NASZE ŻYCIE JEST JAK NASZ ODDECH
(NAPISY PL) (VIDEO)
Film
opowiada historię fikcyjnego mnicha, zwanego Nyanadharo,
który wprowadza nas w codzienne życie w klasztorne leśnej
tradycji w Tajlandii. Możemy dzięki temu dowiedzieć się czym
jest medytacja buddyjska i na czym polega filozofia tej
religii, jakie są zwyczaje mnichów i lokalnej społeczności.
Jesteśmy świadkami podróży mnicha do siostrzanego klasztoru
w parku narodowym nieopodal rzeki Mekong, na granicy z
Laosem. Jednym z ważniejszych wydarzeń opowiedzianych w
filmie, jest odosobnienie w zachodniej części kraju, bardzo
blisko granicy z Birmą (Myanmar). Widz jest świadkiem, jak
opat klasztoru, z pochodzenia Kanadyjczyk, angażuje się w
walkę o ochronę środowiska, aby zachować ostatnie połaci
dżungli w Tajlandii.
Głównym klasztorem mnichów leśnej tradycji jest Wat Pah
Nanachat, który został założony w 1975 roku przez znanego
buddyjskiego mistrza medytacji, Ajahn Chah, dla
zwiększającej się liczby swoich uczniów z Zachodu. Pod jego
kierownictwem powstało ponad 100 klasztorów na całym
świecie, niektóre z nich w krajach zachodnich, takich jak
Anglia, Australia, Nowa Zelandia, Szwajcaria, Włochy i USA.
W Anglii istnieją 4 klasztory w tej tradycji.
(Aby włączyć napisy
uruchom wideo i na dole z prawej strony wciśnij "prostokącik")
Nasze
życie jest jak nasz oddech
Buddhaṃ saraṇaṃ gacchāmi.
Przyjmuję schronienie w Buddzie, Nauczycielu najwyższej
Prawdy.
Dhammaṃ saraṇaṃ gacchāmi.
Przyjmuję schronienie w Dhammie, w ostatecznej, uniwersalnej
Prawdzie.
Saṅghaṃ saraṇaṃ gacchāmi.
Przyjmuję schronienie w Saṅdze, szlachetnej społeczności
buddyjskich mnichów.
Tak przedstawia się ścieżka wiodąca do buddyzmu. Damy tu
odpowiedź także tym, którzy chcą stać się buddystami. Jestem
mnichem buddyjskim, moje imię brzmi Nyanadharo, co [w
pāḷijskim] znaczy "dzierżyciel wiedzy". Pochodzę z Europy i
gdy opuszczałem swój kraj, nie miałem pojęcia że wyląduję
tutaj. Po prostu, pewnego dnia zdałem sobie sprawę, że
brakuje mi wewnętrznego spokoju i zadowolenia. Pomimo że
byłem zwykłym człowiekiem, z przeciętnymi sukcesami w sferze
zawodowej, życie zdawało mi się w pewien sposób puste,
jakbym potrzebował znaleźć jakiś sens tego wszystkiego.
Zawsze fascynowała mnie Południowo-wschodnia Azja ze
starożytną kulturą i egzotycznym pięknem. Można być
zaskoczonym przyjacielskością i naturalnym spokojem Tajów,
przymiotami, które prawdopodobnie wywodzą się z ich religii.
Warto wiedzieć, że kiedy pierwszy raz dotarłem do Bangkoku
było to coś zupełnie innego niż się spodziewałem. Powitały
mnie zakorkowane ulice, dławiące zanieczyszczenie powietrza
i nieznośny upał - było to dość deprymujące. Jak oni wszyscy
mogą to znosić i pozostawać nadal spokojnymi? - dziwiłem
się. 93% Tajskiego społeczeństwa to buddyści, a wszystkie
najważniejsze święta odbywają się podczas pełni księżyca.
Rób to co dobre, unikaj zła, oczyszczaj umysł - tak doradzał
Buddha podczas dnia Mahapuja - powiedzieli mi mnisi.
Opowiedzieli mi także o klasztorze buddyjskim, który został
stworzony specjalnie dla cudzoziemców. Był on położony 500
km na północny wschód od Bangkoku, w pobliżu granicy z
Laosem.
- Cóż, tam właśnie muszę się udać - pomyślałem, ponieważ
byłem zainteresowany pogłębieniem wiedzy o buddyzmie. Ludzie
z północnego wschodu są bardziej tradycyjni. W przeważającej
mierze są zagorzałymi buddystami. Ponieważ nie ma tam żyznej
ziemi i ze względu na masowy wyrąb lasów w ostatnich latach,
większość mieszkańców żyje z nisko dochodowej uprawy roli.
