ROZDZIAŁ 2
Mówi o różnych sposobach, jakimi Pan rozbudza duszę; są to
łaski niewypowiedzianie wielkie i rzeczy wzniosie, ale dusza
nie powinna się ich lękać.
1. Mogłoby się zdawać, że
daleko odeszliśmy od gołąbki naszej, ale tak nie jest, bo
właśnie te cierpienia, o których mówiliśmy, podnoszą ją do
tym wyższego wzlotu.
Teraz już przystępuję do objaśnienia, jak sobie z nią
poczyna Oblubieniec i jak przed ostatecznym przyjęciem jej
za swoją, uczy ją wpierw pragnąć coraz goręcej łaski tych
boskich zaślubin. Używa do tego sposobów tak nieuchwytnie
duchowych, że ich dusza sama nie rozumie, i ja też, jak
sądzę, nie zdołam wytłumaczyć ich w sposób zrozumiały, chyba
dla takich tylko, którzy sami przez to przechodzili. Są to
porywy miłosne tak subtelne i całkiem wewnętrzne, z samej
głębi duszy wynikające, iż żadnego
nie widzę porównania, które by mogło dać odpowiednie o nich
pojęcie.
2. W niczym one niepodobne do
innych uczuć pobożnych i pociech, na jakie sami z siebie
zdobyć się zdołamy, niepodobne nawet do owych smaków
duchowych, o których wyżej była mowa. Nieraz w chwili, gdy
dusza najmniej się tego spodziewa, gdy zgoła nie myśli o
Bogu, Pan nagle swoją boską mocą ją budzi, jakby jasny
meteor na chwilę się ukazujący, jakby uderzenie gromu, tylko
bez huku żadnego ni łoskotu; dość, że dusza wie i czuje, że
usłyszała wezwanie swego Boga i tak wyraźnie to czuje, że
nieraz, w początkach zwłaszcza, przerażona tym niespodzianym
wezwaniem, drży cała i żali się nawet, choć bólu żadnego nie
doznaje. Wyraźne ma uczucie rany jej zadanej, rany nad wyraz
słodkiej; kto ją zranił i jak, tego nie wie, ale to jasno
widzi, że jest to rzecz niewypowiedzianie kosztowna i droga,
i chciałaby nigdy nie być wyleczona z tej rany. Skarży się w
słowach miłością płonących, wyraźnie nawet usty je
wymawiając Oblubieńcowi swemu, i więcej nad to nic uczynić
nie może; bo choć czuje bliskość Jego, nie raczy jeszcze
objawić jej się w sposób taki, by mogła się cieszyć Jego
widokiem. Jest to wielkie dla niej cierpienie, choć słodkie
przy tym i wdzięczne; chociażby chciała uwolnić się od
niego, nie może, ale nigdy by tego nie chciała. Cierpienie
to nierównie większą rozkosz jej sprawia, niż owe słodkie,
bez żadnego cierpienia, upojenie, które towarzyszy modlitwie
odpocznienia.
3. Wysilam się, siostry, aby
wam wytłumaczyć to działanie miłości, a przecież nie wiem,
jak to wytłumaczyć; bo zdawać się może, że tu zachodzi
sprzeczność, gdy z jednej strony Umiłowany jest razem z
duszą, a z drugiej strony przecież wzywa ją jakoby, aby
poszła do Niego, i to znakiem tak wyraźnym, że żadnej dusza
wątpliwości mieć nie może, i głosem tak przenikającym do jej
umysłu, że niepodobna, aby go nie usłyszała. Snadź
Oblubieniec, z swojego w siódmym mieszkaniu przybytku, nie
chce jeszcze wyraźnymi słowy przemówić, ale sam już głos
Jego (choć jeszcze niezrozumiały) tak potężne wywiera
wrażenie, że wszystka w dalszych mieszkaniach czeladź i
zmysły, i wyobraźnia, i władze umilkną i ruszyć się nie
ważą.
O mocny mój Boże, jakże głębokie są
tajemnice Twoje i jakże niewypowiedzianie różnią się sprawy
ducha Twego od wszystkiego, cokolwiek tu na ziemi widzieć
możemy i zrozumieć, kiedy żadne porównanie z rzeczy
ziemskich wzięte nie zdoła nam wytłumaczyć nawet tej łaski,
tak małej przecież w porównaniu z tymi cudami większych
łask, które Ty w duszach sprawujesz!
4. Głos Oblubieńca w taki
zachwyt tę duszę wprawia, że cała ustaje od żądzy
nieugaszonej, a przecież sama nie wie, o co prosić ma, bo
wyraźnie to czuje, że Bóg jej jest z nią i przy niej obecny.
