Na śniadanie dostarczane przez New World
Order Food Company w roku 2005 będziemy mieli w pierwszej kolejności
miskę Perkie Pops - przesłodzone „świeże” płatki z kartonowego
pudełka. Jego główne składniki to genetycznie modyfikowana
kukurydza, pszenica i ryż z dodatkiem kilku chemikaliów, które mają
powstrzymać utlenianie tłuszczów. Telewizyjna reklama utrzymuje, że
Perkie Pops jest naprawdę najlepszym śniadaniem, ponieważ pudełko
przyozdobione jest znakiem Radura - międzynarodowym symbolem
napromieniowywanej żywności.
Perkie Pops można przybrać odrobiną
pokrojonych w plasterki napromieniowanych Sanitary Strawberries
(nazwa handlowa truskawek), które siedzą w pudełku już trzy
tygodnie, a następnie polać to wszystko zimnym, pasteryzowanym
Electro Moo Milkiem (nazwa handlowa mleka). Jeszcze jesteśmy głodni?
No to popijmy sobie naświetlonego promieniami rentgenowskimi Neutron
Power Orange Juice’a (nazwa handlowa soku pomarańczowego), w czasie
gdy będziemy smażyć liczącego sobie 21 dni TripleT-bone’a(nazwa
handlowa potrawy mięsnej) składającego się z trzech części mięsa i
pół części tłuszczu, wyhodowanego z pomocą hormonów wzrostu i
genetycznych manipulacji. Możemy sobie również zrobić filiżankę
całkiem bezpiecznej herbaty, która jest wolna od wszelkich
paskudnych bakterii dzięki bombardowaniu jej liści promieniami
jonizującymi. Jeśli zaś chodzi o wodę, to już nie ma najmniejszych
obaw została wysterylizowana promieniami rentgenowskimi w
miejscowych wodociągach!
Przejdźmy teraz do lunchu. Mamy tu Big
Rada, wygodnego, gotowego do zjedzenia hamburgera z zafoliowaną
świeżością sprzed dwóch lat. On również został potraktowany
promieniami i może trwać w nieskończoność na półce magazynowej.
Wystarczy wrzucić go do kuchenki mikrofalowej, zbombardować przez 30
sekund mikrofalami i jazda do żołądka!
Proszę nie zapomnieć o kupieniu kilograma
Grays Gourmet ChookPatties (nazwa handlowa klopsików) na obiad,
które poddano działaniu promieni radioaktywnych w Gamma Fire
Powerze, czyli lokalnym napromienniku żywności, który znajduje się
tuż obok w przemysłowym kwartale przy tej samej ulicy, zaledwie 200
metrów od szkoły, do której chodzą twoje dzieci. Traktowane
promieniami Chook Patties są z całą pewnością absolutnie sterylne i
można je bezpiecznie jeść. Nie należy również zapominać o Poppas
Perfect Roundup Potatoes (nazwa firmowa ziemniaków). Siedząone w
worku już od sześciu miesięcy i wciąż nie kiełkują! Znajdą się w
menu dzisiejszego wieczora wraz z Chook Patties. Pod koniec dnia
pozwólmy sobie jeszcze na kieliszek New Clear (nazwa firmowa wina),
doskonałego wina wyprodukowanego z napromieniowanych winogron
rozlewanego do potraktowanych promieniami butelek i zakorkowanych
napromieniowanymi korkami.
Czyżby brzmiało to odrażająco ? Czyżby
komuś zbierało się na mdłości ? To przecież tylko próbka tego, co
przemysł promieniotwórczy, międzynarodowe organizacje, przepisy
państwowe i międzynarodowe kartele żywnościowe trzymają dla nas w
swoich magazynach.
Napromieniowywanie żywności znajduje się w
międzynarodowym programie i wkrótce państwa będą bezsilne, nie mogąc
utrzymać napromieniowanej żywności z dala od swych granic. Aby
sprostać międzynarodowym „normom” dyktowanym przez organa globalnego
rządu, niepodległe państwa zostaną zmuszone do napromieniowywania
żywności.
W niniejszym artykule zastanowimy się nad
pędem do napromieniowywania żywności. Czym ono jest, komu jest
potrzebne i dlaczego? Jaki jest wpływ napromieniowywania na żywność?
