Bernard
Nathanson, urodzony w 1926 r. profesor z Cornell University, był
ateistą i jednym z największych na świecie zwolenników aborcji.
Dążył uparcie do tego, by w USA uczynić aborcję legalną, tanią i
dostępną. W 1968 r. był jednym z założycieli National Abortion
Rights Action League (Narodowej Ligi Walki o Prawo do Aborcji).
Prowadził największą klinikę aborcyjną w Stanach Zjednoczonych.
Przyznaje się do dokonania 75 000 aborcji. Mówi teraz z wielkim
bólem: "w tej liczbie jest także zabicie mojego nie narodzonego
dziecka, które uśmierciłem własnymi rękami". W życiu Nathansona
dokonał się jednak cud przemiany umysłu i serca. Z czołowego
światowego aborcjonisty stał się przodującym obrońcą życia dzieci
nie narodzonych. Po wielu latach przygotowań, w 1996 r. przyjął
chrzest w Kościele Katolickim.
Dom rodzinny i szkoła
Jego ojciec, profesor medycyny, syn żydowskich emigrantów, jeszcze w
latach studenckich odwrócił się od tradycji ortodoksyjnego judaizmu.
Nie wierzył w Boga, a jedynie w jakąś "wyższą siłę". To właśnie
ojciec wyrył trwałe piętno na życiu i osobowości Bernarda, wpajając
swojemu synowi nihilistyczne postawy i wierzenia. Bernard wzrastał w
domu, w którym tylko zachowywano zwyczaje i obrzędy wiary
żydowskiej, ale jej nie praktykowano. Na dodatek ojciec Bernarda
nienawidził swojej żony.
Rodzice wysłali Bernarda do jednej z najlepszych szkół w Nowym Jorku
(Columbia Grammar School), gdzie uczyły się dzieci najbogatszych
żydowskich rodzin.
Bernard, wpatrzony w ojca odwrócił się również od religii, uważając
ją za bezużyteczną i utrudniającą życie "jak kamień u szyi". Mimo
swojej niewiary ojciec zmusił Bernarda, aby trzy razy w tygodniu
chodził do ortodoksyjnej szkoły hebrajskiej. Uczył się tam na pamięć
hebrajskich modlitw i wyniósł przekonanie, że religia żydowska jest
surowa i bezlitosna. Bóg mojego dzieciństwa - wspomina po latach -
przypominał ponurą, majestatyczną, brodatą postać Mojżesza z rzeźby
Michała Anioła. Widzę Go, jak siedzi przygarbiony, dumając nad moim
losem na chwilę przed wygłaszaniem nieuchronnie skazującego wyroku.
Taki był Bóg mojej żydowskiej religii - potężny i przerażający jak
lew. Jak wielkiego doznałem olśnienia, gdy służąc w Siłach
Powietrznych Stanów Zjednoczonych, z czystej frustracji i nudy
zacząłem uczęszczać na wieczorowe kursy biblijne! Wtedy odkryłem, że
Bóg Nowego Testamentu jest kochający, wyrozumiały, łagodny i
wszystko przebaczający ludziom o skruszonych sercach.
Studia na wydziale lekarskim prestiżowego Uniwersytetu McGilla
rozpoczął w 1945 r. Podczas wykładów na czwartym roku medycyny
wielkie wrażenie wywarł na nim profesor psychiatrii, Karl Stern. Ten
wspaniały nauczyciel, wybitny naukowiec również był Żydem. Nathanson
uwielbiał prof. Sterna za jego niezwykle ciekawe wykłady oraz
szczególny duchowy pokój. Nie zdawał sobie sprawy, że Stern w 1943r.
nawrócił się na katolicyzm, po wielu latach rozmyślań, analiz i
lektur. Proces swojego nawrócenia opisał w książce The Pillar of
Fire (Słup ognia), która po raz pierwszy została opublikowana w 1951
r. Nathanson przeżył prawdziwy szok, kiedy po raz pierwszy
przeczytał ją w 1974 r. Lektura tej książki w dużym stopniu
przyczyniła się do jego nawrócenia na katolicyzm. W ostatnim
rozdziale swojej książki Stern wyjaśnia swojemu bratu,
ortodoksyjnemu Żydowi, dlaczego stał się katolikiem: Kościół
pozostaje niezmienny w swym nauczaniu. Istnieje tylko jedna
nadprzyrodzona prawda, podobnie jak istnieje tylko jedna prawda
naukowa. Tym, czym dla doskonalenia materii jest prawo Postępu, dla
spraw duchowych jest prawo Zachowania. Pamiętam, jak pokazałem ci
kiedyś papieską encyklikę o nazistach. Zrobiła na tobie spore
wrażenie i powiedziałeś: «Zupełnie, jakby została napisana w
pierwszym wieku». Właśnie o to chodzi!
