WIELCY LUDZIE

MIESZKANIE CZWARTE
(CZĘŚĆ 6)
LINK! DO CZĘŚCI 5
LINK! DO CZĘŚCI 7

ROZDZIAŁ 2

Mówi o tym samym w dalszym ciągu i objaśnia za pomocą porównania, co to są smaki nadprzyrodzone i jak mamy się sposobić do ich otrzymania, o nie się nie ubiegając.

1. O Boże wielki, gdzież to ja się zapędziłam! Zapomniałam już, o czym zaczęłam była mówić, a to z powodu interesów i słabego zdrowia mojego, które mię odrywają od pisania właśnie w czasie do tego najsposobniejszym. Z taką złą, jak moja, pamięcią i w niemożności odczytania tego, co napisałam, pewno całe to pisanie moje będzie bez związku ni ładu. Ale choć w tym, co mówię, żadnego może nie będzie porządku, zawsze słowa moje będą wyrazem tego, co rozumiem i czuję. Mówiłam, zdaje mi się, o pociechach duchowych, jak nieraz wikłają się z zapędem namiętności, skutkiem czego sprawują niejakie wzburzenie wewnętrzne, wywołują jęki i łkania, i szlochania, a nawet, jak mnie o tym upewniali doświadczeni, doznaje się w tym stanie ucisku w piersiach lub podlega się mimowolnym podrzucaniem i targaniem, których powstrzymać nie można i taka jest siła wewnętrznego nacisku, że nieraz krew się rzuca nosem i inne tym podobne objawiają się dotkliwe przypadłości. Ja o tym nic powiedzieć nie mogę, bo sama przez to nie przechodziłam; sądzę jednak, że i w takich rzeczach musi być jakaś pociecha, skoro wszystko tu - jak mówiłam - dąży do pragnienia spodobania się Bogu i cieszenia się boską obecnością Jego.

2. Ale te "smaki Boże", o których mówię obecnie, albo jak je na innym miejscu nazwałam "modlitwa odpocznienia" - jest to zupełnie co innego, jak o tym wiedzą te spomiędzy was, które z miłosierdzia Boga tych smaków zakosztowały. Postarajmy się zrozumieć to lepiej za pomocą porównania: weźmy na przykład dwa zdroje z dwoma zbiornikami, do których spływa woda. Na objaśnienie niektórych rzeczy duchowych zapewne dlatego, że mało mam nauki i małe zdolności, nie znam drugiego tak odpowiedniego porównania, jak podobieństwo wody. Szczególnie też mam do tego żywiołu upodobanie i pilniej niż nad innymi rzeczami nad nim się zastanawiałam. Choć i w każdej innej rzeczy, tym samym, że ją stworzył Bóg tak wielki i tak nieskończenie mądry, muszą się zawierać niezliczone tajemnice, z których rozważania możemy odnieść dla siebie pożytek, jak to i czynią ci, którzy mają zrozumienie tych rzeczy, to z drugiej strony mam to przekonanie, że w każdym najmniejszym stworzeniu Bożym, choćby to była tylko drobna mrówka, więcej ukrywa się dziwów, niż rozum pojąć zdoła.

3. Wracając tedy do naszego porównania, dwa one zbiorniki oba się napełniają wodą, ale każdy w sposób odmienny: do jednego spływa woda więcej z daleka, za pomocą różnych sztucznych wodociągów, drugi umieszczony w samymże miejscu, skąd wytryska woda, napełnia się od razu, bez żadnego szumu. A jeśli zdrój jest obfity, jaki jest ten, który mam na myśli, tedy napełniwszy zbiornik, spływa z niego wielkim strumieniem, który, nie potrzebując żadnych wodociągów ani pomocy ręki ludzkiej, sam z siebie nieustannie i coraz dalej wody nim płynące roznosi. W tym więc cała różnica.

Woda płynąca za pomocą wodociągów są to, wedle rozumienia mego, te "pociechy" na rozmyślaniu powstające, których nabywamy przez rozważanie rzeczy stworzonych i przez pracę umysłu naszego, za czym woda ona, jeśli wreszcie, jak mówiłam, spłynie na duszę i sprawi w niej jaki pożytek, spływa z szumem, bo ostatecznie my sami własnym staraniem naszym ją sprowadzamy.

4. Tamta druga woda przeciwnie, tryska do duszy z samegoż zdroju, którym jest Bóg. Stąd to, gdy spodoba się Boskiej dobroci Jego użyczyć nam tej łaski nadprzyrodzonej, działanie Jego sprawuje w nas te smaki z niewypowiedzianym pokojem, cichością i słodkością, które przenikają aż do dna istności naszej. Jak i czym się to dzieje, tego nie wiem;, ale ta pociecha i słodkość nie daje się uczuć - jak to bywa z pociechami tej ziemi - w sercu, przynajmniej z początku; potem dopiero całe je napełnia, za czym ta woda rozlewa się i nurtuje po wszystkich mieszkaniach, po wszystkich władzach duszy, aż w końcu dochodzi i do ciała. Dlatego mówiłam, że te smaki poczynają się w Bogu, a kończą się w nas; i rzecz pewna, jak się o tym przekona każdy, kto doświadczy, że i zewnętrzny człowiek cały cieszy się tym smakiem i tą słodkością.