W artykule jest również mowa o tym, co my, zainteresowani
konsumenci, możemy zrobić, aby powstrzymać nuklearną masakrę naszego
pożywienia.
Jak dotąd nieudowodniono, że
napromieniowywana żywność jest zdrowa. Dlatego powinniśmy być bardzo
ostrożni wobec deklaracji agend ONZ,ekspertów ds.zdrowia oraz
międzynarodowych korporacji twierdzących, że nie powinniśmy się jej
obawiać.
CO SIĘ DZIEJE W ZAKŁADZIE
NAPROMIENIOWUJĄCYM?
Napromieniowywanie żywności to technologia
robiąca użytek z radioaktywnych izotopów (odpadów nuklearnych) lub z
akceleratorów liniowych zdolnych do wytwarzania promieniowania
równoważnego temu, jakie byłoby potrzebne do wykonania od 10 do 70
milionów prześwietleń klatki piersiowej. Kiedy żywność zostaje
wysterylizowana, promieniowanie inicjuje złożoną sekwencję reakcji,
które dosłownie rozdzierają jego strukturę molekularną. W procesie
tym powstają nowe - często zupełnie nieznane - chemikalia, których
nieszkodliwości nikt dotąd nie dowiódł. Witaminy i enzymy zostają
zniszczone, zaś świeża żywność staje się martwa.(1) Napromieniowana
żywność została określona jako ta, „którą można przechowywać przez
wieczność”, ponieważ proces napromieniowania jest stosowany w celu
wydłużenia życia„magazynowego” oraz zabicia bakterii i insektów.
W procesie napromieniowywania stosowane są
dwie najbardziej toksyczne substancje znane człowiekowi: kobalt-60
(szerzej stosowany) oraz cez-137. Pozbycie się radioaktywnego
kobaltu i cezu stanowi obecnie poważny problem dla przemysłu
nuklearnego ze względu na ilość tych pierwiastków wytwarzanych jako
odpady w elektrowniach jądrowych oraz długi czas ich
dezaktywacji(.2)
Parcie ku napromieniowywaniu żywności
zawsze pochodziło od establishmentu nuklearnego, któremu chodziło o
wydłużenie procesu użytkowania paliwa nuklearnego. Dlatego wysunięto
pomysł, aby nuklearne odpady rozproszyć w wychwalanych składowiskach
odpadów nuklearnych, takich jak na przykład promienniki żywności,
zamiast magazynować je w kilku wielkich składowiskach nuklearnych, w
których już niedługo zabraknie miejsca. Na początek zawsze promuje
się stosowanie radioaktywnego kobaltu, przy czym są zamiary
przejścia na radioaktywny cez.
W środku zakładu napromieniowywania
żywności znajduje się błyszczący wieszak z około 400 prętami
kobaltu-60, emitującymi promienie gamma, z których każdy ma 47,7 cm
długości i średnicę grubej kredki woskowej. To wysoce radioaktywne
źródło jest umieszczone w komorze otoczonej betonową ścianą o
grubości 1,83 metra. Kiedy urządzenie nie pracuje wieszak z prętami
jest zanurzony w basenie o głębokości 4,57 metra wypełnionym
chłodzoną wodą, która pochłania promienie gamma.
Przyciśnięcie odpowiedniego włącznika
uruchamia hydrauliczny podnośnik, który podnosi wieszak z kobaltem z
zabezpieczającego przed promieniowaniem basenu. Następnie do komory
napromieniowywania wjeżdżają wysokie metalowe pojemniki wypakowane
żywnością przeznaczoną do konsumpcji, podwieszone do jednoszynowego
transportera biegnącego nad komorą. Pojemniki przemieszczają się
przez komorę zygzakowatym torem wokół wieszaka z radioaktywnymi
prętami, aby umożliwić dotarcie promieni gamma do wszystkich
zakątków.(3) Czas napromieniowywania jest różny: świeże truskawki są
poddawane temu procesowi przez 5 do 8 minut, natomiast w przypadku
mrożonych kurczaków trwa to aż 20 minut.
