
Rzeczywistość - nasze poglądy i myśli nie są czymś trwałym. Życie
stwarza nowe rzeczywistości i dokładnie korektuje stare.
Na początku życia wszystko wydaje się proste i chociaż otwiera różne
drogi najczęściej nie rozpoznajemy twarzy własnego "ja". Wiążemy
siebie z emocjami, cierpimy z powodu głębokich reakcji, mieszamy
własne myśli i czyny ze światem materialnym wnosząc we własne życie
kolektywne przekonania. Młodość szybko mija, burzliwe młode lata
uzmysławiają nam nasze błędy a nasze przekonania i przeżyte
doświadczenia popychają na dalsze drogi.

W wieku 18 lat wydaje się, że wszystko zależy tylko od nas.
Wystarczy dobre miejsce, pieniądze i odpowiednia dawka siły do
określonych sytuacji. Rzeczywistość reprezentuje inne poziomy i
jakże często na przekór naszemu z góry zaplanowanemu planowi ustawia
inne przejście, które trudno zrozumieć. I czy nam się to podoba czy
nie pędzi nas daleko od naszych marzeń chociaż tak bardzo pragniemy
je urzeczywistnić. Kiedy mija czas matczynej troskliwości ruszamy we
własną życiową podróż, tryskamy energią, pogłębiamy wiedzę,
zaczynamy też zauważać istotę zmagania się z życiem. Pojawiają się
trudy, osamotnienie, gniew ... zaczynamy postrzegać, że człowiek
jest uzależniony od materii.
To ona jest przyczyną naszych największych rozczarowań. Jeśli
człowiekiem przewodzi mądrość w porę odrzuci świat materialny i
ucieknie do prawdziwego świata, który nie ma nic wspólnego z ziemską
materią. Świat istnieje po to aby nauczyć się Wielkiej Tajemnicy
tego co zostało uformowane w ciszy, pójścia do wewnątrz swojego
świętego bytu. Od tej chwili kiedy znajdziesz w sobie subtelne
królestwo milczenia życie na ziemi wyda się nieznośne, pojawi się
chęć ucieczki w ten drugi świat. Czym bardziej się spotęgują uczucia
aby opuścić świat iluzji tym bardziej człowiek jest wyzwolony.
Ziemia stwarza największy potencjał spirytualnego wzrastania.
W życiu ziemskim spotykamy same iluzje i odczuwamy ciągły brak
bezpieczeństwa. Wszystkie marzenia i życzenia, gdzieś pryskają,
obnażają nasze słabości. Doświadczamy też piękna i siły, ale szybko
zauważamy, że wszystko co ziemskie jest marnością. Aspekty
codziennego życia chociaż nierzadko stanowią wielki fundament
potrafią rozpływać się w jednej chwili.
Więc co jest ważne w ziemskim życiu
człowieka?

Poczucie, że jesteś istotą stworzoną
ponad tym wszystkim.
Siła życia to światło bijące z potężnego Źródła, które nasyca
mądrością. Wszechmocny byt ofiarowuje wielkie dary pozwalające żyć w
harmonii. My ludzie jesteśmy tylko ziemskimi podróżnikami, dotykamy
ziemi, przemieniamy własne ciało w procesie transformacji a ono
kiedy jest już gotowe otwiera dla nas wielowymiarową rzeczywistość.
Największą magię życia skrywa w sobie spirytualny rozwój. Zmienia
przekonania, wzorce, ukazuje nowe procesy zachodzące w ciele,
skłania do zapuszczenia się w "nieznane" - odkrywa naszego ducha i
potężny Wszechświat. Ziemskie ciało objęte transformacją odczuwa
różne niezwykłe przeżycia. Wielokrotnie wydają się być bardzo trudne
i wyczerpujące, ale odgrywają niezwykle pozytywną rolę. Równoważone i
karmione wibracjami w wyższych poziomów częstotliwości popychają do
zrobienia następnego kroku naprzód.

