
Mamy XXI wiek, żyjemy w postępowej cywilizacji, ludzie dążą do
nauki, wiedzy, a jednak Energia Kundalini nadal jest owiana tajemnicą
i wywołuje te same odwieczne nieporozumienia. A przecież jest to
naturalny proces człowieka.
U każdego człowieka może być aktywowana i nie ma powiązania z
ukrytymi praktykami okultystycznymi czy dogmatami religijnymi, jak
to twierdzi duża ilość ludzi.
Obecnie pojęcie „oświecenie” ograniczone zostało do poziomu
kapłaństwa czy ziemskiego królowania, często uważa się, że tylko te
dwie elity ludzi mogą być oświecone ... albo święci wybranego
kościoła, albo grupa iluminatów ... a ja mówię, budząca się wyższa
energia człowieka to nie zasługa żadnej magii, tylko jest to
wyższa inteligencja i twórcza energia, która potrafi
przebudzić się spontanicznie u każdego człowieka i
może być zastosowana w służbie dla świata.
Duchowe przebudzenie jakie powoduje ta energia zawsze czyni
człowieka mądrzejszym, zdrowszym, pomocnym innym ludziom. Są to
doskonali nauczyciele życia i duchowi przewodnicy, współpracują na
wielu polach w służbie dla innych ludzi.
Przez wiele stuleci Kundalini utrzymywano w wielkiej tajemnicy,
dopuszczano do tej wiedzy tylko osoby wybrane. Wiedzę tą
przekazywano z mistrza na ucznia, najczęściej w formie ustnej, toteż
nadal nie można znaleźć wielu informacji na temat Kundalini w formie
pisanej. Najwięcej zapisków na ten temat jest w hinduskich
sanskrytach.
Na temat Kundalini napisałam już bardzo dużo. Przeważnie są to moje
osobiste doświadczenia - przebudzenie się tej energii w moim ciele.
Kiedy już zrozumiałam, co się wydarzyło w moim życiu, postanowiłam,
że tą wiedzą podzielę się ze światem. Od pierwszych chwil budzenia
się we mnie tej energii czułam, że mam do czynienia z czymś
niezwykłym, potężnym ... aczkolwiek było to dla mnie jeszcze wielką
zagadką i tajemnicą. Jeszcze nie wiedziałam jakie to będzie miało
konsekwencje na moje życie. Nie przypuszczałam, że obecny świat ma
ciągle tak wielkie braki wiedzy i tak wielu ignorantów, którzy
czyhają na takie osoby tylko po to aby je ośmieszyć i próbują
sprowadzić z powrotem do poprzedniego stanu ... niestety, w tym
przypadku, nie ma już powrotów, raz wyzwolona Energia Kundalini nie
powróci już do starych form, działa niczym wyzwolona bomba atomowa.
Przewróci całe życie i ciągle się rozszerza, nie można jej ani
zamknąć ani ograniczyć. I aby podzielić się ze światem taką wiedzą,
wymaga to wielkiej siły i odwagi a nawet walki ... walki o prawdę.

Energia Kundalini to nasza uśpiona siła życia,
która daje życie. To jest
cudowna potęga Boskiej Energii Kosmicznej, która znajduje się w nas
i przenika cały Wszechświat. Wyzwolona oczyszcza, uzdrawia, odmładza
organizm i rozwija wyższą świadomość.
To Energia Kundalini sprawia, że bije nasze serce, że odróżniamy
dobro od zła i budzimy w sobie wielki twórczy potencjał.
Ale to od nas zależy jak użyjemy tej energii, czy dla pomocy dla
innych czy będziemy rozwijać swój osobisty geniusz.
To my określamy, kim chcemy być!
Jakie kroki postawimy na tej nowej drodze:
czy zamkniemy się w sobie i spędzimy czas na samotnych medytacjach,
uchodząc za dziwaka,
czy zaczniemy pracować dla dobra innych ludzi.
