z małą ilością
energii... czuje to wyraźnie... wręcz fizycznie chodź nie
jest to "organ" fizyczny ;)
12/13.08.2010 -> Przed zaśnięciem nadymiłem chyba 4
kadzidełkami... paliłem jak zwykle świeczki... nie wiem czy
to ma znaczenie, ale w sumie przez całą noc nie miałem ataku!
a przynajmniej go nie zauważyłem. Tak samo nie zauważyłem
żadnej postaci we śnie. Oczywiście przed zaśnięciem prosiłem
opiekunów i archaniołów o ochronę itp. Ale niestety o 6:52
zostałem zaatakowany tym atakiem gdzie mam zamknięte oczy i
jestem ogólnie rozbudzony i kiszka, ale straciłem energię, ale
bardzo mało! Postanowiłem, że już oczu nie zamknę i wstałem!
Nie dam się obić jak było to wczoraj! Może odeśpię sobie to
w dzień za dobre kilka godzin. Właśnie sobie przypomniałem
że jednak był jakiś motyw w nocy z biciem mnie po twarzy...
tylko czy to było dzisiaj? hmmm a może to było związane z
tym atakiem o 6:52? Już nie pamiętam... Tak czy siak dzisiaj
było całkiem ok... pomijając nie wyspanie bo musiałem
wcześniej wstać... Nawet w nocy przez jakiś czas leżałem na
lewym boku i nic mi się nie stało ;) Teraz poczekam z kilka
godzin i idę odespać to poranne wstanie z łóżka ;)
13/14.08.2010 -> Wiadomo świeczki, kadzidełka... Położyłem
się spać około 00:30 i od razu dostałem atakiem
"rozkodowującym" (może taką nazwę warto dać? zastanawiam się
jeszcze nad tym) przed zamkniętymi oczami i było kilka
ataków przed którymi się obroniłem (otworzyłem oczy) i
trochę mi się to nie spodobało, że ten typ ataku jest przed
moim zaśnięciem gdyż nie umiem się przed nim bronić inaczej
jak właśnie otwierając oczy! Podam jeden przykład: mam
zamknięte oczy i jestem całkowicie w realu! i słyszę jakby
jakiś dziwny głos w głowie! i szybko otwieram oczy i on się
urywa! Otwarcie oczu to jak wyciągnięcie wtyczki z gniazdka!
Dodam jeszcze, że bardzo często przy tym ataku dochodzą
obrazy przed oczami lub całe wizje! Domyślam się, że ten byt
silnie pobudza jakaś część mózgu lub może 3 oko? i powoduje to te obrazy / wizje /
głosy. W pewnym sensie jest to ciekawe, ale z drugiej strony
patrzenie na nie zawsze kończy się źle jeżeli na czas nie
otworzymy oczu, a przeważnie na to mamy bardzo mało czasu.
Tak czy siak musiałem jakoś zasnąć. Szukałem tingsha aby
przetestować czy coś pomoże, ale nie mogłem znaleźć.
Ostatecznie położyłem worek czosnku za głową + krzyż +
obrazek z Jezusem na głowie i testowałem czy uda mi się
zasnąć bez "ataku". Miałem wrażenie, że albo ten byt nie jest
w stanie przeprowadzić ataku albo jego atak ma bardzo słabą
moc. Tak czy siak udało mi się zasnąć! Więc teoretycznie
jest duża szansa, że to działa! chodź moim zdaniem potrzeba więcej testów aby potwierdzić czy to rzeczywiście
pomaga. We
śnie był ten byt, ale chyba? nie oberwałem nic? Właściwie to
nie mogę sobie tego dokładnie przypomnieć czy dostałem
jakieś becki czy nie... jak dostałem to na pewnie nie za
mocno, ale chyba moja energia nie doznała dzisiejszej nocy
uszczerbku przy tym typie ataku (atak we śnie). O 8:13 dostałem
atakiem rozkodowującym przed zamkniętymi oczami! Widziałem
przed oczami jak ktoś wpada do wody i pojawiła się
rozkodowująca mnie emocja... no cóż... ważne aby nie dostać
więcej niż 1 raz. Właściwie był to taki jakby sen, gdyż
trwał z minutę?, ale polegał dokładnie na rozkodowaniu
poprzez emocję. Niestety jakoś więcej niż zwykle oberwałem
przy tym ataku... może dlatego, że dłużej trwał ten "sen /
atak". Oczywiście zaraz wstałem z łóżka bo nie ma
sensu dać się bić. Uzupełnię jedynie, że czasem nie ma żadnej
wizji, ani obrazu przed oczami, ale za to jest właśnie rozkodowudująca emocja lub np. sam dźwięk, który moim zdaniem
jest inaczej słyszany w "głowie" niż np. jakby byt coś
szeptał Ci do ucha, ale aby już to pojąć trzeba mieć
doświadczenie w tym temacie. Oczywiście ja wolałbym nie mieć
żadnego ;), ale niestety jest jak jest i jakoś trzeba sobie
dawać radę ;) Obrazy przed oczami w tego typu atakach to
jakby materializacja się myśli które są siłą narzucane
twojemu mózgowi przez tego byta! Czasem są też krótkie
scenki... Czasem obrazy są ruchome, a czasem "sztywne".
Czasem pewnie będę nazywać to co widzę przed oczami
"wizjami", a czasem "obrazami" w zależności co mi bardziej
będzie pasować... ogólnie obie nazwy są poprawne... czasem
bardziej pasuje słowo obraz, a czasem wizja... niemniej jednak od niedawna mam ten typ ataku i
jeszcze rozkminiam co i jak... jakie nazwy dać temu i owemu
itp... W sumie tak sobie myślę, że dzisiaj było jakoś mało
tych skutecznych ataków dla tego byta, a ja rano czuję się
jakby dostał porządnie w czakrę! To ten jeden atak o 8:13
chyba to zrobił! A to drań! Te kadzidełka chyba
uniemożliwiają mu atak we snie, ale nie pomagają nic na atak
rozkodowujący przed zamkniętymi oczami.
Jest
16:30! idę się zdrzemnąć bo jak zwykle jestem nie wyspany i
co się dzieję?! ataki rozkodowujące z wizjami!!! Co!? o
16:30! w biały dzień!, ale kaszana! Położyłem sobie
poświęcony obrazek Jezus na głowie, ale to nic nie pomogło! O
16:45 wstałem bo to paranoja!, ale coraz lepiej zaczynam
wyczuwać gdy następuje tego typu atak! Nawet przez te 15 min
ćwiczyłem w pewnym sensie reakcje obronne. Stwierdzam, że
poprzez odpowiednie reakcje i kontrolowanie swojego wnętrzna
można odsunąć w czasie całkowite rozkodowanie chodź nie
polecam zbytnio takiej "zabawy"! gdyż prędzej czy później
stracimy energię! Lepiej od razu otworzyć oczy i... i
właśnie co dalej? Tak czy siak dostałem trochę w 4 czakrę :(
Podam może przykład pewnej scenki jaką ujrzałem przed oczami
tuż przed rozkodowaniem i utratą energii. Zobaczyłem rękę i
ktoś obcinał chyba nożyczkami palec za palcem... i nagle
następuje mimowolne wystraszenie (rozkodowanie) i utrata
energii! Dodam jeszcze, że gdy obrazek Jezusa położony na
głowie okazał się nie skuteczny to użyłem krzyża z Jezusem i
też położyłem na głowie, ale chyba bardziej na 3 oku niż w
okolicy czubka głowy i jakoś było ok, ale może ten byt mnie
tak zmyla tylko..., że niby to działa, a tak naprawdę
wprowadza pewnego rodzaju dezinformację na temat technik
obronnych przed tym konkretnym typem ataku. Tak czy siak mam
zamiar przetestować jeszcze sam worek z czosnkami położony
koło głowy lub jakoś tak... no i tingsha muszę znaleźć! i
dokładnie przetestować czy uda się odeprzeć atak gdy będę go
używać podczas gdy będę miał zamknięte oczy!
14/15.08.2010 -> Dzisiaj bez kadzidełek... Przed zaśnięciem
ataki rozkodowujące... w środku nocy i rano również! Jednym
słowem dużo ataków i to o każdej porze nocy, że tak powiem ;)
Testowałem czosnki umieszczone w siatce i położone koło
głowy, ale to jakoś specjalnie chyba jednak nie działa.
Powiem o jednym ataku, który był chyba o 01:30 w nocy i, który
powinien zostać opisany. Byłem sobie we śnie jakby w jakiejś
szkole która miała takie twarde podłogi... i nagle ktoś mnie
podrzucił do góry i spadłem z jakiś 1,5 metra na głowę i
kolana! Ja poczułem ból tego upadku! taki inny trochę niż
fizyczny, ale było to nie przyjemne! Jak uderzyłem głową w
twardą podłogę to poczułem jakby takie bardzo solidne
"łup"!... zresztą wyobraźcie sobie, że upadacie na głowę z
1,5 metra na lśniącą, prostą, twardą jak nie wiem co
podłogę! No i ten upadek na kolana też był nie przyjemny... auć! W ogóle dziwny atak..., ale nie fajny... oj
nie... Jeszcze przed wstaniem był atak we śnie... Byt stoi
koło mnie i chce się zbliżyć no to ja go odpycham, ale on
dalej blisko mnie stoi więc zaczyna go "boxować" ;), ale
niestety jak pisałem kiedyś nigdy nie atakuj tego byta!
Każdy cios jaki mu zadałem to była dla mnie strata energii z
czakry! Zadałem mu chyba z 4 ciosy i straciłem 4x energię z
czakry!!! traci się ją dlatego, że się otwieram gdy zadaje
cios! czyli takie automatyczne rozkodowanie! Tak czy siak
przetestowałem, że atak w tym przypadku to porażka totalna...
spisuje to... może komuś się przyda... chodź bywały momenty
w przeszłości, że z kolanka biłem tego byta, ale to były
wyjątkowe sytuację... chodzi tutaj o sytuację gdy on stoi
koło was i chcecie go zbić na kwaśne jabłko aby dał wam
spokój! nie róbcie tego! a jak nie wierzycie to gwarantuję
wam, że jak raz zaszarżujecie to nabierzecie rozumu i to
bardzo szybko! Ten właśnie atak chyba najwięcej mi energii
zabrał z całej nocy w której było tyle ataków
rozkodowujących! Jeden atak mnie tak załatwił, że hoho! Ale
mam nadzieję, że zmądrzałem dzięki temu! :D Podkreślę, że
najlepszą metodą obrony w tym konkretnym przypadku jest
spokojne wybudzenie się... tą drogą trzeba się "ratować"...
Około
14:30 chce się zdrzemnąć aby się trochę zregenerować... 5min
spokojnego "spania" i zaraz następują podstępne ataki
rozkodowujące! Unikałem kilku ataków bo chciałem spać!
Otwierałem oczy kiedy trzeba chodź nie zawsze w pełni
zdążyłem oraz przedłużałem je jak tylko mogłem gdyż usilnie
mój organizm domaga się regeneracji! Ale taka regeneracja
podczas ataków jest bez sensu bo traci się pewną ilość
energii... mówię "pewną ilość", ale straciłem za dużo energii
w porównaniu do tego jak się "zregenerowałem" przez te marne
5 minut "leżenia" bo to nawet nie było żadne spanie! Nawet
jak rozciągam w czasie to rozkodowywanie to po drodze tracę
energię od czasu do czasu co jest nie opłacalne dla mnie. Co
za kaszana... Zauważyłem też, że te ataki rozkodowujące
przypominają częściowo wzburzone morze gdzie od czasu do
czasu fala gwałtownie wzrasta i poprzez odpowiednią reakcję
mojego wnętrza mogę ją przepłynąć, ale częściowo zalewa mi
statek (pewna strata energii)... Czasem fala jest zbyt
wysoka i gwałtowna i trzeba gwałtownie otwierać oczy aby
statek nie zatoną!, a jak zrobi się to za wolno to albo
traci się sporo energii albo jak w miarę się wyrobimy to
tracimy jej mniej, ale i tak to takie huśtanie się na
krawędzi. Lepiej unikać w ogóle tych ataków tylko jest to
ciężkie do zrobienia! Ja w pewnym sensie kontynuuje spanie
mimo iż wiem, że są te ataki przeprowadzane. Jest to trochę
nie rozsądne i wiem, że tracę przy tym energię i czuję to, ale
niemniej jednak w pewnym sensie chce poznać lepiej wroga,
nabrać odpowiedniego doświadczenia aby lepiej się bronić no
i opisać to tutaj aby lepiej ukazać jak to dokładnie
wygląda...
15/16.08.2010 -> Były przed zaśnięciem
ataki rozkodowujące, ale od razu zanim się "rozkręciły" to
użyłem kadzidełek i nadymiłem standardowo koło łóżka orazi
porządnie tam gdzie mam głowę i okolice! i o dziwo po tym
zabiegu spokojnie zasnąłem! W ogóle spałem spokojnie aż do
rana! Coś było niepokojącego w moich snach, ale nic czym
musiałbym się w sumie specjalnie martwić! Rano przed 8 były
ataki rozkodowujące, ale po jakiś 10 min już nie chciało mi
się bawić z tym bytem więc wstałem... i teraz pytanie czemu
nie wstałem od razu? Odpowiedź: bo chce mi się spać! Wstaje
nie wyspany, ale przynajmniej nie straciłem za dużo energii
chodź regeneracja czakry wymaga sporo czasu, a ogólnie w
warunkach jakich obecnie jestem nie jest zbytnio możliwe
zregenerowanie czakry jak należy... Mój organizm potrzebuje
snu! Wręcz się go domaga! Dlatego czasem wole pospać nawet
"minutę" dłużej i dostać w czakrę niż wstać! Oczywiście nie
opłaca mi się to, ale tak jakoś jest... Nawet w dzień już
się zdrzemnąć nie mogę... eh..., ale morale leciutko mi
dzisiaj wzrosły... one tak wzrastają i spadają w zależności
od straconej energii danej nocy ;) itp.
16/17.08.2010 -> Kadzidełka, świeczki... Jakoś zasnąłem...
ogólnie o 6:15 udany dla byta atak rozkodowujący we śnie
(kiedyś chyba nazywałem ten atak atakiem ukrytym?, w sumie
czasem sam nie wiem jak nazwać dany atak... raczej staram
się je nazywać tak aby nazwa pasowała do ataku). I jak
zwykle od około właśnie 6 do 8:30 zwykłe (czyli przed
zamkniętymi oczami, gdy sobie tak spokojnie leżę) ataki
rozkodowujące... Dostałem kilka razy..., ale wiele x się
broniłem... pospałbym sobie jeszcze spokojnie z 2 godziny
ale nie da rady z tym atakującym chamem... Starałem się
używać też tingsha, ale bardzo trudno użyć ich w momencie gdy
jest blisko rozkodowania (zresztą to bardzo ryzykowane
czekać do tej chwili) i nie wiem czy coś by to dało skoro
mantrowanie przy tym ataku nie działa (tak wynika z mojego
doświadczenia), a w sumie tingsha i mantrowanie polega na
"ataku dźwiękiem" o wysokiej wibracji... hmm...
17/18.08.2010 ->
Kadzidełka, świeczki... Jakoś zasnąłem... chodź jak zwykle
jakoś przed zaśnięciem czuję, że też ten byt chętnie by mnie
rozkodował... Spałem większość nocy na prawym boku. Nad
ranem przekręcałem się również na lewy bok. Ogólnie były 2
ataki we śnie, ale na szczęście nic mi się nie stało (1-3?
rano i około 5). Od 6?-7 były ataki rozkodowujące, ale mało
dostałem... niemniej jednak lekkie straty poniosłem...
wstałem leciutko przed 7 rano bo czuję, że jakbym poleżał
dłużej to potraciłbym swojej energii dużo więcej, a wręcz
jestem tego pewien. Mocno chce mi się spać no, ale cóż...
Dodam jeszcze, że co do tych rannych ataków rozkodowujących
to chyba nie ma znaczenia czy leżę na boku, na plecach czy
jestem w pozycji embrionalnej... po prostu trzeba się
ewakuować jak najszybciej jak te ataki się zaczną, a tingsha
jakoś nic nie daje.
Ogólnie
ujmując chyba już sobie nie podrzemkam w dzień aby odespać
noc! Jeszcze jakiś czas temu było to możliwe, ale od kąt mam
te ataki "rozkodowujące" przed zamkniętymi oczami to jest to
już dla mnie energetycznie nie opłacalne! O jakiejś 16:15
poszedłem sobie poleżeć i tylko jak zamykałem oczy to
poczułem pewne specyficzne odczucia jakby strachu? w okolicy
4 czakry (bardzo specyficzne odczucie dla tego typu ataku).
Za którymś razem jak zamknąłem oczy to pojawił mi się jakiś
groźnie wyglądający potwór z zębami co oczywiście jest 100%
dowodem na atak! Oczywiście bardzo szybko otworzyłem oczy... Ogólnie kaszana... Po 10 min takiego
leżenia z otwieraniem oczu co kilka sekund moja czakra czuje
się dużo gorzej zanim w ogóle się położyłem! A regeneracji z
takiego leżenia praktycznie żadnej. Zastanawiam się jak to
działa... czy ten byt jest cały czas gdzieś koło mnie? Jak
leżałem np. z otwartymi oczami i byłem rozluźniony (na tyle
na ile to możliwe wiedząc, że obecnie wszelkie leżenie w
dzień może zakończyć się atakiem!) to też miałem wrażenie tego specyficznego
uczucia na czakrzę... jakby ktoś tam coś majstrował... Nie
wiem jak dokładnie to opisać, ale kilka dni temu (może nawet
i wczoraj... już nie pamiętam...) jak siedziałem przed
komputerem to też miałem takie wrażenie, że jakby z mojej czakry tracę energię,
albo jakby ktoś tam coś skubał? co jakiś czas... nie wiem
jak to opisać... to dziwne uczucie... a przecież
miałem otwarte oczy! Jeszcze nie do końca rozumiem ten typ
ataku, ale z każdym dniem moje zrozumienie wzrasta. W ogóle
czasem czuję właśnie, że ten byt mnie atakuje (może być to
błędne odczucie! to tylko moja hipoteza!) w biały dzień aby
pozabierać mi energii tyle ile się da, ale może to też nie
być atak tylko po prostu jakieś uszkodzenie czakry... bo
czasem czuję jak mi z byle powodu ucieka z niej energia...
czasem tyczy się to też czakry 3. W sumie czakra 4 sporo już
wycierpiała... nie dziwię się, że może być z nią już coś nie
tak..., ale się zregeneruje... tylko muszę przejść ten ciężki
dla mnie etap...
18/19.08.2010 -> Nie paliłem kadzidełek (i to chyba był
błąd)... świeczki oczywiście zapalone, ale one chyba już
nic nie dają? bo jakby typ ataku się zmienił... chodź
dzisiaj występowały niby ataki we śnie, ale są one jakby
trochę innie niż były 1-2 tyg temu... niby bardzo podobne
ale jednak czuję jakąś drobną różnicę... Niestety widzę, że
stają się normą ataki rozkodowujące gdy kładę się spać.
Kiedyś w ogóle nie było takiego problemu... teraz muszę już
na starcie się bronić. Po pewnym czasie położyłem kryształ
górski na moim 3 oku i o dziwo miałem wrażenie jakby te
ataki straciły swoją moc! Może nie zupełnie, ale
wystarczająco sporo abym mógł zasnąć w spokoju! Przeprowadzę
więcej testów odnośnie obrony kryształami. W nocy miałem 3
ataki we śnie. We wszystkich straciłem "pełen zakres"
energii -> czyli były optymalnie skuteczne dla tego byta.
Pierwszy był o 3:18. Pamiętam, że byłem z postacią
symboliczną która była policjantem i wyglądała jak mój
kolega. Odprowadzałem ją gdzieś i gdy to już zrobiłem i ta
postać znikła już z mojego snu to poszedłem w przeciwną
stronę. Po kilku sekundach dopadła mnie postać (byt) i
przyczepił się do mnie atakując moją czakrę tak, że nie
miałem żadnych szans. Zastanawiam się czy ten policjant
który mnie w pewnym sensie opuścił nie był jakimś moim
opiekunem? i tylko on odszedł to dopadł mnie ten byt! Jak
się obudziłem to czarna mucha nade mną latała... symbol
wiadomo kogo... Następny atak był o 6:15 gdzie zobaczyłem we
śnie reptiliana. Ogólnie byłem w takim stanie "zamotania" i
ostrej "manipulacji" i jak tylko energia powędrowała do tego
byta to jak za użyciem czarodziejskiej różdżki wszystko
wróciło do normy! eh... Ten byt musi nade mną mocno
majstrować gdy śpię aby wprowadzać mnie w takie stany.
Ostatni atak we śnie był o 7:25. Następnie do około 8:05?
miałem non stop ataki rozkodowujące i to takie całkiem
mocne! Kładłem kryształ górskie na 3 oko, ale nie odczułem
tak dużej poprawy jak przy zasypianiu... niemniej jednak
jakoś nie czułem abym stracił energię chodź ataki były na
prawdę silne... dochodziło do wymuszenia? bardzo silnych
"emocji"? na 4 czakrze..., ale nie czułem utraty energii jak
to ma się miejsce w ataku we snie... a wiem, że przy ataku
rozkodowującym też można w ten sam sposób poczuć stratę
energii więc teoretycznie kryształ położony na 3 oko chroni
przed utratą energii? hmmm sam nie wiem... muszę zrobić
więcej testów... ogólnie jak jest jakiś atak to teoretycznie
istnieje i obrona przed nim...
Jest
obecnie 22:33 a ja dostaje bęcki w 4 czakrę (na 3 też czasem
upływ energii czuję, ale rzadziej) i nie mam pojęcia jak się
bronić! Odczucie jest jakbym się czegoś bał! Taki dziwny
strach właśnie w okolicy 3-4 czakry! Mój umysł jest spokojny
ale czakra się boi! Siedzę sobie przed komputerem i ciągle
co jakiś czas mi ubywa energii... odczucie bardzo wyraźne...
wręcz fizyczne, zresztą jak każdy upływ energii... tylko to
się dzieję normalnie w realu! Nie wiem o co chodzi, ale nie
podoba mi się to... Mogę nawet łazić po mieszkaniu, a i tak
dalej będzie się to działo! Moja czakra do jakiejś 20:00?
(tak na oko podaje godzinę) czuła się o wiele lepiej niż
czuje się obecnie! No do jasnej ciasnej czuję taki strach
dziwny czy coś takiego na 4 czakrze! Czasem to uczucie o 3
czakrę też zahacza... Nie wiem co się dzieję, ale nie podoba
mi się to!
Już
zaczynam palić kadzidełka... one są dobre na tego byta
podczas ataków we śnie! Wtedy jakoś nie ma on ochoty mnie
atakować! a przynajmniej wynika to z ostatnich kilku dni!
Chodź niestety nie działają one na ataki rozkodowujące
ale kryształy górskie chyba są skuteczne... tej nocy
przeprowadzę dodatkowe testy. Gdy ataki się zmieniają to
znaczy, że przysłali kogoś nowego! Kogoś silniejszego! Więc
jest to nowy byt... i dlatego ostatnio rodzaj i "styl"
ataków się zmienił... (doszły te ataki rozkodowujące przed
zaśnięciem, przed wstaniem i podczas dnia gdy chcę się
zdrzemnąć itd). Każdy byt ma swój "styl" i jak się nauczę
bronić przed jego "podstępnymi" atakami to przysyłany jest
kolejny... silniejszy... Już miałem wiele takich zmian! To
jest już któraś z kolei! No i niestety świeczka nie chroni
już przed atakami we śnie... jakby mnie chroniła to bym nie
dostał dzisiaj jak dostałem... mogę sobie ją palić teraz
jedynie dla ozdoby...
19/20.08.2010 -> zapaliłem 3 kadzidełka przed zaśnięciem...
ale i tak dostałem w nocy... o 1:10... po czym zapaliłem
dodatkowe kadzidełko... później były jeszcze z 2 ataki, ale
chyba rozkodowujące... Czyli wczoraj były 3 ataki we śnie a
dzisiaj 1 hmm... mam jeszcze trochę kadzidełek to
przetestuję tą metodę obrony w następnych "dniach". Tej nocy
położyłem dwa duże kryształy na poduszkach koło głowy (21cm
i 19cm)... kładłem też w między czasie jeden koło 4 czakry...
nie wiem ile to pomagało... a co do ataków rozkodowujących
przed zaśnięciem i po wstaniu to trzymałem ten mały kryształ
górski na 3 oku i nie byli w stanie mi nic zrobić! To
działa! i nawet wstałem dzisiaj później! Oni atakują i ja to
czuję, ale "fala" nie jest w stanie za wysoko się podnieść...
jest jakby rozbijana o niski "sufit"... poziom strachu nie
może przekroczyć pewnej nie wielkiej granicy... co nie może
wywołać poważnych konsekwencji! W sumie może tracę malutkie
ilości energii.., ale są one tak małe, że nawet nie zwracam na
to uwagi... o ile w ogóle coś tracę... przyrównałbym to do
zadrapań na wojnie... a bez kryształu to jak poważne rany.
Tak czy siak stosując tą metodę czuję się dość
bezpiecznie... i wstałem dzisiaj później! :)


Właśnie
zauważyłem, że mnie cham podrapał! hahaha!, ale on musi być
wściekły, że odkryłem sposób obrony przed tymi atakami
rozkodowującymi! hahaha! Zauważyłem to około 10:30?, ale
niestety zdjęcie zrobione jest dopiero przed 14... O
10:30 miałem tam gdzie są te draśnięcia spuchnięte kreski
oraz była spora czerwona plama obejmująca wszystkie te
zadrapania których nie dostrzegłem na początku z powodu
tejże plamy. Niestety nie miał mi kto zdjęcia zrobić
wcześniej no, ale cóż... jest jak jest... Zastanawiam się
kiedy to powstało... czy jak spałem czy jak już wstałem z
łóżka... bo wstałem około 9:00 a zaczęło mnie to piec około
10? jakoś tak... w sumie trudno powiedzieć...
Dodam
jeszcze, że rano po wstaniu z moją czakrą było niby w miarę
ok, a przez kolejną godzinę jej stan się pogarsza... jakby
ktoś ją atakował lub coś w tym stylu, a po kolejnej godzinie
jej stan znowu się unormował... a może ten byt nie lubi jak
leże na boku i się do niego tyłkiem wypinam? x)
20/21.08.2010 -> 2 kadzidełka przed zaśnięciem wypaliłem...
świeczki to wiadomo... pale od dawna... Były ataki przed
zaśnięciem, ale kryształ na 3 oko dał radę... Chyba przed
1:10 był jakiś atak?, następnie o 1:10, później dopiero o
4:35; następnie kilka ataków do 6:07... o 6:07 był atak typu
halucynacja i wiadomo przed wstaniem ataki rozkodowujące, ale
kryształ dawał radę! Nie mniej jednak bardzo silnie atakował
nad ranem! Rano np. wszedłem w sen, później przerzutka w
stan pomiędzy realem a snem; brak możliwości ruchu, brak możliwości mówienia, ale
jakoś się udało to "przeczekać" i nie stracić zbyt dużo
energii. Ogólnie to dostałem tej nocy kilka razy, ale straty
energetyczne wcale nie są zbyt duże.
Dzisiaj
położyłem się w południe i nawet nic takiego mi się nie
stało! Leżałem z 15min przeważnie z zamkniętymi oczami i
oczywiście non stop miałem kryształ górski przyłożony do 3
oka! To działa hahaha! :))))
21/22.08.2010 -> 2 kadzidełka... świeczki... Nie mógł się
byt przebić przez zaśnięciem przez kryształ na 3 oku...
praktycznie całą noc leżałem na lewym lub prawym boku... O
5:02 był atak niestety skuteczny dla tego byta. O 6:18 była
nie udana dla tego byta próba ataku. O 6:55 przekręciłem się
na plecy trzymając kryształ górski na 3 oku, ale i tak
dostałem atakiem rozkodowującym od tego byta tracąc energię!
więc po prostu trzeba leżeć na "boku"! Pozycja na plecach to
najniebezpieczniejsza ze wszystkich pozycji!!! Nawet
kryształ nie pomógł!!! Później o 7:55 był atak rozkodowujący
skuteczne dla tego byta bo niestety kryształ górski zsunął
mi się z 3 oka! i straciłem troszkę energii :( -> w ogóle
całą masywną wizję (we śnie?) dostałem... Później o 8:00 był
atak rozkodowujący gdzie miałem kryształ górski przyłożony
do 3 oka, ale mimo to ten byt był w stanie wywołać u mnie
bardzo szybką i nagłą ruchomą wizję która mnie rozkodowała
:( Więc z tego widać, że nawet kryształ nie chroni w 100%, ale
niemniej jednak jest bardzo dobry! Daje ogromną ochronę, ale
też nie stu procentową! Czasem trzeba otwierać oczy, ale
chcąc nie chcąc zasypianie bez kryształu to istne
"szaleństwo" :) Oczywiście leciutko po 8 rano wstałem aby
już nie ryzykować atakiem. Ogólnie nie est tak źle, ale ta
poranna końcówka trochę mi energii zjadła.. szkoda szkoda...
ale jak mówiłem dawno temu, że ten byt jest bardzo cierpliwy
i czeka na moje potknięcia... odsunąłem kryształ to
dostałem! tak to jest! trzeba się pilnować całą noc! Tylko
czasem jest to dość trudne... trzeba tak rękę ułożyć aby
podczas spania kryształ nie oderwał się od czołga...
22/23.08.2010 -> Ciągle zastanawiam się nad mocą
kadzidełek... bo przed zaśnięciem byłem bardzo mocno
atakowany! a kryształ miałem non stop na czole!, ale ataki
były naprawdę silne (co byłoby gdybym nie miał kryształu!?,
a może ten byt rozkminia jak obejść ten kryształ i atakować
z pełną mocą nawet jeżeli mam go przytkniętego do czoła? kto
wie... w sumie "ciemne moce" to niezłe cwaniaki... zawsze
szukają słabych punktów... i starają się wykorzystywać
nadarzającą się okazję...). i postanowiłem zadymić trochę
okolice łóżka dwoma kadzidełkami i jakoś udało się zasnąć! A
co ciekawe przed użyciem kadzidełek ja czułem wręcz tego byta jakby był gdzieś w okolicy mojej głowy? czy za mną? po
prostu czułem bardzo dobrze jego obecność chodź jest dla
moich oczu fizycznych niewidzialny. Tak czy siak ataki
rozkodowujące były naprawdę mocne i dobrze, że użyłem
kadzidełek... chyba trochę go osłabiły! Później w nocy był
jakiś atak uciskowy we śnie itp... rano standardzik w
postaci ataków rozkodowujących... wiadomo leżenie na boku /
brzuchu... ogólnie straciłem trochę energii, ale nie jakieś
ogromne ilości... niemniej jednak fajnie byłoby kiedyś nie
stracić nic..., ale takie "marzenie" obecnie prawdopodobnie
mogę sobie między bajki włożyć no, ale cóż... wciąż mam bardzo silną potrzebę leżenia na
plecach :/ cały mój organizm się domaga, ale jest to extremalnie nie bezpieczne więc staram się tego nie robić...
chodź dzisiaj normalnie na "2" minuty się tak położyłem i
mama zapukała do drzwi czy może wejść! (chodź mówiłem jej
aby już tego więcej nie robiła! i poczekała aż całkowicie
wstanę!) i mnie mimowolnie rozkodowało / wystraszyło i po
energii!!! No nie!!! co za pech!!! Pukanie w drzwi jest
kategorycznie zabronione! Może być ciche mówienie w stylu
"czy mogę wejść" i czekanie na ewentualną moją odpowiedź i
tyle!, ale nie wolno pukać w drzwi gdy ktoś jest wystawiony
na ataki rozkodowujące!
Ciekawa
sprawa... jest 22:00 i od jakieś 5? minut moja czakra
zaczyna szaleć! (wydaje mi się, że zdarzało się to już dość
często i o różnych porach, ale jakoś chyba nie za bardzo
pisałem o tym... zdecydowanie bardziej skupiam się na tym co
dzieję się w nocy, ale jak widać na nocy się te ataki nie
kończą... tylko niestety ja nie widzę co się dzieję więc
niektóre rzeczy o których piszę mogą być moimi domysłami. Na
czakrze mam odczucie jakby ktoś używał ataku rozkodowującego
i to z dobrym dla niego skutkiem :(, ale z drugiej strony mam
wrażenie jakby ktoś mi czymś w nią przywalił... jest tu
wiele odczuć w krótkim czasie... nawet czasem dostaje jakby
takiej palpitacji czakry hmmm! Ogólnie moja hipoteza może
być taka: byt mnie rozkodowuję (uczucie nagłych, mimowolnych
emocji na 4 czakrze, które nie mogą być zbytnio przeze mnie
kontrolowane, oraz są wywoływane nagle i bez żadnego powodu
w świecie fizycznym), wysysa mi trochę energii (udane
rozkodowanie?) i to kilka x (uczucie wielokrotnego uciekania
energii z czakry 4, ale czasem zahacza się i o 3 czakrę),
uczucie wbitego noża w czakrę (byt pozostawia wyssaną z
energii [do jakiegoś stopnia] czakrę, która jest w pewnym
sensie "rozwalona" tak jak rozwalony jest sejf po włamaniu
złodzieja) (bardziej bym się skłaniał ku odczuciu wysadzenia
dziury w "sejfie"). W sumie mam tak chyba już nie pierwszy
raz! Zapaliłem kadzidełka... jeżeli robi to ten byt to
powinno go to zniechęcić... chodź może już skończył swoją
robotę? Moim zdaniem na 100% jest coś na rzeczy... Może to
jakiś podświadomy strach przed zaśnięciem i może stąd to
"wariowanie" czakry, ale moim zdaniem dzieje się coś
innego... :( Jest 10:14 a ja czuje się jakbym dostał mocno w
czakrę... jakbym ktoś wbił mi tam nóż? (częste odczucie przy
atakach zakończonych dla mnie niepowodzeniem) a jeszcze
nawet nie poszedłem spać! Podkreślę, że to odczucie jest
wręcz fizyczne! To jest baaardzo dobrze odczuwalne na
czakrze! Odczucia mówią jednoznacznie, że coś jest nie w
porządku... eh... co za życie... :( A swoją drogą zamówiłem
sobie 120 kadzidełek o zapachu mirry bo obecne mi się już
kończą więc będzie spory zapas dymu :]
23/24.08.2010 -> Dzisiaj w miarę luźno! 2 kadzidełka
wypaliłem przed zaśnięciem i jakoś nie odczułem specjalni
jakiś ataków jak położyłem się spać... w nocy był ten byt
ale był kompletnie nie skuteczny! nic nie mógł mi zrobić! a
nad ranem jakby go wcale nie było! :)
Wspomnę jeszcze, że położyłem z prawej strony łóżka worek z
czosnkami koło głowy (ale i tak nie miałem go non stop koło
głowy bo zmieniałem podczas nocy bok na którym spałem itp.
ale ogólnie uważam, że czosnek na tego byta specjalnie nie
działa, ale mimo to testuję czasem ten sposób obrony...)
