W Polsce Marta Robin nie jest tak
znana jak św. Ojciec Pio, św. Franciszek z Asyżu czy św. Siostra
Faustyna Kowalska. Przyjrzyjmy się więc tej niezwykłej postaci,
którą kiedyś ktoś nazwał największą kobietą XX wieku.
DZIECIŃSTWO
Marta Robin (czyt. Robę), czasami słusznie nazywana "Martą od męki
Pańskiej", przyszła na świat w 1902 r. w niewielkiej wiosce
francuskiej Châteauneuf-de-Galaure 60 km na południe od Lyonu (zob.
zdjęcie u góry). Była najmłodszą spośród sześciorga rodzeństwa. Była
to typowa, chłopska, biedna rodzina niczym nie wyróżniająca się.
Została zapamiętana jako pogodne, wesołe dziecko, lubiła modlić się,
tańczyć, śmiać, żartować. Gdy szła paść krowy zawsze brała z sobą
Różaniec święty.
Marta jako małe dziecko jest nad wyraz pobożna, ma szczególne
nabożeństwo do Najświętszej Panienki, nazywała Ją pieszczotliwie
"moja Mama". W wieku 2 lat Marta zapada na tyfus.
Gdy miała 5 lat, jej ojciec Józef Robin zawiesił na drzwiach
drewniany krzyż, lecz bez figury Chrystusa. Na ten widok Marta
zapytała, a gdzie jest Pan Jezus? Tato odpowiedział "tam Go nie ma".
Marta odpowiedziała: "w takim razie my tam będziemy". Mówiąc te
słowa, czy już wtedy mogła przypuszczać jakie będzie jej dalsze
życie...?
ZAPOWIEDŹ CIERPIENIA
Niestety rok 1918, kiedy Marta ma 16 lat, zapowiada się
pesymistycznie, Marta zaczyna podupadać na zdrowiu, ma silne bóle
głowy, zdarza się, że traci przytomność, lekarze nie potrafią
postawić jednoznacznej diagnozy, są bezradni. Pod koniec listopada
Marta upada w kuchni, okazuje się że jest to paraliż nóg. Stan jej
zdrowia raz się pogarsza, raz polepsza. Dnia 2 grudnia kładzie się
definitywnie do łóżka, lekarze rozkładają ręce nie mogąc nic
zaradzić. Marta nie może jeść, nie jest w stanie znieść światła.
Zadziwiające jest niezwykłe zdarzenie z 1921 roku. Odwiedził ją
ksiądz proboszcz, a Marta podczas rozmowy straciła przytomność i
obudziła się dopiero po miesiącu! Wydarzenia te były już
przygotowaniem do tego, co miało nastąpić później. Dnia 20 maja 1921
roku doszło do niezwykłego wydarzenia, śpiąca Alicja, siostra Marty
obudziła się widząc intensywne światło w pokoju, spytała Martę co to
za światło? Otrzymuje odpowiedź: "Tak, to piękne światło, ale ja
widziałam też Najświętszą Dziewicę". To było pierwsze z licznych
objawień jakie miała Marta w swoim długim 79-letnim życiu.
Po tej wizji nastąpiła czasowa poprawa stanu zdrowia do tego stopnia
że udała się z pielgrzymką w okolice Chateauneuf-de-Galaure. Marta
sądziła, że została całkowicie uzdrowiona, nawet nosiła się z
zamiarem wstąpienia do Karmelu tak jak jej ideał - św. Tereska z
Lisieux. Pod koniec listopada powróciły bóle nóg i paraliż dolnych
kończyn. Leży w łóżku, modli się na Różańcu, haftuje, czyta
Ewangelię, książki, przeważnie z dziedziny życia mistycznego, żywoty
świętych. Notowała myśli, które ją szczególnie uderzały:
"Miłość
niczego nie potrzebuje, jedynie tego, by nie napotykać na
opór"
"Trzeba, abyś była w stanie nieustannej ofiary"
Pewnego dnia po odłożeniu książki usłyszała wewnętrzny głos:
"Dla ciebie to będzie cierpienie".
