Duchowe oświecenie człowieka, czyli punkt kulminacyjny,
kiedy człowiek czuje we własnej duszy jedność wszystkiego,
lecz wszystko co fizyczne i umysłowe idzie na bok. Taki stan
oznacza osiągnięcie jedności z Bogiem ale nadal istnieją
wyższe poziomy, przez które przechodzi dusza, by wznieść się
do doskonałości.
Człowiek przebudzony już w pierwszym etapie oświecenia
zaprzestaje etykietować świat, jest czujny i świadomy
obecnej chwili ale już nie martwi się o przyszłość, nie żyje
przeszłością, nie analizuje wszystkich zdarzeń, plotek, jego
umysł staje się cichy i spokojny.
Drugi etap: zaczyna mieć połączenie z każdą inną jednostką w
świecie. Taki człowiek nie jest już takim indywidualistą,
zaczynają się rozpraszać jego granice, jeszcze oddzielony od
wszystkiego ale już czuje, że jest ze wszystkim i wszystko
co go otacza jest częścią Najwyższej Duszy, skąd się
pojawiają wszyscy. Osoby z tego poziomu opisują ten stan
jako: kompletność i miłość.
Trzeci etap, osoba czuje już nie tylko połączenie ze
wszystkim ale uświadamia sobie co się dzieje wokół niej.
Doświadcza jedności z Bogiem i nie czuje się oddzielona od
wszystkiego we Wszechświecie. Na tym etapie jest
bezpośrednie doświadczanie jedności. Są jeszcze dalsze
etapy, każdy z nich charakteryzuje się światłem, czym wyższy
tym więcej światła wnika w przebudzoną osobę, aż w końcowym
etapie dusza scala się ze światłem.
Wielka to sprawa być człowiekiem a zarazem oderwać się od
ograniczeń bycia człowiekiem. Jeśli człowiek prawdziwie
rozumie swoje bycie na Ziemi, swoją prawdziwą rzeczywistość,
to także zrozumie jej mroczne aspekty.
W dzisiejszej dobie mówi się aż tyle na temat oświecenia,
poszukiwania natury jaźni i istnienia, lecz niestety wiele
tych opowiadań o oświeceniu, duchowości człowieka nie
przychodzi ze Wszechświata, tylko z idei w jakiej kręci się
nasza Ziemia i jest tak płaska jak niegdyś to ludzie myśleli
o niej samej, że jest płaskim krążkiem.
Świat duchowy człowieka to nie esej, nie mit, nie bajka,
tylko przebudzenie pól świadomości w niekończącym się
procesie kwitnienia duszy, łączenia się naszych jaźni,
zarówno indywidualnych jak i zbiorowych.
Póki co widzimy na świecie tylko pojedyncze jednostki,
których myślenie i działanie są zupełnie odmienne od
zbiorowej świadomości. Oczywiście świat ich nie rozumie,
ponieważ wyglądają na ziemskim poletku niczym przybysze z
innych planet.
Dlaczego tak się dzieje?
Ich umysły przeszły ogromne przemiany, ich świadomość
przekształciła ich życie, nie żyją już na płaskiej Ziemi,
dokonują rozróżniania między ludzkimi uwarunkowaniami i
oczywistymi realiami. Dokonali głębokiego przebudzenia ich
całkowitej natury.
Jak dotąd nadal 90% ludzkich umysłów jest pozamykane w
odwiecznych psychiatrycznych więzieniach, zahipnotyzowani
magią życia często na podstawie osobistego wyroku (własnej
decyzji), ileż to ludzi wkłada samych siebie w
autodestruktywne klatki. Ileż ludzi kreuje wokół siebie
strach, niebezpieczeństwa, klęski, ileż z nich to tylko
ludzkie złudzenia lecz przeniesione w zbiorową świadomość
tworzą zbiorową histerię, tym samym tworząc dobrą pożywkę
dla negatywnych mocy. Wszyscy tego typu ludzie, którzy
urzeczywistniają strach, lęk, pogrom, terror czy horror nie
mają nic wspólnego z ludzką istotą o naturze boskiej. W
dodatku nie potrafią wybaczyć i zauważyć boskości w sercach
innych ludzi, i sami kreują się na „świętych”, doskonałych,
wszystkowiedzących, to do nich należy cała prawda tego
świata i Wszechświata i wszyscy muszą jej słuchać i za nią
podążać.
