KRYZYS DUCHA

ŚWIATŁO TWOJEGO WNĘTRZA
(CZĘŚĆ 1)
LINK! DO CZĘŚCI 2

Duchowe oświecenie człowieka, czyli punkt kulminacyjny, kiedy człowiek czuje we własnej duszy jedność wszystkiego, lecz wszystko co fizyczne i umysłowe idzie na bok. Taki stan oznacza osiągnięcie jedności z Bogiem ale nadal istnieją wyższe poziomy, przez które przechodzi dusza, by wznieść się do doskonałości.

Człowiek przebudzony już w pierwszym etapie oświecenia zaprzestaje etykietować świat, jest czujny i świadomy obecnej chwili ale już nie martwi się o przyszłość, nie żyje przeszłością, nie analizuje wszystkich zdarzeń, plotek, jego umysł staje się cichy i spokojny.

Drugi etap: zaczyna mieć połączenie z każdą inną jednostką w świecie. Taki człowiek nie jest już takim indywidualistą, zaczynają się rozpraszać jego granice, jeszcze oddzielony od wszystkiego ale już czuje, że jest ze wszystkim i wszystko co go otacza jest częścią Najwyższej Duszy, skąd się pojawiają wszyscy. Osoby z tego poziomu opisują ten stan jako: kompletność i miłość.

Trzeci etap, osoba czuje już nie tylko połączenie ze wszystkim ale uświadamia sobie co się dzieje wokół niej. Doświadcza jedności z Bogiem i nie czuje się oddzielona od wszystkiego we Wszechświecie. Na tym etapie jest bezpośrednie doświadczanie jedności. Są jeszcze dalsze etapy, każdy z nich charakteryzuje się światłem, czym wyższy tym więcej światła wnika w przebudzoną osobę, aż w końcowym etapie dusza scala się ze światłem.

Wielka to sprawa być człowiekiem a zarazem oderwać się od ograniczeń bycia człowiekiem. Jeśli człowiek prawdziwie rozumie swoje bycie na Ziemi, swoją prawdziwą rzeczywistość, to także zrozumie jej mroczne aspekty.

W dzisiejszej dobie mówi się aż tyle na temat oświecenia, poszukiwania natury jaźni i istnienia, lecz niestety wiele tych opowiadań o oświeceniu, duchowości człowieka nie przychodzi ze Wszechświata, tylko z idei w jakiej kręci się nasza Ziemia i jest tak płaska jak niegdyś to ludzie myśleli o niej samej, że jest płaskim krążkiem.

Świat duchowy człowieka to nie esej, nie mit, nie bajka, tylko przebudzenie pól świadomości w niekończącym się procesie kwitnienia duszy, łączenia się naszych jaźni, zarówno indywidualnych jak i zbiorowych.

Póki co widzimy na świecie tylko pojedyncze jednostki, których myślenie i działanie są zupełnie odmienne od zbiorowej świadomości. Oczywiście świat ich nie rozumie, ponieważ wyglądają na ziemskim poletku niczym przybysze z innych planet.

Dlaczego tak się dzieje?

Ich umysły przeszły ogromne przemiany, ich świadomość przekształciła ich życie, nie żyją już na płaskiej Ziemi, dokonują rozróżniania między ludzkimi uwarunkowaniami i oczywistymi realiami. Dokonali głębokiego przebudzenia ich całkowitej natury.

Jak dotąd nadal 90% ludzkich umysłów jest pozamykane w odwiecznych psychiatrycznych więzieniach, zahipnotyzowani magią życia często na podstawie osobistego wyroku (własnej decyzji), ileż to ludzi wkłada samych siebie w autodestruktywne klatki. Ileż ludzi kreuje wokół siebie strach, niebezpieczeństwa, klęski, ileż z nich to tylko ludzkie złudzenia lecz przeniesione w zbiorową świadomość tworzą zbiorową histerię, tym samym tworząc dobrą pożywkę dla negatywnych mocy. Wszyscy tego typu ludzie, którzy urzeczywistniają strach, lęk, pogrom, terror czy horror nie mają nic wspólnego z ludzką istotą o naturze boskiej. W dodatku nie potrafią wybaczyć i zauważyć boskości w sercach innych ludzi, i sami kreują się na „świętych”, doskonałych, wszystkowiedzących, to do nich należy cała prawda tego świata i Wszechświata i wszyscy muszą jej słuchać i za nią podążać.