Dodam
jeszcze, że
przed zaśnięciem zrobiłem złoty kokon wokół siebie (3x) oraz
polałem go krwią Jezusa... ostatnio nie robiłem tego bo
jakoś nic nie dawało (na poprzedniego byta), ale ten byt jest
w sumie nowy więc może przeciwko temu jest to skuteczne!?
Nie wiem, ale na pewno i dzisiaj w nocy wypróbuje tą metodę!
Trzeba pamiętać, że każdy byt ma swoje słabe punkty... trzeba
je tylko znaleźć!
24/25.08.2010 -> Przed zaśnięciem 3x kokon złoty + polanie
go krwią Jezusa... (ale nie jestem pewien na 100% czy z tego
powodu mam taką ochronę przed tym bytem!, ale nie wykluczam
tego! potrzeba więcej testów!) + 2 kadzidełka (ale jedno
kadzidełko spaliło się tylko na 2/3 długości) + świeczki + czosnek itd. Przed zaśnięciem nie
miałem właściwie ataków! W nocy widziałem we śnie tego byta
ale był w pewnej odległości ode mnie i nic nie robił!, ale
koło mnie był jakby mój kolega (inny byt - prawdopodobnie
opiekun) i dlatego ten zły siedział spokojnie! Zastanawiam
się nad tym czy to kokon, który ja robię wokół siebie mnie
tak chroni czy po prostu w te dni opiekun pilnuje aby ten
byt mnie nie atakował hmm! Rano też w miarę spokój ale!
położyłem się na plecach i zasnąłem i chyba nawet nie
przyłożyłem kryształu do czoła i doznałem ataku we śnie
(rozkodowujący / ukryty). Moja wina, że położyłem się na
plecach! Po raz milionowy robię ten błąd! Było tak spokojnie
że myślałem, że już nic takiego się nie wydarzy, a tu
proszę... takie coś... było to o 7:02 i straciłem małą ilość
energii... po chwili odczucie na czakrze jest takie jakby
ktoś mnie kamieniem tam rzucił, ale nie tak mocno... w sumie
to jest nic przy uczuciu wbitego noża! Tak czy siak po tym
ataku następowały kolejne jak leżałem już na boku z
kryształem na czole... były słabe, ale jednak... o 7:30
postanowiłem wstać aby przez przypadek nie stracić więcej
energii... Po raz kolejny mi ta noc uświadamia, że dopóki nie
wstanę muszę być czujny i w stałej "obronie".
25/26.08.2010 -> Wiadomo: świeczki, kokon itd.
(chyba to nic nie daje... eh...). Bez kadzidełek jest
ciężko..., ale wypaliłem tylko to 1/3 kadzidełka i tylko na
chwilę pomogło bo po pewnym momencie już zaczynałem być
atakowany atakami rozkodowującymi. Kryształ górski
przyłożony do 3 oka jakoś juz specjalnie nie pomagał chodź
wcześniej spisywał się bardzo dobrze! Doznałem pewnej straty
energii, ale niezbyt dużych. Pozycja boczna też nic nie
dawała! W ogóle to wyczuwałem tego byta! Kiedyś go nie
wyczuwałem... to już chyba drugi czy trzeci? raz (nie
pamiętam) gdy jestem w stanie go "wyczuć". Może gdy się on
tak ujawnia może atakować w taki sposób aby obejść kryształ
górski przyłożony do czoła? Nie wiem..., ale możliwe, że coś w
tym jest... może to nie przypadek..., ale jeszcze tego nie
rozgryzłem. O 5:30 był atak we śnie, ale mój opiekun? mnie
bronił i nic mi się nie stało! Nie dopuścił tego byta do
mnie! Dzięki za opiekę! Tak od 6:30 do 6:55 o której wstałem
było sporo ataków rozkodowujących gdy byłem bardziej
rozbudzony + takie bardziej we śnie. Nie wiele oberwałem, ale
jednak... kryształ wydawał się bezużyteczny :/ Moje
kadzidełka jeszcze nie doszły... oby przyszły jak
najszybciej... dym powinien być skuteczny. Zapomniałem dodać
że były też ataki typu halucynacja... 2 albo 3?, ale nic mi
nie zrobiły. Ogólnie podsumowując to straciłem trochę
energii i czuję tą stratę na czakrze, ale bywały już dużo
gorsze dni więc się nie przejmuję tylko czekam na
kadzidełka...
26/27.08.2010 -> Świeczki (kiedyś były skuteczne... teraz są
tylko do oświetlenia pokoju), kokon + pokrycie go krwią
Jezusa (nie zauważyłem aby pomogło coś), zużyłem 3
kadzidełka przed zaśnięciem (nie zauważyłem aby było lepiej
po zadymieniu obszaru gdzie śpię) (kupiłem jakieś kadzidełka
dzisiaj w sklepie bo z allegro coś nie przychodzą
jeszcze...), ale i tak byłem mocno atakowany przed zaśnięciem
atakami rozkodowującymi i nawet kryształ górski nie dawał
rady! Chodź może pomagał, ale wydawało mi się jakby stracił
swoją moc... wiadomo, że to nie możliwe..., ale może jakieś
obejście ten byt znalazł? albo przyszedł ktoś inny komu ten
kryształ nie przeszkadza? nie wiem!, ale już nie jest to taka
skuteczna obrona jak była! Kadzidełka też już nie dają tyle
co na początku! Może faktycznie to jest jakiś nowy byt...
albo po prostu znalazł sposoby na to aby obejść moje metody
obrony. Przed zaśnięciem miałem ataki typu halucynacja, ale w realu! Z tego co pamiętam nigdy tak nie miałem! Zawsze
wyglądało to tak, że budziłem się, patrzyłem np. na ścianę i
tam była "halucynacja", a tym razem było inaczej! a
mianowicie leżałem, otwierałem oczy lub w ogóle miałem je
otwarte i tylko spojrzałem oczami w jakieś miejsce w pokoju
to była już halucynacja! (czyli po prostu atak!) więc to
jest coś nowego jak na moje oko... Muszę trzymać się mocno
na baczności bo robi się nie ciekawie! Były też stosowane
takie ataki, że gdy leżałem to nagle przechodziłem w
zupełnie inny stan świadomości! Jakbym wszedł w inny wymiar
czy coś takiego! Takie przeskoczenie w stan pomiędzy realem
a snem tylko to chyba nie był ten stan! i oczywiście wtedy zachodził atak... jakaś np.
wizja rozkodowująca czy coś na wzór snu rozkodowującego...
ale to się odbywało już w innym stanie świadomości! w ogóle
jakby w innej "rzeczywistości"! Jakkolwiek to nazwać! Taki
atak to już wyższa szkoła jazdy i większe chamstwo niż
zwykły atak rozkodowujący bo przy zwykłym ataku nie jesteś
wprowadzany w jakieś inne "wymiary"! i to następuje tak
nagle... pstryk i już jesteś w innej rzeczywistości! Trzeba
być bardzo czujnym przy zasypianiu i w ogóle cały czas... W
nocy też nie było spokojnie! O 2:17 atak we śnie i strata
energii... później 3:54, 3:57 (ataki rozkodowujące)... O
4:00 kolejny atak (już nie pamiętam jaki) i tutaj zapaliłem
dwa dodatkowe kadzidełka... w większości ataków traciłem
energię. Następnie 4:22, 5:50, 7:30... tylko, że tych ataków
było więcej niż tutaj podałem... po prostu nie spisałem
wszystkich! Ogólnie sporo ataków we śnie + rozkodowujące
które niestety były skuteczne dla mojego przeciwnika! Jednym
słowem mocno atakował..., ale niemniej jednak nie czuję
jakiś dużych strat na czakrze!? Starałem się spać na boku,
brzuchu lub w pozycji embrionalnej i czasami czułem, że
dzięki temu atak dla tego byta nie był tak skuteczny jak
mógłby być! Chodź to się tyczy chyba bardziej ataków we śnie
niż rozkodowujących przed zaśnięciem czy przed wstaniem.
Zapomniałem dodać, że miałem też przez jakiś czas w nocy
zapaloną lampkę koło lóżka tak aby świeciła na mnie, ale to
nie zapewniło mi ochrony. Wspomnę jeszcze o ważnej rzeczy, a
mianowicie gdy byłem atakowany przed zaśnięciem atakami
rozkodowującymi to mantrowałem fizycznie słowo Bóg. Co
ciekawe miałem wrażenie, że gdy tak robię to ten byt nie może
przeprowadzać ataku i jestem bezpieczny, ale gdy tylko
przerwę mantrowanie ochrona znika. Jest to tylko moje
spostrzeżenie które wymaga dodatkowych "testów".
27/28.08.2010 -> Wypaliłem 4 kadzidełka, a świeczki palę
codziennie więc nie będę na razie o nich już wspominał chyba
że mi ich zabraknie czy coś. Dałem też koło głowy ten worek
z czosnkami i na razie go tam zostawię... niech sobie tam
leży. Przed zaśnięciem odmówiłem pewną modlitwę! a oto jej
treść:
Panie
Boże całe moje cierpienie (utrapienie) jakie w tym momencie
przechodzę i jakie jeszcze w tym momencie będę musiał
przejść oddaje w Twoje ręce... weź to ode mnie jako moją
osobistą ofiarę i uczyń z tego wielką moc aby posłużyła do
obrony całej ludzkości do obrony wielu słabych dusz które
nie mają tej siły by walczyć ze złą mocą i użyj tej mojej
męki (słabości) jako płaszcz, który da ochronę dla innych. W
imię Chrystusa Jezusa ukrzyżowanego na krzyżu Panie Boże weź
mnie w swoją opiekę abym wytrwał w tej boleści i męce na
Twoją cześć i chwałę! Niech krew Jezusa Chrystusa
ukrzyżowanego obleje całe moje ciało i niech będzie moim
wzmocnieniem, niech będzie moim pokarmem. Niech się tak
stanie! i Panie Boże całkowicie wierzę w Twoją moc!
Jest to
bardzo silna modlitwa i już na początku podczas jej
odmawiania poczułem dziwne uczucie na 7 czarze. Było ono
bardzo mocno odczuwalne tylko nie wiem jak je opisać, ale na
pewno ma jakiś związek z odmawianiem tej modlitwy. Modliłem
się też do opiekunów itd. Wiadomo kokon ze światła +
polewanie krwią Jezusa. Ogólnie modlitwa swoim słowami przed
zaśnięciem.
I teraz
po tej całej modlitwie + innych rzeczach które robiłem przed
zaśnięciem stwierdzam, że to działa i to bardzo dobrze!
Domyślam się, że podczas modlitwy tej "głównej" połączyłem
się jakoś przez 7 czakrę? z Bogiem? czy może dostałem
ochronę na siebie i stąd to uczucie? Nie wiem co się stało
ale wiem, że coś się wydarzyło i widać to było podczas tej
nocy! Gdy położyłem się spać położyłem na głowę dwa
poświęcone przez księdza obrazki Jezusa z otwartym sercem i
kryształ górki na czoło... niemniej jednak te obrazki
raczej zaraz mi z tej głowy po spadały, a ten kryształ
górski raczej nie był przeze mnie trzymany przez całą noc
tak jak trzeba i o dziwo nic takiego się nie działo! Wiem, że
gdy położyłem się spać próbował mnie ten byt rozkodować i
jestem tego pewien, ale obrazki Jezusa + kryształ
najwidoczniej mi pomogły! a w nocy ten byt zaatakował mnie
dopiero o 7:36 i niestety udało mu się ukraść mi energię
(sen: siedział koło mnie i wymusił na mnie wstanie we śnie i
to mnie rozkodowało [otworzył mnie wysiłek związany ze
wstawaniem]). Następnie były ataki rozkodowujące, ale
słabe... niemniej jednak o 8:00 postanowiłem wstać i nie
ryzykować kolejnej straty energii. Jednym słowem udana noc
chodź nie idealna... niemniej jednak jestem zadowolony...
Był tylko jeden atak we śnie... może ogarnęła tego byta
jakaś nie moc spowodowana tą modlitwą? Kusiło mnie nawet aby
poleżeć sobie na plecach, ale dobrze, że tego nie zrobiłem! bo
ten byt tylko czeka na moje "błędy" aby je wykorzystać
przeciwko mnie.
Dodam
jeszcze, że kiedyś pisałem, że mówienie słowa Bóg czasem nic
nie daje, a teraz sądzę, że wypowiedzenie tego słowa daje coś
zawsze gdyż jest to najsilniejsze słowo jakie możemy
wypowiedzieć! Ma ono najwyższą wibrację i przechodzi ono
przez wszystkie "wymiary" np. w stanie pomiędzy realem a
snem efektem jest fala
uderzeniowa, a w letargu tego nie ma bo to już jakby "inny
poziom" więc i wygląda to na tym poziomie inaczej (tylko czy
aby na każdym poziomie to słowo jest równie skuteczne?,
myślę, że różnie działa dla różnych "poziomów", raz mocniej
raz słabiej? w sumie to wciąż wymaga więcej testów...). Ale
na zdrowy rozsądek gdy nawet mówię w realu słowo Bóg to to
przenika przez resztę "wymiarów" i jeżeli ktoś tam negatywny
jest to na pewno go to dosięga. To takie moje przemyślenia z
użyciem zdrowego i logicznego rozumowania. Myślę, że to co
napisałem jest prawdą... tak sądzę? W sumie potwierdzałoby
to wydarzenie z wczoraj jak przed zaśnięciem były ataki
rozkodowujące i ja mantrowałem w realu! i ten byt nic mi nie
robił jak mantrowałem!, ale jak przestałem to znowu zaczynał!
np w stanie pomiędzy realem a snem mantrowanie w ogóle odpychało tego byta jak "patronus"
w Harrym Potterze więc efekt użycia słowa "Bóg" na
konkretnym poziomie (real/sen, letarg itd) jest inny.
28/29.08.2010 -> 3 kadzidełka przed zaśnięciem itd.
Odmówiłem też tą modlitwę co wczoraj podałem i postaram się
robić to regularnie + wiadomo kokon, polanie się krewią
Jezusa itd. Przed zaśnięciem były ataki rozkodowujące, ale
nie takie silne, ale niemniej jednak postanowiłem postukać tingsha wiele x i chyba jakoś pomogło? W sumie czasem mam
wrażenie, że to nic nie daje, a czasem wydaje mi się, że
jednak musi coś dawać... w sumie dźwięk przenika przez
"wiele wymiarów" bo one się na siebie nakładają hmm... chyba
tak jest? To takie moje rozmyślania... Tak czy siak udało mi
się jakoś zasnąć ;) a co do dalszych ataków to był atak we
śnie o 4:33 gdzie niestety straciłem energię; 5:21 próba
ataku (udało mi się obronić); 6:02 strata energii mocniej z
3 czakry, ale też zeszło trochę z 4; 7:44 bicie we śnie
(udało się wyjść z tego w miarę bez strat) i wiadomo nad
ranem ataki rozkodowujące, ale w sumie nie zrobiły mi nic
szczególnego! Co ciekawe zapomniałem nałożyć na siebie
różańca na szyję i na rękę, a wiem, że to ważne bo kiedyś sam
"Anioł Stróż?" mi przypomniał o założeniu różańca gdy
kładłem się bez niego! Dopiero około nie pamiętam już
dokładnie o 5-6? rano go założyłem. Tak samo prawie nie
używałem kryształu górskiego... tylko przez chwilkę przed
zaśnięciem, ale go odłożyłem. Położyłem koło głowy dwa
poświęcone przez księdza obrazki Jezusa z otwartym sercem.
Przy atakach rozkodowujących używałem też mantrowania które
chyba pomagało? Czasami trudno to stwierdzić, ale i tak warto
próbować. Ogólnie nie dostałem tak mocno...
29/30.08.2010 -> Już dzisiaj włożyłem
różańce! Wypaliłem też 3 kadzidełka, ale nie wiem czy to
jeszcze coś dają... to samo tyczy się przykładania kryształu
górskiego do czoła. Były jak zwykle ataki rozkodowujące
przed zaśnięciem... używałem sporo tingsha, ale czy to coś
pomogło? Mantrowałem też słowem "Bóg", ale mam wątpliwości co
do skuteczności tej metody gdy mówię to w realu. W stanie
pomiędzy realem a snem
gdy zamantruję to ten byt musi uciekać gdzie pieprz rośnie,
a w realu? w realu chyba tak nie ucieka... hmm... Miałem też obrazki Jezusa koło głowy (wieczorem, bo
rano mi spadły za łóżko)... tak czy siak udało mi się jakoś
zasnąć nie ponosząc strat... (nie wiem jak to się ostatnio udaje!?).
Tak w ogóle zauważyłem, że przy atakach rozkodowujących nie
ma zbytnio znaczenia czy leżę w pozycji bocznej-embrionalnej
czy bocznej z wyprostowanymi nogami (co innego przy atakach
we śnie [przede wszystkim uciskowych]).
W nocy było w miarę spokojnie. Gdzieś tak około 6 rano zaczął? się
ten byt pojawiać w moich snach... i rano znowu te głupie
ataki rozkodowujące... o 6:54 straciłem na nich energię...
później 6:58, ale jakoś mi się udało obronić chodź nie wiem
czy nie straciłem troszkę energii... i później już starałem
się leżeć nie zamykając oczu i być mocno czujnym, ale ten byt
cały czas tam był i próbował mnie "dopaść". Nawet jak mam
otwarte oczy to mam wrażenie jakby ktoś coś kombinował w
mojej czakrze... eh... o 7:22 wstałem, ale powinienem zrobić
to z 20 min wcześniej..., ale tak mi się spać chciało!
Normalnie spałbym jeszcze z 2 godziny, a tak jestem zmuszony
rano wstawać bo nie wiem jak się przed tym obronić. Ogólnie
lekko oberwałem w czakrę i czuję to na niej... nie mniej
jednak w przeszłości bywało znacznie gorzej. O 19 Zauważyłem
jakieś dwa draśnięcia na 3 oku... jedno wydaje się być
dzisiejsze, a drugie dawniejsze? A to drapacz z niego...
30/31.08.2010 -> Standardowo... ataki rozkodowujące przed
zaśnięciem (00:40) (bardzo szybko dostawałem wizje przed oczami).
Miałem też przy okazji silne ataki typu halucynacja i
zauważyłem, że byłem w jakimś dziwnym stanie "zamotania" czy
"sztucznego letargu". Po otrzepaniu się z tego stanu (mocne wybudzenie się) ataki tego typu zniknęły. Jak zwykle nie wiem
jakim cudem udało mi się zasnąć. Niestety trochę mnie
"skubną"... wizje były naprawdę szybkie i "mocne". Zauważyłem, że jak osiągnę
pewien stan głębszego odprężenia, gdzie "tracę świadomość"
to te ataki ucichają? tak jakby te ataki rozkodowujące mogły
występować tylko w "płytkim relaksie", gdzie jestem jeszcze
świadomy. Mam jakoś tak, że przed zaśnięciem długo nie
zamykam oczu aż do momentu gdzie bardzo mi się kleją
powieki. Oczywiście robię to z wiadomych przyczyn. W nocy
jakoś spokojnie? nic nie dostałem? i nad razem około 7:00?
do 7:30 ataki rozkodowujące... Oczywiście o 7:30 wstałem
chodź bardzo mi się nie chciało tego robić niemniej jednak
byłem zmuszony sytuacją. Trochę oberwałem właśnie nad ranem z 3 i
4 czakry więc chcąc nie chcąc zostałem zmuszony do wstania z łóżka.
W ogóle powinienem wstać wcześniej, ale jakoś nie jestem
przyzwyczajony do tak wczesnego wstawania..., ale jak będę
jeszcze przez jakiś czas tak atakowany to pewnie się
przyzwyczaję : P

[WRZESIEŃ 2010]
31.08.2010/01.09.2010 -> Ogólny schemat ataków był podobny
jak wczoraj. Przed zaśnięciem używałem tingsha i mantrowania
ale chyba nic nie dało... atakował i to zaciekle..., ale
ostatecznie jakoś udało mi się usnąć chodź trochę mnie
poskubał :/ W nocy spokojnie aż do pojawienia się postaci
symbolicznej po 5 nad ranem. Krążyła, krążyła aż zaatakowała
atakiem rozkodowującym we śnie o 5:35 (strata energii). Były
później dalsze ataki, ale w końcu udało mi się zasnąć. O 8:10
atak rozkodowujący... o 8:20 obudziłem się i byłem w
dziwnym? stanie... i nagle pstryk i wszystko ustąpiło! Tak
jakby ten byt się ode mnie odłączył! Następnie tak do 9:30
sobie leżałem w miarę spokojnie, ale były też lekkie ataki.
Tak czy siak moja czakra czuje się "podziobana". Niestety
udało mu się mnie dzisiaj zbyt dużo razy podejść... ciężko
przed takimi atakami się bronić. Zauważyłem, że praktycznie
nie ma ataków uciskowych... kiedyś ich było od groma...
teraz praktycznie wszystkie ataki to ataki "rozkodowujące".
01/02.09.2010 -> Przyszły kadzidełka z allegro i użyłem ich
przed zaśnięciem (4 sztuki) i trzeba stwierdzić, że mocno się
dymią! Bardzo mocno zadymiłem okolicę gdzie kładę głowę i o
dziwo jakoś udało mi się zasnąć w miarę spokojnie chodź było
niewielkie "skubanko" (ataki na 4 czakrę). Tak czy siak
uznaję, że kadzidełka pomogły. Dopiero przed 5 nad ranem
pojawił mi się ten byt we śnie o ile nie było ich dwóch (nie
jestem pewien). Jak się obudziłem to bardzo dobrze
wyczuwałem go nad swoją głową! Powiem szczerze, że dopiero po
jakiś 15 sekundach od tego momentu się z deczka
wystraszyłem, gdyż poczułem się "trochę" bezradny. Zresztą
nie jest fajnie jak coś niewidzialnego z "innego wymiaru"
chce Cię dopaść! Tak w ogóle to od razu zapaliłem 3 kadzidełka i
dymiłem tam gdzie on był, ale to nic nie dało! a chyba
powinno!? non stop atakował atakami rozkodowującymi... czyli
tak mnie "dziobał" / "skubał" z energii (4 czakra).
Próbowałem mantrować słowem "Bóg", używałem tingsha,
przykładałem kryształ górski do 3 oka, chowałem się pod
kołdrą, kładłem poświęcony
obrazek Jezusa z otwartym sercem na głowę, ale nic to nie
pomagało! W końcu się wkurzyłem i zmieniłem położenie na
łóżku na takie, że tam gdzie miałem głowę teraz miałem nogi i
o dziwo na chwilę pomogło? albo mi się wydaje?, ale też były
ataki, ale jakby słabsze?, ale raczej mi się coś wydaje..., ale
chyba przetestuję to jutrzejszej nocy dla pewności... Tak
czy siak sporo "dziobnięć" w 4 czakrę dzisiaj miałem...
Zdecydowanie za dużo..., ale nie widzi mi się wstawać o 5 nad
ranem... niby tak powinienem robić, ale wtedy ten byt
przesunie pewnie swoje ataki na 4, a później jak będzie
trzeba na 3 nad ranem i w ogóle nie będę miał snu... a jak
wiemy sen jest człowiekowi potrzebny hehe ;) Na razie jest
jak jest... i muszę to wszystko znieść...
02/03.09.2010 -> 1-3?h przed położeniem się spać moje czakra
traciła dziwnie "na lewo i prawo" energię... ostatnio jest
to dość częste zjawisko... hmm... Dzisiejszej nocy
zrezygnowałem z palenia kadzidełek bo wczoraj jakoś nic nie
dały chodź bardzo intensywnie je paliłem. Gdy poszedłem
"spać" od razu poczułem ataki rozkodowujące. Co ciekawe dość
szybko zachciało mi się mocno spać (ciężkie powieki!
hipnoza!). Co ważne da się z tego na chwilę wyrwać, ale
szybko ten stan powraca. Schowam się następnie pod kołdrą i
zmieniłem pod nią pozycję na odwrotną czyli teraz nogi
znajdują się tam gdzie była głowa. Wydaje mi się, że na
chwilę się nabrał hehe ;), ale tylko na chwilę ;). Oczywiście
za "sekund kilka" miałem już ataki. Na początku jak byłem
pod kołdrą, a później jak zrezygnowałem z bezowocnego
chowania się pod nią. Wiedziałem, że sobie nie poradzę z tym
bytem lub poniosę spore straty (już pewne poniosłem) i
wyprowadziłem się do pokoju obok (mały pokój).
Tak
czy siak ustąpiła całkowicie hipnoza! Byłem w normalnym
stanie, a jeszcze kilka chwil wcześniej powieki miałem jak z
ołowiu! Ja naprawdę już zaczynałem myśleć, że takie ołowiane
powieki po niedługiej chwili leżenia to normalka... bo już
od tak dawna mam takie rzeczy, że już nie pamiętam jak jest
normalnie. Przez jakiś czas nie chciałem zasypiać, ale to
chyba normalne bo wiadomo czego mogłem się spodziewać, ale o
dziwo owa noc w innym pokoju przeszła moja najśmielsze
oczekiwania! Przed zaśnięciem chyba było z kilka prób ataku?
ale bez jakiś specjalnych negatywnych skutków? Jakoś
zasnąłem i dopiero już przed wstaniem ten byt próbował mnie
rozkodować we śnie, ale mu się to nie udało! Ogólnie
obudziłem się nad ranem i nie miałem ataków rozkodowujących!
Dodam jeszcze, że kiedyś jak zmieniłem pokój to dostałem
bardzo mocno, a dzisiaj praktycznie nic nie oberwałem!
Trzeba podkreślić, że obecnie atakuje mnie inny byt niż wtedy
i to może być znaczące.
03/04.09.2010 -> Tym razem poszedłem spać w swoim pokoju, ale
w łóżku obok (jakieś 2 metry od mojego) i niby były ataki
ale o małej mocy. Przypominam, że kiedyś jak zmieniałem swoją
lokalizację (na łóżko obok oraz mały pokój) to nic to nie
dawało (dostałem wtedy porządny łomot i było bez znaczenia
gdzie spałem...), ale wtedy był inny byt! Ten widocznie nie
lubi jak zmieniam swoją lokalizację na inną niż moje łóżku.
Przed zaśnięciem jakby nie działała hipnoza lub była bardzo
słaba. Nie jestem nawet pewien czy były ataki rozkodowujące
jak zasypiałem? Niby w nocy nic takiego specjalnego nie
zaobserwowałem, ale straciłem kilka? razy energię tak jakbym
się czegoś wystraszył. Przed zaśnięciem chyba były ataki
typu halucynacja, ale nie pamiętam już dobrze. Tak już bardziej nad ranem chciał
mnie wystraszyć we śnie, ale mu się to chyba? nie udało. Rano
najmocniej próbował mnie atakować, ale miał znacznie mniejszą
moc niż byłoby to w moim łóżku. Więc zdecydowanie można
powiedzieć, że noc była udana chodź nie mogę jeszcze spać tak
swobodnie jakbym tego sobie życzył. Ten byt tylko czeka na
moje "otwarcie się" i dzisiejszej nocy gdy na chwilę
położyłem się na plecy to po chwili nastąpił atak
rozkodowujący i chyba straciłem trochę energii? Chyba tak?
Jakoś tak to zapamiętałem. Nie mam w zwyczaju dokładnego
spisywania do zeszyciku jak wyglądała każda noc. Zdarza mi
się czasem coś zapisać (godziny), ale bez przesady.
Przeważnie jest tak, że po prostu z pamięci odtwarzam jak
wyglądały ataki. Ogólnie rzecz ujmując udana noc, chodź
myślę, że może mogłoby być lepiej? Tak czy siak lepiej mi się
spało w małym pokoju niż w łóżku obok...
04/05.09.2010 -> Jak zmianami pokój to nie palę świeczek...
zresztą one i tak już nic nie dają więc o już bez znaczenia.
Poszedłem spać do łóżka obok w dużym pokoju (obecnie mój
pokój)... dostałem atakami rozkodowującymi i na końcu
halucynacją i powiedziałem dosyć i wyniosłem się do małego
pokoju. Też tam trochę oberwałem, ale ogólnie było znacznie
spokojniej. Jedynie ataki rozkodowujące przed zaśnięciem...
we śnie niby była jakaś postać itp, ale nic specjalnego się
nie działo. Nad ranem brak? ataków rozkodowujących. Pewne
straty energetyczne na czakrze są no, ale cóż... tak to jest.
Obecnie ciężko jest przejść całą noc bez szwanku. Ogólnie
dzisiaj przez cały dzień czuję, że z moją czakrą nie jest
najlepiej :( ... nie wiem czemu tak. Wydawało mi się, że nie
dostałem tak mocno... tylko przed zaśnięciem odrobinkę.
Widocznie każdy cios tego byta jest silniejszy nim mi się
wydaje. :/
05/06.09.2010 -> (mały pokój) -> Jak położyłem
się na łóżku (ale nie zamykałem oczu) to po kilku minutach
zorientowałem się, że jestem powoli hipnotyzowany. Jak
zamknąłem oczy to po chwili były już ataki rozkodowujące (raczej bez szans na obronę
z mojej strony). W nocy było spokojnie, chodź chyba była tam
jakaś kręcąca się przy mnie postać. Nad ranem kilka ataków
rozkodowujących. Jakieś 7-7,5h snu... Przez te ataki jakoś
krótko sypiam ostatnio :/
Ogólnie trzeba podkreślić, że jak
mam nawet lekko "uszkodzoną" przez nocne ataki czakrę to
często zdarza się tak, że tracę całkiem sporo energii podczas
dnia. W biały dzień od czasu do czasu następuje takie specyficzne uczucie
(ruch energii?) na czakrze i pewna część energii zostaje
utracona (przede wszystkim z 4 czakry, a nawet czasem i z 3). Sądzę, że często tracę w dzień więcej energii niż
w nocy. Pamiętam, że jak miałem kiedyś kilka udanych nocy pod
rząd i moja czakra w miarę się zregenerowała to czułem, że w
biały dzień energia z mojej czakry nie ucieka już tak łatwo.
Czułem jakby moja czakra była "szczelna", a obecnie mam
wrażenie, że moja 4 czakra przypomina
"szwajcarski ser" (uczucie wbitego noża, ucisk itd.
-> odczucia są bardzo dobrze odczuwalne fizycznie). Widzę to
tak, że dopóki nie skończą się na dobre te ataki i dopóki nie
zregeneruje mi się w pełni czakra to pewnie nie będzie łatwo
"zatrzymać" "uciekającą" energię w biały dzień. Często jest
tak, że gdy moja czakra źle się czuję to odruchowo zaczynam
ją okrężnie masować ręką, a gdy mam wrażenie, że energia chce
uciec z czakry to szybko ją zakrywam. Niestety nie jest to
zbyt skuteczne przed stratą energii, ale niemniej jednak
jest to jakieś takie działanie instynktowne. Ogólnie uważam
że masowanie czakry ruchem okrężnym zgodnie z jej naturalnym
kierunkiem obrotu wpływa na nią korzystnie :)
06/07.09.2010 (mały pokój) -> Niestety, ale zmiana pokoju
jakoś specjalnie już nie chroni mnie przed atakami. Odbywają
się one już podobnie jak to było w moim (dużym) pokoju.
Przed zaśnięciem była mi zakładana hipnoza na głowę i co za
tym idzie odbyły się ataki rozkodowujące. Bez hipnozy
zakładanej na głowę prawdopodobnie nie może odbyć się atak
rozkodowujący. Ta hipnoza jest taką furtką do
przeprowadzenia ataku. Tak czy siak udało mi się jakoś
zasnąć. Następnie po 5:25? rano doświadczyłem ataku we śnie.
Po obudzeniu się byłem hipnotyzowany i atakowany atakami
rozkodowującymi. Do jakiejś 6:20? starałem się bronić jak
tylko mogłem. Wstawałem z łóżka, chodziłem po pokoju;
siedziałem na łóżku; nawet zmieniłem lokalizację na kilka
minut na łazienkę, ale to specjalnie nic nie dawało. Może
trochę..., ale przez krótki czas... zbyt krótki... Próbowałem
też za pomocą kryształy tworzyć aurę ochronną wokół mnie
oraz starałem się odcinać wszelkie negatywne powiązania z
przede wszystkim moją hipnotyzowaną głową i niby czasem
miałem wrażenie, że to coś daje, ale chyba to było tylko
wrażenie... bo jak poczułem przez chwilę, że jest lepiej to
już po chwili wszystko wracała na swoje starte (negatywne
dla mnie) tory. Ogólnie byłem zmęczony walką z ową hipnozą.