Wielu znanych mnichów pochodzi z tych rejonów i przypominam
sobie dziwne uczucie jakie mnie naszło, gdy podróżowałem po
prowincji.
Po długiej i wyczerpującej podróży wreszcie dotarłem do
celu. Klasztor nazywa się Wat Pah Nanachat, co znaczy
Międzynarodowy Klasztor Leśny. Dotknęła mnie natychmiast
spokojna, cicha, tajemnicza atmosfera i wyczułem niemal
mistyczny nastrój tam panujący. Od samego początku tak to
sobie wyobrażałem, tak więc zostałem. Oczywiście nie jestem
zobligowany pozostawać tam przez określony przedział czasu,
mogę ściągnąć szaty i wrócić do normalnego życia kiedy tylko
zechcę.
Jestem mnichem zakonu żebraczego i pomimo że ludzie są tu
dość biedni, nie uznają dawania jałmużny jako jakiekolwiek
obciążenie, a raczej jako codzienną powinność. Są oddani
temu obowiązkowi, który jak uznają przynosi wiele
pozytywnych cech. Świeccy wyznawcy dają pożywienie dla
ciała, a w zamian my dajemy pokarm dla umysłu. To obopólne
odwzajemnianie było uznawane za konieczne przez
Błogosławionego. Mnich otrzymuje wsparcie, szczodrze dawane
codziennie przez świeckich wyznawców, tak by mógł podążać
ścieżką wyznaczoną przez Buddhę.
My, mnisi, jadamy tylko jeden posiłek dziennie, spożywany
przed południem. Dodatkowo nie możemy posiadać
jakiegokolwiek mienia czy majątku, i nie możemy używać ani
nawet dotykać pieniędzy. Dzięki takiej spartańskiej
egzystencji, mnich unika trywialnych rozproszeń
współczesnego świata i skupia się na rzeczach bardziej
istotnych. Nasz klasztor został założony w 1975 roku przez
czcigodnego mistrza medytacji Luang Por Chah. W jednym z
jego wielu wspaniałych nauczań, opisuje znaczenie tradycji
leśnych mnichów.
W lesie mnich jest w stanie medytować nad naturą
wszystkiego, może żyć w zadowoleniu i spokoju. Gdy rozgląda
się dookoła, rozumie że wszelkie formy życia starzeją się i
w końcu umierają. Nic co istnieje nie może być wieczne. Gdy
zdaje sobie z tego sprawę, zaczyna się uspokajać. Mnisi
doskonalą się w byciu usatysfakcjonowanym z niewielu rzeczy
jakie posiadają, jedząc tyle ile potrzebują, śpiąc tylko gdy
to konieczne, będąc zadowolonym z tego co mają. Tak wygląda
podstawa medytacji buddyjskiej. Mnisi buddyjscy nie
praktykują medytacji z pobudek samolubnych, ale po to tylko
by poznać i zrozumieć siebie. I dzięki temu być w stanie
uczyć innych jak żyć w spokoju i z mądrością.
Mimo wszystko, życie mnicha nie jest łatwe - pracuje on by
wyzwolić własne serce, tak by móc czuć miłującą dobroć do
wszystkich istot. My mnisi żyjemy samotnie w małych chatkach
zwanych kuṭī. Większość z nas pochodzi z krajów Zachodu i
komunikujemy się wyłącznie w języku angielskim. Dwóch
tajskich nowicjuszy, którzy mieszkają z nami w klasztorze
mają świetną okazję by poćwiczyć z nami swój angielski.
Leśni mnisi uznają siebie za część natury, starając się żyć
z nią w harmonii. Las dostarcza nam wielu przedmiotów
codziennego użytku - dziś Tanaksa i Sonpon robią drewienka
do czyszczenia zębów dla przeora. Używają pewnego rodzaju
drewna z właściwościami antybakteryjnymi. W naszej pralni
wydobywamy barwnik z chlebowca, by wyprać i jednocześnie
zabarwić nasze szaty. Tego rodzaju sprawunki i nawet
prostsze prace dają nam możliwość trenowania się w
nieustannej uważności, ze szczególną wagą kładzioną na
buddyjski kunszt rozwoju umysłu. Naszą szatę stanowią
pozszywane ze sobą niewielkie części materiału, zamiast
jednorodnej tkaniny. Jest wtedy nieprzydatna dla innych -
reguła, którą ustanowił sam Buddha.