Przeżywanie światła jest największą magią - Misterium, spontanicznie
przenosi do ogrodu Boga. Czyste i klarowne światło z siłą pioruna
budzi śpiącego ducha, wzmacnia go i wyprowadza z krainy ciemności.
Duch budzi się i wraca do światła. Żar rozpalonego ognia oczyszcza,
przebija ściany ciemności, uszlachetnia i wymazuje stare wzorce.
Przez długie lata kroczyłam na mojej życiowej drodze stosując
wszystkie własne ideały, nie identyfikowałam się z Istotą Boga.
Byłam zbyt mała i w moich przekonaniach pojmowałam boskość w inny
sposób. W moim świecie Bóg był daleko a mój wgląd w Niego był mocno
ograniczony. Akceptowałam wszystkie religijne systemy, nie burzyłam
ich struktur ... a zresztą święty rewir nie był miejscem, w którym
ja mogłabym istnieć. Przyszedł jednak dzień, najmniej oczekiwany, w
którym przyjęłam silny impuls płynący z góry. Zostałam doświadczona
światłem, które rozbudziło moje wnętrze i uwolniło od ciężaru
materii.
Nikłe światło przerodziło się w ogień.
Jakże jasne stały się dla mnie słowa:
"...
On was chrzcić będzie Duchem
Świętym i ogniem ..."

Chrzest ognia ... cóż znaczą te słowa?
Kto raz zostanie wykąpany w ogniu zostanie przemieniony po wsze
czasy. Zatańczy w blasku światła, dotknie "nieznanego", odkryje
samego siebie, przełamie wszelkie granice, odrodzi się i wzleci na
swoich świetlistych skrzydłach na spotkanie Boga.
Światło Boga niczym delikatne tchnienie wiatru wszystko przenika,
uszlachetnia, nadaje nowej formy i otwiera szybko wirujące oktawy.

Moje doświadczenia ze światłem...
weszły w moje życie naglę, bez medytacji, wyczerpującej modlitwy ...
długo przedtem zanim odkryłam swój osobisty proces. Pojawiały się na
zewnątrz w biały dzień, napełniły mnie lękiem. Nie umiałam wyjaśnić
zagadkowego zjawiska. Obserwując pojawiające się w moim życiu
światła mieszały się moje uczucia, świadomie odcinałam się od nich.
W żaden sposób nie umiałam uzmysłowić sobie ich obecności. Minęło
kilka lat, nadal żyłam we własnym cieniu. W czerwcu roku 2000 powiał
w moim kierunku mocniejszy sygnał. Któregoś dnia poczułam we własnej
głowie dziwny impuls. Doznanie było wyraziste lecz niewytłumaczalne.
Analizowałam go dokładnie i chociaż nie bolało obudziło we mnie
niepokój. - Co to było?
Dziwny elektryczny impuls powtórzył się kilka dni później. Nie
miałam wątpliwości, że może to tylko mi się wydawało ? Ten drobny i
bezbolesny kilkusekundowy impuls kilka tygodni później spędzał mi
już sen z oczu. Przerodził się w potężny huk, tornado, które szalało
w mojej głowie. Czułam się bezsilna i uwięziona we własnym ciele
razem z tym wielkim problemem. Dzisiaj wiem, że w ten sposób
wyzwalały się we mnie nowe siły, szkicowały
w mojej świadomości nowe uniwersalne życie.
Dźwięk i światło stawały się dla mnie nowym doświadczeniem. Dotąd
znałam je z zupełnie innej strony. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że
w moim ciele wyzwalał się wielki płomień. Byłam nim już naznaczona i
wcale nie czułam się jak nowonarodzona, przepełniona radością, nie
fruwałam jak wyzwolony motyl. Miotało mną i próbowałam się od niego
jakoś wyzwolić. Nie rozumiałam, że w ten sposób otwierały się moje
bramy do osiągnięcia wyższych rzeczywistości.