Przekrój przez napromiennik kobaltowy
W nowoczesnych napromiennikach żywność
można ładować do nich na standardowych paletach. Kiedy już znajdzie
się ona w środku, otrzymuje wymaganą porcję promieniowania, czyli
ilość promieni wchłoniętą przez żywność wewnątrz komory
napromieniowywania. Dawka ta jest zazwyczaj mierzona w jednostkach
noszących nazwę gray (Gy). Poprzednio jednostka napromieniowania
nosiła nazwę rad (1 Gy = 100 radów).(4)
PROMOTORZY NAPROMIENIOWYWANIA ŻYWNOŚCI
Badania dotyczące napromieniowywania
żywności rozpoczęto na początku XX wieku, jednak tak naprawdę
problemem tym zajęto się dopiero po drugiej wojnie światowej, kiedy
to amerykańska armia zaczęła prowadzić intensywne badania w ramach
lansowanego przez prezydenta Eisenhowera programu pod nazwą „Atom w
służbie pokoju”. Jego celem było konserwowanie żywności, tak aby
oddziały liniowe mogły otrzymywać zawsze „świeże” pożywienie.
Większość rozwiniętych krajów prowadziło swoje własne badania w
zakresie napromieniowywania żywności.
W latach siedemdziesiątych pojawiła się
dobrze zorganizowana i finansowana kampania promująca
napromieniowywanie żywności jako dopuszczalne narzędzie w procesie
jej wytwarzania.
Głównymi graczami, którzy kształtują
program napromieniowywania żywności, są agendy Organizacji Narodów
Zjednoczonych, ponadnarodowe spółki wytwarzające żywność i twórcy
rządowych przepisów. W czołówce zwolenników napromieniowywania
znaleźli się czterej kluczowi członkowie„rodziny” Narodów
Zjednoczonych: Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej, Organizacja
do spraw Żywności i Rolnictwa(FAO), Światowa Organizacja Zdrowia (WHO)
i Światowa Organizacja Handlu (WTO)(.5)
FAO i WHO argumentują, że proces
napromieniowywania jest konieczny do walki z głodem oraz w celu
ograniczenia przypadków zatruć pokarmowych. FAO twierdzi, że poprzez
zabicie szkodników i mikroorganizmów napromieniowanie zmniejszy
straty powstające podczas magazynowania i pomoże w ten sposób w
zwiększeniu całorocznych dostaw „zdrowej” żywności. D
dy na
poparcie tego twierdzenia są bardzo wątłe i można z równym
powodzeniem twierdzić, że znacznie więcej dałoby się uzyskać poprzez
poprawę procesu wytwarzania oraz wyposażenie magazynów w środki
uniemożliwiające dostęp gryzoni i innych szkodników do
przechowywanej w nich żywności.
WHO jest entuzjastycznym zwolennikiem
napromieniowywania żywności jako środka umożliwiającego zmniejszenie
liczby chorób pokarmowo pochodnych. Wiele składników łańcucha
pokarmowego zostało skażonych takimi organizmami, jak salmonella, i
koszt odkażenia całego procesu byłby ogromny. Jest to szczególnie
widoczne w przypadku choćby drobiu. W wyniku zaniedbań wiele krajów
dopuściło do skażenia salmonellą procesu wytwarzania drobiu.
Organizm ten ma charakter endemiczny dla środowiska farm drobiu.
Zasiedla nie tylko materiał hodowlany, ale również pomieszczenia i
środki transportu. Zamiast prób wprowadzenia właściwego reżymu
hodowlanego oraz upewnienia się, że stado jest wolne od salmonelli i
stale utrzymywane w tym stanie, łatwiej dopuścić do wysokiego
stopnia skażenia, a następnie zastosować napromieniowanie drobiu w
celu zabicia tych zarazków.(6)
W latach 70-tych Międzynarodowa Agencja
Energii Atomowej połączyła swoje siły z FAO i WHO i zawłaszczyła
rządy nad globalną polityką żywieniową. Te trzy organizacje
utworzyły Połączony Komitet Ekspertów ds. Napromieniowywania
Żywności (Joint Expert Committee on Food Irradiation; w skrócie
JECFI), któremu powierzono zbadanie ,zdrowotności procesu
napromieniowywania żywności”. Wśród jego członków znaleźli się
między innymi przedstawiciele USA, Australii i Indii.