5. Pisząc te słowa, zastanawiałam się nad tym, co w onym wierszu: Dilatasti cor meum, Prorok mówi, że Bóg rozszerzył serce jego. Jakoż nie sądzę - jak już mówiłam - by to ,,rozszerzenie", ten smak duchowy brał początek swój z serca; poczyna się on z czegoś bardziej wewnętrznego, z jakiejś ukrytej głębi; musi to chyba być sam środek i rdzeń duszy, jak to później zrozumiałam i jak o tym w dalszym ciągu mówić będę. Zaprawdę, takie się w nas ukrywają tajemnice, że częstokroć, gdy którą z nich ujrzę, zdumienie mię ogarnia, a ileż ich więcej musi być, których nie dojrzę!

O, Panie mój i Boże mój, jakże nieogarnione są wielmożności Twoje! A my na tej ziemi, ciemni i nieświadomi jak prostacze pastuszki wyobrażamy sobie, że zdołamy choćby w cząstce jakiej je zgłębić. Wszystka o Tobie wiedza i poznanie nasze tyle znaczy, co nic, kiedy w nas samych takie są głębokie tajemnice, których dociec nie potrafimy. Tyle co nic, mówię, w porównaniu z tym mnóstwem tajemnic i doskonałości, które są w Tobie; bo niemniej przeto wielkie są i niezmierzone już i te wielmożności Twoje, które umysł nasz, przez rozważanie dzieł Twoich, dojrzeć i poznać zdoła.

6. Wracam do przytoczonego wyżej wiersza: dobrze on sam, zdaniem moim, może posłużyć do objaśnienia tego nadprzyrodzonego napełnienia się zbiornika duszy. Woda ta niebieska, gdy zacznie płynąć z tego źródła, o którym mówiłam, to jest z głębi jestestwa naszego, rozszerza się coraz dalej rozprzestrzeniając całe wnętrze nasze, i sprowadza za sobą pewne dobra, na określenie których nie ma wyrazu, ani też dusza sama nie zdoła pojąć tego, co jej się udziela w onej chwili błogosławionej. Czuje w sobie
nieopisaną jakąś słodką wonność, jak gdyby tam w głębi jej tliło się ognisko, z którego się wznosi wonny dym położonego na nim kadzidła; nie widzi ani ognia, ani światła, ani gdzie ono jest;, ale ciepło i wonność dymu z ogniska wychodzącego przenika ją całą, a częstokroć - jak mówiłam - i samoż ciało uczestniczy w tej rozkoszy. Zważcie jednak i zrozumiejcie dobrze myśl moją: nie czuje się tu rzeczywistego dotykalnego ciepła ani rzeczywistego zmysłom przystępnego zapachu; to, o czym tu mówię, jest to rzecz nierównie wyższej i subtelniejszej natury i dlatego tylko użyłam tych porównań, abyście za pomocą ich mogły sobie utworzyć jakiekolwiek o tej tajemnicy pojęcie. Które z was same przez to nie przechodziły, niechaj mi wierzą, że prawdziwie w taki sposób odbywa się to napełnienie i rozszerzenie serca i, że dusza jaśniej to wszystko widzi i poznaje, niż ja objaśnić zdołam. Ale nie jest to rzecz, której dość byłoby pragnąć, aby ją uzyskać; sami z siebie, jakkolwiek byśmy się starali i usiłowali, nigdy jej nie zdołamy osiągnąć, i to jedno już dowodzi, że nie jest to dzieło z marnego kruszcu natury naszej uczynione, ale dzieło utworzone z przeczystego złota mądrości Bożej.

Co do władz duszy, nie zdaje mi się, by w tym stanie były zjednoczone z Bogiem; są tylko jakby upojone i zdumione pytają siebie, co to jest takiego.

7. Być może, że mówiąc tu o tych łaskach tak głęboko wewnętrznych, niezupełnie się zgadzam w tym lub owym punkcie z tym, co na innych miejscach w tymże przedmiocie powiedziałam. Nic by w tym nie było dziwnego: w ciągu tych blisko piętnastu lat, które upłynęły od napisania tamtej księgi, mógł mi Pan dać jaśniejsze tych rzeczy zrozumienie, niż je wówczas posiadałam, a nadto i dzisiaj tak samo jak wówczas mogę się mylić we wszystkim, co mówię; to tylko rzecz pewna, że ani wówczas nie mogłam, ani dziś nie mogę powiedzieć kłamstwa; tysiąc razy, z łaski i miłosierdzia Boga, wolę umrzeć, niż raz skłamać; piszę albo mówię, jak rozumiem i czuję.

8. Wola, jak sądzę, musi być w tym stanie poniekąd zjednoczona z wolą Boga. Ale dopiero po skutkach i uczynkach poznaje się prawdę i rzetelność tego rodzaju modlitwy; nie ma pewniejszego probierza nad jej doświadczenie. Wielką łaskę czyni Pan tej duszy, która, dostąpiwszy tego daru, umie się poznać na nim, ale jeszcze większą, jeśli, otrzymawszy go, nie cofa się wstecz.