Ale powiecie, że jeśli to czuje, czegóż więc jeszcze
pragnie, i co jej jeszcze może sprawiać cierpienie, i
jakiego jeszcze większego może chcieć szczęścia? - Nie wiem;
to tylko wiem, że tu cierpi ból jakby przeszywający
wnętrzności i, że Ten, który jej zadał tę ranę, wyciąga z
niej strzałę swoją i odczuwa, że razem z nią i same
wnętrzności wyrywa, tak głęboki jest i przenikający ból
miłości, którego od tej rany doznaje. Przychodzi mi na myśl,
czy to może z ognia tego ogniska przedwiecznie płonącego,
którym jest Bóg mój, iskierka jaka padając na duszę daje jej
bolesne uczucie potęgi tego pożaru, a, że jeszcze jest
niezdolna, by ją pochłonęła całą, pozostawia ją z tym bólem
tak rozkosznym, który jej samym dotknięciem swoim zadała?
Zdaje mi się, że natrafiłam tu na porównanie, nad które nie
zdołałabym wynaleźć trafniejszego. Ból ten tak dziwnie
słodki -, że i na nazwę bólu nie zasługuje - nie zawsze jest
jednakowy; czasem trwa długo, czasem przemija w jednej
chwili, jak się spodoba Panu, bo własnym staraniem, czy jaką
bądź ludzką drogą, wywołać go niepodobna;, ale i wówczas, gdy
dłużej trwa, ból ten to umniejsza się, to zwiększa. Słowem,
nigdy nie pozostaje w jednym stanie i dlatego nigdy nie
pochłania całej duszy, bo w chwili, gdy już zdaje się, że
cała spłonie, iskierka ona gaśnie, pozostawiając w duszy
tylko tęsknotę do ponowienia się tego bólu miłosnego, który
w niej sprawiła.
5. Tutaj już nie ma potrzeby
dochodzić, czy to, co się dzieje w duszy, nie jest skutkiem
przyrodzonego zapędu, melancholii, sprawy diabelskiej lub
przywidzenia; jasno i widocznie rzecz tu mówi sama za siebie
i żadnej tu nie może być o tym wątpliwości, że ten zapal
miłości pochodzi z owych wiecznie niezmiennych przybytków,
kędy Pan mieszka. Sam też sposób działania tej łaski nie
taki jest, jaki bywa na innych stopniach modlitwy, kiedy
sama wielkość rozkosznego upojenia może dać powód do
wątpliwości. Tutaj wszystkie zmysły i władze żadnego nie
doznają upojenia; zdumione, ale przytomne i spokojne, patrzą
tylko, co to się dzieje, nie przeszkadzając duszy w jej
złączeniu z Oblubieńcom, ani też, jak sądzę, niezdolne
zwiększyć w czymkolwiek albo oddalić tego jej bólu
rozkosznego.
Komu Pan użycza tej łaski (a czytając to, każdy może się
przekonać, czy ją otrzymał, czy nie), temu też tyle zarazem
innych łask daje, że nie ma co się obawiać, czy nie ulega
złudzeniu. Tego tylko niechaj się lęka, by doznawszy tak
wielkiej łaski, nie okazał się niewdzięczny. Niech z
wszystkich sił swoich stara się służyć Panu i życie swoje
coraz bardziej odmieniać na lepsze, a wtedy zobaczy, jak
daleko ta łaska go zawiedzie i jak za wierne jej użycie
otrzyma coraz więcej. Chociaż ta jedna już starczy za
wszystko. Znam jedną duszę, która, dostąpiwszy tej łaski,
przez cały szereg lat żadnych więcej nie otrzymywała;, ale ta
jedna takim ją napełnia uszczęśliwieniem, że chociażby jej
przyszło niezliczone lata służyć Panu w nieustających
cierpieniach, samo posiadanie tej jednej łaski poczytywałaby
sobie za przeobfitą zapłatę. Chwała i dziękczynienie Jemu na
wieki wieczne, amen.
6. Ale, zapytacie może,
dlaczego w tym stanie większe jest bezpieczeństwo od zdrad
złego ducha niż w innym? - Zdaje mi się, że te są przyczyny:
Naprzód, nigdy chyba zły duch nie może sprawić takiego, jak
ten, słodkiego bólu; może oszukiwać pozorem udanych pociech
i rozkoszy, rzekomo duchowych, ale nie może z bólem takim
połączyć spokoju i wesela duszy. Moc jego nie sięga dalej
poza zewnętrzną powierzchnię duszy, a cierpienia, jeśli
kiedy od niego pochodzą, nigdy, sądzę, nie będą słodkie i
spokojne, jeno pełne niepokoju i wewnętrznej rozterki. Po
wtóre, rozkoszna owa nawałnica z innej sfery przychodzi niż
ta, nad którą on ma panowanie. Po trzecie na koniec, nie
mogą być sprawą złego ducha wielkie korzyści, jakie dusza z
tego cierpienia odnosi, jako to: wola, każdej chwili gotowa
do cierpienia dla miłości Boga, pragnienie coraz większych
utrapień i krzyżów, stanowczość w uchylaniu się od
przyjemności ziemskich i rozmów światowych i inne tym
podobne.