Otwierając ponownie książkę uderza ją inne zdanie:
"Bogu trzeba oddać wszystko".
Te myśli coraz bardziej wnikały do samej głębi jej duszy.
Marta w latach swojego dzieciństwa rozumowała jak przeciętna
dziewczyna, bała się cierpień, uciekała od nich, kiedyś nawet
powiedziała: "Biłam się z Bogiem".
Przeczytała kiedyś w modlitewniku chrześcijańskim takie oto słowa:
"Dlaczego szukasz pokoju, kiedy stworzona jesteś do walki, dlaczego
szukasz przyjemności, kiedy stworzona jesteś do cierpienia".
Marta czuła wyraźnie, że te słowa są skierowane do niej, długo z
nimi walczyła.
W listopadzie 1923 roku w jej parafii wyrusza pielgrzymka do
Lourdes, Marta ma ostatnią nadzieję na wyzdrowienie, jednak
dowiaduje się że jedna z parafianek też chora, bardzo pragnie tam
pojechać, więc ustępuje jej miejsca.
Dla Marty to była ostatnia szansa na odzyskanie sił, nie pojechać
tam znaczyło dla niej zrezygnować z nadziei na uzdrowienie. Powoli
odkrywa, że jest wezwana do tego, by jako osoba świecka czynić swe
życie nieustannie ofiarą dla Kościoła i świata w zjednoczeniu z
Jezusem ukrzyżowanym.
Jest rok 1926 ogólny stan zdrowia 24-letniej Marty pogarsza się do
tego stopnia, że sądzi się że nastąpi nieuchronna śmierć. Marta była
w śpiączce, która trwała 3 tygodnie. Gdy się obudziła powiedziała:
"Sądzę, że nie umrę", potem dodała: "Widziałam świętą Teresę".
Później przyszła do niej Św. Tereska od Dzieciątka Jezus jeszcze
raz, dała jej wybór: mogła od razu pójść do nieba albo przyjąć
cierpienie w intencji odrodzenia Kościoła i życia chrześcijańskiego
we Francji. Postanowiła złożyć ofiarę ze swego cierpienia.
Marta napisała wtedy:
AKT OFIAROWANIA SIĘ BOGU
Panie, mój Boże, o wszystko poprosiłeś swą małą służebnicę,
weź więc i przyjmij wszystko.
W dniu dzisiejszym oddaję się Tobie bez reszty, o umiłowany mojej
duszy!
To jedynie Ciebie pragnę i dla Twojej miłości wyrzekam się
wszystkiego.
Kocham Cię, błogosławię Cię, uwielbiam Cię,
całkowicie oddaję się Tobie, w Tobie się chronię.
Ukryj mnie w Sobie, gdyż moja natura drży pod brzemieniem
okrutnych doświadczeń, jakie zewsząd mnie przygniatają
i dlatego, że ciągle jestem sama.
Mój umiłowany, pomóż mi, zabierz mnie ze Sobą.
To jedynie w Tobie pragnę żyć i jedynie w Tobie umrzeć. Pomóż mi!
PEŁNIA OFIARY
W 1927 roku cierpienia Marty zwiększają się, teraz obejmują bóle
głowy, nóg, ramion i pleców, a w 1928 roku dotyka ją całkowita
blokada krążenia w kończynach, co oznacza że odtąd po kres swojego
życia będzie leżeć w łóżku (47 lat) jakby tego było mało Marta leży
na zgiętych kolanach, można jakoś sobie wyobrazić godzinne leżenie
na zgiętych kolanach, ale trudno wyobrazić sobie, że ktoś tak
przeleżał 47 lat. Już samo leżenie w łóżku w całkowitej bezczynności
jest cierpieniem, Marta jednak nie mogła nawet przechylic się na
bok. Każdy dotyk zadawał jej ból. Tak więc ta kobieta przeleżała 47
lat w jednej pozycji, na plecach, ze zgiętymi kolanami. Jeśli
przeliczyć okres od kiedy ma całkowity paraliż, (trzeba zauważyć że
Marta już wcześniej była przykuta do łóżka) da nam to ponad 50 lat w
łóżku. Czy ktoś jest w stanie wyobrazić sobie ogrom tych cierpień?