Wycinka lasów deszczowych w tym rejonie sprawiła, że okolica
stała się nieurodzajna. Nasz przeor, Ajahn Pasanno, który
jest Kanadyjczykiem, aktywnie zachęca lokalną ludność do
uczestnictwa w projektach społecznych. Są to na przykład:
budowa niewielkich zapór, by podnieść poziom wód gruntowych.
W tej odległej okolicy miejsc spotkań dla ubogich rolników
jest niewiele i są znacznie oddalone od siebie. Nasz
siostrzany klasztor jest jednym z miejsc gdzie mogą się
spotykać. Uczymy ich tu także ogromnego znaczenia opieki nad
przyrodą i unikania metod rolniczych, które przynoszą szkody
ekosystemowi. Miejscowi bardzo ufają nam, mnichom i w
tradycyjny, buddyjski sposób dziękują nam za naszą pomoc. Po
południu niektórzy z nas idą do świątyni w jaskini, która
należy do tego klasztoru. Wspinaczka jest dość wyczerpująca,
ponieważ temperatura powietrza wynosi 40 stopni Celsjusza, w
cieniu. Jaskinia znajduje się nieopodal rzeki Mekong, zaraz
przy granicy z Laosem. Jest to idealne miejsce żeby
medytować, w taki sam sposób jak zwykł to robić Luang Por
Chah. Luang Por znaczy czcigodny ojciec.
Luang Por Chah wiódł przykładne życie jako leśny mnich. Jego
nauczania były szczególnie godne uwagi ze względu na ich
prostotę i bezpośredniość, które docierały do ludzi ze
wszystkich warstw społecznych. Dzięki jego wnikliwemu
przewodnictwu powstało ponad 100 klasztorów, w tym kilka w
krajach Zachodu. Co 14 dni pielgrzymi z całej Tajlandii
zbierają się [w klasztorze Ajahn Chah'a], by na jego cześć
recytować wspólnie buddyjski tekst mowy, czyli sutty. Dawno
temu Luong Por Chah zwykł mawiać, że przyjdzie czas kiedy
będzie on nas nauczał bez mówienia. Choć to zadziwiające,
ale miał w pewien sposób rację. Ze względu na chorobę musiał
pozostawać na wózku inwalidzkim i uczył nas aniccā, przez 10
lat bez wypowiadania ani jednego słowa.
Aniccā - nietrwałość, jest podstawową formą odbierania
świata w buddyzmie. Do jego śmierci w 1992 roku, my mnisi
opiekowaliśmy się naszym czcigodnym ojcem ze współczuciem i
miłością. Mądrość, którą tak elokwentnie ubierał w słowa,
pozostanie z nami do końca życia. Nasze życie jest jak nasz
oddech. Jak rosnące i opadające liście. Gdy zrozumiemy
spadające liście, jesteśmy w stanie zamiatać ścieżkę każdego
dnia, i posiadać mnóstwo szczęścia w naszym życiu na tej
zmieniającej się ziemi. Umysł jest już nieporuszony i
uspokojony - jak liść który się nie rusza, dopóki nie wieje
wiatr. Jeśli wiatr zawieje, liść zacznie trzepotać, to
drżenie spowodowane jest ruchem powietrza. Poruszenia umysłu
spowodowane są wrażeniami zmysłowymi, umysł podąża za nimi.
Jeśli umysł nie podąża za nimi, nie jest poruszony. Jeśli w
pełni poznamy naturę wrażeń zmysłowych, przestaniemy się
nimi interesować. Nasza praktyka polega na dostrzeganiu
naturalnego umysłu. Musimy zatem wyćwiczyć umysł, by poznał
wrażenia zmysłowe i by się w nich nie gubił, by mógł się
uspokoić. Tylko to jest celem wszelkich tych trudnych
praktyk jakich się podejmujemy.
Dziś wieczorem odbywa się festyn w miejscowym klasztorze.
Muzyka jest tu, jak zwykle, nieco za głośna i słyszalna z
daleka, rozbrzmiewa aż do świtu. Klasztor na wsi różni się
od leśnego, odgrywając rolę różnych funkcji społecznych.
Organizuje się tam różnego rodzaju święta. Tradycyjna tajska
trupa obwoźna zwana lu-te, prowadzi sztampowy dialog z
publicznością, popisując się czasami szokującym humorem.
Mnisi rzecz jasna nie oglądają tych przedstawień, obserwując
wszystko z daleka, pilnując by nie było nic obraźliwego pod
względem wartości monastycznych. Dziś w nocy opat z kilkoma
mnichami z naszego klasztoru został zaproszony na ceremonię
błogosławienia domostwa. Mnisi zapraszani są na różnego
rodzaju rodzinne uroczystości, takie jak śluby, urodziny lub
mniej radosne okazje jak pogrzeby. Tak więc nie tylko
świeccy przychodzą nas odwiedzić w klasztorach, ale my
czasem przychodzimy do ich domów. Ceremonia zawsze
rozpoczyna się gdy przeor składa cześć Buddzie, by potem
wspólnie recytować w pāḷijskim nauki Przebudzonego.