Szatański świat aborcji
Jesienią 1945 r. na balu uniwersyteckim Bernard poznał czarującą,
niewinną, siedemnastoletnią Ruth. Zakochali się w sobie od
pierwszego wejrzenia. Spędzali ze sobą coraz więcej czasu, planowali
ślub. Ruth zaszła w ciążę. Fakt ten zburzył sielankowy nastrój
zakochanych. Nie chcieli tego dziecka. Postanowili je "usunąć". Po
wielu poszukiwaniach udało im się znaleźć lekarza abortera, który w
prywatnym gabinecie, w ukryciu, wykonywał ten proceder, wtedy
jeszcze nielegalnie. Kiedy dziecko zostało zabite, Bernard i Ruth
zachowywali się jak spiskowcy po haniebnej zbrodni, o której nie
wolno mówić. Po latach Bernard wspomina: Jestem pewien - że mimo jej
dzielnej miny, jej lojalności i miłości do mnie - w jakichś
melancholijnych zakamarkach umysłu Ruth, rodziły się pytania:
"Dlaczego się ze mną nie ożenił? Dlaczego nie mogliśmy mieć tego
dziecka? Dlaczego musiałam narażać swoje życie i życie moich
przyszłych dzieci dla jego wygody i studiów? Czy Bóg ukarze mnie za
to, co zrobiłam, i uczyni mnie bezpłodną?
Dla Bernarda w tym czasie pytania natury religijnej były nieistotne.
Dojrzewał w nim - jak sam pisze - charakter żydowskiego ateisty o
twardym karku. Martwił się tylko o zdrowie Ruth i jej zdolności
rozrodcze w przyszłości. Wkrótce jednak ich drogi się rozeszły. Tto
doświadczenie stało się dla Nathansona pierwszą podróżą w szatański
świat aborcji.
W połowie lat sześćdziesiątych Bernard ukończył staż na położnictwie
i ginekologii, stał u początku wspaniale zapowiadającej się kariery.
Miał jednak już za sobą dwa nieudane małżeństwa, zniszczone - jak
sam dziś przyznaje - przez "egoizm, narcyzm i nieumiejętność
kochania". W tym czasie począł dziecko z kobietą, która go bardzo
kochała. Błagała go, aby pozwolił jej je donosić i urodzić.
Nathanson był nieugięty, zażądał, aby natychmiast usunęła ciążę, bo
on nie może sobie pozwolić na utrzymanie dziecka, a jeżeli nie podda
się aborcji, to się z nią nie ożeni. Zaproponował jej, że osobiście
dokona aborcji ich dziecka. Pozbawił je życia w sposób fachowy. Nie
miał żadnych wyrzutów sumienia, ani nawet cienia wątpliwości, że źle
postąpił. W swojej świadomości lekarza-abortera miał tylko poczucie
dobrze wykonanej roboty.
Przed dokonaniem aborcji Nathanson, jak i inni lekarze nie
informowali pacjentek o niebezpiecznych następstwach przerwania
ciąży. Po swoim nawróceniu on sam napisał: Okazuje się, że aborcja
może być powiązana z rakiem piersi, że tysiące kobiet utraciło
płodność w wyniku nieudanej aborcji, a śmiertelność kobiet
poddających się temu zabiegowi po trzynastym tygodniu ciąży jest
wyższa, niż wskaźnik urodzeń. Arogancja ludzi praktykujących
medycynę zawsze była uważana za nieznośny dodatek nieodłącznie
towarzyszący ich profesji, ale niebotyczna zarozumiałość lekarzy
trudniących się aborcją do dziś nie przestaje zadziwiać. Na każde
dziesięć tysięcy dziewczyn, takich jak Ruth, przypada jeden aborter:
zimny, pozbawiony sumienia, bez skrupułów wykorzystujący swoje
talenty do nikczemnych celów, brukający swoją etyczną
odpowiedzialność i skłaniający - wręcz uwodzący - kobiety swoim
lekarskim spokojem i uspokajającym profesjonalizmem, by zdecydowały
się na zabójstwo. Nie przypadkiem następny krok w tym perwersyjnym
wynaturzaniu umiejętności lekarskich dokonuje się tam, gdzie lekarze
są upoważnieni przez państwo do dopomagania - zawsze w imię
współczucia! - w akcie samobójstwa. Jakże inaczej wyglądałby świat,
gdyby jakiś nierozważny ekspert od rachunku cierpienia w godzinę po
ukrzyżowaniu wspiął się na drabinę i podał Jezusowi dawkę cykuty...
