NATURALNE LECZENIE

CHLEB I WODA

Od wieków są fundamentem, na którym opiera się nasze żywienie. Dzięki nim możemy tworzyć różne kombinacje smakowe i zdrowotne. Chleb z masłem i czosnkiem, marmoladą, smalcem z cebulką. Woda źródlana do gaszenia pragnienia w upały, woda z sokiem malinowym... Tym razem będzie o tych "niezbędnikach" w ich czystej postaci. Na ten temat pokutuje wiele prawdziwych i fałszywych mitów.

Chleb. Starsze pokolenie pamięta jeszcze smak prawdziwego żytniego chleba na zakwasie. Piekło się go nierzadko w domu, z nieoczyszczonej mąki, bogatej w składniki odżywcze i błonnik. Zakwas zawierający naturalne drożdże i szczepy bakterii poprawiał perystaltykę jelit, oczyszczał organizm z toksyn i związków rakotwórczych, pobudzał trawienie. Miał piękny kolor dzięki ciemnej mące i zachowywał świeżość nawet do 10 dni.

Tradycyjny wypiek chleba wymaga sporo pracy, co ma wpływ na jego cenę. Pewnie dlatego od kilkunastu lat piekarnie oferują nam chleb-oszukaniec. Przepis: mąka pszenna, suche drożdże i dużo chemii (spulchniacze, wybielacze, sztuczne kwasy, przyspieszające fermentację mąki, konserwanty, odpleśniacze), a na koniec karmel dla koloru. Taki chleb już następnego dnia po zakupie staje się niejadalny.

Ponieważ w Polsce na dobrą sprawę nie ma obowiązującej normy, określającej, co to jest chleb, piekarzem może być każdy, kto chce rozkręcić interes. Tymczasem, jeśli chcemy być zdrowi, warto szerokim łukiem omijać półki z takim produktem w supermarketach i poszukać sklepów zaopatrywanych w chleb z małych piekarni. Na szczęście jeszcze się ich trochę w kraju ostało. Mniej w dużych miastach, więcej na prowincji. Ci, którzy odwiedzają Suwalszczyznę, mają możność delektowania się prawdziwym chlebem i to w kilku gatunkach. Bliskość Litwy, słynącej też z tradycyjnego pieczywa, sprzyja zdrowej konkurencji na rynku piekarniczym całego Podlasia. W sezonie turystycznym przybysze z całej Polski, zasmakowawszy tutejszego chleba, przywożą go jako "gościniec" dla najbliższych. Podobno drugą enklawą pieczywa na zakwasie jest Lubelszczyzna.

- Kwas mlekowy w ciemnym żytnim chlebie - mówią lekarze i dietetycy - poprawia przyswajanie wapnia i żelaza, łagodzi schorzenia żołądka i stany zapalne jelita grubego. Zalecany jest przy schorzeniach wątroby, nerek i trzustki. Jak rozpoznać, czy pieczywo, które kupujemy, nie jest "oszukane"? Prawdziwy chleb powinien mieć na etykietce tylko mąkę, wodę, zakwas i sól. Czerwone światło zapala się nam wtedy, gdy w jego składzie widnieją symbole E322, E330 (to sztuczne zakwaszacze), E471, E300 (a to polepszacze). Wybierając chleb, warto też sprawdzić, czy na opakowaniu podany jest numer mąki. Im wyższy, tym mąka zdrowsza. Najlepsza jest: grahamka, razowa i z pełnego przemiału. Jeśli nie uda się nam "upolować" prawdziwego chleba, idźmy na kompromis: zamiast pszennego, wybierzmy żytni. Jest on znacznie zdrowszy. Podobnie jak pumpernikiel. Piecze go się ze śruty żytniej, bez drożdży, ale z dużą ilością błonnika, nie bez racji uznawanego za "wyszczuplaczach sylwetki. Dla osób źle trawiących chleb pełnoziarnisty dobry jest graham.

Ze Szwecji przywędrowało do nas przed laty pieczywo chrupkie (słynna Wasa). Teraz wytwarzają je też polskie firmy (np. Sońko). Jeśli się na nie decydujemy, najlepiej kupować te z mąki z pełnego przemiału, wzbogacone ziarnami słonecznika, siemienia lnianego, sezamu itp. Osoby dbające o linię powinny jednak wiedzieć, że wbrew powszechnym opiniom, pieczywo chrupkie jest bardziej kaloryczne od prawdziwego chleba. Dla porównania: kromka żytniego razowego chleba to 233 kalorie, a żytniego chrupkiego - 353. Dietetycy uważają, że prawdziwy chleb nie tuczy, bo się go długo żuje i długo trawi, co sprawia, że jedna lub dwie kromki sycą nas na kilka godzin. Chleb suchy (co nie znaczy - suszony) jest zdrowszy od świeżego.