Marta Robin cierpiała dodatkowo na wiele innych sposobów.
Najbardziej w tym wszystkim zadziwiający jest fakt że Marta w ogóle
nie śpi, nie je i nie pije! Nie została podłączona do kroplówki i
nikt jej nie dawał po kryjomu pożywienia, była obserwowana przez
sceptyków. Jakiekolwiek podjadanie zostało całkowicie wykluczone!
Marta nie mogła nic pić, wlewano jej na siłę do ust wodę, lecz woda
spływała na tackę. Wiadomo, że przeciętny człowiek bez pożywienia
przeżyje około 40 dni, bez wody znacznie krócej, gdy odbierze mu się
sen nie jest w stanie przeżyć tygodnia ale jak można kompletnie nic
nie jeść, nic nie pić, nie spać i przeżyć w tym stanie 52 lata, nikt
nie miał i do tej pory nie ma jakiegokolwiek wytłumaczenia. Marta
ciągle odczuwała pragnienie picia, lecz niestety nie była w stanie
przełknąć nawet kropli, co potęgowało jej i tak bardzo duży ogrom
cierpień.
Dodatkowo szatan dręczył ją odkręcając kran, Marta słyszała plusk
płynącej wody, co jeszcze bardziej przytłaczało ją. Nie spała a
przecież sen jest ucieczką od smutnej rzeczywistości, jest
wybawieniem. Marta nie była w stanie nic przełknąć, a jednak jakimś
cudem wchłaniała konsekrowaną hostię, to był jej jedyny pokarm przez
52 lata. Jak to wytłumaczyć?
W każdy czwartek o. Finet przynosił jej Ciało Jezusa, Marta tylko
wtedy była w stanie przełknąć i to był jej jedyny pokarm. Kiedyś,
ktoś napisał że Marta Robin była w stanie postu eucharystycznego, to
nie jest prawdą! Post się wybiera, natomiast ona nie była w stanie
jeść, to było jej przeznaczenie, a nie post.
Kolejnym zadziwiającym zjawiskiem było to że hostia sama wędrowała
do ust Marty. Wystarczyło, że kapłan zbliżył jej hostię do ust, a ta
sama jakimś cudem jakby wyrywała się z palców i wędrowała prosto do
jej ust. Nieraz nawet hostia przemierzała odległość 20 cm zanim
trafiła do ust. To wszystko niezbicie dowodzi, że Jezus Chrystus
Zbawiciel wszechświata jest rzeczywiście obecny ciałem i krwią w
konsekrowanej hostii.
Nie pominę jeszcze innego zadziwiającego przykładu, w lutym 1939
roku odwiedził ją ks. Marzioux, gdy tak rozmawiali, w pewnym
momencie Marta powiedziała ożywionym głosem: "Jezus już przyszedł".
Ks. Marzioux wspomina: "nie słyszałem nawet szczekania psa
zapowiadającego przybycie wieczornego gościa, po chwili do pokoju
wszedł ks. Finet przynosząc komunię św."
Całe życie Marty to ciągłe udowadnianie, że Bóg istnieje, że jest
realnie, a nie symbolicznie obecny w konsekrowanej hostii! Że Jezus
Chrystus umarł za nas na Krzyżu dla naszego zbawienia.
Dnia 2 listopada 1928 roku zostaje przyjęta do III Zakonu Św.
Franciszka, następnej nocy szatan uderza ją z wściekłości pięścią
tak mocno, że wybija jej dwa zęby. Szatan nigdy nie darzył miłością
tych, którzy składają siebie w ofierze za ocalenie dusz.
Dnia 2 lutego 1929 roku traci władze w ramionach i nie może już
odtąd haftować, a w czerwcu traci władze w dłoniach i nie może już
przesuwać paciorków Różańca. Stan zdrowia coraz bardziej pogarsza
się, rodzina sądzi, że Marta niedługo umrze, lecz opatrzność Boża
każe jej przeżyć jeszcze wiele lat, bardzo płodnych lat, w tym
czasie Marta wyrwała szatanowi niezliczoną ilość dusz.
