MIECZ PRAWDY

DUCHOWY AKROBATA

Ci co podążają za moim pisaniem, wiedzą, że od lat piszę dużo o duchowej ścieżce, wyjaśniam z mojej strony, jak ja to widzę, te moje doświadczenia, które przychodzi mi przerabiać już od kilkudziesięciu lat w tym obecnym świecie. Opisuje w różny sposób - prosty i przyjemny, dla mniej zaawansowanych lub w ogóle niebędących na tej drodze... i podaje przekaz dla tych bardziej zaawansowanych, dla których ten proces nie bywa już taki łatwy i przyjemny. To jest już wąska ścieżka, na którą nie każdy wejdzie.

I nie czuj się tu wewnętrznie rozczepiony, jedna i druga droga, to ta sama ścieżka duchowa... tylko inny jej odcinek... i jeden i drugi odcinek pokazuje nam coś innego, inną przestrzeń duchową, z której patrzymy na otaczający nas świat, na naszą duchową dojrzałość, na jej stopień, czyli szczebel naszej drabiny duchowej.

Stopień pierwszy - ten przyjemny, mniej zaawansowany wzorzec jest dla osób, którzy jeszcze nie dorośli do zniszczenia własnego ja... i to te osoby ciągle tkwią na wzorcu osobistego sukcesu, władzy i ciągle szukają podobnych towarzyszy o tym samym schemacie postępowania, tym samym poziomie duchowym, aby razem w tej grupie pognać w pełni i nieustannie, w wymienianą między sobą fantazję na temat życia duchowego. To takie ludzkie fantazyjne domy, w fantazyjnych ubraniach, które najczęściej sterczą przed lustrem, aby odzwierciedlić ten własny obraz, że to właśnie ich życie pędzi według ich schematu... i im musi być posłuszny świat... baaa... a nawet wszechświat... i oba te światy dygają przed nimi, kiedy ci tylko się pojawią w swojej grupie. Dla tych osób wszelkie zniszczenie będzie potężnym dramatem, ich "świadoma świętość" nie dopuszcza takowych zdarzeń.

A tak naprawdę w życiu człowieka, następuje tylko wówczas prawdziwe przebudzenie duchowe, kiedy budzi go dramatycznie... i często ludzie obwiniają Boga za ten ich osobisty dramat, za życiową tragedię... bo każda strata w naszym życiu bywa okrutnie przygnębiająca, kiedy człowiek jest jeszcze zbyt nisko na swojej drabinie duchowej. I nie ważne czy tracimy człowieka, rodzinny dom, pracę, często płaczemy nawet nad małymi rzeczami, pamiątkami, które nagle nam przepadły i są już nie do odzyskania. A teraz można sobie tylko wyobrazić, ile jeszcze tych strat bywa na tej zaawansowanej ścieżce... czym wyżej w górę tym mniej możemy zabrać, a jeszcze musimy swój plecak wypróżniać z nawet najbardziej potrzebnych nam drobiazgów... i to nie jest przenośnia, tak naprawdę się dzieje. Nie jeden alpinista, aby dotrzeć na szczyt swojej góry zostawia po drodze wiele swoich sprzętów, bierze tylko te najbardziej niezbędne, bo inaczej nigdy nie osiągnie swojego szczytu. I to ten człowiek na tej zaawansowanej ścieżce bywa rozerwany na drobne strzępy... to taka jego osobista karma Hioba... czym dalej, tym więcej traci niż zyskuje... i pyta Boga - czemu mu to robi?

Ale to nie Boskiej Ręki robota... tylko twojej jaźni, to ona rozprawia się z twoim ego. Ta droga, na której się nagle znalazłeś i siedzisz na niej na różnych rzeczach własnego życia, próbuje tylko cię przywrócić na właściwą pozycję. I czym bardziej utożsamiasz się z własnym ego, będziesz regularnie niszczony, zatrzymywany w drodze, tylko po to, aby wszystko przemyśleć od nowa... a może nawet zawrócić na właściwą drogę... bo nagle widzimy, że mocno zbłądziliśmy.

I tak naprawdę ta ścieżka cię wcale nie niszczy, lecz coraz bardziej budzi cię, abyś mógł człowieku regularnie rozważyć każdy swój krok, i jaki jest twój prawdziwy duchowy cel? Czy jeszcze jeden markowy samochód, a może jeszcze jedna sztaba złota czy srebra? Czy naprawdę jest ci to wszystko na tej drodze potrzebne?

