KUNDALINI

SPONTANICZNOŚĆ CZŁOWIEKA
(CZĘŚĆ 3)
LINK! DO CZĘŚCI 2

LINK! DO CZĘŚCI 4

Bardzo często podczas budzenia się Energii Kundalini osoby budzące się postrzegają, że ich ciało zaczyna reagować spontanicznie. Są to energetyczne reakcje ciała kiedy Energia Kundalini zaczyna wlewać się do ciała fizycznego; będą to skurcze, szarpania o zmiennej częstotliwości i sile, tzw. Kriya (działanie, czyn). Kriya to spontaniczne ruchy wynikające z przebudzenia się Kundalini i wpływaniu tej energii do meridian i komórek nerwowych. Przychodzą i odchodzą, nie można się ich obawiać, chociaż nie raz mogą napędzić strachu kiedy gwałtownie szarpnie całym ciałem, będą skręcać się mięśnie, bywa, że wygląda to groźnie szczególnie kiedy na to zjawisko patrzy się z boku.

Najwięcej takich aktywności jest na początku procesu, kiedy Energia Kundalini przebija się w system meridian. Jednak ze swojego doświadczenia wiem, że trwa to długie lata, później subtelnieje i jest ich coraz mniej kiedy Kundalini poszerzy swoje kanały. To tak jak rzeka, która nagle przybiera, wtedy płynie wartko, często podskakuje na głazach, konarach, robi hałas, a kiedy jej koryto się poszerza płynie cicho i bardziej spokojnie. Jedynie w chwili gwałtowniejszego napływu wody da o sobie znać.

Częstotliwość i ilość wpływów energii w meridiany zależy od osoby, od jej siły energii, u każdego człowieka będzie działać indywidualnie. Ta tajemnicza energia otwiera i zmienia cały nasz system ciała: kości, mięśnie i nerwy. Po raz pierwszy człowiek pojmie co potrafi uczynić z jego wnętrzem Wszechświat. Zda sobie sprawę, że cała władza nad nim jest w Boskich rękach i jak sam mało może i jak mało wie na ten temat.

Nasze ciało energetyczne jest dla nas wielką tajemnicą, nie występuje na jednym poziomie, podczas całego procesu nasze ciało jest coraz mocniej rozrzedzane. Na początku wyczuwa się piorunujące uderzenia serca, duży puls, ataki paniki. Po wielu miesiącach wszystko subtelnieje i w sercu pojawia się cisza. Po przebudzeniu Kundalini człowiek ma problem nie tylko z sercem, szarpaniem całego ciała, ale również są kłopoty z oddychaniem i właśnie w tym okresie zauważamy, że nasze ciało zaczyna spontanicznie przyjmować jakieś postawy, których nawet nie rozumiemy, samo wchodzi w pozycje yogi. Wszystko to dzieje się dlatego, że organizm nasz sam automatycznie przyjmuje taką postawę, która mu pomaga w jakimś procesie, np.: w lżejszym oddychaniu lub w swobodniejszym przepływie energii. Jest to aktywność fizjologiczna dana nam z góry, podobnie jak u małych dzieci, kiedy się przeciągają, wyginają, przyjmując dogodną dla siebie pozycję.

Rozpoczyna się inne życie, człowiek do tej pory przyzwyczajony do innych własnych reakcji jest mocno zdziwiony sam sobą, nawet go to śmieszy, próbuje stawiać opór, ale niestety jest to wyższa siła i popycha cały mechanizm do dziwnych pozycji. Próbuje walczyć, ale ta walka jest bezskuteczna, nagle sama ręka albo noga wyfrunie do danej pozycji, przestajemy rozumieć własną anatomie i fizjologię, bywa, że nawet tego nie zauważamy.

W tym czasie ciało będzie usuwać duże ilości strachu, zaczyna się kołysać jak palma na wietrze, raz bardziej porywiście, innym razem delikatniej.