7. Rzecz jasna, że ból ten
nie może być przywidzeniem; jakkolwiek by która o to się
starała, nie zdoła nigdy sama z (s.338) siebie wywołać
czegoś podobnego; a ból ten, gdy Pan go ześle, tak jest
dotykalny i oczywisty, że jest niemożliwe, by było w tym
jakie przywidzenie (urojenie rzeczy nie istniejącej) albo,
by kto cierpi ten ból, mógł wątpić o tym, że istotnie go
cierpi. Która by zaś po takim przejściu miała jaką
wątpliwość, to niech będzie pewna, że to nie były owe
nawałności, bo te z taką siłą dają się uczuć duszy, jak gdy
komu w uszach zabrzmi jaki głos potężny. Na koniec, żeby te
zachwyty miłosne pochodziły z melancholii, jest to zarzut
tak widocznie niedorzeczny, że nie warto go i zbijać.
Melancholia dziwadła swoje wyrabia i tworzy w samej tylko
wyobraźni;
te porywy, przeciwnie, rodzą się w najgłębszym wnętrzu
duszy.
Nie przeczę, że mogę się mylić;, ale póki z ust ludzi
znających się na rzeczy nie usłyszę
racji mocniej przekonywających, dopóty pozostanę przy swoim
zdaniu. Znam jedną, która wciąż i we wszystkim lękała się
nad miarę, by snadź w łaskach, jakie otrzymywała, nie było
złudzenia diabelskiego, a jednak co do tej łaski nigdy
najmniejszej obawy nie miała i chociażby nawet chciała, nie
zdołałaby podobnej obawy do siebie przypuścić.
8. Są i inne jeszcze sposoby,
których Pan używa na rozbudzenie duszy. Zdarza się, że w
chwili, gdy dusza modli się ustnie tylko i prawie nie myśli
o rzeczach wewnętrznych, znienacka ogarnia ją i przenika
jakby płomień rozkoszny i zarazem całe je wnętrze napełnia
się jakby wonią jakąś niewypowiedzianie słodką, a tak silną,
że udziela się wszystkim zmysłom i na wskroś ją przejmuje.
Nie mówię, żeby to była woń rzeczywista; używam tylko
porównania, przez które to tylko chcę powiedzieć, że jest to
coś, co wyraźnie oznajmia duszy obecność Oblubieńca i
wznieca w niej najsłodsze pożądanie cieszenia się obecnością
Jego i wylania się przed Nim w żarliwych aktach miłości i
dziękczynienia. Łaska ta z tego samego źródła pochodzi, z
którego płyną i owe zapały miłosne, o których mówiłam;, ale
bólu tu nie ma żadnego i sama tęsknota do posiadania Boga i
cieszenia się obecnością Jego nie sprawia cierpienia; tak
przynajmniej bywa najczęściej. I tutaj również nie ma się
czego lękać z tych samych, jakie wyżej wymieniłam, powodów;
niech więc o to tylko się troszczy, aby łaskę przyjęła i
godne za nią dzięki czyniła.
ROZDZIAŁ 3
Mówi o tym samym w dalszym ciągu: w
jaki sposób Bóg, gdy Mu się spodoba, mówi do duszy, i jak
dusza wobec tej łaski zachować się powinna. - Znaki ku
rozpoznaniu, czy nie zachodzi w tym wypadku jakie złudzenie.
- Przestrogi wielce pożyteczne.
1. Jest inny jeszcze sposób,
którym Bóg rozbudza duszę. Łaska to na pozór wyższa od
poprzednich, ale większe w niej może zachodzić
niebezpieczeństwo, i dlatego nieco dłużej tu nad nią się
zatrzymam. Są to pewne mowy i słowa, które w rozmaity sposób
dają się słyszeć duszy. Czasem słowa te dochodzą do niej
jakby z zewnątrz, czasem znowu z samego jej wnętrza; czasem
brzmią one w samej tylko najwyższej części, czasem znowu tak
się dobitnie na sposób mowy wyraźnie rozlegają, iż słyszy je
uszami. Nieraz i często nawet może to być urojenie,
zwłaszcza u osób chorobliwej wyobraźni albo wyraźnie
podlegających melancholii.