W 1968 r. dr Nathanson został jednym z założycieli "National
Abortion Rights Action League" (NARAL), która miała doprowadzić do
zalegalizowania aborcji w USA. Po jej legalizacji w 1970 r. w stanie
Nowy Jork otrzymał nominację na dyrektora największej kliniki
aborcyjnej w świecie. Przyznaje się do odpowiedzialności za 75 000
aborcji. W jednym z artykułów napisanym tuż przed swoim nawróceniem,
zatytułowanym "Wyznania eks-aborcjonisty", Nathanson opisał taktykę,
jaką zastosował on i jego koledzy z NARAL, aby przełamać wszelkie
prawa ograniczające aborcję w USA oraz na całym świecie. Trzeba
pamiętać, że w latach sześćdziesiątych większość Amerykanów była
przeciwna aborcji. W ciągu 5 lat, dzięki intensywnej kampanii
reklamowej "specjaliści" z NARAL przekonali Sąd Najwyższy Stanów
Zjednoczonych i ten w 1973 r. wydał decyzję legalizującą aborcję na
żądania i bez ograniczeń, aż do 9 miesiąca ciąży.
Jak to zrobiliśmy? Ważne jest zrozumienie taktyki jaką
zastosowaliśmy, bo jest ona w dalszym ciągu praktykowana w krajach
zachodnich w dalszej liberalizacji aborcyjnego prawa.
Pierwszym kluczem skuteczności ich taktyki było przekonanie mediów,
że akceptacja dla aborcji jest znakiem oświeconego liberalizmu.
Wiedzieli, że gdyby przeprowadzono sondaż opinii publicznej,
przegraliby z kretesem. Dlatego fabrykowali dane statystyczne w
oparciu o fikcyjne sondaże. Informowali media, że według najnowszych
sondaży 60% Amerykanów popiera aborcję. Podawali jako prawdziwe
informacje, że na skutek nielegalnej aborcji rocznie umiera 10 tys.
kobiet, gdy prawdziwa liczba wynosiła 200 - 250. Twierdzili, że w
ciągu roku w USA przeszło 1 mln kobiet dokonuje nielegalnej aborcji,
podczas gdy rzeczywiście było ich około 100 tys. Nieustanne
powtarzanie wielkich kłamstw w publicznych mediach przekonuje
słuchaczy. Tego rodzaju akcja propagandowa okazała się bardzo
skuteczna. W ciągu 5 lat udało im się przekonać większość
społeczeństwa, że należy jak najszybciej zalegalizować aborcję.
Drugim elementem ich taktyki było granie tzw. katolicką kartą.
Nieustannie szkalowali Kościół Katolicki i jego "wsteczne" poglądy,
wskazując na hierarchów Kościoła, jako na pełnych hipokryzji
łajdaków, którzy przeciwstawiają się aborcji, chcąc ograniczyć
wolność wyboru. Ten motyw był ciągle powtarzany. Karmili media
różnymi kłamstwami, jak: Wszyscy wiemy, że przeciwnikami przerywania
ciąży są tylko duchowni, natomiast świeccy katolicy w zdecydowanej
większości są za aborcją.
Trzecim sposobem działania było uwiarygadnianie akcji propagandowej
przez blokowanie informacji o naukowych dowodach, świadczących o
tym, że ludzkie życie zaczyna się od chwili poczęcia. Twierdziliśmy,
że nauka nie będzie mogła nigdy tego określić, ponieważ nie należy
to do jej kompetencji, a tylko do filozofii i teologii. Było to
wielkie kłamstwo ponieważ fitologia (nauka o początkach życia
ludzkiego) przedstawia niezaprzeczalne dowody, że życie człowieka
zaczyna się w chwili poczęcia i potrzebuje takiej samej ochrony,
jaką my się cieszymy.