Nie wiem czy ten byt się w jakiś sposób męczy? Wydaje się
jakby miał ogromny zapas sił. Co ciekawe jak udało mi się
zasnąć to spałem bardzo mocno i obudziłem się znacznie
później niż czynię to ostatnio. Chciałem od razu wstać i iść
do kuchni coś zjeść, ale postanowiłem przez chwilkę jeszcze
poleżeć i odczułem, że ten byt znowu chce mnie dorwać. Moją
reakcją na to było natychmiastowe wstanie z łóżka i
"rozpoczęcie dnia" ;) Ogólnie trochę mnie podziabał ten
byt... szczególnie w okresie od 5:35 do 6:20, ale nie mniej
jednak nie ma tragedii. Muszę znaleźć jakąś skuteczną obronę
przed hipnozą. Jak mi się uda to i ataki rozkodowujące nie
będą miały prawa bytu.
07/08.09.2010 -> Przed zaśnięciem trochę medytowałem z
otwartymi oczami patrząc się na płomień świecy. Do tego
wyobrażałem sobie, że siedzę w tunelu światła, który wypełnia
moje wnętrze oraz to co na zewnątrz. Skupiałem się też aby
to światło wypełniło przede wszystkim moją głowę z tego
względu, że ten byt mocno ją ostatnio hipnotyzuje i chciałem
mu w ten sposób to jakoś utrudnić. Co ciekawe bardzo dużo
razy ziewałem podczas tej medytacji i same mi się oczy
zamykały hmm! Pamiętam, że jak zsyłałem Boskie światło na 7
czakrę to czułem ucisk na głowie. Po medytacji poszedłem
spać (mały pokój). O dziwo nie czułem hipnozy przed
zaśnięciem ani nie doświadczyłem żadnych ataków
rozkodowujących! Przypadek? Ale co ciekawe w nocy aż do rana
doświadczyłem 5 dziwnych ataków. Nie jestem pewien czy to
był nowy byt czy ten od ataków rozkodowujących. Jeżeli to
był ten sam byt co wczoraj to może zmienił sposób atakowania
gdyż nie mógł się przebić przez światło które włożyłem w
siebie podczas medytacji? Tego jeszcze nie wiem, ale ataki
były ciekawe i inne niż dotychczas. Były one rozłożone mniej
więcej w równych odstępach. Wyglądało to tak, że ta "zjawa"
(jakoś dobrze mi pasuję słowo "zjawa" odnośnie dzisiejszej
nocy) przylatywała i zatrzymywała się przy mnie (niby ten
"byt" / "zjawa" jest niewidoczny dla oczu, ale akurat był
wykrywalny dla mojego "wewnętrznego radaru"). Następnie
byłem wprowadzany natychmiastowo w pewien stan, ale nie wiem
czy to była hipnoza czy co? Nie wiem czy będę w stanie to
dobrze opisać. Był to stan gdzie czułem, że jak się będę
próbować uwolnić z niego to na 100% stracę energię, oraz
zdawałem sobie sprawę, że jak nic nie zrobię to wytrwam
jeszcze z kilka sekund i również stracę energię! Więc był to
stan z którego nie można było wyjść bez straty energii!
Około 5x straciłem w ten sposób energię i praktycznie za
każdym razem spałem w innej pozycji (na plecach, na brzuchu,
embrionalnie oraz na lewym i prawym boku). Żadna
pozycja nie dawała ochrony przed tym atakiem. Dodatkowo po
zamknięciu oczu doświadczyłem około 10? dużo słabszych
ataków. Owe ataki wydawały mi się troszkę inne od ataków
rozkodowujących, ale niemniej jednak trochę podobne.
Było to takie szybkie, nagłe i niespodziewanie wystraszenie?
Nad ranem właściwie nie odczuwałem "nakładania" hipnozy na
moją głowę, nawet jak jakaś była to bardzo szybko ze mnie
"zeszła". Ogólnie jestem ciekawy czy to ktoś nowy czy nie.
W sumie ta "zjawa" przypomina mi trochę "dementora" z
Harrego Pottera. Jedynie różnica jest taka, że jest ona
przezroczysta, ale sposób ataku wydaje mi się w pewnym sensie
podobny. Mam pewne problemy z bardzo dokładnym opisaniem
tych przeżyć, ale nie jest to takie łatwe. Doświadczenie i
wszelkiego rodzaju odczucia z tym związane nie zawsze jest
tak łatwo przelać na "papier".
08/09.09.2010 (mały pokój) -> Zapaliłem świeczkę w pokoju
ale czy ona coś dała? Brak? ataków rozkodowujących przed
zaśnięciem. Starałem się też spać z krzyżem + obrazkiem
Jezusa na sobie, ale później zrezygnowałem z tego gdyż nie
widziałem żadnych pozytywnych efektów tej techniki obronnej.
O 2:50 byt mnie budzi ze snu, a następnie do 3:03 była
hipnoza + ataki
rozkodowujące (jedno z drugim jest połączone). Następnie zapaliłem
lampkę w pokoju abym miał więcej światła (czuję się pewniej
jak jest jasno w pokoju). O 5:07 atak we śnie i później non
stop ataki rozkodowujące połączone z mocną hipnozą. Warto
podkreślić, że w pewnym sensie nauczyłem się dzisiaj bronić
przed zakładaniem hipnozy i co za tym idzie atakiem
rozkodowującym! Chodź nie jest to takie łatwe i nie zawsze
się udaje, ale dzisiaj to mocno przećwiczyłem wiele razy i
jak się dobrze wykona obronę to jest nikła szansa na stratę
energii chodź nigdy nie można być pewnym tego na 100% jak się to
potoczy! Jestem pewien, że przed większą utratą energii
chroni to bardzo dobra, ale zdarzało mi się dzisiaj wiele
razy, że byłem tak lekko dziobnięty. Różnie bywało. Dzisiaj
ogólnie był niezły kocioł w nocy. Sposób obrony wygląda
następująco: musimy na chama trzymać oczy otwarte! Nie
pozwalamy im się zamknąć za wszelką cenę! Następnie gdy już
będzie zbliżał się atak (sam fakt, że kleją mi się tak oczy w
moim przypadku oznacza atak [próba hipnozy która ma
prowadzić do rozkodowania], ale chodzi mi tutaj o kolejną
fazę przygotowań tego byta do rozkodowania mnie) w odpowiednim momencie musimy
wstrzymać oddech (sami musicie wyczuć, który dokładnie to
moment). Następnie za chwilę w odpowiednim momencie musicie
napiąć mięsnie brzucha (na wstrzymanym powietrzu) (jak
wcześniej... sami musicie wyczuć kiedy to macie zrobić) i w
takim "stanie" musicie przeczekać kulminację ataku i dojść
do momentu gdy ten byt, że tak powiem weźmie sobie "oddech"
przed kolejnym atakiem. Wtedy możecie się rozluźnić i
przygotować psychicznie do kolejnej próby obrony. Mi to
pomagało przed utratą energii z 3-4? czakry. Wstrzymany
oddech dawał spokój, koncentrację, ogromne skupienie na tym
co się działo w moim wnętrzu i wydaje mi się, że nie było mu
wtedy tak łatwo mnie rozkodować (w sumie nie jestem
pewien... muszę przeprowadzić więcej testów). W sumie jak
oddycham to są jakby "fale" (nie wiem jak to dobrze opisać),
a jak wstrzymuje oddech to "ocean jest spokojny" hmmm. Chyba
wiecie o co mi chodzi? A co do napięcia mięśni brzucha to
chyba to jakoś blokowało czakry przed otwarcie? Dzisiaj bardzo wiele
razy się obroniłem przed rozkodowaniem stosując tą metodę
(hipnoza jest połączona w tym przypadku z atakiem
rozkodowującym). Ogólnie sposób wydaje się bardzo dobry
tylko trzeba trochę nabrać wprawy aby wszystko robić w
odpowiednim czasie. A może uda mi się jeszcze dopracować tą
metodę obrony? Te ataki i "zabawa" w obronę trwały do 5:40
-> następnie postanowiłem wstać i zmienić pokój. Poszedłem
do dużego pokoju do nie mojego (wolnego) łóżka. Położyłem
sobie koło głowy worek z czosnkami + wodę święconą w butelce
ale to nic nie pomogło bo po chwili leżenia miałem znowu
ataki rozkodowujące + hipnozę. O 5:50 postanowiłem wstać.
Przypominam, że ja w realu jestem hipnotyzowany. Po prostu
sobie leżę z otwartymi oczami i się "zaczyna jazda". Gdy ten
byt zaczyna swoją grę to ja nie jestem w jakimś głębokim
relaksie czy coś... już lecą ze mną na całego. Po 6 rano
powróciłem do łóżka i broniłem się przed hipnozą. Udało mi
się na chwilkę zasnąć. O 7:30 postanowiłem się ewakuować na
dobre. Przed wstaniem zauważyłem, że chce ponownie mnie zahipnotyzować aby
mnie rozkodować i po prostu mu zwiałem! Nie miałem już siły, ani
ochoty na "zabawę" z tym bytem. Ogólnie straciłem trochę
energii... wiele razy zostałem lekko dziobnięty podczas
obrony. Ogólnie jestem nie wyspany i zmęczony, ale bywało
gorzej więc nie narzekam. Tylko jak będą tak wyglądać
kolejne dni to ja dziękuję eh...
Dodam
jeszcze, że jak ten byt mnie atakował hipnozą i atakami
rozkodowującymi to podczas tych ataków mantrowałem słowo
"Bóg" oraz uderzałem tingsha, ale nie widziałem jakiś
specjalnych efektów. Ten byt mnie atakuje już w takim stanie
gdzie ja mogę sobie normalnie wziąć tingsha i nimi uderzać,
a jednocześnie będę atakowany! To się dzieje realu! To nie
jest w letargu czy w stanie pomiędzy realem a snem! Ten byt przenika moją
rzeczywistość aż do reala i może zajść interakcja! Kiedyś
mogło się to stać tylko we śnie, w stanie pomiędzy realem a
snem lub w letargu, a
teraz? A teraz mam na serio przesrane ;)
Od około
17:30 zaczyna mi uciekać energia z czakry tak samo jakbym
był atakowany! To już nie pierwszy raz! Nie wiem czy to
jakiś atak czy co? Tak w biały dzień! Siedzę przed kompem i
takie rzeczy się dzieją! Zupełnie nie wiem o co chodzi, ale
poprzez wstrzymanie oddechu i odpowiednie napinanie mięsni
brzucha mogę zminimalizować straty! Jakby coś nie czuję
żadnej hipnozy! I nie znajduję powodu czemu takie coś
miałoby się dziać! Jeżeli nie jest to atak o czym nie jestem
do końca przekonany to nie znajduję powodu aby coś takiego
się działo! A energia ucieka co jakiś czas i czuję to
doskonale! Na dodatek nie tylko z 4 czakry, ale też i z 3!
Niestety sporo straciłem już tej energii. Czuje jakbym miał
wbity nóż w 4 czakrę, a jeszcze kilkanaście minut temu moja
czakra czuła się całkiem dobrze! Moja technika obronna nie
jest taka super aby blokować upływ energii w 100%, ale nie
mniej jednak bez niej było by znacznie gorzej. Tylko to nie
ma sensu! :(
Jest już
20:30 a ja wciąż jestem atakowany. Stosuje moją metodę, ale
to upierdliwe bo co chwilę muszę tak robić no i chcąc nie
chcąc tracę trochę energii, ale bez tego było by znacznie
gorzej jak pisałem wyżej. Wiesia doradziła mi abym kładł na
te czakry (dokładnie jest to na punkty które bolą) trójnóg
zrobiony z palców (kciuk łączymy z tymi palcami obok) i
przykładam je do czakry. Jeden trójnóg poszedł na 3 czakrę, a
drugi na 4 i chyba pomogło, ale i tak pewnie będę to testować
w najbliższych dniach!, ale teraz to ja idę sobie
pomedytować bo ten byt chyba znowu się do mnie przyczepił.
Muszę go odciąć od siebie!
Jest już
22 i jestem po medytacji która oczywiście nie trwała 1,5h
ale posiedziałem sobie trochę w tunelu Boskiego światła.
Pozgarniałem też rękami wszelkie brudy z aury jak tylko umiałem.
Starałem się również odciąć wszelkie negatywne "rzeczy"
poprzyczepiane do mojej aury itd. Może opiszę pokrótce jak
to robię: Poruszam rękami tak jakbym przecinał nimi jakieś
linki przyczepione do mnie? oraz zbieram jakby kurz? z aury
koło głowy i ogólnie oczyszczam z aury wszelką osadzoną na
niej brudną energię, a następnie strzepuję to z rąk i
wrzucam to w "wirtualny" ogień i proszę aniołów aby to
zabrali z mojego domu i zanieśli tam gdzie uważają, że
powinno to być zaniesione i aby zrobili z tym to co według
nich powinno być z tym zrobione. Czuję, że taka medytacja
była mi potrzebna i sądzę, że częściej będę ją robił.
Szczególnie siedzenie w tunelu Boskiego światła
(automatycznie napełnianie się tym światłem) oraz
oczyszczanie aury wydaje mi się potrzebne w tych ciężkich
chwilach jakie teraz przechodzę. Ogólnie po tym całym
zabiegu czuję się jakoś spokojniej i stabilniej na czakrach.
Chyba ten byt został ode mnie odcięty? Na to wygląda. Jak
znowu się przyczepi to ponownie przeprowadzę medytacyjną
kurację ;)
Jest już
23 i od jakiegoś czasu czuję już, że coś mnie lekko
"podszczypuje", ale już kij... zaraz idę spać... no może
jeszcze trochę światła na siebie pozsyłam itd.
Jest
23:45 i już na serio idę spać ;) Czasem mi energia szalała
na czakrach (pewnie atak)..., ale dawałem te 3 złączone palce
na czakry i jakoś tak lepiej... albo placebo, ale chyba
nie... A jeszcze powiem, że jak trzymałem tylko jedną rękę np.
na 4 czakrze to mi jakoś tak uciekała energia z 3 i na
odwrót. Więc trzeba się bronić obiema rękami! ;)
09/10.09.2010 (mały pokój) -> Jeszcze przed zaśnięciem
rękami "poprzecinałem" wszystkie eteryczne? połączenia byta?
z moją aurą? Po tym zabiegu trzymałem na 3 i 4 czakrze
trójnogi z palców. Po pewnym czasie leżenia tak poszedłem
spać i obudziłem się dopiero około 6 rano? Później szybko
zasnąłem i wstałem około 7:45 i przed wstaniem wydaje mi się
że były takie minimalne, podejrzane ruchy energii na 3
i 4 czakrze, ale ogólnie je sobie olałem. Jakoś dzisiaj
wyjątkowo dobrze mi się spało.
Dzisiaj
w dzień niby nic specjalnego nie czułem na czakrach... no
może jakieś malutki ruchy energii, ale do powiedzmy, że jest
to do zaakceptowania. Nawet położyłem się do łóżka na krótką
drzemkę i jakoś nic mi się nie stało! Leżałem też przez
jakiś czas i był spokój! Nie czułem jakiś ataków. Ale
niestety już tak później gdy zaczęło się ściemniać moja
energia na 3 i 4 czakrze znowu zaczęła szaleć. Około 23
oczyszczałem swoją aurę... O 23:12 dalej czuję moim zdaniem
"negatywne" ruchy energii na 3 i 4 czakrze więc idę się
oblać złotym światłem, a później czas na "sen".
10/11.09.2010 -> Tym razem poszedłem spać wreszcie do swojego
łóżka (duży pokój). Były ataki rozkodowujące
przed zaśnięciem, ale robiłem oczyszczanie aury i odcinanie
"połączeń" i jakoś się udało zasnąć (oczywiście trzeba
podkreślić, że przed samym położeniem się do łóżka wytraciłem
z czakry sporo energii przez tego byta). Osobiście uważam, że owy byt
wiele razy próbował mnie zaatakować (otworzyć) we śnie, ale
mu się to nie udawało bo z jakiegoś powodu reagowałem tak
jak trzeba (co właściwie mi się wcześniej nie zdarzało lub
bardzo sporadycznie). Odpowiednia reakcja we śnie raczej nie
należy do rzeczy łatwych gdyż odbywa się ona na poziomie
podświadomym?, a dzisiejszej nocy reagowałem odpowiednio
wiele razy! Nie wiem jakim cudem mi się to udawało. Może
wyrobił mi się nawyk prawidłowej reakcji (nie otwierania
się gdy ktoś zły chce tego dokonać)? Około 5:30? może wcześniej zaczęły się silne ataki
rozkodowujące w realu. Trochę oberwałem, ale ostatecznie
jakoś udało mi się zasnąć, ale zanim to nastąpiło to zdeczka się
z tym bytem namęczyłem. Niestety leżenie na brzuchu czy inne
pozycje przy tym ataku wysiadają. Następnie spało mi się
dość dobrze i nie odczuwałem jakiś specjalnych ataków. Przed
wstaniem również sytuacja wyglądała dość stabilnie.
Jest już
13:30 a ja czuję jakby moja 4 czakra straciła bardzo dużo
energii. Niby nic się takiego nie dzieje i jak wstałem
dzisiaj rano z łóżka to było wszystko
ok z tą czakrą, a teraz takie cyrki bez powodu? hmmm :/
Poszedłem spać na całe 2 godziny i nic mi się nie stało! Nie
jestem pewien czy nie było jakiś małych prób ataku, ale
powiedźmy, że nic nie było. Tak czy siak kilka dni temu taka
"drzemka" byłaby nie do pomyślenia! Coś musiało się zmienić
hmm... Dobrze jest móc odpocząć dodatkowo podczas dnia...
pomijając fakt, że jak nie śpię to często w dzień obrywam :/
Jest
20:15 i się tak zastanawiam o co chodzi z tą 4 czakrą. Bo ja
czuję jak z 3 i 4 czakry wylatuje energia raz na jakiś czas
i nawet odruchowo zatykam czakrę ręką aby zapobiec temu, ale
niestety to nic nie daje. Nie mniej jednak obecnie czuję
jakby nóż wbity w 4 czakrę, ale nie jestem pewien czy to ma
jakiś związek z atakiem. Może tam po prostu energia się
nagromadziła aby rozwinąć tą czakrę na wyższy poziom? Nie
wiem... to tylko moja hipoteza. Bo podobne uczucie kiedyś
czułem na 4 czakrze, ale tej tylniej i to przez długi czas, a
teraz przeniosło się to na przód hmm... Tak czy siak
niepokoi mnie to uciekanie energii z czakr. Np na 3 czakrze
nie czuję żadnego wbitego noża czy czegoś takiego, a uczucie
uciekania energii na 3 i 4 czakrze jest takie samo.
O 22:35
nóż z czakry zniknął... obstawiam, że jakieś energie
rozwijają tą czakrę... bo takie samo uczucie miałem kiedyś
na 4 czakrze tylko z tyłu... i nie było to spowodowane
atakiem... Tak czy siak będę się tym wszystkim odczuciom na
czakrach bacznie przyglądać.
11/12.09.2010 -> Brak ataków rozkodowujących przed
zaśnięciem. W nocy do 8 rano było 8 ataków we śnie. Niestety
4 pierwsze zadały mi duże obrażenia (po obudzeniu czuję
ucisk na 4 czakrze), a w kolejnych 4 udawało
mi się jakoś obronić, ale czasem z małymi stratami. Niestety
ogólny bilans energetyczny nie jest najlepszy... te pierwsze
4 ataki były dość silne. Około 8:30 gdy myślałem, że nie
doświadczę już ataków rozkodowujących nastąpił jeden na
prawdę silny i po nim postanowiłem wstać aby nie doznać
kolejnych obrażeń bo ogólnie dzisiaj bardzo mocno oberwałem
i chcę się jak najszybciej zregenerować. Wczoraj tak ładnie
się broniłem we śnie, a dzisiaj czułem się jakbym nie miał
żadnych szans... eh...
Zapomniałem dodać, że podczas dwóch z 8 ataków we śnie ten
byt do mnie przemówił mówiąc raz "eeej"? jak próbowałem się
wybudzić? lub jak się wybudziłem? nie pamiętam dokładnie i
drugi raz też coś powiedział, ale nie zapamiętałem co. Ale
ogólnie mówił to chyba dlatego, że był nie zadowolony, że
stawiam opór? Nie jestem pewien... hmm...
Jest
21:10 a ja dalej jestem mocno potłuczony na 4 czakrze.
Dostałem niemiłosierny wpiernik dzisiaj w nocy... eh...
Jest
23:40. Zauważyłem, że w ciągu dnia w sumie z 10x?
miałem taki dziwny ból na 4 czakrze, którego normalnie nigdy
wcześniej
nie doświadczałem. Wydaje mi się, że jest to powiązane z tym
łomotem jaki dostałem dzisiaj w nocy właśnie w tą czakrę. Moim
zdaniem czakra została w jakimś stopniu uszkodzona i próbuje
się ona naprawić
i stąd ten ból. Oczywiście jest to tylko moja hipoteza i nie
musi być ona słuszna! Ten ból wygląda tak jakby ktoś wbijał
Ci na chwilę jakiś długi, ostry i cienki przedmiot w czakrę.
Nie wiem jak dokładnie to opisać, ale nie jest to fajne. Trwa on krótko. Może jest jakaś inna przyczyna
tego bólu...
12/13.09.2010
-> Dzisiaj spałem w małym pokoju i o dziwo
cała noc była w miarę spokojna! Miałem zapaloną
małą lampkę w pokoju przez całą noc Gdy poczułem, że byt chce
mnie zaatakować atakiem rozkodowującym to zmieniłem pozycję
z normalnej na przekręconą o 180 stopni i chyba coś pomogło
ale ogólnie przed zaśnięciem było spokojnie. O 4:10 próba ataku we śnie, ale nie udana dla
tego byta! Tak jakby ten byt się czaił i chciał mnie
zaatakować, ale jakoś nie mógł nie wiedzieć czemu! Dla
formalności powiem, że leżałem wtedy na lewym boku o ile ma
to jakiekolwiek znaczenie. 4:35 nie udany atak
rozkodowujący. 4:44 atak rozkodowujący? 5:40 Atak we śnie?
7:10 atak rozkodowujący. O 8:15 wstałem, ale jeszcze przed
wstaniem czułem, że ten byt chciał zastosować ataki
rozkodowujące, ale też było to takie bez wyrazu, bez siły. Ogólnie noc
dość udana bo nie oberwałem zbyt mocno :D niemniej jednak moja czakra pozostawia duuużo
do życzenia... przydałaby jej z
tygodniowa regeneracja po wczorajszych bęckach! o tak!
Jest
12:40. Dzisiaj też odczuwam ten dziwny ból na 4 czakrze +
ucisk. Nie wiem co tam się dzieje, ale trochę mnie to
niepokoi. Może tam się dzieje coś zupełnie innego niż myślę?
Na razie jest to dla mnie zagadka, ale niemniej jednak
bacznie to obserwuję.
13/14.09.2010 -> Jakby coś spałem w małym pokoju... i będę
tam spał aż nie napiszę, że zmieniłem pokój ;) Miałem też
zapaloną małą lampkę przez całą noc. Było sporo ataków
rozkodowujących przed zaśnięciem. Aby się bronić schowałem
się pod kołdrę i przekręciłem o 180 stopni (tak jak wczoraj)
i chyba to pomogło bo jakoś udało mi się szybko zasnąć hehe
:) Noc była spokojna. Dopiero nad ranem od 6:30 pojawiły się
ataki rozkodowujące i trochę ich było, ale ogólnie cała noc
udana. Malutkie straty energetyczne.
14/15.09.2010 -> Brak ataków!!! (CUD!?) Miałem zapaloną małą
lampkę w pokoju do około 6 rano. Od chyba 3 dni też mam na
szyi dodatkowy różaniec.
15/16.09.2010 -> Ponownie brak ataków!!! Chodź wydaje mi się
że rano delikatnie coś mogło być przed wstaniem, ale nie
jestem pewien. Nie mniej jednak będę dalej bacznie
obserwować czy aby nic mnie tam nie "dziabie" od czasu do
czasu. W ogóle domyślam się czemu te ataki się "skończyły"
(lub bardzo mocno osłabły). Wczoraj został wyrzucony
właśnie kilka godzin przed pójściem spać babci stary
telewizor, który dostała wiele lat temu od ludzi którzy bardzo dużo
złorzeczą (do
dnia dzisiejszego) między innymi na moją rodzinę (w tym na
mnie). Więc może był to taki jakby kanał przez, który ta
negatywna energia miała dostęp do naszego mieszkania? Ma to
dla mnie sens. Na dodatek ten stary telewizor jest w naszym
mieszkaniu od "zawsze" i od "zawsze" działo się u nas nie
najlepiej. Myślę, że ten kanał został całkowicie zniszczony.
Dobrym pytaniem jest czy aby tych kanałów nie jest więcej? Co ciekawe telewizor babuli i moje łóżko
dzieliła tylko ściana i jak spałem to może max 1,5 metra
było między nami odległości. Może dlatego tak mocno ostatnio
dostawałem gdy spałem u siebie, a jak spałem w małym pokoju
(odległość około 5? metrów między mną, a telewizorem) to moc ataków była odczuwalnie mniejsza
(ale nie zawsze... chodź przeważnie była różnica...
szczególnie ostatnio). Myślę, że te
odległości mogą mieć znaczenie, ale w sumie to już nie ważne.
Cieszę się z tych dwóch dobrze przespanych nocy. Oby taki
trend utrzymał się w najbliższej przyszłości.
16/17.09.2010 -> Przed zaśnięciem położyłem sobie bardzo
dużo kasztanów pod poduszkę. Ogólnie znowu było luźno. Jedynie w nocy był ten byt w
moim śnie (symbolicznie). Niby coś próbował, ale nic mu z
tego nie wyszło. Był później jeszcze pewien sen, który mógł
sugerować atak, ale chcąc nie chcą nic mi się nie stało. Moja czakra coraz mocniej dochodzi do siebie.
17/18.09.2010 -> Niestety nocne ataki powróciły już chyba w
normalnej postaci. Były one od około 3:20 do około 8:05-8:15
i w tym czasie zostałem zaatakowany mniej więcej 8-9 razy albo
to we śnie albo był to nagły atak rozkodowujący. Była też
hipnoza. Raz udało mi się jakoś ją pokonać poprzez "mentalną
walkę" i nie poddanie się jej wpływowi. Gdy zwyciężyłem
to miałem uczucie jakby ktoś
coś odczepił od mojej głowy? albo jakby coś mi z głowy
zeszło? Nie wiem jak to opisać, ale poczułem się lżejszy na
głowie... bardziej normalnie... Było to chyba po pierwszym
ataku o 3:20. Np ciekawym atakiem był atak o 6:17 gdzie we
śnie widziałem ogromnego, paskudnego robala, który faktycznie
łaził mi po plecach! Na szczęście leżałem prawie całym
ciałem na brzuchu więc na pewno mnie trochę to uratowało
przed większymi szkodami. Tak sądzę? Nie mniej jednak
podczas dzisiejszej nocy straciłem kilka x energię z 3 i 4
czakry, przede wszystkim podczas tych nagłych ataków
rozkodowujących. Przynamniej miałem ostatnio te 3 lżejsze
dni i trochę się
zregenerowałem. Dobre i to.
Dodam
jeszcze (o ile to ma jakiekolwiek znaczenie), że babcia
dostała nasz stary telewizor, który został od razy podłączony
do prądu, ale dopiero 16stego się uruchomił gdyż po
odłączeniu wtyczki z gniazdka telewizor ma problemy z
ponownym "rozruchem". Może nie ma to żadnego znaczenia, ale
niemniej jednak może warto o tym wspomnieć.
18/19.09.2010 -> W nocy było jakieś 4-5x głównych ataków
wycelowanych w 4 czakrę. Rano było sporo ataków
rozkodowujących. Broniłem się stawiając opór mentalny
(koncentracja itd), ale niemniej jednak często czułem jakiś
dziwny ruch energii na 3 czakrze. Nie jestem pewien czy ta
energia uciekała z czakry czy tylko się w jej obrębie
przemieszcza, ale znając życie jest to po prostu kradzież
energii. Przypomina mi to potrząsanie szklanką z wodą.
Trochę wody zawsze się wyleje. Może tak samo dzieje się
podczas tego dziwnego uczucia na 3 czakrze podczas ataku?
Może... Ciekawy jestem czemu akurat rano ataki były na 3 czakrę, a nie jak w nocy na 4. Ogólnie trochę energii
straciłem, ale niemniej jednak moje morale są całkiem
wysokie :)
19/20.09.2010
-> Jeszcze przed pójściem spać do małego
pokoju zrobiłem sobie w dużym pokoju, w nie moim łóżku małą
15-30min drzemkę i jakoś nic mnie nie zaatakowało! Przed
drzemką starałem się stworzyć jakby tarczę ochronną wokół
siebie aby nic nie mogło jej przekroczyć. Następnie
poszedłem spać do małego pokoju i również starałem się
stworzyć ochronną tarczę, ale niemniej jednak były ataki
rozkodowujące przed zaśnięciem, ale na moje szczęście niezbyt
nieskuteczne (chodź zawsze troszeczkę energii się na takich
atakach straci?). O 3:35 atak dźwiękowy rozkodowujący?
Słyszałem jakąś mowę? w głowie czy gdzieś w sobie? która
miała mnie rozkodować? O 3:47 nieudana próba wystraszenia
mnie poprzez jakiś trzask czy coś w tym stylu słyszany w
głowie? lub w sobie? Z tego co pamiętam były kiedyś takie
same lub podobne? ataki dźwiękowe? 4:00 znowu nagły
dźwiękowy atak rozkodowujący. O 7:00 przy zmianie godziny
(zegar wydał głośniejszy dźwięk jak doszła równo 7:00).
Takie coś jest właśnie wykorzystywane aby skutecznie i
szybko mnie rozkodować. Tak samo jak zabroniłem mamie pukać
w drzwi jak leżę w pokoju bo takie coś może bardzo pomóc
temu bytowi i jest duże prawdopodobieństwo, że stracę energię
przez głupie pukanie w drzwi! Muszę się całym sobą
naszykować na ewentualne pukanie bo jak tego nie zrobię to
mimo iż będę wiedział, że zaraz nastąpi pukanie do drzwi to
mogę stracić energię! Problem polega na tym, że ten byt mnie
hipnotyzuje i robi różne triki których nawet nie jestem
świadomy i przez to nawet głupie pukanie w drzwi może mnie
rozkodować! Jest to bardzo podstępne. W ogóle nie musi
koniecznie to być pukanie. Jak podałem przykład wcześniej
może to być wskazówka zegara czy cokolwiek innego. Jakbym
nie był atakowany w ten sposób w jaki jestem to nie miałoby
to na mnie wpływu. To działa tylko dlatego, że ten byt tam
jest i przy mnie majstruje (np hipnoza). O 7:02 kolejny
nagły atak rozkodowujący. 7:15 nagły atak rozkodowujący.
7:30 nagły, dźwiękowy atak rozkodowujący. Te
ataki gdzie podałem godzinę były silniejsze od tych może
około 12? ataków których w ogóle tutaj nie ująłem, a odbyły
się przede wszystkim nad ranem, ale nie tylko. Spisałem tylko te godniejsze
uwagi. Wiele tych niespisanych ataków odparłem obroną
mentalną, ale nie wszystkie. Uznałem, że nie ma sensu co minutę zapisywać, że
był atak. Jakoś wciąż moje morale są wysokie. Straciłem
trochę energii i czuję to na czakrze, ale jakoś się tym specjalnie nie przejmuję.
Jakoś nie zauważyłem dzisiaj w nocy ataków na 3 czakrę.
Właściwie chyba? wszystkie były skierowane na czakrę wyżej.
Ogólnie starałem się bronić jak umiałem, ale niemniej jednak
nie zawsze jest to takie łatwe do wykonania ;)
20/21.09.2010 -> Przed zaśnięciem w miarę? spokojnie. 3:49
atak we śnie. 4:38 atak (obroniłem się). Następnie było
sporo ataków rozkodowujących + hipnoza + moja obrona
(mentalna + spinanie brzucha itd). Oczywiście nie udało mi
się obronić przed każdym atakiem. Właściwie jak jest ich
sporo to nigdy się to nie udaje w 100%. 7:16 usłyszałem mocne
klaśnięcie w głowie, aż mi się na chwilkę cały ekran przed
oczami rozmazał!, ale praktycznie energii nie straciłem. 7:21
dziwne uczucie na 4 czakrze (atak / strata energii).
Następnie do wstania czyli 7:57 była non stop hipnoza
połączona z atakami na czakrę 3, ale przede wszystkim na 4
czakrę. Stawiałem mocny opór
ale niemniej jednak nie udało mi się w pełni obronić przed
każdym atakiem. Przypominam, że te ataki z rana odbywają się
w ten sposób, że ja sobie leżę z otwartymi oczami i jestem
hipnotyzowany, ale jestem w pełni świadomy i mogę się
poruszać i w ogóle! To się dzieje w pełni w realu!
Oczywiście hipnoza wprowadza w pewien "dziwny" stan, ale nie
mniej jednak jest to real, a nie jakiś letarg czy stan
pomiędzy realem a snem! Po
wstaniu czuję, że straciłem chyba więcej energii niż
przypuszczałem (4 czakra). W sumie było dużo tych
ataków po 4:38 oraz 7:21. Zbyt dużo aby nie ponieść jakiś
strat... nie wspominając już o innych atakach tej nocy.
Dodam jeszcze, że gdy byłem hipnotyzowany to starałem się
bronić poświęconym przez księdza krzyżem z Jezusem oraz
obrazkiem na którym widniał Jezus. Przykładałem te
przedmioty w okolice głowy, ale nie zauważyłem aby to dało
pożądany przeze mnie rezultat. Mantrowałem też słowem "Bóg"
ale też nie zauważyłem żadnych efektów.