W roku 1976, a następnie w roku 1980 JECFI
oświadczył, że napromieniowanie dowolnego rodzaju żywności dawką nie
przekraczającą 10 kilograyów nie stanowi żadnego niebezpieczeństwa
ani nie rodzi jakichkolwiek problemów żywieniowych lub
mikrobiologicznych.(7) Wniosek ten ogłoszono, mimo iż nigdy nie
przeprowadzono wyczerpujących badań wpływu długoterminowej diety
składającej się z napromieniowanej żywności.
W roku 1983 zalecenia JEFCI zostały
przyjęte przez Codex Alimentarius Commission, połączony organ FAO i
WHO, jako międzynarodowa „norma”. Codex jest organem służącym
harmonizowaniu międzynarodowych praw do- tyczących handlu żywnością,
ułatwiających poszczególnym krajom i przedsiębiorstwom prowadzenie
importu i eksportu żywności. Codex z definicji sprzeciwia się
narodowym i miejscowym ograniczeniom, oznakowaniom i preferencjom.
Do narodowych komitetów Codexu wyznaczani
są z reguły konsultanci reprezentujący ponadnarodowe spółki
żywnościowe oraz przedstawiciele przemysłu żywieniowego. Szefem
Codexu jest obecnie Tom Billy, szef Departamentu Bezpieczeństwa i
Nadzoru Żywności Pochodzenia Rolniczego Stanów Zjednoczonych,
człowiek odpowiedzialny za rozprzężenie przemysłu mięsnego w USA.8
Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej
koordynuje działalność Międzynarodowego Zespołu Konsultacyjnego ds.
Napromieniowywania Żywności (ICGFI), który składa się obecnie z 39
członków rekrutujących się z rządów stosujących napromieniowywanie
żywności lub zainteresowanych tych procesem.(9) ICGFI promuje
stosowanie napromieniowywania po- przez odpowiednie wydawnictwa i
organizowanie stosownych seminariów, spotkań i konferencji prasowych
na całym świecie, które mają na celu ukazywanie rzekomych zalet
napromieniowywania.(10)
W roku 1997 Światowa Organizacja Zdrowia (WHO)
wypuściła programowe oświadczenie prasowe w sprawie
napromieniowywania żywności, deklarując w nim, że„nie należy
wprowadzać żadnych ograniczeń w stosunku do żywności
napromieniowanej dawkami większymi od zalecanego obecnie przez Codex
Alimentarius Commission górnego pułapu w wysokości 10kGy
[10kilograyów]”. I dalej czytamy: „...rzeczywista ilość
zastosowanego promieniowania jonizującego ma znaczenie
drugorzędne... można stosować dawki wynoszące nawet 75 kGy, jak to
się już czyni w niektórych krajach, i wynik będzie taki sam - żywość
będzie bezpieczna, zdrowa i będzie posiadała odpowiednie
składniki... biorąc pod uwagę te zachęcające wnioski Światowa
Organizacja Zdrowia ma nadzieję, że napromieniowywanie żywności
zyska obecnie na popularności jako środek poprawy jej
bezpieczeństwa”.(11)
ŻYWNOŚĆ TRAKTOWANA PROMIENIOWANIEM
JONIZUJĄCYM
Zakładając, że napromieniowywanie jest pod
właściwą kontrolą, poddawana mu żywność nie powinna być
promieniotwórcza. Wysokoenergetyczne promieniowanie jonizujące może
jednak spowodować, że bombardowany nim materiał stanie się
promieniotwórczy. Ważne jest więc, aby do napromieniowywania
żywności używano jedynie promieniowania jonizującego o niskiej
energii. Gdyby źródło promieniowania uległo uszkodzeniu, żywność
mogłaby ulec radioaktywnemu skażeniu. W ośrodkach napromieniowywania
należy więc zachować najwyższą ostrożność.
Przy napromieniowywaniu żywności można
uzyskać następujące efekty:
Raduryzacja - proces napromieniowywania
dawkami poniżej 1kGy pozwalający powstrzymać kiełkowanie między
innymi takich warzyw jak ziemniaki i cebula. W przypadku owoców
opóźnia dojrzewanie, co pozwala je dłużej przechowywać i
transportować na duże odległości. Proces ten pozwala też zabijać
szkodniki w przyprawach i różnych ziarnach, np. pszenicy i ryżu.