Gdy dziś cofam się - pisze Nathanson - dwadzieścia pięć lat, do
tamtej odrażającej gry odbywającej się wśród ciał ciężarnych kobiet
i ich mordowanych dzieci, zaskakuje mnie absolutny brak krytycyzmu
wobec zadania, jakie sobie wyznaczyliśmy, całkowita moralna i
duchowa pustka, leżąca u podstaw tego koszmarnego przedsięwzięcia,
nasze niepodważalne przekonanie o wysokim poziomie moralnym naszych
działań. A przecież to, co robiliśmy, było po prostu podłe! Dlaczego
nie potrafiliśmy dostrzec zakłamanej etyki i niegodziwości
praktykujących lekarzy, połączenia tej ewidentnej chciwości z
pozbawioną wyższych uczuć motywacją: beznadziejnej głupoty samego
przedsięwzięcia z tępotą uczestniczących w nim ludzi; wszystkich
wskazówek etycznych z niemoralnością samego aktu?!
Nawrócenie
W 1973 r. Nathanson został ordynatorem wydziału położniczego w
szpitalu św. Łukasza w Nowym Jorku. Po raz pierwszy zainstalowano
tam ultrasonograf, najnowocześniejszą wtedy aparaturę, dzięki której
można było oglądać i badać płód w łonie matki. Ultrasonograf
otworzył przed Nathansonem nowy świat. Wspomina: Pierwszy raz
mogliśmy naprawdę zobaczyć ludzki płód - mierzyć go, obserwować,
przyglądać mu się, a także związać się z nim i pokochać go.
Pokazywane na USG obrazy płodu robią niewiarygodnie silne wrażenie
na oglądającym.
Po wprowadzeniu ultrasonografu nastąpił radykalny przełom w
podejściu Nathansona do ludzkiego płodu. Dzięki USG mogliśmy nie
tylko przekonać się, że płód jest normalnie funkcjonującym
organizmem, ale także wykonać pomiary jego funkcji życiowych, ważyć
go i określać jego wiek, widzieć jak przełyka i oddaje mocz, widzieć
go w stanie uśpienia i przebudzenia, a także obserwować, jak porusza
się nie mniej celowo niż noworodek. Od tego momentu Nathanson już
nie był przekonany o słuszności aborcji na życzenie. Drastycznie
ograniczył ilość dokonywanych przez siebie "zabiegów" do przypadków,
które według niego miały medyczne uzasadnienie. Ostatniej aborcji
dokonał w 1979 r.
Od 1984 r. zadawał sobie coraz więcej pytań na temat przerywania
ciąży. Chciał wiedzieć, co się rzeczywiście dzieje podczas jej
wykonywania. Przeprowadził ich przecież tak wiele, ale czynił to bez
zastanowienia, mechanicznie, na ślepo. Wprowadzał narzędzie do
macicy, włączał silnik, a maszyna wysysała jakieś strzępy tkanek.
Zapragnął wiedzieć co się wtedy rzeczywiście dzieje. Poprosił więc
swojego przyjaciela Jay`a, który dokonywał do 20 aborcji dziennie,
aby podczas "zabiegu" włączył USG i nagrał jego przebieg na taśmie
filmowej. Kolega zrobił to z wielką sumiennością. Kiedy później obaj
obejrzeli taśmy w studiu montażowym, przeżyli prawdziwy szok, a Jay
powiedział, że już nigdy nie podejmie się przerwania ciąży. Był to
wstrząs dotykający korzeni mojej duszy - napisał później Nathanson.
Po raz pierwszy zobaczył, co rzeczywiście dzieje się podczas aborcji
i czym ona naprawdę jest. Po profesjonalnym opracowaniu taśm powstał
film The Silent Scream (Niemy krzyk). Był to filmowy dokument
makabrycznej zbrodni dokonanej na najbardziej niewinnej i bezbronnej
istocie. Pokazywał dwunastotygodniowe dziecko w łonie matki,
próbujące bronić się przed rozrywającym je na kawałki narzędziem
zgniatającym i aparatem ssącym. Film został pokazany po raz pierwszy
3.01.1985 r. na Florydzie i jego projekcja wywołała sensację.
