Quito:
Pełna
nazwa tego miasta to San Fransisco de Quito, nazwa pochodzi
od wymarłego już plemienia Kwitu, które zamieszkiwało te
tereny Ekwadoru jeszcze w czasach przedchrześcijańskich.
Historia tego miasta sięga czasów starożytnych, nawet 1400
r. p.n.e. Na początku zamieszkiwali je Indianie Cara,
później cywilizacja Inków, w czasie zaś najazdu
konkwistadorów Inkowie zburzyli istniejące w tym miejscu
miasto, a na jego ruinach Hiszpanie wznieśli Quito.
Marianna de Jesus Torres,
znana jako Marianna Franciszka od Jezusa urodziła się w
Hiszpanii w 1563 roku w bardzo pobożnej, katolickiej
rodzinie. Była pierwszą córką Diego Torres i Marii
Berriochoa. Była dziewczynką o wspaniałej urodzie,
inteligentną i pełną dobroci dla innych. Wychowywana w
głębokiej wierze od samego początku swojego życia
przejawiała szczere oddanie Bogu. Wielokrotnie swój wolny
czas spędzała w pobliskim kościele, zamiast na zabawach z
rówieśnikami. Podczas swoich modlitw prosiła Jezusa by
zamieszkał w jej sercu. Pewnego dnia klęcząc przed
tabernakulum powiedziała głośno:
"O mój ukochany!
Kiedyż nadejdzie ten dzień, kiedy
będę mogła zjednoczyć się z Tobą w świętej komunii?"
Wówczas też usłyszała odpowiedź, głos dochodził jakby z
tabernakulum:
"Kiedy zechcesz, moja córko, bowiem
serce Twoje jest już gotowe".
O tym zdarzeniu Marianna opowiedziała
pewnemu franciszkaninowi, który postanowił przygotować ją do
komunii. Przyjęła więc Komunię świętą mając zaledwie 9 lat w
roku 1572. Wtedy już po raz pierwszy dziewczynka spotkała
się z Matką Boską i Jezusem, widziała przejaw świętej Trójcy
i usłyszała słowa samego Boga. Matka Boża Niepokalanie
Poczęto wyjaśniła jej doniosłość ślubów czystości i
poprosiła o ich złożenie w Zakonie Niepokalanego Poczęcia.
W 1577 roku Marianna wyjechała z
ciotką i pięcioma innymi zakonnicami do stolicy Ekwadoru, by
tam założyć klasztor. Przed samym wyjazdem dziewczynce
objawił się w wizji sam Pan Jezus, prosząc ją o oddanie.
"Małżonko moja,
nadszedł czas abyś opuściła dom rodzinny i ojczyznę. Zabiorę
Cię do mojego domu gdzie, za grubymi murami, będziesz żyła z
daleka od ciała i krwi, ukryta i zapomniana przez wszystkie
stworzenia (...) Tak jak ja, będziesz niosła krzyż, i doznasz
wielkich cierpień. Nie zabraknie Ci ani sił ani wytrwałości.
Pragnę tylko by wolą Twoją było być zawsze gotową, aby
spełnić moją wolę".
Mając 15 lat Marianna rozpoczęła nowicjat w zakonie, dwa
lata później w 1579 roku złożyła oficjalne śluby. Jej
oddanie i prawdziwa służba Bogu były ogromnej wagi, nie
tylko dla niej i jej duchowego rozwoju, procesu jej
wewnętrznego uświęcenia, ale też dla całej ludzkości. Maria
Franciszka od Jezusa poświęciła się w imię ludzi XX - tego
wieku.