Radycydacja - proces napromieniowywania
dawkami między 1 i 10kGy pozwalający ograniczyć liczbę
mikroorganizmów, takich jak drożdże, pleśnie i bakterie, które są
przyczyną psucia się żywności, w stopniu umożliwiającym znaczne
wydłużenie okresu ich przechowywania oraz zmniejszenie ryzyka
wystąpienia zatruć pokarmowych.
Radappertyzacja - proces napromieniowywania
dawkami powyżej 10 kGy umożliwiający całkowitą sterylizację, czyli
zabicie wszystkich bakterii i wirusów. Stosuje się go głównie do
produktów mięsnych, co pozwala na praktycznie nieskończenie długi
okres ich przechowywania.
{Źródło: T. Webb, T. Lang (Londyńska
Komisja ds. Żywności)The Food Irradiation: The Facts
(Napromieniowywanie żywności - fakty )Thorsons Publishing Group,
1987]
CO SIĘ DZIEJE Z NAPROMIENIOWANĄ ŻYWNOŚCIĄ?
Ci, którzy myślą, że zamiast liczników
kalorii będą musieli stosować liczniki Geigera-Müllera, mogą się nie
martwić! Eksperci twierdzą, że napromieniowana żywność nie staje się
radioaktywna, zaś napromieniowanie jest procesem całkowicie
bezpiecznym. Ich wnioski w sprawie
napromieniowywania żywności są zawsze wyrażane w kategoriach zalet i
bezpieczeństwa napromieniowanej żywności. Niejasności co do
bezpieczeństwa nigdy nie pojawiają się w raportach między-
narodowych organizacji optujących za napromieniowywaniem. Jeśli w
ogóle mówi się w nich o zmianach chemicznych, to zbywane są one
zawsze stwierdzeniem, że są one „mało istotne” lub znacznie mniejsze
od tych, jakie występują w innych procesach przetwarzania żywności.
Podczas gdy chemiczne zmiany są podobne do
tych zachodzących w innych procesach przetwarzania żywności, ilości
wytworzonych związków chemicznych różnią się znacznie. Kiedy
promieniowanie uderza w żywność lub inny materiał, zmienia jego
energię. Te zmiany mogą powodować ogrzanie, tak jak w przypadku
przygotowywania potraw w kuchence mikrofalowej. Przy pewnym poziomie
energii promieniowanie jest w stanie wybić elektrony z atomów
materiału, który jest bombardowany. Molekularna struktura
bombardowanego pożywienia zostaje w czasie napromieniowywania
naruszona i tworzą się wolne rodniki, które mogą wchodzić w reakcje
z żywnością i tworzyć nowe substancje chemiczne, zwane produktami
radiacyjnymi. O niektórych z nich wiadomo, że są rakotwórcze, na
przykład benzen, który powstaje w napromieniowanym mięsie wołowym.
Są też i takie, które powstają tylko podczas napromieniowywania.
Chociaż napromieniowanie może zabić
bakterie, nie usunie toksyn przez nie wytworzonych. Wzmożone
wytwarzanie aflatoksyn w wyniku napromieniowania zaobserwowano po
raz pierwszy w roku 1973 (12) i potwierdzono w latach 1976 i 1978.
Aflatoksyny to bardzo silne związki powodujące raka wątroby.W
wyniku napromieniowania niszczone są witaminy A, C, D, E, K oraz
niektóre witaminy z grupy B, zwłaszcza B1, B2, B3, B6 i B12. Ilość
zniszczonych witamin zależy od rodzaju żywności i dawki
promieniowania. Soki owocowe tracą więcej niż świeże owoce, zaś te
ostanie więcej niż jarzyny, ziarno i produkty mięsne.(13)
Napromieniowanie zmienia azotany w azotyny
w zależności od dawki promieniowania. Mutageneza (formowanie lub
rozwój mutacji - przyp. tłum.) jest wprost proporcjonalna do
koncentracji azotynu. Azotyn jest molekułą czynną chemicznie
reagującą z kwasami nukleinowymi i różnymi aminokwasami zawartymi w
proteinach, która tworzy znaną rodzinę związków rakotwórczych,
noszących ogólną nazwę nitrozamin. Udowodniono, że są one zdolne do
wywoływania raka u ludzi.