Pāḷi to język spokrewniony z sanskrytem. [Istnieje teoria
że] w pāḷijskim mówiono w północnych Indiach za czasów
Buddhy. Tekst po raz pierwszy spisano na Sri Lance, w
pāḷijskim, 300 lat po śmierci Błogosławionego. Ta nić
symbolizuje połączenie z Buddhą, to stara, tajska tradycja,
wywodząca się z braminizmu. Mnisi pozostają przeważnie
godzinę. Dopiero gdy opuszczą domostwo rodzina zaczyna
uroczyste danie. Mnisi, oczywiście, nie jedzą o tej porze,
tak więc jutro rano zorganizowany zostanie specjalny rytuał
jałmużny w podzięce za błogosławieństwo. Zgodnie z regułą,
rzadko wychodzimy z klasztoru, a nasze codzienne obowiązki
są zgodne z ustaloną rutyną. O 3:00 nad ranem budzi nas
klasztorny dzwon. Od 3:30 do 5:00 mamy poranne ceremonie i
sesję medytacyjną. O 6:00 wychodzimy po jałmużnę.
Codziennie ćwiczymy się także w medytacji chodzonej -
buddyjskiej metodzie, która została niemal zapomniana, ale
obecnie zostaje przywracana. Proste, codzienne ruchy
związane z chodzeniem mogą stać się formą treningu umysłu.
Stanie, chodzenie, siedzenie, leżenie - nieustannie
zmieniamy pozycje ciała. Nie możemy wyłącznie stać, tylko
siedzieć, czy jedynie leżeć.Żyjemy używając wszelkiego
rodzaju pozycji, zatem musimy zbudować w sobie uważność w
każdej posturze ciała, dzięki czemu powstaną dobroczynne
skutki. Gdy chodzisz, wszystko co powinieneś robić to
chodzić. Jeden krok, i kolejny. Proste, zdawałoby się. W
rzeczywistości nie jest to tak łatwe. Umysł wędruje,
starając się rozgryźć co powinieneś robić, co jest z tobą
nie tak, i czemu nie potrafisz tego zrobić. Przywodzimy
naszą uwagę do stawiania kroków przez ciało, od początku
ścieżki aż do końca. Tym sposobem pojawia się intencja
chodzenia, a dopiero potem chodzenie. Obserwujemy gdy
jesteśmy po środku ścieżki, gdy na końcu, gdy się
zatrzymujemy, odwracamy, stoimy. Powoduje to skupienie
umysłu, gdy wędruje bezcelowo. Niektórzy powiedzieliby że
przechadzanie się w ten sposób jest bezużyteczne. Można
jednak rozwinąć w sobie wielką mądrość jeśli będzie się
praktykować medytację chodzoną.
Niektórzy z nas jadą do domu, który odwiedziliśmy
poprzedniej nocy, by przyjąć jałmużnę. Ja dostałem dziś list
od mojej byłej dziewczyny. Opisuje w nim, że jej małżeństwo
przeżywa trudności, a mąż zostawił ją samą z dziećmi. Zawsze
mieliśmy ze sobą dobry kontakt, odpiszę do niej tak szybko
jak to tylko możliwe. W klasztornym biurze możemy odbierać
telegramy zaadresowane do nas, aczkolwiek musimy kogoś
poinformować zanim cokolwiek weźmiemy. Tak jak wiele osób na
świecie, moja przyjaciółka nie wierzy już w miłość.
Droga Desdymono, przykro mi z powodu Twego smutku i
rozczarowania, lecz proszę, nie rozpaczaj. Postaraj się
pamiętać, że tak jak życie nie jest wieczne, miłość jest tym
bardziej nietrwała. Prawdziwa miłość to mądrość. To co
większość ludzi uznaje za miłość to tylko niestałe uczucie.