Liberałowie podnieśli straszny krzyk, ponieważ ten dokument był
ogromnym zagrożeniem dla sił proaborcyjnych. Liberalne media starały
się całkowicie zablokować dotarcie tej prawdy do szerszych kręgów
amerykańskiego społeczeństwa. Żadna z sieci telewizyjnych nigdy nie
chciała pokazać tego filmu, ani nawet nie zgodziła się na kupienie
czasu antenowego na reklamy, których treścią byłaby pochwała wyboru
życia. Było to ewidentnym dowodem na to, jak bardzo media
zdominowane są przez ludzi opowiadających się za kulturą śmierci.
Naukowe fakty otworzyły serce Nathansona: przyjął niepodważalną
prawdę, że życie człowieka zaczyna się w momencie poczęcia, a każde
usunięcie ciąży jest morderstwem niewinnej i bezbronnej ludzkiej
istoty. Dr Nathanson zmienił swoje poglądy na temat aborcji kierując
się tylko względami naukowymi a nie religijnymi.
Droga do Kościoła Katolickiego
Duchowa podróż do wiary w Boga była dla Bernarda Nathansona
niezwykle trudna. Najpierw było odkrycie świętości ludzkiego życia
od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci, a dopiero później
dojście do wiary w Boga. Nie szukałem niczego duchowego; moje
pragnienia były w większości ziemskie i cielesne, moje dążenia
konkretne i namacalne, łatwo dające się spieniężyć. Co gorsza,
odnosiłem się do spraw duchowych z pogardą, jak przystało na
żydowskiego ateistę o twardym karku - pisze Nathanson. W latach
1978-1988 przeżył niezwykle trudny okres. W sposób wyjątkowo bolesny
zaczął odczuwać skutki swojego grzesznego życia. Budziłem się co noc
o czwartej lub piątej nad ranem, wpatrywałem się w ciemność i
czekałem, czy wśród mroku rozbłyśnie nagle wiadomość o uniewinnieniu
mnie przez jakiś niewidzialny sąd. Po bezowocnym oczekiwaniu
zapalałem nocną lampkę, brałem którąś z książek o grzechu i kolejny
raz czytałem ustępy z "Wyznań" św. Augustyna, Dostojewskiego, Paula
Tillicha, Kierkegaarda, Niebuhra, a nawet Lewisa Mumforda i Waldo
Franka.
Nawiedzały go coraz częściej myśli samobójcze. Ciężar popełnionych
win był nie do uniesienia, szczególnie świadomość tysięcy aborcji na
niewinnych dzieciach. Próbował leczyć swój duchowy ból i rozpacz
środkami uspokajającymi, alkoholem, poradnikami, chodzeniem do
psychiatry - nic nie pomagało. W tym też czasie dr Nathanson coraz
bardziej angażował się w działalność ruchu obrony życia. Jeździł po
całych Stanach Zjednoczonych z wykładami, pisał książki, włączał się
w działalność polityczną. Uczestnicząc w wiecach obrońców życia,
dawał wyraźnie do zrozumienia, że łączy go z nimi jedynie sprzeciw
wobec aborcji, natomiast z rezerwą odnosi się do wiary w Boga. W
czasie tych wieców i protestów przed klinikami aborcyjnymi
doświadczał panującej wśród zgromadzonych nieuchwytnej atmosfery
bezinteresowności. Z twarzy zgromadzonych tam i modlących się ludzi,
otoczonych przez kordony policji, promieniowała prawdziwa miłość. Ci
ludzie nieustannie się modlili i stale przypominali sobie o
całkowitym zakazie stosowania przemocy. Nathanson pisze: Po prostu
zaskoczyła mnie siła ich miłości i modlitwy: modlili się za nie
narodzone dzieci, za zagubione i przerażone matki, za pracujących w
klinice lekarzy i pielęgniarki. Modlili się nawet za policję i
media, które transmitowały demonstrację. Modlili się za siebie
nawzajem, ale nigdy za siebie samych. Zacząłem się zastanawiać: Jak
to się dzieje, że ci ludzie mogą z siebie tyle dawać, występując na
rzecz mniejszości, która jest niema, niewidoczna i niezdolna do
wyrażenia im swojej wdzięczności?