Tacy ”oświeceni” (pseudoświeceni) to doskonała reklama dla
szatana, toteż każdego dnia aby tylko się przebudzą brzęczą
jak cymbały, jeszcze nie wykreują do końca jednej tragedii,
już dumają nad drugą zamiast szukać właściwych rozwiązań
trudnych sytuacji. Kłócą się między sobą, ośmieszają,
kompromitują, przekonują do swoich racji ale według ścieżki
ich poznania, postrzegania, a jeszcze szukają uznania tylko
dla siebie.
Wielu ludzi chce się oświecić, zbawić, zawrzeć unię z
Bogiem, jedni przez medytację, modlitwy, czy inne duchowe
praktyki ale ich umysły są przeciążone przez myśli i nie
dopuszczają w siebie białego światła, często wyłączają
siebie na długi czas lub na zawsze. Nie może żyć w
świadomości Bożej istota, która nie ma w sercu białego
światła. Póki co widziałam biały płomień w sercu zwykłej
osoby tylko jeden raz, matki niepełnosprawnego dziecka,
która całkowicie poświęciła mu swoje życie.
Ludzie czynią wiele prób dotarcia do światła w imię
duchowości poświęcając swój czas na przeróżne praktyki
duchowe, albo są to próby uniknięcia ciemności, które często
kończą się na niedzielnych kościelnych spotkaniach, gdzie
światło i ciemność stają naprzeciwko siebie i zmagają się ze
sobą, co wnosi w duszę wrażliwego człowieka ból, cierpienie,
smutek, marność swojego bycia, chce coś zmienić, uciec od
życia, pokonać wszystkie przeciwieństwa, za wszelką cenę
chce stać się lepszy. Często wiele ludzi w miejscach swojego
religijnego kultu stara się pozytywnie nurkować w głąb
własnej duszy, wznosi się ponad siebie i dostrzega światło,
lecz bywają to tylko małe chwile i najczęściej człowiek
ponownie wraca w swoje stare buty.
Niestety bywa, że wiele ludzi pokazuje się systematycznie
lub okazjonalnie w swoich religijnych grupach niczym w
klubie, ot tak dla zabicia czasu albo dla zwykłej ludzkiej
przyzwoitości - bo inaczej nie wypada, bo tak sobie życzy
opinia społeczna ... bywa, że czym więcej spędzają czasu w
swoich kościołach tym bardziej wcielają się w osobowość
swojej grupy, która na siłę narzuca swój program i musimy
się z nim identyfikować skoro chcemy do niej przynależeć.
Niestety, wiele takich grup przeprowadza pranie mózgów, w
zależności od kulturowych grup ... jednym słowem zbiorą się
tam ludzie podobni do siebie - podobne przyciąga podobne i
grupa się rozwija, i nieważne czy wiele osób co niedzielę
tylko zaparkują siebie w tej samej ławce w swoim kościele,
niczym samochody na parkingu czy może znajdą w swojej
społeczności coś więcej: wiarę, Boga, miłość, czy tylko
trochę się ponudzą ale wykonają swój tradycyjny obowiązek.
Jak dobrze wiemy, nawet w kościele nie wszyscy ludzie
rozważają Boga w ten sam sposób a w dodatku wiele nauk może
wnieść w człowieka więcej osobistych frustracji, rozczarowań
niż duchowych zysków; wszystko zależy od osobowości naszych
duchowych pasterzy. Z reguły w co oni najmocniej wierzą tego
będą nas uczyć, to trąci z ich kazań, nauk, nasza ocena
najmniej się tu liczy, jako nieświadomych,
niewtajemniczonych ... mamy być tylko posłuszni. Wzrost
duchowy wymaga konfrontacji, znalezienie prawdy szczególnie
kiedy nasza wiara i religia ma ostre krawędzie, gdzie
okazuje się być wielką ściemą a w ludziach nadal jest zbyt
dużo miłości ale tylko dla samych siebie.
Wielu ludzi myśli, że stali się bardziej duchowi, ponieważ
przynależą do swojej „wyjątkowej” grupy, że stali się
braćmi/siostrami w wierze, niestety wiele tych osób ma
niedoskonałe postawy, słabości, w dodatku kiedy inny
człowiek chce przekazać swoim braciom w wierze swoje
osobiste duchowe doświadczenia, to ci bywają mocno oburzeni
swawolą takiego samozwańca i oczywiście kwestionują głoszone
przez niego „herezje”, a nawet wysyłają go do egzorcysty. A
często są to osoby- wyspy, które idą własną duchową drogą i
sami stawiają czoła wszystkim przeciwnościom losu aby
dorosnąć i ukształtować własną duszę na swój sposób. A tu
kolego/koleżanko nic z tego, masz wiarę według naszych
przykazań, chociaż żaden z tych ludzi nigdy nie doświadczył
żadnych mistycznych przeżyć.