21/22.09.2010 -> Zapaliłem
sobie świeczkę w pokoju przed zaśnięciem, ale jakoś nie
uchroniło mnie to przed hipnotyzowaniem mnie. Używałem tingsha, ale to nic nie pomagało, tak samo głośno klaskałem
ale też brak efektów. Nie mniej jednak jakoś udało mi się
zasnąć. Spałem spokojnie aż do ataku o 5:00, który mi nic
nie zrobił. Po obudzeniu się zapaliłem kolejną świeczkę bo
ta zapalona przed zaśnięciem już zgasła. Ogólnie czułem tego
byta w moim pokoju. Jak jest się hipnotyzowanym to
przeważnie nie czuje się tego byta (mówię o tym obecnym), ale
zdaje się sprawę z tego, że on jest w pokoju i "miesza", ale
są właśnie czasem takie momenty, gdy wyraźnie się go poczuję
i one są takie jakieś nie przyjemne. Ma się wtedy bardzo
silne wrażenie, że jest on tutaj tylko po to aby nas
"zgnoić". Przez krótką chwilę są wyczuwalne jego bardzo złe
zamiary wobec nas. Nie jest fajnie zasypiać wiedząc, że ktoś
niewidzialny tylko czeka aż zamkniesz oczka tylko po to aby
się do ciebie dobrać no nie? O 5:10 były kolejne ataki
rozkodowujące. Starałem się
przykładać kryształ górski w różne części głowy aby zapobiec
hipnozie, ale to raczej nic nie dawało, chodź miałem przez
chwilę wrażenie, że jak przyłożyłem do punktu pomiędzy tyłem
głowy, a czubkiem to, że coś na chwilę pomogło. Nie mniej
jednak moje wrażenie szybko musiało ustąpić mocnej hipnozie
która po chwili się pojawiła. Może naprawdę to coś dało i
ten byt musiał jeszcze mocniej mnie hipnotyzować? Nie
wiem... Również kładłem kryształ w okolice 4 czakry, ale nie sadze
aby to jakoś pomogło. O 5:30 był też trik ze wskazówkami
zegara. Usłyszałem głośno ruch przesuniętej wskazówki i
nastąpiło rozkodowanie. Nie wiem czy wskazówka naprawdę
wydała taki wyraźny dźwięk czy ten byt po prostu sprawił, że
ja to przesunięcie tak głośno usłyszałem, ale wiem na 100%, że
była tam jakaś manipulacja ze strony tego byta. On lubi
wycinać takie numery. Trzeba podkreślić, że byłem wtedy też hipnotyzowany. 6:15
atak rozkodowujący i kładłem w tym czasie kryształ górski na
4 czakrę, ale nie sadze aby coś pomógł?, ale kto go tam wie...
po prostu próbuję tego co mam pod ręką, ale jakoś nie mogę
znaleźć dobrego sposobu na tą hipnozę. Osobiście uważam, że
jakby nie było tej hipnozy to raczej nie mógłby ten byt atakować
w ten sposób jaki to robi obecnie. To dzięki hipnozie są
możliwe ataki rozkodowujące. Tak mi się wydaje. 7:20 kolejne
ataki rozkodowujące + hipnoza. O 7:45 włączyłem TV i trochę
zmieniłem pozycję aby nie "bawić" się już z tym bytem.
Ogólnie dużo mniej energii straciłem niż wczoraj, ale bez
strat przespać nocy mi się nie udało ;)
22/23.09.2010 -> Przed zaśnięciem lekka hipnoza? już nie
pamiętam? 2:10 atak rozkodowujący we śnie (strata energii).
2:11 atak rozkodowujący (strata energii) + hipnoza! Macham
rękami wokół głowy z intencją odcięcia wszystkich
negatywnych połączeń, ale to jakoś nic specjalnego nie daje.
Ogólnie hipnoza jest totalnie w realu! Nawet uciekłem do
dużego pokoju, ale tam już po chwili zacząłem być
hipnotyzowany! Następnie poszedłem do łazienki i odmyłem
twarz wodą aby jakoś się ocucić z hipnozy. Wracam do małego
pokoju. Po chwili byłem już hipnotyzowany i aby temu
przeciwdziałać wyciągałem ręce do przodu tak jakbym chciał
temu bytowi pokazać wnętrze dłoni (Wiesia mówiła, że w Jej
przypadku działało, ale Ona ma jakieś specjalne krzyżyki na
rękach, niemniej jednak próbowałem) i o dziwo na chwilę
pomogło?, ale ogólnie po pewnym czasie znowu hipnoza uderzyła
i to bardzo mocno. Coś czuję, że będę jeszcze testować tą
metodę. 4:30 3x pod rząd dostałem w odstępie może 3 minut.
To był atak bardzo podstępny. Usłyszałem jakby za każdym
razem trzaśnięcie w telewizorze i od razu następowało
rozkodowanie! za trzecim razem było to wtedy gdy siadłem na
łóżku! więc to był real!!! za każdym razem straciłem
energię! Nie wiem czy na serio ten byt coś majstrował przy
TV czy po prostu moje zmysły tak omotał abym usłyszał to co
on chciał abym usłyszał. Na dodatek przy tak mocnej hipnozie
jaką dzisiaj była nawet zaczynałem mieć lekkie halucynacje!
Było ciężko! 4:44 obmywam po raz drugi twarz wodą. O 5:01
wziąłem poświęcone obrazki jakie miałem i przykładałem je do
głowy i okolic i niby trochę pomagało, ale już po chwili atak
tak mocno się nasilał, że głowa mała. I takie bójki dzisiaj w
nocy trwały i trwały! 5:31 atak rozkodowujący w płytkim
śnie. 5:56 atak rozkodowujący. Ten byt wciąż nie odpuszcza.
Przed 7 rano atak rozkodowujący we śnie (strata energii).
Wiem, że był dzisiaj też atak rozkodowujący dźwiękiem chyba o
7:00?, ale nie pamiętam czy dokładnie o tej godzinie, ale
chyba tak? (chodzi o trik ze wskazówką zegara). 7:10 z dwa
ataki rozkodowujące (strata energii). 7:10 atak
rozkodowujący -> ogólnie atakuje non stop + bardzo silna
hipnoza. O 7:15 włączyłem TV bo już nie mogę. Nie mniej
jednak nawet o 7:46 czuję dziwne ruchy energii na 4 czakrze.
Tych ataków było znacznie więcej niż tutaj opisałem bo
wspomniałem przede wszystkim o tych głównych atakach, ale
często odbywają się one całymi seriami czyli wiele pod rząd
w krótkich odstępach czasu. Takie potyczki są dość męczące.
Najbardziej denerwuje hipnoza, która jest taka perfidna i
bez skrupułów, a na dodatek bardzo trudno się przed nią w
jakikolwiek sposób obronić. Już nie muszę dodawać, że
mantrowałem, modliłem się, przyzywałem opiekunów, archanioła
Michała itd. Może to po prostu jest do mnie dopuszczone abym
przekazał te informacje szerszej grupie ludzi? Bo dobra
strona mocy wie, że postaram się to ładnie opisać po to aby
przedstawić światu jak to naprawdę wygląda. Nie mniej
jednak jest to ciężka lekcja. Ten byt doskonale wie, że ja
zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje. Tu już nikt się z
sobą nie bawi. Jest walka na całego. Szkoda, że wydaje się
jakbym był na przegranej pozycji, ale ostatecznie to ja
zwyciężę co jest bardzo pocieszające. A skąd to wiem? Ze
snów które miałem i które na www opisałem. Trzeba je tylko
znaleźć. Jeszcze raz podkreślę, że tych ataków
rozkodowujących jest znacznie więcej niż tutaj opisanych bo
jakbym chciał każdy atak spisać to musiałbym co chwilę
sięgać po zeszyt, a to byłoby pewnego rodzaju paranoją.
Paliłem dzisiaj 1 świeczkę i gdzieś tak po 5? zapaliłem
lampkę.
23/24.09.2010 -> Przed położeniem się spać odmówiłem 33x
modlitwę do fioletowego płomienia (Jam jest Bytem fioletu
płomienia, Jam jest czystością Boskiego marzenia) oraz
zapaliłem świeczkę. O 0:55 dopiero poszedłem spać. O 4:55
atak we śnie, następnie były hipnozy i próby ataków
rozkodowujących. O 5:00 zapaliłem lampkę bo zgasła świeczka.
O 5:05 wciąż trwa hipnoza, TV wydał głośny trzask, ale nie
rozkodowało mnie to tak jak wczoraj. Odmawiałem też w między
czasie modlitwę do fioletowego płomienia (zdanie
wypowiadałem wiele razy). Wystawiałem też ręce do przodu tak jak wczoraj i
zauważyłem, że jak zmysłami wyczuję tego byta i skieruje w
tamtym kierunku ręce to hipnoza prawie ustaje, ale jest to na
krótko bo ten byt chyba zmienia pozycję i nie daje się już
tak łatwo namierzyć i oczywiście hipnoza powraca. O 5:20
znowu atak dźwiękiem z TV i w tym czasie byłem bardzo mocno
zahipnotyzowany i straciłem trochę energii. Następnie
usiadłem na łóżku i uderzałem tingsha koło mojej głowy i
chyba coś pomogło! 5:35 zapalam świeczkę. 7:42 atak. 7:53
lekkie ataki, ale bez hipnozy? 7:58 włączam TV bo ten byt
atakuje i hipnotyzuję, a ja mam już tego dosyć. Ogólnie
oberwałem trochę w czakrę i czuję to doskonale, ale nie mniej
jednak hipnoza była dzisiaj w nocy słabsza niż wczoraj. Też
upierdliwa, ale wczoraj był "max". Tak czy siak kolejna noc
mija z czego jestem zadowolony.
24/25.09.2010 -> Przed zaśnięciem zapaliłem świeczkę, lampkę
i odmówiłem 33x modlitwę do fioletowego płomienia. O 00:04
hipnoza + próba ataku? O 3:28 atak wysiłkowy we śnie
(siłowanie się na rękę i przez ten wysiłek dochodzi do
rozkodowania, w tym przypadku 4 czakry). Gdy się obudziłem
była ukryta hipnoza czyli taka, że gdy ma się otwarte oczy
powiedzmy około 5 sekund to nie czujesz się hipnotyzowany
ale gdy potrzymasz otwarte oczy jeszcze troszkę to poczujesz
hipnozę! Ogólnie chodzi o to aby Cię zmylić, że niby się nic
nie dzieję, że jesteś bezpieczny, a tak naprawdę jesteś
hipnotyzowany tylko o tym nie wiesz. Oczywiście były przy
tej hipnozie ataki rozkodowujące, czyli standardzik.
Zapaliłem też w między czasie już nie pamiętam dokładnie o
której godzinie (około 4-5 w nocy?) nową
świeczkę bo tamta zgasła. O 5:30 próby ataków we śnie. 6:26
wciąż jestem atakowany. 7:07 nie odpuszczają... Dodam
jeszcze, że podczas tej nocy 2x telewizor wydał taki dziwny
trzask (jak bywało to w poprzednich dniach). Jakoś nie
obserwowałem tych trzasków wcześniej! Nie mniej jednak nie
rozkodowały mnie! Wynika to chyba z tego, że byłem zbyt
słabo poddany hipnozie.
25/26.09.2010 -> Przed położeniem się spać zapaliłem
fioletową świeczkę którą położyłem na parapecie (wcześniej zapalałem takie małe białe
i nigdy ich na parapecie nie kładłem tylko koło łóżka na
regale).
Przed zaśnięciem nie jestem pewien czy przypadkiem nie było
jakiejś hipnozy? Tak czy siak poszedłem spać o 00:45. O 4:05
zobaczyłem zjawę która pojawiła się na oknie nad fioletową
świeczką! i zamiast odwrócić wzrok to ja się jej
przyglądałem i w rezultacie straciłem
energię! chyba na własne życzenie poniosłem klęskę! Za jakiś
czas? zapaliłem nową fioletową świeczkę bo poprzednia już zgasła.
O 5:15 ponownie widziałem tą samą zjawę w tym samym miejscu
i niestety znów za długo się na nią patrzyłem i przypłaciłem
to stratą energii. W sumie niby ta zjawa nic nie robiła, ale
było to coś na kształt ataku typu halucynacja gdzie im
dłużej się patrzę na "halucynację?" tym większa szansa, że
stracę energię. Na dodatek ten byt był widoczny dla moich
oczu, a nie przezroczysty jak ostatnio. Ciekawe... O 7:10
zorientowałem się, że ta druga świeczka już się wypaliła. Po
tej godzinie nie jestem pewien czy przypadkiem nie było
lekkiej hipnozy, aż do wstania przed 8 rano. Chcąc nie chcąc
bardzo udana noc pomijając moje dwa błędy, ale ogólnie to spokój i
cisza! Mam jeszcze trochę fioletowych świeczek i na pewno
będę je testować w najbliższych dniach! Dodam jeszcze, że mam
nową dostawę tych małych, białych świeczek więc je też dodam
do mojego arsenału!
Od około
19:00 do około 22:45 poszedłem sobie spać/drzemkać w dużym
pokoju w nie moim łóżku (od strony okna). Zapaliłem koło łóżka
na biurku (nie od
strony okna) fioletową świeczkę, ale nie uchroniła mnie ona przed atakami
i utratą energii z 4 czakry. Może powinienem zapalić tą
świeczkę na parapecie? Może wtedy by mnie ochroniła? Może
położenie świeczki ma znaczenie? W sumie ten byt jest bardzo
inteligentny i trzeba o tym pamiętać! Z pewnością był
dzisiaj w nocy zaskoczony tą zapaloną fioletową świeczką! i
to zaskoczenie spowodowało, że nie "pobił" mnie tak jakby
sobie tego życzył. Po nie udanej dla niego nocy na pewno
przemyślał sprawę i znalazł obejście problemu i dlatego
właśnie teraz dostałem mocno w piernik mimo zapalonej
fioletowej świeczki! Podkreślę jedynie, że leżałem teraz w
innym łóżku, byłem w innym pokoju oraz świeczka nie była na
parapecie tylko na biurku (nie od strony okna) więc warunki
były inne niż te w nocy. Ogólnie moja czakra dostała
porządny wycisk. Czuje na niej jakby ucisk i pieczenie? Może
w nocy nie dostałem zbyt mocno, ale teraz mi dofasolił. Nie
mniej jednak nie poddam się tak łatwo. Nie zemną te numery.
Będę się bronił do ostatniego tchu. Zobaczymy kto silniejszy
i bardziej wytrzymały.
W sumie
nie miałem na sobie żadnego różańca ani czegoś takiego
podczas tej "drzemki". Może to też miało jakieś znaczenie?
Chciałem się trochę zregenerować... odpocząć..., ale jak
widzimy nie da rady. No, ale nic... Jakoś to będzie, a ja nie
jestem z tych co się tak łatwo poddają.
Dopowiem
jeszcze słówko odnośnie telewizora. Zdarzało się czasem, że
wydawał taki trzask podczas w biały dzień więc ten telewizor
tak ma. Nie mniej jednak bardzo niebezpieczne jest
usłyszenie takiego trzasku wtedy gdy jest się hipnotyzowanym
przez tego byta, ale o tym już pisałem.
26/27.09.2010 ->
Przed zaśnięciem na parapecie zapaliłem 3 małe, białe
świeczki oraz jedną podłużną fioletową. Byłem w małym pokoju
i oczywiście pozakładałem wszystkie moje różańce itd.
Dzisiaj już nie spisywałem o której dokładnie był atak.
Ogólnie ataki trwały jak zwykle całą noc i niestety, ale
straciłem dzisiaj sporo energii. Jest jedno zdarzenie o
którym chce wspomnieć... resztę pominę. Około 2 w nocy gdy
byłem atakowany to położyłem sobie poświęcone obrazki Jezusa itp. koło mojej 4 czakry. Leżałem na lewym boku i byłem w
letargu? Nie mniej jednak zauważyłem, że jak ten byt próbował
zbliżyć się do mojej czakry to gdy miałem na wprost niego
skierowany obrazek to powstawało mocne odpychanie między
obrazkiem, a bytem. Tylko właśnie obrazek musi być na wprost
tego byta, bo jak będzie ułożony inaczej to nie będzie
żadnego efektu. Więc te obrazki działają, ale muszą być
odpowiednio ułożone. Na dodatek ten byt chyba postanowił
przebić się przez te obrazki i gdy to robił to jeden z nich
aż się wyginał! Oczywiście to działo się w letargu więc nie
wiem czy naprawdę fizycznie się odkształcał, ale kto go tam
wie? tak czy siak bardzo mocno próbował przejść, ale chyba mu
się nie udało? Zresztą ten byt ma zasadę, że jak nie tą drogą
to inną "mnie dopadnie". Chcąc nie chcąc dobrze wiedzieć, że
te obrazki jednak działają bo wydawało mi się, że nic nie
dają, a tu proszę... wystarczy je odpowiednio ustawić i taki
efekt. Tylko problem jest w tym, że ten byt jest przeważnie
niewidzialny. Czasem można go wyczuć, ale to też nie jest
takie hop-siup. Różnie z tym bywa. Ktoś może powiedzieć aby
położyć obrazek na 4 czakrze i zawsze będzie pod dobrym
kątem... no i tu jest problem bo wydaje mi się, że to nie
będzie działać tak jak należy. Sam już nie wiem. W letargu
chyba jest jakoś inaczej niż w realu?, ale w sumie to jaka to
różnica? Powinno działać tak samo tutaj i tutaj. Ja te
obrazki miałem ułożone w pewnej niewielkiej odległości od
czakry... hmm... Muszę przeprowadzić więcej testów. To nie
jest takie hop-siup aby od razu wszystko rozgryźć co działa,
a co nie. Bo wystarczy popatrzeć jak było z fioletową
świeczką. Raz spisała się na medal, a następnego dnia jakby
już wcale nie działała! Bo ten byt to szczwana bestia i
omija moje techniki obronne jak tylko może. Czasem mogę
stwierdzić, że coś nie działa, a tak naprawdę metoda może
być dobra tylko ten byt ją obchodzi i w ten sposób mnie
zmyla. Myślę, że czasem może wystarczyłoby zrobić małą
modyfikację metody obronnej i ten byt miałby już duże
problemy aby się przez nią "przebić", a tak ja uznaję np. że
metoda jest nieskuteczna i ją odrzucam. Trzeba próbować,
próbować i jeszcze raz próbować wszelkich metod ciągle od
nowa na różne sposoby.
27/28.09.2010 -> Przed zaśnięciem zapaliłem na parapecie
małą, białą świeczkę + podłużną fioletową i nad tymi
świeczkami pomodliłem się aby wciągały w siebie wszelki
"syf" itp. (wiadomo o co chodzi). Odmówiłem też 33x modlitwę
do fioletowego płomienia. Następnie położyłem się tak aby
dotykać plecami ściany i z przodu obstawiłem się obrazkami
Jezusa itp. najszczelniej jak umiałem w okolicach 4 czakry i
tak zasnąłem. Dopiero o 5:00 był atak we śnie i po
przebudzeniu kolejne ataki rozkodowujące. Zauważyłem, że
obrazki były w nieładzie po pierwszym ataku. No jak to
bywa... trochę człowiek się kręci w nocy więc i obrazki nie
były spokojne na niespokojnym ciele ;) Trzeba było je
poprawiać :) Od razu po tych atakach zapaliłem białą
świeczkę która już zgasła. Następnie około 5:30 zgasła
fioletowa świeczka którą również od razu zapaliłem. Później
o 6:15 był atak i w sumie już było w miarę spokojnie. Nie
zauważyłem nic specjalnego do 8:47 gdy postanowiłem już
wstać. Nie mniej jednak w tym przedziale czasu bywały dziwne
ruchu energii na 4 czakrze. Tak czy siak mało się tym
przejmuję w porównaniu do "normalnego" ataku. Pamiętam, że
była jeszcze pewna próba wystraszenia mnie, ale nie pamiętam
kiedy dokładnie się to odbyło. Chyba przed zaśnięciem, ale
nie jestem tego pewien na 100%. Tak czy siak straciłem przy
tym ataku trochę energii no i pamiętam, że jak sobie tak
leżałem to pojawił się we mnie dziwny strach i spojrzałem
się wtedy na okno gdzie ostatnio widywałem tą zjawę i wtedy
straciłem energię chodź nic tam specjalnego nie
zaobserwowałem! Jakieś to dziwne i pokręcone, ale jakoś to
tak wyglądało? Ten byt jest bardzo perfidny i jak ma do tego
sposobność to będzie podsycać strach w człowieku aby
wykorzystać to do zabrania mu energii z czakry.
Powiedziałbym, że dzisiejsza noc jest w miarę udana i, że
wcale nie straciłem zbyt dużo energii, chodź nie mniej
jednak pewne straty są. Kolejna noc w towarzystwie tego byta
zostaje oficjalnie odhaczona :) Zostało ich już coraz mniej
;)
Kupiłem
sobie kilka "kamyczków" do ochrony między innymi: naturalny,
nie farbowany turkus o wymiarach 54mmx36mmx7mm, naturalny,
nie farbowany lapis lazuli z inkluzjami pirytowymi (minerał
żelaza) o wymiarach 1mmx17mmx5mm oraz bransoletkę z
naturalnych kamieni lapis lazuli (6mm - 12mm) oraz z masą
perłową (8mm - 11mm). Wisiorki już zawiesiłem na swój
łańcuszek, który mam na szyi, a bransoletkę będę zakładać na
rękę przed zaśnięciem, a może powinienem w ogóle ją nosić
non stop? Oczywiście oczyściłem kamyczki wkładając je na 3
godziny do mleka.
28/29.09.2010 -> Przed położeniem się spać robiłem to samo
co wczoraj (świeczki, fioletowy płomień itd). Położyłem się
o 23:25 i przed zaśnięciem nie zaobserwowałem żadnych
ataków. Oczywiście ułożyłem się tak jak wczoraj i też
obstawiłem się obrazkami itd. W nocy nieświadomie
przekręciłem się z bocznej pozycji na plecy i wszystkie
obrazki zmieniły swoją pozycję, a o 5:15 był atak we śnie
przy którym straciłem energię. Co ciekawe jak już oberwałem
i się przebudziłem to jakaś mucha nade mną latała, a jak
wiemy muchy są od "czarnego". Następnie poszedłem zapalić
kolejną białą i fioletową świeczkę. Zapaliłem też lampkę aby
było widniej. 6:12 atak rozkodowujący i strata energii... to
samo było o 6:20. O 6:26 zgasiłem lampkę i włączyłem TV bo
już nie chciałem oberwać więcej razy co raczej miałoby
miejsce gdybym poszedł sobie dalej spać. Oglądałem coś w tym
pudle do 8:25 i wstałem. Ogólnie warto było włączyć TV i
olać sobie dalszy sen. Jakoś wcale nie jestem specjalnie nie
wyspany.
29/30.09.2010 -> Napiszę w dużym skrócie. Przed
zaśnięciem zapaliłem
świeczki. 23:25 idę spać oraz obstawiam się "obrazkami" itd. Do 2:40 oberwałem już z 5x i to
porządnie. Zapaliłem nową, fioletową świeczkę. Ogólnie
jestem mocno hipnotyzowany. Do 4:40 przyliczyłem już
tyle ataków, że "ciężko zliczyć". Zegar o 5:00 zostaje
przeze mnie zatrzymany bo mnie rozkodował już z kilka x.
Lepiej jak będzie wyłączony. Hipnoza + nagłe dźwięki =
rozkodowanie = mimowolne wystraszenie = utrata energii. TV
też "trzaska" jak "opętany". Wbrew pozorom jest to problem.
Jakby nie hipnoza to wszystko byłoby w porządku (tak jak
jest to w dzień). O 5:00 zapaliłem lampkę w pokoju i chyba od
tego czasu było już trochę spokojniej?, ale nie jestem pewien
bo mało notatek zrobiłem w swoim zeszyciku. Tak czy siak
podsumowując dzisiejszą noc to straty są spore i ataków było
bardzo dużo. No i ta wredna hipnoza eh... Ogólnie
obstawienie się obrazkami itd. zbyt dużo mi nie pomogło. Ten
byt atakuje jakby z góry? Nie wiem... Mam wrażenie, że mało
kiedy potrzebuje bezpośredniego dojścia do czakry (jak
jestem w letargu to potrzebuje? przynajmniej tak było
ostatnio...). Mogę się zatulić i zakryć czakrę całym sobą
ale i tak to nic nie da. Też było dzisiaj sporo ataków we
śnie... takich gdzie osoba wzbudzała moje zaufanie i uczucie
miłości na czakrze i
ostatecznie kradła mi energię (to tak w dużym skrócie).
Tylko ktoś bez uczuć może robić takie rzeczy. Widać, że to
czyste wcielenie zła, bo jest to działanie z czystą
premedytacją. Celem tego byta jest zdobycie mojej energii
nie zależnie od tego jakich metod będzie musiał użyć.
Przypomniał mi się przypadek z przed kilku dni, gdzie
chyba w stanie pomiędzy realem a snem? zobaczyłem swoją mamę i zbudziło to moje
zaufanie (z zamkniętej postawy przechodzi się w postawę
otwartą) i następnie nastąpił atak! i o to tutaj właśnie
chodzi! żeby Cię otworzyć! To jest ogólnie taka "zabawa" w
"otwieranie sejfu". Nie jest to przyjemna "zabawa", ani
łatwa, ale na pewnych etapach życia jest konieczna
do przejścia. Dodam jeszcze, że znowu mam pocięte plecki ; p
Dodam
jeszcze, że w małym pokoju zawsze lampka ustawiona była tak,
że świeciła na "ścianę / okno" gdzie obecnie palą się
świeczki. W ogóle światło nie padało na mnie i
dzisiaj w nocy zrobię inaczej. Ustawię lampkę tak aby mnie
oświetlała. Zobaczymy czy będzie jakaś różnica?

[PAŹDZIERNIK 2010]
30.09.2010/01.10.2010 -> Postawiłem lampkę koło świeczek na
parapecie i oświetlała cały pokój w tym mnie. Nie mniej
jednak nie zauważyłem jakiejś poprawy. O 23:55 poszedłem
spać po uprzednim zapaleniu świeczek. 2:20 ataki
rozkodowujące (w tym hipnoza). O 2:25 włączyłem TV, ale nie
było zbytnio co oglądać i jakoś nie miałem na to ochoty to o
2:50 wyłączyłem to pudło. Odmówiłem przy okazji modlitwę do
fioletowego płomienia (33x). O 2:56 zapaliłem wszystkie
górne światła. 3:02 atak rozkodowujący. 4:00 atak
rozkodowujący. Następnie tak od 5 do 5:25 były ataki
rozkodowujące + dwa ataki typu halucynacja. Na szczęście
przy halucynacjach odwracałem szybko wzrok i nic mi nie
zrobiły. Włączyłem od 5:25 do 5:34 TV. Zgasiłem przy okazji
górne światła. Chyba (nie zapisałem tego w swoich notatkach)
w tym momencie się przekręciłem na łóżku o 180 stopni.
Następnie do 9:22 (o której wstałem) były
jakieś słabsze ataki rozkodowujące, ale raczej nic
specjalnego mi nie zrobiły. Ogólnie nie dostałem dzisiaj
zbyt mocno. Nie mnie jednak tych ataków jest przeważnie
więcej niż jest tutaj spisanych, bo jak mówiłem skupiam się
raczej na tych głównych (mocniejszych) atakach, niż na tych
pobocznych. Ogólnie się zastanawiam czy przypadkiem nie za
dokładnie to spisuję ;) Może wcale nie ma takiej potrzeby
pisania jaki atak o której godzinie i co robiłem w między
czasie ;) hmmm ;) Dodam jeszcze, że żarówki w lampkach w
małym pokoju są energooszczędne, a z tego co wiem normalne
żarówki lepiej imitują światło słoneczne więc powinny być
lepsze do takich akcji?
01/02.10.2010 -> Dzisiaj poszedłem spać od razu obrócony o
180 stopni czyli głową w kierunku okna. Miałem na parapecie
zapaloną lampkę z normalną żarówką, świecącą wprost na mnie
(od strony głowy) i oświetlającą cały pokój. Wypaliłem
dzisiaj ostatnią fioletową świeczkę, ale mam jeszcze sporo
małych, białych... o ile w ogóle one coś dają? Ogólnie przed
zaśnięciem spokój. O 4:12 zauważyłem, że są pewne małe ataki
rozkodowujące. O 5:35 atak we śnie i strata energii. 6:10
zapalam dwie nowe białe świeczki. 6:22 atak rozkodowujący...
6:31 to samo... i o 6:35 ponownie... Postanowiłem włączyć TV
bo widzę, że seria ataków idzie... trzeba ją zatrzymać. I tak
w ten sposób uniknąłem kolejnych ataków. Wstałem o 8:00 itd.
Co prawda straciłem dzisiejszej nocy trochę energii, ale nie
mniej jednak nie jest źle. Byłoby gorzej gdybym spał dalej.
02/03.10.2010 -> Już mi się skończyły fioletowe świeczki.
Paliłem tylko te małe, białe. Zapaliłem też lampkę na całą
noc, ale skierowaną jak poprzednio na okno i była w niej
żarówka energooszczędna. Nie przekręcałem się o 180 stopni.
Spałem tak jak zazwyczaj czyli nogami w kierunku okna.
Odsłoniłem też zasłonę na maxa aby gdy będzie widno więcej
światła do pokoju wpadało. Poszedłem spać przed 1, a wstałem
po 8:30. Przed zaśnięciem była hipnoza + ataki
rozkodowujące. W nocy ogólnie spokojnie, a nad ranem też
jakieś ataki rozkodowujące, ale słabe. W sumie bardzo udana
noc.
03/04.10.2010 -> W sumie nic godnego
spisania się nie działo. Około północy poszedłem spać. O
6:10 włączyłem TV, a o 7:40 wyłączyłem. Poleżałem kolejne
10min i wstałem. W między czasie było trochę ataków. Zaczęły
się raczej w drugiej połowie nocy (tak po 4?). Dostałem
trochę, ale ogólnie te ataki były raczej słabe, nie mniej
jednak czuję, że moja czakra potrzebuje odpoczynku.
Właściwie dzisiaj nie odczułem żadnego mocnego ataku... były
raczej takie jakby ataki z ukrycia, znienacka, nagłe, ale
niezbyt silne, ale niemniej jednak pewna ilości ich była, a
po dodaniu wszystkich do kupy spowodowały pewne szkody na
mojej czakrze. Moje morale wciąż są wysokie... mimo iż
ponoszę pewne straty to z optymizmem patrzę w przyszłość :)
04/05.10.2010 -> Mam nowy zapas fioletowych świeczek i znowu
zaczynam je regularnie palić przed zaśnięciem W sumie
dzisiaj nie było nic specjalnego. O 00:10 położyłem się spać
ale zasnąłem i tak jeszcze później. O około 6:30 włączyłem
TV... trochę pooglądałem i wyłączyłem. O około 7:35 wstałem.
Dostałem w nocy może jeden raz tak troszkę mocniej i ogólnie
tyle. Może i były jakieś tam słabsze ataki, ale no jak mówię
były słabsze... takie raczej nie godne uwagi. Ogólnie czuję
pewien zadany mi cios na 4 czakrze, ale niemniej jednak noc
mogę zaliczyć do raczej spokojnych.
05/06.10.2010 -> Kładę się o 23:25. Było kilka ataków o
3:35, 5:10, 6:30 i 7:35 + ataki typu halucynacja. Od 7:35
włączyłem sobie TV, a o 8:06 wstałem. Straciłem więcej
energii niż wczoraj... hmm... Zauważyłem, że jakoś
zobojętniałem ostatnio na te ataki... dostanę czy nie
dostanę jakoś w pewnym sensie zrobiło mi się wszystko jedno. To chyba nie
jest dobra postawa i chyba? robię co mam robić, ale może
mógłbym robić więcej? Jakoś po prostu chciałbym przeczekać
te wszystkie ataki..., ale to trwa i trwa... a mi się pomysły
na obronę "kończą"... Jakoś ciężko mi od rana na 4
czakrze... przecież dostałem tylko kilka razy! eh... Jestem
już tymi atakami najzwyczajniej w świecie zmęczony! To trwa
już tak długo!!!, ale i tak wytrwam do końca... nie ma innej
opcji...
06/07.10.2010 -> Ostatnio zapalałem jedną fioletową świeczkę
na parapecie + 2 małe, białe + 1 z lewej strony łóżka.
Dzisiaj zapaliłem na parapecie jedną małą świeczkę mniej i
czemu o tym piszę? bo może ma to jakieś znacznie gdyż
dzisiaj zostałem zaatakowany o wiele wcześniej niż w
poprzednich dniach! Na dodatek lampka nie była skierowana w
okno tak dobrze jak w dniach poprzednich (była położona
niżej). Oczywiście nie mam pojęcia czy to ma jakiekolwiek
znaczenie! O północy położyłem się spać i wydaje mi się, że
już po chwili byłem hipnotyzowany. O 00:24 był atak we śnie
tak mocny, że aż całe moje fizyczne ciało bardzo mocno
wzdrygnęło! Nie miałem chyba jeszcze nigdy tak mocnego
wzdrygnięcia po ataku! O 00:29 był kolejny atak. Tym razem
nie spałem i nawet się nie poruszałem, a mimo to usłyszałem
jakiś dźwięk w głowie którego użyto aby przeprowadzić atak!
Jestem pewien, że nawet się nie poruszyłem, a jednak dźwięk
był... jakby szurnięcie?, ale słyszane w głowie. O 00:35
ponownie atak dźwiękowy. Następnie jakoś udało mi się
zasnąć. Dopiero o 2:25 był kolejny atak. Następnie o 2:36 i
po chwili kolejny... i kolejny! W tym czasie byłem bardzo
mocno hipnotyzowany! Na prawdę mocno! Broniłem się obrazkami
kładąc je na 4 czakrę lub trzymając je w okolicy głowy, ale
czy to coś dawało? Postanowiłem włączyć TV aby pozbyć się
tej uporczywej hipnozy! Nie mniej jednak po włączeniu TV nie
przestawałem bronić się obrazkami. O 3:50 wyłączyłem TV i
jakoś już specjalnie hipnozy nie odczuwałem. Nie mniej
jednak o 4:03 już od kilku minut byłem ponownie
hipnotyzowany! O 4:45 atak. 6:46 atak. 7:16 chyba chwile
wcześniej był atak? -> włączam TV do 8:04 i wstaję...