WRZESIEŃ, ROK 1930
Ukazał się jej Jezus i zapytał: "Czy chcesz być jak Ja?" Marta już
wcześniej wyraziła swoje całkowite oddanie w "Akcie ofiarowania" w
swej pokorze i zaufaniu powiedziała "tak". Tu widzimy bardzo
wyraźnie, że Bóg nie jest tyranem i nic na siłę nie robi wbrew
ludzkiej woli. Maryja Dziewica też wyraziła swoje "fiat" bez tego
przyzwolenia nie stałaby się Matką Zbawiciela.
Dobry i Miłosierny Bóg liczy się z naszą wolą. Jezus nazwał ją "Moja
córeczka ukrzyżowana z miłości". Marta wpada w mistyczne stany,
dzieje się to w każdy czwartek, po przyjęciu eucharystycznego
Jezusa, wtedy jest całkowicie wyłączona dla otoczenia, tak jest do
niedzieli. Trudno cokolwiek powiedzieć na temat tych mistycznych
stanów, Marta nie zwierza się, co się wtedy z nią dzieje, wiadomo
jest tylko, że przeżywa Mękę, tak jakby była na Golgocie. Z jej oczu
spływa krew, na swoim ciele nosi ślady stygmatyzacji. Marta każdego
czwartku wieczorem bardzo drży ze strachu. Wszystko wskazuje na to,
że przeżywała realnie fizycznie i psychicznie Mękę Jezusa, począwszy
od Ogrójca aż po śmierć na Golgocie.
Pewnego dnia Marcie ukazał się Jezus mówiąc:
"To ciebie wybrałem, abyś przeżywała moją Mękę w sposób
najpełniejszy od czasu mojej Matki i nikt po tobie nie będzie jej
przeżywał w Kościele w takiej pełni. Abyś mogła przeżywać ją
całkowicie, nigdy nie zaśniesz, coraz bardziej postępując w
cierpieniu. Spać znaczyłoby porzucić cierpienie. Będziesz cierpieć
coraz bardziej."
Proboszcz parafii nakazał zachować absolutne milczenie w sprawie
wydarzeń, jakie miały miejsce w Chateauneuf-de-Galaure, niestety
wieści rozeszły się po całej okolicy. Do domu państwa Robin zaczęli
przybywać ludzie, jedni, żeby się pomodlić inni z czystej
ciekawości. Znamienny jest fakt, kiedyś odwiedziło ją 3 młodych
ateistów, jeden mężczyzna i dwie kobiety, przyszli tylko po to aby
się z niej wyśmiać, Marta przywitała ich słowami: "Tak to prawda,
jestem śmiechu godna" to był początek rozmów w których owocem było
to, że cała trójka wstąpiła do surowych zakonów, a przecież byli
ateistami. Mężczyzna wstąpił do Trapistów, dwie kobiety do Karmelu.
Marta miała wiele darów, wiedziała co pisze w liście zanim go
otworzono, potrafiła przewidywać przyszłość, posiadała dar bilokacji,
proroctwa. Wioska Marty Chateauneuf-de-Galaure jak i cały tamtejszy
region Drome zaczął się powoli nawracać, trzeba podkreślić, że w
tamtych czasach w regionie Drome panowała ogólna niewiara. Martę
zaczęto nazywać "świętą".
Jest rok 1939 hitlerowskie wojska niemieckie przekraczają granicę
francuską, Marta czyni kolejną ofiarę z siebie, oddaje Bogu swój
wzrok w intencji ocalenia Francji. Jej prośba zostaje wysłuchana
Marta przestaje widzieć. Od roku 1939 aż do jej śmierci w 1981 roku
(42 lata) Marta jest stale w półmroku, jej pokój jest zaciemniony,
okiennice zamknięte, nawet ściany pomalowano na brązowo. Najmniejszy
promień światła zadawał jej ból nie do zniesienia. Z tego okresu nie
ma ani jednego zdjęcia Marty, dopiero po śmierci wykonano kilka.
