MIECZ PRAWDY

FAŁSZYWA POKORA CZY WIELKA DUMA?

Ludzkie pragnienie,
aby się podnieść i wywyższyć leży w jego sercu...
człowiek oszukuje własny umysł i robi wszystko,
aby prześcignąć w swojej wiedzy Boga...
i taka właśnie osoba oślepiona przez noc swojego umysłu sugeruje całemu światu,
że wszystko może, że wszystko wie, że Wszechświat nie ma dla niej żadnej tajemnicy
a co dopiero taki nieboraczek człowiek,
którego potrafi rozłożyć na czynniki pierwsze w kilka minut...

i myśli sobie, że jest upoważniony wdzierać się do świątyni drugiego człowieka
w celu wykradania jego tajemnic i wystawiania ich światu na żer...
i co najgorsze, że myśli w swojej arogancji,
że jego czyn jest błogosławiony przez Boga.

Piszę to nie bez powodu...
dziś wiele osób rozwija się duchowo...
ale czy na pewno jest to ich prawdziwa droga?
Jedni idą ścieżką prawości,
w odpowiedniej kolejce czekają na życia zdarzenia, potrafią być bardzo cierpliwi...
inni przyspieszają akcję, są niecierpliwi, próbują przechytrzyć nie tylko innych ludzi,
ale nawet samego Pana Boga...
jeszcze inni myślą sobie, że już stali się bogami na tej Ziemi
... że wszystko im wolno...

u tak zwanych jasnowidzów, wróży
możesz sobie kupić każdą informację,
nie tylko o sobie, o mężu/żonie, przyjacielu,
a nawet o wrogu czy innej niewygodnej dla siebie osobie,
i w swojej arogancji wielu z tych ludzi myśli sobie,
że czynią dobrze...

i tak kroczą przez swoje życie przed siebie
i bywają źródłem wszystkich intryg:
politycznych, osobistych itd...
i karmieni dymem z otchłani
sami z przyciemnionymi umysłami
wprowadzają w błąd innych ludzi...
zwyczajnie ich oszukują, okłamują...
i jakież to ważne narzędzia swojej "diagnozy"
trzymają w swoich rękach...
wystarczy im wahadełko,
aby wiedzieć o tobie wszystko...

a tak naprawdę to tylko kierują uwagę na siebie,
że potrafią być tacy wszechwiedzący...
nie tylko o ludzkich chorobach,
ale w fałszywym pojęciu własnej misji
tworzą na temat innych historie,
aż Pan Bóg łapie się za głowę.

To nikt inny tylko "duchowi" faryzeusze
wdzierają się do cudzej świątyni,
bo nasze ciało i umysł jest naszą świątynią,
do której bez naszego pozwolenia nie wolno wchodzić...
a ci często owinięci w płaszcz modlitwy, religii,
bijący się w pierś przed Bogiem...
albo jeszcze gorzej dla nich, już tak się wznieśli duchowo,
że Bóg jest im już do niczego nie potrzebny,
i bez żadnej litości,
zakażeni dumą, w pogoni za sławą, pieniądzem
tworzą ludziom nowe życiorysy
i nimi kupczą, niczym ziemniakami na targu.

Już nie pomnę o etyce zawodowej takiego duchowego "apostoła prawdy",
który bardzo ochoczo obnaża cudze grzechy, tajemnice,
aby tylko siebie wyróżnić
... aby innym uniżyć na ich godności
... i jakże walą się w piersi na znak skruchy i swojej świętości
i jak słodko kłamią innym w oczy...
i jak obłudnie umieją przekonywać...
właśnie najbardziej wystrzegajcie się tych słodkich, świętych cukiereczków...
bo te osoby bardziej przypominają świętą inkwizycję,
niż człowieka, który rzeczywiście pomaga innym.

Iluż to dzisiaj tych duchowych przywódców pasjonuje się cudzym życiem,
iluż to dorabia innym życiorys, ośmiesza ich...
a spróbuj się bronić, to się dowiesz "niegodziwcze",
że jesteś nic wart, po prostu zwykły śmieć...
i to ty masz bić się w pierś,
bo to twoja zarozumiałość, pycha, pogarda, brak miłości
otwiera tobie ogień piekielny
... bo to ty jesteś pełen grzechu, obrzydliwości i twoje miejsce jest w piekle...
ewentualnie w łasce od tych "duchowych" faryzeuszy możesz otrzymać egzorcyzmy...
i nadają tobie nową wizytówkę...

głębokość dumy człowieka można różnie określać...
ale chyba ten jej najgłębszy poziom to ten,
kiedy ludzie w swej wiedzy i mocy windują się przed Boga.

I jak łatwo dziś ujrzeć dumę i ego innych...
jak to łatwo powiedzieć "duma kroczy przed twoim upadkiem"...
to są już aroganci najwyższego stopnia...
co widzą igłę w stogu siana
a nie widzą belki w swoim oku...

i chciałam zapytać tych co tak ciągle próbują mieszać w naszych głowach, sercach,
co tak doskonale wydają o nas opinię, wystawiają diagnozy,
nawet kiedy nikt ich o to nie pyta i nie prosi...
czemu tak zawzięcie pracują nad tymi,
co i tak za chwilę upadną,
czemu jeszcze im w tym miejscu podkładają nogi,
czyżby to wynikało z miłosierdzia ich serca?
I oznajmiają o tym całemu światu!

Co to za rodzaj miłosierdzia,
aby wywyższać siebie a drugiego zepchnąć w otchłań...
własnej obłudy?
I co to za fałszywa pokora,
kiedy zdzierasz publicznie szaty z innej osoby,
upokarzasz, bo uważasz, że ci wszystko wolno...
bo ty służysz Chrystusowi, Bogu...

i ileż trzeba mieć pychy w swoim sercu,
aby pod płaszczem pokory pacyfikować innego człowieka,
wykluczać go ze społeczeństwa,
pod hasłem choroby umysłowej, opętania
czy innej paskudnej przypadłości...
a nawet zmieniając mu narodowość,
na tą najbardziej wyklętą na Ziemi...
co oczywiście kieruje w tą osobę nienawiść tłumów,
który ma ukamienować takiego człowieka,
bo ten nie jest godny życia...
jakże nam to przypomina obmycie rąk Heroda...
przecież ja nie miałem z tym nic do czynienia.

Niech każdy skonfrontuje się z sobą
i niech tak znowu nie pracuje nałogowo w trosce o innych...
niech ci "pokorni duchem", mili, szlachetni, kochający
nie bawią się w sędziów i nie robią sądów nad tymi "niegodziwymi", "totalnie złymi"...
w trosce o nas niech nas nie zabijają
i nie czynią z nas gorszych, niż w rzeczywistości jesteśmy...

i osobiście o to proszę,
nie kąpcie się już w mojej aurze,
bo skoro tego nie zrozumiesz,
to ja nie będę milczeć.

Namaste

Vancouver
27 June 2016

WIESŁAWA