Tacy ”oświeceni” (pseudoświeceni) to doskonała reklama dla szatana, toteż każdego dnia aby tylko się przebudzą brzęczą jak cymbały, jeszcze nie wykreują do końca jednej tragedii, już dumają nad drugą zamiast szukać właściwych rozwiązań trudnych sytuacji. Kłócą się między sobą, ośmieszają, kompromitują, przekonują do swoich racji ale według ścieżki ich poznania, postrzegania, a jeszcze szukają uznania tylko dla siebie.

Wielu ludzi chce się oświecić, zbawić, zawrzeć unię z Bogiem, jedni przez medytację, modlitwy, czy inne duchowe praktyki ale ich umysły są przeciążone przez myśli i nie dopuszczają w siebie białego światła, często wyłączają siebie na długi czas lub na zawsze. Nie może żyć w świadomości Bożej istota, która nie ma w sercu białego światła. Póki co widziałam biały płomień w sercu zwykłej osoby tylko jeden raz, matki niepełnosprawnego dziecka, która całkowicie poświęciła mu swoje życie.

Ludzie czynią wiele prób dotarcia do światła w imię duchowości poświęcając swój czas na przeróżne praktyki duchowe, albo są to próby uniknięcia ciemności, które często kończą się na niedzielnych kościelnych spotkaniach, gdzie światło i ciemność stają naprzeciwko siebie i zmagają się ze sobą, co wnosi w duszę wrażliwego człowieka ból, cierpienie, smutek, marność swojego bycia, chce coś zmienić, uciec od życia, pokonać wszystkie przeciwieństwa, za wszelką cenę chce stać się lepszy. Często wiele ludzi w miejscach swojego religijnego kultu stara się pozytywnie nurkować w głąb własnej duszy, wznosi się ponad siebie i dostrzega światło, lecz bywają to tylko małe chwile i najczęściej człowiek ponownie wraca w swoje stare buty.

Niestety bywa, że wiele ludzi pokazuje się systematycznie lub okazjonalnie w swoich religijnych grupach niczym w klubie, ot tak dla zabicia czasu albo dla zwykłej ludzkiej przyzwoitości - bo inaczej nie wypada, bo tak sobie życzy opinia społeczna ... bywa, że czym więcej spędzają czasu w swoich kościołach tym bardziej wcielają się w osobowość swojej grupy, która na siłę narzuca swój program i musimy się z nim identyfikować skoro chcemy do niej przynależeć.

Niestety, wiele takich grup przeprowadza pranie mózgów, w zależności od kulturowych grup ... jednym słowem zbiorą się tam ludzie podobni do siebie - podobne przyciąga podobne i grupa się rozwija, i nieważne czy wiele osób co niedzielę tylko zaparkują siebie w tej samej ławce w swoim kościele, niczym samochody na parkingu czy może znajdą w swojej społeczności coś więcej: wiarę, Boga, miłość, czy tylko trochę się ponudzą ale wykonają swój tradycyjny obowiązek. Jak dobrze wiemy, nawet w kościele nie wszyscy ludzie rozważają Boga w ten sam sposób a w dodatku wiele nauk może wnieść w człowieka więcej osobistych frustracji, rozczarowań niż duchowych zysków; wszystko zależy od osobowości naszych duchowych pasterzy. Z reguły w co oni najmocniej wierzą tego będą nas uczyć, to trąci z ich kazań, nauk, nasza ocena najmniej się tu liczy, jako nieświadomych, niewtajemniczonych ... mamy być tylko posłuszni. Wzrost duchowy wymaga konfrontacji, znalezienie prawdy szczególnie kiedy nasza wiara i religia ma ostre krawędzie, gdzie okazuje się być wielką ściemą a w ludziach nadal jest zbyt dużo miłości ale tylko dla samych siebie.

Wielu ludzi myśli, że stali się bardziej duchowi, ponieważ przynależą do swojej „wyjątkowej” grupy, że stali się braćmi/siostrami w wierze, niestety wiele tych osób ma niedoskonałe postawy, słabości, w dodatku kiedy inny człowiek chce przekazać swoim braciom w wierze swoje osobiste duchowe doświadczenia, to ci bywają mocno oburzeni swawolą takiego samozwańca i oczywiście kwestionują głoszone przez niego „herezje”, a nawet wysyłają go do egzorcysty. A często są to osoby- wyspy, które idą własną duchową drogą i sami stawiają czoła wszystkim przeciwnościom losu aby dorosnąć i ukształtować własną duszę na swój sposób. A tu kolego/koleżanko nic z tego, masz wiarę według naszych przykazań, chociaż żaden z tych ludzi nigdy nie doświadczył żadnych mistycznych przeżyć.