Przychodzi także czas na spontaniczną medytację, wtedy dopiero zaczynamy w pełni rozumieć ten proces. Kiedy w naszym ciele zwiększa się napięcie, czujemy wielką niewygodę, staramy się usiąść w wygodnej pozycji i wchodzimy w fazę wielkiej ciszy, która daje nam głęboki relaks. Po kilku minutach usuwamy napięcia ciała i odczuwamy wielką ciszę i spokój.

Najczęściej niekontrolowane ruchy energii pojawiają się podczas snu; oznacza to także proces gojenia starych ran i rozpuszczania wewnętrznych blokad. Wcześniej nasze ciało było zamrożone, uśpione, teraz ożywa, wszystko zostaje uwolnione, pojawia się nowa myśl, emocje i inne odczucia fizyczne dotąd nam nieznane. Na tym etapie czujemy się jeszcze bardzo chorzy, emocjonalnie niestabilni. Nękają nas napady złości, wielkiego smutku, a nawet rozpaczy. Właśnie te energie zamknięte w nas opuszczają ciało i trzeba ten stan przeżyć, nie wolno ich ponownie w sobie zamykać.

To Sakti opróżnia nas z tych uwięzionych energii, jeśli zdarza się to na poziomie fizycznym zamanifestują się na zewnątrz. Niektóre szybko opuszczą ciało, ale będą i te ropiejące rany, które w końcu trzeba uznać i wyleczyć. Jest to trudne, szczególnie na początku kiedy wpływają do naszej świadomości nieświadome treści, nie wiemy skąd się wzięły, byle silniejsza emocja porusza je mocno i następuje gwałtowny wstrząs. Podobnie jest z ukrytymi emocjami, które często były w nas chowane, wtedy zachodzi niebezpieczeństwo uwięzienia tych energii, skumulowane wewnątrz wybudują w nas mocny mur, dlatego nie możemy blokować w sobie żadnych uczuć. Nie wolno z nimi walczyć, należy im pozwolić odejść po swojemu.

W czasie naszego przebudzenia będą obok nas ludzie, którzy próbują nas ustawić według własnego schematu, na nasze ataki uwolnionej złości, płaczu, z chęcią dali by nam prochy albo przyłożyli pięścią między oczy ... niestety nie tędy droga, te osoby powinny zniknąć z naszego życia, bo wcześniej czy później nam zaszkodzą. Tylko wielka świadomość i cierpliwość drugiego człowieka, który nam towarzyszy może nam pomóc. Osobiście przez 11 lat może spotkałam 2 takie osoby, które naprawdę rozumiały mnie wystarczająco jasno. Toteż budzące się osoby wolą być samotne, wtedy nikt ich nie niepokoi i nie burzy dodatkowo ich energii. Osoby przebudzone same normują swój układ nerwowy, bez względu na sytuację pokonują swoje problemy i przechodzą do następnego etapu. Często taka „krzywa” pomoc może tylko zatrzymać na dłużej na tym samym poziomie.

Osobiście na samym początku przeżywałam potężne spazmatyczne ruchy ciała, zdarzało się, że całe ciało wyskakiwało w górę, uczestniczyły w tym wszystkie grupy mięśni, fruwały ręce, nogi, skręcały się mięśnie brzucha, łopatki, pośladki, uda, łydki, przy tym odzywały się bardzo bolesne skurcze mięśni. Z biegiem czasu doświadczałam rozluźnienia, ruchy ciała subtelniały, lecz ciągle się zdarzają podobnie jak skurcze, w moim przypadku łydek i stóp. Zauważyłam, że w rozprowadzaniu energii w ciele bardzo pomocna jest woda, nawet zwykła kąpiel z solą morską. Osobiście po długiej przerwie powróciłam na basen na ćwiczenia aquafit.

