Na
naszej Ziemi cały czas krąży jedna Prawda, Wielka i
Niezaprzeczalna:
-Kimkolwiek jesteś i cokolwiek tu robisz, nie dzieje się to
z przypadku... wszystko pochodzi z najwyższego Źródła,
wszystko się dzieje z przyzwolenia Boga Jedynego... i w
swoim czasie wszyscy zostaniemy ubrani w tą Prawdę... i
przywdziejemy swoje szaty... i albo ubierzemy ten świat w
piękne ubrania i upięknimy ten świat i siebie samych, albo
będziemy żyć w gorszy sposób w zależności:
- Kim
my jesteśmy?! Czy odzwierciedleniem Boga w śnieżnobiałych
szatach, dobrego i sprawiedliwego, który nieustannie wyciąga
człowieka z jego niedoli, iluzji tego świata, w którym się
pogrążył... czy jest formą materializmu i tylko zimnym
zlepkiem atomów, który zaspakaja tylko siebie.
Ale
musimy już to wiedzieć - cały świat to jedna istota, tylko
wielu elementom życia rozmyły się ich granice do tego
stopnia, że zapomnieli, skąd się wywodzą i dokąd zmierzają.
I nie sposób im się wyzwolić, muszą skorzystać z pomocy tych
silniejszych dusz, które tylko w tym celu przyszły tutaj.
Aby znowu znaleźć swoje miejsce, tą naszą właściwą formę,
musimy przede wszystkim przebudzić naszą wewnętrzną
mądrość... żeńską mądrość - Sophię, którą człowiek utracił i
stał się ślepy i głuchy.
Mówi
się, że Biblia nie pisze o bogini kobiecie, wielu duchowych
pasterzy twierdzi, że nie ma tam mowy o żeńskiej energii,
cała władza leży po stronie mężczyzn, co automatycznie daje
pierwszeństwo mężczyźnie. Nawet Maria - Matka Jezusa popadła
u wielu w wielką niełaskę... i tu tkwi wielki i
niewybaczalny błąd... bo kimże jest kobieta i czym jest jej
energia, która urodziła Jezusa Chrystusa. Raczej trzeba się
zastanowić - jaką moc posiadała w sobie, skoro stała się
kanałem do wejścia w nasze świat tak potężnej energii -
Chrystusowej! Drzewa poznajemy po owocach.
Lecz w
naszym świecie tą potężną energię pominięto, uczyniono mniej
istotną. A Prawda jest taka, nie osiągniemy pełnej Duszy
Świata - Uniwersalnej Chrystusowej bez żeńskiej energii na
bardzo wysokim poziomie.
A my
obecnie mamy na świecie taki poziom życia, jaki
wykreowaliśmy, przytłaczającą męską formę, która zdominowała
świat. A Biblia nieustannie wspomina o tym elemencie, który
Bóg nosi zawsze przy sobie i nieustannie podpiera się tą
laską - mądrością, jaką posiada... czyli żeńskim aspektem -
Sophią, bez której nie osiągnęlibyśmy naszej kreatywności i
najwyższej Mocy, jaka może zamieszkać w człowieku. Te 2
elementy muszą być wyrównane, zrównoważone i muszą tańczyć w
tym samym rytmie, rozumieć każdy ton życia... inaczej na nic
nasza ziemska nauka i technologia... wcześniej czy później
ten kolos na glinianych nogach runie... a natura znajdzie
sposób na własne odrodzenie.
Nasza
wyższa ewolucja człowieka, to wspólne i doskonałe połączenie
2 energii: męskiej i żeńskiej, które zbuduje już wyższe
ciało Merkaba, ciało wielkiej Mocy - Christ-Sophia w jednym
ciele, razem kształtują swoją moc i razem walczą ze złem
tego świata... kiedy na świecie objawiło się jedno, za jakiś
czas objawi się i drugi element... i wystąpią już razem,
jako jedno ciało i jedna dusza. Wielu ludziom jest to ciężko
zrozumieć, jedynie ci, którzy posiadają wyższą wiedzę na
temat Energii Kundalini w miarę zrozumieją ten temat... ale
to jeszcze nie jest koniec tej podróży. Sama Energia
Kundalini otwiera jeszcze wyższe wrota do jeszcze wyższej
świadomości człowieka, który budzi w sobie Moc Osobistego
Chrystusa... i to też jeszcze nie koniec...