2. Z takimi, zdaniem moim, nie należy zważać na to,
co mówią, jakkolwiek by upewniały, że widzą i słyszą, i
czują;, ale nie należy także straszyć ich diabłem,
przypisując jemu te ich przywidzenia. Trzeba ich spokojnie
wysłuchać i obchodzić się z nimi, jak z chorymi; a
przełożona czy spowiednik, gdy która takie przed nimi rzeczy
wyznaje, niech jej tylko zalecą, by na nie uwagi nie
zwracała, bo widzenia i objawienia nie są koniecznym ani
głównym do służby Bożej warunkiem. Niech ją ostrzegą, że
niejedną już diabeł tym sposobem oszukał i zawiódł na
bezdroża, dodając jednak, aby jej zbytnio nie zasmucić, że
jej, da Pan Bóg, nie spotka to nieszczęście, byleby tylko
panowała nad sobą. Gdyby jej wprost oznajmiono, że rzekome
widzenia jej są tylko wytworem melancholii, nic by to nie
pomogło i nigdy by się nie uspokoiła, bo tak jest pewna, że
istotnie widziała i słyszała to, co opowiada, że gotowa jest
na to przysiąc.
3. Należy jednak takiej, choć
z wszelką oględnością, zakazać do czasu rozmyślania i na
wszelki sposób starać się przywieść ją do tego, by na te
widzenia swoje, ile możności, zupełnie nie zważała. Diabeł
bowiem umie i zwykł korzystać z chorobliwego usposobienia
takich dusz słabych i chociażby nie zdołał zaszkodzić im
samym, szkodzi przez nie drugim. Dlatego też każda, nie
tylko chora, ale i zdrowa, słusznie się takich
nadzwyczajności obawiać powinna, dopóki nie nabędzie jasnego
poznania działań ducha Bożego. W początkach więc, twierdzę
to bez wahania, zawsze będzie najlepiej sprzeciwiać się tym
niezwykłym objawom i tłumić je w sobie ile możności. Jeśli
one pochodzą od Boga, takie odrzucanie ich przez pokorne
uznanie swej niegodności będzie tym dzielniejszą dla duszy
pomocą do postępu w dobrym. Przy tym te łaski, im
ściślejszej będą poddane próbie, tym bardziej się będę
wzmagały. Tak jest niezawodnie, ale z tego nie wynika, by
należało duszę w takim stanie zbytnio udręczać, skoro sama
czyni, co może i prawdziwie więcej uczynić nie może.
4. Wracam do tych słów
wewnętrznych, o których zaczęłam mówić. W którymkolwiek ze
sposobów wyżej wymienionych słyszy je dusza, mogą one
zarówno pochodzić bądź od Boga, bądź od czarta, bądź też z
wyobraźni. Wskażę tu, o ile przy pomocy Bożej potrafię,
znaki, po których można rozpoznać to różne ich pochodzenie i
kiedy te mowy wewnętrzne mogą grozić niebezpieczeństwem. Nie
będzie to, jak sądzę, rzeczą bez pożytku, bo wiele jest
dusz, oddających się modlitwie wewnętrznej, które takie
słowa słyszą, i nie chciałabym, byście sądziły, siostry, że
czynicie co złego, gdy podobnym objawom wiary odmawiacie,
tak samo jak nie ma grzechu w tym, gdy kto w nie wierzy. Gdy
słowa te mają na celu tylko pociechę waszą albo ostrzeżenie
was o błędach waszych, ktokolwiek by je mówił, a choćby i
były tylko przywidzeniem wyobraźni, wszystko to jedno,
skutek z nich zawsze może być dobry. To jedno tylko dobrze
sobie zapiszcie w sercu i w pamięci: choćby te słowa
rzeczywiście i niezawodnie były od Boga, nie dowodzi to
bynajmniej, byście wy były dobre i lepsze od drugich; Bóg i
do faryzeuszów mówił, i to często, a przecież pozostali
faryzeuszami. Całe dobro na tym tu polega, by z tego odnieść
prawdziwy pożytek. Każde słowo, niezupełnie zgodne z Pismem
św. odrzućcie od siebie, jako pochodzące od szatana, bo
chociażby było tylko z chorobliwej wyobraźni, jest zawsze
pokusą przeciw wierze, którą potrzeba odrzucić, co nie
będzie rzeczą trudną, gdyż pokusy takie nie mają wielkiej
siły.