8 sierpnia 1951 roku jej rodzony brat Erni przy użyciu swojej
myśliwskiej strzelby popełnia samobójstwo, trudno jednoznacznie
ustalić, co było przyczyną tak desperackiego czynu. Wiadomo, że Erni
cierpiał na silne bóle nerwu twarzowego. Marta swoimi cierpieniami
znacznie przewyższała dolegliwości brata, a mimo to trwała w swoim
przeznaczeniu do końca, prosiła Pana o nowe cierpienia.
DZIWNE SZCZĘŚCIE
Zachowanie Marty Robin z ludzkiego punktu widzenia wygląda
paradoksalnie! Mimo ogromnych cierpień była szczęśliwa. To szczęście
wypływało ze świadomości, że jest złączona z Bogiem. Marta pragnęła
cierpieć ponieważ wiedziała, że cierpienie będzie postępem w
miłości, pragnęła obarczać się nowymi cierpieniami, widziała w tym
wszystkim bardzo głęboki, wymowny sens, w którym my letni
chrześcijanie nie widzimy nic poza "niepotrzebnym kolejnym
cierpieniem".
Dla Marty cierpieć oznaczało bardziej służyć Bogu,
jeszcze mocniej Go kochać. Obarczała się cierpieniami innych,
zwłaszcza grzeszników, żyła miłością najtrudniejszą czyli
najbardziej bezinteresowną, nie lękającą się ponieść ofiary za
innych. Marta była szczęśliwa, cierpiała ogromnie i była szczęśliwa.
Bardzo trudno to przeciętnemu człowiekowi zrozumieć. Należy też
wyraźnie zaznaczyć, że Marta była tylko człowiekiem, wszystko
przeżywała na swój sposób, oczywiście też rozpaczała, płakała,
zdarzały się u niej stany załamania. Oto jeden z przykładów z końca
lat siedemdziesiątych: Po jednej z luźnych rozmów o "życiu
mistycznym" zmęczona powiedziała Jeanowi Guittonowi: "Jakże jesteśmy
do siebie podobni! Pan przykuty jest do swoich myśli, jak ja do
cierpienia. No, ale trzeba spróbować się poodkuwać, trochę się
rozerwać. Jej głos załamał się: Która godzina? Dla mnie jest zawsze
noc, zawsze ból."
W 1927 roku odwiedziła ją pewna młoda dziewczyna, oto jej relacja:
"Powiedziałam jej o tym że mam zamiar wstąpić do zakonu, wtedy w
Marcie obudziłam rozdzierający żal. Marta siedziała na brzegu łóżka,
płakała i trzymała mnie w ramionach. Byłyśmy wtedy same w domu,
wszyscy poszli w pole, Marta bała się zostawać sama, powtarzała z
rozpaczą: "Nie nadaję się do niczego!".
Jeden z najtrudniejszych okresów wystąpił w latach 1978-81 roku.
Największą miłością jest to gdy ktoś swoje życie oddaje za innych,
nie mniejszą miłością jest to, gdy ktoś dobrowolnie (Marta dała
przyzwolenie) poświęca się w skrajnych przeszło półwiecznych
cierpieniach.
ZMAGANIA Z SZATANEM
Szatan nienawidzi świętości, ofiary i tego, że mu się zabiera dusze.
Marta jak wielu mistyków czy świętych nie była wolna od jego
działań. Zły duch nawiedzał ją, dręczył i maltretował duchowo i
fizycznie. Poddawał w wątpliwość jej ofiarę, sugerował jej że to
wszystko nie ma sensu, że te wszystkie dusze i tak zostaną
potępione. Że jej ojciec duchowy o. Finet nie chce mieć z nią nic
wspólnego. U Marty to wszystko potęgowało cierpienie. Często pytała
ojca Fineta czy to prawda? Szatan obchodził się z Martą bardzo
brutalnie, uderzał ją fizycznie. Nie rzadko bywało tak, że o. Finet,
gdy przychodził do domu Marty, zastawał ją leżącą na podłodze,
pobitą i posiniaczoną. A przecież Marta była całkowicie
sparaliżowana, nie mogła się nawet obrócić na bok leżąc w łóżku.