Samo pływanie w basenie jest monotonne, ale aquafit bardzo mi się podoba i świetnie się czuję. W obecności instruktorów przy muzyce mam nie tylko dobrą zabawę, ale i cudowny ruch, połączenie aqua-yogi, tai-chi, tańca i ćwiczenia oddechowe. Dzięki wyporności wody wzmacniają się mięśnie, stawy, układ krążenia, koncentracja, mogę wyładować nadmiar energii. Ćwiczenia wodne są fantastyczne dla narządów wewnętrznych i układu limfatycznego. Woda masuje całe ciało. I nie trzeba być wyrafinowanym pływakiem, wystarczy nie bać się wody.

Wracając do objawów w naszym ciele związanych z ruchem Kriya najbardziej charakterystyczne są spontaniczne wyrzucania kończyn w górę, wygląda to tak jakbyśmy walczyli z niewidzialnym napastnikiem za pomocą techniki wschodnich walk, tylko, że leżąc w łóżku. Nie wykonujemy tych ruchów na swoje polecenie, czujemy się marionetkami, działa w nas jakiś mechanizm, a w dodatku razi nas prądem elektrycznym, za którego przyczyną spontanicznie fikamy. Czasami wprowadzi ciało w taką pozycję, której nigdy sami nie moglibyśmy wykonać. Potrafi tak skręcić mięśnie jakby nie było w naszym ciele kości. Dzieje się to nawet z naszymi oczami, które nagle biegają szybko na wszystkie strony, gałki oczne potrafią kręcić się jak wskazówki zegara. Nie zdziwcie się jak zobaczycie u siebie zeza ... a to jest nic innego jak bardzo ceniona technika yogi, zwana shambhavi mudra, która uważana jest za zaawansowaną technikę do przebudzenia trzeciego oka.

Oczywiście ruchy gałek ocznych bywają bardzo bolesne, wydaje się, że za chwilę całkiem wypadną nam z oczodołów, może nawet wystąpić czasowa ślepota. Właśnie obecnie mam taki problem z jeszcze innymi złożonymi symptomami, który co 6 tygodni badają okuliści. Z moimi oczami dzieją się dziwne rzeczy, w ciemności świecą jak dwie latarki, wypływają z nich błyskawice. Kilka dni temu jakże byłam zdziwiona kiedy spojrzałam na płyty chodnikowe, a z jednej linii między nimi zrobiło się nagle kilkanaście, które przeskakiwały jedna przed drugą kiedy szłam naprzód, wydawało mi się, że wszystko wokół mnie się rozpływa, a ja widzę tylko te linie, były świetliste i cały czas w ruchu. Od co najmniej 10 lat potrafię oczami przenosić obrazy, kiedy zatrzymam na dłużej wzrok na jakimś przedmiocie, obrazie, a później spojrzę w zupełnie inne miejsce przenoszę wzrokiem ten obraz w miejsce, gdzie nigdy go nie było ... i tak wisi jeszcze jakiś czas, a później powoli się dematerializuje.

Bywa, że przedmioty na które patrzę potrafią się rozlatywać na drobne kawałki, niczym tłuczone szklane naczynia, a później na powrót jakby odwracając to zdarzenie scalają się razem i znowu widzę cały przedmiot. Od samego początku mojego procesu moje oczy robią mi niespodzianki, jednak od 2-ch miesięcy zachowują się tajemniczo i nikt nie potrafi mi tego wyjaśnić. Ot, tak właśnie wygląda życie z Kundalini, ciągłe niespodzianki, tajemnice, zagadki, jak nie ślepota to głuchota, słuch straciłam w roku 2002, wrócił sam po kilku tygodniach, lepszy, chociaż lekarz nie dawał nadziei (?) ... i był jego powrotem bardziej zdumiony niż ja sama.