Lecz
wielu ludzi jest na Ziemi zepsutych, mają odizolowane
wspólne elementy, przekroczyli pewną masę ciała i w żaden
sposób nie mogą tej swojej wewnętrznej energii połączyć... i
tak zagubili swoją duszę. I brak człowiekowi tej prawdziwej
Duszy Świata, duszy silnej, która mogłaby szybko odwrócić
ignorancje tego świata materialnego i pokazać nasze
prawdziwe więzy miłości zanurzone w Oceanie Boga... jeśli
człowiek nie da rady tego uczynić przestanie istnieć...
kiedy jako kropelka deszczu nie dołączy do tego Oceanu
zginie w pokładach błota, które w swoim czasie wyschnie... i
jeno kurz po nim zostanie. I dziwnym zbiegiem okoliczności
mamy tego deszczu w tym roku pod dostatkiem... i rwą szybkie
potoki i wypełniają morza i oceany, jakby im się gdzieś
śpieszyło... jakoś tak to widzę...! A może śpieszno im aby
nie zostały oddzielone od Wielkiego Oceanu - Boga?
Ostatniej nocy miałam ponownie sen z serii tych swoich coś
znaczących, które rysują mapę mojego życia. Automatycznie
nie tylko przesunął mnie w przyszłość, również odesłał mnie
w przeszłość i ukazał obecną sytuację, w jakiej się
znajduję.
Byłam
w dużej grupie ludzi na wczasach, było wesoło i fajnie,
wszystko było doskonale zorganizowane, o nic nie trzeba było
się troszczyć. Właśnie wybieraliśmy się na wycieczkę dużym
statkiem, kierunek... Kazimierz nad Wisłą. Kiedy już miałam
na niego wsiąść, coś odwróciło moją uwagę i pobiegłam w
tamtym kierunku, coś tam robiłam, byłam komuś potrzebna?
Kiedy wróciłam, statek właśnie już odpłynął, było go jeszcze
widać, patrzyłam ze smutkiem za nim, jak coraz mocniej się
oddala. Ale wpadłam na pomysł, aby w porcie dosiąść na jakąś
mniejszą motorówkę czy coś w tym stylu i ten mój statek
dogonić... biegłam między wieloma pomostami, na wszystkich
było mnóstwo ludzi, idących na każdym pomoście w innym
kierunku, a ja w żaden sposób nie mogłam na tych pomostach
przemieszczać się, był zbyt duży tłum... a tu patrzę mojego
statku już nie widać na horyzoncie. Wówczas usłyszałam głos
jakby zawiadowcy całego tego ruchu, który stał wysoko na
strażnicy, jakby na mostku kapitańskim:
-Daj
spokój, już go nie dogonisz, ale masz jeszcze ciągle w tym
miesiącu wczasów nie jedną i bardziej atrakcyjną wycieczkę,
będziesz z niej bardziej zadowolona, jeszcze musisz
poczekać... nie spiesz się - masz na to cały miesiąc.
Toteż
zawróciłam na ląd rozglądając się wokoło, cała moja wczasowa
paczka odpłynęła, zostałam sama wśród nieznanych mi ludzi,
zupełnie mi obcych... więc zorganizowałam jakąś grupę
młodzieży i powiedziałam im, że pójdziemy w fajne miejsce
potańczyć na świeżym powietrzu... i już mieliśmy rozpocząć
te nasze balety, a z drugiej strony wyszła jakaś inna grupa
ludzi, już dużo starszych, rozpoznałam w niej sporo moich
sąsiadów, weszli uśmiechnięci, było w tej grupie bardzo dużo
Włochów, którzy rzekli do mnie:
-Póki
co my się też nigdzie nie wybieramy, toteż będziemy z wami
tańczyć.