5. Skądkolwiek słowa słyszane
pochodzą, czy z wewnątrz duszy, czy z jej wyższej części,
czy z zewnątrz, nie stanowi to różnicy; w każdym z tych
różnych sposobów może być głos Boży. Czy zaś istotnie
pochodzi od Niego, są na to pewne znaki, z których tu
przytoczę niektóre, zdaniem moim najpewniejsze: Pierwszym i
nad inne pewniejszym jest wszechwładna potęga i siła, jaką
słowo Boże w sobie zawiera, staje się więc nie tylko słowem,
ale i czynem. Objaśnię to bliżej. Weźmy na przykład duszę
udręczoną do najwyższego stopnia strapieniem wewnętrznym, o
którym wyżej mówiłam, i zaciemnieniem rozumu i oschłością
ducha. Otóż, od jednego takiego słowa, od jednego: nie smuć
się, które w sobie usłyszy, natychmiast odzyskuje spokój,
pocieszenie i jasne oświecenie wewnętrzne. Znika od razu
wszystko strapienie, kiedy przed chwilą jeszcze zdawało jej
się, że wszystek świat i wszyscy uczeni i teologowie, choćby
się razem zebrali i wspólnymi siłami zdobywali się na
przekonywające dla uspokojenia jej dowodzenia, nie zdołaliby
zdjąć jej z serca tego ciężaru. Albo innym razem dusza ta
będzie pogrążona w smutku i miotana trwogą, bo spowiednik
czy kto nastraszył ją, że to, co w niej się dzieje, jest
sprawą ducha złego. A oto jedno takie słowo: Jam jest, nie
bój się, rozpędza owe strachy bez śladu i niewypowiedziana
pociecha napełnia ją całą i tak jasno widzi to i czuje, że
Pan jest, że Jego duch, a nie duch ciemności, w niej działa,
iż nikt już nie dokazałby tego, by najmniejsza wątpliwość tę
pewność jej zachwiała. Albo jeszcze, ciężki ma frasunek z
powodu ważnej jakiej sprawy, którą podjęła, a której
załatwieniu stają na drodze trudności i przeciwieństwa; aż
oto otrzymuje zapewnienie, że wszystko pójdzie dobrze, i w
tejże chwili niepokój jej znika i miejsce jego zajmuje
niezachwiana otucha. Podobnych przykładów mogłabym wiele
jeszcze przytoczyć.
6. Drugim znakiem jest wielki
spokój, jaki słowo, od Boga pochodzące pozostawia w duszy,
pobożne skupienie i radosna gotowość od oddawania chwały
Panu. O Panie! Jeśli już jedno słowo, przyniesione od Ciebie
przez sługę i posła Twego (bo jak słyszałam, nie Pan sam,
przynajmniej w tym mieszkaniu, je mówi, tylko jeden z
aniołów) - taką ma siłę, jakiż dopiero będzie skutek, gdy Ty
sam je powiesz duszy złączonej z Tobą miłością?
7. Trzeci znak jest ten, że
słowa, pochodzące od Boga, nie tak prędko uchodzą z pamięci,
jak to bywa ze słowami, które tu na ziemi słyszymy od ludzi.
Słowa ludzkie bowiem, jakkolwiek by to byli ludzie poważni i
uczeni, nie tak prędko pozostają wyryte w pamięci, ani też,
gdy nam przepowiadają rzeczy przyszłe, takiej wiary do nich
nie przywiązujemy. Kto usłyszał słowo, pochodzące od Boga,
pamięta je bardzo długo albo i nigdy go nie zapomni; jeśli
zaś to słowo oznajmia coś, co się ma stać w przyszłości,
wierzy w nie z pewnością niezachwianą. W rozumie wprawdzie,
gdy chodzi o rzecz jaką, na pozór niepodobną, mogą niekiedy
powstawać wątpliwości i wahanie się, czy tak się stanie, ale
w głębi duszy, wbrew wszelkim nieprawdopodobieństwom i
przeciwnym pozorom, pozostaje pewność niewzruszona. I
chociażby się zdawało, że wszystko idzie na opak i, że zanosi
się na wynik wręcz przeciwny temu, który jej był
zapowiedziany, i chociażby całe lata upłynęły między
obietnicą, którą słyszała, a spełnieniem jej, ona przecież
nie traci otuchy i ufa, że Bóg na wykonanie tego, co
postanowił, znajdzie sposoby, o których ludzie nie wiedzą i
w końcu stanie się tak, jak On chce. Nie znaczy to jednak,
jak mówiłam, by dusza nie cierpiała na widok tylu
przeciwieństw i przeszkód. Czas powoli zaciera pierwszą
żywość wrażenia, jakiego doznała, gdy usłyszała owo słowo;
wówczas czuła w sobie całą potęgą działania jego i pewność
niezawodną, że ono pochodzi od Boga; teraz, gdy dłuższy czas
upłynął, zakradają się jej do serca wątpliwości, czy to, co
słyszała, nie było sprawą złego ducha
albo urojeniem wyobraźni. W chwili jednak, gdy słyszy to
słowo, wątpliwości takie są rzeczą wprost niemożebną i dusza
gotowa by i śmierć ponieść na stwierdzenie tej prawdy, że
Bóg do niej mówi. Snadź diabeł sam wznieca w niej te
wątpliwości dla udręczenia jej i odebrania jej odwagi,
zwłaszcza gdy chodzi o jaką sprawę, z której ma wyniknąć
wielki pożytek dla dusz, albo która ma się przyczynić do
znacznego rozszerzenia służby Bożej. Czegóż on wtedy nie
uczyni? Nie mogąc szkodzić jej inaczej, stara się
przynajmniej wiarę w duszy osłabić, a i to już niemały mu
zysk przynosi, bo wielka to szkoda dla duszy, gdy zachwieje
się w niej wiara w potęgę i wszechmocność Boga, iż mocen
jest zdziałać rzeczy, których żaden rozum ludzki nie pojmie.
