CUDA

MOJA HISTORIA
(CZĘŚĆ 1)
LINK! DO CZĘŚCI 2

WPROWADZENIE:

Wiara, nadzieja i miłość są największymi fundamentami naszego życia, potężne wsparcie dla upadającego ducha, który wyrusza na spotkanie z nowym wyzwaniem, nie zawsze pięknym i ubarwionym w najpiękniejsze życiowe owoce. Bywają w życiu i bardzo ciężkie chwile, gdzie nadzieją i ostatnią deską ratunku jest tylko Bóg... Jakim wielkim darem jest wówczas Jego odpowiedź na nasze wołania i prośby wiedzą tylko te osoby, które doświadczyły na własnej skórze cierpienia - wielki życiowy krzyż... i przybywające na pomoc Miłosierdzie Boże.

Kto ma nadzieję wbrew wszelkiej nadziei ten rozpozna działania Boga. On przemówi do każdego potrzebującego: w ogniu, w trzęsieniu ziemi, w chorobie, w każdym nieszczęściu i tam, gdzie już nikt ze świata ludzi nie potrafi pomóc.

Nadzieja - ten, który ją posiada wzbudza w Bogu wielką miłość a nadzieja nie utracona staje się darem przepełnionym Wielką Bożą Łaską. Bóg dotyka własnym promieniem, niemożliwe staje się możliwym. Ważnym elementem w poruszaniu Serca Boga jest akt skruchy. Kiedy człowieka skrucha nie będzie miała granic nie będzie też miało granic Miłosierdzie Boga. Bóg oddaje się bez końca tej osobie, która bez końca oddaje się Jemu. Im bardziej będzie pozbawiona realności tym mocniej przyjmie Boga, a wtedy w życiu zaistnieją cuda.

Pamiętaj! - abyś wygrał beznadziejną walkę Bóg potrzebuje twojej słabości. Nawet kiedy dopuści do wielkich zranień i ciężkich chwil, to tylko po to aby człowiek poczuł się słaby i przyjął Łaski z Jego rąk.
 

MOJA HISTORIA:

Historia Agnieszki - wielka próba wiary, zmaganie, płynący z serca niepokój, załamanie, wielka bezsilność, umacnianie, modlitwa, poszukiwanie Boga i całkowite zawierzenie Bogu... ujmująca za serce walka młodej dziewczyny o powrót do normalnego życia.

Zapraszam wszystkich aby poznali historię Agnieszki,  która dzisiaj dzieli się z nami owocami jej wiary,  pokazuje drogą nadziei, która nie zawodzi.  Jej przypadek budzi głębokie refleksje,  jest życiowym odbiciem Boskiej egzystencji w sercu człowieka.

Wiesława
Van. 29 Jan. 2008

NIESPODZIEWANA CHOROBA
(CZĘŚĆ 1)

Tak trudno przelać mi na papier ten cały okres czasu związany z moją przebytą chorobą, gruźliczego zapalenia opon mózgowych i rdzenia kręgowego, ale głęboko wierzę, że pomogę tym nie jednej osobie, która już dawno straciła wiarę, silę walki i nadzieję.

Potraktowałam wszystkie objawy jako zwykłe przeziębienie, kaszel, gorączkę i osłabienie jako zwykłe przemęczenie organizmu. Niestety po paru tygodniach stan mój nie poprawiał się a wręcz przeciwnie było coraz gorzej. Poprosiłam moją mamę o pomoc dopiero wówczas kiedy zaczęłam tracić siłę w nogach tzn. każde wstanie z łóżka sprawiało mi wiele trudności, przy chodzeniu potrzebowałam wsparcia ściany lub mebla, ale najbardziej się wystraszyłam kiedy przy chodzeniu kolana zaczęły mi się uginać, do tego towarzyszył mi totalny brak siły, okropny kaszel i trudności w oddychaniu. Od lekarza ogólnego natychmiast dostałam skierowanie do poradni specjalistycznej. Gdy powracam pamięcią do tamtego okresu zauważam ogromne luki w pamięci. Pamiętam niektóre zdarzenia, ale większość z nich uzupełnili mi najbliżsi z rodziny jakiś czas potem.

W szpitalu zostałam od razu poddana wszelkim badaniom jak; rezonans magnetyczny, pobieranie szpiku z rdzenia kręgowego, USG, badania krwi i moczu, itp. Pamiętam jak w szpitalu poruszałam się wolnym krokiem przy ścianie chodem, który sprawiał mi okropny fizyczny wysiłek. Aż pewnego dnia rano chcąc wstać z łóżka upadłam na ziemię. Tym razem moje nogi nie dały rady mnie udźwignąć !

Momentalnie zostałam ocewnikowana a moim miejscem, gdzie przebywałam pozostało na wiele miesięcy białe szpitalne łóżko. Z wszystkich badań jakie mi zrobiono wyszło jednoznacznie; zapalenie opon mózgowych i rdzenia kręgowego. Pamiętam towarzyszące temu okropne zawroty i bóle całej głowy, tak potężne, że aż wymiotowałam. Jedyną datę jaką pamiętam z tego okresu jest 11 września 2001 roku bo w tym dniu cały szpital huczał od tragedii terrorystycznej - World Trade Center. Do mnie tego dnia też dotarło, że cały, dosłownie cały świat mi się zawalił!

Białe ściany, białe zimne szpitalne łóżko, zamiast seksownej bielizny, pampers z cewnikiem odprowadzającym bezwiednie mój mocz i te garście tabletek, do których połykania mnie zmuszano 3 razy dziennie. Kaszel, okropny kaszel, przy łóżku butla z maską i tlenem i okropne zawroty głowy, ciągłe przebywanie w pozycji leżącej wtedy było dla mnie zbyt dużym wysiłkiem. Nocami prosiłam Pana Boga o śmierć, byłam bardzo, bardzo zmęczona. Mój organizm był wyczerpany do takiego stanu, że nie byłam zdolna sama obrócić się z boku na bok.

Po 3 miesiącach leżenia pierwsza próba siedzenia, najpierw na łóżku, potem na wózku inwalidzkim. Gdy teraz powracam pamięcią do tamtych dni wciąż na skórze pojawiają mi się dreszcze.

Jednak wciąż najbardziej bolącymi dla mnie obrazami z tamtych czasów jest kamienna twarz mojej mamy z oczami pełnymi łez, i z tym swoim wymuszonym uśmiechem na twarzy. To ona wtedy walczyła o mnie jak lwica, o swoje młode dziecko, podtrzymywała mnie na duchu, obiecywała, że będzie dobrze. Ukrywała przede mną najstraszniejszą lekarską diagnozę jaka była wtedy - tętniak mózgu i prognozowany czas mojego życia, nie dłużej niż 3 miesiące. Była to bardzo mądra decyzja z jej strony, zataić tą prawdę przede mną.

Dlaczego Pan Bóg nie zabrał mnie wtedy do siebie?

cdn...

Agnieszka
29 styczeń 2008