Z reguły najbardziej krytyczni w kościele są ci co robią tam najmniej, którzy mają mało do powiedzenia i sami potrzebują duchowego przewodnika. Osobiście uważam, że najlepszym przewodnikiem dla człowieka prawdziwie poszukującego Boga jest jego własne serce, wewnętrzna intuicja i prowadzenie przez Ducha Świętego. Ważne jest aby ci co mają coś więcej do powiedzenia w swoich kościołach nie siali niezgody w tych grupach, które nie odpowiadają ich interesom, a ileż my dzisiaj mamy w kościele takich braci - szyderców, którzy usilnie pracują nad tym by skłócić a nawet doprowadzić do rozlewu krwi tych, którzy nie są po ich myśli. Wprzódy zaczynają się werbalne ataki, później dokuczania, prześladowania, kompromitowania, robi się wszystko aby z hańbić drugiego człowieka a to wszystko zamienia się w wielką defensywę i wojnę. Takie osoby zamiast być duchowymi nauczycielami stają się mącicielami i przywódcami wojen ... i nie ważne z jakiego wywodzą się kościoła, o jaką sprawę walczą, ich postawa nie jest miła w oczach Boga.

Czy możemy żyć w wyższym duchowym
uniesieniu przez dłuższy czas?

Osobiście uważam, że obecnie jest to niemożliwe, ponieważ w ludziach jest więcej potrzeby materialnego życia niż Boga. Ludzie lubią się uszczęśliwiać przez materialne formy a nie duchowe; duchowość dla wielu ludzi to tylko taka świecąca broszka na niedzielnym markowym ubraniu, zaznaczenie swojej wyłącznej egzystencji ze świadomością: popatrz: kim ja jestem? Takie osoby cały czas stąpają w swojej śmiertelnej egzystencji, często zupełnie otępiali, wyobcowani z uczucia błogości prawdziwej miłości jaka towarzyszy osobom oświeconym, tym którzy nie dbają ponad wszystko o ziemskie szczęście, którzy usuwają ze swojej drogi wszystko co przeszkadza im być z Bogiem.

Oświecenie to drugie narodziny człowieka w tym samym ciele. Jest to bardzo bolesne przejście na zupełnie nowych warunkach życia, już nie ma bezradnego miotania się jak przetrwać za wszelką cenę w ziemskiej egzystencji, jest to kapitulacja w dodatku całkowita bez niczyich nacisków. Taki stan wnosi w człowieka wewnętrzny spokój; to nie tylko doprowadzenie własnej formy życia do spokoju, miłości, człowiek oświecony dąży do uzdrowienia wszystkich zewnętrznych ran i oczyszczenia wszystkich ciemności każdego człowieka żyjącego na Ziemi, nie tylko tych będących w tej samej religii czy kulturze, bo jak może żyć osoba oświecona w brudnym pokoju w obecności cierpienia innych, smutku, bólu i plugawego robactwa?

Jak w takich warunkach można osiągnąć wewnętrzny spokój? Jeśli myślisz, że jako osoba oświecona zamkniesz oczy na brudy całego świata i wszystko będzie w porządku to się grubo mylisz! Dopiero w świetle widać wszystkie brudy, wszystko co wadliwe, patrzysz na to i burzy się twój spokój, więc zakasujesz rękawy do sprzątania ... a jeżeli potrafisz żyć w "brudnym" środowisku w dodatku ze spokojną duszą, znaczy, że jesteś ogromnym egoistą, tym razem duchowym, a to jest wielkie duchowe niechlujstwo ucieleśnionego istnienia, własna ucieczka od bólu, cierpienia, tylko w celu poprawienia własnego samopoczucia, istnienia.

Oświecenie jest wolnością, ale co to dokładnie znaczy?

Czy od tej pory będziemy posiadać własną, w dodatku markową duchowość, wolność, będziemy stąpać po Ziemi tylko i wyłącznie po własne duchowe dobra, czy będziemy odkrywać świat i mieć prawdziwą potrzebę pomagania słabszym ludziom?