8. Lecz pomimo wszystkich
tych walk, które miotają duszą, i choć zawsze się znajdzie
ktoś (choćby i spowiednik, przed którym ona te rzeczy
wyznaje), co słowa te, które słyszała, za niedorzeczne
osądzi, i chociaż mnożące się niepowodzenia zdają się
zapowiadać, że obietnice się nie spełnią, zawsze jednak na
dnie duszy pozostaje iskierka pewności tak żywa, iż choćby
wszystkie inne nadzieje zawiodły, tej pewności, nawet gdyby
chciała, stłumić w sobie nie zdoła. Aż w końcu - jak mówiłam
- słowo Pańskie się spełnia i taka wtedy duszę przenika
radość i uszczęśliwienie, iż chciałaby tylko wciąż chwalić
Boski Majestat Jego, i to nie tyle dla pomyślnego skutku
samej sprawy, choć bardzo go pragnęła, ile raczej dlatego,
że spełniło się to, co Pan jej przepowiedział.
9. Nie wiem, jak to się
dzieje, że dusza z takim gorącym pożądaniem pragnie, by
słowa te okazały się prawdziwe. Nie sądzę, by ją tyle
bolało, gdyby ją samą schwytano na kłamstwie, ile by
cierpiała nad tym, gdyby one słowa się nie sprawdziły. A
przecież sprawdzenie się ich nie od niej zależy; objawiając
je drugim, powtórzyła tylko, co sama słyszała i powiedziała
to, co jej było powiedziane. Znam jedną duszę, której po
niezliczone razy, gdy zostawała w takim zawieszeniu,
przychodziła na myśl historia Jonasza proroka i obawa jego,
by zlecona mu przepowiednia o upadku Niniwy nie pozostała
bez skutku. Dlatego więc, że słowa te pochodzą od ducha
Bożego, wzrasta w duszy pragnienie, by one nie wydały się
omylne, bo Ten, który je wyrzekł jest prawdą najwyższą. Stąd
owa wielka radość duszy, gdy wreszcie, po długich
trudnościach i zawiłościach, ujrzy szczęśliwe rzeczy
obiecanej spełnienie. I chociażby skutkiem tego najcięższe
miały przyjść utrapienia, woli raczej je wycierpieć, niżby
to, co wie z pewnością, że Pan jej oznajmił, miało się nie
sprawdzić. Może nie wszyscy zresztą podlegają tej ułomności,
jeśli to może zwać się ułomnością; co do mnie, nie śmiałabym
jej ganić i widzieć w niej co złego.
10. Gdy słowa słyszane pochodzą z wyobraźni, nie ma w
nich żadnej z wymienionych cech, znamionujących słowo od
Boga: ani tej pewności, ani tego pokoju, ani tej pociechy
wewnętrznej, jakie z niego się rodzą. Może się zdarzyć i
znam takie dusze, którym to istotnie się zdarzało, że
głęboko pogrążone w modlitwie odpocznienia i snu duchowego,
skutkiem słabej swej kompleksji, chorobliwej wyobraźni czy
nie wiem jakiej innej przyczyny, tak wychodzą z siebie, że
nie czują zgoła wrażeń rzeczy zewnętrznych, i zmysły
wszystkie w takim są uśpieniu, jak u człowieka śpiącego, a
może i rzeczywiście śpią. Wyobrażają sobie wtedy, że słyszą
słowa albo widzą widzenia jakby we śnie, i sądzą, że są to
słowa albo widzenia od Boga; i tyleż z tego skutku, ile, gdy
komu co się przyśni. Może i to być, że gorąco i z wielkim
afektem prosząc Pana o jaką łaskę, dusza wyobrazi sobie, że
słyszy odpowiedź Jego przychylną. Kto jednak z własnego
doświadczenia poznał już sposób i charakter słów,
pochodzących od Boga, nie da się wprowadzić w błąd urojeniom
wyobraźni.
11. Większe grozi
niebezpieczeństwo złudzenia za sprawą złego ducha.
Ale jeśli słowa, które słyszysz, noszą na sobie wspomniane wyżej
znamiona,
z zupełną pewnością możesz polegać na tym, że są one od Boga.
Wszakże gdy
chodzi o rzecz ważną, o sprawę jaką, którą sama masz podjąć albo
która dotyczy
osób trzecich, nie bądź tak pewna siebie, byś miała przystąpić do
rzeczy pierwej,
nim zasięgniesz zdania uczonego i roztropnego spowiednika. Bez
upoważnienia jego
nie powinnaś nic zaczynać, chociażbyś ciągle i coraz wyraźniej głos
on słyszała, choćby
dla ciebie było rzeczą jasną jak słońce, że to Bóg mówi. Pan sam
tego żąda i takiego postępowania nie tylko nie mamy poczytywać sobie
za ociąganie się, ale przeciwnie,
mamy być pewne, że wtedy właśnie najlepiej spełniamy jego zlecenie.