Nocami obserwowałam nowe zjawisko, gdzieś z "góry" nadciągał dziwny
dźwięk, nasilał się jak szum nagłego wiatru. W tej samej chwili moje
ciało wyskakiwało w górę a wokół mnie pojawiało się potężne światło.
Wprawiało mnie w wielkie zdumienie. Nigdy nie wiedziałam kiedy to
nastąpi. Na początku próbowałam szukać ratunku u lekarzy, bałam się,
że to jakaś dziwna choroba. Tłumaczyłam swoje symptomy z drobnymi
szczegółami a czym więcej się rozdrabniałam tym bardziej
wprowadzałam ich w zdziwienie. Lekarze nie wiedzieli o czym mówię,
nie umieli znaleźć przyczyny. Jakaż czułam się bezsilna ..., ale
przeszedł dzień, w którym nagle zrozumiałam wyjątkowy proces
rozwijający się w moim ciele. Zobaczyłam ukryte w sobie głębie i
powoli zaczęłam naradzać się od nowa.
Minęło kilka lat ... mistyczne dźwięki i światła towarzyszyły mi
każdego dnia. Nieprzyjemne uczucia powoli się rozpuszczały. Od 13
października roku 2000 przestały mnie prześladować huki w głowie, w
to miejsce przybyła nieziemska muzyka. Wibrowała w mojej czaszce
delikatnie, czasami nasilała się, szczególnie nocami. Jest moim
nierozłącznym towarzyszem ósmy rok, nawet na chwilę nigdy mnie nie
opuściła.
Od listopada 2000 wiedziałam, że przekroczyłam jakiś próg. Nagle
zmieniły się moje zmysły, postrzeganie, otwierały się nowe
możliwości. Zrobiłam się wrażliwa na Boga, modlitwę, medytację,
życie innych ludzi, postrzegałam ich inaczej. Nie był to łatwy czas,
wypłakałam wszystkie moje łzy, nie cieszyły mnie ani nowe dary,
które zaczęłam w sobie dostrzegać ani mistyczne zdolności. Nadal
wiele rzeczy kłóciło się we mnie. Sięgałam pamięcią wstecz i
pragnęłam starego życia, w tym nowym był ogrom nieznanego, dziwnego
... chociaż niebo uchylało mi rąbka tajemnicy. Nie przyjmowałam tej
łaski, zbyt dużo mnie kosztowała. Przybyła niespodziewanie i
nieoczekiwanie, była dla mnie tylko ciężarem. Dzień po dniu
pozostawałam wyczerpana, żyłam w ciągłym napięciu. Moje stare życie
gwałtownie waliło się, codziennie coś traciłam. W takim stanie
dożyłam dnia własnej rezygnacji ..., ale przedtem zrobiłam potworną
awanturę samemu ... Bogu. Miałam tego dosyć. Niezdolna do życia ...
i śmierć mnie też nie chciała, nie byłam w stanie pracować, cały ten
proces był bardzo bolesny, ponad moje siły.

Na odpowiedź od Boga nie czekałam zbyt długo...
tej samej nocy (marzec 2001)
miałam sen...
odwiedził mnie Bóg, patrzył na mnie zachmurzony i zmartwiony. A ja
widząc Go ponownie wykrzyczałam mu w twarz, że już dłużej tego nie
zniosę...!Wszystko co mi wówczas odpowiedział na moje żale, było...
uspokój się,
bądź cierpliwa... i zniknął.
Następnego dnia zauważyłam w sobie różnicę. Moje serce stało się
ciszą. Coś we mnie puściło. Przyszła chwila zastanowienia, w której
świadomie poddałam się.
Zapytałam Niebo:
- co mam dalej robić?
- módl się
... usłyszałam.