Tuż po tym Marianna wpadła w ekstazę
podczas której usłyszała Ojca odwiecznego powtarzającego
słowa wypowiedziane do niej przed chwilą przez swoją ciotkę:
"jeśli będziesz
temu wierna, przyrzekam ci życie wieczne". Następnie
ujrzała Pana Jezusa, który w sposób majestatyczny i z
niezwykłą czułością w akcie zaślubin nałożył na jej
serdeczny palec prawej ręki wspaniałą obrączkę ozdobioną
czterema szlachetnymi kamieniami a na każdym z nich jedno z
czterech przyrzeczeń ślubowania: ubóstwo, posłuszeństwo,
czystość i życie klauzurowe. Pan Jezus powiedział jej:
"Moja małżonko,
pragnę dla ciebie życia ofiarnego.
Twoje życie będzie jednym ciągłym męczeństwem..."
W 1582 roku podczas modlitwy przy
tabernakulum Marianna odbyła krótką rozmowę z Jezusem.
Chwilę po tym w kaplicy słychać było potężny grzmot, a
wszystko wokół wypełniło się dymem i kurzem. Spostrzegła, że
ołtarz stał w pełni oświetlony, a tabernakulum było otwarte.
I właśnie w tabernakulum Marianna widziała Jezusa konającego
niczym na Golgocie, u Jego stóp Najświętsza Panienka, św.
Józef i Maria Magdalena. Czując się winną temu co zobaczyła
padła na ziemię krzyżem i zwróciła się do Jezusa: - "Panie,
to ja jestem temu winna! Ukarz mnie i wybacz swojemu
ludowi". Wówczas anioł stróż podniósł ją i rzekł:
"Nie! To nie Ty
jesteś winna. Podnieś się,
ponieważ Bóg chce Ci objawić wielką tajemnicę".
Marianna nie mogła ot tak uwierzyć w
brak swojej winy. Widziała łzy Matki Boskiej i Ją więc
zapytała: - "Pani Nasza, czyż to ja jestem powodem Twojego
smutku?". Jednak i w tym przypadku uzyskała odpowiedź
przeczącą:
"Nie, to nie Ty,
ale przestępczy świat".
Wówczas też Marianna stała się
naocznym świadkiem agonii Jezusa Chrystusa na krzyżu, której
towarzyszyły słowa Boga Ojca:
"Ta kara będzie
dla XX wieku".
Na tym jednak wizja siostry się nie zakończyła, oto bowiem nad głową
konającego
Jezusa zawisły trzy miecze, każdy z nich opisany - Ukarzę
herezję, Ukarzę bezbożność, Ukarzę nieczystość. A wszystkie te kary
zstąpić miały na świat właśnie w XX wieku. Przejęcie Marianny było
ogromne, wtedy też Matka Boska zapytała ją:
"Moja córko, chciałabyś ofiarować
siebie za ludzi tej epoki?"
Odpowiedź siostry była oczywiście twierdząca. Skutkowało to
natychmiastową śmiercią mistyczną jakiej doznała. Trzy miecze, które
dotychczas wisiały nad głową Jezusa przebiły jej serce zadając ową
śmierć. Po śmierci mistycznej przyszedł i czas na Sąd Boży, jako
że
zdecydowała się ofiarować za grzechy innych jej Sąd miał nieco inny
wyraz. Jej oczom ukazał się Jezus, który przedstawił Mariannie dwie
korony. Pierwsza była koroną rajskiej, nieśmiertelnej chwały,
piękniejszą niż wszelkie piękne obrazy i słowa jakich można by użyć
do jej opisania, druga była białą koroną liliową otoczoną cierniami.
Jezus pozwolił wybrać siostrze jedna z koron. Pierwsza pozwoliłaby
jej dostąpić raju i nieśmiertelności, druga nakładała na nią potężny
ciężar ziemskiego grzechu i nakazywała wrócić na ziemię celem
dalszego składania ofiary za dusze heretyków, bezbożnych i
nieczystych. Marianna nie wahała się zbyt długo, bowiem w sercu
swoim czuła i wiedziała, że w niedalekim czasie Jezus przybędzie na
Ziemię by dokonać oczyszczenia. Wiedziała też, że od Boga Ojca,
Jezusa i Najświętszej Panienki zawsze uzyska pomoc i wsparcie.