Jeśli będziesz smakować codziennie tego samego, nie ważne
jak smaczne to będzie, w końcu się tym znudzisz. W ten sam
sposób, to co nazywamy miłością, prędzej czy później zmienia
się w żal lub nienawiść. Światowe szczęście oznacza
przywiązanie, prowadzące do cierpienia, tak jak za
złodziejem prowadzone jest śledztwo policjanta. Mimo
wszystko nie możemy tłumić czy zakazać takich emocji, nie
powinniśmy jednak do nich się przywiązywać lub identyfikować
z nimi, ale raczej rozpoznać je takimi jakie są. Wtedy też
najwyższa rzeczywistość - Dhamma - jest obecna. Możemy
szczerze kochać jedno drugiego, lecz prędzej czy później
będziemy musieli się rozstać, lamentowanie i żalenie się,
usilnie starając się pochwycić coś, co podlega zmianie - tym
jest cierpieniem, nie jest to mądre. Jeśli przyjmiemy tę
prawdę, bez pragnień czy pożądań, wtedy mądrość i miłość
przekraczająca pragnienia wypełni nasz świat. W moim
ostatnim liście pisałem Ci, że mamy siostrzany klasztor w
Szwajcarii. Wiesz, myślę że byłoby to dobre miejsce dla
Ciebie by poznać podstawy medytacji. Dla mieszkańców mnisi
zakonu żebraczego muszą wyglądać jak dziwni obcy, w związku
z czym nie są skłonni wkładać pożywienia do naszych misek
żebraczych. To głównie mniejszość Tajska, mieszkająca poza
granicami swojego kraju utrzymuje ten klasztor. Wierzę, że
kilka dni tam spędzonych sprawiłoby, że rozchmurzyłabyś się
i znalazła spokój. Opat tego klasztoru potrafi bardzo
przystępnie wyjaśnić praktykę medytacji buddyjskiej. Przez
kolejne dwa miesiące nie będę w stanie odpowiadać na Twoje
listy, ponieważ biorę udział w wyprawie odosobnieniowej do
dżungli, nieopodal słynnej rzeki Kwai, nieopodal granicy z
Birmą. Tyle na teraz, trzymaj się, Twój przyjaciel,
Nyanadharo.
Rodzina posiadająca kopalnię cyny w głębi dżungli zaprosiła
nas na to odosobnienie zorganizowane na ich ziemi. Są
również zagorzałymi buddystami i zatrudniają birmańskich
uchodźców by pracowali w ich kopalni. Birmańczycy są takimi
samymi buddystami co Tajowie. Niektórzy z nich chcieliby się
osiedlić na tym malarycznym kawałku ziemi, ale nie ma tu
szkół dla ich dzieci, a najbliższy szpital jest pół dnia
drogi stąd. Ten rejon kilka lat temu został przeznaczony
jako park narodowy, ale rolnictwo bazujące na wypalaniu lasu
nadal jest poważnym problemem. Rodzina posiadająca kopalnię
chce pomóc naszemu opatowi w stworzeniu tu nowego klasztoru
leśnego. Ich celem jest zapobieganie wyniszczaniu
dziewiczych terenów leśnych w tej okolicy. Pożary lasów
wymykają się często spoza kontroli i czasem rodzina jest
odcięta przez nie od świata. Jeśli jakaś część zamienna
potrzebna jest natychmiast, wtedy Eig, najstarszy syn w
rodzinie wsiada na motocykl by po nią pojechać. Niestety
wypalanie lasów pod uprawy nie jest jedynym zagrożeniem dla
lasu. Rzadkie zwierzęta nadal są sprzedawane do restauracji
w pobliskich miastach. Te żółwie są pod ścisłą ochroną, ale
niestety prawo nie jest tu egzekwowane.
Współczucie dla każdej istoty jest dla buddystów jedną z
najważniejszych wartości. My mnisi nawet filtrujemy wodę
pitną, by uratować od śmierci jakiekolwiek żyjące tam
stworzenie. Jednym z największych handlowców w okolicy to
hochsztapler. Jednym z jego szwindli to zachęcanie ludzi do
podpalania lasu. Wtedy takie ziemie nie są już rezerwatami
przyrody i mogą zostać poddane uprawie. Wtedy skupuje on
taką ziemię po niskich cenach, by potem odsprzedać ją
znacznie drożej nie mającym skrupułów właścicielom
plantacji. Dumny ze swych dwóch dobrze odżywionych synów,
nie jest w stanie zrozumieć, że tak nieodpowiedzialne
zachowanie wpływa także na przyszłość jego dzieci.
Niektórzy z naszych mnichów przywieziono jeepem do kopalni,
ale my zdecydowaliśmy się iść pieszo, by cieszyć się pięknem
krajobrazu. Nasze miejsce odosobnienia zlokalizowane jest
tuż naprzeciwko wysokiego płaskowyżu, około dwóch kilometrów
od granicy z Birmą. Wreszcie docieramy do naszego celu
podróży. Zakwaterowanie leśnego mnicha jest bardzo proste:
moskitiera owinięta na parasol, zgodnie ze starożytną
tradycją. W nowej świątyni leśnej nasz przeor czekał już na
nasze przybycie. Po złożeniu pokłonów, każdy z mnichów
wybiera sobie odpowiednie miejsce w dżungli gdzie będzie
mógł mieszkać przez kolejne dwa miesiące.