Ty musisz tylko w tym swoim zniszczonym domu odnaleźć spokój i pogodzić się z tym, co w twoim życiu zostało wysadzone w powietrze. Osobiście większość swojego czasu na tej mojej duchowej drodze spędziłam w tym moim wysadzonym domu... i co go jako tako wyremontowałam, to od nowa wylatywał w powietrze. Musiałam wiele się nauczyć i pogodzić z prawdą, że wszystkie rzeczy i formy ciągle się zmieniają... i czym szybciej wchodzimy na swoje szczeble duchowe, tym większe ponosimy życiowe straty. Po prostu zmieniamy swoje stare formy, zyskujemy nowe przestrzenie, otwieramy nową wiedzę... I po każdym nowym remoncie ten mój dom był bardziej wygodny, piękny... ale i on w swoim czasie wylatywał w powietrze. Znaczy moje energie, które zaczęły rządzić moim przeznaczeniem coraz szybciej się przekształcały i zmieniały mój stary dom, a nawet życiową przestrzeń. Nigdy w życiu nie miałam tylu życiowych przeprowadzek jak po roku 1987, kiedy opuściłam Polskę... aż mnie wywiało na nową ziemię, nad sam Pacyfik, nad tą wielką wodę. I różne bywały moje straty... bo każda przeprowadzka to są straty i niewygody... ale przybywało moje wewnętrzne doświadczenie, moja wiedza, inne zrozumienie świata, ludzi, inna z nimi komunikacja.

A to, że z takim sukcesem tkwimy w tym samym miejscu, w tym coraz piękniejszym domu, wcale nie znaczy, że to my jesteśmy na dobrej drodze i pędzimy na tej fali sukcesu... jak mówił Jezus... brukowana droga zaprowadzi cię do piekła. Ponieważ tak naprawdę może się okazać, że jesteś jeszcze bardzo daleko w swoim rozwoju duchowym, który właśnie siedzi sobie we własnym luksusie.


Toteż przyszło nam żyć w takich czasach, mieliśmy w miarę urządzone życie, pieniądze, dobrą pracę, sukces... a tu nagle nasz świat robi się ruiną, i coraz więcej tracimy, niż zyskujemy... ale są i tacy, którzy zyskują i cieszą się bardzo z tego powodu. Ale tu niech się zastanowią, na jaką weszli drogę, czy naprawdę aż tak bardzo przechytrzyli ten świat... a nawet wszechświat? A może to tylko kwestia czasu a wszechświat wystawi im rachunek, który przerośnie ten ich dobrobyt?

Toteż nie płacz, bo coś straciłeś... i ciągle tracisz... ty ciągle żyjesz, i nie patrz na tego, który ciągle we wszystkim opływa... w dodatku poucza tych "straceńców" - jak mają żyć... w sukcesie, dobrobycie... miłości. To fakt, oni to mają w swoim życiu... a nawet dobroć... a jednak czegoś tu brak!? Brakuje tej pełni i głębi duchowej. I człowiek czuje się wyraźnie czegoś pozbawiony... i kupuje następną sztabę złota a w sercu ciągle jakaś igła, i dusza budzi po nocach.

Przebudzenie duchowe to inna bajka, zaproszenie do innego walca... do wejścia do innej przestrzeni... dowiadujesz się krok po kroku - kim naprawdę jesteś?! I ruszasz SAM w ten świat ciszy, w tą twoją głęboką przestrzeń istnienia. Właśnie tam będziesz musiał się nad sobą głęboko zastanowić i znaleźć to schronienie... przed następnym zniszczeniem... tak, tak... będzie jeszcze wysadzony w tobie nie jeden tunel, nie jedna kopalnia węgla... i znowu musisz zrozumieć - dlaczego... do czego cię zmusza twoja jaźń? A już ci było tak fajnie i przyjemnie.

W twoim wnętrzu musi się jeszcze dużo zmienić, dużo wypalić się tego czarnego węgla, abyś zrozumiał, jak wygląda prawdziwa miłość... jak podać drugiemu człowiekowi to, co mu w danej chwili jest naprawdę potrzebne. I jak podążać za tymi nitkami nowego życia, które już się tworzą na twojej pajęczynie życia, którą ty przędziesz... i po tych nitkach możesz wspiąć się jeszcze wyżej... już jako duchowy akrobata.