Nie wątpię o tym, córki, że pragnęłybyście dołożyć wszelkich starań, aby zaraz dojść do tego stanu modlitwy. I słuszne to pragnienie wasze, bo nigdy - powtarzam - nie zdoła dusza pojąć ani tych łask, jakich Pan jej w tym stanie użycza, ani tej miłości, z jaką tam coraz bliżej pociąga ją do siebie. Warto więc bez wątpienia pragnąć i pilnie dowiadywać się, jakim sposobem można dosięgnąć tak wysokiej łaski. Wskażę wam ten sposób, jak ja go rozumiem.

9. Nie mówię, tu o wypadkach nadzwyczajnych, kiedy spodoba się Panu użyczyć komu tej łaski bez żadnej innej przyczyny, jedynie tylko dlatego, że tak Mu się podoba. Pan wie, co czyni, nie nasza rzecz wglądać w zamiary i prawdy Jego.

Co do nas, córki, przestrzegając nasamprzód tego, co należy do mieszkań poprzednich, miejmy pokorę i jeszcze raz pokorę! Pokorą Pan daje się zwyciężyć i spełnia wszystko, czego pragniemy. Pierwszym zaś znakiem, po którym możecie poznać czy posiadacie tę cnotę, będzie szczere i mocne o sobie przekonanie, że nie jesteście godne takich łask i smaków Bożych i, że nigdy ich w życiu waszym nie dostąpicie.

Jakimże więc sposobem, zapytacie, osiągniemy te łaski, nie śmiejąc nawet o nie się starać? - Na to odpowiadam: najlepszy sposób otrzymania tych łask jest ten, który wam wskazałam; najpewniej ich dostąpi ten, kto się o nic nie stara, a to z następujących pięciu powodów. Naprzód dlatego, że pierwszym warunkiem do osiągnięcia ich jest czysta i (s.280) bezinteresowna miłość Boga. Po wtóre dlatego, że zawsze to będzie trochę za mało pokory, jeśli kto sobie wyobraża, że za takie małe i nędzne posługi, jakie my możemy oddać Bogu, zdoła osiągnąć rzecz tak wielką. Potrzecie, że prawdziwe do otrzymania podobnej łaski przysposobienie zasadza się na tym, byśmy pomnąc na to, że bądź co bądź jesteśmy grzesznikami i po wiele razy obraziliśmy Boga, pragnęli nie używać smaków i rozkoszy, ale cierpieć dla miłości Pana i naśladować Go. Po czwarte, że Bóg nie zobowiązał się udzielać nam tych łask nadzwyczajnych, tak jak w nieskończonej dobroci swojej zobowiązał się dać nam chwałę wieczną, jeśli zachowamy przykazania Jego; łaski te nie są konieczne do zbawienia, a On najlepiej wie, czego nam potrzeba i co nam pożyteczne i zna, kto Go prawdziwie miłuje. Jakoż wiem o tym i znam dusze takie, które idą tą drogą miłości, a każdy nią iść musi, kto pragnie służyć jedynie Chrystusowi ukrzyżowanemu, że nie tylko nie pragną smaków i rozkoszy ani o nie Pana nie proszą, ale przeciwnie, błagają Go, by im, póki żyją, łask takich nie dawał; prawdziwie tak jest, jak mówię. Po piąte na koniec, że starania nasze byłyby daremne dlatego, że ta woda smaków niebieskich nie daje się, tak jak tamta woda pociech duchowych, sprowadzić za pomocą wodociągu, więc póki źródło, którym jest Bóg, wydać jej nie chce, na próżno tylko trudziłybyśmy się nad jej dobywaniem. To znaczy innymi słowy, że jakkolwiek byśmy przedłużały rozmyślania nasze i wysilały się, i łzami zalewały, nigdy z tych usiłowań naszych woda ona nie wypłynie; Bóg sam tylko ją daje, komu chce, i daje ją częstokroć w chwili, kiedy dusza najmniej się tego spodziewa.

10. Jego jesteśmy własnością, siostry, niech robi z nami, co się Jemu spodoba, niech nas prowadzi, kędy chce. Ale tego pewna jestem, że kto naprawdę upokorzy się i zaprze się siebie (naprawdę, mówię, nie w imaginacji, która nas często zwodzi, ale byśmy rzeczywiście byli pełni zaparcia siebie), temu Pan nie omieszka użyczyć tej łaski i wielu innych jeszcze tak wielkich, że ich człowiek nie mógłby i zapragnąć. Niechaj będzie pochwalony i błogosławiony na wieki, amen.

ROZDZIAŁ 3

Mówi, co to jest modlitwa skupienia, której Pan użycza pierwej niż tej, o której była mowa w poprzedzającym rozdziale. - Jakie są jej skutki i czym te skutki się różnią od skutków, jakie sprawują owe smaki nadprzyrodzone, których Pan udziela.