Jak wspomniałam w okresie budzenie się Energii Kundalini zaczynają się spontaniczne mudry, święte ruchy ciała, także dłoni, palców i ramion jakie często obserwujemy u buddyjskich mistrzów. Był czas, że nie miałam pojęcia co to jest mudra, a nie wiadomo skąd zaczęłam przyjmować spontanicznie układy dłoni, palców, inaczej zaczęłam się witać, żegnać i sama patrzyłam zdziwiona na swoje zachowania. Do tej pory nigdy nie stosowałam takich gestów i nie było to dla mnie jasne skąd się pojawiły? Intuicyjnie wyczuwałam, że miały związek z moim nowym stanem. Już na samym początku pojawiło się u mnie spontaniczne siadanie w pozycji asany. Lubiłam bawić się swoimi palcami, aż w końcu trafiłam na mudry, które przyszły do mnie spontanicznie dużo wcześniej. Przypomniałam sobie, że jeszcze jako dziecko czyniłam podobne sztuczki z palcami, dłońmi, czym wprowadzałam w zdziwienie swoją rodzinę i znajomych, którzy próbowali mnie naśladować ale za nic nie mogli tak swoich palców wygiąć. Wtedy to ja to nazywałam swoimi „sztuczkami.”

Z tych początkowych „wściekłych” ruchów zaczynają się stabilizować subtelne, faliste, przypominają już wyrafinowany taniec. Inną rzeczą jest spontaniczny taniec, nagle porywa nas do tańca nawet kiedy sprzątamy mieszkanie, według własnej choreografii, to nasz duch tańczy i w zależności w jakich był wcześniej inkarnacjach pokaże co potrafi.

Ruchy energii przesuwają się w ciele z dolnych partii do górnych, cały proces trwa dość długo, nawet około 20 lat, aż któregoś dnia przeżyjemy uderzenie piorunem, który będzie dla nas szokiem.

Ja takie uderzenie poczułam na czubku głowy, nie powiem aby to było miłe, nawet zadałam sobie pytanie, kto mnie tak mocno ugodził, bo to nie mogło pochodzić od Boga. Opadłam na poduszkę i nie mogłam się podnieść ani zebrać myśli. Usłyszałam w powietrzu świst i zostałam ugodzona elektryczną strzałą, która przeszyła moją głowę na wskroś.

Człowiek, który nie jest przygotowany na takie doświadczenie przeżyje szok. Taka piorunująca iskra elektryczna wpływa na wszystkie części ciała i nawet nie zdajemy sobie sprawy, że zostaliśmy porażeni własnym prądem. Będziemy tak zaszokowani, że nie pamiętamy własnego imienia, a to tylko odzywa się pozazmysłowa świadomość, która nas budzi z wielkiego snu. W trakcie przebudzenia dominuje prawda półkula mózgowa, lewa jest częściowo wyłączona, co nas wprowadza w pewien stan ubezwłasnowolnienia, aby prawa półkula mogła ruszyć. Toteż mój strzał był dokładnie na czubku głowy, ale po prawej stronie. Aby ten proces dokładnie wyjaśnić potrzebny jest biofizyk znający się na mistyce. Musimy zrozumieć spontaniczną władzę naszej alchemii.

Osobiście takich piorunów przeżyłam dużo więcej (moje doświadczenie z dnia 13 paź. 2000r.) kiedy kilka godzin przeżywałam doświadczenie elektrycznych strzałów, w czubek głowy i wzdłuż całego kręgosłupa, w prawą skroń, aż w końcu wbiło mi się równocześnie kilkanaście takich elektrycznych strzał dookoła głowy, nie da się opisać bólu i rozpaczy jaki wówczas przeżyłam. A to było tylko montowanie mojego wyższego pola elektromagnetycznego. Ładowały się moje nowe akumulatory i tutaj przydałby się cały wykład jak działają dodatnio i ujemnie naładowane jony, co się odpycha, a co przyciąga, jakie w tym momencie jest elektryczne tarcie, jaka jest szybkość tego zjawiska, wszystko jest uwarunkowane naszym osobistym środowiskiem, naszą chemią, a nawet wilgotnością ciała.