07/08.10.2010 -> Zapaliłem świeczki jak 2 dni temu.
Obróciłem się na łóżku o 180 stopni tak, że głowa jest
skierowana w kierunku okna. Położyłem lampkę w ten sposób
aby świeciła mi prosto na "czubek" głowy. Położyłem się spać
o 23:25, a pierwszy atak (we śnie) był dopiero o 5:40! A
wcześniej nic! Zresztą sam atak był ciekawy bo we śnie jakby
całą przestrzeń wokół mnie wypełnił czarny dym i wiadomo
wtedy nastąpił atak, ale niemniej jednak był to jedyny atak
tej nocy! Chyba po 8 rano były jeszcze jakieś mini próby
ataku rozkodowującego, ale niemniej jednak było to tak słabe
(o ile w ogóle był to atak), że nie ma sensu chyba nawet o
tym wspominać ;) -> Przed 9 wstałem. Jutro zasnę w ten sam
sposób i zobaczymy czy będzie podobnie. Jeden atak w nocy to baaaardzo mało! Normalnie jest ich znacznie więcej!
08/09.10.2010 -> Początek nocy bardzo podobny jak wczoraj,
niemniej jednak ataki były przez całą noc! + do tego mocna
hipnoza! Już nawet nie chce mi się spisywać o której był
atak. Dodam tylko, że o 4:21 byłem bity we śnie!
Czego ostatnio chyba nie doświadczałem? Ostatnio przeważnie
były ataki we śnie lub gdy zamykałem oczy, a bicia to coś
dawno nie było. Dodam jeszcze, że znowu na plecach koło szyi
mam ranki. Nie jestem pewien czy z dzisiaj, ale chyba tak?
09/10.10.2010 -> O 23:50 położyłem się spać. Około 1-3? w
nocy miałem atak (nie spisywałem tego więc nie wiem o
której dokładnie godzinie to było). Około 6 rano miałem sen
z którego wynikało, że chronił mnie opiekun?, ale zostałem w
między czasie zaatakowany przez jasno szarą mgłę?, ale nic mi się nie stało.
Następnie do 8:55 (o której wstałem) "spałem" snem spokojnym
;)
10/11.10.2010 -> Kilka ataków, ale
słabych, rozłożonych w czasie mniej więcej od 3:30 do 6-7?
11/12.10.2010 -> W nocy było sporo ataków. Trochę
oberwałem...
12/13.10.2010 -> Atak o 6:30 i
6:45. Po tym drugim ataku była stosowana hipnoza. Tej nocy
był też atak typu halucynacja, który nic mi nie zrobił. Ten
byt czaił się jeszcze w moich snach, ale nic konkretnego nie
był w stanie zdziałać. Ogólnie bardzo małe straty...
właściwie zerowe... (w porównaniu z niektórymi nocami).
13/14.10.2010
-> 1-2 ataki? Ogólnie
jakoś mniej obrywam niż jeszcze powiedzmy miesiąc temu...
14/15.10.2010 -> 2-3 ataki... W sumie spałem dzisiaj z 10
godzin!? to mi się raczej ostatnio nie zdarzało... dzięki
temu, że jest mniej ataków i hipnozy mogę się w miarę
wyspać. Jeszcze nie dawno spałem po 7 godzin? i uciekałem bo
nie chciałem dalej być "bitym", a teraz jakoś jest luźniej.
Nie mniej jednak ten byt umie jeszcze przyfasolić ;) Śpię
przede wszystkim na prawym boku lub na brzuchu... lub w
ogóle w pozycji pomiędzy. Wydaje mi się, że ten byt jakoś
nie lubi tej pozycji. Jak przez przypadek 2 dni temu
nieświadomie obróciłem się na plecy to od razu dostałem w
piernik, a w tej pozycji boczno/brzusznej ma spory problem
aby mnie dopaść (kiedyś nie miał z tym problemu nie zależnie
od mojej pozycji więc coś się chyba zmieniło?). Trzeba
dodać, że nie jest to do końca komfortowe spanie, gdyż leżę
w "jednej" pozycji przez całą noc no, ale skoro ma mnie to
uchronić przed atakami to ja się na to piszę. Nie mniej
jednak nie chroni to w 100% gdyż jak widać jeszcze
regularnie co noc obrywam. Oczywiście wciąż zapalam przed
zaśnięciem białe (2-3
-> ostatnio 2) i fioletowe (1-2 -> ostatnio 1) świeczki, jak
i lampkę skierowaną na czubek głowy. Nie wiem czy to coś
daje, ale tak robię... w sumie jak jest widniej w pokoju to
czuję się psychicznie lepiej. Dodam jeszcze, że przed
zaśnięciem co noc rozkładam przed sobą obrazki z Jezusem
itd... używam też tingsha zanim pójdę spać...
15/16.10.2010 -> Były pewne próby ataku, ale wyszedłem z nich
zwycięską ręką. Nie wyspałem się najlepiej bo
całą noc leżałem właściwie w jednej pozycji.
16/17.10.2010 -> Położyłem się o 23:50. Było około 8-10?
ataków. Te które spisałem odbyły się o: 3:30, 3:40, 4:17,
4:55 (atak typu halucynacja). Ogólnie mocniej dostałem niż np wczoraj czy przedwczoraj, ale wciąż słabo w porównaniu z
tym co działo się we wrześniu.
17/18.10.2010 -> 1-3 ataki.
18/19.10.2010 -> łoj... dzisiaj dostałem mocne bęcki... położyłem się
po północy... pierwsze bęcki zaczęły się dopiero o 5:05!
więc późno!, ale trwały praktycznie aż do wstania (8:40).
Sklasyfikowałem minimum 4 ewidentne ataki oraz trochę ponad
15 mniejszych np. ataki rozkodowujące które odbyły się w realu
przy otwartych lub zamkniętych oczach, ale bez śnienia, czy
po prostu takie "dziabnięcia" w 3 lub w 4 czakrę. Po wstaniu
czuję, że moja 4 czakra dostała mocny wpiernik. 3 czakra przy okazji też
oberwała dzisiejszej nocy, ale na niej nie czuję nic
specjalnego. Ogólnie trochę żałuję, że nie wstałem tak o 6
rano czy po prostu nie włączyłem sobie TV :( Niektóre z tych
ataków były takie "niewinne" i było ich tak dużo, że chyba
zlekceważyłem to co się działo :( eh...
19/20.10.2010 -> Dzisiaj był tylko nieudany atak we śnie o
6:03 (udało mi się wybudzić bez straty energii)! Dziwne...
wczoraj zmasowany atak, a dzisiaj tylko jeden? Chodź mam
wrażenie, że może coś jeszcze później było, ale jeżeli tak to
było to na tyle słabe, że nawet nie zawracałem sobie tym
głowy.
20/21.10.2010 -> Około 8 ataków. Opiszę jeden z nich. We
śnie były dwie postacie. Obie wściekłe ze złości i jedna
drugą uderzyła w brzuch, ale tak jakbym ja ten cios odczuł i
w tym momencie poczułem dziwny ruch energii na 4 czakrze
(typowe dla ataku / strata energii). O 6:05 postanowiłem
włączyć TV co oczywiście okazało się bardzo dobrym pomysłem.
W początkowej fazie oglądania TV poczułem jeszcze z 2-3 tego
typu ruch energii na 4 czakrze, a później już wszystko się
uspokoiło. Warto się
"ewakuować" ze "spania" gdy jest "seria ataków". Nie ma
sensu robić za worek treningowy.
21/22.10.2010 -> Kładę się spać o 00:10, ale od razu tylko
zamknę oczy to dostaję atakiem rozkodowującym i tak za
każdym razem! Po dostaniu kilka razy postanowiłem włączyć TV
(00:30) i tak oglądałem do 1:15, ale pomijając ten czas 45
min w miarę spokojny (ale nie w 100%!) to to nic nie dało.
Tylko się ponownie położyłem i było to samo. Przyłożyłem do
głowy obrazek Jezusa i skuliłem się na łóżku przy ścianie i
próbowałem zasnąć. Jakoś się udało, ale nie obeszło się bez "bęcek".
Później też coś tam oberwałem... już nawet zbytnio tego nie
zapamiętuję. Chcę jedynie jakoś przetrwać kolejną noc... Ale
jakoś dawno nie miałem tak silnych ataków rozkodowujących.
Niby miałem ten typ ataku i też tak silny, ale nie ostatnio
(przynajmniej tak mi się wydaje?)! Dzisiaj w nocy właściwie
po kilku sekundach albo nawet od razu po zamknięciu oczu
dostawałem "wizję" (to nie jest tak jak przy prawdziwej
wizji... to są jakby bardzo wyraźne "myślokształty / pewne
sceny" narzucone przez tego byta aby pojawiły się w mojej
głowie -> inaczej mówiąc jest to jakby wyobraźnie która jest
tak silna, że Ci się krystalizuję przed oczami lub gdzieś
gdzie jesteś jakby w stanie to "oglądać" [staram się to
opisać jak najlepiej, ale nie jest to do końca takie proste],
czasem wręcz to przypomina sen, a czasem mam wrażenie, że
jest to sen... różnie bywa... czasem po kilku sekundach
zatracam się w tym co widzę [co dla mnie jest bardzo
niebezpieczne], a czasem reaguję natychmiastowym otwarciem
oczu abym nie został rozkodowany). Jest jeszcze to dziwne
uczucie jakby jakiś haker łamał Twoje hasło do "systemu" (do
Ciebie)... takie "hackowanie" ludzi... trochę mi się to z
filmem "Matrix" kojarzy nie wiedzieć czemu... Ogólnie
moja czakra potrzebuje regeneracji! :(
22/23.10.2010 -> Położenia się spać o 23:55 i od razu po
zamknięciu oczu były ataki rozkodowujące (tak samo jak
wczoraj). Ogólnie było ich trochę... nawet w nocy czy już
nad ranem. Włączyłem sobie TV przed 7 bo wymęczyły mnie
dzisiaj równo. Moja czakra ledwo żyje. Palenie świeczek,
lampki czy też spanie nogami lub głową w stronę okna nie ma
znaczenia. Zresztą gdy już we śnie mi go skrystalizowało to
gdy się ocknąłem to wręcz czułem jego "łapy" dobierające się
do mojej 4 czakry, a gdy broniłem się obrazkiem Jezusa
miałem wrażenie jakby szybko zmieniał miejsce swojego pobytu
gdy celowałem obrazek tam gdzie moim zdaniem się znajdował.
Wynika z tego tyle, że to szczwana bestia i bardzo
przebiegła. Dzisiaj czuję się nieźle "obity" :( Spałem
jakieś 6,5 godziny, ale to i tak chyba za długo, chodź czuję
się w miarę wypoczęty, pomijając fakt, że moja czakra
potrzebuje pomocy :( Ogólnie uważam, że moja obrona jest
nieskuteczna, ale brakuje mi już pomysłów. Przydałby się
jakiś as z rękawa!
23/24.10.2010 -> Po ostatnich mocnych bęckach postanowiłem
się ewakuować do swojego łóżka w dużym pokoju. Poszedłem
spać dopiero około 2 w nocy. Dostałem słabiej niż wczoraj
ale niemniej jednak bez bęcek się nie obeszło. Spałem przy
ścianie w pozycji bocznej, na brzuchu lub pomiędzy tymi
pozycjami. Ogólnie chodzi o to aby zakrywać fizycznie czakrę.
Może nie daje to bardzo dużo, ale niemniej jednak trochę pomaga.
Niestety przekręciłem się dzisiaj nad ranem na plecy i
szybko tego pożałowałem no, ale tak bywa. Ogólnie jak pisałem
wcześniej mniejsze bęcki niż wczoraj, ale nie nie mniej
jednak bęcki. Po wstaniu już mam wrażenie jakby ktoś mnie uderzył w 4 czakrę. Jak na razie zostaje w tym łóżku. Miałem też w
pokoju zapaloną lampkę oświetlającą pokój i jedną małą,
białą świeczkę. Wstałem około 8:20 czyli spałem około 6,5
godziny. Nie wiele, ale zawsze coś... Byt atakował całą
noc... aż do wstania z łóżka.
24/25.10.2010 -> Kładę się o 23:10. Pierwszy atak był o
3:40. Następnie tak do 6 rano to były właściwie non stop z
małymi przerwami. Było ich z 5-6? może więcej? Nie chce
zawyżać ilości tych ataków więc niech zostanie tyle ile
powiedziałem. Oczywiście obrona szła mi nijak... nie
ukrywam, że trochę oberwałam co mnie zmusiło do ucieczki do
łóżka obok (na drugim końcu pokoju), ale to nic nie pomogło
bo czułem hipnozę. Poleżałem tak z 30 min i usiadłem do kompa aby to zapisać ;) Mam też ciachnięcie z prawej strony
nosa.
Ostatnio
często mam te dziwne ruchu energii na 4 czakrze. Szczególnie
nasilają się od około 20 i występują co jakiś czas, aż do
pójścia spać (np 00:00). Oczywiście różnie z tym bywa. Raz
czuję to mniej, innym razem bardziej. Na początku jak
zaobserwowałem ten objaw to myślałem, że po prostu są to
jakieś dziwne ruchy energii (nie wiązałem tego z żadnym
atakiem... właściwie nie wiedziałem czemu to się dzieje...).
Później myślałem, że może czakra jest uszkodzona i energia z
niej wylatuje? Następnie obstawiałem, że ten byt mnie
atakuje i stąd te odczucia (bo on jest często w domu mimo,
że go nie wyczuwam -> skąd to wiem? ano często jest tak, że
wystarczy abym zamknął oczy [np gdy idę spać lub drzemkać po
południu!], a już mam atak, więc ten byt po prostu jest tu
gdzieś obok mnie i cierpliwie czeka -> oczywiście różnie z
tym bywa... zależy od dnia itd). Później myślałem, że to
objaw kundalini i, że czakra idzie na "wyższy poziom",
a obecnie nie wiem już o co chodzi. W dzień też mi się od
czasu do czasu zdarzają te dziwne ruchy energii na 3 lub 4
czakrze (te same czakry są atakowane przez tego byta!, na 3
czakrze przeważnie mniej jest tych ruchów energii niż na 4!
[tak samo jak mniej jest w nocy ataków na 3 czakrę niż na
4!]). Nie mniej jednak ostatnio te ruchy
energii intensywniej odczuwam wieczorem... ale to nie jest
żadną regułą bo to wszystko zależy od dnia! Raz mam te
odczucia bardziej wieczorem, a czasem od rana do wieczora! Nie chce wprowadzać was w błąd to od razu mówię
jasno i wyraźnie, że nie musi być to związane z atakiem!
Chodź może? może to tylko jakiś skutek uboczny "pobitej" czakry? Po prostu nie wiem... to są moje tylko hipotezy, ale
uważam, że warto o nich wspomnieć.
25/26.10.2010 -> Dostałem podobnie jak wczoraj. Moja czakra
chce odpoczynku! Położyłem się chyba przed północą, a
wstałem o 7:20. Czuję się trochę niewyspany. Przez całą noc
paliłem lampkę nad łóżkiem tak aby mnie oświetlała... ale
czy to coś pomogło? Nie wiem... ale lubię spać gdy jest
jasno... czuję się chodź trochę bezpieczniej. Nie przepadam
gdy otacza mnie w nocy ciemność mając świadomość, że jestem
pod "ostrzałem" tego byta. Ja się ogólnie ciemności nie boję
itd tylko rozświetlanie pokoju jest związane z tymi atakami.
Zresztą nawet nie muszę tego pisać bo to oczywista
oczywistość :) Z chęcią bym sobie pospał w jakiejś wygodnej
pozycji (marze o pozycji na plecach!). Właśnie odkryłem
zadrapania na plecach... ale nie wiem czy to nowe czy
stare...
26/27.10.2010 -> O 00:20 kładę się spać, a o 6:40 wstaję.
Niby ataków było mniej niż wczoraj ale ten ostatni około
6:30 był solidny. Jakoś nie mam ochoty dalej spać i dać się
bić. Oczywiście jestem senny... no ale ucieczka jest tutaj
chyba najlepszym rozwiązaniem. Przed zaśnięciem po zmianie
pokoju zapalam tylko białą świeczkę... nie chce mi się jakoś
zapalać tych fioletowych chociaż mam ich jeszcze trochę.
Może będę to robić... nie wiem... jak na razie nie mam weny
do niczego... Moje morale ostatnio troszkę się skurczyły... Czakra pragnie odpoczynku :/ -> jakby coś to czuję bardzo
wyraźnie jak jestem "poturbowany" na czakrze... (jakbym
dostał mocny cios pięścią w to miejsce). Dzisiaj we śnie
mnie długo "podchodził" i "rozpracowywał" ale jak w końcu mu
się udało to nie żałował swojej siły na zadanie tego
ciosu...
27/28.10.2010 -> O 01:20 kładę się spać, a o 8:40 wstaję.
Ataki przebiegały bardzo podobnie jak wczoraj... morale mam
chyba jeszcze niższe. Czuję się nie wyspany i zrobiony w
jajo przez tego byta (np: skuteczne dla niego ataki we
śnię). A tak ładnie świeciłem na siebie lampką całą noc! Nie
boisz się sztucznego światła he!? Nawet chyba z 3 dni temu
kropiłem cały dom wodą święconą. (gdy wchodzi się drzwiami
do domu to idzie się zgodnie ze wskazówkami zegara). Ogólnie
to już jestem tym coraz mocniej zmęczony... to już trwa tak
długo... ale jeszcze trochę... wiem że dam radę... muszę
wypełnić swoje przeznaczenie i w swoim czasie wszystko co
złe przeminie ;) Przydałaby mi się jakaś skuteczna metoda
obrony. Już nie mam pomysłów... może zamiast pozycji bocznej
czy na brzuchu warto byłoby zainwestować w embrionalną? Nie
wiem... mogę spróbować o ile w ogóle to coś da. Obecne moje
metody nie gwarantują mi bezpieczeństwa więc trzeba próbować
dalej... z nowymi metodami tylko czy tak owe jeszcze są? Bo
jak na razie to posługuję się metodami, które już znam i
które wypróbowywałem w walce z tym "czymś". Może po prostu
nie ma jakieś metody aby się obronić skutecznie? Może mój
przeciwnik jest zbyt silny? zbyt podstępny i zbyt chamski!
Jak coś wymyślę to dam znać... jak na razie mam morale
niskie... ale jest ta pewność, że w ostatecznym rozrachunku
wyjdę z tego zwycięsko... co mnie oczywiście podnosi na
duchu :D
28/29.10.2010 -> O 25:55 kładę
się spać, a o 5:30 wstaje. Właśnie przed chwilą miałem atak
we śnie. Udało mi się obronić ale niemniej jednak czułem,
że dalsze "spanie" nie jest dobrym pomysłem i się
ewakuowałem do kompa ;) Podczas nocy starałem się też
testować pozycję embrionalną ale chyba jakoś specjalnie mi
to nie wychodził (naturalnie we śnie zmieniałem pozycję na
bardziej wyprostowaną). Dodam jeszcze, że moja czakra wciąż
nie miewa się dobrze mimo iż dzisiaj praktycznie nie
dostałem to wciąż nie wygląda to dobrze. Na regenerkę jak
się możecie domyślać potrzeba trochę snu, a o to trudno
obecnie w moim przypadku. No i do tego dochodzi krótki czas
"spania". Musi mi to wystarczyć. Jakoś starcza... ale
normalnie spałbym pewnie z kilka godzin dłużej...
29.30/10.2010 -> O 00:40 kładę
się spać, a o 7:50 wstaję. Byłem atakowany w drugiej połowie
nocy (myślę, że od momentu kiedy zgasła świeczka?, ciekawe
czy to ma jakieś znaczenie? raczej przypadek? bo palę
świeczki od dawna przed zaśnięciem i zdarzało się nie raz,
że był atak nie zależnie czy świeczka była zapalona czy
nie...). Ogólnie dzisiaj w nocy troszkę dostałem ale bywało
gorzej. Używał ataków typu halucynacja oraz atakował mnie we
śnie. Pozycja na brzuchu + ręka z lewej strony robiąca za
mur obronny chroniący czakrę spisywały się całkiem, całkiem
ale niemniej jednak o 7:50 przeliczyłem atak we śnie przed
którym już się nie obroniłem, a nie był to jedyny atak tej
nocy. Moja czakra czuje się "obita".
30/31.10.2010 -> O 1:35 kładę
się spać, a wstaję lekko po 7:10. Były lekkie próby
rozkodowania mnie przed zaśnięciem ale jakoś bez większych
zmagań udało mi się zasnąć. Dopiero o 7:10 przyliczyłem
"normalny" atak (chyba był jeszcze chwilkę wcześniej jeszcze
jeden atak ale nie tak udany jak ten, który zaraz opiszę).
Ten atak nie był przyjemny! Był to atak we śnie, który
wyglądał następująco: zobaczyłem siebie z zamontowanym
jakimś urządzonkiem do lewej dziurki w nosie. Następnie
wsadzony został (lub już tam był - nie pamiętam dobrze)
długi cienki pręt! Po chwili był on wyjmowany i przy tej
czynności mocno wyczuwalnie ocierał się on o wewnętrzną
stronę nosa. To odczucie spowodowało moje rozkodowanie i
stratę energii. Chwilę później wstałem. Przy całej tej
"operacji" niestety leżałem na plecach, chodź kładłem się
spać na brzuchu! Nie ma to jak nieświadome przekręcenie się
we śnie na najgorszą pozycję do obrony! Jestem ciekawy czy
na prawdę miałem coś włożone do nosa. Nie wykluczam tego,
niemniej jednak wygląda to na typowy atak we śnie bo przy
wyjmowaniu tego "drutu" ewidentnie celowo było mi dane
doświadczanie uczucia dyskomfortu w nosie aby mnie
"otworzyć" co dokładnie nastąpiło. Rozkodowanie -> strata
energii. Nie paliłem dzisiaj żadnej lampki. Jak widzimy
chyba nie ma to wpływu na atakującego, niemniej jednak daje
to pewien nie wielki komfort psychiczny, ale i tak jak są
zbyt mocne ataki to trzeba się ewakuować, nie zależnie od
tego czy mamy zapaloną lampkę czy nie. Niby dzisiaj spałem
tylko około 5,5 godziny ale nie czuję aby to było jakoś
mocno za mało dla mnie. Nie uwzględniłem dzisiaj zmiany
czasu.

[LISTOPAD 2010]
31.10.2010/01.11.2010 ->
(godziny podane już po zmianie czasu o godzinę do tyłu) O
00:10 kładę się spać, a o 7:55 wstaję. Były ataki
rozkodowujące (silne wizje przed oczami) przed zaśnięciem,
ale udało mi się wyjść z nich mniej więcej bez szwanku.
Dodam jeszcze, że podczas tych ataków otworzyłem oczy gdy
było bardzo ciemno i jak patrzyłem na swoją rękę, która była
spowita ciemnością (bo nie paliłem żadnych lampek w pokoju)
to widziałem jak moja wyobraźnia pobudzona do maksimum przez
tego byta tworzy na niej "obraz / myślokształt". Działo się
to tak samo, jakby tworzyło się to na czarnym ekranie przed
zamkniętymi oczami! Było wystarczająco ciemno, aby taka
"wizja / obraz" (jak zwał tak zwał) mogła zaistnieć.
Oczywiście nie patrzyłem się na to zbyt długo, bo to mocno
niebezpieczne (następuje wtedy rozkodowywanie). Ma się
również odczucie, że jest to tylko wyobraźnia, myślokształty
lub coś w tym stylu. Jakoś nie przypomina mi to wizji z
"wyższego wymiaru". Oczywiście taka wizja, gdy jest mocna
jest bardzo dobrze widoczna, ale z tego co pamiętam, chyba
nigdy nie była rozciągnięta na cały ekran w taki sposób, aby
nie było czarnych miejsc, no chyba, że wpadnę w sen... ale
mi chodzi o takie wizje, które są wtedy, gdy jestem w pełni
świadomy i jednym słowem mam jedynie zamknięte oczy. Ale nie
jestem pewien na 100%, że wszystkie "wizje" tego typu nie
były rozciągnięte... tak mi się wydaje, że takowych nie było
w stanie pełnej świadomości, ale to nie jest 100% pewność.
Te wizje są mocno niebezpieczne, gdy się ktoś na nie zagapi.
Sam miałbym ochotę sobie na to popatrzeć, bo to w pewnym
sensie "ciekawa sprawa", ale niemniej jednak doświadczenie
mnie już nauczyło, że otwieramy oczka, bo inaczej może być
"rozkodowanie" i energii wtedy możemy powiedzieć papa. W
nocy raczej spokojnie. Może trochę przed wstaniem były pewne
próby ataku mojej osoby, ale ogólnie miałem dobrą pozycję i
ciężko było mu się do mnie dobrać. Gdy uznałem, że robi się
niebezpiecznie po prostu wstałem. Nie mniej jednak nie
wyspałem się najlepiej, gdyż spałem w jednej pozycji przez
całą noc.
01/02.11.2010 -> O 23:30 kładę się spać, a o 5:03 wstaję.
Tym razem (w porównaniu do wczoraj) zapaliłem dwie lampki.
Ogólnie standardowo... przed zaśnięciem próbował, ale słabo
mu to wychodziło. O 3:25 i 4:42 były ataki we śnie, w
których straciłem energię (w obu leżałem na plecach!).
Niestety z pozycji brzusznej lub boczno-brzusznej
przekręcało mnie nieświadomie na plecy! Muszę coś z tym
zrobić! Może jakoś zablokuję sobie możliwość poruszania się?
tylko jak? coś wymyślę... Wiem, że pozycja boczno-brzuszna
nie daje pełnej ochrony, ale jest przynajmniej 100x lepsza
niż leżenie na plecach. O 5:03 się ewakuowałem :/ Dodam
jeszcze, że zamiast na lewą rękę nałożyć moją bransoletkę z
lapis lazuli, nałożyłem ją na prawdą. Może nie ma to
znaczenia, ale wspomnieć nie zaszkodzi. Jak zwykle moja
czakra potrzebuje regeneracji... :(
02/03.11.2010 -> O 00:27 kładę się spać, a o 6:29 wstaję.
Przed zaśnięciem w miarę luźno. O 3:00 atak (strata energii
/ pozycja na plecach? lub zbliżona). Następnie o 6:27 (bez
straty energii [fart] / pozycja na plecach? lub zbliżona) i
tutaj się mocno zastanawiałem czy już się ewakuować, czy
jeszcze nie? Niestety podjąłem złą decyzję i postanowiłem
zostać w łóżku, aby spać dalej i 2 minuty później oberwałem
(leżałem na brzuchu!). Po tym ciosie szybko się ewakuowałem.
Ogólnie zauważyłem, że mocno zmieniam nieświadomie pozycję
we śnie, jeżeli zasypiam w pozycji brzusznej gdzie moje nogi
są ułożone prosto, to jest duża szansa, że się przekręcę.
Jutro, jak nie zapomnę, spróbuję jedną nogę kłaść pod kątem
90 stopni (patrz: pozycja w jodze która nazywa się "drzewo")
aby zablokować nieświadomą zmianę pozycji, co i tak może mi
niewiele dać, ale już brak mi asów w rękawie :/
03/04.11.2010 -> O 00:30 kładę się spać, a o około 6 wstaję
(żałuję, że nie wstałem o 3-4 lub najpóźniej o 5-5:30). Od
samego położenia się spać miałem bardzo mocną hipnozę! Kilka
godzin później, ewakuowałem się do drugiego łóżka w pokoju
(chyba około 3? - nie jestem pewien), ale to nic nie dało...
O 4:12 już wracałem z powrotem! Znowu tylko 5,5h "snu"
(czuje, że w miarę mi to wystarcza... wolałbym więcej godzin
spać, ale jest jak jest... a i tak przymierzam się do spania
jeszcze krócej... im krócej tym lepiej... tylko abym się "pi
razy drzwi" wyspał). Zacząłem też testować "pozycję drzewa",
ale te ataki zmusiły mnie abym przestał, więc nie wiem czy
nieświadomie przekręciłbym się na plecy czy nie (gdybym
zasnął w tej pozycji). Ten byt chyba się dzisiaj wściekł z
tą hipnozą! Nie muszę chyba mówić, że jestem dzisiaj przez
niego obity :/ Chyba wrócę do palenia kadzideł... jakiś już
czas temu zwątpiłem w ich skuteczność, ale chyba warto
zacząć robić to ponownie... bo wiem, że one są ok., tylko
czasem ten byt może być zbyt silny. Muszę też wrócić do
odmawiania modlitwy do fioletowego płomienia, bo ostatnio to
zaniedbałem... W ogóle wszelkiego rodzaju modlitwy i
wszystko co mogę, muszę jeszcze mocniej wcielić w życie, aby
walczyć z tym czymś... nawet jeżeli metody będą mi się
wydawać nieskuteczne, to warto próbować do skutku... bo może
tak naprawdę pewne rzeczy które robiłem, były nie na rękę
temu bytowi, tylko on po sobie tego nie pokazywał, a ja np.
zakładałem, że metoda jest nieskuteczna! Będę walczyć... do
końca! W ogóle dzisiaj czuję się jakbym dostał kopa w klatę,
że tak brutalnie to ujmę. Czuję się tam energetycznie
rozwalony. A co do hipnozy, która jest na mnie zakładana,
kojarzy mi się z pająkiem, który zawija w kokon swoją
ofiarę. Te hipnozy są tak silne, że ja dostaję jakiś
"zwidów" przed otwartymi oczami...ekran mi się rozmazuję,
gdy próbuję przeciwstawić się zamykającym się oczom! Trzeba
uciekać i tyle, ale spać też kiedyś muszę! Kładłem na głowę
poświęcone obrazki, krzyż z Jezusem i nawet stukałem tingsha,
ale nie zauważyłem jakiegoś "super" efektu. Nie mam lekko...
ale na pewno byli ludzie, którzy mieli gorzej więc głowa do
góry. Jeszcze dodam, że gorzej się oddycha po takich bęckach...
ciężej jest zaczerpnąć głęboko powietrze. Po ostrym laniu 4
czakry oddech staje się taki płytki... Na czakrze czuję
takie jakby energetyczne, przechodzące przez czakrę bóle,
raz na jakiś czas... Nie wiem o co z tym chodzi... mogę się
jedynie domyślać, że czakra próbuje jakoś się poskładać po
"tornadzie", ale czy to na pewno o to chodzi to nie wiem...
Ja i tak się nie poddam do końca tych ataków... tylko czasem
morale spada po takich nocach... chodź moje wciąż nie są
takie niskie... tylko czakra boli :(((
04/05.11.2010 -> W trakcie dnia oraz przed zaśnięciem
paliłem kadzidełka. Jednym słowem mocno nadymiłem
(szczególnie w okolicy łóżka). O 23:30 kładę się spać, a o
8:30 wstaję. Nie dostałem dzisiaj w piernik!
05/06.11.2010 -> Po 21:40 kładę się spać. Oczywiście w dzień
jak i przed zaśnięciem paliłem kadzidełka ("myrrh").
Oczywiście dość mocno nadymiłem w pokoju (w szczególności w
okolicach łóżka). O 7:33 wstałem, ale ostatnie około 30
minut właściwie już tylko leżałem i niestety, ale na samym
końcu (owego leżenia) zapadłem w lekki sen, gdzie zostałem
"dziabnięty" w czakrę. Na szczęście, wcześniejsze ataki we
śnie były nieskuteczne dla tego byta. Jestem trochę
niewyspany mimo 10 godzin "spania / leżenia". Wydawałoby
się, że w takim czasie powinienem się bardzo dobrze
zregenerować, bo przecież dzisiaj w nocy ataki tego byta
były mocno nieskuteczne! ale nic bardziej mylnego!
Wyjaśnienie jest proste! Śpię w pozycji, która nie jest dla
mojego ciała zbyt wygodna, gdyż domaga się ono spania na
plecach!, a ja od kilku dobrych miesięcy (jak nie więcej)
sypiam wciąż w pozycjach "obronnych" (na boku lub brzuchu ->
ostatnio zdecydowanie przeważa pozycja na brzuchu). Widać
tutaj, że pozycja w jakiej się śpi, jest bardzo ważna aby człowiek mógł się
prawidłowo wyspać. W moim
przypadku jest to utrudnione przez ciągłe ataki, którym
codziennie muszę stawiać opór. Dodam jeszcze, że mniej
więcej przetestowałem dzisiejszej nocy pozycję "drzewo"
(odnośnie nieświadomego zmieniania pozycji we śnie) i wydaje
się, że jest ona skuteczna. Ostatnio (ciężko powiedzieć od
jak dawna) śpię z zapaloną lampką świecącą prosto na mnie,
ale niemniej jednak, już dawno temu przestało mi to w
jakikolwiek sposób przeszkadzać... chodź oczywiście wolałbym
spać będąc pogrążony w ciemnościach, ale obecnie nie czułbym
się zbyt komfortowo tak zasypiając. Gdy zasypiam przy
zapalonej lampce czuję się odrobinę bezpieczniej, gdyż mam
jakieś źródło światła (mimo, iż jest sztuczne) i wolę to,
niż miałbym zupełnie po ciemku zostać z tym bytem sam na
sam. Nie chce stwarzać mu idealnych warunków do ataków ;)
Niech ma chociaż odrobinę pod górkę ;)
06/07.11.2010 -> O 00:00 kładę się spać, a około 7:30
wstaję. Ogólnie spokojnie było przez całą noc, tylko rano
chyba leciutko oberwałem i w sumie tyle. Nie ma to jak
porządne zadymienie pokoju przed pójściem spać :) Przeważnie
rano po takim dymieniu jest dość duszno i trzeba szybko
otworzyć okno aby się dotlenić ;)
07/08.11.2010 -> Kładę się o 20:20 (dość wcześnie, ale jakoś
chce mi się spać). Oczywiście porządnie nadymiłem więc
powinno być dobrze ;) O 2:50, 3:55 i 4:15 były ataki we
śnie... ale było ich więcej tylko nie spisałem wszystkich.