Pożywienie zbieramy w trakcie jałmużny, w okolicy kopalni,
codzienny, godzinny spacer w dół doliny. Dwa razy w
miesiącu, w dniu pełni i nowiu musimy golić nasze włosy na
głowie. Zgalamy nawet brwi - charakterystyczna czynność
mnichów w Tajlandii. Sucinno przygotowuje swoją ścieżkę do
medytacji chodzonej. Szacunek dla starszych mnichów jest
ważną częścią naszej tradycji. Dziś pomagam opatowi w jego
popołudniowej kąpieli, rytuał wzmacniający harmonię w naszej
społeczności. Jest to też dobra praktyka redukująca dumę i
zarozumiałość. Nasz nowicjusz, Sonpon robi sobie latarenkę,
ponieważ zamierza medytować całą noc.
Dziś jest pełnia księżyca i jest to czas na naszą ceremonię
pātimokkhy, rytuał ten ma za zadanie zadośćuczynić wszelkim
przewinom względem regułom - wyłącznie mnisi mogą brać w nim
udział. Sonpon dobrze zna katastroficzne efekty jakie ma
wypalanie lasów pod uprawy rolne. Zaledwie 40 lat temu 2/3
Tajlandii stanowiły lasy tropikalne. Dziś jest to mniej niż
10% powierzchni kraju, i obszar ten nieustannie się
zmniejsza. W takim tempie może nadejść czas gdy nie będzie
już w ogóle leśnych mnichów. Woda jest tu jeszcze
ogólnodostępna, ale jeśli zniknie las, zabraknie też wody.
Birmańczycy mieszkają razem w niewielkiej wiosce nieopodal
kopalni. Ci uchodźcy są ofiarami wojny domowej przeciwko
juncie wojskowej w Yangon. Tajlandia jest głównym krajem do
którego uciekają uchodźcy, liczący ponad pół miliona. Tanaka
na twarzach kobiet jest nakładana z powodów kosmetycznych
jak też jako krem przeciwsłoneczny. Wypatrują zmroku, bo
mogą wtedy oglądać filmy w domu rodziny, właścicieli
kopalni. Mężczyźni wytwarzają własne karabiny myśliwskie,
potrzebują ich by łowić dziką zwierzynę, dostarczając mięso
dla swoich rodzin.
Poza podstawowymi 227 regułami, zawartymi w pātimokce, jest
niezliczona ilość mniejszych zasad, którym mnisi również
podlegają. Każde nierozważne działanie czy naruszenie musi
być wyspowiadane przed innym mnichem przed ceremonią
pātimokkhy. Nie ma żadnych kar czy żalów za przewiny, sprawa
jest wtedy zakończona. Luang Por Chah opisał cel tego
rytuału bardzo jasno: W perspektywie absolutnej prawdy, nie
ma potrzeby przechodzić przez rutynę spowiedzi. Jeśli
widzimy, że nasz umysł jest czysty, bez cienia wątpliwości,
wtedy wszelkie przewiny natychmiast znikną. Nie jesteśmy
oczyszczeni ponieważ nadal wątpimy, chwiejemy się. Nie
jesteśmy czyści ponieważ nie potrafimy odpuścić, nie widzimy
siebie samych, o to w tym wszystkim chodzi. Jeśli jest coś
czego nie rozumiesz - spytaj nauczyciela. Starając się
praktykować każdą zasadę byłoby ciężkie, ale musimy
sprawdzić czy jesteśmy gotowi przyznać się do naszych
błędów. Umysł jest sam w sobie spokojny, jeśli nie jest
spokojny, jest to spowodowane tym, że jest podległy
nastrojom. Prawdziwy umysł jest nieskomplikowany, jest
najzwyklej aspektem natury i staje się spokojny lub
pobudzony ponieważ nastroje go zwodzą. Niewytrenowany umysł
nie jest świadomy że wrażenia zmysłowe mogą go omamić,
doświadczając szczęścia lub cierpienia, zadowolenia lub
żalu. Prawdziwa natura umysłu nie istnieje w żadnej z tych
rzeczy. Zadowolenie czy żal to nie umysł, a tylko nastrój,
starający się nas oszukać. Niewprawiony umysł gubi się i
podąża za tymi emocjami, zapominając siebie. W ten sposób
wyobrażamy sobie, że jesteśmy zdenerwowani, zrelaksowani i
tak dalej.