Entuzjaści napromieniowywania twierdzą, że
proces ten zmniejsza ilość stosowanych, szkodliwych dodatków do
żywności. (Interesujące, nieprawdaż? Przecież zawsze nam wmawiano,
że dodatki do żywności są nieszkodliwe). Rzecz w tym, że
napromieniowywanie powoduje w rzeczywistości konieczność stosowania
ekstra dodatków, które mają na celu ograniczanie niepożądanych
efektów.Tymi dodatkami są: azotyn sodu, siarczan sodu, kwas
askorbinowy, BHA (biały, woskowaty fenolowy przeciwutleniacz
C11H16O2stosowany do przechowywania tłuszczów i olejów, głównie
zawartych w pożywieniu - przyp. tłum.), BHT (krystaliczny fenolowy
przeciwutleniacz C15H24O stosowany do przechowywania tłuszczów i
olejów, głównie zawartych w pożywieniu - przyp. tłum.), bromek
potasu, trójfosforan sodu, chlorek sodu i glutation.
Pewne rodzaje żywności, zwłaszcza mleko i
inne produkty nabiałowe, źle znoszą napromieniowywanie. Często można
spotkać się z takimi terminami, jak„kredowe”, „przypalone”,
„łojowate” lub„spalona wełna”, którymi opisywany jest smak i zapach
napromieniowywanego mleka, natomiast o napromieniowanym mięsie mówi
się, że śmierdzi „zmokłym psem”. Napromieniowane tłuszcze są
opisywane jako „stęchłe” lub „orzechowe”.(14)
Stosowanie dodatków nie ogranicza się do
przypadków, w których po zastosowaniu wysokich dawek promieniowania
stają się wyczuwalne odrażające zapachy. Mogą być one używane
również w przypadku niskich dawek w celu niedopuszczenia do utraty
koloru oraz powstania innych niepożądanych efektów, takich jak
krwawienie i rozpad tłuszczów w mięsie.
Rozwijane są też inne formy wykorzystania
promieniowania. Konsumenci mają prawo czuć się zaniepokojeni
procesem noszącym nazwę zimna pasteryzacja, w którym za pomocą
wiązki elektronów pasteryzuje się mleko i soki owocowe.(15) Badana
jest również możliwość wykorzystania promieni rentgenowskich zamiast
wiązki elektronów, poza tym wprowadzane są nowe technologie
akceleratorowe, które umożliwiają zamianę wiązki elektronów na
promienie rentgenowskie w celu zwiększenia przenikania do wnętrza
pożywienia.(16)
WĄTPLIWOŚCI CO DO NIESZKODLIWOŚCI
NAPROMIENIOWYWANEJ ŻYWNOŚCI
Nieszkodliwość długoterminowej diety
złożonej z napromieniowanej żywności nigdy nie została udowodniona.
Jedno z badań, często cytowane w literaturze sprzyjającej idei
napromieniowywania, ale zawsze bez podania źródła i odnośników,
przeprowadzono na początku lat osiemdziesiątych. Badania cytowane w
broszurze IAEA zatytułowanej Fakty na temat napromieniowywania
żywności(17)obejmowały 400 „ochotników”,którzy spożywali
napromieniowane pożywienie przez okres od 7 do 15 tygodni i
stanowili część ośmiu oddzielnych badań prowadzonych w Chinach. U
ochotników nie zaobserwowano rzekomo„więcej nieprawidłowości
chromosomalnych” -wczesnego stadium ostrzegającego przed możliwością
rozwinięcia się raka- niż u tych, którzy spożywani żywność nie
napromieniowaną.
Kolejne badania cytowane są w ekspertyzie
przedstawionej w czasie przesłuchań prowadzonych przez Kongres USA w
czerwcu 1987 roku w sprawie napromieniowywania żywności.18 Badania
cytowane przez dra George’a L. Tritscha, specjalistę ds. raka z
Roswell Park Memorial Institute podległego Nowojorskiemu Wydziałowi
Zdrowia, były prowadzone w roku 1975 i zostały udokumentowane w
American Journal of Clinical Nutrition.(19) Hinduscy uczeni
zainteresowali się wpływem napromieniowanej żywności na
niedożywionych ludzi. Badania przeprowadzono na grupie dziesięciu
dzieci cierpiących na niedożywienie białkowo-kaloryczne, czyli ostry
brak protein. Dzieci podzielono na dwie grupy, po pięć w każdej.
