Moje najgłębsze wydarzenia duchowe miały miejsce w roku 2000. Z całą
jasnością umysłu ujrzałam przed sobą inny świat, który dotąd, nie
wiedzieć dlaczego, zakryty był dla mnie chociaż brałam w tym życiu
czynny udział. Jak się później okazało, był najbardziej tajemnym
rozdziałem mojego całego obecnego życia. Uświadomiłam sobie fakt, że
moje życie jest zupełnie czymś innym niż do tej pory sądziłam, że
nie jestem tutaj na Ziemi tylko z przypadku, zbyt poważnie
podchodziłam do rzeczy mało istotnych, zbyt mocno oddzieliłam się od
Jedności.
Wszyscy jesteśmy zanurzeni w Jedności, w Źródle naszego
stworzenia, jesteśmy niczym jedna fala na wielkim oceanie, który
jest utworzony z różnych fal. Ktoś przed nami stworzył świat,
stworzył też nas, wniósł w nasze życie uniwersalne prawa, a człowiek
istota samolubna i pyszna wszystko na tym globie poprawia, wprowadza
swoje przekonania, własne szaleństwa, niby to z wielkiej troski
poprawia byt innego człowieka według własnego uznania nie zważając
na to, że tamten nie czuje się wcale szczęśliwy i cierpi. I tak
często dochodzi do represji, a my często myślimy: życie jest
nicością, nasze negatywne myśli przenikają w naszą podświadomość ...
przychodzi czas, że już sobie nie radzimy z własnymi negatywnymi
myślami i tworzymy w naszym życiu jeszcze większą nędzę.
Na początku mojej duchowej drogi ciągle nie radziłam sobie z moimi
negatywnymi emocjami, ciągle brały górę, ciągle znalazłam coś lub
kogoś, kogo obwiniałam za obecny stan moich rzeczy, nawet Pana Boga. Im
więcej walczyłam tym mocniej cierpiałam, tworzyłam coraz więcej
negatywnych myśli, a nawet strachu. To wszystko dawało katastroficzne
wyniki.
Przyszedł czas kiedy nagle zrozumiałam prostą rzecz, odpuściłam
negatywnym myślom, przestałam zwracać na nie uwagę, kiedy próbowały
mnie mocniej nękać mówiłam im z uśmiechem, "zapomnij, ja wam
przebaczam" ... w krótkim czasie zaczęłam czuć nowe życie. Moje nowe
nastawienie zadziałało jak najlepsze zioło, ożył duch i ciało, mój
umysł robił się czysty, coraz częściej panował tam spokój, radość,
ożywał organ za organem. Moje życie stawało się bardziej świadome i
już nie dręczyłam siebie i Boga: „Boże po co tutaj się narodziłam?”
Skoro tu jestem widać jest w tym jakiś głębszy sens, już nie
"paplał" bez przerwy mój umysł tylko przemówiło serce, w którym nie
było już strachu, rodziło się tam zupełnie inne uczucie, jeszcze nie
mogłam tego nazwać miłością, jeszcze nie byłam w stanie oświadczyć
światu: kocham życie, świat i ludzi, jeszcze były we mnie opory, ale
czas pokazywał coraz więcej światła i coraz wyraźniejsze zmiany, a ja
wprzódy zaczęłam kochać siebie i ten spokój, który zamieszkał w moim
sercu. Moje ego znalazło się w pułapce, wcześniej lubiło komentować,
pouczać, oceniać wszystkie perspektywy życia, a teraz ten spokój
pokonywał wielkiego wojownika (ego). I tak zauważyłam, że
trudności życia stawały się zupełnie inne, znikły lęki, napięcia,
frustracje, widziałam wyraźnie nowe zmiany i nie mogłam się nadziwić
tej własnej przemianie. Wcale też nie znaczy, że od tej chwili można
było ze mną robić, co kto chciał ..... nie pozwoliłam sobą
manipulować, wręcz przeciwnie, stawałam się odważniejsza, nie bałam
się niczemu stawić czoła.
Przebudzenie daje nam tą wielką szansę na wewnętrzne zmiany, nagle
budzi się w nas jakiś niewidzialny impuls i zmienia nas od wewnątrz.
To co wcześniej było niemożliwe, niewykonalne, (proces przemiany
trwał długi czas), teraz niczym za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki robiło się przejrzyste i wykonalne. To tak jakby ktoś
niewidzialny nagle zatrzymał nas na znaku STOP i zmusił nas do
rozejrzenia się na wszystkie strony i ocenienia sytuacji. Nasze ego
nie boi się już trudnych sytuacji, przestaje kontrolować, bardziej
ufne poddaje się Woli Boga. Zauważamy jak ktoś niewidzialny
przejmuje odpowiedzialność za nasze życiowe potrzeby. Wyraźnie
czujemy, że nie jesteśmy sami ... i znowu śpiewają dla nas ptaki,
kwitną kwiaty ... a umysł jest spokojny. Stajemy się innym
człowiekiem, dostrzegamy drugiego człowieka i jego potrzeby.
W chwili przebudzenia następuje wokół nas wiele cudów, jednak dla
mnie najbardziej cudowna była moja wewnętrzna przemiana, ogromny dar
ciszy i spokoju, który został nagle wmontowany, bez mojej większej
pomocy do mojego serca. Wcześniej moje serce kołatało nieustannie z
byle powodu, wyzwalałam niepotrzebne emocjonalne dramaty i nagle
nastąpiła w moim wnętrzu taka magia życia, wszystko puściło i
pojawiła się cudowna cisza!
Właśnie tą przemianę cenię sobie najbardziej, bardziej niż dar
uzdrawiania, trzecie oko, dar przewidywania. Spokój mojego serca to
moje dobre samopoczucie, nagle rozpuściła się góra strachu i czuję
się wolna, nie boję się życia, braku pieniędzy, nie boję się
choroby, śmierci ... i nie ma dla mnie znaczenia czy będę bogata czy
biedna, nie jestem już ofiarą egoistycznego myślenia, nie blokuje
własnego życia, robię to na co w danej chwili mam ochotę ... a
praktycznie powinnam być biedna (mam o połowę mniej pieniędzy niż 11
lat temu), a jednak niczego mi nie brakuje. W tym momencie nie tylko
zrozumiałam prawo rozmnażania, zaczęłam go sama doświadczać.
Jak widać nasze życie może się przekształcić w krótkim czasie,
możemy poczuć się nowo narodzeni. Kiedy uwolnimy z siebie pokłady
blokujących nas energii zmieniają się nasze wzorce, rozpuszczają się
iluzje, to sprawia, że zapuszczamy się w mistyczny świat naszej
duszy i podążamy za wyższym impulsem, który doprowadza nas do naszej
duchowej pełni. Teraz kierunek wyznacza nam sam Wszechświat i
przemawia do nas już w czasie teraźniejszym, wynurza się tylko jedna
droga, droga zaufania.
Zaufaj i pozwól się prowadzić.
Pamiętaj - jesteś cząsteczką Całości.
3 May 2011
WIESŁAWA
|