Osoby, które tak czynią są już na bardzo wysokim etapie własnej świadomości, co najmniej na 3-im stopniu oświecenia, kiedy w życiu takiej osoby zaczyna pulsować poczucie dania wolności wszystkim ludziom bez wyjątku, bez względu na ich status na Ziemi. Osoby oświecone zacierają wymiary między grupami, kulturami, religiami, jedynym wymiarem, do którego zmierzają jest unia z Bogiem ale już w grupie całej ludzkości bez żadnych społecznych rozbić. I nie będzie to możliwe aby świat przeżył taką unię jeśli w jakikolwiek sposób będzie utrzymywał własną identyfikację, raczej doprowadzi do jego upadku. Każdy nasz limit jest ciosem dla innych nadziei, dla naszych wyższych realizacji, do dojścia do doskonałego życia. Każdy limit jest dla człowieka ciemną nocą. Swoboda życia czy to materialna czy duchowa to możliwość porozumiewania się na wszystkich polach już bez granic. Umysły już na 3-im etapie oświecenia potrafią przekierować swoje spojrzenie na siebie i świat, a te nowe wartości ciągle rosną ... odkrywamy wolność i prawdziwe zaufanie w Najwyższym Bycie - Bogu.

Osobiście nie lubię się z niczym wiązać, czuć się czymkolwiek ograniczona, uwiązana na smyczy, nie lubię także przymuszać innych do czegokolwiek, nawet kiedy osoba błądzi a ja nie jestem w stanie przerwać jej błądzenia ... jeszcze kilka lat temu łapałam ludzi za rękawy, a nawet ze łzami w oczach przekonywałam, że to co robią nie służy ich dobru, choćby leczenie poprzez chemioterapię, radiację czy inne chemiczne środki, które jak już powszechnie wiadomo wyrządzają więcej szkody niż pożytku. Dzisiaj tłumaczę ludziom na czym polega dowcip leczenia naturalnego i chemicznego, jakie są tego skutki i daję ludziom wolną rękę ... wolnoć Tomku w swoim domku ... i nie zostawiam tych ludzi na pastwę losu, kiedy wracają do mnie po ratunek (bo mnie nie posłuchał i dobrze mu tak, ma teraz nauczkę), wielokrotnie są okrutnie zniszczeni przez leczenie, to jednak zakasuję rękawy i jak umiem tak pomagam, ile potrafię tyle załatam i usilnie ich przywracam do życiowej równowagi, czasami trwa to bardzo długo, nawet wiele lat. Każdy człowiek ma prawo do wolnej woli i nie wolno nikogo blokować, zmieniać na siłę.

Trzeci i czwarty stopień oświecenia z reguły wyzwala się spontanicznie, człowiek w krótkim czasie rodzi się od nowa, z początku nawet bywa tym stanem rozczarowany, lecz szybko odkrywa jaka to ulga uwolnić w sobie ten proces. Spontaniczne oświecenie dokonuje się zgodnie z naturą, tutaj nie zadziała ręka ludzka a jednak człowiek osiągnie ten stan. W tym przypadku jest to zasługa Ducha Świętego.

Człowiek w ten sposób „walnięty” (przez wyższą naturę) widzi natychmiast własną wcześniejszą ślepotę, głuchotę i aż wierzyć mu się nie chce, że żył do tej pory w takiej wielkiej ciemności a w dodatku cieszył się niedoskonałością własnego życia (niewiedza nie boli, nie smuci, nie zawstydza). Od tej pory widzi, że tylko Bóg jest idealny, wieczny, wszechwiedzący i natychmiast rozpoczyna z Nim komunikację; już nie podziwia na świecie żadnych własnych idoli bez względu na ich ramki świętości.

Oświecenie na tym poziomie daje człowiekowi możliwość korzystania z własnej istoty, jakoś to się tak dzieje, że nawet ten najgorszy ziemski student - nieuk, po przekroczeniu wyższych pól świadomości wyzwala w sobie potężne pokłady wiedzy, inteligencji, wewnętrznej mądrości ... ten fakt oczywiście nie mieści się w głowach ziemskich ludzi, szczególnie tych wykształconych, którzy zabiegają o swoją wiedzę w pocie czoła. A to tylko dowód na to, że ta osoba przekroczyła wyższe wymiary.