Wybrała zatem
koronę cierniową z białych lilii. Ofiara Marianny była
świadoma i pełna poświęcenia.
Jak widać od czasu wstąpienia do zakonu Marianna żyła całkowicie
wsłuchana w głos swojego serca, a jednocześnie w służbie Matce
Boskiej i Jej Synowi. Maryja ukazała
jej się wiele razy, za każdym
razem przypominając o wydarzeniach jakie wydarzyć się
miały w
XIX-tym i XX-tym wieku. Mówiła o herezji, błędnych naukach,
błądzeniu Kościoła, wygaśnięciu wiary i innych znakach
poprzedzających koniec czasów. Jednak nim Maryja powierzyła
Mariannie szereg tajemnic dotyczących ludzkiego życia i losów świata
i
Kościoła, dziewczyna została doświadczona bardzo boleśnie i
otrzymała szereg
wizji indywidualnych, które miały ją przygotować na
nadchodzące cierpienie.
Prócz tych wizji Marianna naznaczona była też niejednokrotnie
ogromnym bólem
fizycznym. Takich historii w jej życiorysie
znajdziemy wiele, jak choćby ta z 17 września 1588 roku kiedy
podczas nocnej modlitwy jej ciało ogarnął nagły dreszcz tak bolesny
i dotkliwy, że siostra krzyczała nie mogąc wytrzymać straszliwego
bólu. Ni stąd ni z owąd
na jej dłoniach i stopach pojawiły się rany,
podobna rana również pojawiła się na jej boku - przypominały one
oczywiście rany zadane Jezusowi podczas ukrzyżowania. Organizm
Marianny w kilku chwilach dosłownie stał się całkowicie wycieńczony,
straciła przytomność. Lekarze nie wiedzieli zupełnie co jej dolega.
Bólom fizycznym towarzyszyły liczne doświadczeniach duchowe, zarówno
walka z ciemnymi mocami, jak i wiele spotkań
z przedstawicielami
wyższych światów. Siostra ponad rok czasu leżała w łóżku
z powodu
tej nie znanej choroby. Wiele razy w trakcie tej choroby leżała
sparaliżowana w łóżku nie mogąc wykonać żadnego ruchu.
Podczas jednego z takich dni ujrzała pnącego się po murze,
strasznego węża, który
jakby uciekał przed niewidzialną siłą. Jego
obecność w pokoju Marianny spowodowała
nagły napływ wątpliwości (nie
zapominajmy, że takie niezwykłe postacie również wiele
razy
przeżywały takie chwile zwątpienia, omamienia i iluzji, co było
skutkiem działania sił nieczystych), jej mózg zaczął podsuwać dziwne
myśli, że jej dotychczasowa ofiara jest nie właściwa, że grzeszy
myśląc, że może cokolwiek ofiarować za innych ludzi, że winna się
wstydzić, że to przejaw egoizmu i zadufania itp. Silne ataki w tym
kierunku bardzo zmartwiły Mariannę. Zaczęła mieć omamy, zdawało jej
się, że dusza oddziela się od ciała i zmierza ku piekłu. Wtedy,
ostatkiem swych wewnętrznych sił, wezwała na pomoc Matkę Boską. Nie
zdążyła jeszcze do końca wymówić swojej błagalnej prośby kiedy jej
oczom ukazało się niebiańskie światło, a na twarzy poczuła ciepły
matczyny dotyk Maryi.
"Córko, dlaczego
się lękasz? Czyż nie wiesz, że jestem
z Tobą w Twoim zmartwieniu?
Podnieś się i spójrz na mnie".
Te słowa dodały Mariannie trochę sił. Uniosła się na łóżku i wtedy
ujrzała niewiastę, od której biła nieopisana łagodność i potężna
miłość.
