Maria Celeste Crostarosa urodziła się w Neapolu 31 października 1696
roku w rodzinie mieszczańskiej. Jej ojciec był doktorem prawa
kanonicznego i cywilnego. Była dziesiątym dzieckiem w rodzinie,
Była to rodzina o głębokiej chociaż prostej pobożności.
Rodzina, w której wzrastała była bardzo pobożna. Z upodobaniem
słuchała opowieści
o życiu świętych, którzy kochali Boga i obierała ich sobie za
orędowników". Zgodnie z zasadami wychowania tamtych czasów, nauczono
ją tylko czytać, nie umiała więc pisać. Pewnego razu otrzymała od
swego kierownika duchowego polecenie zapisywania tego, co działo się
w jej sercu: "polecił mi również, abym zapisywała wszystko, co rodzi
się w mojej duszy, lecz ja chociaż nauczyłam się czytać, nie umiałam
pisać. Nigdy się tego nie uczyłam. Ufając Panu, podjęłam próbę
pisania, bez żadnego nauczyciela
(Autobiografia).
Mając siedemnaście lat, za radą kierownika duchowego, złożyła ślub
czystości. Dwa lata później rozpoczęła praktykę codziennej Komunii
Świętej. Wiosną 1718 roku, mając już 21 lat, wstąpiła do klasztoru
Karmelitanek.
25 kwietnia 1725 roku, będąc jeszcze nowicjuszką, po Komunii Świętej
otrzymuje od Boga szczególną łaskę:
"W mojej duszy
znowu dokonała się przemiana mojego bytu w Byt naszego Pana Jezusa
Chrystusa, lecz tym razem inaczej niż poprzednio, kiedy dusza tylko
na chwilę doświadczała tej przemiany. Teraz przez krótki moment
zobaczyłam naszego Pana Jezusa Chrystusa, który złączył swoje
najświętsze ręce, stopy i bok z moimi.
Nie dokonało się to w ludzkim ciele, lecz w Boskim blasku i pięknie,
których nie wyrazi żaden język. Duszę moją dotknęła duchowa czystość
i słodycz, jakiej nigdy dotąd nie zakosztowałam. Zdawało mi się, że
w tym błogosławionym, szczęśliwym momencie opuściłam obecne życie.
Zakosztowałam wszelkich drogocennych dóbr życia naszego Pana Jezusa
Chrystusa, a On odcisnął je jak pieczęć na moim sercu.
Wtedy usłyszałam głos Pana mówiący, że znak ten wycisnął nie tylko
na moim sercu, ale także na wielu duszach, które przeze mnie miały
otrzymać życie w Nim. Wtedy też zrozumiałam, że Pan przeze mnie
zamierza dać światu nowy Instytut."
Rok 1755 był ostatnim rokiem ziemskiej wędrówki Marii Celeste
Crostarosa. Od dzieciństwa, jak pisze w Autobiografii, nie cieszyła
się zbyt dobrym zdrowiem, często cierpiała lecz nigdy nie
stwierdzono u niej żadnej poważnej choroby. Potwierdzają to także
badania przeprowadzone w ostatnich latach w związku z procesem
beatyfikacyjnym.
Zawsze zanurzona w Bogu spalała się pragnieniem całkowitego
zjednoczenia z Nim już tu na ziemi. A oto jej słowa:
"Umiłowany mój Panie i Oblubieńcze, jesteś moim jedynym i
szczególnym Przyjacielem. Czuję mocno, że nie mogę przeżyć ani
chwili, ani momentu bez Ciebie.
I wydaje mi się, że duch mój raduje się, kiedy rozważa, że z każdym
dniem, z każdą mijającą godziną, przybliża się do niego coraz
bardziej wieczna rozkosz przebywania przed twoim Boskim obliczem.
Moje serce martwi tylko to, że choć rzadko, jednak czuję czasem
jakieś poruszenia zmysłów lub miłości własnej; wtedy doświadczam
wielkiej męki i bólu śmierci. Obecne życie wydaje mi się gorzkie ze
względu na nieustanny lęk, że sprawię Ci przykrość. Rozmowa z
bliźnim jest dla mnie czymś banalnym; nie znajduję w niej
jakiegokolwiek pocieszenia. Wydaje mi się też, że dla wszystkich
stałam się natrętną i trudną do zniesienia; nie umiem nawet wyrazić
do końca moich myśli. Zazwyczaj czuję się jakby pozbawioną zmysłów,
ale gdy inni mówią o Tobie, moja Radości, wtedy natychmiast serce
się we mnie raduje. Zadowolenia i przyjemności doświadczam też
wtedy, gdy wraz z innymi śpiewam dla Ciebie miłosne pieśni."
(Rozmowy duszy z Jezusem, IX).
Zapewne w głębi duszy nieustannie słuchała głosu Jezusa,
który pewnego dnia powiedział do niej:
"Przyrzekam ci, że natychmiast po
twojej śmierci zawiodę cię do nieba,
abyś radowała się Mną przez całą wieczność."
W momencie śmieci Marii Celeste klasztorem wstrząsnęło jakby
trzęsienie ziemi, a cały dom napełnił się przenikliwym dźwiękiem
przypominającym brzęk łańcuchów. To szatan, podobnie jak wiele razy
w Scala, tak i teraz wyrażał złość po kolejnej przegranej.
Matka Celeste przeżyła 59 lat i 10 miesięcy.
Po śmierci ciało ukochanej Matki promieniowało jakimś nadzwyczajnym
światłem, pięknem
i niebiańskim pokojem. Siostry przeniosły je do chóru i chociaż
pewne były jej wejścia do Niebieskiej Ojczyzny nie mogły powstrzymać
łez. Następnego ranka przeniesiono ją do kościoła, gdzie miały się
odbyć uroczystości pogrzebowe. Asystent klasztoru ks. Benedykt
Salerni, kontemplując przemienione ciało, w zachwycie polecił jej
uczynić znak krzyża.
Ku zadziwieniu i wzruszeniu wszystkich obecnych zmarła podniosła
prawą rękę i uczyniła znak krzyża.
Wiadomość o śmierci Matki Celeste poruszyła całe miasto. Zmarła
święta Przełożona!
Te słowa natychmiast wypełniły ulice i domy. Ludzie tłumnie biegli
do kościoła Najświętszego Zbawiciela, aby zobaczyć ciało zmarłej i
polecić się jej wstawiennictwu u Boga. Każdy chciał ją dotknąć,
ucałować, zabrać coś, co do niej należało, albo żarliwie prosić o
modlitwę przed Panem. Pewna biedna kobieta, niewidoma od urodzenia,
słysząc słowa pełne zachwytu i podziwu od tych, którzy mieli
szczęście zobaczyć ciało zmarłej, płacząc prosiła świętą Przełożoną
o łaskę oglądania jej przynajmniej przez moment. W tej chwili
otworzyły się jej oczy i odzyskała wzrok już na zawsze .
W klasztorze w Foggia zachował się obraz upamiętniający to cudowne
wydarzenie.
Ten cud oraz inne liczne łaski otrzymane przez wstawiennictwo Marii
Celeste, wzbudziły wielki entuzjazm, szacunek i szczególne
nabożeństwo do Świętej Przełożonej.
Jej ciało, według ówczesnego zwyczaju, zostało złożone w krypcie
kościoła, a dla pamięci potomnych na murze zdecydowano umieścić
kamienną tablicę z łacińskim napisem:
"Na wieczną pamięć Marii Celeste od Najświętszego Zbawiciela, Julii
Crostarosa, Założycielki, Mistrzyni, Przełożonej tegoż
Konserwatorium Dziewic ..."
|