Już w latach 50. ub. wieku
ukazała się książka zawierająca przykłady fraz muzycznych,
których należy użyć, by wprowadzić słuchacza w określony
stan. Jak ustalono, muzyka może przyspieszyć tempo
metabolizmu, podwyższyć lub obniżyć wydajność mięśni,
spowodować wzrost albo spadek ciśnienia krwi, jak również
zredukować próg wrażliwości na inne bodźce zmysłowe.
Najciekawsze jednak jest to, iż melodyjne dźwięki mogą
wprowadzić człowieka w stan bliski hipnozie, a także wywołać
różne formy halucynacji, poczynając od obrazów, kończąc zaś
na złudzeniach smakowych, węchowych, nawet dotykowych.
____________________
Wojciech Chudziński
W
tym kontekście wydaje się rzeczą oczywistą, iż we wszystkich
niemal religiach świata muzyka odgrywa tak istotną rolę,
towarzysząc wszelkiego rodzaju rytuałom i inicjacjom
duchowym. Dotyczy to w równym stopniu australijskich
aborygenów, Indian południowoamerykańskich, jak i szamanów z
dalekiej Syberii. Dźwięk okazuje się bowiem językiem, który
przemawia bezpośrednio do podświadomości. Jest - jak mawiał
Arnold Schoenberg - „sekretną mową, którą porozumiewa się z
nami wszechświat”.
Badania wykazały, że istnieją dźwięki, które w specjalny
sposób oddziałują na psyche człowieka. Alikwoty, bo o nich
mowa, łatwo usłyszeć w rytualnych śpiewach buddyzmu
tantrycznego, na nich też oparte są słynne chorały
gregoriańskie i muzyka wykonywana na didjeridoo -
instrumencie, który aborygeni konstruują z wydrążonej gałęzi
drzewa. Obecnie, korzystając z doświadczeń szamanów, wielu
zachodnich terapeutów stosuje alikwoty w leczeniu
dolegliwości natury psychicznej. Ta swoista muzykoterapia
przynosi zaskakujące efekty.
Muzyka może również zawierać duży ładunek agresji i potrącać
w ludzkich umysłach ciemne struny. Widać to np. w filmie
„Czas Apokalipsy”, gdzie amerykańska kawaleria powietrzna
przypuszcza atak na wietnamskie wioski przy akompaniamencie
patetycznej muzyki Ryszarda Wagnera. Wprowadza to żołnierzy
w prawdziwy trans zabijania, a w ofiarach budzi pierwotny,
zwierzęcy lęk.
W 1913 roku w Paryżu podczas prapremiery „Święta wiosny”
Igora Strawińskiego zaprezentowano dźwięki, które w
słuchających wyzwoliły nagłe pokłady wściekłości. 120
instrumentów wykreowało apokalipsę dysonansów i kakofonii;
zdawało się, że gwałcone są wszelkie zasady harmonii i
rytmu. Jeden z naocznych świadków tego wydarzenia napisał
potem: „Siedziałem w loży... za mną młody mężczyzna. Ogromne
podniecenie, jakie opanowało go pod nieodpartym działaniem
muzyki, wyrażało się w tym, że zaczął rytmicznie walić mnie
po głowie pięściami. (...) Obaj całkowicie straciliśmy
panowanie nad sobą.”
Niekiedy skutki bywają jeszcze bardziej tragiczne. W trakcie
słuchania niektórych utworów muzyki klasycznej ludzie
wpadają w głęboką depresję, a nawet usiłują popełnić
samobójstwo. Trudno np. nazwać przypadkiem fakt, iż w czasie
trzech wykonań „Tristana” Wagnera, w pewnym, powtarzającym
się miejscu partytury dwóch dyrygentów zemdlało, a jeden
dostał ataku serca. W tym kontekście ironicznie brzmi
definicja, jaką swego czasu ukuł Jan Jakub Rousseau, a która
mówi, że „muzyka to sztuka łączenia dźwięków w sposób
przyjemny dla ucha”.
W „Bliskich spotkaniach...”