Na pytanie Marianny o jej tożsamość postać odpowiedziała:
"Jestem Matką Niebios, którą wzywałaś. Przybyłam by rozproszyć
ciemności nocy Twej duszy (...) ponieważ Twój Pan i Bóg wyznaczył Cię
do wielkich rzeczy w Twoim życiu. (...) A teraz ożywię Twoje mięśnie,
żyły i tętnice i przepędzę węża piekielnego".
W tej też chwili wąż wydał z siebie potężny głos upadku i rzucił się
ku piekłu
z grzmotem tak wielkim, że ziemia pod klasztorem i miastem
Quito cała zadrżała.
W połowie września 1589 roku Marianna zmarła, był to dokładnie
piątek godzina
3:30 po południu. Siostry zaplanowały pogrzeb na
poniedziałek tuż po weekendzie.
I tu w zasadzie spodziewalibyśmy się
zakończenia tych wspaniałości i niezwykłych wydarzeń dotyczących
ofiarnej siostry. Jednak zgodnie z powyższymi
akapitami Bóg
przewidział dla Marianny specjalną rolę. Zatem...
... w niedzielę rano, a dokładniej o trzeciej nad ranem, czyli w
godzinie
zmartwychwstania Pana Jezusa, przybyłe do kaplicy na
poranne nabożeństwo
siostry doznały ogromnego szoku widząc pogrążoną
w modlitwie, żywą i zdrową
Mariannę. To niezwykłe wydarzenie
podkreśliło istotę poświęcenia tej skromnej
siostry. Najpierw
szykanowania ze strony otoczenia, również inne siostry nie od
początku rozumiały i chciały wierzyć w doświadczenia Marianny,
później wizje,
rany jak u Chrystusa, ukrzyżowanie i wreszcie
zmartwychwstanie. Drogą
Jezusa Marianna udała się by odkupić winy i
grzechy XX wieku.
Wiele razy jeszcze Marianna otrzymywała wizje, wiele razy
w jej
życiu ukazywała jej się Matka Boska, Jezus Chrystus,
wiele razy
słyszała głos Boga i poznawała tajemnice świętości.
"Mój
Przenajświętszy Syn pragnie zadać Ci wszystkie rodzaje cierpień, a
Ja...
aby Ci dodać odwagi, a będzie Ci jej potrzeba dużo, daję Ci Go..., weź Go
w swoje ramiona! Przytul do swojego słabego i niedoskonałego
serca!".
Od tego momentu Marianna nieprzerwanie czuła potrzebę cierpienia.
Kolejne objawienia przynosiły nowe doświadczenia. W roku 1599 Matka
Boska poprosiła Mariannę o postawienie statuy przedstawiającej Ją z
Synem.
"Życzeniem
Mojego Najświętszego Syna jest, abyś rozpoczęła starania
o budowę
statuy przedstawiającej mnie taką, jaką widzisz teraz. Polecisz
ustawić
ją w siedzibie przełożonej - tak abym mogła zarządzać swoim
klasztorem.
W prawej ręce mam trzymać pastorał i klucze do Klasztoru, jako znak
posiadania autorytetu. Na lewej ręce każesz umieścić moje Boże
Dziecię, aby ludzie rozumieli,
że jestem wszechmocna, aby złagodzić
sprawiedliwość Bożą i otrzymać miłosierdzie
i odpuszczenie grzechów
dla każdego grzesznika, który przyjdzie do mnie ze skruszonym
sercem, ponieważ Ja jestem Matką Miłosierdzia i nie ma we mnie, jak
tylko dobroć i miłość, i w końcu niech zawsze moje córki wiedzą, że
wskazuję im drogę i daję swojego Najświętszego Syna i ich Boga jako
wzór doskonałości
religijnej. Niech przychodzą do mnie, a Ja ich do
Niego poprowadzę".