Trochę energii straciłem, a o 7:50 wstałem. Oczywiście nie
wytrzymałem tak długiego "spania / leżenia" w pozycji na
brzuchu. Spałem też w pozycji bocznej. Nad ranem leżałem
trzymając krzyż na 4 czakrze na plecach. Ataki odbyły się
wtedy, gdy nie leżałem na brzuchu (z tego co pamiętam). Rano
jak wstałem to bolał mnie kręgosłup od spania na brzuchu...
za długo tak leżałem, no ale jest to w miarę bezpieczna
pozycja hmm... Denerwują mnie też te kadzidełka. Jak jest za
dużo nadymione, to się źle oddycha i czasem kicham, ale
porównując siłę ataków gdy się palą kadzidełka i gdy nie są
zapalane to wiadomo, że warto trochę pocierpieć wydzielany
przez nie dym.
08/09.11.2010 -> O 21:55 kładę się spać. Porządnie nadymiłem
w pokoju (oczywiście zawsze priorytetem jest mocne
zadymienie okolic łóżka). O 2:16 chyba oberwałem (pozycja na
plecach); 6:40 atak we śnie (pozycja nie na brzuchu); 7:10
atak, a o 7:50 wstaję. Były chyba z jeszcze max dwa ataki,
ale ich nie spisałem. Mocny był ten atak o 6:40 i czuję się
obity przez niego na 4 czakrze. Ciężko jest wyleżeć całą noc
na brzuchu. Mój kręgosłup ma już dosyć tej pozycji!
09/10.11.2010 -> O 22:05 kładę się spać. 1:15 atak (pozycja
inna niż na brzuchu); następnie jakiś czas później "Anioł
Stróż"? ochronił mnie we śnie przed atakiem (przegonił
postać w moim śnie, która z pewnością chciała mnie
"zaatakować"). 4:20 był kolejny atak (spałem na boku);
następnie był atak o 5:26, 5:50, 7:06 (coś tam próbował;
wcześniej też, ale już nie spisywałem tego); 7:25 coś
było... 7:59 wstaję... Ogólnie nie czuję się jakoś mocno
obity... może moc tego byta słabnie? albo ja staję się
silniejszy? a może to dzięki paleniu kadzidełek? Tak czy
siak, mimo tak wielu ataków
dzisiejszej nocy wcale nie
jestem specjalnie poturbowany! jedynie trochę obolały od
niewygodnej pozycji na brzuchu... Wiadomo, że troszkę
energii straciłem, ale nie jest źle! ;)
10/11.11.2010 -> Co do kadzidełek, to jakoś ostatnio
przestaję je palić w ciągu dnia. Skupiam się przede
wszystkim na zadymieniu okolic łóżka przed samym pójściem
spać. Wypalam wtedy przeważnie 3 kadzidełka jednocześnie,
kładąc je tam gdzie zaraz będę zasypiać, a po pewnym czasie,
gdy zadymienie moim zdaniem staje się optymalne, kładę je z
boku łóżka (na krzesełko) gdzie dalej produkują dym. O 22:35
kładę się spać. Ataki były o: 1:40, 3:06, 4:00, 4:50 (zmiana
łóżka / ten sam pokój), 6:48 próba ataku?, a o 8:45 wstałem,
ale nie jestem pewien czy nie było jeszcze jakiś ataków
pomiędzy 6:48, a moim wstaniem.
11/12.11.2010 -> Jednoznacznie można stwierdzić, że zmiana
łóżka w tym samym pokoju kompletnie nic nie daje! O 22:50
kładę się spać. Ataki były o 4:03 (wcześniej chyba też coś
było), 4:47, 5:27 (po tym ataku ewakuowałem się do łóżka
"obok"), 5:37 kolejny atak -> zmiana łóżka nie pomogła. Nie
wiem już jak skutecznie bronić się przed tak podstępnymi i
chamskimi atakami! W realu praktycznie nie da się wyczuć
tego byta, a na dodatek jest niewidzialny! Jeżeli atak jest
w lekkim relaksie albo po prostu w realu, to czuję tylko
zadany cios i po ptokach jak to się mówi. Choć jest pewien
objaw ostrzegawczy (pewne odczucie) i jak się je czuje, to
trzeba natychmiast otworzyć oczy! ale czasem atak jest zbyt
szybki, aby odpowiednio zareagować... różnie z tym bywa! Nie
jest lekko, ale trzeba robić swoje...
12/13.11.2010 -> O 00:11 kładę się spać. Ataki były o: 4:24,
5:20, 5:56, 6:05 (byłem przy tym ataku kompletnie bez szans!
i chyba nie tylko przy tym! i nie tylko dzisiaj!). Po tym
ataku postanowiłem się szybko ulotnić, gdyż każdy kolejny
atak na czakrę mógłby się zakończyć moim nokautem ;/ Były
niby tylko 4 ataki, ale równie dobrze można powiedzieć, że
aż 4! Trzeba pamiętać, że atak atakowi nie równy! Jedne są
słabsze inne silniejsze! Chyba moim błędem było nie
nadymienie kadzidełkami! Wczoraj pisałem, że są pewne objawy
ostrzegawcze przed samym atakiem, ale ostatnio często zdarza
się tak, że atak jest tak szybki, że ciężko stwierdzić czy
był jakikolwiek objaw ostrzegawczy! Czasem są, ale czasem
wydaje się, jakby ich w ogóle nie było... jest tylko zadany
cios i moje zdziwienie, jak do tego doszło!? No, ale jest
jak jest... a łatwo nie jest ;P Obecne ataki na moją osobę
są bardzo chamskie i wyrafinowane. Łatwo jest kogoś lać jak
jest się niewidzialnym ech...
13/14.11.2010 -> Dzisiaj spałem w małym pokoju, ale ta
zmiana kompletnie nic nie dała. Już nie ma znaczenia, w
której części mieszkania śpię... i tak, ten byt mnie bez
problemu odnajduje. Kiedyś chyba coś to dawało... ale
obecnie nie daje to zupełnie nic. O 00:05 kładę się spać.
Przed 4 w nocy był jakiś atak, a następnie dwa po 5. Nie
mniej jednak było ich więcej, ale nie spisałem ich
wszystkich. Nakrywałem się obrazkami Jezusa itd. uderzałem w tingsha, mantrowałem słowo "Bóg", ale efektów brak :( Jak
zwykle zostałem obity! Wstałem około 7 rano... więc niewiele
spałem, ale to i tak nie zmienia faktu, że aby obić
porządnie czakrę wystarczy zadać w nią jeden porządny
cios... a przecież ja obrywam w nią każdej nocy więcej niż
raz (przeważnie 3-7?... tak na oko)! Trzeba też pamiętać, że
ataki różnią się od siebie siłą oraz "zadanymi obrażeniami".
Jutro śpię w swoim pokoju i nadymię kadzidełkami że ho! ho!
Jak to nic nie pomoże, to już nie mam pomysłów jak stawić
temu bytowi skuteczny opór! Moje morale nie jest zbyt
wysokie... ale jakoś się trzymam...
14/15.11.2010 -> O 01:10 siedziałem przed komputerem i
dostałem cios w 4 czakrę! Jakiś czas temu jeszcze
zastanawiałem się, czy te moje odczucia to tylko jakieś
objawy kundalini, czy może czakra jest uszkodzona od tych
ciągłych ataków i energia sobie z tego powodu po prostu
ucieka, ale z dzisiejszej nocy wynika, że to po prostu jest
atak... Przypominając sobie "przeszłość" mogę śmiało
stwierdzić, że takich "ataków" miałem już na pęczki. Nie
jest fajnie, gdy dostaje się w biały dzień (nie mówię o
dzisiejszym dniu/nocy) przez niewidzialne moce i nie możesz
właściwie zrobić nic, aby się przed tym uchronić :( Co się
porobiło już z tym światem he? Około 2 w nocy zapaliłem 5
kadzidełek na swoim łóżku. Jak się można domyślić powstało w
ten sposób duuużo dymu. O 03:10 zostałem ciachnięty na szyi!
a wciąż jestem przed komputerem! Aż mi spuchło to miejsce!
Oczywiście jest to całkowicie normalne że spuchło! ale chce
jedynie podkreślić fakt, że dzieje się to wtedy gdy nie
śpię... ja nawet nie byłem w łóżku, ani nic z tych rzeczy!
Siedziałem przed komputerem i bum! raz w czakrę, raz w
szyjkę! Halo! Ja nie śpię! w sumie chyba niewiele takich
przypadków miałem? Co do tego "ciachnięcia" to nie ma tam
żadnej ranki, tylko odbyło się tam tak jakby przejechanie
czymś po skórze (pazurem?) co spowodowało obrzęk w postaci
spuchnięcia, co z kolei po chwili wywołało uczucie
pieczenia. Poszedłem pokazać to mamie (wiem, że jest późno!)
aby dodatkowo uwidocznić jej czemu tak niechętnie chodzę
spać! Jest już 5:12 nad ranem i czas się położyć...
zobaczymy jak będzie... w całym pokoju czuć mocno
kadzidełka... może coś pomogą... zaraz się okaże... ->
dno... od kadzidełek to ja się prawie nie udusiłem ;) a co
do ataków to tylko zamknąłem oczka i już były... wstałem o
9:38 i czuję się porządnie sprany na czakrze :( Nie wiem
już... brak mi pomysłów na obronę... może pomoże woda
święcona? albo tona czosnku? a może święcona sól? Nie
wiem... nie mam już siły... czuję się jak worek treningowy,
który był obijany cały dzień przez bokserów... ale muszę to
wszystko wytrwać... chodź nie jest łatwo... właściwie z
miesiąca na miesiąc jest coraz trudniej... jakoś to
będzie... z moich snów wynika, że będzie w swoim czasie
oczyszczenie tych ataków... tylko ile mi jeszcze przyjdzie
na to czekać? oto jest pytanie... Nie mniej jednak warto
mieć tą silnie ugruntowaną nadzieję lub można by to nazwać
wiedzą, która dodaje sił w tym przedziale czasu, w jakim się
obecnie znajduję. PS. nad ranem praktycznie już nic nie ma w
miejscu wczorajszego "ciachnięcia".
15/16.11.2010 -> O 2:57 kładę się spać. Już o 4:20 dostaję bęcki... następnie ten sam scenariusz odbył się o 5:30 i to
z kilka razy? Miałem już wstać, ale zapomniałem o tej myśli
na chwilkę i zostałem błyskawicznie zahipnotyzowany w taki
sposób, że byłem jak "bezbronna kukła", która nie była
niczego świadoma! i na deser jeszcze dodatkowo małego bęcka
zarwałem, o ile nie dwa bęcki. Moja czakra ma zdecydowanie
dosyć! Zabieram się za porządną modlitwę, bo dłużej już tego
nie wytrzymam! Otaczanie się światłem, polewanie się krwią
Jezusa, odmawianie na głos Koronki do Miłosierdzia Bożego
(LINK!), modlitwa do fioletowego płomienia odmawiana na
różańcu (wcześniej nie odmawiałem tego na różańcu),
świeczki, kadzidełka itd. Muszę zacząć mocniej tak pracować,
bo mnie rozszarpie i dużo ze mnie nie zostanie... i kto
będzie uaktualniać stronę? więc wybaczcie, ale idę się
modlić... bo cóż mi pozostało hę? Powiem Wam szczerze, że po
zrobieniu tych "modlitw" itd. zrobiło mi się jakoś tak
lepiej na duszy... szczególnie po "Koronce do Miłosierdzia
Bożego"... ale nie wiem czy to co zrobiłem wystarczy... mam
pewien niedosyt... chyba jeszcze trochę muszę popracować...
i tak zrobię! jakby coś, będę robił to do skutku...
zobaczymy kto pierwszy wymięknie... jakby chociaż te ataki
choć odrobinę osłabły, to będzie już wielki sukces...
zobaczymy jak to się potoczy... wracam do swoich obowiązków
"modlitewnych"... PS. nie kładłem się już spać... wolałem
nie kusić losu...
Dodam jeszcze, że około 21 poszedłem się kąpać i jak na moje
oko byłem bardzo mocno hipnotyzowany... temat ataków już
mnie coraz mocniej męczy... cały mój dzień się kręci wokół
tego... ale w sumie to zrozumiałe... a wracając do kąpieli
to, po wielominutowej walce, aby się otrząsnąć z hipnozy w
końcu usnąłem (a raczej zostałem zahipnotyzowany) i prawie
się "utopiłem"... (mocno zachłysnąłem się wodą itd.)... a na
dodatek po wyjściu z wanny znalazłem dwa ciachnięcia
(widoczne / jedno z nich było bardzo małe, a drugie znacznie
większe) na szyi... chyba jakieś nowe? Już chyba nie muszę
dodawać, że moja czakra była w między czasie atakowana... no
i to dziwne pojawiające się odczucie w okolicach 4 czakry
itd... wszystko jest jasne...
Idę zaraz do swoich modlitw... bo co mi niby pozostało...
nie spać całą noc? a i tak to nie gwarantuje
bezpieczeństwa... naprawdę mam już tego dosyć... ale nie
mogę sobie nacisnąć magicznego guziczka, który by to
wszystko zakończył... trzeba być cierpliwym i robić swoje...
ale czasem brakuje mi już sił do tego wszystkiego... ech...
16/17.11.2010 -> (zapaliłem przed zaśnięciem jedno
kadzidełko + świeczkę / świeczek w ogóle sporo palę...
szczególnie w dzień...) O 00:20 kładę się spać. Równo o
03:00 jest o dziwo nie taki silny atak. Postanawiam odmówić
Koronkę do Miłosierdzia Bożego i gdy skończyłem (03:11) to
chwilkę po zamknięciu oczu usłyszałem dziwny dźwięk jakby
ich mowę? i ten dźwięk był dla mnie czymś na kształt ataku
rozkodowującego, który mnie "otworzył" i straciłem przy tym
trochę energii. Odmówiłem następnie na różańcu modlitwę do
fioletowego płomienia (33x) i postanowiłem o 3:22 wstać, bo
wiedziałem, że nie ma sensu już się kłaść i zamykać oczka
aby dostać w piernik.
Dzisiaj dostałem cynk od pewnej osoby abym zrobił: "ekadaszi"
(który akurat występuje dzisiaj / 11 dzień księżycowy).
Pierwszy raz o tym wyjątkowym dniu usłyszałem właśnie przed
chwilką ;) Wysłuchałem instrukcji i mam zamiar spróbować.
Przed wschodem słońca który się zaczyna tego dnia o 6:59 mam
powiedzieć, że będę pościć (pełny post / bez jedzenia i
picia) 24 godziny aby uczcić ekadaszi. Następnie lekko po
wschodzie słońca muszę się wykąpać lub wziąć prysznic.
Oczywiście wiadomo, że kąpać się już nie będę, aż te
wszystkie ataki miną... jedynie prysznic wchodzi w grę. Nie
chcę zostać utopionym biorąc kąpiel tak jak mogło to mieć
miejsce wczoraj. W pewnym sensie myślałem, że może spać mi
się chce i chyba sobie wmawiałem, że to nie jest hipnoza.
Niemniej jednak zachłyśnięcie się wodą (nie byle jakie)
uświadomiło mi dobitnie z czym się mierzę. Hipnozę to oni
mają silną, więc nie ma co ryzykować biorąc kąpiele. Wezmę
prysznic i muszę dokładnie się obmyć (z góry na dół)
zczyszczając z siebie cały "brud" (taki prysznic
oczyszczający). Podczas tej czynności należy odmówić
modlitwę:
"O Asvakrante! O Rathakrante! O Visnukrante! O Vasundhare! O
Mrittike! O Mother Earth! Please destroy all my sinful
reactions accumulated from previous lifetimes."
Można sobie wydrukować obrazek Kriszny albo Wisznu, aby
lepiej wczuć się w klimat tego dnia. Warto też obejrzeć
jakieś wideo o tej tematyce. Jeszcze przed zakończeniem
postu muszę powiedzieć, aby nie objadać się od razu po jego
zakończeniu, tylko aby zjeść coś lekkiego i to chyba byłoby
na tyle instrukcji... ale to i tak się chyba tyczy tylko
tego dnia... ale i tak warto o tym wspomnieć... a może coś
pomoże? oby...
Jest już 8:31, a ja mam bardzo silne przekonanie, że moja 4
czakra jest już od jakiegoś czasu atakowana... właściwie
jestem tego praktycznie pewien... nie będę mówił na 100% że
tak jest, ale moim zdaniem w granicach 99%... Można to
stwierdzić po objawach na 4 czakrze oraz po hipnozie! Nawet
w dzień już mnie muszą męczyć...
9:27 -> Przed chwilą trochę się pomodliłem (między innymi
odmawiałem "Trzy modlitwy do Jezusa") itd... nałożyłem
różaniec na szyję, zapaliłem kadzidełko i dymiłem nim wokół
siebie... świeczki to standard... zapalę zaraz taką
fioletową... one są mocne... zauważyłem, że wcześniej ten
byt atakował (ale mało) również 3 czakrę. Po tych modlitwach
itd. zauważyłem, że nie mam takich mini dziabnięć w czakrę...
Nie mniej jednak wciąż jeszcze hipnotyzuje... no zobaczymy
jak to się potoczy... muszę więcej czasu spędzać na
modlitwach... dla lepszego efektu...
Mam nową dostawę wody święconej... już sobie nią kropie
głowę i 4 czakrę... w ogóle spędzam dzisiaj sporo czasu z
różańcem na szyi... i chyba tak już zostanie... zawsze coś
tam pomoże... mniej czy więcej...
17/18.11.2010 -> O 23:09 kładę się spać. Miałem tym razem
przy sobie wodę z Lourdes (trzymałem ją w okolicy 4 czakry)!!!
Co ciekawe praktycznie dzisiaj nic nie oberwałem! Może to
też zasługa, że pokropiłem (wodą święconą wziętą z kościoła
w moim mieście) głowę i 4 czakrę. Tak czy siak, na pewno
jutro będę miał ten niewielki "flakonik" z wodą przy
sobie... Dodam jeszcze, że gdy kładłem się spać nie czułem
się najlepiej od tego postu. Prosiłem zatem Boga, aby chodź
trochę tej nocy mnie oszczędził, ale ostatecznie dodałem
"Nie moja wola lecz Twoja Ojcze niech się stanie". Tak czy
siak, moja mama weszła do mnie o 5:50 i mnie trochę
wystraszyła pojawieniem się u mnie w pokoju. Ogólnie rzecz
ujmując ten byt był w moich snach, ale tak jakby nie mógł
się zbytnio do mnie dobrać... piszę zbytnio, bo zadał mi
pewne minimalne straty, ale jest to kropla w oceanie strat
jakie zadawał mi każdej nocy, więc jest dobrze! O 7:50
zakończyłem post i poszedłem coś zjeść. Po około 10min
wróciłem do spania gdyż czułem się bezpiecznie oraz nie
odczuwałem żadnej hipnozy ze strony tego byta. Oczywiście
trzymałem cały czas blisko siebie moją nową super wodę z
Lourdes!!! Wstałem ponownie o 10:25 i czuję się w miarę
wypoczęty! a to się tak rzadko zdarza!!! Mam nadzieję, że
już tak zostanie... byłoby super... zobaczymy jutro!
I jeszcze jedno! Dzisiaj miałem sen jak unosiłem się w
pokoju! U mnie zawsze tego typu sen oznacza oczyszczenie
jakiejś sprawy! Czyżby chodziło o te ataki!? Wygląda na to
że tak!
18/19.11.2010 -> O 00:35 kładę się spać. Nie mogłem znaleźć
świeczki więc dzisiaj jej nie zapalałem. Wodę z Lourdes
położyłem koło 4 czakry oraz skropiłem sobie głowę i 4
czakrę wodą święconą (tą z kościoła) i położyłem ją koło
głowy. Domyślam się, że woda z Lourdes nie straciła swoich
właściwości... tylko prawdopodobnie wczoraj nie ona mnie tak
dobrze chroniła. To co mnie chroniło wynikało prawdopodobnie
z mojej prośby o dzień wolny, gdyż byłem na pełnym poście i
nie najlepiej się czułem. Dzisiaj myślałem, że owa woda mnie
ochroni w taki sam sposób jak wczoraj, ale tak się nie
stało. Nie wiem na ile chroni owa woda... ale i tak będę ją
mieć przy sobie, gdy będę kłaść się spać. Przed zaśnięciem
były ataki na 4 czakrę... minimum 2 dziabnięcia, ale pewnie
było ich więcej. O 3:55 atak ale mały? O 3:58 dobitka na 3
lub 4 czakrę. W tym momencie użyłem wody święconej z
kościoła i skropiłem nią siebie oraz łóżko. 5:10 oberwałem
lekko w 3 lub w 4 czakrę (trudno stwierdzić w którą
dokładnie). 5:25 atak chyba w 4 czakrę. Następnie już tylko
sobie leżałem i o 5:32 wstałem. Moja czakra jest tak mniej
więcej średnio obita... Nie spodziewałem się, że dzisiaj
będą bęcki... powinienem chyba wcześniej wstać.. bo robiłem
dzisiaj trochę za worek treningowy... no, ale regenerować
się przez sen jakoś też muszę... nie mogę wiecznie nie
spać... hmm...
19/20.11.2010 -> O 00:26 kładę się spać. O 00:31 zaczyna się
"zabawa"... gdy zamykam oczy zaczynam doznawać lekkich
ataków na 4 czakrę... Następnie o 2:55 zostałem zaatakowany
i zwiałem do małego pokoju gdzie również dostałem jeszcze
kilka razy! Wstałem dopiero o 11:05? bo jakoś tak już
później te ataki ustąpiły na tyle, że można było trochę w
miarę spokojnie poleżeć, ale i tak czakra kwiczy (nie czuje
się dobrze po atakach) :/
20/21.11.2010 -> O 01:41 kładę się spać. Od razu skropiłem
wszystko wodą święconą + obrazki na mnie i wokół mnie +
pozycja embrionalna z plecami przy ścianie, ale i tak już o
01:50 miałem atak! taki bez większych szkód, ale już ten byt
się dobijał do mnie. Ogólnie cała noc była jakaś taka
spokojna. O 09:01 wstałem i chyba właśnie wtedy jeszcze
leciutko oberwałem :(
21/22.11.2010 -> Jest już 22:30, a od około 30min mam
wrażenie, że ten byt próbuje mnie hipnotyzować... może sobie
to wkręcam, ale chyba jednak nie... na wszelki wypadek
pokropiłem się wodą święconą i o dziwo poczułem się troszkę
lepiej, a może mi się tylko tak wydaje? Jak wiemy ten byt i
w biały dzień nie ma problemów aby mnie atakować, więc moje
przeczucie o zakładaniu mi hipnozy prawdopodobnie jest
całkowicie słuszne. O około 00:40 skropiłem ponownie siebie
wodą święconą + łóżko... uderzałem też przez jakiś czas w tingsha + w tym momencie puszczam dźwięki gongów z
komputera. O 02:51 położyłem się spać. Dwa słoiki ze
święconą wodą położyłem koło głowy dla ochrony itd. Chyba
nie było ataków przed zaśnięciem? Dopiero o 6:59 przyłapałem
atak we śnie, gdzie straciłem energię. Może w ogromnym
skrócie opiszę jak to wyglądało. Domyślam się, że ta postać
już była w moim śnie od pewnego czasu. Pod sam koniec snu,
mój sen zrobił się bardzo ponury i praktycznie wszystko
przybrało kolor czerni. Nagle nastąpiło stwierdzenie słowne
w stylu "i wszyscy zginiecie", a następnie nastąpiło mocne
trzaśnięcie drzwiami po to, aby w błyskawiczny sposób mnie
otworzyć i zabrać mi energię. Oczywiście udało się to temu
bytowi. Po szybkim wstaniu po tym zajściu odczuwam jeszcze
pewne pozostałości po hipnozie? Dobrze, że szybko wstałem, a
nie poszedłem dalej spać, bo prawdopodobnie na tym jednym
ataku dzisiejszej nocy by się nie skończyło. Nie był to miły
atak, ale lepszy jeden niż dwa... czy więcej...
22/23.11.2010 -> Dostałem dzisiaj specjalną przesyłkę ;) w
której znajduje się pobłogosławiona przez egzorcystę sól w
małych kryształkach i w normalnej postaci ("typowa sól
kuchenna"). Dostałem też 3 małe kawałki tybetańskich
kadzidełek. Najmniejsze to "manjushri" (mocno oczyszcza), a
dwa większe (które podzieliłem sobie w sumie na 5 części) to
"shambala incence", które używane są w buddyjskich
świątyniach. Przetestuję dzisiejszej nocy ten "towar" i
zobaczymy czy coś pomoże... Sól w kryształkach wsypałem do
małej szklaneczki i położyłem ją w okolicach głowy. Odrobinę
soli tej w drobnej postaci wetrę (nasączając ją wcześniej
odrobinę wodą, aby się lepiej "przykleiła") w czubek głowy,
3 oko, skronie, 4 czakrę i ewentualnie 3 czakrę oraz wezmę
trochę jej na język. Wypalę też jedno kadzidełko... może
zacznę od tego silnie oczyszczającego. Również skropiłem
siebie jak i łóżko wodą święconą. Około 22:10 gdy siedziałem
przed komputerem chyba ten byt próbował mnie zahipnotyzować?
Raczej tak... no ale cóż... kuku mi nie zrobił... O 22:40
kładę się spać. Miałem też dwa słoiki z wodą święconej
położone w okolicy głowy. Prawdopodobnie o 5:19 i 7:25 były
słabe ataki. Wiem, że ktoś był w moich snach, tylko nie wiem
czy to był ten byt, czy opiekun... a może oboje? O 7:30
wstałem. Czuję pewne lekkie bęcki na czakrze ale to pikuś w
porównaniu z tym jak czasem obrywałem. Nie wiem na ile to
zasługa soli itd. ale będę prowadził w tym zakresie dalsze
testy...
23/24.11.2010 -> Zapomniałem przed zaśnięciem wypalić mojego
tybetańskiego kadzidełka, ale ładnie nasmarowałem się
"solanką" oraz skropiłem łóżko jak i siebie wodą święconą. O
00:40 kładę się spać. O 4:03 we śnie jest ten byt i odczuwam
od niego ogromne zło, aż cała moja osoba jest nim
przesiąknięta do szpiku kości, ale niemniej jednak nie
wydaje mi się abym stracił energię czy coś takiego? O 5:40
wyczuwam tego byta we śnie i zauważyłem co się święci i
dlatego 5 minut później postanowiłem wstać. PS. zauważyłem,
że ostatnio częściej dostawałem, jak spałem w pozycji
bocznej, gdy byłem brzuchem skierowany do ściany (brzuch
prawie przylega do ściany / aby zabezpieczyć 4 czakrę).
Dlatego staram się spać non stop na brzuchu, ale już o 5:40
się trochę zmęczyłem tą pozycją więc, aby się nie przekręcać
i dodatkowo nie narażać na atak postanowiłem wstać. Obecnie
siedzę sobie w różańcach na szyi... tak na wszelki
wypadek... a może się przydadzą... Wydaje mi się, że sól
pomaga...
Dodam jeszcze, że czasami w biały dzień dla większego
bezpieczeństwa zakładam na szyję swoje dwa różańce. Mam
wtedy taką cichą nadzieję, że uchroni mnie to przed hipnozą.
Jak na razie przeprowadziłem za mało "testów" w różańcach (w
biały dzień) aby powiedzieć na ile mnie to ochrania, ale na
obecną chwilę uważam, że na pewno w jakimś stopniu jestem
dodatkowo chroniony.
24/25.11.2010 -> Przed położeniem się spać natarłem się
solanką, użyłem kilka razy tingsha, wypaliłem zaległy
kawałek tybetańskiego kadzidełka, pokropiłem siebie i łóżko
wodą święconą itd... O 1:26 kładę się spać... obłożony
obrazkami + trzymając krzyż w ręku itd.. Nie zauważyłem
żadnej hipnozy w trakcie zasypiania! To już nie pierwszy raz
w tym tygodniu! O 3:25, 5:10 oraz 7:30 (czy o 8:30?) były
drobne ataki. Wstałem o 8:36. Niby 3x oberwałem, ale tak
lekko. W miarę udana noc!
25/26.11.2010 -> O 23:11 kładę się spać. 3:34, 4:05, 5:34,
5:39 -> były ataki -> o tej 5:39 czułem się taki "zamotany"
więc postanowiłem wstać... poużywałem tingsha, zapaliłem
świeczkę, posypałem solą 7 czakrę oraz łóżko + na język jej
trochę nałożyłem, otworzyłem też okna aby trochę świeżego
powietrza dopuścić (zgasiło to dość szybko moją świeczkę,
którą zapaliłem w między czasie). O 5:47 ponownie się kładę
spać. Oczyściłem jeszcze trochę aurę (mogłem zrobić to
trochę dokładniej). Pokropiłem też łóżko i siebie dodatkowo
wodą święconą. Obłożyłem się dokładnie obrazkami itd. O 7:25
moja mama spytała się czy może wejść do pokoju i poczułem w
tym momencie spory ruch energii na 4 czakrze :( Nie wiem czy
straciłem tą energię, ale raczej nie było to nic dobrego.
Jak już pisałem najmniejsza taka rzecz może spowodować takie
cyrki jeżeli jest się pod "ostrzałem" (pewnego rodzaju stan
zamulenia / hipnozy -> podatności na wystraszenie / na
otwarcie / na stratę energii). O 7:49 wstałem.
26/27.11.2010 -> O 2:00 kładę się spać... wiadomo... sól,
kropienie wodą święconą itd... co do "nacieraniem się
święconą solą", to nie robiłem dzisiaj typowej "solanki"
(mocno rozpuszczona sól w wodzie mineralnej) tylko
postanowiłem zrobić to w taki sposób, aby było widać gródki
soli, a na dodatek zamiast używać do tej "czynności" wody
mineralnej użyłem dzisiaj wody święconej... Byłem jeden raz
zaatakowany, ale nie spisałem o której godzinie (chyba około
5-6?). Nie był to zbyt silny atak. Około 9 wstałem.
27/28.11.2010 -> O 1:00 kładę się spać. Wydaje mi się, że
nie było dzisiaj ataków? Nad ranem trochę się przekręciłem
na bok i coś mi tam nie pasowało, ale jak się zorientowałem,
że nie leżę na brzuchu, to szybko ten błąd naprawiłem.
Poleżałem do 8:00 i wstałem, bo jakoś nie czułem się do
końca "bezpiecznie" aby spać dalej... ale chcąc nie chcąc
bardzo udana noc. PS. skropiłem również wodą święconą kołdrę
którą się przykrywam... oraz sól porozsypywałem tu i
ówdzie... ogólnie ta metoda z wodą święconą i solą wydaje
się bardzo skuteczna.
28/29.11.2010 -> Około 3:45 kładę się spać. O 5:55 w babci w
pokoju spadły jakieś "kwiatki?" i powstał przy tym duży huk
i mnie to zdarzenie rozkodowało (otworzyło), co spowodowało
u mnie stratę energii. Teraz wielu ludzi może pomyśleć, że
to jakaś paranoja co ja piszę... coś spadło, wystraszyłem
się i co ma to wspólnego z atakiem? a no ma i to dużo... gdy
ten byt przebywa "nad tobą" lub "koło ciebie" to jego celem
jest "otworzenie cię" bo musi jakoś ukraść energię. Takie
zdarzenie jest dla niego "zbawienne", bo bardzo ułatwia mu
to zadanie. W mig wykorzystuje sytuację i obraca ją na swoją
korzyść. Trzeba trochę podoświadczać ataków aby to
zrozumieć. Ja ich doświadczam już długo i mam trochę
doświadczenia w tym temacie, więc wiem co mówię, ale dla
"laika", który nigdy nie doświadczał takich rzeczy może być
to kompletnie "niezrozumiałe", co doskonale rozumiem. Muszę
podkreślić jedną ważną rzecz, że te "ciemne moce" są bardzo,
ale to bardzo inteligentne o czym ludzie zapominają i
obstawiają, że są mądrzejsi niż ta siła. Sam z tą siłą się
mierzę więc czasami widzę prawdziwy geniusz w
przeprowadzonym ataku. Jest to takie wyrafinowane i
bezczelne, że czasem nie do uwierzenia. Jego największym
sukcesem jest to gdy zaatakuje cię, ukradnie ci energię, a
ty nie będziesz wiedzieć, że w ogóle coś się stało. Nawet
nie połączysz tego z atakiem. Jak miałem ataki, gdzie
widziałem latające ciemne energie czy "zjawy"? z
rozdziawionymi "ryjami" próbujące mnie wystraszyć, to łatwo
było stwierdzić, że jest to atak, ale już gdy wygląda to
tak, że nikogo nie widzisz, jest jakiś sen lub malutkie
zdarzenie i nagle tracisz energię to możesz nie połączyć
tego z atakami i w przyszłości nie będziesz przed takim
czymś się bronić. Ciemnej sile właśnie o to chodzi! Abyś się
nie bronił! Abyś nie był świadomy co się dzieje! Abyś nie
mógł uwierzyć w to, co się dzieje! Abyś nawet nie był w
stanie się domyśleć co się dzieje! Abyś zaprzeczał temu co
widzisz, czujesz itd. Abyś traktował to jako koszmar czy po
prostu zły sen. Aby twój umysł wymyślił sobie jakiekolwiek
wytłumaczenie, tylko abyś tego nie wiązał z atakiem! Trzeba
przyznać, że geniusz "ciemnych mocy" jest ogromny i ja to
potwierdzam... to wyrafinowanie... ta przebiegłość... ta
bezduszność... po prostu godna podziwu, gdy patrzeć oczami
kogoś skrajnie złego. Kolejny atak był o 7:36 gdzie topiłem
się we śnie (brakowało mi powietrza i nie zdążałem wypłynąć
na powierzchnię) i wtedy pojawiają się dokładnie te uczucia
które mnie "otwierają" i po chwili jest po ptokach! Przecież
to istny geniusz! Mało kto zorientowałby się, że to atak!