Od chwili przebudzenia do określenia własnej drogi przeznaczenia
minie trochę czasu. Wprzódy należy się uporać ze wszystkimi
symptomami towarzyszącymi budzeniu się Energii Kundalini, zrozumieć
jej działanie, jej moc, połączyć się z nią i stworzyć w swoim ciele
zupełnie nową instalację elektryczną. Mało tego, następuje
przebudowa nawet każdego organu ... a to wszystko toczy się w czasie.
Człowiek rodzi się od nowa, chociaż na zewnątrz wygląda tak samo jak
przed przebudzeniem Energii Kundalini.
W przebudzonej Energii Kundalini łączą się dwa aspekty: męski i
żeński, w ciele płynie zupełnie inny strumień energii niż dotychczas
... i wcale to nie znaczy, że przestajemy być mężczyzną czy kobietą
.... nasza seksualność jest zachowana. Ale tą nową energię możemy już
inaczej wykorzystać. Daje nam dużo większą moc i nowe możliwości.
Całkowicie przebudzona Energia Kundalini jest nieograniczona, im
więcej jej pożytkujemy, tym więcej jej otrzymujemy. Często uśmiecham
się pod nosem, kiedy ktoś mnie pyta, kiedy obserwuje jak długie
godziny healuje ludzi, w dodatku bez jedzenia i picia, czy nie
osłabiam swojego organizmu?
Nie, nie osłabiam ... ta energia ciągle we mnie wzrasta, a nawet w tym
czasie nie czuję głodu, pragnienia ani zmęczenia. Nawet moje
zapotrzebowanie na sen jest dużo mniejsze, sypiam 3-4 godz. na dobę.
Inaczej tą energię odczuwałam na samym początku, inaczej po kilku
latach i jeszcze inaczej obecnie, ona ciągle wzrasta chociaż nie
stosuję żadnych cudownych technik czy rytuałów. Żyję zupełnie
normalnym życiem. Nie staram się być guru czy innym nauczycielem, a
nawet mnie męczy ciągłe pouczanie ludzi, nie stwarzam wokół siebie
„kultu” wielkiego i nietykalnego człowieka, jestem wtopiona w zwykły
tłum ludzi i nawet moi najbliżsi sąsiedzi nie mają pojęcia, jaka
siła we mnie działa. Są i tacy, którzy się czegoś domyślają, czy moi
przyjaciele, którzy znają mnie od lat i nie mamy przed sobą
tajemnic. Pomimo iż nie rozumieli tego zagadnienia to właśnie oni mi pomagali kiedy w tym procesie przechodziłam
kryzysy,
kiedy trzeba było mi pomóc w
codziennym życiu, wesprzeć nie tylko duchowo ale nawet
finansowo... ten proces wywrócił całe moje życie do
góry nogami.
Od początku wiedziałam, że to co przebudziło się w moim ciele jest
potężne, ale nie jest złe .... zmuszało mnie do korektowania własnych
błędów, wkładało na lepsze drogi i wymagało większej osobistej
dyscypliny, prawdomówności i poprawnego życia. Otwierało też moje
serce, nie był mi obojętny los drugiego człowieka. Od początku tego
procesu czułam potężny głód Boga, potrafiłam modlić się długimi
godzinami.
Od początku także wiedziałam, że nie będzie mi z tym łatwo żyć. Moje
życiowe zbiorniki zostały nagle naładowane do pełna, czułam jak
zaczęły we mnie wibrować wszystkie komórki, inaczej zaczął
funkcjonować mój umysł, ciało, emocje. Bez problemu przenikałam
przez inne wymiary i doświadczałam innych nieziemskich zdarzeń.
Widziałam rzeczy, których nie można normalnie ujrzeć w
trójwymiarowej perspektywie ... mogłam objawić komuś przyszłość,
chorobę, szybko rozwiązać problem, widziałam w ciele system czakr,
meridian, bloki energetyczne i wiele innych rzeczy ... i na
początku nie miałam pojęcia, co z tą moją wewnętrzną siłą mam
uczynić: stać się dobrą wróżką czy naśladować jakiegoś guru? Obie
te funkcje do mnie nie przemówiły a nawet któregoś dnia usłyszałam
wewnętrzny głos ze swojego serca .... stać cię na więcej.