Statuę wyrzeźbił wskazany przez samą Maryję artysta Francisco del
Castillo, wspaniały rzeźbiarz, ale również, co istotne dla
powierzonego dzieła, człowiek cnotliwy i Maryi równie mocno
poświęcony. Mówi się również, że samemu tworzeniu pięknego dzieła
jakim była figurka Maryi towarzyszyły cuda. Rzeźbiarz kiedy
zakończył już proces rzeźbiarski i przygotowywał się do malowania
statuy postanowił udać się do Europy po najlepsze dostępne na rynku
farby, do pomalowania twarzy Madonny. W nocy przed dniem którego
miał wyjechać statua jednak została w niewyjaśnionych
okolicznościach, w sposób niewyobrażalnie piękny pomalowana. Wówczas
rzeźbiarz stwierdził, że musiał być
to cud, bowiem nie znał
człowieka, który tak pięknie odtworzyłby wizerunek Maryi.
Francisco
del Castillo pod przysięgą zeznał, że miał miejsce wspaniały cud.
Objawienie ze stycznia 1610 roku nie należało do przyjemnych.
Zawierało w sobie szereg przestróg kierowanych do Marianny, ale i
całej społeczności Quito i całego świata. Maryja pojawiła się przed
siostrą trzymając na ręku swojego Syna i przemówiła doń tymi słowy:
"Wiedz, że od końca XIX, a szczególnie w XX wieku namiętności
wybuchną
i dojdzie do zupełnego zepsucia obyczajów, bo Szatan prawie
całkowicie panował będzie przez masońskie sekty. Aby do tego
doprowadzić, skupią się one szczególnie na dzieciach. Biada dzieciom
w owych czasach! Trudno będzie przyjąć sakramenty chrztu i
bierzmowania. Wykorzystując osoby posiadające władzę, diabeł starać
się będzie zniszczyć sakrament spowiedzi (...) To samo będzie z
Komunią świętą. Niestety! Jak bardzo zasmuca Mnie, że muszę ci
wyjawić tak liczne i okropne świętokradztwa - tak publiczne jak i
tajne - popełnione z powodu profanacji Najświętszej Eucharystii! W
czasach tych wrogowie Chrystusa, zachęcani
przez diabła, często
kraść będą z kościołów konsekrowane Hostie, aby
bezcześcić Postacie
Eucharystyczne. Mój Najświętszy Syn widzi
samego siebie rzuconego na
ziemię i zdeptanego przez nieczyste nogi.
Sakrament małżeństwa, symbolizujący związek Chrystusa ze swoim
Kościołem, będzie przedmiotem ataków i profanacji w najściślejszym
znaczeniu tego słowa. Masoneria, która będzie wówczas sprawować
rządy, zaprowadzi niesprawiedliwe prawa mające na celu zniszczenie
tego sakramentu, a przez to ułatwi każdemu życie
w stanie grzechu,
oraz spowoduje wzrost liczby dzieci urodzonych w nielegalnych
związkach, nie włączonych do Kościoła. Duch chrześcijański szybko
upadnie, drogocenne światło Wiary zgaszone będzie do tego stopnia,
że nastąpi prawie całkowite zepsucie obyczajów. Skutki
zeświecczonego wychowania będą się nawarstwiać, powodując m. in.
niedostatek powołań kapłańskich i zakonnych.
Sakrament kapłaństwa będzie ośmieszany, lżony i wzgardzony. Diabeł
prześladować będzie szafarzy Pana w każdy możliwy sposób. Będzie
działać z okrutną i subtelną przebiegłością, odwodząc ich od ducha
powołania i aby uwodząc wielu. Owi zdeprawowani kapłani, którzy
zgorszą chrześcijański lud, wzbudzą nienawiść
złych chrześcijan oraz
wrogów Rzymskiego, Katolickiego i Apostolskiego
Kościoła, którzy
zwrócą się przeciwko wszystkim kapłanom. Ten pozorny
tryumf Szatana
przyniesie ogromne cierpienia dobrym pasterzom Kościoła.