Z reguły najbardziej krytyczni w kościele są ci co robią tam
najmniej, którzy mają mało do powiedzenia i sami potrzebują
duchowego przewodnika. Osobiście uważam, że najlepszym
przewodnikiem dla człowieka prawdziwie poszukującego Boga
jest jego własne serce, wewnętrzna intuicja i prowadzenie
przez Ducha Świętego. Ważne jest aby ci co mają coś więcej
do powiedzenia w swoich kościołach nie siali niezgody w tych
grupach, które nie odpowiadają ich interesom, a ileż my
dzisiaj mamy w kościele takich braci - szyderców, którzy
usilnie pracują nad tym by skłócić a nawet doprowadzić do
rozlewu krwi tych, którzy nie są po ich myśli. Wprzódy
zaczynają się werbalne ataki, później dokuczania,
prześladowania, kompromitowania, robi się wszystko aby z
hańbić drugiego człowieka a to wszystko zamienia się w
wielką defensywę i wojnę. Takie osoby zamiast być duchowymi
nauczycielami stają się mącicielami i przywódcami wojen ... i
nie ważne z jakiego wywodzą się kościoła, o jaką sprawę
walczą, ich postawa nie jest miła w oczach Boga.
Czy możemy
żyć w wyższym duchowym
uniesieniu przez dłuższy czas?
Osobiście uważam, że obecnie jest to niemożliwe, ponieważ w ludziach
jest więcej potrzeby materialnego życia niż Boga. Ludzie lubią się
uszczęśliwiać przez materialne formy a nie duchowe; duchowość dla
wielu ludzi to tylko taka świecąca broszka na niedzielnym markowym
ubraniu, zaznaczenie swojej wyłącznej egzystencji ze świadomością:
popatrz: kim ja jestem? Takie osoby cały czas stąpają w swojej
śmiertelnej egzystencji, często zupełnie otępiali, wyobcowani z
uczucia błogości prawdziwej miłości jaka towarzyszy osobom
oświeconym, tym którzy nie dbają ponad wszystko o ziemskie
szczęście, którzy usuwają ze swojej drogi wszystko co przeszkadza im
być z Bogiem.
Oświecenie to drugie narodziny człowieka w tym samym ciele. Jest to
bardzo bolesne przejście na zupełnie nowych warunkach życia, już nie
ma bezradnego miotania się jak przetrwać za wszelką cenę w ziemskiej
egzystencji, jest to kapitulacja w dodatku całkowita bez niczyich
nacisków. Taki stan wnosi w człowieka wewnętrzny spokój; to nie
tylko doprowadzenie własnej formy życia do spokoju, miłości,
człowiek oświecony dąży do uzdrowienia wszystkich zewnętrznych ran i
oczyszczenia wszystkich ciemności każdego człowieka żyjącego na
Ziemi, nie tylko tych będących w tej samej religii czy kulturze, bo
jak może żyć osoba oświecona w brudnym pokoju w obecności cierpienia
innych, smutku, bólu i plugawego robactwa?
Jak w takich warunkach można osiągnąć wewnętrzny spokój? Jeśli
myślisz, że jako osoba oświecona zamkniesz oczy na brudy całego
świata i wszystko będzie w porządku to się grubo mylisz! Dopiero w
świetle widać wszystkie brudy, wszystko co wadliwe, patrzysz na to i
burzy się twój spokój, więc zakasujesz rękawy do sprzątania ... a
jeżeli potrafisz żyć w "brudnym" środowisku w dodatku ze spokojną
duszą, znaczy, że jesteś ogromnym egoistą, tym razem duchowym, a to
jest wielkie duchowe niechlujstwo ucieleśnionego istnienia, własna
ucieczka od bólu, cierpienia, tylko w celu poprawienia własnego
samopoczucia, istnienia.
Oświecenie
jest wolnością, ale co to dokładnie znaczy?
Czy od tej pory będziemy posiadać własną, w dodatku markową
duchowość, wolność, będziemy stąpać po Ziemi tylko i
wyłącznie po własne duchowe dobra, czy będziemy odkrywać
świat i mieć prawdziwą potrzebę pomagania słabszym ludziom?