Wszak On
sam nakazał, byśmy spowiednika uważały za zastępcę Jego, który nas
upewnia,
czy to, co słyszałyśmy, było istotnie słowem Jego. Ta pewność będzie
nam dodawała
odwagi, zwłaszcza gdy sprawa, o którą chodzi, z wielkimi połączona
jest trudnościami.
A Pan i spowiednika natchnąć potrafi, gdy zechce, i sprawić to, że
uwierzy i uzna w tych słowach działanie ducha Jego. Gdyby zaś w
danym razie nie zechciał tego uczynić, będzie to dla ciebie znak, że
uczyniwszy, co do ciebie należało, do niczego więcej nie jesteś
zobowiązana. Trzymać się innej drogi niż tej, którą tu wskazuję, iść
w takiej rzeczy za własnym zdaniem i rozumieniem swoim, jest to w
moim przekonaniu zuchwałość
w najwyższym stopniu niebezpieczna. Ostrzegam was też, siostry, i w
imieniu
Pana proszę, by podobna zuchwałość nigdy w żadnej z was nie
powstała.
12. Innym jeszcze sposobem,
bardzo bezpiecznym i pewnym, jak sądzę.
Bóg może mówić do duszy, to jest przez widzenie umysłowe, jak to
zaraz
objaśnię. Dzieje się to w najgłębszym wnętrzu duszy. Dusza wyraźnie
słyszy
słuchem wewnętrznym Pana do niej mówiącego. A w takiej ta mowa Jego
dochodzi
ją tajemnicy, że sam już ten sposób i cudowne działanie tego
widzenia dają jej niewątpliwą rękojmię i pewność, iż diabeł tu
żadnego nie może mieć przystępu. Przedziwne skutki, jakie w niej to
widzenie pozostawia, jeszcze ją mocniej upewniają, że słowa, które
słyszała, były od Boga. Jest zupełnie przekonana, że nie pochodziły
one z wyobraźni, o czym zresztą każdy w podobnych zdarzeniach przy
pewnym zastanowieniu przekonać się może, biorąc pod uwagę
następujące racje. Najpierw, wielka zachodzi różnica między mową od
Boga a mową urojoną w wyobraźni, pod względem jasności. Gdy Bóg
mówi, słowa Jego tak są wyraźne i jasne, że każda zgłoska
niezatarcie utkwi w pamięci i chociażby sens był
ten sam, sposób wyrażenia rzeczy jest zupełnie inny. W urojeniach
wyobraźni,
przeciwnie, mowa nie jest tak jasna ani słowa tak dobitne; brzmią
one
raczej jakby niewyraźne dźwięki, słyszane w stanie na wpół sennym.
13. Po wtóre, dają zrozumieć
te słowa takie rzeczy, których dusza
zupełnie nie miała na myśli. Często przychodzą całkiem znienacka
albo
w ciągu rozmowy z drugimi - i choć nieraz odpowiadają na myśl, która
chwilowo
przeszła przez głowę albo która dawniej duszę zajmowała -
najczęściej jednak mówią
o rzeczach, o których nigdy się duszy ani marzyło. Niepodobna więc,
by wyobraźnia takie mowy tworzyła, by dusza ulegając jej złudzeniom
mogła sobie uroić rzeczy, których
nigdy ani nie pragnęła, ani ich nie szukała, ani nawet o nich nie
wiedziała.
14. Po trzecie, gdy Bóg mówi,
dusza nic sama nie tworzy, tylko słucha;
przeciwnie, przysłuchując się słowom urojonym w wyobraźni, podobna
jest
do człowieka, który sam sobie w myśli układa, co chce, aby mu kto
powiedział.
15. Po czwarte, różna bardzo
jest tej dwojakiej mowy treść
i siła; w mowie Bożej jedno słowo daje naraz zrozumienie wielu
rzeczy,
których rozum ludzki nie zdołałby tak w jednej chwili objąć i
wyrazić.
16. Po piąte na koniec, głos
od Boga pochodzący, oprócz słów
mówi czasem milcząco i wyraża nieraz w sposób, którego określić
nie zdołam, dużo więcej niż się zawiera w samym jego brzmieniu.