Spielberga, muzyka jest sposobem komunikacji ludzi z
istotami pozaziemskimi. Świadkowie twierdzą, że spotkaniom z
enigmatycznymi pojazdami latającymi towarzyszy pewna fraza
muzyczna. Zafascynowani tym uczeni przesyłają ją w kosmos w
postaci sygnału, otrzymując matematyczną odpowiedź. (Plakat
z filmu / Columbia Pictures, 1977.)
Dowodem, że muzyka może stanowić „sekretny język”, jest
kultowy film Stevena Spielberga „Bliskie spotkania trzeciego
stopnia”. Powtarzająca się fraza muzyczna służy tam
porozumieniu się z przedstawicielami innej kultury
kosmicznej. Podobnie transowe dźwięki, choć generowane w
znacznie szybszym rytmie, ściągały każdego roku ogromne
rzesze ludzi do Niemiec na Festiwal Miłości. Milion ciał
podrygujących w takt muzyki techno tworzyło tam jakby jeden
organizm. Nie było już odrębnych myśli, dążeń - porozumienie
wydawało się doskonałe.
Amerykański psycholog Andrew Neher, który przeprowadzał
badania nad muzyką transową uważa, że najbardziej na fale
mózgowe, rytm serca, napięcie mięśni i pracę gruczołów
hormonalnych wpływają dźwięki bębnów. Obecnie na Zachodzie
funkcjonuje wiele dyskotek, które organizują tzw.
Trance-Parties, podczas których ludzie wchodzą w trans i
przeżywają odmienne stany świadomości. Charakterystycznej
muzyce, z wyraźnie wyodrębnionym rytmem, towarzyszą feerie
świateł lasera i wszechobecny zapach kadzidła. DJ natomiast
spełnia rolę szamana, który uczestnikom zabawy oferuje
rytuał magicznego wtajemniczenia.
Powróćmy jednak do leczniczych właściwości muzyki, ponieważ
to one od wieków przyciągają sfrustrowaną ludzkość, która na
gwałt potrzebuje jakiegoś leku na stresy i zawrotne tempo
życia.
Balsamiczna moc dźwięków była już znana starożytnym
filozofom: Pitagorasowi, Platonowi i Arystotelesowi. Pisali
oni, że muzyka ma dar harmonizowania ludzkiego wnętrza.
Platon w swej teorii ethosu przekonywał, że może ona
kształtować osobowość człowieka i rozwijać cechy, które są
niezbędne w życiu społecznym. „Jak gimnastyka wychowuje
ciało, tak muzyka powinna troszczyć się o duszę” - czytamy w
jego „Prawach”. Dla Arystotelesa ta dziedzina sztuki była
przede wszystkim środkiem do odreagowania emocji; podkreślał
on jej rolę uwalniania człowieka od psychicznych napięć i
wywoływania katharsis. Oczywiście nie wszystkie dźwięki,
ułożone we frazy, posiadają taką zdolność. Istnieje bowiem
muzyka niosąca ukojenie - i szkodliwa dla ludzkiego ducha,
której każdy rozsądny człowiek winien się wystrzegać.
Siłę muzyki znał biblijny Dawid, uwalniający z depresji
swego króla grą na harfie. W Egipcie czasów Kleopatry muzyką
leczono bezpłodność kobiet. Od Homera dowiadujemy się, w
jaki sposób sztuka ta uratowała przed dżumą wojska greckie
pod Troją. Takich przykładów - pozytywnego wpływu muzyki na
człowieka - można znaleźć w historii bardzo dużo.
W wieku XVII i XVIII mechanicyzm Kartezjusza i Newtona
znalazł swe odbicie również w muzykoterapii. Ukuto wtedy
teorię, iż drgania dźwięków przenikają przez skórę
człowieka, wprowadzając w rezonans tzw. drgania duchowe. Te
z kolei oddziałują na mięśnie, a także na inne układy
anatomiczne. Teoria ta, mająca swój praktyczny odpowiednik w
tzw. jatromuzyce, zainspirowała niektórych kompozytorów do
tworzenia utworów leczniczych. I tak np. M. Maret
skomponował 12 sonat tworzących cykl „O cierpieniach
podagry”, jego koledzy zaś napisali utwory zalecane na
wrzody żołądka, bezsenność oraz migreny.