Przed rozpoczęciem badań pobrano od nich próbki krwi jako bazę
odniesienia. Jedna z grup stanowiła grupę kontrolną, a drugą poddano
eksperymentowi. Dzieci karmiono identycznym pożywieniem, z tą tylko
różnicą, że grupa eksperymentalna otrzymywała produkty poddawane
napromieniowaniu na krótko przed spożyciem dawką 0,75 kGy, czyli
zalecaną do dezynfekowania ziarna. Po czterech tygodniach ponownie
pobrano od nich próbki krwi i u czterech z pięciu dzieci
spożywających napromieniowaną pszenicę wykryto wyraźną
poliploidalność (obecność kilku zestawów chromosomów w komórce-
przyp. tłum.) oraz inne nienormalne komórki.(20) Po sześciu
tygodniach pobrano raz jeszcze próbki krwi z grupy eksperymentalnej
i okazało się, że w porównaniu z poprzednimi wynikami nastąpił u
nich wyraźny wzrost liczby poliploidalnych komórek w limfie. U
dzieci z grupy kontrolnej nie wykryto zdegenerowanych komórek przez
cały okres trwania doświadczeń.
Aby nie narażać dzieci z grupy
eksperymentalnej na ewentualne dalsze uszkodzenia, zdecydowano się
na przerwanie eksperymentu. Badający zdali sobie sprawę, że
zdrowotność świeżo napromieniowanej pszenicy jest problematyczna.
Zamiast dalej podawać pszenicę po dwóch lub trzech tygodniach od
momentu jej napromieniowania, magazynowano ją przez 12 tygodni przed
podaniem jej nowej grupie pięciorga dzieci. Tym razem komórki
poliploidalne pojawiły się po raz pierwszy po upływie sześciu
tygodni. Po odstawieniu napromieniowanej pszenicy, krew dzieci
wróciła do normy dopiero po 24 tygodniach, na co wskazywało
zniknięcie wszystkich nienormalnych komórek. Zwolennicy
napromieniowywania usiłowali odrzucić wyniki tych badań,
argumentując, że do eksperymentu włączono za mało osób.
Różne dawki promieniowania wytwarzają różne
ilości radio- litów(produktów„korozji” radiacyjnej - przyp. tłum.) i
różne związki chemiczne. W wyniku napromieniowania tylko jednego
rodzaju molekuł może powstać ogromna liczba nowych związków. Ile
zatem może ich powstawać w tak złożonym układzie, jakim jest
pożywienie. Teoretycznie nie można przewidzieć charakteru i liczby
nowych związków, które różnią się w zależności od rodzaju pożywienia
oraz pory roku i miejsca, w którym zostały wytworzone.
W latach 70-tych amerykański Urząd ds.
Żywności i Leków (FDA) zakwestionował nieszkodliwość produktów
napromieniowywanych i dokonał w oparciu o dane pochodzące z
wojskowego programu badawczego przeglądu około 250 badań dotyczących
substancji powstałych w napromieniowanej żywności. Jak się okazało,
wykryto w niej około 65 łatwo przechodzących w stan lotny substancji
(FDA skoncentrował swoją uwagę na substancjach łatwo parujących,
ponieważ istniało prawdopodobieństwo ich większej toksyczności niż
substancji bardziej stabilnych). 23 takie substancje znaleziono
również w produktach poddanych procesowi obróbki cieplnej (lub
gotowanych), zaś 36 w innych produktach żywnościowych nie
poddawanych napromieniowaniu. Tylko sześciu nie udało się znaleźć w
literaturze naukowej jako substancji identycznych z zawartymi w
żywności, chociaż były one podobne do tych ostatnich. Zawartość tych
sześciu substancji w żywności to około trzy miligramy na kilogram,
co w przełożeniu na bardziej obrazowy język oznacza, jak to określił
FDA, „trzy krople wody w basenie pływackim”, oddalając w ten sposób
jednym pociągnięciem pióra wszelkie obawy w tej materii.(21)
Entuzjaści napromieniowywania twierdzą, że
proces ten zmniejsza ilość stosowanych, szkodliwych dodatków do
żywności. (Interesujące, nieprawdaż? Przecież zawsze nam wmawiano, że
dodatki do żywności są nie szkodliwe).