Marta Robin przyszła na świat w
1902 roku. Zmarła 79 lat później. Przez 52 lata jej jedynym pokarmem
była hostia.
Urodziła się 60
kilometrów od francuskiego Lyonu. Jej życie niemal od początku było
naznaczone chorobą. Gdy miała 1,5 roku, dotknął ją tyfus.
Jak większość dzieci, żyjących w tamtych czasach, skończyła naukę w
wieku 12 lat. Mieszkała na wsi i pomagała w gospodarstwie. Była
najmłodszą spośród sześciorga rodzeństwa.
Zamknięta w czterech
ścianach
Miała 16
lat, gdy zdiagnozowano u niej paraliż kończyn dolnych i
górnych, a także zanik odruchu przełykania. Straciła władzę
w rękach i nogach, ale nigdy się nie załamała. Rozpoczęła
swoją drogę do świętości.
W wieku 20 lat stworzyła akt miłości i oddania się Bogu, w
którym wyznała: "Powierzam się Tobie bez ograniczeń i bez
drogi odwrotu". Kilka lat później otrzymała stygmaty, czyli
ślady Męki Pańskiej na swoim wątłym ciele.
Marta Robin nie była w stanie jeść i pić. Jej jedynym
pokarmem była konsekrowana hostia. Czuła jej obecność, gdy
do domu przychodził ksiądz z Najświętszym Sakramentem.
- Miałem okazję spotkać Martę dwukrotnie i rozmawiać z nią
ponad godzinę o bardzo ważnych dla Kościoła sprawach.
Najbardziej poruszył mnie widok jej samej żyjącej w
ciemności od 50 lat, nie odżywiającej się niczym innym, jak
tylko Eucharystią, uniesionej przez miłość i przepełnionej
miłością do Boga, której jedyną troską był wypełnienie Jego
woli - mówił Philippe Madre ze Wspólnoty Błogosławieństw.
Uderzenia szatana i
oddanie Bogu
Marta Robin
przeżywała nie tylko cierpienie fizyczne. Szatan dręczył ją,
odkręcając kran. Chora słyszała plusk wody, ale nie była w
stanie przyjmować żadnych płynów i zaspokoić pragnienia.
Diabeł zadawał jej brutalne ciosy. Opiekun Marty Robin, o.
Georges Finet, kilka razy wspominał o działaniu szatana.
Duchowny mówił, że gdy odwiedzał chorą, ta często leżała
posiniaczona na podłodze.
Marta Robin nie ustawała w walce z szatanem. Dała świadectwo
wiary i widziała sens swojego bólu. "Moje modlitwy, czyny,
cierpienia mają tylko jeden cel: odkrywać dla wszystkich
tajemnicę szczęścia, które posiadam w pełni, i dawać Boga -
wszystkim i zawsze" - pisała w swoim dzienniczku.
Gdy wojska niemieckie przekroczyły granicę francuską, Marta
Robin dokonała kolejnej ofiary - oddała Bogu wzrok.
Przestała widzieć i aż do śmierci przebywała w półmroku.
Każdy promień światła zadawał jej ogromny ból.
W ciągu 50 lat odwiedziło ją ponad 100 tysięcy osób, które
powierzały jej swoje problemy. Wiele z nich zostało
rozwiązanych. Część gości przeżyła duchową przemianę.
Marta Robin zmarła w wieku 79 lat. W 1986 roku Kościół
rozpoczął jej proces beatyfikacyjny. Badanie jej mistycznego
życia ciągle trwa. Jednak dla wielu już od dawna jest
świętą, która żyła jedynie Eucharystią.
(KUK)
Źródło:
LINK!