Fala nowego impulsu - modlitwa stała się moim obsesyjnym narzędziem,
dodawała mi siły. Życie wydawało mi się łatwiejsze. Wnikały we mnie
symbole i światło ... tym razem przekroczyło progi mojego ciała. Ku
mojemu wielkiemu zdziwieniu ujrzałam w sobie światło. Zapaliłam się
jak neon. Wyłonił się nowy nieznany mi obraz. Byłam już ciągle
grającą muzyką a teraz napełniłam się światłem. Brzmiąca we mnie
melodia i białe światło tworzyły nowe wspólne brzmienie.
Otrzymywałam coraz więcej znaków i sygnałów. Ożywały we mnie dziwne
wspomnienia, których nie umiałam znaleźć w obecnym życiu. Krok po
kroku zaczęłam wchodzić w nowe przeznaczenie. Byłam już świadoma
swojej spirytualnej podróży.

Podążałam za tym procesem, ale ciągle zdarzały mi się burze uczuć.
Minęło jeszcze wiele miesięcy zanim uwolniłam się od starych emocji.
Zapuszczałam głębiej i głębiej nowe korzenie. Zauważałam, że nie
jestem już tą samą osobą. Wszystko co stare wykruszyło się z mojego
życia, poznawałam nowych ludzi. Minęły samozachwyty i duchowe
uniesienia towarzyszące mi na początku tego procesu.
Nowe wibracje - fala światła przeniknęła w moje ciało, zburzyła
stare formy. Narodziłam się od nowa ... w tym samym ciele. Przemiany
jakie się dokonują we mnie chociaż na początku wywoływały gwałtowne
uczucia i nieokreślony strach są procesem przeobrażeń na
płaszczyźnie fizycznej i duchowej. Smutek i strach znajdują się w
tym spirytualnym pakiecie na równi z innymi przyjemnymi doznaniami.
Ktoś kto naprawdę wstąpił w ogień zna istotę rzeczy i na pewno nie
zaprzeczy, że taki stan może być nieprawdziwy. Przejście przez progi
"nieznanego" jest wielką rewolucją. Dotyk Bożego palca okazuje się
bolesny. Człowiek chce szybko wzlecieć, wyzbyć się wszystkiego, ale
ogień transformacji trzyma w swoich objęciach, oczyszcza warstwa po
warstwie i wcale się nie śpieszy. Dopiero w chwili poddania,
rezygnacji z tego co ziemskie obmyje własnym zimnym strumieniem i
otworzy granice do prawdziwego bytu. Prawdą też jest, że człowiek
żyjący na tej ziemi nie dostanie nigdy całego wglądu w
nieskończoność i wszędzie, gdzie chciałby sięgnąć własnym rozumem.
Gdy obudzi się w świetle będzie to dla niego wielkim
błogosławieństwem, prawdziwą rozkoszą, objawi się w jego ciele
Wielkie Słońce i obudzi Wielką Świadomość. Akt Boskiego tworzenia
dokonuje się za pośrednictwem szlachetnych promieni. W ciele
człowieka uwidaczniają się jako światło. Ten niezwykły fenomen budzi
dawną pamięć, przenika głęboko do serca, wyzwala w komórkach barwy,
wywołuje osobiste wizje zakodowane w pamięci ciała, popycha ku
nowemu przeznaczeniu.
Tutaj na ziemi człowiek tyle lat buduje swoją materialną
rzeczywistość ograniczając tylko swoje duchowe możliwości. Głęboki
kosmiczny oddech kiedy znajduje wąską szczelinkę wnika w ciało i
burzy mury starego świata. Otwiera wrota w nową nieznaną przestrzeń.
Nachodzi czas, harmonia dźwięku i światła otula mistycznym woalem,
uwalnia od starego światopoglądu. Człowiek staje się nowym polem, w
którym wszystko może się zdarzyć. Nadal w żyłach płynie krew, ale
potężne energie wznoszą wysoko.


Vancouver
5 May 2008
WIESŁAWA
|