Postanowiłam tą energię życia poświęcić na pomoc ludziom chorym,
cierpiącym, tym bardziej, że już na samym początku otrzymałam taki
przekaz i szybko zauważyłam, że mój dotyk jakoś pomaga w cierpieniu,
w chorobie. I wcale nie musiałam się trudzić, używać specjalnych
technik, naginać własnego umysłu, kończyć kursów, tylko kładłam rękę
na chorym miejscu i ludzie mi dziękowali za przyniesioną ulgę.

Na początku dostałam kilka pochwał i ciągle nie miałam zbyt
wielkiego przekonania czy wybieram dobrą drogę... czy aby moja ręka na
pewno ma odpowiednie predyspozycje do uzdrawiania?
Aż któregoś dnia mój syn fatalnie złamał nogę, lekarze postraszyli
go amputacją stopy. Nie muszę mówić, że to zdarzenie i mnie
wytrąciło z równowagi. Jego stopa wyglądała strasznie ... zaczęłam
podawać mu energię, nie pozwalał nawet dotknąć nogi, musiałam stać
od niego kilka kroków dalej, ale miałam pewność, że coś tam się
działo. Pozwalał tylko na kilkuminutowe zabiegi, w chwili podawania
energii nasilał się silny ból. Trwało to przez kilka dni i nagle
wszystko zaczęło się uciszać, stopa wracała do normy ... po 10
dniach już kuśtykał na tej połamanej stopie ... nigdy nie poszedł z
nią do lekarza, nawet do kontroli. Minęło już 12 lat, noga jest
zdrowa, chodzi normalnie, nawet nie kuleje.
I tak na to pytanie, jaką wybrać drogę własnego przeznaczenia
odpowiedziało mi samo życie ... obecnie, kiedy prawie po 13 latach
mojej nowej pracy liczę przypadki wielu niezwykłych uzdrowień,
których byłam świadkiem, kiedy otrzymuję podziękowania i bezustanne
słowa wdzięczności od wielu ludzi, kiedy widzę, że szalka ocalonych
przez moje ręce z biegiem lat przechyliła się mocno, i to u ludzi,
którym lekarze nie wróżyli nic dobrego, wiem, że wybrałam właściwą
drogę.
Niestety, nie mogę wyratować wszystkich za pomocą własnych dłoni,
człowiek jest bardziej złożony i czasami nie pomoże mu żadne cudowne
lekarstwo, ani ziemskie ani niebiańskie ... i bywa, że bez większego
problemu uda mi się oczyścić ciało z guza nowotworowego, a nie umiem
poradzić sobie ze zwykłą krostą na czole .... co bym nie robiła ta
wraca. Obserwuje w naszym życiu rolę przeznaczenia, od którego w
żaden sposób nie można się wykupić. Wiele rzeczy, chorób, samo
rozwiązuje się w czasie bez niczyjej pomocy.
Myślę, że ja sama jestem na takiej drodze przeznaczenia. Na początku
mojego procesu Kundalini za wszelką cenę chciałam się z tego wyrwać,
nie miałam pojęcia czym jest ta Energia, wszystko co wówczas
odczuwałam to tylko potężne cierpienie, z którego w żaden sposób nie
mogłam się uwolnić. Miałam zupełnie inne plany na życie. Robiłam
Panu Bogu awantury, po jednej potężnej przyśnił mi się tej samej
nocy, był zarazem zagniewany i zatroskany, przemówił do mnie
słowami: uspokój się i bądź cierpliwa.
A moje życie nadal szło nie moją drogą i nie mogłam nic z tym
zrobić. Tak czy owak, musiałam włączyć ten przycisk - cierpliwość,
zacisnęłam zęby i wlokłam się pomału do przodu.