1. Skutki tych smaków Bożych są wielorakie; wymienię z nich niektóre, ale pierwej jeszcze powiem o innym rodzaju modlitwy, który prawie zawsze poprzedza ten drugi. Mówiłam już o tym na innym miejscu (10), więc tu poprzestanę na krótkiej wzmiance. Jest to pewne skupienie wewnętrzne, zdaniem moim, również nadprzyrodzone. Nie nabywa się tego skupienia, chroniąc się w miejsce ciemne albo zamykając oczy, albo używając jakich bądź środków zewnętrznych;, ale gdy przyjdzie, oczy się same zamykają i dusza pragnie samotności i tak bez żadnych sztucznych sposobów buduje się niejako przedsionek do tej modlitwy smaków nadprzyrodzonych, bo zmysły i rzeczy zewnętrzne tracą wówczas, że tak powiem, prawa swoje, aby dusza za to odzyskała całą, uwięzioną przez nie, wolność swoją.

2. Uczeni tłumaczą to tak, że "dusza w tym skupieniu wchodzi w siebie" albo, jak mówią inni, "wznosi się nad samą siebie". Przyznaję, że zbyt jestem niepojętna, abym takim powiedzeniem zdołała co objaśnić; wytłumaczę to na swój sposób, o ile umiem i sądzę, że mię zrozumiecie, choć może tłumaczenie moje będzie mylne i tylko dla mnie. Wróćmyż myślą do naszej twierdzy wewnętrznej, bo właśnie to podobieństwo sobie obrałam dla jakiegokolwiek, według możności mojej, objaśnienia tego, co chcę powiedzieć. Przedstawmy sobie zmysły i władze duszy (które są, jak mówiłam, strażnikami tej twierdzy), jako rozpierzchły się w różne strony, dniami i latami całymi zadając się z pospólstwem obcym i nieprzyjazne dla twierdzy zamiary żywiącym. Spostrzegłszy się wreszcie, że taką niewiernością swoją same sobie zgubę gotują, chciałyby już wrócić do twierdzy i krążą koło niej, ale wnijść same nie zdołają, bo zły nałóg niełatwo da się zwyciężyć; bądź co bądź jednak nie są już zdrajcami i trzymają się w pobliżu. Za czym król wielki, zasiadający w wewnętrznym mieszkaniu twierdzy, widząc ich dobrą wolę, chce je w wielkim miłosierdziu swoim na powrót do siebie przywołać i, jako pasterz dobry, cichym, ledwie dosłyszalnym głosem daje im skutecznie poznać swe wezwanie, aby porzuciły drogę zatracenia i do mieszkania Jego wróciły. I taka jest siła tego pasterskiego głosu, że pod wpływem jego od razu opuszczają owe rzeczy zewnętrzne, w których leżały uwikłane, i do wnętrza twierdzy się chronią.

3. Zdaje mi się, że nigdy jeszcze tak jasno rzeczy nie wytłumaczyłam, jak teraz. Gdy bowiem w tym wewnętrznym skupieniu dusza szuka Boga, jest to wielką pomocą dla niej, gdy Bóg zechce użyczyć jej tej laski. (Lepiej zaś i z większym pożytkiem tu Go szukać niż w stworzeniach, bo św. Augustyn o sobie powiada, iż po daremnym w rzeczach zewnętrznych szukaniu, znalazł Go w sobie). Bo nie sądźcie, by tego skupienia nabywało się rozumem, gdy staramy się myśleć o Bogu w samych sobie, albo przez wyobraźnię, gdy Go sobie przedstawiamy w nas obecnego. Dobry to i doskonały sposób rozmyślania, bo opiera się na tej prawdzie niezawodnej, że Bóg mieszka we wnętrzu naszym, ale jest to co innego. W taki sposób każdy może uprzytomnić sobie Boga (rozumie się, jak zawsze i we wszystkim przy pomocy łaski Jego). W tym skupieniu, o którym tu mówię, rzecz dzieje się w inny sposób. Tu zdarza się nieraz, że nim jeszcze dusza zacznie myśleć o Bogu, czeladź owa, tj. zmysły już się stawiły w twierdzy, choć nie wiedzieć którędy weszły i jak usłyszały wezwanie Pasterza, bo żaden tu głos nie doszedł do uszu i niczego tu nie ma, co by się dało uszami dosłyszeć; dość, że stawiły się i miejsca swego pilnują, nie przeszkadzając już duszy, która wtedy dotykalnie czuje w swym wnętrzu dziwnie słodkie skupienie, jak się o tym przekona, kto tego doświadczy, bo objaśnić tego ja już lepiej nie potrafię. Czytałam gdzieś takie porównanie, że jest to tak, jak kiedy jeż albo żółw zamykają się w sobie i ten, kto użył tego podobieństwa, musiał chyba dobrze rozumieć, co pisał. Zachodzi tu jednak ta wielka różnica, że jeż albo żółw zamykają się w sobie, kiedy chcą, tu zaś skupienie wewnętrzne nie zależy od woli naszej, jeno od woli Bożej, i osiągnąć je może ten tylko, komu Bóg zechce tej łaski użyczyć. A nie każdemu jej użycza, tylko takim, jak sądzę, którzy już idą drogą wyrzeczenia się rzeczy tego świata, niekoniecznie zewnętrznie, na co niejednemu mogą nie pozwalać obowiązki stanu, ale przynajmniej sercem i wolą. Takich Pan wzywa szczególnym natchnieniem łaski swojej, aby myślą i pożądaniem zwrócili się do rzeczy wewnętrznych; a kto się okaże powolny wezwaniu Boskiego Majestatu Jego, temu Pan, pewna tego jestem, nie tylko tej łaski, ale i wielu innych jeszcze użyczy, bo jest to początek wezwania do rzeczy wyższych.