Jak wiemy ludzie mają różne poglądy na temat Boga, które nie mają nic wspólnego z tym: kim naprawdę On jest! To już nie jest tajemnicą, że największym darem Boga dla ludzkości jest duchowe przebudzenie, dostrzeżenie w mgnieniu oka: kim naprawdę jesteśmy. Kim jest natura, która nas otacza i cała ludzka jaźń nie tylko osobista lecz uniwersalna, integracja siebie i innych, która ujawnia, że inni również są częścią nas samych i częścią wszystkiego ... że całą ludzkością rządzą te same prawa życia i śmierci, zdrowia, mamy te same uwarunkowania, te same potrzeby i realizujemy tą samą heroiczną podróż w kierunku realizacji wyższej świadomości. Wszyscy chcemy spotkać Boga i zawrzeć z Nim osobistą unię.

Są to nasze uwarunkowania świadome i nieświadome ale przygotowujące nas do następnych nurtów, na spotkanie czegoś wielkiego, co nam nawet nie pracuje w naszych umysłach... inna sprawa - człowiek usilnie chce tego wielkiego spotkania a zarazem boi się przekroczyć własne granice, za wszelką cenę powstrzymuje się od tego zbaczając w boczne drogi.

W chwili oświecenia nie spodziewajcie się, że natychmiast zostaniecie wielkim człowiekiem, który będzie stąpał po ziemi po dywanach i z kwiatami na ramionach, że cały świat odda wam pokłon ... raczej obije wam porządnie skórę kilka razy dziennie i to na wszystkie okazje ... ale spodziewajcie się demontażu samego siebie, kawałek po kawałku, będziecie jak stłuczony szklany wazon leżący w drobnych kawałkach na podłodze, dopiero po takim demontażu można na nowo zebrać w jedną formę całe swoje życie, a to będzie już zupełnie inne. To jest już czwarty stopień oświecenia, który automatycznie kwalifikuje takiego człowieka do wielkiego nauczyciela w nowej szkole życia. Jednym z głównych programów jej nauczania jest: czynić to co jest najlepsze dla drugiego człowieka.

Zanim człowiek dojdzie do tego poziomu jeszcze nie jeden raz zmieni swoje poglądy, zweryfikuje wcześniejszą wiedzę, nauki, jeszcze nie w jeden labirynt życia przyjdzie mu wejść, dobrze go rozpoznać i na powrót znaleźć drogę odwrotu, jeszcze nie raz przyjdzie mu rozlać zawartość własnego kielicha i napełnić go od nowa. Zanim zrzuci wszystkie kajdany, zanim zburzy wszystkie bariery, zanim rozwieje wszystkie wątpliwości upłynie sporo czasu. Jeszcze przyjdzie mu występować w niejednym płaszczu zanim popatrzy na siebie z różnych perspektyw i uczyni głębokie rozpoznanie swojej roli w tym świecie. Dopiero wówczas ogarnie swoje człowieczeństwo a jednocześnie rozpozna strumień spójnego światła (Boga) i przejrzy się w nim jak w zwierciadle.

Wówczas o tej osobie można będzie powiedzieć: dobry i prawdziwy człowiek ... co to znaczy być prawdziwym człowiekiem? Czy być uznanym i szanowanym przez cały świat, czy jedną grupę religijną, czy jest to zupełnie coś innego?

A może w ogóle nie warto poświęcać czasu na dyskusje na ten temat? Może warto tylko chwilę pokontemplować nad słowami jednego z naszych największych nauczycieli:

"I zapytał go pewien dostojnik tymi słowy: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby odziedziczyć żywot wieczny? Rzekł do niego Jezus: Dlaczego zwiesz mnie dobrym człowiekiem? Nikt nie jest dobry, tylko jeden Bóg!” (Łuk. 18, 18-19).

Człowiek to tylko człowiek, bywa omylny, błądzi i całe życie szuka właściwej drogi, w każdym dniu życia uczy się czegoś nowego, korektuje pomyłki, dotychczasowe przekonania, wyobrażenia.

Każdy nowy dzień uruchamia w nas nowe procesy, które otwierają nas na coś głębszego a w nasze komórki wchodzi światło i zmienia nasze pola świadomości, budzą się nasze uśpione warstwy pamięci, uprzytamniamy sobie swoją wielowymiarową naturę ... i obecność czegoś więcej ...

cdn...

5 Nov. 2012

WIESŁAWA