Dopiero jak się całkowicie poddałam, skapitulowałam z własnych
planów, ze starego życia, zaczęło się w nim lepiej dziać, lecz nie
było luksusów i nadal ich nie ma, ale mam wszystko to co mi do życia
jest potrzebne.
I tak powoli weszłam na ścieżkę uzdrawiania własną dłonią. Nie muszę
tutaj pisać; wcale nie jest to łatwa droga, to najcięższy rozdział
mojego życia, z jednej strony mam przed sobą ciężko chorych
oczekujących ode mnie cudu a po drugiej całą chmarę przeciwników,
którzy robią wszystko by mi na tej drodze podłożyć nogę. Tym
bardziej jest to ciężkie, że pracuję z ludźmi, którym najczęściej
odebrano już nadzieję na wyleczenie i na dalsze życie ... nie
wszystkich można ocalić, często przychodzą do mnie już za późno,
często nie słuchają tego co ja im radzę, mają lepsze pomysły. Najczęściej ci przegrywają. Nie mniej pozwalam każdemu wybrać własną
drogę, bez względu jaka ona jest. Nawet kiedy poddają się ślepo
chemioterapii, radioterapii nie odmawiam im pomocy, akceptuję każdą
ich decyzję i służą pomocą na ile potrafię.

Przez te wszystkie lata życia z Kundalini zrozumiałam: między
człowiekiem i Bogiem są dwie drogi, droga losu i droga
przeznaczenia.
Gdy człowiek idzie drogą losu może czuć się nieszczęśliwy, co by nie
dostał od życia nie będzie zadowolony, w końcu może się całkowicie
zagubić. Ma samobójcze myśli a nawet targa się na własne życie.
Gdy jest na ścieżce przeznaczenia nie ma dla niego znaczenia jaki
dywan ściele życie pod jego nogi, nie ma znaczenia jaka ta droga
jest długa, niedogodna, ile na niej trudności, idzie do przodu
dopóki śmierć nie zada mu ostatecznego ciosu.
Przeznaczenie, znaczy żyjemy w zgodzie z tym co nasza dusza
zaplanowała zrobić na tym świecie, z czym się narodziła. Jest to
głęboka mądrość pochodząca sama z siebie, która zawsze oświeci naszą
drogę i wszystkie trudności na niej.
Jednak na drodze przeznaczenia nie zawsze czujemy się bezpiecznie.
Inne wymiary rzeczywistości krążące wokół nas dyktują nam co mamy
robić, jak mamy żyć, zagłuszają głos ducha, zawsze będą nas atakować
nie tylko mentalnie, także fizycznie. Na tej drodze następuje
potężna konfrontacja między człowiekiem i siłami ciemności. Robią
wszystko aby go wytrącić z jego drogi przeznaczenia, zepchnąć na
ścieżkę losu. Nie jeden raz zaplączą człowieka w swoje sidła,
odbiorą spokój serca, czy ktoś w to wierzy czy nie, taki pojedynek
toczy się!
I bywa, że człowiek myśli, że leci na dno przepaści i kiedy jest w
najciemniejszym momencie przychodzi mu z pomocą światło.

Droga przeznaczenia z Kundalini jest jeszcze cięższa, zagubimy się
nie jeden raz na pustyni, nawet nie będziemy wiedzieć, w którym
jesteśmy miejscu. Ponownie zaczynamy wszystko od początku a w
zasadzie tak nam się tylko wydaje, ponieważ jesteśmy już daleko na
swojej drodze. Tkwimy tam, gdzie się zagubiliśmy, bo na tej drodze
nie ma wycofania, Energia Kundalini płynie pod prąd, możemy w niej
jedynie zatopić swoje wątpliwości, strach, lub zdumienie. Zanim
dotrzemy do ogrodu radości przeżyjemy nie jedno rozczarowanie,
rozpacz, a nawet utratę nadziei.
Na drodze Kundalini nasza dusza jest mocno testowana, wzmacniana
jest jej wiara. Żyje długo w oblężeniu bólu, udręki, wyczerpania
fizycznego, psychicznego, nie są to miesiące, to trwa latami, kiedy
wypalamy w sobie wszystkie najciemniejsze karmiczne wzorce.