Przykład tych ludzi sprawił, że Nathanson po raz pierwszy w swoim
życiu zaczął serio dopuszczać do siebie myśl o możliwości istnienia
Boga. Pisze, że zaczął zastanawiać się nad istnieniem Boga, który
przeprowadził mnie przez wszystkie kręgi piekła tylko po to, by w
swej łasce wskazać mi drogę do zbawienia i okazać swoje
miłosierdzie. Ta myśl - sprzeciwiająca się wszystkim moim
dziewiętnastoletnim pewnikom, którym byłem wierny - w jednej chwili
ukazała moją przeszłość jako ohydne bagno grzechu i zła, oskarżyła
mnie i uznała winnym ciężkich przestępstw (...), a równocześnie - w
cudowny sposób - ukazała mi (...), że Ktoś umarł dwa tysiące lat
temu za moje grzechy.
Zanim jednak zdecydował się na duchową podróż w poszukiwaniu Boga, z
wielką zachłannością zaczął czytać autobiografie wielkich
katolickich konwertytów, takich jak Malcolm Muggeridge, kardynał
Newman, Graham Greene, C.S. Lewis, Walker Percy i innych. Jednak
najbardziej identyfikował się z historią swojego profesora Karla
Sterna, który w autobiografii The Pillar of Fire opisał swoją
fascynującą duchową podróż do katolickiej wiary. Nathanson wyznaje,
że za każdym razem kiedy czyta tę autobiografię, z trudem
powstrzymuje łzy: Było mi przeznaczone przemierzać glob w
poszukiwaniu Tego, bez którego byłbym potępiony, teraz jednak
uchwyciłem się rąbka Jego szaty w rozpaczy, w przerażeniu, w
niebiańskim przystępie najczystszej potrzeby. Moje myśli wracają
znów ku bohaterowi moich lat studenckich, Karlowi Sternowi - który
przechodził przemianę duchową dokładnie w tym czasie, kiedy
kształcił mnie w sztukach poznawania ludzkiego umysłu, jego porządku
i jego źródeł - i ku słowom, które napisał do swego brata: Nie ma co
do tego wątpliwości: biegliśmy do Niego albo uciekaliśmy przed Nim,
a On przez cały czas był w centrum wszystkiego.
Nathanson był świadomy, że bardzo wiele osób z ruchu obrony życia
modli się za niego. Duchowa przemiana dokonywała się w nim w sposób
łagodny i naturalny, przynosząc mu wewnętrzną ulgę i pokój. Zaczął
regularnie, każdego tygodnia spotykać się z ks. Johnem McCloskey,
który stał się jego duchowym przewodnikiem po trudnych drogach
wiary. O swojej decyzji przejścia na katolicyzm zaczął publicznie
mówić już 1994 r. Został ochrzczony 9 grudnia 1996 r. w katedrze św.
Patryka w Nowym Jorku przez kard. J. O`Connora. Żydowscy przyjaciele
z życzliwością przyjęli jego decyzję. Sam dr Nathanson mówi:
"Przyjmując Chrystusa jeszcze bardziej doceniam fakt, że przynależę
do kultury, narodu i tradycji żydowskiej. Tak będzie zawsze i jestem
z tego dumny." Od tego czasu regularnie uczęszcza na Mszę św.,
spowiada się, prowadzi życie głębokiej modlitwy, a jako naukowiec w
swoich książkach, filmach i licznych konferencjach daje świadectwo,
że życie ludzkie jest tak święte, jak święty jest Bóg - dawca tego
życia, a więc nikt i nigdy nie ma prawa ludzkiego życia nikomu
odbierać. Nawrócenie prof. Bernarda Nathansona, który z czołowego
światowego aborcjonisty i "ateisty o twardym karku", stał się
gorliwym katolikiem i przodującym obrońcą życia dzieci nie
narodzonych, jest niewątpliwie jednym z największych nawróceń XX
wieku.
Kiedy przyjechał do Polski 19.10.1996 r., na konferencji prasowej w
galerii Porczyńskich, skierował apel do polskich parlamentarzystów:
Błagam was, nie róbcie żadnego kroku w kierunku liberalizacji
aborcji! Historia wam nigdy tego nie wybaczy. Chcę Was przestrzec,
żebyście nie popełniali tych samych błędów, które my popełniliśmy w
Ameryce. Głosowanie za aborcją będzie jednocześnie głosowaniem za
eutanazją, zabijaniem ludzi starych, kalekich i terminalnie chorych,
za eksperymentami genetycznymi - będzie pierwszym krokiem na równi
pochyłej, na dole której znajduje się całkowita dehumanizacja życia,
dolina śmierci.
Źródło: adonai.pl tekst: ks. M. Piotrowski TChr
|