Wyładowanie elektryczne - przepływ prądu elektrycznego następujący pod wpływem pola elektrycznego. Warunkiem wystąpienia wyładowania elektrycznego jest obecność czynników jonizujących lub źródeł swobodnych elektronów. Może ono zachodzić w dielektrykach stałych, gazowych i ciekłych. W gazach obserwuje się błyski świetlne w postaci łuku elektrycznego lub piorunu oraz towarzyszące im efekty akustyczne. (Wikipedia)

Wyładowania elektrostatyczne są zdefiniowane jako przeniesienie ładunków pomiędzy ciałami o różnych potencjałach elektrycznych. Najbardziej spektakularną forma podczas tego zjawiska jest iskra, która występuje wówczas, gdy silne pole elektryczne tworzy zjawiskowy kanał przewodowy w powietrzu. Ta iskra to piorun, gdy pole elektromagnetyczne przekracza pewną wartość progową powoduje szybki wzrost liczby jonów i te wolne jony stają się przewodnikami. Prąd elektryczny w żywych organizmach płynie jednocześnie w przeciwnych kierunkach, zarówno jako ładunki dodatnie i ujemne. W czasie budzenia się Kundalini siły w naszym systemie nie są równe, podobnie jak prędkość naszych atomów. Inne jest napięcie naszych komórek, które nagle przechodzą pod działanie wysokiego bio-elektromagnetyzmu, który powstaje w naszych tkankach. Toteż mamy już rozwiązaną zagadkę spontanicznych ruchów ciała, nowa fala energii jest dużo silniejsza i wpadając w meridiany usuwa blokady z wielką siłą niczym mocno wezbrana rzeka. Od tej pory żyjemy z nową energią już o bardzo wysokim napięciu.

Nowa bio-elektromagnetyczna fala porusza się z wielką szybkością niosąc ze sobą falę dźwiękową, słychać w ciele charakterystyczny śpiew meridian, czakr, przypominający granie z linii wysokiego napięcia.

Zanim doświadczyłam w swoim ciele wyładowań elektrycznych, kilka tygodni wcześniej zauważyłam w swojej głowie dziwne zjawisko, które pojawiało się od tej pory już każdego dnia, mianowicie przepływający strumień jakby jakiejś ciekłej, ale bardzo subtelnej substancji złożonej z niezliczonej ilości pękających niczym podczas kąpieli baniek mydlanych. Strumień płynął z zawrotną prędkością z kręgosłupa do czubka głowy. Miałam wrażenie, że w mojej głowie zaczęła płynąc dziwna szeleszcząca rzeka, szczerze mówiąc, przeraziło mnie to zjawisko, nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałam, lecz kiedy opowiedziałam o tym swojemu lekarzowi jeszcze mi się oberwało, powiedział mi wprost: „30 lat pracuję jako lekarz, ale nikt mi takich głupot nie opowiadał.” Po wizycie wyszłam na ulicę, siadłam na krawężniku jezdni i tonęłam we łzach rozpaczy, szukałam pomocy, wyszłam z niczym, a w dodatku jeszcze zdenerwowałam lekarza.

Od tych wydarzeń minęło już 11 lat i niestety nadal całe moje ciało łącznie z głową jest naładowane silną energią elektryczną, która kilka razy w tygodniu nasila swoje działanie, powodując takie właśnie iskrzenie, strzelanie w mózgu, może nie jest to już o tak wielkiej sile, a może to ja już przyzwyczaiłam się do swojej inności (?); bywa, że nawet kilka godzin na dobę pracuje we mnie jakaś wielka siła, wzdłuż kręgosłupa płynie elektryczna rzeka, a swój bieg kończy w głowie jakby wybuchem ładunku elektrycznego, przypominającym grzmot, często towarzyszy temu zjawisku światło, które zapala się w głowie niczym jasna żarówka. Po takich nocnych akcjach czuję się bardzo zmęczona i potrzebuję więcej wypoczynku, a przede wszystkim spokoju. I tak od lat obserwuję, że siła prądu elektrycznego w moim ciele nie tylko nie słabnie lecz ciągle wzrasta.