4. Ktokolwiek więc usłyszy w sobie głos tego wezwania, niech uzna, że bardzo wielką łaskę otrzymał, niech za nią dzięki czyni Panu, a sama wdzięczność za użyczoną mu łaskę uczyni go sposobnym do otrzymania jeszcze większych. Stan ten wewnętrznego skupienia usposabia duszę do słuchania, bo jak to wskazują w książkach swoich niektórzy pisarze duchowni, dusza nie powinna w tym stanie pracować myślą, ale trzymać się w milczeniu przed Panem, uważnie patrząc, co On w niej działa. Dobre to na tym wyższym stopniu smaków nadprzyrodzonych, ale dopóki Pan nie raczy podnieść duszy do tego stopnia i nie pocznie jej przenikać uczuciem i smakiem obecności swojej, nie pojmuję, jakim sposobem można by myśl powstrzymać od myślenia, tak iżby z takiego przymuszania jej, zamiast pożytku nie wynikła raczej szkoda. Była ta kwestia szeroko omawiana między niektórymi osobami duchownymi; ale tak mało, muszę to przyznać, mam pokory, że żadna z racji, jakie one przywodziły, nie zdołała mię przekonać i skłonić do zgodzenia się na ich zdanie. Jeden z nich przytaczał mi na dowód książkę świętego Piotra z Alkantary - świętym go nazywam, bo jest taki. - Jego powadze bez wahania byłabym się poddała, wiedząc dobrze, że znał się na tych rzeczach;, ale gdyśmy książkę otworzyli i poczęli ją czytać, okazało się, że ten mąż Boży zupełnie to samo mówi, co i ja, choć nie tymi samymi słowy, ale w tym, co mówi, jasno wyrażona jest myśl, że aby mogło nastąpić ono zawieszenie myśli, potrzeba na to, aby pierwej miłość była rozbudzona. Może być, że się mylę, mam jednak na poparcie zdania mego następujące powody.

5. Pierwszy powód ten, że w takiej sprawie czysto duchowej, im mniej kto myśli i chce działać z siebie, tym więcej działa. Nasze tu działanie całe zasadza się na tym, byśmy stawali przed Bogiem jak ubodzy i żebracy przed wielkim, bogatym monarchą, a zaniósłszy prośbę naszą, z oczyma spuszczonymi pokornie wyglądali zmiłowania Jego. Jeśli Pan ukrytymi drogami swymi i jakim znakiem wewnętrznym da nam uczuć, że nas słucha i, że raczył nas dopuścić do siebie, wówczas dobra rzecz milczeć, a nieźle będzie starać się i o zawieszenie działania rozumu - jeśli zdołamy. - Lecz gdybyśmy takiego znaku, dającego nam uczuć, że on Król niebieski nas słucha i na nas patrzy, nie otrzymali, zgubnym byłoby umyślne trzymanie się w bezmyślności. Od takiego bowiem silenia się na zawieszenie pracy rozumu dusza cała głupieje i w większą nierównie oschłość wpada, a sama wyobraźnia, skutkiem takiego przymuszania jej, by nie myślała o niczym, tym bardziej jeszcze staje się niespokojna. Pan tego tylko żąda od nas, byśmy Go prosili i pamiętali na to, że stoimy w obecności Jego, a czego nam potrzeba, to On wie. Co do mnie, nie mieści mi się to w głowie, by ludzkie starania i sposoby mogły się przydać na co w takich rzeczach, w których snadź Boski Majestat Pana zakreślił granicę nieudolności naszej, i które spodobało Mu się zastrzec sobie samemu, gdy przeciwnie wiele innych rzeczy pozostawił do woli naszej, iż możemy je pełnić przy pomocy Jego, jak umartwienia, dobre uczynki, modlitwę i inne dostępne naszej nędzy.

6. Drugi powód jest ten, że te sprawy wewnętrzne z natury swojej są całkiem spokojne i słodkie, za czym mieszanie do nich rzeczy uciążliwych i przykrych szkodę raczej im przynosi niż pożytek. Uciążliwą zaś i przykrą rzeczą zowie wszelki przymus i gwałt w takiej chwili sobie samemu zadawany, tak jak uciążliwym byłoby przymusem chcieć oddech w sobie zatrzymać. Dusza w tym stanie powinna oddać się całkowicie w ręce Boga; niech czyni z nią, co zechce, z zupełnym przy tym, o ile zdoła, zapomnieniem o własnej korzyści swojej i bezwarunkowym zdaniem się na wolę Bożą.