Osoby, które tak czynią są już na bardzo wysokim etapie
własnej świadomości, co najmniej na 3-im stopniu oświecenia,
kiedy w życiu takiej osoby zaczyna pulsować poczucie dania
wolności wszystkim ludziom bez wyjątku, bez względu na ich
status na Ziemi. Osoby oświecone zacierają wymiary między
grupami, kulturami, religiami, jedynym wymiarem, do którego
zmierzają jest unia z Bogiem ale już w grupie całej
ludzkości bez żadnych społecznych rozbić. I nie będzie to
możliwe aby świat przeżył taką unię jeśli w jakikolwiek
sposób będzie utrzymywał własną identyfikację, raczej
doprowadzi do jego upadku. Każdy nasz limit jest ciosem dla
innych nadziei, dla naszych wyższych realizacji, do dojścia
do doskonałego życia. Każdy limit jest dla człowieka ciemną
nocą. Swoboda życia czy to materialna czy duchowa to
możliwość porozumiewania się na wszystkich polach już bez
granic. Umysły już na 3-im etapie oświecenia potrafią
przekierować swoje spojrzenie na siebie i świat, a te nowe
wartości ciągle rosną ... odkrywamy wolność i prawdziwe
zaufanie w Najwyższym Bycie - Bogu.
Osobiście nie lubię się z niczym wiązać, czuć się
czymkolwiek ograniczona, uwiązana na smyczy, nie lubię także
przymuszać innych do czegokolwiek, nawet kiedy osoba błądzi
a ja nie jestem w stanie przerwać jej błądzenia ... jeszcze
kilka lat temu łapałam ludzi za rękawy, a nawet ze łzami w
oczach przekonywałam, że to co robią nie służy ich dobru,
choćby leczenie poprzez chemioterapię, radiację czy inne
chemiczne środki, które jak już powszechnie wiadomo
wyrządzają więcej szkody niż pożytku. Dzisiaj tłumaczę
ludziom na czym polega dowcip leczenia naturalnego i
chemicznego, jakie są tego skutki i daję ludziom wolną rękę
... wolnoć Tomku w swoim domku ... i nie zostawiam tych ludzi
na pastwę losu, kiedy wracają do mnie po ratunek (bo mnie
nie posłuchał i dobrze mu tak, ma teraz nauczkę),
wielokrotnie są okrutnie zniszczeni przez leczenie, to
jednak zakasuję rękawy i jak umiem tak pomagam, ile potrafię
tyle załatam i usilnie ich przywracam do życiowej równowagi,
czasami trwa to bardzo długo, nawet wiele lat. Każdy
człowiek ma prawo do wolnej woli i nie wolno nikogo
blokować, zmieniać na siłę.
Trzeci i czwarty stopień oświecenia z reguły wyzwala się
spontanicznie, człowiek w krótkim czasie rodzi się od nowa,
z początku nawet bywa tym stanem rozczarowany, lecz szybko
odkrywa jaka to ulga uwolnić w sobie ten proces.
Spontaniczne oświecenie dokonuje się zgodnie z naturą, tutaj
nie zadziała ręka ludzka a jednak człowiek osiągnie ten
stan. W tym przypadku jest to zasługa Ducha Świętego.
Człowiek w ten sposób „walnięty” (przez wyższą naturę) widzi
natychmiast własną wcześniejszą ślepotę, głuchotę i aż
wierzyć mu się nie chce, że żył do tej pory w takiej
wielkiej ciemności a w dodatku cieszył się niedoskonałością
własnego życia (niewiedza nie boli, nie smuci, nie
zawstydza). Od tej pory widzi, że tylko Bóg jest idealny,
wieczny, wszechwiedzący i natychmiast rozpoczyna z Nim
komunikację; już nie podziwia na świecie żadnych własnych
idoli bez względu na ich ramki świętości.
Oświecenie na tym poziomie daje człowiekowi możliwość
korzystania z własnej istoty, jakoś to się tak dzieje, że
nawet ten najgorszy ziemski student - nieuk, po
przekroczeniu wyższych pól świadomości wyzwala w sobie
potężne pokłady wiedzy, inteligencji, wewnętrznej mądrości
... ten fakt oczywiście nie mieści się w głowach ziemskich
ludzi, szczególnie tych wykształconych, którzy zabiegają o
swoją wiedzę w pocie czoła. A to tylko dowód na to, że ta
osoba przekroczyła wyższe wymiary.
