"Gepard" był kiedyś
groźnym przestępcą, dilerem narkotyków, handlarzem bronią, pomagał
nawet wywozić młode kobiety do domów publicznych we Włoszech, dziś,
ma dom, żonę, dzieci i jeździ po Polsce z wykładami
przestrzegającymi przed narkotykami, alkoholem i przestępczym
półświatkiem. 12 lat temu, jak sam o sobie mówi, narodził się na
nowo. Od tego czasu znów jest Piotrem Stępniakiem, porządnym
człowiekiem.
Brutalne
dzieciństwo odcisnęło piętno na całym życiu Piotra Stępniaka. Odkąd
skończył osiem lat był świadkiem jak rodzice popadali w alkoholizm.
Libacjom towarzyszyły kłótnie i bójki. Z czasem rodzice rozstali
się, a on wraz z rodzeństwem zostali z matką. - Matka coraz więcej
piła, nie zajmowała się nami. Pamiętam Wigilię, kiedy chodziliśmy
pod blokami i patrzyliśmy, co można ludziom zwędzić do jedzenia z
balkonu. Nie raz chodziliśmy głodni - mówi Piotr Stępniak.
Powoli i on zaczął schodzić na złą drogę. Od drobnych kradzieży,
przez poprawczak i pierwsze odsiadki w więzieniach, w tym w Gdańsku,
po coraz śmielsze przestępstwa. - Sprzedawałem młodym ludziom
narkotyki, zajmowałem się handlem bronią, handlowałem kobietami,
pomagając w przemycaniu ich do domów publicznych na Zachodzie, byłem
kibolem, byłem agresywny i nienawidziłem wszystkich, nienawidziłem
drugiego człowieka, do tego stopnia, że życie ludzkie było dla mnie
niczym - mówi.
Tak żył
przez wiele lat - aż 20 z nich spędził w zakładach karnych. W tym
czasie próbował odebrać sobie życie osiem razy - podrzynając gardło,
połykając nóż. W końcu, blisko 12 lat temu, stało się coś, co
zmieniło jego życie. - Byłem na spacerze, ktoś mi powiedział, że
Jezus mnie kocha. Pobiłem tego człowieka, znów trafiłem do
więzienia, ale te słowa ciągle pulsowały mi w głowie. Nigdy nie
chodziłem do Kościoła, w moim domu to butelka była Bogiem -
opowiada.
Jednak to był początek jego przemiany. Teraz Piotr Stępniak, kiedyś
"Gepard", jeden z najniebezpieczniejszych przestępców we Wrocławiu,
od pięciu lat jeździ po całym kraju i spotyka się głównie z
młodzieżą by mówić im o tym czym jest uzależnienie od narkotyków,
jak wygląda przestępczy półświatek, jak niewiele trzeba by stoczyć
się na samo dno.
Na wykładach nie jest jednak sam. Razem z nim jeździ kilka osób,
które tak jak on stoczyły się na samo dno. Marcin Tyburczy i Darek
Góralczyk przez wiele lat byli uzależnieni od narkotyków, stracili
wszystko co mają i choć od kilku lat nie biorą, próbują powoli
poskładać swoje życie od nowa.
- To bzdura co mówią o podziale na miękkie, rzekomo słabo
uzależniające narkotyki i twarde. Dziś liście marihuany nasącza się
chemią tylko po to by człowiek szybciej się uzależnił i potrzebował
kolejnej dawki - przekonuje Marcin.
- Narkotyki i alkohol to bagno, które zniszczyły moje życie. Wiem o
czym mówię, bo przeżyłem to sam. Dlatego teraz przestrzegam młodych
ludzi by nie popełnili tego samego błędu co ja. Bo zniszczyć sobie
życie można w ciągu jednej sekundy - wtóruje mu Darek.