Może z 0,01% ludzi pomyślałaby, że coś jest nie tak!
Większość nie zwróciłaby nawet na to uwagi! Powiedziałaby,
że miała jakiś głupi sen i poszłaby spać dalej! Tylko nie
wiem czy "zwykli" ludzie doświadczyliby tego typu ataku.
Moim zdaniem jest to trochę wyżej zawieszona poprzeczka.
Łatwiej jest stwierdzić, że jest to atak, gdy widzimy tego
który nas atakuje, ale właśnie o to chodzi abyś nie
wiedział, że to jest atak! Abyś w ogóle nie wiedział co się
dzieje! Największym sukcesem "czarnego" jest gdy w niego nie
wierzysz!!! Koniec kropka!!! A ludzie zbyt często zapominają
o jego przeogromnej inteligencji!!! To wszystko nie jest
takie łatwe, jak może się wydawać. Sam fakt pisania o tym i
ujawniania czegoś, co ludzie odbierają jako choroba
psychiczna itd. nie jest dla mnie łatwe, ale niemniej jednak
jest mi dane tego doświadczać i czuję na sobie moralny
obowiązek ujawnienia tego jak to wygląda. Pamiętam jak był
kiedyś odcinek w "Rozmowach w toku" o takich przypadkach
ludzi, którzy byli atakowani przez "ciemne moce". Oczywiście
psycholog nie uznawał, że to może dziać się naprawdę tym
samym robiąc krzywdę zaproszonym ludziom, którzy nie umieli
sobie poradzić z tą niecną siłą. Jeden gość doświadczał
ataków zjawy przez 17 lat!!! i też miał atakowaną 4 czakrę!!!
Na pewno nie jestem jedyny, który tego doświadcza... ja po
prostu chyba jako jedyny tak dokładnie to spisuję! Właśnie
po to, aby był solidniejszy dowód na "nocne ataki"! Jakbym
spisał to kilka razy, to mało kto by się nad tym
zastanowił... ale jak spisuje się to już ponad rok i to
dzień w dzień, to już coś musi w tym być... a jakie wnioski
kto wyciągnie, to już jego sprawa. O 7:36 była jeszcze mała
próba ataku, a o 7:40 się ewakuowałem. Czuję się w miarę
wyspany (4 godziny snu) ale też trochę obity chodź można
powiedzieć, że były tylko 2,5 ataku na moją czakrę... ale w
tym dwa silne i jeden bardzo słaby. Jeszcze tylko dopiszę,
że aby pojąć moje obecne ataki jest mocno wymagane czytanie
moich doświadczeń od samego początku, bo czytanie np. od
tego miejsca może być dla kogoś zupełnie niezrozumiałe. To
jak zacząć czytać książkę od połowy i nie rozumieć czemu się
w niej akcja tak toczy i niby z czego to wynika? Jakby się
czytało książkę od początku, to na pewno akcja tam
rozgrywająca się miałaby sens :) PS. wypaliłem tej nocy
ostatnie moje "mini" tybetańskie kadzidełko.
29/30.11.2010 -> Kładę się o 00:35... wstaję o 9:35... coś
tam oberwałem... na dodatek kręgosłup mnie znowu boli od
leżenia tyle godzin w jednej pozycji... choć zdarzało mi się
mimowolnie przekręcać na bok, co nie zawsze kończy się dla
mnie dobrze... tak czy siak kolejna noc "zaliczona"... jedną
mniej ;)

[GRUDZIEŃ 2010]
30.11.2010/01.12.2010 -> O 1:44 kładę się spać. O 5:27
wykryłem tego byta we śnie, ale nic mi nie zrobił. O 8:57
wstaję. Nie paliłem już dzisiaj małej, białej świeczki,
ponieważ mi się skończyły... sporo wypalałem ich w ciągu
dnia więc siłą rzeczy skończył mi się mój zapas ;) ale i tak
już chyba one nic nie dawały... ale w sumie tak fajnie jak
jakiś "płomień" płonie w pokoju... byle nie za duży hehe ;)
01/02.12.2010 -> Dzisiaj bez skrapiania łóżka itd. wodą
święconą bo mi się już skończyła, a drugi słoiczek z takową
wodą nie chciał się otworzyć i leży sobie koło mojej głowy
mocno zamknięty. Co do soli święconej to posypałem sobie
jedynie 7 czakrę oraz kołdrę bez nacierania pozostałych
czakr (3, 4, 6, skronie) (mogłem użyć zwykłej wody, ale
jakoś tego nie zrobiłem). O 23:40 kładę się spać. O około
4:42? widziałem tego byta w moim śnie, ale nic mi nie
zrobił? Tak sądzę... Ja się tam później przekręciłem na bok,
ale chyba nic mi się z tej okazji nie stało? Nie jestem
pewien na 100%, ale chyba nie? O 8:31 wstałem...
02/03.12.2010 -> O 00:37 kładę się spać i niestety po chwili
zaczynam doświadczać ataków rozkodowujących :( (00:40,
00:42...). Przed zaśnięciem używałem tylko tingsha oraz
posypałem sobie solą święconą 7 czakrę oraz lekko łóżko. O
5:38 zaatakowała mnie postać we śnie, ale skutecznie się
broniłem... atak był słaby... tylko nie wiem, czy gdy się
broniłem nie za bardzo się "otworzyłem"... dziwny atak...
przeważnie jest taki silny i zdecydowany, a ten był taki
słaby i nieudolny... O 5:41 atak rozkodowujący... Po tym
ataku zastanawiałem się, czy aby dobrym rozwiązaniem nie
byłoby wstanie z łóżka i zakończenie "snu", ale jakoś nie za
bardzo miałbym co robić więc postanowiłem jeszcze pospać
chodź byłem pod ostrzałem. Zacząłem używać tingsha, na głos
mantrowałem słowo "Bóg" itp, posypałem dodatkowo 7 czakrę
solą oraz łóżko. O 7:10 prawdopodobnie był kolejny atak, a o
8:44 wstałem, ale niestety jakieś 5 min wcześniej też był
atak (we śnie). Dodam jeszcze, że w minimum 2 snach była też
przyjaźnie nastawiona do mnie postać tylko nie jestem pewien
czy był to mój "Anioł Stróż" czy była to postać
wykorzystywana aby mnie "otworzyć" (wzbudzić zaufanie), a
następnie zaatakować (z większą łatwością) i zabrać energię.
03/04.12.2010 -> O 1:08 kładę się spać i od razu czuję ataki
rozkodowujące wycelowane w 4 czakrę (ciężko stawić im opór).
O 4:55 były jakieś dwie postacie we śnie, ale jakoś nic mi
się nie stało. Po obudzeniu były ataki rozkodowujące. O 5:04
uciekłem do łóżka obok i niby trochę pomogło? O 9:50
wstaje...
04/05.12.2010 -> Na półce odnalazłem wodę z Lourdes która
kiedyś mnie broniła! Nie wiem co ona tam robiła! Ponownie ją
wziąłem do obrony! O 00:09 kładę się spać (w dużym pokoju,
nie moim łóżku / łóżko koło okna). O 4:45 były próby ataku
we śnie (atakowały mnie minimum 2 byty). Chyba wyszedłem z
tego cało? O 4:50 ataki przy otwartych/zamkniętych oczach
ale słabe. O 4:55 ewakuowałem się do mojego łóżka z przyczyn
oczywistych. O 6:35 próba ataku we śnie. 6:40 były kolejne
próby ataków... więc wstałem... już wystarczy na dzisiaj...

Dostałem
"cynk" od pewnej zaufanej mi osoby, że powinienem zdobyć
szkaplerz taki z materiału gdzie jest obrazek Maryi oraz
Jezusa (taki jak na zdjęciu). Co więcej tego dnia miałem sen
gdzie unosiłem się w powietrzu... a jest to specyficzny sen,
który gdy mi się śni, to tego dnia co będzie wydarzy się dla
mnie coś "pozytywnego" (w sensie pewne oczyszczenie). Nigdy
mnie tego typu sen jeszcze nie zawiódł! i oto mamy! złota
rada! Jutro o 7:15 mam mszę u Karmelitów gdzie na końcu
dostaje się owy szkaplerz.
05/06.12.2010 -> (wyprowadzka do dużego pokoju) -> przed
położeniem się spać zjadłem mały pobłogosławiony opłatek
(taki świąteczny). O 23:41 kładę się spać (posypywanie solą itd). O 23:54 gdy moje oczy były już zamknięte i spokojnie
sobie leżałem dostałem cios aż podskoczyłem całym ciałem do
"góry"... i teraz bądź człowieku mądry i idź spać...
włączyłem sobie TV... ale przez cały czas czułem, że ten byt
jest gdzieś koło mnie... o 00:13 wyłączam TV... i udało się
jakoś usnąć... o 6:00 wstałem i pojechałem do kościoła
Karmelitów na mszę o 7:15 w poszukiwaniu szkaplerza. Co
ciekawe jak tam jechałem, to gdy autobus zatrzymał się na
pasach i gdy spojrzałem przez okno, to zobaczyłem stojący
tam naprzeciw mnie samochód z przyklejonym do szyby zdjęciem
Maryi na niebieskim tle z dwunastoma gwiazdami! Ciekawe co?
:) Niestety nie udało mi się zdobyć na tej mszy
szkaplerza... Jakoś nie za bardzo wiedziałem jak to
załatwić... Karmelitański sklepik był czynny dopiero od
10:30... przyjechałem ponownie i zakupiłem szkaplerzyk w
owym sklepiku. Później o 11:30 była msza i po mszy trzeba
było pójść do księdza, aby go pobłogosławił i odprawił
pewien mini rytualik. Dostałem też informację, że mam
odmawiać codziennie "Pod Twoją obronę" i ogólnie aby
"nieustawać w modlitwie". Następnie powędrowałem do innego
księdza. Pobłogosławił mi około 0,5kg soli oraz odprawił
nade mną pewną modlitwę ochronną.
06/07.12.2010 -> O 00:04 kładę się spać. O 8:06 wstaję.
Praktycznie nie spałem na brzuchu... tylko na boku... nie
zaobserwowałem żadnych ataków!
07/08.12.2010 -> Niestety dzisiaj już miałem normalne ataki
:( ... a miało być tak pięknie... widocznie jeszcze nie
czas, aby te ataki były mi odpuszczone... Tak czy siak i tak
obrywam jakoś mniej niż było to jeszcze kilka miesięcy temu.
Dobre i to... O 23:40 kładę się spać. O 23:52 był atak, gdy
miałem zamknięte oczy. O 3:43 był atak we śnie (wbicie przez
postać igły do pobierania krwi w rękę i było to w pewnym
sensie nieprzyjemne i niepokojące... pojawił się strach...
otworzenie / rozkodowanie... i energia fruuu...) i w tym
momencie pragnę zwrócić uwagę na istny geniusz "czarnego".
Dla 99,9% ludzi byłby to zwykły sen, a jednak jest to atak!
Dla mnie niepozorny atak we śnie gdzie człowiek uzna, że to
tylko "zły" sen jest objawem "ostatecznego" geniuszu. Jak
wiemy największym zwycięstwem "czarnego" jest to, aby w
niego nie wierzono. Po sposobie ataku widać, że jest on
bardzo sprytny i dobrze przemyślany. Praktycznie nikt kto
normalnie nie doświadcza takowych ataków (na większą skalę
jak ja) nie połączy tego z czymś niezwykłym i dzięki temu
"czarny" może sobie swobodnie działać ("farmić" / regularnie
zabierać energię ludziom -> czy to codziennie, czy to raz
na jakiś czas) gdyż jest tak jakby w "ukryciu"... nikt go
nie demaskuje, ani nikt się nie spodziewa, że taki atak może
być przeprowadzany! Każdy uważa, że wszystko jest w
porządku, że tak po prostu rzeczy się mają, że to tylko zły
sen! ale nic bardziej mylnego! Z mojego doświadczenia
wynika, że przy zdecydowanej większości ataków (ale nie
wszystkich!) we śnie pojawia się jakaś "postać". To jest
pierwszy sygnał, który może, ale nie musi sugerować "próbę"
ataku na naszą osobę. Zresztą sam fakt, że odbywa się to w
takim "ukryciu"... we śnie... gdzie przeciętny człowiek
połączy to po prostu ze złym snem, jest absolutnie genialne.
Można okradać ludzi z energii, a oni nawet nie zaczną się
bronić, bo kompletnie nie będą świadomi tego, co naprawdę ma
miejsce! Czysta poezja wyrafinowania i demoniczności! O 3:53
doznałem ataku gdy miałem zamknięte oczy (czyli tak zwany
"atak rozkodowujący" / "otwierający" [czakrę?]). O 5:30
kolejny atak rozkodowujący i za 2 minuty kolejny...
Następnie wstałem bo atakował "seryjką" więc warto było się
trochę otrzepać z wszelkich stanów "zamotania". O 5:36
włączyłem sobie TV i dopiero o 7:57 wstałem na śniadanko...
Muszę dodać jeszcze jedno... Wczoraj założyłem szkaplerz i
prawdopodobnie te byty nie wiedziały jak się przez niego
przebić i dlatego nie było żadnego ataku, ale już dzisiaj
były normalne... bo znalazły sposób obejścia! Już miałem tak
wiele razy... stosuje się jedną metodę, a po jednym-kilku
dniach znajdują obejście i wydaje się, że metoda nie działa.
Te byty są bardzo inteligentne! Szukają Twoich najsłabszych
punktów! Zawsze starają się jak najszybciej obejść każdą
metodę obrony... i jak widzimy, idzie im to coraz lepiej...
szybko sobie poradziły ze szkaplerzem... ale czy aby
całkowicie stracił swoją moc? na moje oko ataki wyglądają
tak samo jak jeszcze przed założeniem szkaplerza... ale i
tak go będę nosić itd. Ogólnie czuję jakiś wzrost duchowy
dzięki niemu... więc może i znalazły metodę jak go obejść,
ale ja czuję, że poszedłem stopień wyżej... jako cała moja
osoba... a czas tych bytów i tak jest już policzony...
08/09.12.2010 -> Przed zaśnięciem zużyłem sporo święconej
wody. Stworzyłem taką jakby "linię" wokół siebie z soli...
oraz posypałem sobie nią głowę, kołdrę itd. Niestety to
chyba nic nie dało :( O 23:16 kładę się spać. O 23:22 była
już próba ataku :( -> nawet przed położeniem się spać
czułem, że prawdopodobnie jestem hipnotyzowany itd. O 3:45
był ten byt w moim śnie, ale nic mi nie zrobił. Gdy się
obudziłem prawdopodobnie próbował mnie atakować... O 3:54
próba ataku? O 4:48 włączyłem TV, bo był atak za atakiem
(seryjka) więc musiałem jakoś to przerwać. O 7:45 czułem, że
ten byt jeszcze próbuje się mnie czepiać, a o 8:06 w ogóle
się ewakuowałem z pokoju...
Zamówiłem
sobie ze sklepu internetowego tybetańskie kadzidełka:
DORJE
(niezniszczalny) - Tybetańskie kadzidła ochronne - Kadzidła
te są szczególnie polecane do ochrony osób i pomieszczeń.
Usuwają wszelkie negatywne wpływy. Wytwarzają pozytywną
energię. W skład wchodzą wyłącznie szlachetne lecznicze
zioła bez dodatków aromatów drzewnych.
MANJUSHRI
- Tybetańskie kadzidła oczyszczające - Tradycyjnie używane
do oczyszczania pomieszczeń z negatywnych energii. Pomagają
usuwać blokady, fizyczne oraz mentalne niepokoje. Używane
wyzwalają naszą wewnętrzną mądrość, oczyszczają aurę i
dodają sił witalnych.
PADMASAMBHAVA - Spełniający życzenia Guru - Oprócz
tradycyjnych ziół, ich skład wzbogacają półszlachetne
kamienie (między innymi turkus i koral) oraz złoto.
Zapewniają przychylność i wsparcie Padmashambavy -
nauczyciela spełniającego życzenia. Ich zadaniem jest
również ochrona przed negatywnymi energiami.
SEMDE -
Tybetańskie kadzidła oczyszczające - Kadzidła te od zawsze
były używane przez Tybetańczyków do oczyszczania i
uświęcania pomieszczeń, poprzez usuwanie wszelkich
negatywnych energii i wpływów. Uważa się że przynoszą
szczęście, szczególnie gdy są palone wprowadzeniem się do
nowego domu. Skomponowane są z ponad 100 składników,
włączając również niewielkie ilości kamieni półszlachetnych,
złota i srebra.
Zobaczymy
czy coś pomogą... Pewnie dojdą za kilka dni...
09/10.12.2010 -> (duży pokój) O 1:00 kładę się spać. O 3:16
zostałem tak pobity w stanie między realem a snem, że jak
wstałem to "zataczałem" się jak pijany. Jeszcze chyba nigdy
tak mocno nie dostałem. Byłem bity "we śnie" (przypominam,
że to się jedynie "krystalizuje" we śnie, ale działo się to
między realem, a snem) z 10-20? sekund non stop i każdy cios
był bardzo mocny. Gdy sen się "zakończył" i następowało
"bicie" to "częściowo" widziałem "ich ręce" mocno ściskające
śledzionę oraz ich pięści lądujące na moim korpusie (w
brzuch mocno dostałem)...na dodatek było ich kilku...
minimum 2, a może i więcej... więc ciosy spadały na mnie jak
krople deszczu na człowieka. Atakowali cały korpus, a każdy
cios był bardzo szybki. Nie wiem ile ich przyjąłem na
siebie, ale na pewno zdecydowanie za dużo. Po tym ataku
czułem się jakbym był pijany... miałem trudności z
chodzeniem prosto i jakoś wewnętrznie się trząsłem...
Takiego "gradu" ciosów to ja jeszcze nie miałem. Te byty
muszą być bardzo wnerwione na moją osobę. Oj tak... Po tym
ataku wyprowadziłem się do małego pokoju... przecież nie
będę spał tam gdzie tak dotkliwie zostałem pobity! O 3:24
zapalam w pokoju świeczkę. Ogólnie czuję się jak z waty, nie
komentując już mojej czakry... O 3:30 natarłem wodą z
Lourdes: czubek głowy, skronie, 3 oko, 4 i 3 czakrę... Może
to coś pomoże... Mam wrażenie, że te byty podczas tego
ataku, nie miały na celu wyssania ze mnie energii, tylko po
prostu obicie mnie najdotkliwiej jak to tylko możliwe... Na
dodatek we śnie tuż przed atakiem czuć było "zło" i to
solidne (widziałem i czułem bardzo negatywne postacie będące
koło mnie). Tak czy siak obili mnie porządnie... i nie
chciałem, aby się to powtórzyło więc starałem się "przyssać"
plecami do ściany i próbowałem przyjąć pozycję
embrionalną... takie zwinięcie się w "precelka"... ale dobra
pozycja niestety nie daje pełnej ochrony... byłoby to zbyt
proste... Odkąd zmieniłem pokój odczuwałem, że chcą się do
mnie dobrać... nie wiem jak to opisać, ale są takie
specyficzne odczucia chodźby na 4 czakrze itd. Od 3:44 do
3:52 odczuwałem próby ataku oraz słabe ataki rozkodowujące.
Postanowiłem włączyć TV... O 4:20 sypię sporo soli święconej
na siebie i łóżko. O 4:35 gaszę TV. O 8:09 gdy już się
trochę rozluźniłem dostałem w 4 czakrę :( (przy zamkniętych
oczach). Następnie o 8:11 wyczułem atak, do którego na
szczęście nie dopuściłem (specjalna reakcja "wymijająca")...
i szybko się ewakuowałem z łóżka...
Jest
obecnie 14:03 i wciąż tak samo (jak odczuwałem to rano)
czuję skutki uboczne pobicia na 3 czakrze (uczucie
"skórczu"? czakry + pewien ucisk), 4 czakrę (duży dyskomfort
-> mocny ucisk itp) oraz na śledzionie (pewien ucisk / nie
za silny, ale jednak jest). Chyba będę musiał przestać
sypiać, bo jak tak ma to dalej wyglądać to ja się z tego
"wypisuję" ;p ... chodź wydaje mi się, że gdy byłem obijany
(niczym kotlet przez młotek) to w tym właśnie momencie
spałem na plecach albo na boku. Wiem na pewno, że nie byłem
wtedy w pozycji na brzuchu. Myślę, że zła pozycja mocno
przyczyniła się do tak silnego ataku. Domyślam się, że mieli
idealne dojście do mojego korpusu i doskonale to
wykorzystali.
Jest
obecnie 21:35 i tak się zastanawiam nad objawami na 4
czakrze, które miewam w "biały dzień" (np teraz). Dosyć
często czuje uczucie bardzo podobne (o ile nie identyczne)
jak przy udanym przez tego byta ataku. Trochę mnie to
niepokoi... przez długi czas wmawiałem sobie, że może jest
to objaw kundalini itp., ale z każdym tygodniem coraz
bardziej w to wątpię. Jeżeli to, co odczuwam na 4 czakrze
jest atakiem to znaczy, że ten byt jest bardzo często u mnie
w domu... albo w ogóle go nie opuszcza... znaczy pewnie robi
sobie jakieś przerwy... Zresztą bardzo często jak tylko
kładę się spać i zamykam oczy to są już ataki, więc ten byt
już czeka na to, aby mnie zaatakować... a wiele razy jeszcze
zanim pójdę spać już zaczyna mnie hipnotyzować itd. Często
też w biały dzień mnie atakował, gdy próbowałem się
zdrzemnąć. Obecnie raczej wcale nie sypiam w dzień z
przyczyn oczywistych, ale chodzi o fakt, że on jest i czeka,
a skoro jest i czeka to znaczy, że logicznym byłoby
przeprowadzanie ataków za dnia na moją osobę! Jakbym był nim
to pewnie tak bym robił. Po co czekać, aż "człowiek" zaśnie
skoro można go troszkę obić w biały dzień? Skoro to są
ataki, a wydaje mi się, że jednak są, to znaczy, że dość
sporo obrywam w biały dzień. Uczucie jest jakby dostało się
piłeczką z pistoletu do paintballa (oczywiście mówię to w
dużym cudzysłowie / uczucie jest jakby się czymś nagle
dostało -> pojawia się natychmiast ucisk / czasem ból / oraz
czuć też jakby przemieszczenie się energii lub jej upływ...
uczucie ucisku raczej nie mija zbyt szybko... raczej trwa i
trwa i końca nie widać... w międzyczasie dostaję jeszcze z
kilka ciosów abym nie czuł się zbyt pewny siebie).
Oczywiście nie jestem pewien na 100%, że są to ataki... Będę
dalej się temu przyglądał... bo oczywiście nie chciałbym,
aby tak było jak piszę... ale jak na razie wszystko mi na to
wskazuje... Najgorsze jest to, że nie za bardzo jest jak się
przed tym obronić... dostajesz cios i tyle... nic nie
widzisz... nic nie słyszysz... a "leżysz i kwiczysz"... tak
to wygląda... Zresztą dobrym przykładem, że są to ataki jest
dzień
14/15.11.2010 gdzie o 1:10 siedząc przed komputerem dostałem
cios w 4 czakrę (taki sam jaki dostałem dzisiaj już dobre
kilka razy), a później o 3:10 zostałem ciachnięty fizycznie
po szyi! No i jak mam nie łączyć tego uczucia na 4 czakrze z
atakami? :( Pewnie ten byt myśli, że się nie zorientuję i
będzie mnie mógł tak bić bezkarnie... w sumie o to mu
chodzi... abym był bierny i nic nie robił i aby on mógł
sobie działać z pełną swobodą... a ja w sumie też nie jestem
alfą i omegą i nie wiem co miałbym niby zrobić aby się
skutecznie bronić przed takim czymś... zapalę kadzidełka...
(nie te zamówione, bo jeszcze nie doszły... [myrrh]) może
chodź trochę pomoże... chodź już sam w to mocno wątpię...
nie za bardzo wiem jak mam się bronić... już chyba
wszystkiego próbowałem...
Jest już 00:16... właśnie
zamówiłem sobie poleconą mi książkę "Armia Najdroższej Krwi
Jezusa Chrystusa"... jest tam sporo modlitw... może się
przydać... Dostałem też cynk, aby odmawiać te modlitwy:
Wszechmogący Boże nawiedź ten dom
i oddal od niego wszelkie zasadzki nieprzyjaciół. Niech w
nim mieszkają Twoi Święci Aniołowie i strzegą nas w pokoju,
a Twoje błogosławieństwo niech nam zawsze towarzyszy. Przez
Chrystusa Pana naszego. Amen.
Egzorcyzm 1
W Imię Boga w Trójcy Świętej Jedynego, Ojca i Syna i Ducha
Świętego uchodźcie duchy złe, abyście nie widziały, nie
słyszały, nie ujawniały, nie niszczyły, nie prześladowały,
nie wprowadzały zamieszania do naszej pracy i planów. Nasz
Bóg jest waszym Panem i rozkazuje wam: Idźcie precz i nie
wracajcie. Mocą Boga, Mocą Najwyższego, Panie, uczyń nas
niewidzialnymi dla wrogów naszych. Amen
Egzorcyzm 2
Potężna Niebios Królowo i Pani Aniołów, Ty, Która otrzymałaś
od Boga posłannictwo i władzę, by zetrzeć głowę szatana,
prosimy Cię pokornie, rozkaż hufcom anielskim, aby ścigały
szatanów, stłumiły ich zuchwałość, a zwalczając ich
wszędzie, strąciły do piekła. Święci Aniołowie i
Archaniołowie, brońcie nas i strzeżcie nas. Amen.
Egzorcyzm 3
Święty Michale Archaniele wspomagaj nas w walce, a przeciw
niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby
go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy, a Ty, Wodzu
niebieskich zastępów, szatana i inne duchy złe, które na
zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do
piekła. Amen
Podaje je tutaj bo może komuś się przydadzą...
PS. palę już 3cie kadzidełko... jedno za drugim... może coś
pomoże... ale przede wszystkim na modlitwie muszę się
skupić... bo kadzidełko samo się pali i nie ma w tym
zbytniego mojego wysiłku... zresztą już paliłem je
wielokrotnie... raczej obecnie czekam na te tybetańskie...
powinny być skuteczniejsze... tak sądzę?
PS2. (00:44) odmówiłem te modlitwy po kilka razy... + "Pod
Twoją obronę" itd... słucham też sobie muzyczek
religijnych...
PS3. Zresztą nie ma się co przejmować (odnośnie ataków)...
znaczy nie jest to fajne i doczekać się nie mogę, aż to
minie (jak oznajmiają to moje sny), ale Jezus mówił: "Jeżeli
Mnie prześladowali, to i was będą prześladować" (J I5, 20)
więc jest to w pewnym sensie pocieszające ;) Z jakiegoś
powodu mnie te byty nie lubią ;) a przecież staram się być
grzeczny :D
10/11.12.2010 -> (duży pokój) -> Posypałem łóżko itd. dużą
ilością soli święconej. O 1:31 kładę się spać. O 1:33
zanotowałem już dwie próby ataku. Jakby coś to starałem się
spać cały czas na brzuchu... w taki sposób, abym się przez
przypadek nieświadomie nie przekręcił w nocy na inną
pozycję. O 3:48 był ten byt w moim śnie ale nic mi nie
zrobił. O 3:55 wstałem bo czułem się dziwnie... jakby z
mózgu zrobiła mi się "papka" i chodzę taki zamotany i
zakręcony... muszę wrócić do "normalności"...
Dzisiaj kurier dostarczył mi tybetańskie kadzidełka...
właśnie je palę (~17:00). Trochę nadymię i może ten dym
lepiej zadziała na atakujące mnie byty, niż ten z kadzidełek
o zapachu "myrrh". Zapalę je też przed położeniem się spać i
zobaczymy czy tybetańskie kadzidełka są lepsze od
"zwykłych".
1:34 wciąż nie śpię... wypaliłem w sumie od 17:00 do teraz
ze 3 kadzidełka? ale jakoś duszno się zrobiło i musiałem
otworzyć balkon, aby trochę przewietrzyć. Ogólnie nie
przepadam za kadzidełkowym dymem... palę je tylko w jednym
celu :) ale już "dzisiaj" nie mam zamiaru więcej "dymić".
11/12.12.2010 -> O 1:59 kładę się spać. O 2:03 ten byt
próbuje mnie atakować (aż podskoczyłem biodrami fizycznie do
góry / atak z tego co zauważyłem nie był o dziwo skierowany
na 4 czakrę). 2:05 atak na 4 czakrę -> a moja czakra czuła
się już lepiej... po tym ciosie niby niezbyt mocnym? (a może
mi się tylko tak wydaje, że był niezbyt mocny!) znowu moja
czakra mnie boli (ucisk itd). 2:06 palę kadzidełko
tybetańskie tam gdzie zaraz będę leżeć, może coś pomoże...
2:16 kładę się spać. 5:22 widzę tego byta we śnie... chyba
atakuje? Ogólnie jak się obudziłem to mocno mi się w "głowie
kręciło (w pewnym sensie)"... czułem się taki pijany i jak
chodziłem po mieszkaniu to się tak "zataczałem"... dziwne...
Postanowiłem zmienić łóżko na to koło okna. 5:26 kładę się
spać. Dopiero o 9:46 był atak we śnie! który zaraz przeszedł
w stan "pomiędzy" realem, a snem. Na szczęście w stanie
"pomiędzy" szybko się zorientowałem się co się dzieje! Ja
spałem na boku, a ten byt był przyklejony do mnie i wbił mi
jakies "dłuto"? w ciało i starał się mnie "otworzyć" niczym
kluczem drzwi (poprzez odpowiednie manipulowanie dłutem
stara się wywołać we mnie odpowiednie emocje, które są
kluczem, aby otworzyła się czakra -> na dzień dzisiejszy
jakoś tak to widzę). Ogólnie widziałem w stanie "pomiędzy"
jak sprawy się mają. Leżałem na lewym boku, a ten byt
przyczepił się do moich pleców. Nie widziałem go, ale czułem
(nie widziałem w sensie, że był niewidzialny dla moich oczu,
ale w pewnym sensie "wyczuwalny", a na dodatek miałem takie
jakby "widzenie" całej sytuacji tak jakby lekko z góry ->
nie wiem czemu akurat tak, ale czasem tak jest). Czuć było
silne wibracje na moich plecach i po prostu go wyczuwałem...
nie wiem jak to opisać, ale na tamtą chwilę było to dla mnie
absolutnie oczywista sprawa co się dzieje. Niby ten byt był
całkowicie niewidzialny, ale czuć było jego "wibracje",
które przez to, że przykleił się do moich pleców i ja
odczuwałem i przechodziły na moje ciało? (ja też mam takie
"fale energii" [kundalini] więc nie wiem czy jego wibracje
przechodziły na mnie? raczej moje kundalini było
"pobudzone"... choć ja na co dzień czuję też takie
wibracje... co kilka sekund przez moje ciało przechodzą...).
Niestety nie udało mi się wyjść z tego bez szwanku, niby że
dobrze wiedziałem co się dzieje. Nie jest tak łatwo się
wybudzić podczas takiej sytuacji, no ale cóż... pewnie
lepiej i tak bym tego nie rozegrał... szkoda tylko, że
kolejny raz oberwałem... i to przed samym wstaniem.
Może zrobimy małe podsumowanie obecnej sytuacji. Przeważnie
wygląda to tak: ataki rozkodowujące przed zaśnięciem
(podczas położenia się i zamknięcia oczu pojawia się "wizja"
[pobudzona "wyobraźnia"... czasem na tyle, aby widzieć przed
oczami "obrazy / "wizje" -> nie jest to to samo co
"prawdziwa" wizja... [gdy doświadcza się prawdziwej wizji to
ma się wrażenie, że pochodzi ona skądś wyżej... i, że nie
pochodzi od ciebie, ma się wrażanie jakby ktoś pozwolił Ci
jej doświadczyć, a pobudzona wyobraźnia to pobudzona
wyobraźnia... pochodzi od właściciela] i nie zawsze
"wyobraźnia: jest na tyle "pobudzona" aby pojawiały się
"widoczne" "obrazy przed oczami... różnie z tym bywa...
zależy...]). Oczywiście ta "wymuszona wizja" ma na celu
"otworzenie" itd. Czasem dostaję po prostu cios i wtedy
podskakuję na łóżku ciałem fizycznym i przy tym ciosie
odczuwam silne wibracje które przechodzą po moim ciele (te
wibracje to pobudzone po ciosie kundalini?). No i jeszcze
standardowo są ataki we śnie. Czyli ten byt gdzieś po mnie
łazi... sen zmienia się w bardziej "ponury" (ale nie
zawsze). W większości przypadków ten byt jest symbolizowany
przez jakąś postać (czasem skrajnie złą, a czasem neutralną
czy wręcz dobrą). Często chce wzbudzić zaufanie które
spowoduje "otwarcie" się i co za tym idzie stratę energii.
Czasem też łapie i ściska (chodź chyba ostatnio mniej? sam
nie wiem...) i następuje wystraszenie, otwarcie i strata
energii... Czasem wbija jakiś ostry przedmiot w ciało i to
samo ma to na celu czyli "otwarcie" i wykradnięcie
energii... i są jeszcze z pewnością inne ataki we śnie takie
jak wystraszenie, np. rzuconym na ciebie "pająkiem"
(ostatnio czegoś takiego nie miałem, ale w przeszłości
bywało) lub czymś czego się "brzydzę" i moja reakcja mnie
otwierała itd... Starczy opisów ataków we śnie... bo w
swoich całych doświadczeniach już opisałem to dość dobrze...