Nawet
nie wiem, kiedy weszła mi w ręce gałązka winorośli, był to w
zasadzie goły patyk, ale on nagle puścił pączki i wyrósł z
niego nowy. Podałam go swojej sąsiadce, a ta od razu
wiedziała, co z nim robić, posadziła go w swoim ogródku... z
niego wyrastał nowy i ona podawała go dalej... i tak te
gałązki nagle się rozmnażały i rozmnażały... a my wszyscy
zamiast tańczyć sadziliśmy je do gleby, a one rosły już w
grube kłącze i ciągle się odradzały w okamgnieniu. Ludzie
byli bardzo zajęci tymi winogronami... a ja oddaliłam się z
tego pola i nagle weszłam do podziemi. Było tam mroczno, nie
rozumiałam, skąd się tam wzięłam... wszędzie widziałam
błoto... a tam w pewnym dystansie zauważyłam mnóstwo ludzi,
w tym nawet swoich najbliższych... stanęłam jak wryta, co
oni tu robią? Wydawało się byli bardzo zagubieni, patrzyli
na mnie bezradnie... i już wiedziałam, że muszę coś z tym
zrobić i wyprowadzić ich na powierzchnię ziemi... i z tym
się obudziłam.
Rano
analizowałam ten sen, przypomniał mi moją sytuację, w jakiej
onego czasu znalazłam się w Grecji. Chciałam tak bardzo
wrócić do Polski, ale wszystkie moje drogi powrotu były dla
mnie odcięte i w żaden sposób nie mogłam sobie w tej
sytuacji poradzić. A przecie został tam mój syn, nie mogłam
go tak zostawić na pastwę losu i póki co nie miałam żadnych
środków, aby go ściągnąć do Grecji. Zostaliśmy odseparowani
na prawie 2 lata... i wreszcie po wielu próbach udało się,
spotkaliśmy się w porcie w Pireusie, zdjęłam go z
radzieckiego statku wycieczkowego, bez dokumentów i nie
bardzo wiedziałam, jak sobie z tym fantem poradzę? Został w
Grecji bez żadnych problemów, paszport odzyskaliśmy po
roku... a ja w tym czasie pomagałam wielu ludziom uzyskać
papiery sponsorskie do Kanady. Mnóstwo ludzi było bez szans,
a ja miałam takie swoje okienko i dałam tą szansę wielu
ludziom. Żaden mój list nie został pominięty i ludzie
emigrowali, ani ja ani ta druga kanadyjska strona nie
pobieraliśmy za to żadnych opłat.
I co
się dalej działo? Siedziałam sobie tak w Grecji, sama
zaryglowana na przeszło 5 lat... oni wszyscy, którym
otworzyłam tą furtkę jechali, żegnałam ich a ja z łezką w
oku, nieraz sobie myślałam - czy ja tam kiedykolwiek dotrę?
W dodatku zgubiłam swój paszport. Moi znajomi pojechali do
tej Kanady, wielu z nich już więcej nie spotkałam w swoim
życiu... a ja ich żegnałam i żegnałam... już się mówiło, że
za chwilę będzie koniec emigracji...
i
kiedy dostałam już wizę, nagle znalazł się mój paszport na
greckiej policji... już nie ważny, nie było czasu go
wyrabiać... i na takim nieważnym paszporcie wjechałam do
Kanady bez żadnego szwanku. W Grecji zostało jeszcze kilku
moich znajomych, którzy wkrótce też do mnie dołączyli i
znowu jesteśmy tu razem. Zostali tam dłużej też z różnych
osobistych powodów.
Ten
mój sen jakoś mi przypomniał ten grecki epizod mojego
życia... i teraz w tym śnie, kiedy już chciałam na ten
statek wejść na siłę, też mnie ktoś powstrzymuje... i znowu
nie wsiadam i sadzę winogrona i po bagnistych podziemiach
łażę... i znowu kogoś skądś wyciągam...
a może
ten epizod życia był mi już wcześniej pokazany, jakie
przeznaczenie czeka na mnie 30 lat później, już na innej
ziemi nad wielkim oceanem, gdzie te krople usilnie zmierzają
w swoją nową nieznaną podróż? I zbiegam do podziemi i w
ostatniej chwili próbuję pokazać drogę tym zagubionym... To
się nazywa karma!
W
swojej ostatniej książce „Złoty Rydwan” opisałam również
kilka takich moich życia „przypadków”, które przeżyłam na
długo przed moim objawieniem, a nawet przed snem, jaki był
ich zwiastunem. I coś mi tak mówi... to nie są życia
przypadki... nic nie jest przypadkiem, tylko doskonałym
planem ściśle zaprojektowanym.
I
teraz jesteśmy częścią takiego planu... nic tu nie dzieje
się bez przyczyny!
Vancouver
4 Nov.
2021
WIESŁAWA