W XIX wieku nad terapeutyczną rolą muzyki zastanawiał się
urodzony w Królewcu Immanuel Kant. Wtedy też zaczęto badać
wpływ dźwięków na takie procesy fizjologiczne, jak pojemność
minutowa serca, częstość oddechów i ciśnienie krwi. Badania
te rozwinęły się na tyle, że obecnie program studiów ponad
70 uczelni amerykańskich obejmuje muzykoterapię jako
przedmiot o charakterze specjalizacji lekarskiej.
Współczesna medycyna traktuje tę nową dziedzinę wiedzy
bardzo poważnie i docenia jej przydatność w procesie
przywracania zdrowia pacjentom.
W latach 90. ub. wieku Departament Zdrowia i Służb
Socjalnych USA wyasygnował duże środki finansowe na kilka
programów badawczych, w których testowano przydatność
muzykoterapii w leczeniu takich przypadłości, jak choroba
Alzheimera i parkinsonizm. W tym ostatnim schorzeniu
zauważono np., iż osoby ćwiczące chodzenie w rytm muzyki
poruszały się znacznie sprawniej, niż te nie wykonujące
wspomnianych ćwiczeń. Naukowcom pozwoliło to wysnuć teorię,
że rytmiczne dźwięki ułatwiają antycypację i koordynację
skurczu mięśni, co może okazać się milowym krokiem w
procesie odzyskiwania kontroli nad własnymi ruchami u
pacjentów po przebytym udarze mózgu. Jeśli dodamy do tego,
że klientami muzykoterapeutów są obecnie ludzie cierpiący na
AIDS, nowotwory, uzależnienia i przewlekłe bóle, stanie się
jasne, iż lecznicza siła dźwięków jest doprawdy ogromna. A
jeszcze nie wszystkie tajemnice muzyki człowiek zdołał
odkryć.
Bardzo interesującym aspektem jej wpływu na ludzki umysł
jest przyspieszone uczenie się. Profesor Georgi Łozanow z
Bułgarii, który niczym Orfeusz wyrwał bogom tajemnicę
sugestii wzbogaconej muzyką, opracował sposób zdobywania
wiedzy, pozwalający przyswoić 150 nowych słów z obcego
języka w ciągu zaledwie godzinnego seansu. Ta niezwykła
metoda przyspiesza, jak obliczono, proces nauczania ponad
pięćdziesięciokrotnie! Emitowanie utworów odprężających
ciało i pobudzających umysł - do czego najbardziej nadaje
się muzyka baroku - przynosi efekty, którym wprost trudno
dać wiarę.
Człowiek słyszy dźwięki w paśmie od 16 do 16.000 Hz. Skala
dźwięków jest jednak tak ogromna, że sięga aż 200 mln Hz.
Te, których nie słyszymy, również mogą na nas oddziaływać.
Istnieją dźwięki o częstotliwości, która paraliżuje system
nerwowy człowieka, jak też otwierające przed nami głębokie
warstwy naszej psychiki. Hermann Hesse w swej powieści „Gra
szklanych paciorków” opisał muzykę przyszłości i
instrumenty, za pomocą których może być one wykonana. Owa „musica
futura” potrafi wyrażać wszystkie ludzkie myśli, emocje i
intelektualne przemyślenia. Penetruje cały duchowy kosmos i
łączy człowieka z każdą drobiną wszechświata. Koncepcja ta
nie jest pozbawiona sensu. Badania współczesnych fizyków
wskazują bowiem, że być może trzeba będzie powrócić do idei
harmonii sfer Keplera. Dlaczego? Ponieważ siedem
podstawowych zasad harmonicznych, których ślady odkrywa się
obecnie w tak różnych dziedzinach wiedzy jak: arytmetyka,
cybernetyka, filozofia czy akustyka, rządzi zarówno
makroświatem, jak i mikroświatem - z czego wynika, że
również człowiek jest elementem harmonii sfer.
