NOWA ERA

SERCE I INTUICJA DROGĄ
DO POZYTYWNYCH ZMIAN
(CZĘŚĆ 2)
LINK! DO CZĘŚCI 1

Większość z nas obawia się podjęcia zmiany jakiegokolwiek aspektu swojego życia, nie mówiąc już o tym, aby do nich świadomie dążyć. Zmiana kojarzy się z wysiłkiem i niepewnością, ale przede wszystkim strachem. Wolimy bowiem „znane piekło od nieznanego nieba”.

Często bywa tak, że zmiany przychodzą do nas nieoczekiwanie i wtedy wydaje się nam, że nie jesteśmy na nie przygotowani, że im najzwyczajniej w świecie nie sprostamy. Jest to punkt zwrotny i tylko od nas zależy jak go zinterpretujemy, jak na niego zareagujemy. Możemy przyjąć postawę ofiary lub „poddać się Woli Bożej” czyli „popłynąć” na fali zmian.

Pamiętajmy, że większość zdarzeń (interpretowanych przez umysł jako negatywne), które się nam przytrafiają są skutkiem nieświadomości, a ich twórcą jest nasze ego. Przejawia ono swoją obecność, kiedy stawiamy opór przed zastaną rzeczywistością, jesteśmy żądni władzy i wpływów, przejawiamy zachłanność, uparcie bronimy swoich przekonań, atakujemy, oskarżamy, nie uwzględniając odmiennych poglądów. Często sami nie rozumiemy, dlaczego dana sytuacja wyzwala w nas tyle negatywnych emocji i niepożądanych reakcji. Bywa też i tak, że permanentny opór ze strony ego blokuje przepływ energii w naszym ciele, powodując blokady, które przejawiają się w postaci chorób somatycznych.

Szkoda, że dopiero skrajne sytuacje życiowe takie jak: choroba czy wypadek, zmuszają nas do wprowadzenia istotnych zmian w naszym życiu. Odczuwamy rozgoryczenie, często obwiniamy najbliższych lub „Siłę Wyższą” za nasze niepowodzenia, nie dostrzegając w tych gorzkich doświadczeniach boskiego porządku. Dopiero po pewnym czasie dochodzimy do wniosku, że owe wydarzenia były niezbędne, abyśmy „coś” zrozumieli, docenili, być może uzdrowili i zaczęli od początku.

Właśnie wtedy następuje moment, w którym poddajemy się Woli Bożej, zaczynamy ufać w boski porządek, poddając się przekonaniu, że nie otrzymamy od Boga nic ponadto, czego nie jesteśmy w stanie udźwignąć w danym momencie istnienia.

Zaczynamy odnawiać więź z wewnętrznym Ja, budząc świadomość i wyzwalając się spod dyktatu programów umysłu. I co się okazuje? Otóż całe „zło” znika, nie jest już naszym doświadczeniem, gdyż przestajemy koncentrować się na codziennym negatywizmie. Nie tworzymy już dramatu i nie chcemy w nim uczestniczyć. Stajemy się spokojniejsi, a nasze życie nabiera harmonii.

Zmieniają się priorytety, praca zawodowa, zainteresowania, a z naszego życia znikają ludzie, którzy jeszcze do niedawna byli nam bardzo bliscy i bez których nie wyobrażaliśmy sobie spotkania towarzyskiego lub wspólnych wakacji. Natomiast w naszym otoczeniu, jak spod ziemi, zaczynają pojawiać się Istoty, które rezonują na tych samych częstotliwościach, które sprawiają wrażenie znajomych. Każde kolejne spotkanie z nowymi przyjaciółmi obfituje w wymianę życiowych doświadczeń, ale przede wszystkim energii, która motywuje do działania i potwierdza, że jesteśmy na dobrej drodze do życia w bezwarunkowej miłości, harmonii i obfitości. Przemyślenia te zrodziły się z mojego doświadczenia.

W chwili, kiedy zaczęłam świadomie obserwować wszystko, co się dzieje, zrozumiałam przyczyny, dla których określone wydarzenia miały miejsce w moim otoczeniu i odkryłam cechę, przekonanie lub jeszcze „coś” innego, co je do mnie przyciągnęło.

Teraz już świadomie dostrzegam lekcje, jakie stoją za każdym doświadczeniem i nawet jeśli spotyka mnie coś nieprzyjemnego, to doskonale wiem, że jest mi to koniecznie potrzebne do uzdrowienia swej istoty na głębszym poziomie. Często dochodzę do przekonania, że już w danej sferze życia wszystko „uleczyłam”, a tu paradoksalnie nagle doświadczam sytuacji, która znowu uświadamia mi, iż to nie koniec mojej wędrówki i że rozwój osobisty to „zajęcie na całe życie”. Sytuacje te, często szokujące, powodują, że moje serce zaczyna wypełniać uczucie wdzięczności do każdej istoty ludzkiej, w której staram się dostrzegać przejaw boskości.

Ponadto owe doświadczenia nauczyły mnie również jasno i stanowczo wyrażać swoje poglądy, nie wkładając niepotrzebnej energii, przy czym nie przybieram postawy obronnej ani zaczepnej.

Myślę, że jest to niezwykle istotna umiejętność, bowiem mam świadomość, że wokół mnie jest jeszcze sporo istot ludzkich, które nieco inaczej postrzegają rzeczywistość, a których serca są równie mocno spragnione miłości, co moje.

Często zastanawiałam się w jaki sposób mogę pomagać ludziom, mając jednocześnie na uwadze własne bezpieczeństwo. Zadawałam to pytanie podczas codziennych medytacji i oczywiście otrzymałam odpowiedź. Metoda ta jest niezawodna i sprawdzona.

Jeżeli chcemy, aby nasze życie było przepełnione Łaską Bożą, wystarczy, że w każdym momencie życia będziemy kierowali się sercem i intuicją. Magnetyzm serca będzie prowadził nas w kierunku odpowiednich ludzi, wydarzeń i sytuacji, a intuicja zmotywuje do działania. Jestem przekonana, że nie warto rezygnować z tych wspaniałych, życiowych drogowskazów. Dzisiaj już wiem, że serce w połączeniu z intuicją i szczerą modlitwą potrafią „zdziałać cuda”.

Niniejsze rozważania stanowią kontynuację refleksji, zawartych w artykule JEDYNĄ STAŁĄ JEST ZMIENNA, jak również są wynikiem mojej nowej postawy - bycia świadomym obserwatorem rzeczywistości. Bez wątpienia nie jest ona jedynym sposobem do pełniejszego życia. Jest jedynie MOIM doświadczeniem, którym pragnę się z wami podzielić.

Ilona