Jak wiemy ludzie mają różne poglądy na temat Boga, które nie
mają nic wspólnego z tym: kim naprawdę On jest! To już nie
jest tajemnicą, że największym darem Boga dla ludzkości jest
duchowe przebudzenie, dostrzeżenie w mgnieniu oka: kim
naprawdę jesteśmy. Kim jest natura, która nas otacza i cała
ludzka jaźń nie tylko osobista lecz uniwersalna, integracja
siebie i innych, która ujawnia, że inni również są częścią
nas samych i częścią wszystkiego ... że całą ludzkością rządzą
te same prawa życia i śmierci, zdrowia, mamy te same
uwarunkowania, te same potrzeby i realizujemy tą samą
heroiczną podróż w kierunku realizacji wyższej świadomości.
Wszyscy chcemy spotkać Boga i zawrzeć z Nim osobistą unię.
Są to nasze uwarunkowania świadome i nieświadome ale
przygotowujące nas do następnych nurtów, na spotkanie czegoś
wielkiego, co nam nawet nie pracuje w naszych umysłach...
inna sprawa - człowiek usilnie chce tego wielkiego spotkania
a zarazem boi się przekroczyć własne granice, za wszelką
cenę powstrzymuje się od tego zbaczając w boczne drogi.
W chwili oświecenia nie spodziewajcie się, że natychmiast
zostaniecie wielkim człowiekiem, który będzie stąpał po
ziemi po dywanach i z kwiatami na ramionach, że cały świat
odda wam pokłon ... raczej obije wam porządnie skórę kilka
razy dziennie i to na wszystkie okazje ... ale spodziewajcie
się demontażu samego siebie, kawałek po kawałku, będziecie
jak stłuczony szklany wazon leżący w drobnych kawałkach na
podłodze, dopiero po takim demontażu można na nowo zebrać w
jedną formę całe swoje życie, a to będzie już zupełnie inne.
To jest już czwarty stopień oświecenia, który automatycznie
kwalifikuje takiego człowieka do wielkiego nauczyciela w
nowej szkole życia. Jednym z głównych programów jej
nauczania jest: czynić to co jest najlepsze dla drugiego
człowieka.
Zanim człowiek dojdzie do tego poziomu jeszcze nie jeden raz
zmieni swoje poglądy, zweryfikuje wcześniejszą wiedzę,
nauki, jeszcze nie w jeden labirynt życia przyjdzie mu
wejść, dobrze go rozpoznać i na powrót znaleźć drogę
odwrotu, jeszcze nie raz przyjdzie mu rozlać zawartość
własnego kielicha i napełnić go od nowa. Zanim zrzuci
wszystkie kajdany, zanim zburzy wszystkie bariery, zanim
rozwieje wszystkie wątpliwości upłynie sporo czasu. Jeszcze
przyjdzie mu występować w niejednym płaszczu zanim popatrzy
na siebie z różnych perspektyw i uczyni głębokie rozpoznanie
swojej roli w tym świecie. Dopiero wówczas ogarnie swoje
człowieczeństwo a jednocześnie rozpozna strumień spójnego
światła (Boga) i przejrzy się w nim jak w zwierciadle.
Wówczas o tej osobie można będzie powiedzieć: dobry
i prawdziwy człowiek ... co to znaczy być prawdziwym
człowiekiem? Czy być uznanym i szanowanym przez cały świat,
czy jedną grupę religijną, czy jest to zupełnie coś innego?
A może w ogóle nie warto poświęcać czasu na dyskusje na ten
temat? Może warto tylko chwilę pokontemplować nad słowami
jednego z naszych największych nauczycieli:
"I zapytał go pewien dostojnik tymi słowy: Nauczycielu
dobry, co mam czynić, aby odziedziczyć żywot wieczny? Rzekł
do niego Jezus: Dlaczego zwiesz mnie dobrym człowiekiem?
Nikt nie jest dobry, tylko jeden Bóg!” (Łuk. 18,
18-19).
Człowiek to tylko człowiek, bywa
omylny, błądzi i całe życie szuka właściwej drogi, w każdym
dniu życia uczy się czegoś nowego,
korektuje pomyłki, dotychczasowe przekonania, wyobrażenia.
Każdy nowy dzień uruchamia w nas nowe procesy, które
otwierają nas na coś głębszego a w nasze komórki wchodzi
światło i zmienia nasze pola świadomości, budzą się nasze
uśpione warstwy pamięci, uprzytamniamy sobie swoją
wielowymiarową naturę ... i obecność czegoś więcej ...
cdn...
5 Nov. 2012
WIESŁAWA
|