Trzeci powód:, że samoż to usilne przymuszanie siebie, aby nie myśleć o niczym, tym bardziej może podrażnić umysł i wyobraźnię, i natłok myśli spotęgować.

Czwarty na koniec powód przytaczam taki, że nad wszelkie sposoby uczczenia Boga najprzedniejszym i najprzyjemniejszym w oczach Jego jest ten, gdy jedynie mamy na myśli cześć i chwałę Jego, z zapomnieniem o samych sobie, własnych korzyściach, pociechach i przyjemnościach. Lecz czyż zapomniał o samym sobie, kto z taką drobnostkową pilnością uważa na siebie, że nie śmie i odetchnąć swobodnie, a umysł swój i wolę sznuruje, aby nie folgowały wzbierającym w nich pragnieniom chwały Bożej i radosnego uznania nieogarnionej wielmożności Jego? Pan, gdy chce, aby rozum działanie swoje zawiesił, inne mu daje zajęcie: oświeca umysł światłością tak przewyższającą wszelkie poznanie, jakie sam z siebie osiągnąć zdoła, iż rozum jakoby tonie w niej pochłonięty, po czym wychodzi z niej, sam nie wie jak, większą rozjaśniony umiejętnością, niżby mu dały wszelkie na powstrzymanie czynności jego marne nasze sposoby i usiłowania. Słowem, skoro Bóg na to nam dał władze duszy, abyśmy nimi działali, i każda ma zapewnioną za działanie swoją nagrodę, więc niepożyteczna to robota chcieć je usypiać; dajmy im pracować, aż Bóg, gdy zechce, powoła je wyżej.

7. Najlepsza więc, zdaniem moim, rada dla duszy, którą spodoba się Panu podnieść do tego mieszkania jest ta, ażeby bez gwałtu i zgiełku wewnętrznego starała się powściągać działanie rozumu, ale niech się nie kusi wstrzymać je zupełnie, bo owszem dobrze jest, by i on działał tu w mierze właściwej, by pomniał, że jest w obecności Boga i zważał, kto jest Ten, przed którym dano mu stawać. Jeśli uczucie, jakie w nim wzbudzi to rozważanie wielmożności Bożych porwie go i zachęci, bardzo dobrze;, ale niechaj wówczas nie sadzi się na zrozumienie, co to jest takiego, bo jest to dar użyczony nie jemu, jeno woli; niechże zatem daje jej spokojnie cieszyć się szczęściem swoim, nie siląc się na żadne sposoby ludzkie, chyba tylko poddając jej od czasu do czasu jakie słowo miłości. Bo zawieszenie myśli, bez żadnego starania naszego, bardzo często tu następuje samo z siebie, choć tylko na czas krótki.

8. Rozum przestaje działać w tym rodzaju modlitwy (to jest w modlitwie, o której zaczęłam mówić na początku tego mieszkania, a potem połączyłam z nią modlitwę skupienia, choć o tej ostatniej powinna bym była mówić naprzód, bo choć jest o wiele niższa od owej modlitwy smaków Bożych, jest przecie wstępem i jakoby przedsionkiem, przez, który do niej się wchodzi. Rozum w niej zachowuje całą swobodę swoją, bo rozmyślanie tu nie tylko jest możliwe, ale i źle byłoby go zaniechać, dopóki nie spłyną na duszę one smaki Boże). Jak już mówiłam gdzie indziej - przyczyną tego jest to, że te smaki nie są dziełem jego; udzielają się one woli, a rozum, patrząc na to, a nie pojmując, skąd i jak to przyszło, nie wie, czego się chwycić i jak nieprzytomny rzuca się to w jedną to w drugą stronę i nigdzie sobie spokoju znaleźć nie może. A wola tymczasem wielkie ma odpocznienie w Bogu swoim i choć nie może patrzeć bez przykrości na niespokojne miotanie się towarzysza swego, nie ma przecie potrzeby zajmować się nim, przez co straciłaby dużo z tego, czym się cieszy, nie zważając zatem na niego, sama się rzuca w objęcia tej miłości, która jądo siebie przygarnia. Tu już Boski Miłośnik sam ją nauczy, co ma czynić w tej szczęsnej chwili; a wszystko prawie, co uczynić ma, na tym jednym się zasadza, by znała siebie niegodną tak wysokiej łaski i cała się wylała przed Panem w radosnym dziękczynieniu.