Tu, jak zwykle my mnisi jesteśmy uzależnieni od społeczności
świeckich wyznawców. Birmańczycy przynoszą pożywienie także
do naszej świątyni w lesie i biorą udział w ceremoniach,
które zdają się doceniać. W tak odległych rejonach dosyć
rzadko mają szansę brać w nich udział. Mieć mnichów w
okolicy to dla buddystów dobroczynny znak. Postrzegają ten
związek i wsparcie między dwiema społecznościami jako
dobroczynne dla życia świeckich. Tradycja leśnych mnichów
została ustanowiona przez samego Buddhę. Każdego roku w porę
deszczową przestrzegamy 3-miesięcznego odosobnienia
medytacyjnego, w trakcie którego nie możemy opuszczać
klasztoru. Jest to kolejna praktyka której przykład dawał
sam Buddha.
Buddha urodził się w lesie, praktykował w nim, nauczał wśród
drzew, przebudził się pod drzewem by umrzeć także w lesie.
Jeden z pierwszych uczniów Luang Por Chah, Ajahn Sumedho,
który obecnie stoi na czele ośrodka buddyjskiego w Anglii,
swego czasu objaśnił czym faktycznie jest mądrość. Mądrość -
powiedział - nie pochodzi ze studiowania intelektualnych
teorii czy filozofii, ale z obserwacji codziennych spraw. Na
myśl przychodzi jedna z mów Luang Por Chah: W ostateczności
nie ma żadnego "ja", są tylko elementy, które tymczasowo się
złożyły. Nazywamy ciało osobą, swoim "ja", lecz nie ma
takiej potrzeby. Jest tylko coś co nazywamy anattā, brak
istoty. By zrozumieć anattā, należy medytować. Jeśli
zaczniesz wyłącznie intelektualizować twoja głowa wybuchnie.
Gdy zrozumie się brak istoty własnym sercem, ciężar życia
zostanie zniesiony i będziesz mógł być prawdziwie
szczęśliwy.
Dziś chcemy wspiąć się na płaskowyż, by medytować przez trzy
dni w całkowitym odosobnieniu. By tam dotrzeć musimy przejść
przez niebezpieczne rejony. Pożary lasu i bandyci są
największym ryzykiem naszej podróży. Żyją tu też słonie i
niedźwiedzie, widziano także i tygrysy. W razie pożaru
stworzenia leśne mogą wpaść w panikę i być bardzo
niebezpieczne. Nasz opat został dziś zaproszony na specjalne
spotkanie z właścicielami kopalni, by przedyskutować
lokalizację nowego leśnego klasztoru. Ajahn Passano
dyplomatycznie wybiera lokalizację, która jest w
strategicznym miejscu by powstrzymać wypalanie lasu. W ten
sposób możemy chronić krajobraz, zapobiegając dalszej
dewastacji. Siedlisko wokół klasztoru stanie się sakralną
ziemią. Tam gdzie żyją leśni mnisi nie wycina się drzew ani
nie poluje na zwierzynę. Las w tym miejscu jest nadal gęsty
i od tej pory ten obszar nie będzie naruszony przez
człowieka. Przynajmniej na jakiś czas. Nowy klasztor
zostanie zbudowany właśnie tu.
Późnym popołudniem dotarliśmy wreszcie na płaskowyż. Jako
mnisi nie możemy gromadzić ani zbierać pożywienia, w tym
brać jakichkolwiek zapasów. Wszystko co jemy, musi być nam
bezpośrednio ofiarowane. Zatem robimy głodówkę przez kolejne
trzy dni. Każdy szuka swojego miejsca, gdzie spędzi następne
dni w całkowitym odosobnieniu. To miejsce jest dla mnie w
porządku. Co się dzieje z tym wężem? Mrówki mają smykałkę w
znajdywaniu pożywienia, o czym nawet pożywienie może nie
wiedzieć. O rany, chyba wąż ten zdechnie. Prawdopodobnie
połknął jakieś zwierze, które nadal żyje, a teraz czeka sam
na długą powolną śmierć. Co to znaczy umieranie, czym jest
śmierć z buddyjskiej perspektywy? Gdy ktoś nie rozumie
śmierci, życie może mu wydawać się pomieszane. Gdyby nasze
ciało faktycznie do nas należało, słuchałoby naszych
rozkazów. Jeśli mówimy: 'nie starzej się' lub 'zakazuję ci
chorować' czy jest posłuszne? Nie, nic sobie z tego nie
robi. Wynajmujemy ten dom, ale nie mamy go w posiadaniu.