Muzyka to rzeczywiście „sekretny język”: w zależności od
tego, kto nim przemawia i jakich używa słów, doświadczamy
harmonii, uspokojenia, relaksu i inspirujących doznań
duchowych, albo agresji, niepokoju i przerażającego chaosu.
„Muzyka porusza dusze i nadaje im rytm” - pisał już trzysta
lat przed Chrystusem Teofrast z Eresos. Co ciekawe,
najnowsza nauka doszła do podobnych wniosków.
EFEKT MOZARTA
Dr Alfred
Tomatis (1920 - 2001) - światowej sławy otolaryngolog, syn
śpiewaka operowego, prekursor terapii zwanej
audio-psycho-fonologią, którą wykorzystywał do pomocy w
niektórych schorzeniach psychicznych. Podstawą były dla
niego chorały gregoriańskie i muzyka Mozarta.
Podobno muzyka
słuchana w dzieciństwie ma fundamentalny wpływ na odbieranie
bodźców dźwiękowych w ciągu całego życia.
Znany amerykański terapeuta Don Campbell nazwał zdrowotne
oddziaływanie muzyki na człowieka „efektem Mozarta”. Badania
nad wpływem twórczości tego kompozytora na stan zdrowia
pacjentów rozpoczęły się we Francji w późnych latach 50. XX
w. Wówczas to doktor Alfred Tomatis wykorzystywał koncerty
fortepianowe i symfonie skrzypcowe Mozarta do pracy z
dziećmi z zaburzeniami mowy. W latach 90. podobne
eksperymenty przeprowadzono na Uniwersytecie Kalifornijskim
w Irvine, a w 2001 r. w Anglii. Utwory Wolfganga Amadeusza z
dobrym wynikiem testowano także przy leczeniu autyzmu,
dysleksji, epilepsji, zaburzeń emocjonalnych oraz ADHD.
Co jest takiego w kompozycjach tego cudownego dziecka
baroku, które raz jeden wysłuchawszy jakiś utwór potrafiło
odtworzyć go z pamięci? „Twórczość Mozarta zdumiewa swą
uniwersalnością i olbrzymią ilością dzieł, stworzonych z
zadziwiającą łatwością mimo krótkiego, bo 35-letniego życia”
- czytamy w „Historii muzyki” J.W. Reissa. Współcześni
badacze, tacy jak Campbell, uzupełniają, że jest to „muzyka
jasna, o doskonałej formie, charakteryzująca się wysoką
częstotliwością dźwięku, co pozytywnie wpływa na układ
nerwowy i aktywność sensomotoryczną człowieka”.
Jak pokazują badania, pacjenci przyjmujący leki uspokajające
i znieczulające potrzebują jedynie 50 proc. zaleconych
dawek, jeśli przez 15 minut dziennie słuchają muzyki o
charakterze relaksacyjnym. Studenci szybciej rozwiązują
testy, gdy odtwarza im się utwory stymulujące procesy
myślowe. Muzykoterapia wspomaga naukę języków obcych,
poprawia samoocenę i kreatywność oraz (nawet o 90%!)
polepsza pamięć. Kompozycje utrzymane w tempie
odpoczywającego serca (60 - 70 uderzeń na minutę) pozwalają
na wejście w charakteryzujący się relaksem stan alfa. Poza
tym muzyka uaktywnia odpowiedzialną za intuicję prawą
półkulę mózgową. Stwierdzono, że wpływa na nas nawet, gdy
śpimy (m.in. poprzez układ brzeżny mózgu oddziałuje na
narządy wewnętrzne, stymuluje odpowiedzialny za pracę mięśni
twór siatkowaty i podwzgórze).
Okazuje się, że już od 26. tygodnia ludzki płód słyszy rytm
i melodię. Japońscy neurolodzy dowodzą, że rodzaj utworów
słuchanych w okresie płodowym i w dzieciństwie ma
fundamentalny wpływ na odbieranie bodźców dźwiękowych w
ciągu całego życia. Dzieci, których matki w czasie ciąży
słuchały łagodnej muzyki klasycznej, rodzą się bardziej
radosne, intensywniej gaworzą, są bardziej kreatywne i
bogatsze emocjonalnie.