Zdarzało się nie raz, że szatan uderzał jej głową o ścianę.
Nikt
inny nie mógł tego uczynić, gdyż tylko o. Finet miał klucze do jej
domu. Bywało czasem że o. Finet przychodził z kimś do Marty, już
przed drzwiami było słyszeć jakieś odgłosy jakby walki.
Na fotografiach pokoju Marty można zauważyć na podłodze przy łóżku
leżący gruby materac, położono go po to aby ograniczyć moc
uderzenia, gdy szatan rzucał ją o podłogę. Zdarzało się, że ataki
następowały w obecności o. Fineta i osób przybyłych. Świadkowie tych
zdarzeń byli zbulwersowani tym, co się działo. Szatan tak ją mocno i
na różne sposoby maltretował, że pewnego dnia skręcił jej kark. Jej
ból był przerażający.
Bardzo zagadkowa jest śmierć Marty Robin, nie umarła ze starości.
Jest to jeden z niewielu bardzo rzadkich zgonów, w których Bóg
dopuścił, aby szatan odebrał człowiekowi życie.
BYŁO TO 6 LUTEGO 1981 ROKU...
O godz.17 o. Finet przychodzi do domu Marty. Po wejściu do jej
pokoju ogarnia go przerażenie. Marta leży na podłodze, wokół niej
leżały porozrzucane różne przedmioty. Chwycił Martę podniósł, lecz
ona już nie żyła. Ojciec Finet nie mógł się powstrzymać od płaczu,
także i na pogrzebie. Pogrzeb odbył się 12 lutego, Martę pochowano w
Saint-Bonnet-de-Galaure obok rodziców, brata i sióstr.
Marta Robin pozostawiła po sobie wspólnoty "Ogniska Miłości", które
założyła przy pomocy swojego ojca duchowego o. Fineta w 1936 roku.
Są to katolickie wspólnoty ochrzczonych kobiet i mężczyzn. Zadaniem
wspólnot jest organizowanie pięciodniowych rekolekcji oraz dni
skupienia. Na całym świecie jest ponad 70 takich wspólnot, w tym
dwie w Polsce.
Jest pytanie, dlaczego Marta Robin mimo swojego bezwzględnego
heroizmu, poświęcenia i świętości życia nie jest jeszcze ogłoszoną
świętą? Marta Robin zapewne zostanie ogłoszona świętą ale jak to w
takich przypadkach bywa Stolica Apostolska nigdy się nie spieszy.
Obecnie są nadal studiowane zapiski Marty. Watykan jest oczywiście
zainteresowany beatyfikacją Marty Robin, od samego początku Kościół
Katolicki odnosił się do Marty bardzo przychylnie, wyraz temu dał
papież Jan Paweł II mówiąc: Dla dzisiejszego świata Marta Robin jest
kontynuacją odkupienia. Musimy po prostu cierpliwie czekać i modlić
się o beatyfikacje.
Tą schorowaną kobietę w ciągu jej życia odwiedziło przeszło 100 tys.
osób, dla każdego z nich spotkanie z Marta było nową nadzieją,
inspiracją do lepszego życia, każdy kto opuszczał jej pokój
wychodził już inny, w tym kilku znanych polskich kapłanów.
Na zakończenie zacytuję Martę:
Jedna rzecz pozostaje zawsze i jest dostępna dla każdego: radość
innych...
Dać im trochę więcej spokoju, otuchy, nadziei, wywołać uśmiech.
To wszystko jest słodka praca i nie trzeba do tego koniecznie stać
na nogach ani mieć dobrego zdrowia. Wręcz przeciwnie.
Nikt inny nie zrozumie tego lepiej jak ten, kto wiele
przecierpiał...
Odsyłam do lektury książki: "Marta Robin. Nieruchoma podróż"
Jeana-Jacques Antiera, Łódź 2003
Artur Wnęk
Źródło:
LINK!
|