9. Przerwawszy myśl moją dla objaśnienia modlitwy skupienia, nie mówiłam jeszcze o skutkach i znakach, jakie się okazują w duszy, gdy Boski Pan nasz użyczy jej modlitwy smaków nadprzyrodzonych; teraz więc dopełniam, co tam opuściłam. Jasno daje się uczuć w duszy do tego stopnia podniesionej dziwne rozszerzenie i napełnienie, na podobieństwo wody spływającej do zbiornika bez ujścia, ale zbudowanego z takiego jakiegoś rozciągliwego materiału, iż w miarę, jak do niego wody przybywa, brzegi jego też się rozszerzają. Takie rozszerzenie sprawuje Bóg w duszy na tym stopniu modlitwy i wiele innych cudownych rzeczy w niej działa, czyniąc ją sposobną i przestronną na objęcie wszystkiej hojności łask na nią spływających. A słodkość ta i to napełnienie, choć samo przeminie, trwa przecież i objawia się w skutkach, jakie po sobie pozostawia. Dusza już nie jest tak skrępowana jak przedtem w rzeczach służby Bożej, ale z nierównie większą postępuje swobodą i szczerością serca. Strachem piekła już się nie dręczy, bo choć teraz więcej niż przedtem lęka się najmniejszej obrazy Bożej, bojaźń niewolnicza już do niej nie ma przystępu, a z wielką za to otuchą spodziewa się i ufa, że dostąpi szczęścia posiadania Boga na wieki. Obawa o zdrowie, której dawniej podlegała, już jej teraz nie powstrzymuje od czynienia pokuty; wszelkie umartwienia wydają się jej możliwe przy pomocy Bożej i goręcej niż dotąd ich pragnie. Cierpienia i krzyże, których się przedtem lękała, już jej tak bardzo nie straszą, bo żywszą ma wiarę i pewna jest tego, że kto jest gotów znosić je dla miłości Boga, temu Pan w Boskiej dobroci swojej doda cierpliwości. Stąd i nieraz wprost pragnie cierpienia i zaspokojenia tym sposobem wielkiej, jaką teraz czuje w sobie, chęci uczynienia czego dla Boga. W miarę jaśniejszego, jakiego tu dostępuje, poznania nieskończonej wielkości Jego, jaśniej też widzi własną nędzę i niskość swoją, a wobec smaków Bożych, których dano jej zakosztować, czuje to i widzi, że wszelkie rozkosze tego świata, to tylko plugastwo i śmieci; powoli też coraz więcej się od nich oddala i coraz większego w tym panowania nad sobą nabywa. Słowem, we wszystkich cnotach wyraźny w niej objawia się postęp, który będzie coraz większy, jeśli jeno z tej dobrej drogi nie zawróci wstecz i nowej się obrazy Bożej nie dopuści, bo wtedy, chociażby dusza była już podniesiona do szczytu doskonałości, wszystko to wniwecz obraca. I to także trzeba wiedzieć, że wszystkie te cudowne skutki nie od razu w duszy powstają, za pierwszym lub drugim łask onych otrzymaniem, ale potrzeba, aby dusza była w gotowości na ich przyjmowanie, bo na wytrwaniu polega wszystko dobro nasze.

10. Jedną tu dodam usilną przestrogę dla każdej duszy, która by się w tym stanie znalazła: niechaj się strzeże jak najpilniej wystawiania się na okazję obrazy Bożej. Dusza w tym stanie nie stoi jeszcze na własnych nogach, podobna jest raczej do niemowlęcia, które dopiero zaczyna ssać; jeśli się odłączy od piersi matki, cóż innego może je czekać nad śmierć? Bardzo się boję, by coś podobnego nie spotkało duszy, która otrzymawszy tę łaskę od Boga, opuszczałaby modlitwę kiedykolwiek, oczywiście bez bardzo naglącej potrzeby, albo opuściwszy ją kiedy z takiego powodu, jak najprędzej do niej nie wróciła; z takiego złego początku wynikłyby nieodzownie jeszcze gorsze następstwa. Wiem, jakie to groźne niebezpieczeństwo; znam takie dusze i litość mię bierze, gdy wspomnę na nie, gdyż oddzieliły się od Tego, który z taką miłością ofiarował im siebie za przyjaciela i przyjaźń swoją chciał im okazać uczynkiem. Dlatego z taką usilnością ostrzegam dusze, by się nie wystawiały na okazje, bo diabeł z daleko większą zawziętością czatuje na każdą z nich niż na całe gromady innych, którym Pan tych łask nie użycza, każda bowiem z nich wielkie mu może przynieść straty, przykładem i wpływem swoim pociągając za sobą drugich, każda też może wielkie przynieść pożytki Kościołowi Bożemu i znaczne mu oddać usługi. A chociażby żadnego innego powodu nie miał, to ten jeden, że Pan w Boskiej łaskawości swojej taką tym duszom szczególną miłość okazuje, dostateczną byłby mu pobudką, by z natężeniem wszystkiej złości swojej starał się je zgubić. Sroższe więc od drugich mają te dusze do znoszenia napaści i walki, za czym i upadki ich o wiele muszą być cięższe, jeśli upadną.

Od tych niebezpieczeństw wy tutaj, siostry, o ile ludzka przezorność przewidzieć zdoła, jesteście wolne; niechże was Bóg broni także od niebezpieczeństwa pychy i próżnej chwały! Diabeł nieraz kusi się podrabiać te łaski;, ale łatwo się poznać na tej robocie jego, bo tych skutków, o których mówiliśmy, diabelskie to fałszerstwo nie sprawuje, owszem, wręcz przeciwnie.