Jak utrzymują badacze, muzyka rozwija również zdolności
matematyczne i analityczne. Serwując więc naszym pociechom
np. Andantino z 24 Symfonii Mozarta albo Allegro moderato z
2 Koncertu Skrzypcowego - podnosimy ich zdolność myślenia i
wyobraźni przestrzennej.
Odkrycie „efektu Mozarta: bez wątpienia przyczyniło się do
wzrostu popularności muzyki poważnej. Uświadomiło nam też
rzecz niebywałą: od muzycznych mistrzów baroku otrzymaliśmy
dar, który działa, mimo iż upłynęło już ponad dwieście lat.
WATA
CUKROWA DLA UCHA
Kościany flet
znaleziony na stanowisku Divje Babe w Słowenii w 1995 r.,
uznawany za najstarszy instrument muzyczny na świecie,
którego wykonanie przypisuje się człowiekowi
neandertalskiemu (fot. DP).
Czy nasi
przodkowie z neandertalu grali na fletach z piszczeli
niedźwiedzia, aby uwieść swoje wybranki?
Każde znaczące wydarzenie w naszym życiu posiada, by tak
rzec, odpowiednie tło muzyczne. Gdy bierzemy ślub,
towarzyszą nam dźwięki „Marsza weselnego” Mendelssohna,
kiedy umieramy, są to uroczyste pieśni kościelne lub (to
zwyczaj coraz częściej praktykowany w USA), piosenka z filmu
„Titanic” - „My Heart Will Go On””.
Jednak dla naukowców istnienie muzyki stanowi nie lada
zagadkę. Nie jest ona bowiem - w przeciwieństwie do języka -
narzędziem porozumiewania się. Nie ma też bezpośredniego
wpływu na długość naszej egzystencji, ani na transfer genów.
Czemu zatem służy? Co sprawiło, że nasi przodkowie
skonstruowali pierwsze prymitywne instrumenty i zaczęli
komponować melodie?
W Słowenii, w Górach Dynarskich niegdyś zamieszkanych przez
neandertalczyków, w 1995 r. natrafiono na kość niedźwiedzia
jaskiniowego z wywierconymi regularnymi otworami. Nie ma
wątpliwości, że jest to flet liczący około 45 tys. lat -
najstarszy odnaleziony instrument muzyczny (dotąd znano
tylko flety egipskie i sumeryjskie, wykonane z trzciny około
5 tys. lat temu).
W 2000 roku uczestnicy zjazdu Amerykańskiego Stowarzyszenia
Postępu Nauki w Waszyngtonie mieli okazję wysłuchać koncertu
muzyki neandertalskiej. Stało się to możliwe dzięki
staraniom dr. Jelle Atema z uniwersytetu w Bostonie, któremu
udało się zrekonstruować flet z niedźwiedziej piszczeli, a
nawet na nim zagrać! Instrument pozwala wykonywać proste
melodie w tzw. skali pentatonalnej (układ pięciu dźwięków w
ramach oktawy), jeszcze dziś powszechnie wykorzystywanej w
muzyce Wschodu i w pieśniach ludowych (na niej opiera się np.
tak ostatnio popularna muzyka andyjska).
Doktor Atema przedstawił hipotezę, według której flet służył
jaskiniowcom do uwodzenia kobiet, z którymi zamierzali mieć
potomstwo. Jednak jego uczeni koledzy koncepcję tę
odrzucili. Psychologowie są zgodni tylko w jednej kwestii:
że muzyka wzbudzając uczucia przemawia do naszych serc.
Niestety w najmniejszym stopniu nie wyjaśnia to, jaką rolę
odgrywała i odgrywa w ewolucji gatunku homo sapiens.
Darwiniści, zgłębiający ten aspekt natury człowieka,
znaleźli się w prawdziwym kłopocie.
Zdaniem Geoffreya Millera, naukowca z University College w
Londynie, muzykowanie nosi znamiona zachowania
adaptacyjnego, co oznacza, że było czynnikiem doboru
płciowego.