Poza tym, w owych nieszczęśliwych czasach, nastąpi niepohamowany
zalew nieczystości, która popychając resztę ludzi do grzechu,
pociągnie
niezliczone lekkomyślne dusze na wieczne potępienie. Nie
będzie można
znaleźć niewinności w dzieciach, ani skromności u
niewiast. W owych chwilach największej potrzeby Kościoła, ci, którzy
mają mówić, będą milczeć!"
I milczą w zdecydowanej większości obawiając się szykan, choć nie
tylko, zło potrafi posunąć się bardzo daleko więc wolą być ostrożni
w słowach.
Był listopad 1634 roku kiedy Marianna otrzymała kolejne objawienie.
Tym razem z wizją przyszedł do niej sam Jezus.
"Przyjdą czasy,
kiedy doktryna dotrze do uczonych i ignorantów,
dostępna będzie dla
duchownych i prostych wiernych. Ukaże się wiele
książek, lecz
praktyka cnót będzie tylko wśród nielicznych dusz; święci będą
rzadkością. To właśnie z tej racji moi kapłani popadną w fatalny
indyferentyzm.
Ich obojętność i chłód osiągnie ognia Bożej miłości,
dotykając boleśnie moje serce cierniami, które widzisz. Dlatego
pragnę, aby były tutaj dusze, na których mógłbym polegać i im się
podobać. Ich życie przepełnione ekspiacyjnym cierpieniem
jest dla
mnie niczym pieszczota, jak ręce, które wyjmują ciernie z mojego
Serca i opatrujące rany niezbędnym, skutecznym balsamem(...)
Moja małżonko, podczas tych kilku lat które Ci pozostały nie ustawaj
w wysiłkach
nad doskonaleniem moich kapłanów i osób zakonnych. Ofiaruj w tej intencji,
w łączności z zasługami moimi i mojej Matki,
wszystko co robisz, nawet swoje
ostatnie tchnienie. Jestem bardzo
rad z moich dusz zakonnych, które podjęły
się wzniosłego zadania
prowadzenia duchowieństwa do świętości, poprzez
modlitwę, ofiarę i
pokutę.
Po wsze czasy wybierać będę te dusze, aby
jednocząc się ze Mną
pracowały, modliły się i cierpiały, by osiągnąć
ten szlachetny cel,
za co wielka chwała czekać ich będzie w Niebie".
Marianna zmarła 15 stycznia 1635 roku, do swojej śmierci
przygotowała się
jak nie wielu. Oczekiwała już na nią w ostatnich
swoich dniach. Jej testament
zawierał żarliwą modlitwę do Boga Ojca,
w której Marianna błagała o otwarcie
bram do Królestwa Niebieskiego,
o odpoczynek w ramionach Boga.
Historia Marianny to bardzo bogaty i obszerny opis niezwykłych
wydarzeń, walka z mocami ciemności i dni chwały, opowieść o
niezwykłym poświęceniu, cierpieniu i ofiarności ludzkiej w imię
miłości do Boga, ale i w imię miłości do drugiego człowieka. Zawsze
starajmy się pamiętać, że każdego z nas Bóg naznaczył swoją
miłością, że każdy z nas podobnie jak siostra Marianna może w każdej
chwili złożyć ofiarę z samego siebie. Ofiarę w postaci nie
koniecznie od razu tak surowej, trudnej i pełnej cierpienia, a
jednak również skutecznej. Marianna została powołana w sposób bardzo
wyrazisty do ofiarowania swojego życia, jednak nie zapominajmy, że
Bóg nie narzucił jej swojej Woli. Jezus pozwolił Mariannie wybrać
drogę do Niebios. Ona odważnie wybrała drogę cierpienia i
poświęcenia. W tym cierpieniu i poświęceniu nie zapominajmy o
miłości, bo tylko w jej imię ofiara staje
się zadośćuczynieniem za
grzechy tego świata, w którym przyszło nam żyć.
"Bóg z Wami!"
18 October 2009
GODAN
|