Pieczywa "prosto z pieca", choć pięknie pachnie, powinny unikać osoby o wrażliwym układzie pokarmowym. W zakwasie, oprócz kwasu mlekowego, który korzystnie działa na żołądek i jelita, jest też kwas octowy, mniej przyjazny dla naszego przewodu pokarmowego. Ten kwas się szybko ulatnia: nie ma go już w chlebie wystudzonym.

Woda, tak jak chleb, powinna dostarczać naszemu organizmowi niezbędne składniki odżywcze: wapń, magnez i potas. Woda wodzie nierówna. Źródlana, do której mamy zaufanie, bo, jak głoszą reklamy, pochodzi z wnętrza ziemi, a więc jest naturalna, zawiera niewiele wspomnianych składników. Wskazana jest dla dzieci i to tylko do szóstego miesiąca życia. Znacznie zdrowsze są wody mineralne. Lekarze zalecają picie średniozmineralizowanych, o małej zawartości sodu i dużej wapnia. Przy wyborze wody mineralnej należy mniej sugerować się jej ponętną nazwą, a bardziej wyliczonymi na etykiecie składnikami.

Jedne wody mają zaledwie 200 miligramów cennych minerałów, a inne - tysiące (na przykład leczniczy Zuber aż 23 tysiące w litrze). Najzdrowsze wody mineralne mają ich powyżej 1000 mg w litrze. Dobrze, jeśli na tę wartość przypada: magnezu powyżej 50 mg/litr, wapnia - powyżej 150 mg, siarczanów - powyżej 250 mg, wodorowęglanów - powyżej 600 mg w litrze. Dużo takiej wody powinny pić osoby cierpiące na nadkwasotę. Chorzy na nadciśnienie, cukrzycę lub serce niech lepiej unikają wody z zawartością sodu powyżej 200 mg. Sód zatrzymuje wodę w organizmie i podwyższa ciśnienie krwi. W czasie upałów najlepsze są wody zwierające powyżej 1000-1500 mg minerałów w litrze. Takie wody zalecane są też dla sportowców, kobiet w ciąży i matek karmiących.

Minimalna dawka płynów dla naszego organizmu to cztery szklanki wody plus cztery szklanki innych napojów (kiedy jest gorąco, te normy idą w górę). Jeśli wśród tych ostatnich preferujemy wody smakowe, które zawierają sztuczne aromaty, dużo cukru (często też sztucznego), nierzadko - konserwanty, warto wiedzieć, że dodają nam one kilogramów. W litrze czystej wody jest zero kalorii, a smakowa może ich mieć nawet 200.

Na co dzień w gospodarstwie domowym, do przyrządzania posiłków, mycia, sprzątania, używamy tzw. kranówy. Kiedyś mówiono, że zawiera całą tablicę Mendelejewa, z przewagą tych trujących. Ostatnio z jakością wody z kranu jest znacznie lepiej, co nie znaczy, że dobrze. Wodociągi miejskie podają okresowo do publicznej wiadomości (w prasie) aktualny jej skład w odniesieniu do obowiązujących norm. Ci, którzy nie śledzą tych raportów, oceniają kranówę empirycznie. Bywa, że jest zbyt "żelazista" lub pachnie środkami uzdatniającymi.

Osoby ze skłonnością do alergii skarżą się, że po umyciu twarzy, psuje im się cera, a i reszta ciała nie najlepiej znosi kontakt z wodą bieżącą z kranu. Wielu z nas ogranicza więc jej używanie do prac gospodarczych. Do parzenia herbaty i kawy, a niektórzy nawet do gotowania zup, stosują wodę oligoceńską, a do higieny szczególnie wrażliwych rejonów skóry - hyperalergiczne mleczka kosmetyczne. Znacznie tańsze jest używanie do tych celów przegotowanej wody z kranu: w wysokiej temperaturze ginie bowiem to w niej, co może nam zaszkodzić. Podobną rolę spełnia filtr umieszczony przy kranie. Aby był skuteczny, należy pamiętać o regularnej wymianie jego wkładów.