Przychodzi chwila kiedy ta energia dodaje nam skrzydeł i już się
cieszymy, że to koniec naszej udręki, wznosimy się ponad
małostkowość tego świata, ale zaraz potem jesteśmy ponownie
zanurzeni głęboko pod wodą, tam również musimy znaleźć swój
zatopiony skarb.
Najmocniej testuje nas negatywna siła, przerobi z nami wszystkie
trudności życia, upokorzenia, wysmaga bezlitośnie ... aż w końcu
poczujemy mały pozytywny ruch ... zaczynamy dryfować do góry i
widzimy światło.
Moje doświadczenia nie są tak piękne jak to czytam niektóre
historyjki na
necie pisane przez szybko oświeconych, najczęściej po weekendowych
kursach .... moje ciało, umysł, dusza, zostały poszarpane i
zniekształcone kawałek po kawałku, nie było co zbierać, chciało mi
się tylko płakać ... a ja musiałam z tych kawałków uczynić światło.
Niestety, taka jest prawdziwa droga transformacji ... dramat
człowieka, który ma poszarpaną duszę ... a zarazem jest to wielka
mądrość czasów. Zanim wejdziesz w fazę oświecenia musisz przejść
przez siedem bram podziemi, za każdym razem każda będzie głębiej i
głębiej, musisz umrzeć i zmartwychwstać. Każda część twojego ciała
zostanie rozczłonkowana, będzie rozdarte twoje serce ... i w takim
stanie człowiek musi znaleźć własne „ja” i własną drogę
przeznaczenia.
Człowiek, który pójdzie taką drogą oczyszcza się przez ból,
doświadcza bardzo głębokiej duchowej przemiany, tylko wówczas jego
dusza zamanifestuje się bardzo mocno.
Kiedy dusza jest hartowana cierpieniem i kąpana w ogniu otwierają
się przed nią bramy mądrości, wiedzy, odkrywa najgłębsze prawdy.
Moja droga do mojego przeznaczenia nie była łatwa, nie był to szybki
sukces, radość, szczęście ...
i jakże bawią mnie dyskusje czarujących ludzi, którzy opisują swoje
doświadczenia Kundalini jako wielką ostoję szczęścia, spokoju ...
jakże śmiesznie brzmią ich nauki jak taki stan osiągnąć ...a to
wszystko osiągają czasami po jednym kursie Kundalini - jogi ... i
jakże śmieszne są ich wywody, kiedy określają siebie jako znawców w
tym temacie, wszystkowiedzących, udowadniających swoją uniwersalną
wiedzę.
Dzisiaj ludzie wprowadzają w życie wiele mądrych duchowych haseł,
jednak nie mają one nic wspólnego z ich doświadczeniem a nawet nie
mają nic wspólnego z rozwojem duchowym. Niektóre są wielkim absurdem
i rodzą między ludźmi wiele nieporozumień.
I prawdą jest, że wiele prawd jest nadal przed nami
ukrywanych i są
dla świata wielką tajemnicą. Najczęściej wprowadza się nam w życie
teatralną duchowość, ludzie brną w pięknych epitetach, wolą „puste”
kawałki, nie chcą znać prawdy, tak samo jak boją się śmierci ... a to
wcale jej od nas nie odsunie ... może tylko w czasie?
Człowiek mądry umie wyciągnąć wnioski z różnych zdarzeń innych
ludzi, umie uczyć się nawet od wrogów. Głupiec nie potrafi słuchać
nawet swoich myśli, rządzi nim pycha a swoją głupotę uważa za
mądrość.
Nasza obecna ludzka tragedia polega na tym, że żyjemy w czasach, w
których za dużo się czyta, zbyt wiele myśli, jeszcze więcej
dyskutuje, swoją mądrość odmierza się ilością przeczytanych książek,
informacji, ilością dyplomów ... a tu można być mądrym nie czytając
ani jednej książki.

19 Aug. 2013
WIESŁAWA
|