Jak sobie pomóc? Dobra jest kąpiel z dodatkiem soli morskiej lub Epsom, zażywać magnez, vit, B, spacerować boso po ziemi, kontakt z roślinami, jeść zieloną sałatę, pić dużo wody z cytryną. Spać w naturalnej pościeli, ubierać odzież z naturalnych surowców.

Pierwsze nasze kroki z Energią Kundalini to uczucie potężnego wyczerpania, zmęczenia, ponieważ bardzo intensywnie pracują nadnercza. Czujemy potężną ociężałość, senność, śpimy nawet po 16 godzin na dobę i cały czas czujemy się osłabieni. Z biegiem czasu Kundalini porusza się po ciele swobodnie i stopniowo nas reperuje, ale zanim do tego dojdzie wprzódy jest olbrzymie oczyszczenie i niestety nie jest to proces na jedną noc czy nawet jeden miesiąc. Trwa to miesiącami, a nawet latami. W tym czasie przeżyjecie uporczywe objawy, np.: ciężkie poty, krwawienia z nosa, siniaki na ciele, swędzące wysypki, bóle głowy, bezsenność. Już cały czas będzie nam towarzyszyć eksplozja nieznanych nam zjawisk, poprzez oczyszczenie, problemy neurologiczne, doświadczenia symptomów różnych pseudo-chorób, wybuchy niekontrolowanych emocji, mistycznych doświadczeń, które nigdy nie są łatwe. Zawsze nas zaskakują swoją różnorodnością, charakterem, zawsze się wzdrygniemy, kiedy zobaczymy przed sobą Świetlistą Istotę chociaż nie ma w nas strachu. Jedne doświadczenia będą miłe, inne frustrujące, dla osób niewtajemniczonych niewiarygodne, a nawet będą oznaką szaleństwa. Toteż uważajcie komu i co mówicie!

W człowieku zachodzą niesamowite przemiany świadomości, wchodzi w strefę ognia i tak też się czuje, cały czas w swoim wnętrzu czuje gorączkę, ale nie wycofuje się z tego ognia, tylko wchodzi w sam jego środek, jest już świadomy i robi to po to, aby w końcu wylądować w bajecznej krainie z naszych najczystszych marzeń. Wszystko to dzieje się przy pomocy wznoszącej się Energii Kundalini, która jak widzicie będzie nam towarzyszyć cały czas. Ilość tej nowej bio-energii zamanifestuje się na wielu poziomach. Już nie będą dla nas abstrakcją doświadczenia mistyczne, ekstazy, uczucie świadomości kosmicznej i pływania w oceanie, wyzwolenie i unia z Bogiem jako szczytowe doświadczenie.

Te osoby łatwo rozpoznać, po ich słowach, poezji, muzyce, malarstwie, wewnętrznej mądrości, na każdym kroku widać w nich Boską Świadomość.

Kundalini budzi odwagę, o człowieku nasączonym tą energią śmiało można powiedzieć: „zła się nie ulęknie”. Toteż zawsze towarzyszy mu dużo ludzi, szukają u niego pomocy i opieki. Jednak ludzie z przebudzonym Kundalini muszą być czujni, aby nie stać się kozłami ofiarnymi tych, którzy pojawią się w ich życiu tylko po to, aby korzystać z ich energii. Taki człowiek pomaga, ale również uczy inne osoby umiejętności radzenia sobie samemu, nagina ich do samodzielnego działania, a nie tylko do pasożytowania na innych.

cdn...

16 Oct. 2011

WIESŁAWA