Kiedy
człowiek naprawdę budzi się duchowo, nagle poczuje, że jego
życie całkowicie przewróciło się do góry nogami... i to wcale
nie na lepsze, tylko nagle runął w destruktywną spiralę
głową w dół... tak jakby wpadł w klepsydrę... i siedzi w jej
gardle... i spada jeszcze niżej.
Prawdziwy proces duchowy nie bywa taki pozytywny, jak to nam
oznajmia wielu duchowych przebudzonych entuzjastów, wielu
tych duchowych nauczycieli ze szkółek dla naiwnych...
Niestety, to jest ciężki proces, człowiek rodzi się na nowo,
to już zupełnie inna rzeczywistość. A taka świadomość nie
przeskakuje sobie tak z dnia na dzień, to wymaga długiego
cyklu. To potężna metamorfoza duszy i już przebudzonej nowej
świadomości i wielkiej przeróbce ego... to jest forma białej
śmierci, i to nie jeden raz... nie ma końca... ego będzie nas
przez nią przeprowadzać nie jeden raz, nawet każdego dnia.
Całymi latami potrafi nas tak doświadczać i będzie na nas
sprowadzać różne życia katastrofy... aż w pełni przebudzi
się Energia Kundalini i otworzy nam nową rzeczywistość. I
tak będziemy mieć do czynienia nie tylko z naszymi
najgorszymi lękami, z miażdżącym poczuciem winy, nawet tak
silnym, że może człowieka doprowadzić do szaleństwa, w czym
jeszcze bardziej pomagają ludzie, właśnie tacy ekspresowo
przebudzeni, ponieważ nasza świadomość zostaje rozbita i już
widzimy tą nową prawdziwą rzeczywistość i nasze miażdżące
pomyłki. To w tym procesie wszystko tracimy: pracę, dom,
rodzinę, przyjaciół i przechodzimy prawdziwą gehennę... ale to
jest nowe odradzanie się a wszystko, co przed nami ukryte,
zostaje ujawniane, niestety, bywa to niesamowicie bolesne.
Ale kiedy to wszystko potrafisz zjednoczyć, wyprowadzić z
ciemnicy i znajdziesz światło własnej duszy i dasz mu nowe
narodzenie, będziesz żyć na nowo, jako nowo narodzony...
jak to mówił Jezus - „musisz narodzić się od nowa w tym
samym ciele”... już w nowej skórze... i tu nasze ciało
fizyczne zaczyna swoją nową rzeczywistość, tłuczenie
twardych skorup, które oblepiły grubą warstwą wapnia, jak
piękną muszlę nasze kryształy i komórki, zasłaniają nasze
światło - prawdziwą rzeczywistość. A człowiek musi na nowo
wypalać w sobie te grube i czarne węglowe struktury, budując
z nich solidny fundament (czarny diament), na którym będzie
mógł dopiero wyrosnąć czysty diament, który przepuści
światło... a to wszystko nie jest łatwym procesem... to wielka
robota solidnego alchemika i kiedy te struktury zaczynają
się wypalać i budować nowe, zaczynamy widzieć świat nowymi
zmysłami. To jest zrzucanie starej skóry jak u węża, zmienia
się jego stara struktura... ten pradawny pojedynczy wąż
przestaje istnieć.
Ten proces związany jest z masą przeróżnych symptomów nie
tylko fizycznych, emocjonalnych i duchowych, oczywiście
niezbyt przyjemnych... a tą skórę będziemy jeszcze zrzucać nie
jeden raz, aż do czystego ziarna wybliczowanego czystym
światłem. To wszystko bywa dla człowieka potężnym wstrząsem...
podczas depresji i innych emocji, w poczuciu zagubienia,
winy, w głębokim smutku... bo oczywiście takiej osoby nie
sposób zrozumieć... no, chyba że ktoś ten proces już sam
przeszedł. Osobiście jako najlepszych nauczycieli w tym
temacie, polecam Św. Teresę z Avila, Św. Ojca Pio i Św. Jana
od Krzyża... a najlepszą instrukcją na Wniebowstąpienie jest
Biblia. Nie ma na tej drodze ścieżki na boki, nie da się od
niej uciec, zjechać na skróty... i ciągle zrzucasz te stare
skóry, aż twoje 4 ciała - życia kielichy robią się subtelne
i niezwykle delikatne i budujesz nowe ciało świetliste.
Ciało światła pojawi się wśród chaosu, tam, gdzie napotykasz
opór, kiedy nie chcesz dopuścić do tego procesu... ot
paradoks...
rozpad człowieka ego to prawdziwy kataklizm i jeśli tego nie
przejdziesz nie dojdziesz do krainy światła. Na tej drodze
wszystko stracisz, ponieważ każdy rozbłysk słoneczny w
naszym wnętrzu wyzwala jeszcze większą ciemność, to na tym
tle widzisz skalę światła... I musi się tych fal przetoczyć
całe uniwersum, aż ta potężna masa światła całkowicie
przyłączy naszą duszę do potężnej fali światła, w której nie
ma już ciemności... dopóki nie utożsamimy się z nią i jej
częstotliwością... i nie tylko z falą słoneczną, również z
fazą księżycową... aż ciało zrobi się niesamowicie delikatne,
jak pisała Św. Teresa, noszono ją na prześcieradłach, bo jej
układ nerwowy był niesamowicie wrażliwy.
„Niewiasta ubrana w słońce i księżyc pod jej stopami, a na
głowie jej korona z 12 gwiazd... i stanął smok przed
niewiastą, która miała porodzić, aby tylko porodzi, pożreć
jej dziecię...
i dane były niewiaście 2 skrzydła... aby odleciała z daleka od
węża... i porodziła syna...”
kto umie to powiązać - zrozumie, jakim jesteśmy naczyniem i
kogo rodzimy, kiedy jednoczymy Energię Kundalini... kiedy
zostaje przebudzona prawa i lewa półkula mózgu, kiedy
zaczyna działać w zjednoczonej świadomości... już w jednym
naczyniu.
A wszystkie zwarcia, jakie przechodzimy po drodze do tej
równowagi, to przesunięcia nowej świadomości. Nasze światło
od tej pory będzie coraz większe, zmieni się częstotliwość
naszej wibracji, uwolnimy się od starego ciała, muszą się
rozluźnić nasze stare struktury, musi umrzeć stary człowiek.
Stąd przechodzimy uczuciowe odłączenia... tak rośnie i
ewoluuje człowiek!
„I porodziła chłopczyka, który będzie rządzić wszystkimi
narodami laską żelazną. Dziecię jej zostało porwane do Boga
i Jego tronu.”
Kto ma rozum niech dekoduje Biblię.
Vancouver
7 Aug. 2021
WIESŁAWA
|