- Jest to uniwersalna cecha międzykulturowa - mówi Miller. -
Spontaniczną chęć nauki gry wykazują przecież dzieci w
okresie dojrzewania. Dokładnie ten sam wiek jest
charakterystyczny dla szczytowych przejawów innych dziedzin
kultury, takich jak plastyka, poezja lub filozofia.
Badania dr. Adriana Northa, psychologa muzycznego z
Leicaster wykazały, że dziewczęta słuchają muzyki, by
wprawić się w odpowiedni nastrój, natomiast chłopcy, aby
zrobić wrażenie na kolegach. Badacz odżegnuje się jednak od
stwierdzenia, że muzyka wykształciła się jako mechanizm
doboru partnera. - Tylko jedna rzecz jest oczywista -
zaznacza - że stanowi ona sposób wywołania pewnego stanu
ducha. Amerykański psycholog Steven Pinker stwierdzenie to
uzupełnia tak: - W porównaniu z językiem, wzrokiem, zmysłem
działania w społeczeństwie i umiejętnościami praktycznymi,
muzyka mogłaby zniknąć z życia naszego gatunku, przy czym
wszystko inne pozostałoby absolutnie bez zmian.
Jeżeli zatem sztuka ta nie przyczynia się do zwiększenia
szans przeżycia homo sapiens, czemu w ogóle istnieje?
Pinker mówi o „wacie cukrowej
dla ucha”. Według niego narząd słuchu jako przyjemne odbiera
dźwięki ułożone we frazę muzyczną. Powoduje to aktywizację
zdolności, które nasze mózgi posiadły już wcześniej. Nie
zapominajmy, że piosenki z tekstem działają na umysły
zaadoptowane do brzmienia języka, a ucho jest wrażliwe na
harmonię odzwierciedlaną przez dźwięki obecne w naszym
naturalnym otoczeniu (np. śpiew ptaków, grzmoty w czasie
burzy). Wydaje się, że przyjemność czerpiemy z pewnych
konkretnych wzorów i rytmu, a powtarzający się dźwięk
angażuje nasz słuch dokładnie tak samo, jak bezwiednie
kreślone na skrawku papieru szlaczki przyciągają wzrok.
Jak przedstawia się fizjologia wpływania muzyki na nasze
emocje? Naukowcy z Manchesteru odkryli, że głośne dźwięki
pobudzają część ucha wewnętrznego nazywaną „woreczkiem”
(łac. saccul), połączoną bezpośrednio z podwzgórzem -
ośrodkiem przyjemności w mózgu. To mogłoby tłumaczyć
dlaczego pewne frazy muzyczne mają moc przywoływania
określonych wspomnień. Najciekawsze jednak jest to, że
„woreczek” występuje tylko u ryb oraz u człowieka, i reaguje
wyłącznie na dźwięki muzyki! Być może dlatego przywiązujemy
do niej tak wielką wagę.
Oczywiście fizjologiczne podejście do dźwięków nie odbiera
im ich magicznej funkcji „łaskotania” duszy. Ten wciąż
ukryty przed ludzkimi oczami aspekt znakomicie określił
Karlheinz Stockhausen, współczesny kompozytor austriacki,
jeden z twórców dodekafonii. Stwierdził on: „Muzyka nie
powinna być wyłącznie falami masującymi ciało, dźwiękowym
psychogramem, programem myślowym wyrażonym w dźwiękach, lecz
przede wszystkim strumieniem nadświadomej kosmicznej
elektryczności, który stał się dźwiękiem.”
O
AUTORZE:
Wojciech Chudziński (ur. 1964) -
dziennikarz i pisarz o bogatym dorobku, współpracownik
licznych pism, od 2005 r. zastępca redaktora naczelnego
Nieznanego Świata,
autor lub współautor takich książek jak:
„Kręgi, cuda, kwanty",
„Ten drugi w nas", „Niewyjaśnione zjawiska w Polsce".
Odwiedź
stronę internetową autora.
Źródło:
LINK!
|