11. Jedno zwłaszcza może tu grozić niebezpieczeństwo, na które (choć już na innym miejscu o nim mówiłam) chcę jeszcze i tutaj zwrócić waszą uwagę. Zdarza się ono, jak sama widziałam, osobom oddanym modlitwie, szczególnie niewiastom, które jako słabsze, łatwiej temu, o czym tu chcę mówić, podlegają. Otóż bywa nieraz tak, że podobne osoby, czy to skutkiem zbytnich umartwień, czuwań i modlitw, czy też wprost skutkiem słabej swej kompleksji, za każdą, jaką w sobie uczują, pociechą duchową doznają zarazem zniemożenia na ciele. Wewnątrz więc mają zadowolenie, zewnątrz opadanie na siłach. Jeżeli to jest tak zwany sen duchowy, a jest to coś wychodzącego nieco dalej poza to, o czym tu mówię, to nic złego. One jednak, biorąc jedno za drugie, wyobrażają sobie, że to czysto fizyczne osłabienie jest także objawem duchowym i poddając się jemu, wpadają w rodzaj upojenia, a, że to upojenie, skutkiem wzmagającego się coraz bardziej poddawania się i słabnięcia natury, coraz wyżej się potęguje, więc gdy dojdzie do pewnego stopnia, zdaje się im, że mają zachwycenie. Ja zowię to nie zachwyceniem ale ogłupieniem; nic tu nie ma innego, jeno marne tracenie czasu i niszczenie zdrowia.

12. Jednej takiej zdarzało się do ośmiu godzin zostawać w podobnym stanie, bez żadnego odchodzenia od zmysłów i bez żadnego wewnątrz podniesienia do Boga, aż za sprawą kogoś, kto się poznał na rzeczy, okazało się, że zwodziła tylko spowiednika i drugich, i samą siebie, bo umyślnie oszukiwać się nie chciała. Kazano jej dłużej spać i więcej jeść, i umniejszyć swoich umartwień, za czym i zaraz ustały rzekome one zachwycenia. Nie wątpię, że diabeł miał w tym ręką swoją, chcąc z tego oszukania wyciągnąć jaką korzyść dla siebie, jakoż i zaczynał już wyciągać niemałą.

13. Kiedy taka rzecz prawdziwie pochodzi od Boga, wtedy, zważmy to dobrze, choć będzie omdlewanie wewnątrz i zewnątrz, dusza przecież nie mdleje, owszem, żywo czuje szczęście swoje i niewypowiedzianą ma radość, widząc siebie tak blisko przy Bogu; nigdy też ten stan nie trwa tak długo, ale po krótkiej chwili przemija. Może wprawdzie to upojenie w ciągu tejże modlitwy się powtarzać, ale nigdy ono nie dochodzi do tego stopnia, by zdrowie i siły ciała od niego niszczały, ani nie sprawuje w nim nigdy bólu zewnętrznego. Miejcie więc rozsądek i która by skutkiem takich uniesień uczuła w sobie zbytnie wycieńczenie, niech szczerze się przyzna przełożonej, niech stara się myśli rozerwać, niech skrócą jej czas modlitwy i nie pozwalają jej modlić się bez przerwy całymi godzinami, ale każą jej dobrze jeść i dłużej spać, póki osłabione siły przyrodzone nie wrócą. Jeśliby zaś tak wątły miała organizm, iżby powyższe środki okazały się dla niej niedostateczne, będzie to znak, że Bóg ją przeznacza wyłącznie do życia czynnego; boć w każdym klasztorze potrzeba, by były takie i takie; niech ją więc zajmują około posług domowych, niech pilnie baczą, by rzadko pozostawała na samotności, inaczej zdrowie jej zmarniałoby do reszty. Będzie to dla tej biednej duszy ciężkie umartwienie, ale tu właśnie Pan wystawia na próbę jej miłość i doświadcza, jak zniesie to oddalenie od obecności Jego, za czym później może raczy przywrócić jej siły; a jeśli nie, tym bardziej więc niech będzie pewna, że modląc się ustnie i pilnując posłuszeństwa, taki odniesie pożytek i taką będzie miała zasługę, jakby jej dano było używać pociech bogomyślności.

14. Zdarzają się wreszcie - jak i sama takie znałam - głowy tak słabe i tak bujnej fantazji, że cokolwiek im na myśl przyjdzie, to zaraz biorą za rzeczywistość i zdaje im się, że widzą to na oczy. Jest to stan bardzo niebezpieczny, ale na teraz o nim nie mówię, może powiem później. Długo i szeroko zastanawiałam się nad tym czwartym mieszkaniem, bo do niego, jak sądzę, najwięcej dusz wchodzi; a przy tym stykają się tu rzeczy przyrodzone z nadprzyrodzonymi, łatwiej tu więc diabeł zwodzić i szkodzić może niż w dalszych mieszkaniach, o których jeszcze mówić będę, a do których trudniejszy ma przystęp dzięki większej bliskości Pana, który niech będzie błogosławiony na wieki, amen.

cdn...