I musisz jeszcze przejść przez wiele obrotowych drzwi... a tam ciągle na ciebie czyha potężny czarny pająk, gotowy, by cię pożreć. Czym wyżej ty się wspinasz, ten pająk jest bardziej zły... i masz swoje chwile zwątpienia... a może jednak nie otwierać tych obrotowych drzwi, może pozostać w starej przestrzeni, w swojej strefie komfortu, po co się aż tak trudzić i walczyć z czarnym krzyżakiem? Ale musisz wiedzieć, on wie, że to w tej nowej strefie będziesz najbardziej bezpieczny, że tam jest twoje wybawienie, on już nie będzie miał do ciebie dostępu, dlatego nie chce cię tam wpuścić. Jeśli pchnąłeś te obrotowe drzwi do przodu i zniszczyłeś tą swoją strefę komfortu, znaczy, byłeś na tyle odważny, i nie uległeś hipnozie czarnego pająka... to musisz wiedzieć i to - nic nie zostało w tobie zniszczone! Zostało tylko zamienione stare na nowe, ale ty tego nie zauważysz, dopóki nie pogodzisz się ze swoją stratą... z tą kosmiczną prawdą, to nie były straty, to była twoja inwestycja pod budowę nowego domu.

Dopóki będziesz na siłę trzymał stary ster, nie wygrasz na tej wojnie ani jednej walki ze swoją wyższą jaźnią... nawet jak będziesz miał liczne duchowe dyplomy... i górę złota... i swoją przebiegłość wilka. Twoja jaźń jest szkolona w innych szkołach i zawsze cię pokona własnym sprytem.

I nie myśl sobie też, że tu na świecie już wszystko wiesz, że masz odpowiedź na każde pytanie... czym jesteś starszym mędrcem - tym niej wiesz... ten wie, który nic nie wie, ale wie, że to, co się w jego życiu dzieje - trzeba umieć odpuścić. Dopiero wówczas w jego duchowych strukturach następuje wielka przebudowa i renowacja. To duchowe poddanie jest bardzo ważne, ale trzeba dobrze tą kwestię zrozumieć, zrozumieć co się w naszym życiu dzieje i wokół nas, jaka energia stworzyła się w naszych polach, że zarzuciła na nas takie sidła... i nie ruszymy kroku dalej, jeśli tego nie zrozumiemy?

I nie ma ucieczki z tej pajęczyny, dopóki tej formy energii nie zrozumiemy, nie rozsuplimy tej nici... a na niej już często czyha czarny pająk, gotowy na nowe wyzwania dla ciebie. I który to raz zakłada na ciebie pułapki... 1 fala, 2 fala, 3 fala, 4 fala... aż zrozumiesz tą życiową lekcję. I chowanie głowy w piasek nic tu nie da, to wielka duchowa niedojrzałość... inaczej Archanioł Michał nie trzymałby w swoim ręku niebieskiego miecza do odcinania tej pajęczyny... to też wielki duchowy symbol - miecz obusieczny! Niby chowasz tą głowę w piasek i wydaje ci się - jesteś ciągle bezpieczny... ale zwróć uwagę na twoje serce, jak kołacze... jednak nie wszystko w tobie jest takie gładkie i przyjemne, nie zabijesz tego teatralnym śmiechem... bo masz głowę bezpieczną i nie widzisz tego, co by ci sprawiło ból i cierpienie, co by ci zabrało twoją miłość i dobrobyt... czujesz się schowany przed zagrożeniami i wydaje ci się, że jesteś cwańszy od tego drugiego, który akurat wpadł w swoją pułapkę. Ale to tylko kwestia czasu, na tej drodze i ty musisz przerobić to czarne pudełko. Twój teatralny uśmiech to największe oszustwo, w jakie się teraz ubierasz, bo twoje serce ciągle nie reaguje tak jak potrzeba, nie umie ofiarować prawdziwej miłości ani ty nie chcesz służyć bezinteresownie drugiemu człowiekowi, który naprawdę potrzebuje pomocy.

Ten jest prawdziwym człowiekiem, który to czyni, ten, który widzi i czuje, ten, który na ból innych reaguje, a nie chowa głowy niczym struś w piasek, aby sobie cierpieniem innych nie zniszczył w sobie własnej wibracji miłości... niestety, nie wytworzysz w ten sposób bardzo ważnej wibracji - miłosierdzia, bez którego nie ma biletu do nieba. Zatrzasną się przed tobą te obrotowe drzwi dużo niżej niż myślisz. To ten, który patrzy na cierpienie drugiego człowieka, nawet jak go zalewa fala łez kupuje sobie bilet do nieba, za to, że potrafi być na posterunku, w służbie potrzebującego... i tak dla przypomnienia, kto stał pod Krzyżem Jezusa, kiedy On na nim umierał? Gdzie byli ci, co stali z Jezusem w pierwszym szeregu?