Są jeszcze sny "pomiędzy" realem, a snem. Czasem z ataku we
śnie przerzuca mnie w ten stan pomiędzy i wtedy tam trzeba
się bronić. Powiem wam, że łatwiej jest jak zostaje się
przerzuconym, a przynamniej tak mi się wydaje, ale łatwiej w
takim sensie, że jest większa szansa, że zorientuję się co
się dzieję... we śnie jest to dość trudne, ale jak jest się
już "jedną nogą w realu" to sprawa wygląda inaczej. Czasem
oczywiście nie jest łatwo się obronić, gdyż jest się
"zamotanym", zahipnotyzowanym, sparaliżowanym (np.
zablokowana jest mowa, aby nie można było "zmantrować" tego
byta" / oczywiście jest możliwość odzyskania "mowy", ale nie
jest to łatwe... trzeba się trochę wysilić i naszarpać... co
oczywiście za sobą wiąże groźbę utraty energii w
międzyczasie... wszystko jest ze sobą tak powiązane, aby nie
ułatwić nam skutecznej i łatwej obrony) itd. Ogólnie
widzimy, że ten byt atakuje przeważnie gdy próbuję zasnąć
oraz pojawia się w moich snach (ostatnie tygodnie tak
wyglądają). Niestety ataki przed zaśnięciem są bardzo nie
fajne z tego powodu, że nie za bardzo jest jak się przed tym
bronić. We śnie nie jest dużo łatwiej, gdyż nasza świadomość
nie jest do końca świadoma tego, co się właściwie dzieje,
gdy jesteśmy atakowani we śnie. Gdybyśmy to wiedzieli, na
pewno szybko byśmy się wybudzili, a jak wiem z własnego
doświadczenia nie jest to takie łatwe, gdy jest się pod
ostrzałem. Dodam jeszcze, że ten byt czeka na mnie gdy
położę się spać, więc na pewno jest gdzieś u mnie w domu (co
nie wyklucza, że stara się mnie atakować wtedy, gdy w ogóle
nie przebywam w okolicy łóżka). To chyba tyle
"podsumowania"... krótkie, ale zawsze jakieś ;) W sumie
mógłbym pewnie się bardziej rozpisać, no ale z drugiej
strony to chyba całkowicie wystarcza? Może powinienem coś
jeszcze dodać?
Muszę jeszcze dodać coś odnośnie objawów na przedniej 4
czakrze, bo ciągle mnie ten temat nurtuje. Nie wiem jak do
końca, do tej sprawy się odnieść. Wciąż nie jestem pewien,
że to są ataki. Na tą chwilę myślę, że część może być
atakami, a część objawami kundalini? A może to w 90% są
objawy kundalini? i tylko błędnie to interpretuję? Chciałbym
powiedzieć z całą pewnością co to jest, ale chyba mi się nie
uda, bo co 5 sekund mam inną teorię na ten temat. Co do
nocnych ataków czy ataków przed zaśnięciem, to jestem pewien
tego na 100% i nie mam tam żadnych wątpliwości z czym mam
doczynienia, ale tutaj sprawa wygląda troszkę inaczej. Nawet
dzisiaj jak był atak we śnie, a później przeniósł się do
stanu "pomiędzy", to nie widziałem tego byta, ale jednak ze
100% pewnością mogę stwierdzić co się działo i nie pomylić
tego z objawami kundalini czy czymś takim, ale sprawa się
komplikuje jak sobie np. siedzisz przed komputerem i
odczuwasz jakieś rewelacje na czakrze. W sumie na 4 czakrze
z tyłu jest bardzo podobne uczucie (obecnie nie doświadczam
takich rewelacji na tylniej 4 czakrze jak było to jeszcze
jakieś 2 lata temu) o ile nie identyczne do tego, co obecnie
dzieje mi się z przodu, tylko tam z tyłu mieliło dłużej... a
tutaj czasem odpuszcza po wielu godzinach... no i nie było z
tyłu takich ruchów energii dziwnych, ale w sumie nie wiem
czy tam takowe w ogóle występują? nie wiem... Najlepszy
przykład, że mogą być to ataki lub choćby część z tych
objawów jest nimi spowodowana, są doświadczenia z
14/15.11.2010 gdzie o 1:10 siedząc przed komputerem dostałem
cios w 4 czakrę (oczywiście możemy założyć, że był to nagły
objaw kundalini... powiedzmy, że jest taka możliwość i nie
chce ze 100% pewnością mówić, że to był atak choć na dzień
dzisiejszy skłaniałbym się do zaryzykowania stwierdzenia, że
jednak był to atak), a później o 3:10 zostałem ciachnięty
fizycznie po szyi! i to fizyczne ciachnięcie po szyi
składnia mnie do stwierdzenia, że ten byt czekał i czekał,
aż będzie mógł mnie zaatakować, ale ja nie chciałem iść
spać. Zwlekałem i zwlekałem, aby skrócić jego czas na
atakowanie mnie. I co się stało? Prawdopodobnie już nie mógł
dłużej czekać będąc cały czas koło mnie i postanowił mnie
zaatakować... brzmi logicznie... a następnie po prostu gdy
widział, że wciąż nie idę spać mnie zadrapał swoim "pazurem"
i zadał mi fizycznie widoczny cios! Ta sytuacja mnie skłania
do stwierdzenia, że część tych "objawów" to ataki... tylko
jaki %? to jest dobre pytanie... i nie wiem czy poznam na
nie odpowiedź? może jest to 5%? a może 95%? Naprawdę nie
wiem... i nie chcę podawać jakiś przybliżonych wartości, bo
czuję, że mogłyby wprowadzać w błąd, a że chcę rzetelnie
spisać swoje doświadczenia, to zostawię na razie tę kwestię
z dużym znakiem zapytania. Może tylko niepotrzebnie się
rozpisuję i okaże się, że jest to tylko zwykłe nagromadzenie
się energii na 4 czakrze, która rozwija po prostu to miejsce
i tyle... może... wydaje mi się to dosyć prawdopodobne...
tylko pytanie zasadnicze to czy wszystko co się tam dzieje,
to objaw kundalini? skoro moja czakra w nocy jest atakowana?
przecież każdy taki atak zostawia jakieś spustoszenie na
niej! i musi odbić się to na tym, co się dzieje później z
nią po takowym ataku. I jeszcze jedno! Dzisiaj przed
położeniem się spać czułem się w miarę dobrze na czakrze.
Ucisk znikał i cieszyłem się, że ładnie zaczyna to wyglądać.
Położyłem się spać... minęło kilka minut, a ja dostałem już
w piernik! i co z moją czakrą? Nagle poczułem na niej ucisk!
Więc wynika z tego, że atak spowodował ucisk na czakrze! To
trochę tak jakby ktoś kogoś fizycznie uderzył, czuje się w
tym miejscu pewnego rodzaju ból... widocznie obicie czakry
objawia się między innymi uciskiem... tylko trzeba pamiętać,
że nagromadzenie energii również objawia się uciskiem! i
tego trzeba być świadomym! i dlatego nie mogę w 100%
powiedzieć co i jak! bo istnieje cienka granica między
prawidłową interpretacją, a błędną, a ja nie chce wprowadzić
kogoś w błąd. Jak na obecną chwilę sądzę, że część objawów
na 4 czakrze jest spowodowane atakami. Pamiętam też pewne
ciekawe wydarzenie (dla mnie bardzo nieprzyjemne), które
odbyło się
10.12.2007
roku
(w stanie między realem, a snem),
gdzie kosmici mnie odwiedzili i operowali mi przednią 4
czakrę! Co ważne w tamtym okresie nie doświadczałem żadnych
objawów na przedniej 4 czakrze (jedynie na tylniej!). Na
szczęście jakoś się wybudziłem i nie dokończyli tego co
zaczęli, ale faktem jest, że przez 3 dni czułem na 4 czakrze
z przodu spory ból (w moich notatkach pisze: "przez
trzy kolejne dni strasznie bolała mnie 4 czakra"),
duży ucisk (taki sam jak obecnie!) oraz miałem bodajże
problemy z oddychaniem! Nie mniej jednak jeszcze podkreślę,
że objawy na tylniej 4 czakrze, które są również identyczne
z tym, co czuję nawet w tej chwili na przedniej czakrze, nie
były wcale powiązane z atakami, a jednak odczucia są na moje
oko praktycznie identyczne, ale z kolejnej strony wiele
doświadczeń potwierdza, że część objawów na przedniej
czakrze jest na pewno wywołana atakami! i właśnie od takich
rozważań dostaję kręćka... staram się poskładać wszystkie
puzzle i je tutaj zaprezentować. Jakbym nie miał
uruchomionego kundalini i nie brałbym udziału w procesie
"sekretnej alchemii" to stwierdzenie faktycznego stanu
rzeczy byłoby bardzo proste, ale jest jak jest i staram się
jak mogę, aby opisać te sprawy. Sami widzicie, że jest to
trochę zamotane ;) i, że wcale nie jest tak łatwo dojść do
jakiś 100% wniosków w tej sprawie, choć chyba zmierzam w
dobrym kierunku, aby coraz więcej puzzli znajdowało się na
swoim miejscu.
Jest 00:19 właśnie sobie
przypomniałem, że dawno temu miałem podobne? bóle z przodu
na 4 czakrze, ale chyba? nie były tak intensywne i długie
jak obecnie? no i wtedy nie miałem tak dużo ataków... znaczy
coś tam było, ale na pewno nie była to taka nawałnica jaka
jest obecnie... mam niezły mętlik w głowie odnośnie tego
wszystkiego.
12/13.12.2010 -> O 1:27 kładę
się spać (o dziwo nie miałem ataków przed zaśnięciem!). O
3:50 czułem jakbym miał kogoś na twarzy. Nie mogłem się
ruszyć ani nic powiedzieć! Straciłem przy tym ataku dużo
energii :(. Ewakuowałem się do łóżka obok... nie wiem czemu,
czy to jakieś porządne zmiany u mnie, ale jak zmieniałem
łóżko to taki kręcik w głowie itp., że hoho. Chyba pierwszy
raz miałem tak, po tym bardzo mocnym pobiciu, gdzie dostałem
tak mocno w śledzionę itd., ale czy to "pijaństwo" jest
efektem tamtego pobicia? czy może są to jakiejś techniki
"motania" "założone" podczas nocy przez tego byta (coś w
stylu porządnej hipnozy), czy może jakieś objawy
"transformacji" związanej z procesem kundalini? na obecną
chwilę obstawiam, że są to "zmiany transformacyjne" i, że
nie jest to połączone z atakami... tak sądzę? O 7:04 wstaję
(również "pijany" i "zakręcony"). Był przed chwilą sen,
który mógł się potoczyć bardzo nie fajnie dla mnie
(widziałem tego byta, który miał duuużą ochotę dać mi w
"pysk", że tak to określę), ale był przy mnie cały czas
opiekun (postać idąca koło mnie) więc nic mi się nie stało.
Szkoda, że nie było go wcześniej ;/ no ale i tak dobrze, że
przed wstaniem jeszcze dodatkowo nie oberwałem.
13/14.12.2010 -> (mały pokój)
O 00:04 kładę się spać. W nocy była jakaś próba ataku, ale
mój opiekun mnie obronił (walczył we śnie z tym bytem na
miecze, a ja się przyglądałem... "sen" był krótki...).
Paliłem też świeczkę postawioną na parapecie... i przed
pójściem spać posypałem solą święconą czubek głowy... ale
czy to coś dało? nie wiem... wstałem o 8:24 i moja czakra
czuje się dość dobrze :)
14/15.12.2010 -> Tym razem
wydaje się, że świeczka i sól święcona nic nie pomogły. O
23:55 poszedłem spać. O 00:07 zostałem uderzony
(wstrząśnięcie ciałem). Wcześniej miałem ataki
rozkodowujące... miałem tak silnie pobudzoną wyobraźnię, że
aż widziałem "wizje" przed zamkniętymi oczami i to dość
wyraźnie. Niestety kilka razy dostałem :/ i moja czakra to
odczuła :/ (z dobrego samopoczucia na czakrze, zrobił mi się
tam pewnego rodzaju ucisk po zadanych mi ciosach). O 00:10
włączyłem sobie TV. O 00:50 wyłączam TV i zasypiam
spokojnie. O 8:25 mam atak i po nim wstaję. PS. bronienie
się przed zaśnięciem krzyżem z Jezusem i obrazkami nic nie
pomogło... najlepszą obroną okazało się po prostu włączenie
TV i przeczekanie tej "szarży" wściekłego byta (oczywiście
nie zawsze "przeczekanie" pomaga, ale i tak warto próbować).
15/16.12.2010 -> O 00:23 kładę
się spać, a o 00:33 miałem atak (wydaje mi się, że było ich
więcej, ale nie mam tego zapisanego w swoich notatkach).
Przygotowałem sobie na tę okoliczność wodę święconą w takim
specjalnym rozpylaczu i psiukałem ją w powietrze jak czułem,
że jest taka potrzeba (rozpylacz tworzył taką jakby "mgłę" z
wody). O 4:45 miałem atak we śnie, z którego nie wyszedłem w
jednym kawałku. O 4:48 włączyłem TV... nie jestem pewien,
ale nawet jak leżałem oglądając TV wydaje mi się, że ten być
próbował mnie "dziabać"... w tym czasie używałem
"rozpylacza" wody święconej... ale czy to coś dawało?
Trzymałem również przy sobie cały czas krzyż z Jezusem. O
7:18 wstałem... w sumie lekko ponad 4h snu... ogólnie jestem
niewyspany itd... ech... Kiedyś były te byty zrobione z
czarnej energii to były widoczne, a teraz? teraz są
niewidzialne i na dodatek bardzo trudno wyczuwalne... nie ma
to jak silniejszy przeciwnik.
20:16 -> Chciałem się na
chwilę zdrzemnąć (aby odespać słabo przespaną noc), ale już
po chwili gdy zamknąłem oczy moja wyobraźnia zaczęła
produkować sceny gdzie ktoś kopie mnie w twarz (typowe dla
ataków rozkodowujących). Po pewnym czasie poczułem to
specyficzne uczucie na 4 czakrze (atak / strata energii).
Nawet w dzień nie mogę odespać nieprzespanej nocy! bo ten
debil non stop czuwa aby mi przypierniczyć! Co za dno... Już
mam tego dosyć ;/ O co chodzi z tym zamykaniem oczu? Czemu
akurat wtedy mu jest tak łatwo mnie dopaść? W dzień mnie też
tak okłada? te odczucia na 4 czakrze to w końcu objawy
kundalini czy jego ciosy? bo już sam nie wiem!!! Przy tym
ataku przecież nawet nie spałem! Jedynie leżałem z
zamkniętymi oczami i to tylko chwilkę! Czuję na czakrzę
jakbym dostał jakimś energetycznym pociskiem... nie wiem jak
dokładnie to opisać... ale może warto abym spróbował. Po
ciosie w czakrę odczuwam na niej: ucisk, ból, jakieś
energetyczne odczucia... jakby pieczenie?, mrowienie?...
ciężko to opisać... ale najmocniej jest odczuwalny właśnie
ten ucisk w połączeniu z bólem... + te objawy
"energetyczne".
16/17.12.2010 -> O 22:16
włączam sobie leżąc w łóżku TV -> spryskałem łóżko i okolice
wodą święconą. O 22:40 wyłączam TV. Schowałem się pod
kołdrą, ale to nic nie dało... 2 razy dostałem w czakrę...
ponownie wszystko skropliłem wodą święconą. O 7:42 czułem,
że ten byt może się do mnie dobrać więc leżałem sobie już w
łóżku bez zamykania oczu (TV itd). O 8:15 wstałem...
17/18.12.2010 -> (duży pokój)
O 23:41 kładę się spać (pryskam wodą święconą). Wydaje mi
się, że przed zaśnięciem były lekkie próby ataków
rozkodowujących, ale chyba nic większego mi nie zrobiły. O
4:25 atak we śnie -> wymuszanie emocji "otwierających". Sen:
bardzo szybkie pakowanie się (silne, powiększające się lub
niezmienne uczucie pośpiechu itp). Ten byt był koło mnie
przed samym atakiem, tylko mnie w tym momencie wybudziło,
ale nie jestem pewien czy straciłem coś energii czy nie? ale
chyba coś tam straciłem. O 4:30 był atak rozkodowujący ->
pryskam wodą święconą. O 4:40 były dwie próby ataku
rozkodowującego... tylko czy straciłem energię? już nie
pamiętam... ale pewnie tak? O 6:01 atak we śnie. O 6:06 ->
zmieniam łóżko na to pod oknem. O 8:09 był atak we śnie
tylko chyba nic nie dostałem? było przy mnie też dwóch
opiekunów! i "bili" tego byta, ale czy w ostatecznym
rozrachunku wystarczająco mocno go ode mnie "odepchnęli"?
Chyba tak, ale pewien na 100% nie jestem, bo stanąłem prawie
twarzą w twarz z tym bytem (był pod postacią dziecka, a
opiekunowie go policzkowali -> to policzkowanie miało za
zadanie odpędzić oraz odepchnąć go ode mnie, ale wygląda na
to, że ten byt nawet i dwóch opiekunów się nie boi, bo
przyciągany byłem przez tego byta jak magnes, ale gdy byłem
już bardzo blisko tego byta to mnie "rozłączyło" /
wybudziło). Dodam jeszcze, że we śnie skrystalizowało mi się
to "policzkowanie" jako "walka moich opiekunów z tym bytem",
ale jak oni naprawdę między sobą walczyli to nie wiem.
18/19.12.2010 -> Około 1 w
nocy odmówiłem modlitwy do Archanioła Michała, skropiłem
swoje łóżko wodą święconą. O 3:51 kładę się spać (sypię
sporo soli święconej na głowę). O 8:15 był atak we śnie?
(strata energii?). O 8:20 wstaję.
19/20.12.2010 -> O 22:13 kładę
się spać (sypię sporo soli święconej na głowę, palę
świeczkę...). O 7:35 był atak we śnie, ale straciłem chyba
bardzo mało energii? Nie jestem pewien... Sam atak był jakiś
taki "słaby" i długo ten byt mnie "rozkodowywał"... jakby
nie mógł zdecydowanie, silnie zaatakować... nie wiem o co
chodzi... może słabnie? O 7:43 prawdopodobnie dostałem w 4 czakrę (ewidentne uczucie) i postanowiłem od razu wstać po
tym zajściu... i tak się dość dobrze wyspałem...
20/21.12.2010 -> (mały pokój)
O 23:12 kładę się spać (sól na głowę, świeczka bla bla
bla...). 23:40 miałem atak we śnie, a o 4:05 kolejny...
(tylko czy to był atak? na pewno był ten byt w moim śnie ale
czy mi coś zrobił? na 100% próbował mnie mimowolnie
wystraszyć swoją "obrzydliwą" i "straszną" przybraną
postacią we śnie (bardzo negatywny ufol)... ale ten "atak"
nie wyglądał tak standardowo... widziałem go i czułem jego
obecność, ale nie rzucił się na mnie czy coś w tym stylu...
niemniej jednak nie lubię nawet takich "spotkań" we śnie...
nigdy nie wiadomo jak się ono potoczy... przeważnie niezbyt
dobrze dla mojej osoby... no, ale czasem uda się wyjść bez
szwanku... przy dobrych "wiatrach"...). O 7:45 włączam TV...
itd...
PS. mam fajną modlitwę
ochronną do Matki Bożej w celu uzyskania ochrony przed
duchowymi, umysłowymi i fizycznymi atakami zła. Odmawia się:
1x Salve, Regina, 7 (różnych modlitw) Modlitw do Św.
Michała, 9x Chwała Ojcu, 3x Panie, zmiłuj się nad nami. Gdy
się modlisz pamiętaj aby zapalić świeczkę! To mocno wspomaga
modlitwę!
21/22.12.2010 -> (duży pokój)
O 00:44 kładę się spać. O 2:53 dostałem gdy spałem na
plecach! jak to się stało, że byłem w tej pozycji? No cóż...
zdarza się... Około 6:30 był kolejny atak we śnie, a o 7:08
jeszcze jeden, ale w tym konkretnie ataku bardzo ładnie się
broniłem! Gdy we śnie próbował mnie dopaść (nadciągająca w
moim kierunku postać, która co jakiś czas wyglądała zupełnie
inaczej) to strzelałem do niego, rzucałem w niego ostrymi
przedmiotami i reagowałem prawidłowo na jego "próby"
otworzenia mnie! Moja obrona kojarzy mi się trochę z filmem
"Incepcja" (z 2010 roku), w którym gdy ktoś włamuje się do
czyjegoś snu (w moim przypadku ten byt włamuje się do mnie)
to może być tak, że "mózg" ofiary (w tym przypadku mnie)
może być tak wytrenowany, aby skutecznie stawiać opór
intruzowi!!! Ci co oglądali film z pewnością wiedzą o czym
mówię. Jednym słowem bardzo ładnie się spisałem podczas
ataku we śnie gdzie ciężko o jakąkolwiek prawidłową reakcję!
Niestety we wcześniejszych atakach troszkę dostałem, no ale
cóż... PS. Ostatnio nie mam ataków rozkodowujących przed
zaśnięciem!, a przynajmniej ich nie wyczuwam! PS.2. Możliwe,
że był jeszcze jakiś atak we śnie, którego nie spisałem...
ale nie jestem pewien... PS.3. Nie pisałem o której wstałem,
ale było to chyba kilka minut po ostatnim ataku...
22/23.12.2010 -> O 23:31 kładę
się spać. Nie było ataków!? O 7:24 wstaję.
23/24.12.2010 -> (mały pokój)
O 00:05 kładę się spać i po chwili od zamknięcia oczu czuję
(i widzę), że moja "wyobraźnie szaleje" (jak zwykle nie
jestem w stanie tego kontrolować...). O 00:10 dostaję cios w
biodro (po ciosie wzdrygam się ciałem i lekko, mimowolnie
nim podskakuję) (czemu dostałem akurat w biodro? nie wiem,
ale już mi się to zdarzało w przeszłości). O 00:14 spada na
mnie kolejny cios i postanowiłem włączyć TV. Zauważyłem, że
przed zaśnięciem nie byłem poddawany hipnozie. O ~00:50
wydaje mi się, że wyczułem tego byta nad moją głową więc
trzymałem od tego czasu w ręku obrazek z Jezusem skierowany
w tamto miejsce, aż do położenia się spać (1:29). O 1:35
stwierdzam, że ten byt nie odpuszcza. O 4:30 jest w moim
śnie. O 6:33 dostaję w czakrę. O 7:50 wstaję. A wczoraj było
tak fajnie... no i przed zaśnięciem moja czakra czuła się
tak dobrze... a dzisiaj po wstaniu czuję się obity :( A
jeszcze co do dzisiejszej nocy, to chyba nie spisałem
wszystkich ataków... tak mi się wydaje... więc raczej na
pewno było tego więcej...
24/25.12.2010 -> Brak ataków,
ale miałem bardzo ciężką noc, bo zatrułem się kolacją
Wigilijną. Chyba Bóg mi oszczędził ataków z tego względu...
25/26.12.2010 -> (szpital)
(nie miałem na sobie
zakładanych przed zaśnięciem różańców itp) Brak ataków!
26/27.12.2010 -> (szpital)
(nie miałem tego dnia na szyi moich łańcuszków oraz
zakładanych przed zaśnięciem różańców...) Od około 21-22?
(nie wiem dokładnie), gdy pojawiał się jakiś dźwięk w
szpitalu, to miałem odczucie "wystraszenia", czego wczoraj
zupełnie nie doświadczałem! (a przecież różne dźwięki
docierały do moich uszu!) -> zastanowiło mnie to i wzbudziło
to moje podejrzenia... gdy następnie zamknąłem oczy to od
razu moja wyobraźnia była bardzo mocno "podkręcona"...
widziałem obrzydliwego i przerażającego pająka (bardzo
wyraźnie!!!) -> następnie otworzyłem oczy i zastanawiałem
się, czy aby na pewno to był atak... trochę chyba nie
chciałem w to uwierzyć, gdyż były dwa dni spokoju... Po
chwili znowu zamknąłem oczy i od razu lub po kilku sekundach
widziałem różne przerażające "wizje" przed oczami mające
wzbudzić mój strach itd. -> na dodatek poczułem tego byta
koło mojej głowy! Szybko olałem sobie spanie, bo zrozumiałem
co się dzieje. Następnie siedziałem sobie na krześle i
gapiłem się w okno i tu zdarzyło się coś ciekawego!
Widziałem w odbiciu szyby jak z kołdry oraz poduszki były
uformowane dwa diabelskie byty! Było to o tyle niezwykłe, że
były 2 byty, a nie jeden. Na dodatek nie było to coś w stylu
krzywej buzi czy czegoś takiego, tylko ewidentnie dwa
diabelskie stwory (jeden duży, a drugi mały). Jak patrzyłem
na kołdrę i poduszkę to nic tam takiego nie widziałem, ale
jak patrzyłem na odbicie w szybie to było na co patrzeć. Co
ciekawe nie była to żadna "halucynacja" czy coś takiego...
efekt był stały i niezmienny oraz długie wpatrywanie się na
te "stworki" nie powodowało we mnie żadnego uczucia strachu
czy czegoś takiego... po prostu pokazali, że są i mile mnie
witają (co zresztą udowodnili podkręcając moją wyobraźnię i
próbując mnie w ten sposób okraść z energii). Około 23 już
chciało mi się spać i niestety musiałem się położyć.
Pierwsze co zaobserwowałem, to dostałem cios w nogi (atak
gdzie występuje wzdrygnięcie) -> nie wiem co oni chcieli od
mojej nogi... tak samo nie wiem, co chcieli kilka dni temu
od mojego biodra... Następnie oczywiście były znowu te
"wizje" przed oczami. Miałem przy sobie mały różaniec, który
zakładałem codziennie przed zaśnięciem na swoją prawą rękę i
właśnie tam go umieściłem ale czy coś to dało? Chyba nie :(
Później oczywiście były ataki we śnie oraz hipnozy (mocno
nad ranem). Co do hipnoz to zauważyłem pewną rzecz. Gdy mam
oczy ciężkie jak z ołowiu i poddam się temu "stanowi" to
tak, jakby mój mózg synchronizuje się z "atakiem" tego byta
(nie wiem dokładniej jak to określić / nazwać -> chodzi
tutaj o coś w stylu wyrównania wszystkich ząbków w trybach
[jeden tryb należy do mnie, a drugi do atakujących mnie
"istot"] i gdy zostaną wyrównane wszystkie ząbki to
następuje "rozkodowanie" i wykradnięcie mojej energii -> nie
wiem czy dobrze to obrazuję, ale staram się opisać to jak
najlepiej)... nad ranem była w ten sposób atakowana 3 i 4?
czakra. Gdy nie poddam się temu stanowi i będę walczyć, to
można to obrazowo opisać jakbym nie dawał wyprostować tych
ząbków w trybach, a co za tym idzie rozkodować mnie i wtedy
jest szansa, że całkowicie moje powieki odzyskają swoją
naturalną fizyczną lekkość. Gdy się uwolnię będę trwał w
stanie "normalnym", a po chwili znowu tak jakby jest
"zarzucana" na mnie ta hipnoza, ale ja walczyłem i to dość
dobrze, ale nie miałem 100% skuteczności. Niekiedy wpadałem
w sen gdzie przeprowadzany był atak (rozkodowywanie mnie).
Ogólnie dostałem dzisiaj wiele razy, ale ciosy nie były zbyt
silne (ale za to było ich dużo!). Nie mniej jednak całą
dzisiejszą noc mocno się męczyłem z tym bytem (lub bytami),
aż do samego rana.
27/28.12.2010 -> (Założyłem
swój łańcuszek, ale tylko ze cudownym medalikiem oraz takim
krzyżykiem z kamienia który dostałem od Wiesi -> niestety w
szpitalu podczas zdejmowania łańcuszka zginął mi srebrny
krzyżyk z Jezusem) (założyłem również na siebie
różańce itp., które zakładam codziennie przed zaśnięciem)
-> (mały pokój) -> O 1:17
kładę się spać (posypałem sobie głowę solą święconą
poświęconą przez egzorcystę + trochę kołdrę, poduszkę
itd)... O 1:23 był jakiś dziwny dźwięk jakby spuszczanego
powietrza i po chwili zacząłem czuć tego byta koło mnie
(okolice głowy, górnego tułowia, plecy). Tego dnia dostałem
około 20x od tego byta w 4 czakrę!!! Spisywałem te ciosy,
ale w sumie co za różnica, o której był konkretnie cios...
dostawałem równo przez całą noc. Jedynym plusem tego
wszystkiego jest to, że zdarza mi się go czasem wyczuć choć
i tak nic z tym "fantem" zrobić nie mogę. Zmieniałem w nocy
łóżko na to pod oknem... ale to nic nie dało... następnie
poszedłem spać do małego pokoju... i bęcki dostawałem... aż
do samego rana... Moja czakra czuje się maksymalnie obita...
jednym słowem ledwo żyję... Nie mam pojęcia jak mam się
bronić... wszystkie metody jakie do tej pory stosowałem
wydają się nieskuteczne. Podczas dzisiejszych ataków nie
miałem "podkręcanej wyobraźni", ale gdy zamykałem oczy to
bardzo często od razu lub bardzo szybko dostawałem cios w 4
czakrę. Uczucie w mózgu przypomina jakby coś się
wyślizgiwało z rąk i nie miało się najmniejszych szans, aby
zatrzymać to coś przed upadkiem (pamiętajcie, że tego typu
rzeczy jest ciężko ubrać w słowa) -> i gdy to się
"wyślizgnie" to w tym samym momencie jest cios w 4 czakrę.
Brzmi dziwnie... ale dzisiejszej nocy tak to jakoś
odbierałem. Nie sadzę, aby ten byt co mnie dzisiaj atakował,
to był ten sam, co był w szpitalu, bo nie miałem podkręcanej
wyobraźni... a może to był ten sam byt (lub byty) tylko
stosowali inny atak? bo stwierdzili, że ten będzie
najbardziej skuteczny? Łatwo opowiedzieć komuś, lub napisać
na forum, że miało się atak czarnej energii, bo to łatwo
ubrać w słowa, ale jak już dochodzi do dokładnych opisów co
się czuje podczas bardzo "specyficznych" ataków to czasem
brakuje odpowiednich słów i możliwości aby to opisać. Jednym
słowem dostałem dzisiaj bardzo mocno... moja czakra ledwo
żyje, a ja już mam dosyć :( no ale cóż... życie toczy się
dalej... oby do nowego roku... może po nim coś się zmieni?
:)
PS. Był u mnie dzisiaj ksiądz
(chodzi po kolędzie) i pokropił duży pokój wodą święconą...
+ jeszcze raz dodatkowo moje łóżku... może coś pomoże ;) ->
no i mam dodatkowo trochę wody święconej ;]
PS.2. Podczas dzisiejszych
ataków idealnie było widać, że zamykanie oczu to jak
nałożenie pierścienia przez hobbita we "Władcy
pierścieni"... nagle stajesz się idealnie "widoczny" dla
zła.
28/29.12.2010 -> (mały pokój)
(zapomniałem nałożyć przed zaśnięciem różańców itp.) Przed
zaśnięciem posypałem sobie głowę grudkami kryształków soli
poświęconych przez egzorcystę (to jest taka bardziej
grudkowata sól niż ta, której przeważnie używam), ale w
sumie z drugiej strony poświęcona sól, to poświęcona sól.
Dałem też trochę większych kryształków soli pod poduszkę.
Dodatkowo skropiłem łóżko wodą święconą tak jak robił to
ksiądz który wczoraj u mnie był i od którego mam ową wodę.
Te czynności wykonałem przed 23:30. O 23:49 poszedłem spać.
O 5:35 obudziłem się ze snu, w którym był prawdopodobnie od
dłuższego czasu ów byt. Był widoczny bardzo dobrze... i
możliwe, że wziął ze sobą kolegów (mówię możliwe, bo
odczytuję to jedynie po ilości negatywnych postaci we śnie
-> takich "ewidentnie" "złych"). Następnie do 5:45 dostałem
z 5-8x!!! Te ataki były bez żadnych wizji czy czegoś
podobnego. Po prostu zamykałem oczy i dostawałem w 4 czakrę,
ale one były takie bardziej subtelne niż np. wczoraj i to
mnie zmyliło! Jakoś specjalnie się nimi (nie wiedzieć czemu)
nie przejmowałem! co było oczywiście błędem! Sądziłem tak
jakby, że nic wielkiego się nie dzieje, że może naciągam
trochę rzeczywistość itd., ale po którymś już z kolegi razie
połapałem się, że znalazłem się w opałach (seria ataków) i
muszę jak najszybciej je przerwać! Włączyłem sobie TV i od
tego czasu było już spokojnie. Żałuję, że nie zareagowałem
na tę sytuację wcześniej... mogłem uniknąć wielu do niczego
mi nie potrzebnych ciosów... Te ataki były takie jakieś
"niepozorne" i to mnie zmyliło... Nie mogę pozwolić, abym
się tak nabrał w przyszłości... trzeba uważać, aby nie
zignorować znaków ostrzegawczych (byt we śnie / pierwsze
"niepozorne" ataki przy zamkniętych oczach) i aby zareagować
na czas i nie zebrać nadmiernych bęcek z powodu braku
reakcji ze swojej strony...
29/30.12.2010 -> Kładę się
spać o 1:11. Atak we śnie był o 7:03... niestety
oberwałem... Włączam TV itd...
30/31.12.2010 -> Skropiłem całe łóżko, okna i
drzwi wodą święconą. O 00:16 kładę się spać. O 5:05
i 7:10 były ataki (możliwe, że był jeszcze jakiś). Niby mało
ataków ale są one dobrze odczuwalne na mojej 4 czakrze :/
Już jedną nogą jesteśmy w 2011 roku... może w nim coś się
odmieni? czas na jakąś większą zmianę ;)