Jeśli twierdzimy że należy do nas, będziemy skazani na
cierpienie, gdy zmuszeni będziemy je opuścić. Po prawdzie
nie ma czegoś takiego jak wiecznego 'ja', nie ma niczego
stałego, niezmiennego, co moglibyśmy pochwycić. Życie jest
zmienne, możemy obserwować jak się zmienia, możemy
przystosować się do zmian zmysłowego świata, cokolwiek
przychodzi, przyjemne czy nieprzyjemne. Jesteśmy w stanie
znieść i radzić sobie z życiem, bez znaczenia co się z nami
stanie. Gdy urzeczywistnimy prawdę, osiągniemy wewnętrzny
spokój.
Dwa miesiące dobiegły końca i rozpoczął się Songran, Tajski
nowy rok. Na czas festiwalu musimy wrócić do naszego
głównego klasztoru na północny wschód Tajlandii. Celebracje
Songran odbywają się przez 3 dni w kwietniu, najgorętszym
okresie w roku. Stary zwyczaj nakazuje polewać się nawzajem
wodą. Ta starożytna tradycja ma przynosić szczęście ponieważ
woda jest cenna dla każdej żywej istoty. Songran to także
czas kiedy Tajowie składają szacunek starszym, np rodzicom i
nauczycielom. Tak jak podczas innych ceremonii, mnisi
dostają wiele podarunków. Otrzymują znacznie więcej niż
potrzebują. Darczyńcy wiedzą, że oddamy resztę biednym.
Świeccy wyznawcy zabrali nas autobusem do stolicy prowincji
i teraz wiozą nas z powrotem do klasztoru. Podczas świąt
wielu pielgrzymów odwiedza nasz klasztor, a Ajahn Pasanno
wygłosi specjalnie przygotowaną mowę autorstwa Luong Por
Chah.
Buddha był samo-przebudzony, nie miał nauczyciela, osiągnął
wszystko sam. W tym znaczeniu wszyscy jesteśmy jak Buddha,
nikt nie zrobi tego za nas. To coś co powinniśmy
samodzielnie zrobić dla siebie. Słuchajcie więc i rozważcie
jeśli zdadzą się wam użyteczne. Ważne żebyście wiedzieli, że
to tylko słowa. Prawdziwa praktyka odbywa się wyłącznie
wewnątrz waszego serca. To, co robicie by obudzić wasz
potencjał, wpływa na to czy staniecie się Buddhami. Nie
bądźcie leniwi. Gdy tylko dostrzeżecie, że się lenicie,
pracujcie by wzmocnić te właściwości w was, które pokonują
lenistwo. Niech nie będzie w was strachu, nie bądźcie
bojaźliwi, jeśli obawiacie się podczas praktyki, pracujcie
tak z umysłem, by przekroczyć bojaźń. Z właściwym wysiłkiem
i z czasem samoistnie rozwinie się w was zrozumienie, ale za
każdym razem używajcie swojej naturalnej mądrości. Tylko wy
to możecie zrobić, więc zróbcie to, wszystko zależy od was.
Teraz kolej na mnichów by w tradycyjny sposób być
pobłogosławionym wodą. Zimna woda pochodzi z naszej własnej
studni. Nasze ciała rozmasowują mężczyźni z wioski, by
uderzenie zimnej wody nie było tak dokuczliwe. Buddyjski
zakon mnichów - zwany Saṅghą jest w zasadzie społecznością
podobnie myślących ludzi, mających wspólny cel. Ten cel
zwiemy Nibbāną, co znaczy w doskonale przebudzony umysł,
wolny od wewnętrznych konfliktów czy zakłóceń. 2,5 tysiąca
lat temu Buddha mówił bardzo wyraźnie o znaczeniu braterstwa
duchowego, w którym mnisi wspierają się wzajemnie.
Nie łatwo jest wytrenować umysł by dotrzeć do tego
szlachetnego celu, ale osiągnięcie go jeszcze w tym życiu
jest z korzyścią dla jednostki jak i dla wszystkich istot.
Bądźcie uważni, niech wszystko ma swój naturalny bieg. Wtedy
wasz umysł będzie nieporuszony, jak przejrzyste, leśne
jezioro. Przychodzić zaczną różnego rodzaju dziwne zwierzęta
by napić się z jeziora, zobaczycie wiele przedziwnych
rzeczy, przychodzących i odchodzących. Pozostaniecie
niewzruszeni. Zrozumiecie prawdziwą naturę wszystkiego co na
świecie. Pojawią się problemy, ale przejrzycie przez nie,
natychmiast. Tym jest spokojne zadowolenie Buddhy.