Prawdziwy człowiek - to ten jest na prawdziwej ścieżce duchowej i pomimo własnych zniszczeń, ważniejsze są dla niego rzeczy innego człowieka, którego dotyka nieszczęście, to on go pociesza i ociera jego łzy, leczy rany... i nieważne - kim jest ten człowiek, i wszystko mu wybaczy i odpuści, jeśli jest taka potrzeba. Prawdziwy człowiek zdaje sobie sprawę, że taka jest fala życia i ta fala wszystko zmywa... i to, co ty zbudujesz i to, co ja zbuduję, bo wszelka blokada starych rzeczy nie wpuści w przestrzeń nowych energii do budowy już nowego życia. I wie, że to wszystko trzeba puścić, bo inaczej te stare wibracje zablokują nam dobre rzeczy, a nasza kontrola, by uratować stary świat pochłonie więcej twojej wewnętrznej siły i obudzi w twoim życiu więcej ignorancji.

Czas, aby poszerzyć nasze osobiste perspektywy, puścić ten rozpadający się świat, patrz tylko uważnie, jak on ustępuje, jak szykuje miejsce na nowe, wówczas zrozumiesz, że nie było takiego sposobu, aby ten proces zatrzymać, bo to może tylko ten świat doprowadzić do wysadzenia. Zrozumiesz, że wszystkie zmiany dzieją się cyklicznie i to jest w porządku... nie dopatrujmy się tu wielkiego spisku, to my także braliśmy udział w kreowaniu tych energii, a teraz przeżywamy zderzenie się dwóch światów, które walczą o swoje indywidualne istnienie. Teraz tylko zrozum, w którym ty świecie jesteś, i o co tak naprawdę walczysz... czy o prawdziwe duchowe wzniesienie... a może o tą następną sztabę złota, osobisty dobrobyt... a może jednak o bezwarunkową miłość? Tylko dzięki niej i twojemu miłosierdziu zyskasz tą moc, o której tak nieustannie marzysz, to jest ta zapłata - bilet do nieba. To od ciebie zależy, na który pokład duchowy wejdziesz... i czy naprawdę jesteś świadomy, i pod banerem czyjej miłości chodzisz po tym świecie?

Niech tylko nie wyprowadzi jej w szczere pole twoje wybujałe ego... że to ty jesteś tym człowiekiem, który tak kocha drugiego, ale kiedy trzeba podać mu rękę w jego okrutnym cierpieniu, czy nawet w jego wielkiej głupocie, ciebie tam nie ma! Bo nie możesz patrzeć na jego cierpienie, bo był głupi to ma za swoje... bo może wpuści w ciebie wir ciemnej energii swoimi gorzkimi słowami. Ale ważne jest to, że ty jesteś ponad tym, ty czujesz się wyżej.

Tak, ten człowiek siedzi dzisiaj na swoich zgliszczach i płacze... a tobie się udało, byłeś mądrzejszy od niego... dzisiaj to ty siedzisz w pierwszym rzędzie w kościele.

"Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi."
(Mat. 19, 30)

"Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów... przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy
i południa i siądą za stołem w Królestwie Bożym (ale zostaną wyrzuceni). Tak
oto są ostatni, którzy będą pierwszymi i są pierwsi, którzy będą ostatnimi."

(Łuk. 13, 28)

"Ponieważ mówi o nowym, pierwsze uznał za przestarzałe,
a to, co się przedawnia i starzeje, bliskie jest zniszczeniu..."

(Hbr. 8, 13)

"Znosi więc pierwsze, aby ustanowić drugie"

(Heb. 10, 9)

I na próżno teraz ludziom budować ten nowy świat na własnych warunkach... ten nowy świat już jest zbudowany na innym szablonie... i chociaż w tych dniach, tak dużo robotników duchowych zakasało swoje rękawy, ten świat już jest wybudowany, wszystko tam jest już dopięte na ostatni guzik... teraz tylko wieją wiatry i huragany, płonie ogień, zmywa wszystko wielka woda, aby oczyścić teren pod nowe zasiewy... nasz Wielki Budowniczy wie, co robi...!

"Oto ja tworzę nowe Niebo i nową Ziemię i nie będzie się
wspominało rzeczy dawnych i nie przyjdą one na myśl nikomu."

(Iz. 65, 17)

"Dzień pański nadejdzie jak złodziej, wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą."

(2P 3, 10)

"I otrze z ich oczu wszelką łzę i śmierci już nie będzie. Ni żałoby i
krzyku i trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły."

(Ap. 21, 4).

Vancouver
10 Dec. 2021

WIESŁAWA