O tym sposobie słyszenia bez słów na innym miejscu obszerniej
mówić będę; jest tu za co chwalić i uwielbiać Pana, taka to dziwna
tajemnica Boskiej łaskawości Jego. Wiem o niejednej duszy, które co
do tych różnych rodzajów i sposobów mowy wewnętrznej wielkie miewały
wątpliwości (zwłaszcza jedna, która przez to przechodziła, a jest
ich więcej)
i nie mogą ich zrozumieć. Osoba owa dostępując bardzo często tej
łaski od
Pana, z wielką pilnością nad nią się zastanawiała. Główną i
największą wątpliwość
w pierwszych początkach miała tę, czy głos i słowa, które słyszy nie
są prostym
tylko urojeniem wyobraźni. Złudzenia diabelskie łatwiej jest
rozpoznać, bo jakkolwiek
za pomocą subtelnej przebiegłości swojej duch zły umie się
przebierać w anioła światłości, nie potrafi tu jednak dokonać nic
więcej, tylko to, że podrabia mowę Bożą w słowach tak jasnych i
wyraźnych, że słysząc je, niepodobna wątpić o tym, że się je
słyszało i rozumiało prawie tak, jak kiedy mówi duch prawdy. Lecz
nigdy nie zdoła podrobić owych skutków przedziwnych, które, jak
opisałam wyżej, słowo od Boga sprawuje. Nie da duszy ani
owego pokoju, ani wewnętrznego oświecenia, raczej sprawi w niej
niepokój i zamieszanie. Ostatecznie jednak szkoda, jaką wyrządzić
może, będzie nieznaczna albo i żadna,
jeśli jeno dusza ma pokorę i wiernie trzyma się tej zasady, którą
wyżej zaleciłam,
że choćby coś wyraźnie słyszała, nigdy nie powinna zabierać się do
działania bez upoważnienia odpowiednich osób.
17. Jeśli kiedy usłyszysz w
sobie słowa tchnące szczególną na ciebie
łaskawością, pełne pociech rozkosznych i pieszczot duchowych, dobrze
uważaj na siebie, czy nie zaczynasz mieć o sobie wyższego
rozumienia.
Im czulej brzmią te słowa, a ty nie czujesz w sobie tym głębszego
zawstydzenia, bądź pewna, że słowa te nie pochodzą z ducha Bożego.
Bo jest to prawda niezawodna, że gdy mowa taka jest od Boga, dusza,
im większą Pan jej łaskawość okazuje, tym szczerzej gardzi sobą, tym
żywiej pamięta na grzechy swoje i tym goręcej, bez względu na własny
pożytek, wszystką wolę, pamięć i wszystkie władze swoje pragnie
poświęcić
na cześć i chwałę Boga. Za nic ma wszystko, cokolwiek mogła uczynić
dobrego,
lęka się wielce, aby w czymkolwiek nie rozminęła się z wolą Bożą,
mocniejsze ma przekonanie, że niegodna jest takich łask, że
zasłużyła tylko na piekło. Jeśli dary i łaski użyczane ci na
modlitwie, chociażby były wielkie, nadzwyczajne i liczne, takie w
tobie
skutki sprawują, nie bój się, ale ufaj w miłosierdziu Pana, który
wierny jest
i nie dopuści tego, by diabeł cię oszukał; chociaż i z taką ufnością
zawsze jest dobrze chodzić w świętej bojaźni Bożej.
18. Kogo Pan nie prowadzi tą drogą, temu może się zdawać, że
te dusze mogłyby się uchronić niebezpieczeństw, jakie na tej drodze
im grożą; mogłyby przecież nie słuchać tych słów, jeśli dochodzą ich
z zewnątrz, albo jeśli to są słowa wewnętrzne, odwrócić od nich
uwagę.
Nie mogłyby, odpowiadam, jest to zupełne niepodobieństwo. Nie mówię
o takich słowach, które człowiek sam wyobraża sobie, że słyszy.
Takie bowiem urojenia wyobraźni, zwłaszcza gdy słowa te nie tyczą
jakiej rzeczy, mającej szczególną wagę dla słyszącego, dlatego, że
ich pragnie - każdy, kto chce, może puścić mimo siebie i na nic nie
zważać. Ale do kogo Bóg mówi, ten nie może nie słyszeć albo myśleć o
czym innym. Ten bowiem, który mocen był rozkazać słońcu - na prośbę
Jozuego, jeśli dobrze pamiętam - aby stanęło, mocen jest kazać
stanąć i władzom duszy i wszystkiemu jej wnętrzu. Nie masz takiej
siły, która by zdołała uchylić się od tego rozkazu. Jasno po tym
dusza poznaje, że inny jest i większy od niej Pan, który włada tą
twierdzą jej, a poznanie to pobudza ją do czci i najgłębszej pokory.
Niechże On w Boskiej dobroci swojej użycza nam łaski, abyśmy umiały,
jak mówiłam, patrzeć tylko tego, co się jemu podoba, a o sobie
samych zupełnie zapomnieć, amen.
Obym była zdołała jasno wyłożyć to, co objaśnić zamierzałam, aby
stąd dla
dusz, którym Pan użycza tej łaski, była jaka pożyteczna rada i
wskazówka.
cdn...
|